Cześć,
jestem tu nowa, ale już wcześniej czytałam wiele wątków, dzięki którym udało mi się zrozumieć sytuację w moim związku. Decyzja, którą podjęłam była tak naprawdę spontaniczna i nieplanowana, ale wydaje mi się, że w moim przypadku to najlepsze co mogłam zrobić, bo inaczej przestałabym być sobą, zatraciłabym swoją godność i dumę, które i tak już nieco nadszarpnęłam Nie potrafiłam już wytrzymać.
Rozstałam się z chłopakiem podczas awantury o 3 w nocy. Rozmawialiśmy dość burzliwe, aż w końcu słów, których wypowiedział nie mogłam już więcej tolerować. Spoliczkowałam go i kazałam mu się wynosić. I tak oto zakończył się nie niewarty związek.
Jaka była tego przyczyna? Mój chłopak dopuścił się tzw. zdrady emocjonalnej. Ostatnio dość dużo o niej czytałam i jestem w szoku, że mnie też ona spotkała. Mój były już chłopak nigdy mnie nie darzył szczególnym uczuciem o czym na początku w ogóle nie wiedziałam, nic na to nie wskazywało. Dziś jednak wiem, że był ze mną z braku laku, tak naprawdę spotykając się ze mną cały czas był niepogodzony z odrzuceniem przez inną dziewczynę, o której względy non stop się starał, wykorzystując jednocześnie moją nieświadomość. Z czasem jednak czułam, że coś jest nie tak, pozbierałam fakty do kupy, wszystkie dziwne zachowania, zbiegi okoliczności etc. Byłam tylko poczekalnią. I choć rozstaliśmy się raz, wróciłam do niego, żeby zacząć wszystko od nowa. Ale nie udało się. Nie potrafiłam. Moje serce nie radziło sobie ze strawieniem bolesnej przeszłości. Poniżyłam się wobec siebie, wobec niego i wobec każdego, kto wiedział o moim nieszczęściu. On mówił, że z tamtą nic nigdy nie będzie, że się zawiódł, że już nic nigdy. Wierzyłam, ale nie długo. Przeszłość siedziała mi w głowie. Jego kłamstwa, dwulicowość, obłuda - taki właśnie był. Nie potrafiła zrozumieć mojego cierpienia. On chciał, żebym to ja zrozumiała jego... tamtej nocy powiedział, że gdyby nie moja wścibskość nie dowiedziałabym się o niczym... Dostał w twarz, wyrzuciłam go z domu. Nie wytrzymałam. O miłości do tamtej zawsze, o miłości do mnie nigdy...
I choć ten ból przerobiłam już dawno, po tym rozstaniu, które miało miejsce z piątku na sobotę, nie czuję się już słaba. Boję się jednak, że żal i cierpienie jeszcze się pojawią, jeszcze ścisną moje serce. Tylko o to się boję. Dlatego chciałabym odnaleźć trochę wsparcia wśród Was, potwierdzenia, że zrobiłam dobrze, że nie mam czego żałować. Teraz jest mi to bardzo potrzebne. Na razie się trzymam, ale chciałam tylko wyrzucić z siebie to okropne uczucie.
Pozdrawiam wszystkich.