nareszcie go zostawiłam - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » nareszcie go zostawiłam

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 179 ]

66

Odp: nareszcie go zostawiłam

Yes, it is. I'm sorry Misisippi.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: nareszcie go zostawiłam

Widzę, że dziwna dyskusja rozegrała się w moim wątku...

Ale wracając do mnie:
Mój były po raz kolejny dodał anons na portalu. Wiem, że zaraz mnie zganicie za to, po co ja tam zaglądam, ale nie potrafię tego nie sprawdzić. Nie wiem dlaczego, po co to robię. Najgorsze jest to, że za czasem złe chwile znikają z głowy i nagle pojawia się żal za tymi dobrymi. dlaczego? Nagle włączają mi się wyrzuty sumienia, on zawsze próbował mi wmówić, że to ja wszystko psuję i czasem mam tak że biorę sobie do serca to jego gadanie i potem nie wiem czemu mam wyrzuty, choć wiem że nie powinnam, że to nie moja wina... Poza tym ja rozmawiałam z tamtą dziewczyną, która była jego niespełnioną miłością. Ona nigdy niczego od niego chciała, spławiła go. Wyżaliłam się jej i okazało się, ze dziewczyna mnie rozumie i uważa, że to straszne że on mnie tak potraktował. Poza tym powiedziała mi, ze on dla niej też zawsze był egoistą, hipokrytą i nigdy nie zrobił na niej dobrego wrażenia. Wsparła mnie i uważa, że bardzo dobrze zrobiłam odcinając się od niego bo ona sama nie chce utrzymywać z nim żadnego kontaktu. Rozmowa z nią też bardzo mi pomogła, w końcu z jakiegoś powodu ona go nie chciała i okazało się, że ma takie same spostrzeżenia co do niego, jak ja. Mój były oczywiście nic o tym nie wie. No ale stres spowodowany ostatnimi zdarzeniami, nadal się we mnie utrzymuje. Wciąż jestem w jakimś amoku, boję się. Nie wiem. Właśnie wróciłam od rodziców z majówki i znów przyjechałam do siebie, bo jutro zaczynam zajęcia. Sama tutaj czuję się bardzo samotna. Musze się zabrać do pracy, niedługo egzaminy. Ciężko mi się pozbierać, ale mimo wszystko muszę. Dzięki, że ze mną jesteście.

68

Odp: nareszcie go zostawiłam
I_see_beyond napisał/a:

Ekhm ... Isn't it a little off-top?

To dział ROZSTANIE-FLIRT-ZDRADA-ROZWÓD... Missisippi dzieli się tu rozterkami sercowymi...

Jacenty89, czy zaatakujesz mnie za uprzejmą prośbę przeniesienia polemiki na tle religijnym i rzekomej sekciarskiej propagandy Lilki787 w inne miejsce?

Tak się tu jakoś ... nieprzyjemnie zrobiło, a miałeś tu zaglądać aby wpierać autorkę, remember?

W kontekście sekciarskiej propagandy pisałem o antykatolickich wynaturzeniach X77. Nie wiem dlaczego kierujesz to pytanie do mnie. Ja napisałem krótkie jedno zdanie w tej sprawie, podczas gdy X 77 kilkadziesiąt razy dłuższy paszkwil.
No, ale już wróćmy do tematu. Wybacz, misisippi.

69 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2016-05-04 08:11:10)

Odp: nareszcie go zostawiłam
Jacenty89 napisał/a:

W kontekście sekciarskiej propagandy pisałem o antykatolickich wynaturzeniach X77. Nie wiem dlaczego kierujesz to pytanie do mnie. Ja napisałem krótkie jedno zdanie w tej sprawie, podczas gdy X 77 kilkadziesiąt razy dłuższy paszkwil.
No, ale już wróćmy do tematu. Wybacz, misisippi.

Sorry Jacenty89, poprosiłam nie tego faceta, co trzeba tongue Te off-topowe antykatolickie wynurzenia zamotały mną tongue

Najważniejsze, że jesteśmy tu już tylko dla Autorki wątku.

70 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-04 08:18:50)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Misisippi lekarstwo na Twój ból jest tylko jedno. Zero kontaktu = nie czytanie żadnych info z nim związanych.
Bez tego popłyniesz Jak Polskipolak (poczytaj Jego wątek jak chcesz się przekonać, właśnie się odezwał).

Innego lekarstwa nie ma.
Ratuj siebie, tylko Ty masz na to wpływ i tylko Ty możesz to zrobić.

71

Odp: nareszcie go zostawiłam

Hej. Przez ostatnie dni starałam zająć się sobą, uczę się od egzaminów, ale myśli o nim i o naszym związku powracają. Ryczeć mi się chce na cały głos, boli mnie w środku sad Teraz taka ładna pogoda na zewnątrz, a ja siedzę w czterech ścianach, dosyć że muszę się przygotowywać do egzaminów to jeszcze rozpaczam i mam doła. Nie mogę pogodzić się, ze tak mnie załatwił na koniec, że te portale, brak jakiejkolwiek chęci naprawienia, nic, cisza. Jestem cieniem samej siebie. Nic mnie nie cieszy, a gdy pomyślę sobie że on już z kimś się spotyka, kogoś poznał i tę piękną pogodę lata na spacerki i do kina z nową "przyjaciółką" z ogłoszenia to słabo mi się robi. Wiem, wiem, nie powinnam myśleć o nim tylko o sobie, ale to nie jest takie proste. Jeszcze trzy tygodnie temu nic nie zapowiadało takiego drastycznego finału, choć swoje czułam, ale to i tak spadło na mnie jak grom. Nie rozumiem, jak mógł się na mnie wypiąć, po 2 latach... sad I co, nic już nie znaczę dla niego? Nie tęskni za mną? Chyba nie, skoro teraz pewnie wielce zakochany. Nie mogę, po prostu nie mogę. Odpuściłam sobie, ale ta zadra siedzi we mnie i zatruwa moje samopoczucie. Mówi się że czas leczy rany, a ja czuję z dnia na dzień, że jest gorzej, bo z czasem człowiek analizuje coraz więcej, nie nie wiedzieć czemu zapomina o złych momentach, o tej całej farsie, tylko widzi te dobre, czułe chwile (w końcu jakieś były tak czy siak). Czuję się samotna, opuszczona, bo mimo, ze to ja go zostawiłam, "pogoniłam", to przez to, ze nie przeprosił, nie próbował zrozumieć, nie zależało mu i tak czuję się porzucona. Po raz kolejny, kiedy jakieś pół roku temu, chciał walczyć o tamtą. Ja wiem, ze to nie była żadna miłość z jego strony, że ten związek nie przetrwałby, skoro nie czułam się w nim dobrze i nie było tak jak bym tego chciała, i tak jak na to zasługuję - bo wiem, ze zasługuję na prawdziwą miłość, troskę, szacunek, tylko powiedzcie mi dlaczego nie potrafię czuć ulgi, że się go pozbyłam, tylko czasem jeszcze mam wyrzuty sumienia, boję się, czuję się słaba? Powinnam z dnia na dzień czuć się lepiej, wolna, niezależna, "bez wrzoda", a czuję się marnie, zgaszona, nawet nie chce mi się zadbać o swój wygląd - a kiedyś zanim go poznałam i jeszcze na początku naszego związku byłam naprawdę atrakcyjna, powabna, niebanalnie ubrana, elegancka... Z czasem zatraciłam siebie, zmarniałam w oczach, nie mam już tego błysku, ludzie dają mi nawet więcej lat a mam dopiero 22...  Dentysta, fryzjer, wszyscy myśleli, że jestem poważną pracującą panią, a ja jeszcze studiuję. Cały blask, promienność wyparowały ze mnie już dawno, ale teraz to apogeum.

72 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-07 19:57:10)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Hej Misisippi
To w jaki sposób rozstał się z Tobą jest wynikiem tego jaki jest i był cały czas. To najlepszy dowód na to ile dla niego znaczyłaś i jakie uczucia miał dla Ciebie. To Cię boli, że tak oszukał, zabawił się Tobą, zmarnował cząstkę życia.
Tym, że on sobie hasa na randki to sobie głowy nie zawracaj, szkoda tylko że inne dziewczyny potraktuje tak samo. To bezduszny typ.

To co teraz czujesz to normalne jest, ale nie zatrzymuj w sobie tych emocji, nie katuj się nimi.
Misisippi skup się na odpędzaniu myśli o nim, musisz za wszelką cenę zastosować zasadę zero kontaktu. To szalenie ważne - wykasuj go z wszelki komunikatorów, żeby Cię nie kusiło.
Jeśli to zlekceważysz narazisz się na wielkie niebezpieczeństwo, możesz zniszczyć siebie, sama zamknąć sobie drogę do prawdziwego szczęścia i do wolności serca.

To jedyny sposób, żeby się od niego uwolnić i żeby zacząć znów być sobą, żeby poczuć się znów piękną i wartościową.  Żeby znów zacząć żyć.

73 Ostatnio edytowany przez misisippi (2016-05-07 21:05:25)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Ale ja nie utrzymuję z nim żadnego kontaktu. Wykasowałam wszystko. na ten chory portal też nie wchodzę, nie obserwuję, ale wcześniej kiedy jeszcze tam zaglądałam, zauważyłam, że pousuwał swoje anonse i jeden z profili - a dla mnie to jasny sygnał, że kogoś poznał i to mnie dobija. Mówisz Lilka, że inne dziewczyny potraktuje tak samo, a ja wyobrażam sobie coś innego - mam wrażenie że dla innej się zmieni, zakocha i będzie o wiele lepszy niż dla mnie.

To jak mnie potraktował na koniec to po prostu ucieczka ode mnie, bo jestem przekonana o tym, że to on obwinia mnie za popsucie wszystkiego, bo przecież dla niego wszystko było ok. Znam go i wiem, że sobie tak to tłumaczy, ale ja wiem z kolei ze prawda jest inna, a on nawet nie próbował tego zrozumieć, dlatego wolał iść na łatwiznę, rzucić to wszystko, zostawić mnie i zacząć z czysta kartą coś nowego, bo to przecież "ja mam problem". I to mnie boli najbardziej. Chyba już o tym pisałam, powtarzam się...

Staram się patrzeć na to obiektywnie, racjonalnie, i gdy sięgam pamięcią wstecz to widzę cały bezsens tego związku. Nie kochał mnie i traktował jak opcję i tego powinnam się trzymać bo to jest klucz całej historii. Uzależnienie od portali, kłamstwa, egoizm, niedojrzałość, robienie ze mnie niezrównoważonej wariatki to moje główne zarzuty wobec niego. I zwalanie całej winy na mnie, a nawet jeśli kiedykolwiek przyznał się do błędu, to jakoś tak bez emocji spływało to po nim...

Wiem, że powinnam skupiać się na sobie, odpędzać myśli, pracując teraz nad projektami na studia i ucząc się do egzaminów staram się nie myśleć, to pomaga, ale myśli często przelatują przez głowę. Na wakacje postanowiłam wyjechać do rodziców (mój dom rodzinny jest daleko od miejsca w którym studiuję), i może jeszcze gdzieś, żeby odpocząć, uciec, uwolnić się. Potrzebuję tego. Na razie jestem sama, w dodatku zawalona obowiązkami. Muszę się ogarnąć. Co będzie potem, nie wiem. Jedyne o czym marzę to zasnąć i obudzić się już uzdrowiona i pełna sił i optymizmu.

74 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-07 22:38:09)

Odp: nareszcie go zostawiłam

To bardzo dobrze, że utrzymujesz zasadę zero kontaktu, zero sprawdzania i odpędzasz myśli.
Dzięki temu szybko się z niego wyleczysz. Jeszcze trochę musisz wytrzymać.
Dwa lata byliście razem, to długo, musiałabyś być tak bezduszna jak on żeby teraz nic nie czuć.
Cierpisz bo Ty byłaś zaangażowana emocjonalnie w związek, a on nie.

Misisippi to bardzo ważne żeby się z niego całkiem wyleczyć i dlatego dobrze, że masz prawdziwy obraz tego jaki był i jak Cię na końcu potraktował.
W przeciwnym razie zostałby w Twojej głowie na zawsze, determinując każdy Twój kolejny związek.

Musisz najpierw odzyskać siebie taką jaką byłaś, radosną i promienną, on musi najpierw stać się dla Ciebie obojętnym i dopiero wtedy możesz wchodzić w kolejną relację.
W przeciwnym razie możesz bardzo kogoś skrzywdzić, jak również siebie. To bardzo ważne.

Wiele rodzin rozpadło się przez to że ktoś wszedł w związek nie dlatego że kogoś kochał tylko żeby zapomnieć o bólu po poprzednim partnerze.
To się nigdy nie udaje. Nie można żyć bez miłości ani skazywać na to najbliższych.

Na pewno będzie Ci jeszcze przez jakiś czas ciężko Misisippi ale dasz radę.

75

Odp: nareszcie go zostawiłam

hej,
właściwie nic się nie zmieniło od ostatniego wpisu. Co prawda zajęta obowiązkami i zbliżającymi się egzaminami na chwilę zapomniałam o nim, ale gdy zrobiło się trochę luźniej, myśli powróciły. Staram się jakoś żyć, na początku czerwca bronię dyplom, powinnam być ogarnięta, a ne czuję się jeszcze taka w środku. Za mało czasu upłynęło, bym mogła sobie to przetrawić. Chciałam coś zmienić, żeby się czuć lepiej, zmieniłam kolor włosów, a właściwie wróciłam do naturalnego, bo wcześniej farbowałam się na ciemny kolor i to w sumie mogę przyznać, że dla niego, bo wiem, że zawsze ślinił się na widok brunetek... Wiem, żałosna byłam. Czuję się samotna, ale za każdym razem gdy łapię doła, przypominam sobie Wasze słowa i słowa moich najbliższych. w końcu WYBRAŁAM SIEBIE, bo inaczej zginęłabym trując się tym związkiem. Dziś widzę wszystko bardzo jasno i klarownie, klapki z oczu spadły, to mi zależało na wszystkim bardziej niż jemu. ja byłam nikim, we mnie się nie zakochał, byłam tylko przytulanką i poczekalnią i teraz to wiem - za tamtą szalał, ja byłam na przeczekanie aż 2 lata, teraz znalazł sobie pewnie inną i szaleje, zakochany i szczęśliwy. Każdy mi powtarza, ze jestem wartościową dziewczyna, nawet tamta co go nie chciała, bo z nią rozmawiałam, a ja mimo to czuję się jak ścierka, czuję się gorsza, od niego samego sad Po tym felernym rozstaniu, zauważyłam, że zaczęłam go idealizować, i to mnie wykańcza. Myśl o tym, że dla innej dziewczyny będzie oddany w 100% , że ją będzie kochał, że dla niej się zmieni, że z nią zamieszka, tak jak miał zamieszkać przecież ze mną... To strasznie boli. Oczywiście kontaktu żadnego z nim nie mam. Kochałam go, chciałam dla nas jak najlepiej, ale nie mogłam godzić się na to wszystko wbrew sobie. Pewnie znowu pisze to samo co wcześniej, bo moje rozterki nie zmieniły się. Wciąż boli mnie to samo. najgorsze jest to, ze ten człowiek zgasił we mnie cały życiowy entuzjazm i poczucie wyjątkowości jakie kiedyś w sobie miałam. W ogóle jeszcze wcześniej byłam inna, radosna, szczęśliwa, byłam sobą a on to wszystko zdeptał. Wszyscy to widzą. Musze być silna i staram się. Częsty płacz jednak nie służy mojej cerze i oczom, ale pomaga się oczyścić i uspokoić. Chcę być znów taka jak dawniej, nie chcę się dawać, nie chcę dawać mu satysfakcji, że cierpię.  Chcę żeby kiedyś, za jakiś czas jeśli byśmy wpadli na siebie, zobaczył mnie piękną jak dawniej , rozpromienioną i szczęśliwszą bez niego.  Na razie jednak taka nie jestem.

76 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-15 15:02:38)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Misisippi

To dobrze, że na forum przelewasz swoje emocje, to Ci pomoże. To ważne że je poczułaś, nazwałaś. One są naturalne. One miną, jeszcze trochę i miną.

Ten człowiek, z którym byłaś dla nikogo się nie zmieni, będzie tylko ranił w taki sam sposób kolejne dziewczyny.

Nikt nie jest w stanie zmienić drugiego człowieka, ani Ty ani żadna inna.

Żeby on się zmienił musiałby podjąć nad sobą ciężką i żmudną pracę z psychologiem.
A na to nie ma co liczyć, bo musiałby najpierw osiągnąć dno żeby zauważyć że coś z nim nie tak, że swoim zachowaniem rani innych.

Tak więc widzisz, że podjęłaś jedyną słuszną decyzję.
Jesteś silna, bo Ci się to udało, bo wytrwałaś w braku kontaktu z nim.

Teraz cierpisz bardzo, ale im dłużej byś z nim była tym bardziej by Cię niszczył, aż w końcu nie było by Ciebie wcale.

Teraz zdasz egzaminy (powodzenia i trzymam mocno kciuki za najwyższą notę), podejmiesz pracę, rozpoczniesz dorosłe życie i poznasz fajnych ludzi.

Jak już się z niego całkiem wyleczysz - obojętność będzie znakiem, to wtedy jest czas by otworzyć się na nową miłość.

Tylko Misisippi powinnaś popracować nad sobą, żeby znowu nie uwikłać się w toksyczną relację. Przepracuj swoje braki dla siebie, dla Twojej przyszłej rodziny.

Jesteś super dziewczyną i dobrze Ci idzie leczenie się po toksycznym związku, wbrew temu co Ci się wydaje smile

77 Ostatnio edytowany przez misisippi (2016-05-15 15:36:39)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Dziękuję Lilka, wszystko co piszesz bardzo mi pomaga spojrzeć na to bez niepotrzebnych emocji. Póki co nie potrafię jeszcze w pełni myśleć tylko i wyłącznie o sobie... Mówisz, ze on się nie zmieni nawet dla innej dziewczyny. Nie wiem czy słusznie, ale ja uważam, że jak trafi na zołzę, która owinie go sobie wokół palca, to on wtedy będzie dla niej do rany przyłóż, a jak będzie na nią leciał, to już całkiem... No ale, po co ja się tym zadręczam. Sama siebie tym katuję. Mam nadzieję że wszytko w moim życiu się ułoży, ze zdam te egzaminy, wyjadę na wakacje i ochłonę. O facetach nawet nie myślę. Nie mam ochoty na żadne spotykanie się, randkowanie. Po pierwsze nie jestem gotowa i po tym jak on mnie potraktował sama nigdy nie potraktowałabym kogoś jak koło zapasowe czy pocieszenie, a po drugie przestałam ufać. Nie ufam nikomu, nie zamierzam po raz kolejny wystawiać się na zranienie, otwierać się przed kimś i okazywać miłość tylko po to, żeby po pół roku związku po raz kolejny usłyszeć, że nie jestem w czyimś typie, że on tego nie odwzajemnia, że go nie pociągam itp. To święta prawda, ze lepiej być samą iż z kimś kto nie szanuje i rani. Jest mi lepiej być samą, bez niego, ale rany w psychice są jeszcze świeże, by móc to wszystko olać i cieszyć się wolnością. Tak sobie nawet myślę, że wcale nie chcę się już w swoim życiu wiązać, wolę być sama chociażby do końca życia, skoro nigdy nie można ufać nikomu, nawet partnerowi w 100%. Nie jestem taka jak on, co żyć samemu nie potrafi nawet przez chwilę, tylko usilnie musi kogoś szukać non stop na portalach...

78

Odp: nareszcie go zostawiłam

Misisippi bardzo trafnie umiesz nazwać i opisać swoje emocje. To dobrze.
Jeszcze powinnaś skupić się (już po egzaminach) na przepracowaniu swoich braków pod kątem nabycia umiejętności rozpoznawania dobrych i złych relacji i nie wikłania się w te złe (skorzystaj z pomocy psychologa).
Ta utrata zaufania to też bardzo naturalne odczucie. Jesteś jednak jeszcze bardzo młoda i warto dać sobie szansę na prawdziwą miłość. Wszystko ma swój czas,miłość sama do Ciebie przyjdzie smile

79 Ostatnio edytowany przez misisippi (2016-05-15 18:03:22)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Po tym doświadczeniu jakim był ten pseudo-związek zrozumiałam, że nic z czasem się nie zmienia, pomimo chęci i nadziei. Nie da się wyżebrać miłości, ani wypracować - uczucie jest, albo go nie ma. Pociąg i zakochanie muszą być, ja nie wierzę w związki z przyjaźni, bo taki był poniekąd ten mój. Chyba, ze długoletni przyjaciele nagle się z sobie zakochują, a nie tak jak my od razu wchodzą w związek na zasadzie "będziemy ze sobą, zobaczymy co będzie". Tak właśnie było, tylko że na początku ja jeszcze nie wiedziałam, ze on właśnie taką zasadę wyznawał wobec nas, po przecież nikt na początku nie ustalił wprost warunków, wszystko działo się spontanicznie - nawet nie sądziłam, że istnieje coś takiego jak "koło zapasowe" i że w ogóle tak można kogoś traktować, to dla mnie nie do pojęcia. Ja się zakochałam, pokochałam, czułam chemię i wszystko, tak jak powinno być, a on... wiadomo. Nie rozumiem po prostu jak można było traktować mnie jak jedną z opcji, nie doceniać. Zawsze mi mówił, ze jestem jego pierwszą dziewczyną i on nie wie czy będę tą ostatnią, dawał mi do zrozumienia, że on chce i planuje w przyszłości próbować z kimś innym, nie traktował mnie jak tej jedynej, której za żadne skarby nie chce stracić, bo on wyznawał zasadę, że w życiu nigdy nic nie wiadomo. Kiedy o tym myślę i przypominam sobie nasze rozmowy na ten temat, to automatycznie robię się chora...

Ja straciłam wiarę w miłość. Ja po tym związku nie wiem dziś czym jest miłość. Mówiłam mu o tym kiedyś, że przez niego ja nie wiem gdzie jest granica pomiędzy przyjaźnią, a miłością. Pogubiłam się w tym wszystkim. Kiedyś miałam swoje ideały, wartości a prze niego wszystko się zrujnowało. On wyśmiewał moje uczucia, moją wiarę w prawdziwą miłość, bo uważał, że coś takiego nie istnieje i zawsze sprowadzał mnie do parteru, podczas gdy sam na portalach zawsze szukał dziewczyny, w której by się zakochał i straciła dla niej głowę. Mi wmawiał wizję związku opartego na rozsądku i przyjaźni , a sam marzył o wielkim gorącym uczuciu, którego szukał, szukał, szukał, non stop za moimi plecami. Ja przez niego zatraciłam siebie na dzień dzisiejszy, dlatego tak bardzo marzy mi się powrót do tej szczęśliwej przeszłości, zanim on zrobił bałagan w moim życiu...

80 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-05-15 18:20:12)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Missisippi, na początku byłam z Ciebie dumna, że potrafiłaś zawalczyć o siebie i zrezygnować z ochłapów, przeczuwając że stać Cię na więcej. I ja też tak myślę.
Niestety z czasem zaczęłaś zbaczać w kierunku mentalności typowej ofiary i ..pławić się w tym.

"On mi zrobił to" "on powiedział mi tak", albo przeciwnie: "On tego czy tamtego dla mnie NIE CHCIAŁ zrobić", "Był ze mną z rozsądku", etc.. JA rozumiem, że jesteś rozżalona, ale nie uważasz, że Ty w tej relacji też nie byłaś tak zupełnie bezradna jak chcesz w to wierzyć?
Czy on Ciebie ZMUSZAŁ żebyś z nim była, pomimo tego, że widziałaś, że niespecjalnie mu na Tobie zależy (ujmując to delikatnie)?

Wiesz o tym, że nie tylko Cię nie zmuszał, ale wręcz musiał momentami tłumaczyć, że nie bierze 'was' na poważnie i żebyś sobie za dużo nie wyobrażała. TO upokarzające, wiem, ale.. to był jeden z tych momentów (czerwonych lampek) żeby tę farsę przetrwać, tymczasem TY, tak jak sama napisałaś - chciałaś na jego uczucie "Zapracować" trwając przy nim, niezależnie od tego jak źle Cię traktował.

Teraz rozżalona przerzucasz na niego całą odpowiedzialność za swoją desperację, licząc chyba na to, że Bozia Ci Twoje poświęcenie i determinację wynagrodzi.
Robiłaś to wszystko, bo CHCIAŁAŚ, ba - liczyłaś na coś, nikt przecież nie robi takich rzeczy bezinteresownie. Zachowujesz się jak ktoś, kto chciał coś od kogoś 'dostać', a ten ktoś mu odmówił, więc teraz bierze on automatycznie odpowiedzialność za poczucie szczęścia i spełnienia w Twoim życiu.
Serio, tak to działa wg Ciebie? Druga osoba ma obowiązek Ciebie kochać i być z Tobą, zakochać się w Tobie, bo TY tak chcesz i bo TY się zakochałaś? Przykro mi, to tak nie działa..

Powtarzam: rozumiem Twój ból i rozgoryczenie, ale musisz spojrzeć troszkę szerzej niż Twój scenariusz względem tej znajomości i zrozumieć, że nie jesteś w stanie 'reżyserować' uczuć innych bohaterów wink

81

Odp: nareszcie go zostawiłam

Ależ Elle ja się z Tobą zgadzam w 100%. Nikt mnie nie zmuszał, ba! nawet każdy kto widział moje nieszczęście odradzał mi to wszystko. A on wykorzystał moją chęć trwania w tym wszystkim, bo jemu było wszystko jedno, było mu wygodnie. Ja to wiem. Moją winą jest właśnie bezsensowne trwanie w tym i godzenie się na te ochłapy. Ja po prostu w tych poprzednich postach chciałam wyrazić swoje zranione uczucie, swój smutek spowodowany jego odrzuceniem. Miałam klapki na oczach i do samego końca łudziłam się, że on nagle pokocha, zrozumie, doceni. Ale czy to coś złego, ze tak myślałam? Pewnie, byłam naiwna, ale widać sama na własnej skórze musiałam się o tym przekonać. W końcu gdyby nie mój "bunt" w pewnym momencie, do dziś ten związek by się ciągnął. Ale nie martwcie się - ja naprawdę wiele zrozumiałam i wiem, że nigdy w życiu nie wkopię się w coś podobnego. Nigdy nie miałam większego doświadczenia w relacjach damsko-męskich i po prostu nie wiedziałam jak powinno być, a jak nie powinno. No wiecie. Mój żal spowodowany jest po prostu nie zrozumieniem jego postawy - skoro nie kochał, mógł odejść i nie karmić mnie nadzieją, nie ranić, wiedząc co czuję. A on trwał w tym czerpiąc moją energię, którą pozwoliłam sobie odebrać. Cóż, oczywiście, że sama na to pozwoliłam, i dziś uważam, że już dawno powinnam odejść od niego - po prostu za późno się obudziłam. Głupia byłam po prostu.

82 Ostatnio edytowany przez misisippi (2016-05-15 19:02:34)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Nie pławię się w cierpieniu, po prostu nie potrafię ogarnąć tego w czym tkwiłam i że ktoś kogo miało się za kogoś bliskiego, tak podchodził do tej relacji.
Skoro był ze mną i też nikt go do tego nie przymuszał, to chyba jasne, ze chciałam, żeby wszystko było normalnie i uczucia obustronne. Przecież chciałam dobrze. Ja wiem, że uczuć nie da się wydobyć od tak, ale wciąż krążyła we mnie NADZIEJA, że pokocha z czasem, że to kwestia czasu. On sam zresztą mówił, że kochać to można po kilku latach bycia razem, a teraz to wszystko (po 2 latach) powinno być jeszcze takie na luzie traktowane.

Dziś wszystko już jest dla mnie jasne.

83

Odp: nareszcie go zostawiłam

Poza tym chciał ze mną zamieszkać, żeby się sprawdzić jako para. Więc dawał nadzieję, że ta miłość przyjdzie. Wierzyłam w to.

84 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-05-15 19:11:38)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Sorry będę wredna i wykażę momentami brak logiki wink


misisippi napisał/a:

. Nikt mnie nie zmuszał, ba! nawet każdy kto widział moje nieszczęście odradzał mi to wszystko. A on wykorzystał moją chęć trwania w tym wszystkim(..)

Nie sądzisz, że fakt, iż z Twojej strony była jawnie taka chęć - by zostać wykorzystaną poniekąd, skoro WIEDZIAŁAŚ co między wami realnie jest, a czego nie ma - to słowo "wykorzystał" jest tutaj naciągane nieco? "Chcącemu nie dzieje się krzywda.", znasz to?

bo jemu było wszystko jedno, było mu wygodnie.

Taki miał plan. Tak widział Twoją rolę w tej relacji. Miał prawo? Miał. Czy to było eleganckie/korzystne dla Ciebie/w porządku/etc. to inna bajka, ale powtórzymy - mogłaś nie brać tej 'roli' wink


Moją winą jest właśnie bezsensowne trwanie w tym i godzenie się na te ochłapy.

True.
Tylko w takim razie UWIERZ w to, bo jak narazie chyba nie do końca bierzesz odpowiedzialność.

Miałam klapki na oczach i do samego końca łudziłam się, że on nagle pokocha, zrozumie, doceni. Ale czy to coś złego, ze tak myślałam?

Złego? Nie. To był po prostu hazard i co tu dużo gadać..naiwność. Sama zresztą dalej o tym piszesz własnymi słowami smile

(...) skoro nie kochał, mógł odejść i nie karmić mnie nadzieją, nie ranić, wiedząc co czuję. A on trwał w tym czerpiąc moją energię, którą pozwoliłam sobie odebrać.

Skoro widziałaś, że nie kochał, mogłaś odejść, a nie karmić się nadzieją i ranić siebie, wiedząc, że on nic do Ciebie nie czuje. A Ty trwałaś, trwoniąc swoją energię i pozwalałaś ją sobie trwonić. wink

Widzisz, wszystko co piszesz jako JEGO odpowiedzialność i winę, można (i powinnaś) napisać w liczbie pierwszej. Odrazu wróciłyby Ci właściwe proporcje i poczucie siły (odpowiedzialności) za własne wybory smile

85

Odp: nareszcie go zostawiłam
misisippi napisał/a:

Poza tym chciał ze mną zamieszkać, żeby się sprawdzić jako para. Więc dawał nadzieję, że ta miłość przyjdzie. Wierzyłam w to.

Nieważne co on Tobie "mówił". Mówić można WSZYSTKO. Widziałaś, że nie ma to przełożenia na to jak odczuwasz jego zaangażowanie w czynach.
To wystarczający powód by mieć wątpliwości i wycofać się.
Ty chciałaś wierzyć w jego słowa, pomimo, że czułaś, że nie są prawdziwe.

86

Odp: nareszcie go zostawiłam

To jest czepianie się słówek. Owszem masz rację, ale nawet nie chce mi się tu na forum roztrząsać tego wszystkiego. To co, według Ciebie on był super uczciwy, postępował moralnie prawidłowo, jest nieskazitelny i bez winy jakiejkolwiek? Dla przykładu - znałam kiedyś chłopaka, którym byłam zauroczona i chciałam czegoś więcej. On, po rozstaniu, wiedział co czułam, ale nie czuł do mnie tego samego, więc uczciwie powiedział jak jest i nie wykorzystywał, tzn. nie był ze mną, nie sypiał w moim łóżku, nie spotykaliśmy się, bo po prostu nie chciał być ze mną i postawił sprawę jasno. Dziś wiem, ze jego zachowanie było bardzo uczciwie, czego nie mogę powiedzieć o swoim byłym. A więc?

Wiem jaki błąd popełniłam, teraz to wszystko wiedzę i się opamiętałam, przestając się na to godzić. To chyba dobrze, że nareszcie to przerwałam, prawda?

87

Odp: nareszcie go zostawiłam
Elle88 napisał/a:
misisippi napisał/a:

Poza tym chciał ze mną zamieszkać, żeby się sprawdzić jako para. Więc dawał nadzieję, że ta miłość przyjdzie. Wierzyłam w to.

Nieważne co on Tobie "mówił". Mówić można WSZYSTKO. Widziałaś, że nie ma to przełożenia na to jak odczuwasz jego zaangażowanie w czynach.
To wystarczający powód by mieć wątpliwości i wycofać się.
Ty chciałaś wierzyć w jego słowa, pomimo, że czułaś, że nie są prawdziwe.

Wiem, dlatego mówię o tym, jaka naiwna byłam. Byłam zaślepiona, chciałam wierzyć, że wszystko będzie tak jak chciałam żeby było. Ale cóż...

88 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-05-15 19:29:12)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Masz tendencję do popadania w skrajności.

Jeśli napisałam, że SAMA jesteś odpowiedzialna za rolę na jaką się  godzisz w relacji - nie za czyjeś uczucia i zachowanie !! ,to dwie różne sprawy to nie jest równoznaczne z tym, że uważam Twojego exa za Księcia z bajki i ideał. Come on wink
Domyślam się, że tak napisałaś pod wpływem emocji, a w głębi rozumiesz to.

Dla przykładu - znałam kiedyś chłopaka, którym byłam zauroczona i chciałam czegoś więcej. On, po rozstaniu, wiedział co czułam, ale nie czuł do mnie tego samego, więc uczciwie powiedział jak jest i nie wykorzystywał, tzn. nie był ze mną, nie sypiał w moim łóżku, nie spotykaliśmy się, bo po prostu nie chciał być ze mną i postawił sprawę jasno.

Tak się zdarza i tak jest idealnie. Niestety nie jest to reguła.
Natomiast regułą powinno być dla każdego, kto znajdzie się w Twojej (czy m.in. mojej sytuacji sprzed lat), że gdy tylko się zorientuje co jest grane, nie zapierał się jak osioł, że "zmieni bieg zdarzeń", tylko przyjął do wiadomości brak zaangażowania i odpuścił.

Uznaj ten epizod za lekcję odpuszczania. Jedna z najbardziej przydatnych lekcji w życiu, trust me smile

89

Odp: nareszcie go zostawiłam

Jasne, wiem co miałaś na myśli. Masz absolutnie rację. Gdybym była mądrzejsza wcześniej, już 1,5 roku temu zakończyłabym tę farsę. Moja wina.

90

Odp: nareszcie go zostawiłam
misisippi napisał/a:

Jasne, wiem co miałaś na myśli. Masz absolutnie rację. Gdybym była mądrzejsza wcześniej, już 1,5 roku temu zakończyłabym tę farsę. Moja wina.

Jednak nie rozumiesz..
Nie chodzi o to żebyś cofnęła czas, tylko wzięła odpowiedzialność.
Wziąć odpowiedzialność nie znaczy zmienić przeszłość, tylko zaakceptować swoje błędne/niekorzystne w każdym razie wybory i nie obarczać za nie przesadnie odpowiedzialnością innych.

91

Odp: nareszcie go zostawiłam

Rozumiem. Ja już 1,5 roku temu zorientowałam się co jest grane i już wtedy powinnam to przerwać. Dlatego moją winą było ciągnąć to do niedawna i godzić się na takie traktowanie. Biorę za to odpowiedzialność.

92

Odp: nareszcie go zostawiłam
Elle88 napisał/a:

Nie chodzi o to żebyś cofnęła czas, tylko wzięła odpowiedzialność.
Wziąć odpowiedzialność nie znaczy zmienić przeszłość, tylko zaakceptować swoje błędne/niekorzystne w każdym razie wybory i nie obarczać za nie przesadnie odpowiedzialnością innych.

Dokładnie.
Potraktuj to jako nauczkę i wskazówkę,  jak się absolutnie NIE zachowywać w związku smile
Piszesz "byłam głupia",  ale to wałkowanie i rozkminianie tematu nie świadczy o ustaniu tej "głupoty". Olej to. Pierś do przodu,  uszy do góry i zacznij żyć na nowo.

93

Odp: nareszcie go zostawiłam

Ja rozumiem Misisippi

Ma prawo czuć emocje, które teraz czuje. One są naturalne w sytuacji rozstania z kimś kogo się kochało.
One są też potrzebne, żeby wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Ja widzę, że Misisippi wyciąga bardzo dobre wnioski, troszkę Elle jeszcze pomogła doprecyzować.

94 Ostatnio edytowany przez misisippi (2016-05-15 20:23:54)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Dziękuję Wam wszystkim. Lilka Tobie za zrozumienie wewnętrznych rozterek, a Tobie Elle za rozjaśnienie sytuacji i kwestii odpowiedzialności. Naprawdę wszystko zrozumiałam i jestem świadoma swojej winy co do trwania w tej relacji tak długo pomimo niespełnienia i niezadowolenia de facto z takich a nie innych warunków. Do niego owszem mam wiele zarzutów również, ale jakby nie było ja jestem odpowiedzialna za swój obecny stan, po pozwoliłam siebie nie szanować. Macie rację, nie mogę się tym już więcej przejmować i tracić czasu na analizowanie i rozpamiętywanie tego żałosnego związku. Będę pracowała nad sobą by więcej nie dać się tak pomiatać, by pamiętać o swojej wartości i zawsze trzymać się własnych oczekiwań, a jeśli ktoś ich nie spełnia, odpuszczać.

Dziękuję Wam.

95

Odp: nareszcie go zostawiłam

Racja smile
Elle88 świetnie ujęła to, co mnie  od dawna korciło napisać w wielu wątkach smile
Też rozumiem emocje, choć w tym konkretnym przypadku jedynym słusznym wydaje mi się właśnie złość, głównie na siebie. Ale "pławienie się " w nich nam z zewnątrz zawsze będzie wydawało się stratą czasu i nerwów. Szkoda życia.

96

Odp: nareszcie go zostawiłam

Czytałam ostatnio o emocjach. One właśnie są potrzebne, należy je poczuć, nazwać, uznać swoje prawo do nich, a następnie pozwolić im odpłynąć właśnie po to by się w nich nie pławić, bo wtedy to jest destrukcyjne.

Te emocje to co czuje Misisippi to są takie same u osób które kochały, a ta druga strona zdradziła, nie kochała, nie szanowała. Ja sama ich nie przeżyłam, ale widzę że u każdej osoby to przebiega tak samo, tylko właśnie jest ta granica kiedy trzeba  powiedzieć stop.

Misisippi jest jeszcze bardzo młoda, miała prawo nie wiedzieć, popełniać błędy, myśleć że da radę kochać za dwoje.

Najważniejsze, że sama doszła do bardzo trafnych wniosków, że miała siłę przerwać ten toksyczny związek, że maiła siłę zachować zasadę zero kontaktu, zero sprawdzania co robi.

Wszyscy wiemy, że są osoby które się na tym wykładają, trwają w toksycznych relacjach wiele lat niszcząc siebie.

Misisippi sobie poradzi, będzie bogatsza o to doświadczenie, może właśnie po to je przeżyła żeby uchronić siebie przed czymś dużo gorszym.

97

Odp: nareszcie go zostawiłam

Misisippi zapytałam kiedyś "Co znaczy kochać?", odpowiedź spodobała mi się więc ją dla Ciebie zacytuję:

apologises napisał/a:

Co to znaczy kochać? Toż to osobny temat!
Tak bardzo krótko i trochę na użytek autora, może się przyda?
W języku polskim słowo miłość opisuje wszystko - miłość matki, małżeństwo, nawet przygodny seks. Starożytna greka ma parę określeń tłumaczonych na naszą miłość. Najbliższa relacji mężczyzna-kobieta będzie agape. Zawiera w sobie i zakochanie, szacunek, pożądanie, opiekę. Cały wspólny okres bycia dwojga ludzi aż do śmierci. Seks, pożądanie, wyłączność są efektem, owocem miłości, nie jej źródłem . Agape to również zrozumienie, akceptacja drugiej strony włącznie z wadami. Miłość to nie uczucie dwojga doskonałych ludzi, a  dążenie do doskonałego uczucia dwojga mylnych śmiertelników. Dlatego to samo uczucie jednej pary nie będzie identyczne jak innej pary. Tworzą ją inni ludzie. Jedyna moja wstawka do tego znaczenia Agape - równość tej relacji, starań, by nie był to związek na zasadzie uzależnienia. Całość się wypracowuje. Stale i niezmiennie.

98

Odp: nareszcie go zostawiłam
Lilka787 napisał/a:

X77

Uznaję Twoje argumenty, to znaczy że Biblia jest tą właściwą nauką Jezusa.
Ale jak właściwie ją interpretować? Skąd mam wiedzieć co myśli Bóg i czego chce od człowieka?
Czy pozostaje nam tylko wierzyć w Jego miłosierdzie, ale jak skoro grzesząc w nadziei miłosierdzia bożego popełniamy grzech śmiertelny przeciw Duchowi Świętemu, a jak wiemy te nie są odpuszczane, a może to tylko kłamstwo?
Jak dotrzeć do prawdy? A może skoro to niemożliwe to i nieistotne dla Boga? Może wystarczy dobrze postępować?

Wg. Chrześcijaństwa wystarczy, że człowiek wierzący będzie postępować tak, jak głosi i nakazuje biblia, a zwłaszcza Bóg/Jezus/Duch Św.
Pytasz skąd masz wiedzieć, co myśli Bóg i czego chce od człowieka. A skąd z kolei ma wiedzieć KK, ŚJ, czy inne samozwańcze twory podające się za "wyższych"? Tym bardziej, że biblia chrześcijańska powstała dla wszystkich ludzi i do ludzi(także tych zwykłych) kierowane były nauczania Jezusa oraz listy apostołów którzy je pisali nie od siebie a pod natchnieniem Ducha Św.
Tak samo 10 przykazań które Bóg dał wszystkim ludziom, a bynajmniej nie brzmią dokładnie tak, jak podaje KK(zwłaszcza te pierwsze).
Biblia nigdy nie była czymś zarezerwowanym wyłącznie dla "władz".

Zresztą, powiem Ci, że pewne rzeczy nie trudno jest zinterpretować: np. to, że Maria, matka Jezusa wcale nie była żadną wieczną dziewicą jak pokrętnie próbuje wszystkim wmawiać KK. W biblii jasno jest podawane, że Maria była dziewicą w momencie poczęcia i urodzenia Jezusa, ale nie była nią potem, co nawet jasno jest podane iż Józef "nie zbliżał się do niej aż do momentu rozwiązania". Także nie ma też w biblii o tym, że Maria została wzięta do Nieba i ukoronowana na "królową Nieba i Ziemi". To już zostało przewrotnie dopowiedziane przez KK. Tak samo jak o tych tzw. "Świętych" którzy ponoć "objawiają Boga".

Nie, to o niemożliwości odpuszczenia grzechów przeciw Duchowi Św. naprawdę istnieje w biblii i o tym pisze Paweł apostoł. Chodzi tu przede wszystkim o tzw. pseudochrześcijan którzy swoim przykładem gorszą innych, a których Jezus uważa za gorszych od niewierzących a wierzącym głosił, by takich nawet nie pozdrawiali. 

Lilka787 napisał/a:

I jeszcze jedno, skoro KK jest zły to dlaczego Bóg objawiając się w Jego świętych mówi wyraźnie o tym że Kościół jest święty, jest Jego ciałem i winni jesteśmy mu posłuszeństwo. Dla mnie to jest sprzeczność.

Kościół(ten który założył Jezus) to po prostu wspólnota która składa się wyłącznie z samego Jezusa Chrystusa oraz wszystkich tych, którzy prawdziwie w niego wierzą i postępują wg. jego przykazań i nauk, a nie jakaś instytucja która prowadzona jest przez różnych przywódców(czyt. "papieży") fałszywie podających się za następców Piotra apostoła na ziemi i która opływa w bogactwa doczesne. Zresztą ta cała wzmianka o tzw. "świętych" jest niechrześcijańska, gdyż nie ma nic o tym w biblii. Apostołowie, którzy istnieli byli uczniami Jezusa, ale byli jednocześnie najzwyklejszymi ludźmi, przez których Duch Św. przemawiał a którzy po śmierci zostali zbawieni(prócz Judasza oczywiście). Ale nie ma tam nic o tym, jakoby trzeba było się do nich modlić. Zresztą nawet to zabronione.

Zresztą nawet jeśli teraz nie wiesz, jak interpretować biblię to już jednak wiesz, że KK interpretuje ją w bardzo obłudny i przewrotny sposób. Zresztą przeczytaj jeszcze niżej...

Jacenty89 napisał/a:

(...)  To tyle o apostole Brazylii i oskarżeniach wobec niego.
P.S. Nie jestem katolikiem. Czym dla Ciebie jest prawdziwe chrześcijaństwo?  Bo Twoja propaganda pachnie mi jakąś sektą .

Tym, który mordował masowo wszystkich Indian i twierdził że "miecz i żelazny pręt to najlepsi kaznodzieje" był niejaki Jose de Anchiet. To jego potem JPII "wyniósł na ołtarze" nazywając go "Apostołem Brazylii". Nie będę wspominał o niejakim jezuicie Coronilu który kazał swoim żołnierzom(katolickim) wymordować wszystkich powyżej siódmego roku życia - chodziło oczywiście o indiańskich powstańcach. W sumie to możliwie że to był ten sam morderca.  A ten Twój tekst to zapewne pochodzi od KK. No cóż... ta najstarsza sekta zawsze miała talent do manipulowania innymi.
A tak na marginesie, wiesz że na początku lat 2000, KK oficjalnie niechętnie się przyznał do większości zbrodni które wyrządził przez wiele wieków? Tylko że na tym się wyłącznie skończyło. Nic za tym z ich strony nie poszło - ani przeprosiny, ani nic co by upamiętniło ofiary ich zbrodni.

A skoro pytasz mnie, czym jest prawdziwe chrześcijaństwo to odpowiem:

Prawdziwy chrześcijanin swoją wiarę czerpie i opiera wyłącznie na biblii w której jest nauczanie Boga, Jezusa oraz Ducha Św(przez listy apostołów).
Tak samo modli się wyłącznie do trójcy świętej, gdyż tylko do Boga w trzech osobach można się modlić. W żadnym wypadku nie modli się do zmarłych ani też przez jakieś pośrednictwa figur i obrazów, gdyż jest to łamanie pierwszego przykazania które w wersji prawdziwej brzmi:
"Ja jestem Pan, Bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie" "Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, bo Ja Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym, który za nieprawość ojców karze synów do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy Mnie nienawidzą."

Jak niektórzy być może wiedzą, Aron, brat Mojżesza już zgrzeszył tym, że uczynił podobiznę samego Boga w postaci złotego cielca. A co się dzieje teraz? Oto w KK mamy mnóstwo podobizn w postaci różnych obrazów, płaskorzeźb i figur. Ba, przedstawiają one nie tylko samego Boga, czy Jezusa, ale także Marię oraz tzw. "świętych". Co najlepsze, wszyscy katolicy modlą się do nich!
Oto KK - Bałwochwalstwo w czystej postaci! big_smile
To tylko jeden z bardzo wielu przykładów gwałcenia przykazań i nauk chrześcijańskich przez KK.

--------------------------
Może znowu napisałem offtop, ale skoro pytaliście mnie to odpowiedziałem.
Od siebie dodam na koniec, że jeżeli rzeczywiście chrześcijański Bóg naprawdę istnieje, to wszyscy mający wspólnego z KK(zwłaszcza z ich "dokonaniami") z pewnością nie zostaną zbawieni. Tego, jestem wręcz pewien.

99

Odp: nareszcie go zostawiłam

Dziewczyny,
ja wiem, że sama sobie jestem winna tego, ze dziś cierpię i jest mi źle, ale to jest po prostu silniejsze ode mnie. Jak pomyślę sobie, że już kogoś poznał od tak, to czuję ból w środku. Chciałabym mieć na to wywalone, ale jeszcze tak nie czuję. Ta agonia, jaką ciągnęłam przez ten związek, nawet po nim jeszcze trwa. Staram się wiele robić, bo muszę, ale i tez po to żeby nie myśleć. Widuję znajomych, ukrywam swój smutek, staram się być pogodna itd, ale to takie przywdziewanie maski. Nie upatruję się winy w nim, bo w końcu wiedziałam jak jest nie od dziś. Próbuję tylko zadawać sobie pytanie takie jak Damariss w swoim wątku - "Dlaczego się nie zakochał". Teraz widzę jak bardzo się poniżyłam reanimując za każdym razem ten związek i podtrzymując go wiedząc, ze on "jeszcze nie kocha". Bardzo chcę przyjąć postawę "Nie kochał, niech spada, jego strata", ale to takie trudne. Nie pławię się w cierpieniu, żeby nie było, ale tak tylko racjonalnie na to patrzę, z ciężkim bólem serca niestety.

100

Odp: nareszcie go zostawiłam

Spoko. Nie chodzi o to, że masz nic nie czuć albo udawać, że nie masz emocji,które masz.
Normalnie je przeżywaj i daj im wybrzmieć, aż odpłyną - a odpłyną smile Potem znowu powrócą i tak wiele razy..aż się wypalą.

Chodzi o to żebyś w tych momentach, kiedy masz 'czysty umysł' (niezmącony emocjami) wykonywała pracę nad sobą i widziała to CO JEST, zamiast życzeniowego myślenia o tym, co mogłoby być.

Musi minąć sporo czasu.. kilka tyg. to nic. Nastawiaj się raczej na miesiące, a bliżej roku wink

101

Odp: nareszcie go zostawiłam

Ja nie chcę tyle cierpieć. Ten ból przerabiam nie od kilku tygodni, ale raczej od 1,5 roku odkąd dowiedziałam się co i jak i mimo to ciągnęłam to dalej. Wiedząc, że po nim to wszystko spłynęło, że teraz on buduje nową "relację" z kimś innym i jest happy, nie potrafię wyobrazić sobie, że ja w tym czasie mam opłakiwać to wszystko - dla mnie to takie trochę niesprawiedliwe.Ja też chcę się cieszyć  pokazać wszystkim, że jest mi lepiej a nie gorzej. Nie mogę i nie chcę leczyć się aż rok... Chcę żyć i się cieszyć tak jak on.

102

Odp: nareszcie go zostawiłam

Niestety, Kochana, przeżywa i cierpi najbardziej zawsze ten, komu bardziej zależało. Musisz przez to przejść, innej drogi nie ma.

103 Ostatnio edytowany przez misisippi (2016-05-17 19:40:55)

Odp: nareszcie go zostawiłam
Elle88 napisał/a:

Niestety, Kochana, przeżywa i cierpi najbardziej zawsze ten, komu bardziej zależało. Musisz przez to przejść, innej drogi nie ma.

Wiem. Teraz widzę jaka naiwna byłam, łudząc się do samego końca, że coś się zmieni, że ja rozkocham go w sobie, ze z czasem wzbudzę w nim to czego oczekiwałam. Przecież od dawna czułam i wiedziałam, ze zasługuję na coś więcej, a tak się dawałam poniżać i nie szanować, na własne życzenie. Mogłam posłuchać wszystkich tych, którzy mnie ostrzegali, ale ja musiałam sama się przekonać... Zycie jest do bani.

104

Odp: nareszcie go zostawiłam
misisippi napisał/a:
Elle88 napisał/a:

Niestety, Kochana, przeżywa i cierpi najbardziej zawsze ten, komu bardziej zależało. Musisz przez to przejść, innej drogi nie ma.

Wiem. Teraz widzę jaka naiwna byłam, łudząc się do samego końca, że coś się zmieni, że ja rozkocham go w sobie, ze z czasem wzbudzę w nim to czego oczekiwałam. Przecież od dawna czułam i wiedziałam, ze zasługuję na coś więcej, a tak się dawałam poniżać i nie szanować, na własne życzenie. Mogłam posłuchać wszystkich tych, którzy mnie ostrzegali, ale ja musiałam sama się przekonać... Zycie jest do bani.

Jakbyś mogła posłuchać to byś posłuchała wink
Najwyraźniej WTEDY nie byłaś gotowa.

105

Odp: nareszcie go zostawiłam
X77 napisał/a:

Prawdziwy chrześcijanin swoją wiarę czerpie i opiera wyłącznie na biblii w której jest nauczanie Boga, Jezusa oraz Ducha Św(przez listy apostołów).

Od siebie dodam na koniec, że jeżeli rzeczywiście chrześcijański Bóg naprawdę istnieje, to wszyscy mający wspólnego z KK(zwłaszcza z ich "dokonaniami") z pewnością nie zostaną zbawieni. Tego, jestem wręcz pewien.

X77

Ja nie tylko wierzę w Boga, ale po prostu wiem że On istnieje.
Mojej wiary nie czerpałam z Biblii, ponieważ miałam ją już zanim nauczyłam się czytać.
Miałam ją od zawsze, miałam ją od Niego, miałam ją choć nikt inny w mojej rodzinie jej nie miał, miałam ją ponieważ wiara jest łaską.
Moja wiara od zawsze opiera się na osobowej relacji z Bogiem.
I jeśli chcesz Go poznać musisz iść tą właśnie drogą.

Ja idę. Bywa że długo biegnę bez tchu jak szalona, rozpływając się w zachwycie serca, bywa że spokojnie z radością kroczę, bywa że się ociągam i bywa że ustaję. Czasami proszę by podał mi rękę i pociągną za sobą pod górę, czasami mówię, że nie chcę iść za Nim, czasami mówię zaczekaj na mnie jeszcze trochę.

Czasami jest mi wstyd, że Go zawodzę, mimo że kocham, czasami boję się że zraniłam zbyt mocno, ale wtedy trzymam się Jego obietnicy "miłosierdzie moje większe jest niźli nędza Twoja". I wiem że On jeden nigdy nie zawodzi, On jeden kocha miłością bezwarunkową i udowodnił to oddając za mnie życie.


X77 pamiętaj, że Bóg przychodzi nie do pysznych ale do pokornych.

Kimże jesteś, że znasz wyroki potężnego, nieskończonego i nieogarnionego Boga ?



Misisippi przepraszam za off top. Chciałam odpowiedzieć X77.

X77 jeśli masz życzenie odpisać zrób to w wątku o którym wcześniej wspomniałam.

106

Odp: nareszcie go zostawiłam

Hej.
Ostatnio czuję ogromną sinusoidę emocji. Raz depresja, poczucie bezwartościowości, brak poczucia kobiecości, ogromny żal i wyrzuty sumienia (obwiniam się za wszystko, że to ja ten związek w ogóle zniszczyłam), a raz poczucie, że zrobiłam dobrze, że to on był nienormalny, że nie kochał, że nie szanował, że dobrze, że się to już skończyło. Ostatnio przeryczałam całą noc myśląc o tym że znalazł sobie nową miłość... Tak czy owak moja psychika jest mocno nadszarpnięta. Czuję się, jakbym byłam ofiarą jakiejś traumy. Bo w sumie tak jest, pozwoliłam sobie na na takie traktowanie i teraz mam ogromny uraz, który nie pozwala mi się cieszyć, czuć wyjątkowo, kobieco, który nie pozwala się otworzyć na ludzi. Moi najbliżsi widzą jak się czują, ale w sumie powtarzają, że nie ma już o czym gadać, bo wszystkie swoje smutki związane z tym związkiem przerabiam już od dawien dawna i pora się od tego uwolnić, że ten związek nie miał sensu od prawie początku. Moi rodzice nie lubili mojego eks, gdy tylko wyszło na jaw, jaki ma do mnie i do nas stosunek, tłumaczyli mi, ale ja wolałam sama podejmować decyzje i trwać w tym, bo nie potrafiłam odejść. Póki co snuję się po uczelni, po domu, po mieście jak cień, z czerwonymi od płaczu oczami i kamienną twarzą. Nie potrafię się uśmiechać i udawać, ze jest dobrze, bo nie jest.

107

Odp: nareszcie go zostawiłam

Kochana Misi właśnie myślałam o Tobie i miałam pytać co u Ciebie.

Misi ja myślę, że zdrowienie po takim związku musi trochę potrwać.

Rozważ rozmowy z psychologiem, na pewno dużo byś z nich wyniosła na przyszłość.

Czasem dobrze jest gdy ktoś obiektywnie na nas spojrzy i powie co jeszcze możemy zrobić dla siebie, jak zadbać o siebie, by już nie pozwolić nikomu się ranić, ani sobie samemu.

A tymczasem skopiuję dla Ciebie afirmacje, które After napisał kiedyś dla Straconej Nadziei.

Wspieram Cię duchowo i posyłam słoneczny uśmiech   smile

108

Odp: nareszcie go zostawiłam

Misi posyłam Ci tekst Aftera napisany dla Straconej Nadziei z nadzieją, że Tobie również pomoże wyjść na prostą smile



" Nigdy nie ruszysz do przodu, jeśli nie zamkniesz drzwi za sobą i za tym co było..
Tutaj już wiele razy pisałem :
Kompletnie pozbawione jest sensu patrzenie na to co było,..
Stało się i na to wpływu kompletnie nie mamy..
Już nic nie zmienimy. Z prostego powodu. Czasu się nie cofnie..
Oczywiście, trzeba wyciągnąć wnioski dla siebie. Aby drugi raz w podobne bagno nie wdepnąć. Jednak najważniejsze jest to na co wpływ już Nadzieja mamy.
Czyli to co jest przed Tobą..
I na tym trzeba się skupić. Bo
Po pierwsze, jesteś młoda,
Po drugie, masz jeszcze szmat życia przed sobą,
Po trzecie, uwolniłaś się od idioty
Po czwarte, wbrew temu co sobie wbijasz cały czas do głowy, wygrałaś szansę na nowe, lepsze życie,
Po piąte, jeszcze będziesz kochać i będziesz kochana..
Tylko najpierw musisz znaleźć powód, dlaczego taki idiota znalazł się w Twoim życiu.
Bo to jest tak, że to kobieta, a nie facet dokonuje wyboru..
Jak to przepracujesz, będziesz silna jaką nigdy jeszcze nie byłaś
Wtedy nigdy nie dasz się skrzywdzić..

Apropo oddziaływania na swoją podświadomość..
Czytałaś cokolwiek o afirmacjach? Jeśli nie, to naprawdę warto..
Bardzo pomaga w zbudowaniu swojej siły, wiary w siebie i pewności..
Tak na dobra noc parę punktów do codziennej realizacji :
Będzie to dla Ciebie wyzwanie ale nie ma zmiłuj się..
Albo chcesz się zmienić i ruszyć do przodu,
Albo nadal będziesz stała w tym samym miejscu..

Nie krytykuj samej siebie!
Pamiętaj, myśli wpływają na twoje samopoczucie...
Nie wystarczy jednak mówić sobie: jestem mądra, zdolna, atrakcyjna.
Należy używać słów, które naprawdę pomogą ci uwierzyć w siebie.
Dlaczego afirmacje są skuteczne?
Ponieważ wypowiadając określone stwierdzenia, programujemy mózg na ich realizację. Pamiętaj tylko, żeby wypowiadać je w czasie teraźniejszym. Bo mówiąc o czasie przeszłym, tworzysz wspomnienia, a o czasie przyszłym - oczekiwania. Poniżej dajemy ci program pozytywnych słów na cały dzień. Ćwicz je przez tydzień i ciesz się rezultatami.

I. Kocham Cię
Tuż po wstaniu z łóżka, gdy myjesz zęby lub nakładasz krem, popatrz na siebie w lustrze. Uśmiechnij się i powiedz: "Kocham cię". Na początku może ci to przychodzić z trudem, ale z każdym dniem będzie łatwiej. Dodaj: "Życzę ci udanego dnia". W ten sposób wysyłasz podświadomości informację: jestem kochana. To również sygnał: troszcz się o siebie tak, jakbyś dbała o kogoś bliskiego.

II. Mocno stąpam po ziemi
Potraktuj te słowa dosłownie i zainwestuj w wygodne buty dobrej jakości. Włóż je, wychodząc do pracy lub na ważne spotkanie. Nie żałuj pieniędzy na coś, dzięki czemu poczujesz się silniejsza. Gdy budujesz dom, nie zaczynasz przecież od dachu tylko od fundamentów. Idąc ulicą lub wchodząc po schodach, powtarzaj: "Mocno stąpam po ziemi. Zawsze kroczę tak, by moje stopy miały stabilny kontakt z podłożem".

III. To jest absolutnie urocze
Po drodze do pracy lub sklepu znajdź pięć rzeczy, które cię zachwycają. Nie zniechęcaj się ponurą pogodą. Zobacz słońce wychylające się zza chmur, zamarznięte sople, psy bawiące się w ogrodzie. Nie tylko obudzisz swoją wrażliwość, ale zyskasz poczucie, że jesteś częścią większej całości. To daje poczucie sensu oraz harmonii.

IV. Dziękuję
To słowo wypowiadaj jak najczęściej. Najlepiej z uśmiechem. Okazji jest mnóstwo: w sklepie, autobusie, urzędzie. Doceniaj, co inni robią dla ciebie, nawet jeśli to ich obowiązek. Dziękując za przytrzymanie drzwi lub podanie cukru, nie tylko widzisz, że ktoś robi coś dobrego, ale ty sama czujesz się ważna i zauważona.

V. To cudownie, że…
...potrafiła mi pani tak doradzić. Taka sprzedawczyni to rzadkość", "Cudownie, kochanie, że umyłeś wannę". Co najmniej pięć razy dziennie doceń kogoś. Staraj się, żeby komplement dotyczył konkretnego działania, a nie osoby w ogóle. Chwaląc innych, wzmacniasz swoje poczucie wpływu na własne życie i czujesz się silniejsza.

VI. Zasłużyłam na nagrodę
Każdego dnia nagradzaj się za mniejsze i większe osiągnięcia. Wstałaś rano na gimnastykę? Zrobiłaś wszystko na czas? Nagroda powinna być adekwatna do osiągnięcia, ale dająca ci radość, np. ciastko lub relaksująca kąpiel. Korzyść wynika podwójna: sprawiasz, że twoje życie jest przyjemniejsze i przekonujesz siebie: jestem warta tego, by otrzymywać nagrody.

VII. Jestem pewna siebie
Przed ważnym spotkaniem, stresującą rozmową, zamknij oczy i powtarzaj sobie: "Jestem kobietą pewną swojej wartości". Unikaj takich zwrotów jak: "Chciałabym/ chcę/ mogę być kobietą pewną siebie" (bo co z tego, że chciałabyś/ chcesz/ możesz?). Wyobraź sobie, jak zachowujesz się jako osoba pewna siebie. Gdy doświadczysz tego w wyobraźni, twój mózg to zapamięta i łatwiej ci będzie stać się taką w rzeczywistości. Podobne ćwiczenie robią sportowcy, przygotowując się do zawodów i, jak twierdzą, pomagają im one w poprawianiu wyników.

VIII. Co tu jest dobrego dla mnie?
Zadaj sobie na głos to pytanie w sytuacjach, gdy coś nie idzie po twojej myśli. Zamiast obwiniać się i zadręczać, poszukaj co najmniej pięciu korzyści z niepowodzenia. Na przykład: lepiej znam swoje możliwości, zobaczyłam, na kim naprawdę mogę polegać w trudnej chwili, uniknęłam pracy z toksyczną szefową. To nie tylko świetna metoda na uniknięcie spadku poczucia własnej wartości, ale przede wszystkim na wzmocnienie się w ciężkich momentach. A wtedy masz więcej szans, żeby znaleźć wyjście z kryzysu dobre dla siebie.

IX. Osiągnęłam to, co chcę, i...
Wieczorem w wannie lub przy kubku gorącej herbaty wyobrażaj sobie siebie za kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, gdy już zrealizowałaś swoje marzenia. Zostałaś doceniona, założyłaś udaną rodzinę, masz to, na czym ci zależy. Jak wyglądasz? Jak się czujesz? Kto jest przy tobie? Potem wyobraź sobie działania, które cię tam zaprowadziły. Jaki jest pierwszy krok, który możesz uczynić jeszcze w tym tygodniu? To ćwiczenie doda ci energii i entuzjazmu. Pomoże uwierzyć, że wiele zależy od ciebie i od wysiłku, który włożysz w realizację planów. A dzięki temu staniesz się bardziej zdeterminowana i aktywna w osiąganiu celów.

X. Jestem wdzięczna za...
Codziennie przed snem pomyśl i wymień rzeczy, za które jesteś sobie wdzięczna danego dnia. Jadłaś wyłącznie zdrowe posiłki, zadawałaś celne pytania na zebraniu, pięknie wyglądałaś na kolacji... To ćwiczenie wzmacnia samoocenę, bo myśląc z wdzięcznością o tym, co dobrego zrobiłaś, koncentrujesz się na pozytywnych rzeczach. Przy okazji dużo łatwiej ci zasnąć i smacznie się wyspać. A dobry sen wzmacnia, dodaje urody i sił na pokonywanie codziennych trudności.

Codziennie, niczym mantra masz to punkt po punkcie konsekwentnie realizować! "

109

Odp: nareszcie go zostawiłam

Dziękuję Lilka. Staram się jakoś trzymać, ale na dłużej nie wychodzi mi to. Na psychologa mnie nie stać - kiedyś byłam dwa razy z powodu właśnie nie radzenia sobie z pewnymi rzeczami w tym związku, ale zrezygnowałam, bo płacenie co tydzień 100 zł za wizytę nie zachęcało mnie do terapii... Poza tym ja jestem wszystkiego świadoma, gdy byłam u pani psycholog ostatni raz, tak się rozgadałam, ze ona nie miała czasu na powiedzenie mi czegokolwiek konkretnego. Była tak przejęta moją historią, że powiedziała mi, że wczuła się w moją sytuację bardzo głęboko. Potem było lepiej i nie kontynuowałam tych wizyt.

Czuję się jak ostatnia frajerka. On pewnie czuje ulgę, że pozbył się mnie i mojego zrzędzenia, płaczu, a mi jest tak bardzo ciężko. Za trzy tygodnie bronię licencjat, załatwiam formalności, nawet dziwię się jakim cudem w jedną noc napisałam pracę licencjacką... Czuję taki ciężar w środku. Staram się powtarzać sobie, że ten związek był nieudany, nie miał szans, że on nie respektował moich uczuć, oczekiwań, potrzeb, że to było bez sensu, ale ilekroć uświadamiam sobie to wszystko, to nagle i tak przypominają mi się te "lepsze" chwile, wszystko co złe wyparowuje i zaczyna mi go po prostu brakować. Wszędzie chodziłam z nim, jeździłam w różne miejsca, a teraz sama nie potrafię ruszyć się z domu, poza wyjściem na zakupy i na uczelnię. Zamykam się w domu, zajmuję się licencjatem, bo co innego mam robić, a wolnych chwilach, myślę, tęsknię, rozpamiętuję, płaczę i wyobrażam sobie jego z inną, bo czuję i jestem przekonana, że spotyka się już z kimś. O mnie zapomniał, wymazał mnie z pamięci, pewnie nawet usunął mój numer telefonu. A ja? Czuję się jak żałosna idiotka, to ja zostałam z niczym, na lodzie, ze złamanym sercem. Nie mogę się doczekać kiedy wreszcie wyjadę z tego miasta do domu, gdzie będę mogła odpocząć, zdystansować się, powoli zapominać. Najgorsze są dla mnie poranki, wtedy dostaję takiego uczucia jakbym coś straciła, że to nie wróci, a wieczory z kolei są spokojniejsze, nie wiem czemu tak mam. Chciałam zregenerować się przez ten weekend, jakaś kąpiel, maseczka na zamęczone od płaczu oczy...

Te afirmacje są mi poniekąd znane. Sama już wcześniej, po naszym pierwszym poważnym rozstaniu zaczęłam prowadzić notes z osobistymi zapisami na temat poczucia wartości, bycia silną i wytrwałą. Taki zeszyt do terapii. Pomaga. Często go czytam. Napisałam sobie w punktach jaka jestem i jaka powinnam być, czego absolutne więcej nie robić itp. Dziś żałuję, że nie zakończyłam tej relacji wcześniej, bo ona mi nic nie dała. NIC. I dzisiaj to widzę. Te wszystkie miłe jednorazowe chwile to właśnie te jego ochłapy, a ja wiem, że zasługuję na o wiele więcej. Miałam okazję zakończyć to rok temu, a jednak pozwoliłam sobie narażać się dalej na cierpienie. On też zawsze uważał, ze robię z siebie cierpiętnicę, ale przecież, ja naprawdę cierpiałam, bo nic nigdy nie było tak jakbym tego oczekiwała. Dlaczego sobie na to pozwalałam, powinnam mieć więcej szacunku do samej siebie, i dlatego po tej kłótni podczas której dostał w twarz, miesiąc temu, powiedziałam sobie "dość".

Jestem słaba, czuję że na dłuższą metę nie zniosę takiego stanu rzeczy...

110 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-21 22:05:24)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Kochana Misi dobrze, że wyrzucasz to z siebie.

To cierpienie, które teraz przeżywasz to cena jaką płacisz za to, że pozwoliłaś mu siebie krzywdzić.

Moja Droga ja tu widzę dla Ciebie następujące zadania do wykonania:
1. Zapisujesz się do psychologa na NFZ, bo tam są najlepsi, chodzisz do niego regularnie i pracujesz wytrwale nad  sobą.
2. Dzięki wytrwałej pracy pod fachowym okiem stajesz się silną i odporną na nieodpowiednie relacje Misisippi.
3. Uczysz się jak przyjemnie spędzać czas sama ze sobą i nawiązywać dobre relacje koleżeńskie.
4. Budujesz swoje życie, które absolutnie nie zależy od żadnego faceta.
5. Dbasz o siebie i delektujesz się każdą chwilą ćwicząc UWAŻNOŚĆ.

Bądź wytrwała w powyższych działaniach, a efekty przerosną Twoje oczekiwania.

Pokaż sobie na co Cię stać.

A gdy pewnego dnia spotkasz faceta, który cię skrzywdził, poślij mu obojętne spojrzenie i z podniesiona głową pójdź dalej.

111

Odp: nareszcie go zostawiłam

Lilka, ja czuję że ze mną naprawdę jest źle. Oprócz tych wszystkich emocji, zauważyłam inne objawy tego przeżywania jak kłucie w sercu (w klatce piersiowej) i chroniczne zimno, mam dreszcze od dawna już zresztą. Wczoraj było ciepło, a ja mimo wszystko w kurtce, a ręce miałam zimne jak na mrozie. Czytałam, że to somatyczne objawy depresji. Teraz też chce mi się ryczeć, czasem myślę, że nie przeżyję tego rozstania, tego wszystkiego i myśli o nim, o jego ucieczce i poznaniu kogoś dobijają mnie na tyle że myślę o samobójstwie... ja nie wiem co się ze mną dzieje

112

Odp: nareszcie go zostawiłam

tak ciężko mi starsznie się podniesć z tego dna, czuję się zupełnie bezwartisciowa jako kobieta. w sobie też odnajduję dużo winy, moze dlatego zniechęcił się do mnie i nie zakochał...

113

Odp: nareszcie go zostawiłam

Kłucie w klatce, zmartwię Cię albo pocieszę, to wbrew pozorom bardzo typowy objaw po trudnym rozstaniu.
Miałam to samo. Wylądowałam nawet u lekarza, to tzw. "pęknięte serce", taka przypadłość- fizyczny objaw tego co w głowie wink Mnie lekarka przepisała dużo wit. z grupy B i magnez. Pomogło smile

Cały czas powtarzaj sobie, że to co przechodzisz i czujesz jest normalne w Twojej sytuacji i minie, bo minie.
JA też myślałam, że to nigdy się nie skończy wink a dziś nie jestem w stanie wczuć się w 1/3 tamtej 'dramy' jaką przeżywałam, bo zupełnie inaczej na to wszystko patrze, no i zero emocji wzbudza jego osoba.

114

Odp: nareszcie go zostawiłam

poza tym czuje się senna, bez energii, nie mam nic ochoty, czuję bezsilność, objadam się żeby zagłuszyć w sobie te emocje. Boże co się ze mną dzieje? Mam nadzieję że to chwilowe, ale ja po prostu nie potrafię poradzić sobie z tym wszystkim. Kompletnie przestałam czuć się cokolwiek warta, kobieca, dzisiaj czuję sie jak bezpłciowy kołek drewna

115

Odp: nareszcie go zostawiłam
Elle88 napisał/a:

Kłucie w klatce, zmartwię Cię albo pocieszę, to wbrew pozorom bardzo typowy objaw po trudnym rozstaniu.
Miałam to samo. Wylądowałam nawet u lekarza, to tzw. "pęknięte serce", taka przypadłość- fizyczny objaw tego co w głowie wink Mnie lekarka przepisała dużo wit. z grupy B i magnez. Pomogło smile

Cały czas powtarzaj sobie, że to co przechodzisz i czujesz jest normalne w Twojej sytuacji i minie, bo minie.
JA też myślałam, że to nigdy się nie skończy wink a dziś nie jestem w stanie wczuć się w 1/3 tamtej 'dramy' jaką przeżywałam, bo zupełnie inaczej na to wszystko patrze, no i zero emocji wzbudza jego osoba.

Wiem, czas, czas, czas. Kiedyś już też przechodziłam przez coś podobnego, pierwsze rozcazrowanie też wzbudzało we mnie takie emocje, potem pojawił się on, poczułam się jak w niebie, skończyło się i znów to samo, a może nawet jeszcze gorzej. Prędzej otworzę okno, bo mieszka na trzecim pietrze wyskoczę z tej bezsilnosci, niż dojdę do siebie, mając w głowie myśli o nim, jego nowej miłości, i tego ze ma mnie w dupie głęboko...

116

Odp: nareszcie go zostawiłam
Elle88 napisał/a:

Kłucie w klatce, zmartwię Cię albo pocieszę, to wbrew pozorom bardzo typowy objaw po trudnym rozstaniu.
Miałam to samo. Wylądowałam nawet u lekarza, to tzw. "pęknięte serce", taka przypadłość- fizyczny objaw tego co w głowie wink Mnie lekarka przepisała dużo wit. z grupy B i magnez. Pomogło smile

Cały czas powtarzaj sobie, że to co przechodzisz i czujesz jest normalne w Twojej sytuacji i minie, bo minie.
JA też myślałam, że to nigdy się nie skończy wink a dziś nie jestem w stanie wczuć się w 1/3 tamtej 'dramy' jaką przeżywałam, bo zupełnie inaczej na to wszystko patrze, no i zero emocji wzbudza jego osoba.

A jak to z Tobą było? Kochałaś go, zostawił Cię? Ja długo cierpiałaś?

117 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-05-21 22:55:17)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Nie, u mnie nie było żadnych 'pięknych początków', motyli ani zakochania z nim. Typowy, smutny 'związek z rozsądku', z bardzo dobrze wykształconym facetem (w zasadzie tylko tym mi imponował), reszta też była ok, ale to nie było to.
On z kolei cierpiał nadal po "wielkiej love", która go od początku niemal zdradzała (do dziś nie wiem co w niej widział, wg mnie - mały koszmarek, jeśli o wygląd chodzi, tyle że zadbana..ale nie znam się wink) W każdym razie - ani on mnie nie kochał, ani ja jego.
Na początku dłuuugo o mnie zabiegał i znosił moje konsekwentne odrzucanie go. To mnie do niego przekonało. eeeeeeeeeee WRONG !!! <lol> wink

No i pod koniec tej "sielanki" okazało się, że robił mnie w trąbę od dawna, ja jego zresztą też, ale nie miałam okazji pójść w fizyczność, bo zasady i świadomość, że fatalnie bym się z tym czuła mi nie pozwoliły. On zaś sobie bez problemu z tym radził i poradził wink

Po wszystkim czułam się fatalnie, nie mogłam zrozumieć czemu skoro nie byłam w nim nawet zakochana. Ale zdrada boli chyba zawsze podobnie.
Cierpiałam też długo..biorąc pod uwagę powyższe - tak mocniej to chyba z rok, potem zaczęłam rozumieć to i owo, pracowałam nad sobą.
Nic samo nie przyszło i się samo nie uzdrowiło wink

Dziś jest dobrze, powiedziałabym lepiej niż zanim go poznałam smile

118

Odp: nareszcie go zostawiłam

Te wszystkie emocje i objawy o któcy piszę towarzyszą mi już od ok. 2 lat. Podejrzewam, ze mogę mieć depresję i chyba powinnam udać się do psychiatry, bo czuję że się wykończę, nie mogę tak dłużej żyć, wciąż w poczuciu winy, smutna, zdołowana. W tym zwiazku pozwalałam sobie na to, że on mnie nie szanował, bo wsyztsko wybaczałam tak od ręki. Ta zdrada emocjonalna, jego internetowe wybryki na portalach, poczucie traktwoania mnie jak siostry/matki/babci, kumpeli a nie jak kcoahnej kobiety, poczucie bycia nieatrakcyjną, "nie w jego typie" jak to określił, skutecznie podtruły moją samoocenę. Dlatego dziś czuję się jak wrak, a on sobie hasa.. Pozwoliłam sobie na takie zeszmacenie samej sebie, dziś niesczęśliwa czuję się bezpłciowo, bez życia i radosci... ja naparwde muszę coś z tym zrobić, ale nie bardzo wiem jak

119

Odp: nareszcie go zostawiłam
Elle88 napisał/a:

Nie, u mnie nie było żadnych 'pięknych początków', motyli ani zakochania z nim. Typowy, smutny 'związek z rozsądku', z bardzo dobrze wykształconym facetem (w zasadzie tylko tym mi imponował), reszta też była ok, ale to nie było to.
On z kolei cierpiał nadal po "wielkiej love", która go od początku niemal zdradzała (do dziś nie wiem co w niej widział, wg mnie - mały koszmarek, jeśli o wygląd chodzi, tyle że zadbana..ale nie znam się wink) W każdym razie - ani on mnie nie kochał, ani ja jego.
Na początku dłuuugo o mnie zabiegał i znosił moje konsekwentne odrzucanie go. To mnie do niego przekonało. eeeeeeeeeee WRONG !!! <lol> wink

No i pod koniec tej "sielanki" okazało się, że robił mnie w trąbę od dawna, ja jego zresztą też, ale nie miałam okazji pójść w fizyczność, bo zasady i świadomość, że fatalnie bym się z tym czuła mi nie pozwoliły. On zaś sobie bez problemu z tym radził i poradził wink

Po wszystkim czułam się fatalnie, nie mogłam zrozumieć czemu skoro nie byłam w nim nawet zakochana. Ale zdrada boli chyba zawsze podobnie.
Cierpiałam też długo..biorąc pod uwagę powyższe - tak mocniej to chyba z rok, potem zaczęłam rozumieć to i owo, pracowałam nad sobą.
Nic samo nie przyszło i się samo nie uzdrowiło wink

Dziś jest dobrze, powiedziałabym lepiej niż zanim go poznałam smile

Ale udało Ci się. To bardzo dobrze. Nie kochałaś go ale jednak cierpiałaś. Ale rok? To długo. Samo się nie uzdrowiło? Cały czas czytam o tym, ze trzeba nad sobą pracować, skupiać się na sobie, ale tak strasznie ciążko jest się wziąć w garść i pomyśleć o sobie. Ja starciłam siły by cokolwiek zorbić dla siebie, bo uważam że to nie ma sensu, ze dlaje będę beznadziejna - dlatego, ze sobie na to wszytsko pozwoliłam i dlatego że w jego oczach też na taką wyszłam...

A ja swojego kochałam, podobał mi się bardzo, troszczyłam sie o niego, chciałam dla nas jak najlepiej, dlatego mój ból jest dziś wręcz potworny. A świadomość, że on tak po prostu odwrócił się na pięcie -  nie mogę... sad

120 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-05-21 23:19:09)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Co mi się udało? smile

Masz na myśli 'uleczenie'? No pewnie, że się udało, ale mogłam je rozpocząć dopiero od momentu jak zdałam sobie sprawę, żę moje samopoczucie ma bardzo niewielki związek z nim, a w 95% z tym jak JA SAMA o sobie myślę i czego, jakiego traktowania w związku z tym oczekuję. Tak to działa smile

121

Odp: nareszcie go zostawiłam

Mi się wydaje, że ja czuję tak przez niego - w sensie, że wiem, że sobie na to pozwoliłam, ale to jego osoba zatruła moją samoocenę, na moje przyzwolenie, bo wcześniej, zanim go poznałam i jeszcze na początku naszego związku, kiedy wszystko wydawało się być ok - byłam radosna, szczęśliwa, spełniona. A dziś? On toksyczny, ja przywiązana do niego i efekty jakie są każdy widzi.

122 Ostatnio edytowany przez misisippi (2016-05-21 23:32:34)

Odp: nareszcie go zostawiłam

wcześniej miałam normalne poczucie wartości, uważałam się za ładną, wyjątkową dziewczynę, wtedy zaczynałam studia, gdy go poznałam to on musiał się o mnie trochę postarać, ja trzymałam "ster" nad związkiem, zależało mu na mnie, czułam się spełniona studiami i pierwszym ukochanym chłopakiem, kiedyś powiedział, ze mnie kocha, no a potem wszystko się odwróciło a swoje wyznane "odwołał". Nie wiem co się ze mną stało, gdzie jest ta dawna ja? Chcę do niej wrócić, chcę ją znów z powrotem.

123

Odp: nareszcie go zostawiłam

Słusznie uważasz, że tak Ci się "wydaje". Jesteś w błędzie.
Szukasz 'winnych' i uzdrowienia na zewnątrz siebie. Kolejny błąd w myśleniu.

Błędne założenia nie pozwolą Ci z tego wyjść.
Narazie jesteś zamknięta na inne spojrzenie, potrzebujesz czuć się 'ofiarą', bo wtedy to  ON musi coś zrobić żebyś Ty mogła poczuć się lepiej. To od niego wszystko zależy smile
Cóż.. tak nie jest.

124

Odp: nareszcie go zostawiłam

Nie szukam winnych, dlaczego czepiasz się słówek. Wiem przecież, że to ja jest odpowiedzialna za swój stan, ale jednocześnie nie można przecież powiedzieć, że jego zachowanie nie wpłynęło na mnie. Ok, owszem to że to tolerowałam to jedno, ale to jak wzięłam to wszystko do siebie to drugie, bo konfrontacja z tym, że ktoś kogo się kochało mówi takie rzeczy i ma takie a nie inne podejście do mnie wzbudza straszne emocje i rozczarowanie - stad wniosek, że czuję się tak przez niego, bo tak tak jak z ideałem - ma się swój ideał, który nagle rozczarowuje a potem ci którzy byli w niego wpatrzeni czują sie okropnie, ze ktoś kogo stawiali wysoko, okazał się taki a nie inny, a to co on sam o nich myśli, powoduje szok, jakieś dziwne emocje, czasem niską samoocenę. Nie wiem czy mnie rozumiesz, ale to ma związek też za zaufaniem, gdy toś zawodzi nasze zaufanie czujemy się potem podle. a winny jest ten co zawiódł zaufanie a nie ten co jes utracił w stosunku do tej osoby.

Moze lepiej nie wałkujemy tego, bo ja juz się w tym gubię. Tak czo owak wiem, że ja jestem winna temu na co pozwalałam.

125 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-05-22 00:16:37)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Nie "Czepiam się" słówek, tylko nie rozumiesz przekazu smile i bierzesz jako atak.

bo konfrontacja z tym, że ktoś kogo się kochało mówi takie rzeczy i ma takie a nie inne podejście do mnie wzbudza straszne emocje i rozczarowanie -

Ale od początku nie było wzajemności, więc siłą rzeczy- tak na logikę, to sama go wyidealizowałaś i nadałaś rangę w swoim życiu, on o to nie prosił, ani nie starał się o to hmm
Musisz być szczera ze sobą. Nadal pisząc o tym traktujesz tego faceta tak jakby miał jakieś zobowiązania względem Ciebie, a skoro nie powiedział, że Cię kocha i CHCE być z Tobą, to nie miał żadnych zobowiązań, poza tymi w Twojej głowie sad

Nie chodzi o to, że masz się czuć WINNA, tylko wziąć odpowiedzialność za to, że przystałaś na to by trwać w relacji z kimś kto Cię nie kocha i mu nie zależy na Tobie.
Gdybyś nie czuła się winna, a czujesz, to nie katowałabyś siebie za to, tylko przyjęła do wiadomości, że to był Twój błąd brnięcie w to, tymczasem TY cały czas szukasz w swojej głowie "błędów" jakie popełniłaś, że on się nie zakochał, co mogłabyś zrobić inaczej itp., nawet jeśli tego otwarcie nie przyznajesz. A tu nie chodzi o to co mogłaś zrobić lepiej, po prostu nie było z jego strony chemii ani zainteresowania na tyle żeby w ogóle ZAUWAŻYĆ to jaka Ty jesteś, nie był tego ciekawy, nie zwracał uwagi. Nic nie mogłaś zrobić. Musisz to zrozumieć. Wtedy przestaniesz czuć się winna.

126

Odp: nareszcie go zostawiłam

Po pierwsze - na poczatku przez pierwsze miesiące zależało mu na mnie, powiedział mi, ze mnie kocha, nic nie wskazywało na to, ze tak nie jest - przecież pisałam o tym. Gdyby od początku mnie nie chciał to chyba na siłę nie pakowałabym się w ten związek. Czytaj uważnie. Miał zobowiązań wobec mnie bo przecież byliśmy razem w związku, o którym wiedzieli jego koledzy, rodzice, dziadkowie, moi rodzice. Byliśmy oficjalnie razem, więc jak możesz mówić, ze on nie miał żadnych zobowiązań wobec mnie? Byłam u niego w domu,  jego dziadków, byliśmy normalną parą. Potem zdradził mnie emocjonalne. Przepraszał, wybaczyłam. Potem jednak wyszło, przez moje naciski, ze nie czuje chemii itp, ale czuje przyjaźń ale chce być dalej razem. Wybaczyłam i pomyślałam, pokocha z czasem, trzeba dać mu ten cholerny czas. Ja nie potrafiłam jednak obie poradzić jednak z tą świadomością, on szukał innych w internecie, ale potem przepraszał, chciał być dalej razem. Ja oczywiscie przyzwoliła na to, ale nie ufałam. Często się kłóciliśmy, wypominałam mu a to to a to tamto, potem inne incydenty, rozstanie, potem powrót, w końcu koniec. Nie wytrzymałam.

127

Odp: nareszcie go zostawiłam

No to podobnie jak u mnie smile Dobra, no to powiedział "kocham" - czyli jest z tych rzucających słowa na wiatr, może nie wytrzymał presji albo stwierdził, że wypada to powiedzieć skoro jesteście razem, ale nie czuł tego, skoro nie czuł chemii.

Jesteś rozgoryczona, musi minąć trochę czasu zanim będziesz w stanie 'odkleić się' emocjonalnie na tyle żeby przestać się obwiniać, a z czasem obwiniać jego.
Nie da się pokochać kobiety ani mężczyzny jak partnera bez 'chemii'. To zawsze będzie karykatura związku. Wcześniej czy później i tak by runęło.

128

Odp: nareszcie go zostawiłam

Otóż to.

Kiedyś powiedział, ze "kocha", ale potem to odwołał. Powiedział, ze się pospieszył i że to nie było przemyślane. Usłyszałam to od niego tylko raz. A potem to już runęło wszystko. Później juz ne miał skrupułów mówić mi wprost, ze traktuje mnie jak psiapsiółę, ze nie jestem w  jego typie, że go nie pociągam itd. No i wtedy frustracja zaczęła narastać a moim błędem było to pokornie wysłuchiwać i nic z tym nie robić. Do końca chciałam się łudzić, ze to się zmieni z czasem, jak będę dobra i miła, nie będę się czepiać i wypominać tych "zdrad" to pokocha i poczuje chemię. On zawsze powtarzał, ze chce spokoju. A ja niestety po tych incydentach, które miały miejsce nie mogłam być spokojna, często się z nim kłóciłam, wypominałam mu wiele rzeczy i nie ufałam. Kompletnie nie ufałam i w sumie miałam rację. On wzbudził we mnie poczucie winy na zasadzie, że wymuszając coś na nim, awanturując się, nie wzbudzę w nim chęci do działania wobec mnie, ale będąc miła, spokojna, opanowana zasłużę sobie na jego pożądanie - dlatego czułam się winna po każdej kłótni, ze zabijam w nim jego pociąg do mnie, a kłóciłam się z nim, bo nie radziłam sobie z tą jego zdradą emocjonalną, flirtami przez internet, nie mogłam udawać że wszystko jest ok. Wiem, ze to żałosne i idiotyczne myślenie, ale wtedy tak bardzo mi na nim zależało, że brałam wszystko do siebie. Ach szkoda o tym pisać, i strzępić sobie nerwy, ja nie mam to sił.

129

Odp: nareszcie go zostawiłam

Zgadza się. Wpadłaś w błędne koło: on Ci wmawiał, że jak nie będziecie się kłócić to będzie lepiej niby, a Ty czułaś, że to bez znaczenia, bo i tak był chłodny i obojętny czy się kłóciłaś czy nie. "Wymagał" w sensie sugerował (pewnie sam nie miał pomysłu jak to rozwiązać), że nie układa wam się, bo reagujesz w sposób, który go odrzuca i zniechęca do starań, a z drugiej strony ta zasada nie działała w stosunku do laski, w której sam był zakochany. Ona ani go przecież nie zachęcała do starań, ani w ogóle nie chciała, nie zależało jej , no tyle że się z nim nie kłóciła, bo przecież miała go gdzieś wink, ale to wszystko go nie zniechęcało, a wręcz nakręcało a na pewno nie umniejszało jego zainteresowania.
Więc sama widzisz, że nie było nic Twojej winy.

Wiem sama po sobie - z facetami, którzy czuli do mnie chemię, mogłam robić prawie wszystko - w sensie zachowania, nie zawsze w porządku, nie zawsze miłe, troskliwe, etc. i oni i tak zawsze gotowi wyjaśnić, spotkać się reanimować znajomość. A z tymi, którym zależało tylko na 1nym, albo nie zależało 'aż tak', wystarczyło że 1 rzecz nie podpasowała i niespecjalnie dążyli do tego by sobie coś wyjaśniać, doprecyzować, etc.
To jest naturalne.
Sama identycznie się zachowuję. Byłabym hipokrytką gdybym tego nie przyznała.

130 Ostatnio edytowany przez misisippi (2016-05-22 01:05:08)

Odp: nareszcie go zostawiłam

Tak więc wniosek jest jeden - nigdy mu na mnie nie zależało jak na partnerce, ale trzymał się mnie mimo tego, ze nie czuł chemii, a przecież mógł znaleźć sobie taką do której to poczuje. Tamta go nie chciała (rozmawiałam z nią nawet, i sama przyznała, ze zawsze miała go gdzieś) dlatego był ze mną,bo wielce zraniony miał dość zakochiwania się  bycia odrzucanym, no ale teraz po tych naszych ostatnich kłótniach, po tym policzku, jak już nie mogłam znieść tego co było w przeszłości, tego braku zaufania, tego że znów coś kręcił (pisałam, że odkryłam jego tajemniczą pocztę i portale), dlatego po tym jak go pogoniłam, uznał, ze ratować nie ma czego i zwiał na portal, gdzie poznał już pewnie dziewczynę w "swoim typie" i lata za nią jak za tamtą. Tak właśnie to wygląda. No a ja czuje się beznadziejnie, straciłam zaufanie do mężczyzn i w ogóle. Ot cała bajka. Dałam z siebie zrobić poczekalnię i mam.

Posty [ 66 do 130 z 179 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » nareszcie go zostawiłam

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024