Moja historia jest pewnie podobna do innych ale każdy z nas przechodzi to inaczej. Kiedy byłam w liceum zaszłam w ciążę, wzięliśmy ślub i próbowaliśmy poskładać to w jakąś całość. Musieliśmy studiować, pracować i wychowywać dziecko.Było ciężko ale daliśmy radę. Mąż po studiach stworzył własną firmę, gdzie mnie ściągnął do pracy, zaczęło nam się dużo lepiej powodzić finansowo i było znów na wariackich papierach- wszystko w biegu, pośpiechu- po prostu pogoń za kasą. Po jakiś dwóch latach zaczęły się kłopoty- nie finansowe bo firma szła jak burza- ale emocjonalne. Praca razem zaczęła zabijać nasze małżeństwo, zaczęły się spory o nie załatwione sprawy, o zmęczenie, o brak czasu na wszystko.Poza tym to ciągłe przebywanie ze sobą razem w dzień i w nocy zaczęło mnie trochę męczyć. Zupełny brak tematów innych niż firma w rozmowie między nami.Mąż ciągle zmęczony, zapracowany, nie zwracał już na mnie uwagi jak na kobietę tylko widział we mnie współpracownika.No i matkę naszego syna-ale nie kobietę.Ale to jakoś znosiłam przez kolejne dwa lata. Do czasu bo pewnego dnia pojawił się ten trzeci i zaczęła się bajka. Zaczął obsypywać mnie komplementami, zapraszać na kawę, zaczęły się długie rozmowy przez telefon o wszystkim i o niczym, piękne sms-y. Zaczęłam częściej się wymykać na spotkania po których po prostu brakowało tchu. po kilku miesiącach się z nim przespałam.I bajka trwała nadal, robiła się coraz piękniejsza. Ja byłam na każdy jego telefon do dyspozycji, wysłuchiwaliśmy wzajemnie swoich problemów. Z czasem przestał być dla mnie oderwaniem od rzeczywistości, zaczęłam czuć coś więcej, jednak nigdy nie usłyszałam szczerego wyznania uczucia jakie on do mnie żywi. Myślałam po rozmowach, jego zachowaniu i pięknych sms że on czuje to co ja. Na samym początku oświadczył że jest po rozwodzie bo go żona zostawiła i wyjechała.Samotność go zżerała. Ta sielanka trwała tak 9 miesięcy aż tu nagle przestał dzwonić, zaś po tygodniu przysłał sms: Przepraszam za wszystko. Po prostu mój świat zaczął powoli się kruszyć, ale miałam jeszcze nadzieję. Zadzwoniłam, zapytałam co jest ale nie otrzymałam konkretnej odpowiedzi tylko wzmiankę: wszystko jest ok tylko dużo pracy. Więc dalej tak tkwiłam w nieświadomości, choć czułam że coś jest nie tak. Brakowało mi tych telefonów, spotkań. Napisał kolejnego sms : życie to totalna porażka. Później znów jakiegoś dziwnego. Gdy ja mu odpisałam odpowiedzi nie było całymi dniami. Dla mnie zrobił się jeden wielki obłęd z pilnowaniem telefonu-może zadzwoni, ale telefon milczał. Po kilku tygodniach poprosiłam żeby nie pisał, nie przyjeżdżał do biura na razie. Na to też nie dostałam odpowiedzi. Przedwczoraj miałam z nim przyjemność porozmawiać-już nie było tak przyjemnie. Oświadczył że zorientował się co do niego czuję, pewnie dobrze by nam razem było ale on nie chce mi komplikować życia bo sam ma już i tak skomplikowane. Więc musiał to wszystko ostudzić-tak stwierdził. Dodał również że mnie bardzo szanuje i bardzo lubi.Ja zachowałam się na poziomie i powiedziałam że jest ok, choć łzy mi się cisnęły na oczy a jemu miałam ochotę przywalić w ryj. Dowiedziałam się że jest już inna na moje miejsce, też rozwódka. Następnego dnia znów przyjechał niby przywiózł jakiś towar bo kierowca nie mógł. Zrobiłam kawę jakby nigdy nic, tak siedział i gadał ze mną jakby nic się nie stało.Ja już sama nie wiem jak zwalczyć to uczucie-kocham go bardzo, rzuciłabym dla niego wszystko. Mój mąż nic nie wie, potrafiłam to wszystko ukryć mimo że to się działo pod jego nosem u niego w firmie. Juz nie mam siły płakać, a łzy mi się same cisną na oczy. Nie mam ochoty na nic, a tu trzeba normalnie żyć. Duszę to wszystko w sobie, obwiniam w myślach męża że to po części też jego wina!!!Cały czas myślę o tyn łajdaku, który mnie tak oszukał. Na co liczyłam nie wiem-po prostu chciałam być kochana i doceniana.Jeszcze szczęście w nieszczęściu że nie zawaliłam małżeństwa bo dziś bym nie miała nic. Nie wiem jak zniosę jego kolejne wizyty u mnie w pracy.Ale najgorsze jest to, że ja nie umiem się na niego obrazić.Jest mi strasznie ciężko, nie mogę się w ogóle odnaleźć.Napisałam to może też dlatego żeby każda z was wiedziała że romans to bajka która się nie kończy szczęśliwie. Kończy się łzami, smutkiem i wielkim rozgoryczeniem.Krzywdzi się innych bardziej niż można to sobie wyobrazić, a już nie wspomnę o krzywdzie jaką robi się samej sobie.
Dostosuj swój język do kultury panującej na forum.
Pozdrawiam
Moderator