O siostrze Faustynie (Helenie Kowalskiej, 1905-1938) wiem tyle, ile wyczytałem z jej pamiętnika. Niemniej to, czego się dowiedziałem z lektury, pozwala mi jako psychiatrze stwierdzić, iż autorka "Dzienniczka" była dotknięta zaburzeniami psychicznymi. Najbardziej ewidentne objawy tych zaburzeń to omamy, czyli halucynacje wzrokowe i słuchowe o treści religijnej. Te omamy pojawiają się tutaj na tle cyklicznych zaburzeń nastroju, które okresowo wyrażają się w przeżywaniu "niepojętej radości", poczuciu szczególnego wybrania (np. "Ja mam zająć miejsce w ołtarzu"), wreszcie nadzwyczajnej misji: "Przygotujesz świat na ostateczne przyjście Moje". Będąc w nastroju podwyższonym siostra Faustyna nawet czyni cuda: ucisza burzę, tak jak Pan Jezus na jeziorze Genezaret. Nastrój ten mija. Bez uchwytnej przyczyny zewnętrznej "zaczyna się ściemniać w duszy mojej"; pojawia się myśl, "że jestem przez Boga odrzucona"
Jak wyznaje - "zaczęły mnie ogarniać lęki prawdziwie śmiertelne (...), rozpacz zawładnęła całą duszę moją, prawdziwie przeżywam męki piekielne". Pojawiają się w tym stanie natręctwa myślowe: "Cały rój myśli niedorzecznych cisnął mi się do głowy i całą moją medytację przewalczyłam". Tym myślom towarzyszą skrupuły: "Com pomyślała, zdawało mi się grzechem". To przechodzenie od jednego stanu do drugiego dokonywało się u niej wielokrotnie.
Siostra Faustyna pisze o swojej "walce": "Zaczynam dzień walką, kończę go walką, zaledwie się uprzątnę z jedną trudnością, to na jej miejsce powstaje dziesięć do zwalczenia". Z czym walczy? Z grzechami: "I dał mi Jezus poznać, za jakie grzechy podda się biczowaniu, są to grzechy nieczyste"; "Poznałam (...) grzech zmysłowy (...) grzech pychy (...) grzech nienawiści". Prawdopodobnie jest to projekcja własnych impulsów, z którymi autorka walczy przez surową pokutę. Sama zdaje sobie z tego sprawę: "O Jezu mój, jak bardzo jestem skłonna do złego, i to mnie zmusza do ustawicznego czuwania nad sobą". Można przypuszczać, że gdyby siostrę Faustynę, jeszcze jako dziecko, nie uczono na lekcjach religii, że świętość polega na wyzbyciu się popędu seksualnego, nie uważałaby siebie za "tak bardzo skłonną do złego", nie musiałaby "prowadzić nieustanną walkę" i być może nie doświadczałaby patologicznych skrupułów.
Siostra Faustyna obrała heroiczną drogę zmagania się z depresyjnym nastrojem i natrętnymi myślami. Z jednej strony było to umartwianie się do
granic wytrzymałości, z drugiej zaś - ucieczka w błogostan z podwyższonym poczuciem własnej wartości i z przekonaniem o szczególnym wybraniu. W błogostanie pojawia się wątek erotyczny, np. gdy siostra Faustyna słyszy głos Jezusa, który jej oznajmia: "W tak szczególny sposób łączę się z tobą i obcuję", na co wybranka odpowiada: "Rozpływam się w Nim jak jedna kropla w oceanie".
Jakkolwiek siostra Faustyna zna inne "grzechy", to "grzech nieczystości" wydaje się wysuwać na plan pierwszy. Chce być świętą, a w jej przekonaniu stan taki polega przede wszystkim na sterylności seksualnej. Świadczy o tym m.in. hymn, który wyśpiewuje na własną (!) cześć: "O, jak piękna śliczność twoja, /ty - czysta oblubienica Moja (...) Ponad dziewiczość nie widzę nic wielkiego, /jest to kwiat wyjęty z Serca Bożego". Można to określić jako sublimację popędu.
Wbrew opinii siostry Speranzy, przytoczonej w "Przedmowie" przez ks. kard. Deskura, jakoby siostra Faustyna należała do "dusz prostych", mamy tu do czynienia z osobą wprawdzie niewykształconą, ale inteligentną, spostrzegawczą, potrafiącą analizować własne stany psychiczne.
Godne uwagi są spostrzeżenia siostry Faustyny dotyczące spowiedzi i spowiedników. Przede wszystkim siostra Faustyna zauważa, że bardzo trudno nawiązać kontakt z osobą w depresji: "Teraz ogarnia duszę straszna ciemność. (...) Wszystkie męki i katusze świata są niczym w porównaniu z tym uczuciem, w którym ona jest cała pogrążona"; "Mistrzyni, która przeraziła się moim widokiem, posłała mnie do spowiedzi, jednak spowiednik mnie nie rozumie, nie doznaję cienia ulgi". "Spowiednik mało zna drogi nadzwyczajne i okazuje zdziwienie, jeżeli dusza odsłoni mu te wielkie tajemnice, jakich Bóg dokonywa w duszy". Wyczuwa ona, że spowiednik uspokaja ją, a sam nie ma pewności. Albo -
co mi się zdarzyło - że spowiednik, nie mogąc przeniknąć niektórych tajemnic duszy - odmawia jej spowiedzi, okazuje jakąś bojaźń przed zbliżeniem się takiej duszy do kratki. Przeszkadza jej to, "że spowiednik nie pozwoli się szczerze wypowiedzieć, okazuje zniecierpliwienie. Dusza wtedy milknie. (...) Miałam niektóre próby (rady?), z których się śmiałam. (...) Spowiednik to lekarz duszy więc jak lekarz, nie znając choroby, może dać stosowne lekarstwa?" "Są niektórzy spowiednicy, że dopomagają duszy (...) jak wszystko idzie dobrze, a jak dusza znajdzie się w większych potrzebach, wtenczas są jakby bezradni i nie mogą czy nie chcą duszy zrozumieć". "Się zdarza, że spowiednik nieraz lekceważy
drobne rzeczy. Nic nie ma w życiu duchowym drobnego". "Kiedy poznałam, iż nie jestem zrozumiana, to nie odsłaniałam swej duszy i nie mąciłam sobie spokoju". Aby "dusza" mogła odnieść korzyść ze spowiedzi, potrzeba z jej strony "szczerości i otwartości", "pokory" i "posłuszeństwa".
Siostra Faustyna oczekuje, że spowiednik: będzie cierpliwy i łagodny; pozwoli na szczere wyspowiadanie się; okaże zrozumienie; będzie kompetentny; nie będzie bał się wypowiedzi "nadzwyczajnych"; nie będzie udzielał pochopnych rad ani pouczeń; zda sobie sprawę z własnych ograniczeń i będzie się dokształcał. Osoba spowiadająca się, aby odnieść korzyść ze spowiedzi, powinna być szczera i otwarta, pokorna i posłuszna. Jednak zależy to również od postawy spowiednika.
Siostra Faustyna nie zawsze była posłuszna, z niektórych rad spowiedników po prostu się śmiała. Postulaty siostry Faustyny chciałbym skonfrontować z postawą niezwykłego duszpasterza. Ksiądz Bronisław Bozowski tak charakteryzuje swoje duszpasterstwo, szczególnie osób zaburzonych psychicznie: "Nauczyłem się słuchać ludzi z prawdziwym zainteresowaniem. (...) Ludzie nigdy się nie męczą rozmową o nich samych. Ci, którzy do mnie przychodzą, chcą się po prostu wygadać i ja im stwarzam taką możliwość". "Życzliwe zainteresowanie pełne szacunku i serdeczność staje się pewną formą przyjaźni. Jest to największym darem, jaki możemy człowiekowi dać".
Taką duszpasterską przyjaźń udało się siostrze Faustynie nawiązać z księdzem Sopoćką i księdzem Andruszem. Jako osoba świecka nie mam doświadczenia w zakresie spowiedzi, wydaje mi się jednak, że to, co postulujemy w odniesieniu do terapeutów, może w pewnym stopniu dotyczyć również spowiedników. Zarówno relację spowiednik - penitent, jak i terapeuta - pacjent możemy określić jako relację uzdrawiającą, to znaczy mającą na celu poprawę i uporządkowanie stanu psychicznego oraz moralnego osoby cierpiącej. Z tego powodu można postulaty siostry Faustyny pod adresem spowiedników odnieść również do terapeutów. Bez "cierpliwości i łagodności" nie da się nawiązać dobrego kontaktu z osobą, która zwraca się do nas o pomoc. Terapeuta ma czas dla pacjenta, by ten mógł się swobodnie wypowiedzieć. Siostra Faustyna domaga się, by spowiednik był kompetentny. Powinien on zatem mieć odpowiednią wiedzę nie tylko teologiczną, ale i psychologiczną, by nie był bezradny wobec "dróg nadzwyczajnych". Poniekąd każdy człowiek cierpiący postępuje "drogą nadzwyczajną". Lęk przed przypadkami trudnymi tak u duszpasterzy, jak i wychowawców czy terapeutów płynie stąd, że sami sobie stawiamy wymóg, by znać odpowiedź na wszystkie pytania i rozwiązać problemy, z jakimi ludzie do nas przychodzą. Stąd skłonność do stawiania ocen i dawania pochopnych rad. Tymczasem - jak mówi ksiądz Bozowski - potrzebne jest przede wszystkim życzliwe i rozumiejące słuchanie, które okazuje się "całą jego pomocą i całym jego duszpasterzem".
Parę zdań należy poświęcić "drobnym rzeczom". Każdy z nas porządkuje swoje sprawy określając jedne jako "ważne", inne zaś jako błahe, nieistotne. Z kolei, rozmawiając z drugą osobą, usiłujemy jej świat porządkować według naszego systemu wartości. Dajemy jej do zrozumienia, że to co dla niej jest problemem, naprawdę jest "drobną rzeczą". W ten sposób okazujemy lekceważenie tej osobie. Nic, co nasz rozmówca traktuje jako istotne, nie jest "drobną rzeczą". Problemem zarówno dla spowiednika, jak i dla terapeuty, jest występowanie skrupułów, które również siostrze Faustynie przysparzały cierpień. Tego rodzaju nie dające się usunąć wątpliwości na pewno nie są " drobnymi rzeczami". Osoby dotknięte skrupułami autentycznie cierpią, toteż trzeba traktować je ze zrozumieniem. Siostra Faustyna spostrzegła, że wielką wartość miało dla niej posłuszeństwo wobec zaleceń spowiednika. Jest to zgodne z przekonaniem spowiedników, iż stanowcze stwierdzenia i zalecenia z ich strony przynoszą ulgę skrupulantom.
Uwagi siostry Faustyny na temat spowiedzi i spowiedników są tak wartościowe, że dla nich samych jej "Dzienniczek" jest godzien przeczytania. Zostały spisane w latach trzydziestych, kiedy psychoterapeuci nie dopracowali się jeszcze wspomnianych zasad, a nic mi nie wiadomo, by podobne postulaty pod adresem spowiedników ktoś wysuwał. Toteż uważam, że siostra Faustyna wytyczyła tu nowe drogi.
Wartość religijna "posłannictwa siostry Faustyny - jak pisze siostra Siepak - polega na przypomnieniu odwiecznie znanej, ale zapomnianej prawdy wiary o miłości miłosiernego Boga do człowieka". Chciałbym na tym miejscu dokonać psychopatologicznej analizy religijności tej zmarłej w opinii świętości zakonnicy. To "zapomnienie" ważnej prawdy wiary stało się jednym z czynników patologizujących życie religijne. Pośród "sześciu prawd wiary" znajdowało się zdanie o "Bogu sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze". Natomiast o Bogu miłosiernym brakło wzmianki. Przez całe tysiąclecia w pedagogice kościelnej dominował Bóg sprawiedliwy i karzący. Jedynie Matka Boska miała według rozpowszechnionych wierzeń - łagodzić gniew Boga Ojca.
Ten typ religijności pozostawał w zgodzie z patriarchalną formą rodziny, w której ojciec był przede wszystkim gwarantem ładu i sprawiedliwości. Dobrze, gdy w takiej rodzinie była matka, która potrafiła okazać dzieciom również czułość, zrozumienie i wyrozumiałość. Człowiek, który grzeszył "myślą, mową i uczynkiem" wobec wszechwiedzącego Boga znajdował się na pozycji z góry przegranej. Myśli i uczucia niełatwo poddają się kontroli, lecz Bóg natychmiast je zauważa i - oczywiście - szykuje surową karę. Taka pedagogika, w rzeczywistości sprzeczna z Ewangelią, stała się przyczyną wielu wypaczeń życia duchowego, a szczególnie pojawiania się skrupułów.
Zanim siostra Faustyna rozpoczęła swoją misję, w Kościele katolickim istniały różne nabożeństwa, które jakoby odnosiły się do Bożego miłosierdzia. "Litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa" zawiera 33 wezwania, z których miłość, dobroć i miłosierdzie wspominają tylko cztery. Szereg innych inwokacji raczej wzbudza uczucie nabożnego lęku, jak "nieskończony majestat", "przybytek Najwyższego", "dom Boży".
Także Jezus Chrystus siostry Faustyny był przede wszystkim Bogiem karzącym: "Gdybyś nie krępowała Moich, wiele kar spuściłbym na ziemię. Córko moja, spojrzenie twoje rozbraja Mój gniew". Było to zgodne z ówczesnym stylem pobożności. Prawdopodobnie taka pobożność wpajana od dzieciństwa przyczyniła się do specyficznych zaburzeń siostry Faustyny. Siostra Faustyna broniła się przed bólem psychicznym, stosując swoistą autoterapię. Jakkolwiek nigdy nie wyzwoliła się od wizji Boga karzącego, to przecież była w stanie uruchamiać szczególną siłę psychiczną, która nie tylko uwalniała ją od przerażenia, ale wręcz napełniała radością i przekonaniem o własnej wyjątkowości. Te chwile szczęścia pozwalały jej przetrwać okresy załamania psychicznego. Owa siła wynikała ze wzbudzania w sobie postawy zaufania do prześladującego ją Boga. Bóg Jezus z agresora stawał się mistycznym kochankiem zakonnicy. Jak w miłości ziemskiej, szczególnie w jej wersji romantycznej, tak i tutaj zakochana w Jezusie zakonnica przeżywała chwile radości przeplatane rozpaczą i poczuciem odrzucenia.
Wartościowy wydaje się nieustanny wysiłek siostry Faustyny przezwyciężania stereotypu Boga karzącego i okrutnego, dokonywany wbrew
postawie osób religijnych i wbrew pedagogice duszpasterskiej owych czasów. Eksponowanie Bożego miłosierdzia w praktykach religijnych oraz rozwijanie w sobie postawy zaufania do Boga miłosiernego, wyrażonej w akcie "Jezu, ufam Tobie", to niewątpliwie pozytywny owoc heroicznego żywota siostry Faustyny.
Mając do dyspozycji jedynie "Dzienniczek" i skąpe wypowiedzi osób, które ją znały, psychiatra może jedynie snuć przypuszczenie, na jaką chorobę ta pobożna zakonnica zapadła. Była to niewątpliwie choroba cykliczna, z fazami depresji i hipomanii, powikłana halucynacjami. Toteż z pewnym prawdopodobieństwem można postawić diagnozę cyklofrenii. Autorzy niemieccy Kleist i Leonhard wyodrębnili z cyklofrenii psychozę lękowo-ekstatyczną, ale to określenie nie przyjęło się. Pewien wpływ na pozostawanie u siostry Faustyny objawów psychopatologicznych mogła też mieć przewlekła infekcja gruźlicza oraz ogólne wyniszczenie.
Jeżeli uznać, że siostra Faustyna była psychicznie chora, to w jaki sposób można traktować jej przekonania religijne? Odwołam się wpierw do oceny literatury i sztuk plastycznych. Według Karola Hildebrandta, "dla oceny poezji pytanie o zaburzenie psychiczne [autora - przyp. JS] ma znaczenie mniejsze, aniżeli powszechnie się uważa. Skoro w danym dziele daje się rozpoznać potężny, porządkujący duch, ocena psychiatryczna jest niepotrzebna, natomiast gdy [literatura - przyp. JS] jest niezrozumiała lub bezwartościowa, wówczas pytanie o stan psychiczny jej autora nie jest interesujące". Prof. W. Schollgen, teolog i duszpasterz chorych, który cytuje Hildebrandta, nie w pełni się z nim
zgadza: "Skoro np. obrazy van Gogha zostały namalowane w stanie nieustającego "furioso", a przy tym w sposób decydujący przyczyniły się do
przezwyciężenia naturalistycznej sztuki panującej w końcu XIX w., to mamy do czynienia z przypadkiem, w którym momenty psychiatryczne i artystyczne wzajemnie się krzyżują". Hildebrandt porównuje twórczość osób psychicznie zaburzonych do "perły", którą mogą formować małże jedynie pod wpływem cierpienia. Należy przy tym pamiętać, że twórczość większości chorych psychicznie, którzy piszą lub malują, to zwykła amatorszczyzna.
Analogicznie należałoby odnieść się do osób prowadzących intensywne życie religijne, dotkniętych zaburzeniami psychicznymi. W szpitalach psychiatrycznych i na ulicach można spotkać niemało osób, które wiele się modlą, opowiadają o swoich religijnych doświadczeniach, uczestniczą w nabożeństwach lub sami je organizują. Tak jak pośród chorych psychicznie trafiają się wielcy artyści, tak i niektórzy spośród nich w sposób istotny ubogacają życie religijne, wnosząc w nie nowe treści. Zatem działalności religijnej nie należy oceniać odnosząc ją do stanu psychicznego danej osoby, ale - jak słusznie postuluje ksiądz J. Kracik - raczej zbadać, czy "towarzyszące wizji orędzie jest zgodne z katolicką wiarą i normą życia, więc może posłużyć do uwielbienia Boga". Jak pisze Dom Pierre Miquel, "erotyzm, masochizm i integryzm to trzy groźby zagubienia się mistyki". Do tych zagrożeń dodaje on jeszcze "lubowanie się w cudownościach i szukanie sensacji".
Chrześcijaństwo zawsze w sposób szczególny troszczyło się o chorych, nie wyłączając zaburzonych psychicznie. Również współczesna psychiatria zabiega o to, by chorzy psychicznie byli włączeni w swoją lokalną społeczność lub do niej powracali. Szereg moich pacjentów, którzy mieli poważne zaburzenia psychiczne lub nadal je ma, zajmuje eksponowane miejsca w nauce, sztuce i życiu społecznym. Trzeba, aby również przyjęła ich społeczność wierzących. Siostrze Faustynie należy się godne miejsce w tej społeczności. Na koniec krótka refleksja lekarza-praktyka. W latach 20. i 30. tego stulecia, kiedy żyła i działała siostra Faustyna, szanse jej wyleczenia, zarówno z gruźlicy, jak i z zaburzeń psychicznych były znikome. Wyobraźmy sobie, że zastosowałoby u niej dzisiejsze neuro- i tymoleptyki. Prawdopodobnie pod wpływem takiego leczenia niknęłyby jej wizje, a zmienny nastrój wahający się od wzniosłości i błogostanu do przeżywania odrzucenia przez Boga, bezsensu i udręczenia, uległby stabilizacji. Ale kim wtedy byłaby siostra Faustyna? Jedną z licznych, nieznanych i niczym nie wyróżniających się zakonnic. Czy takie "leczenie" miałoby sens?
(Magazyn psychologiczny "Charaktery", 09/1998).
Cóż powiem tak opinia prof. Strojanowskiego jest delikatnie mówiąc obciążona błędami metodologicznymi i jako taka jest niewiarygodna.
Pierwszy zasadniczy błąd popełniony przez prof. Strojanowskiego to wydanie osądu na podstawie mizernego materiału, tj.:
- Dzienniczka
- skąpych przekazach innych osób (bez podania co to za przekazy).
Metodologia badania psychiatrycznego obejmuje:
a) badanie podmiotowe obejmujące:
- badanie stanu fizycznego pacjenta,
- badanie stanu psychicznego pacjenta;
b) badanie obiektywne (wywiad przedmiotowy) to wywiad pochodzący z rodziny (najbliższego otoczenia chorego). Warto oddać głos prof. Bilikiewiczowi: Dopiero wywiad przedmiotowy w połączeniu z badaniem psychiatrycznym, tj. wypowiedziami chorego oraz własnymi obserwacjami daje podstawę do rozpoznania choroby psychicznej. (A. Bilikiewicz, Psychiatria, s. 126).
c) badania uzupełniające, np. psychologiczne.
Schemat badania psychiatrycznego obejmuje:
- ocenę minimiki pacjenta,
- określenie nastroju,
- uwaga,
- pamięć,
- orientacja,
- czynności myślowe,
- mowa,
- funkcje poznawcze, w tym inteligencja,
- zaburzenia spostrzegania,
- występowanie patologicznych form myślenia (w tym określenie np. cech patologicznych myślenia znajdujących przełożeni na język jakim posługuje się dana osoba);
- poczucie choroby psychicznej;
- uczuciowość wyższa,
- afekt;
- życie popędowe;
- osobowość.
Nierzadko dla postawienia trafnej diagnozy niezbędna jest obserwacja, która powinna trwać minimum 4 tygodnie.
2. Opinia Strojanowskiego pozostaje w sprzeczności z opinią Heleny Maciejewskiej, która badała chorą na prośbę spowiednika w związku z doznawanymi objawieniami oraz zespołu psychiatrów z UJ r. (kierownikiem był wówczas Eugeniusz Brzezicki). W obu wypadkach: Psychiatrycznie całkowicie zdrowa.
3. Faustyna wielokrotnie ma wątpliwości co do prawdziwości wizji. To wyklucza omamy (halucynacje).
4. Co do Dzienniczka. Po pierwsze zachowana orientacja auto i alleopsychiczna. Faustyna Kowalska orientuj się w czasie i przestrzeni, podaje daty i miejsca, w których się znajduje. Jej zapiski są na tyle precyzyjne, że pozwalają one ustalić konkretne miejsca czy też konkretne osoby.
5. Sposób narracji linearny, brak zaburzeń myślenia, neologizmów niedokojarzeń.
6. Obraz Jezusa Miłosiernego nie jest możliwy do zasugerowania. Co więcej nałożenie wizerunku z pierwszego obrazu na twarz z całunu Turyńskiego i chustę z Oviedo dość wyraźnie pokazuje zbieżność anatomiczną twarzy (w zakresie akceptowalnym dla prawidłowo sporządzonego porteru pamięciowego). Samo ujęcie ikonograficzne - wcześniej nieznane, co po raz kolejny poddaje pod wątpliwość wersję z chorobą psychiczną.
7. Zapis nie daje podstaw do twierdzenia, by Faustyna znajdowała się w manii. Relacje są konkretne wskazują na dużą uwagę. Zamyka wątki, brak przeskakiwania z wątku na wątek. Nie ma gonitwy myśli. Bardzo to dziwna faza manii, gdzie osoba znajdującą się w manii najpierw ma gonitwę myśli a później na spokojnie z pełną koncentracją siada i to spisuje.
8. Profesor Strojanowski stosuje dość ciekawy zabieg. Z jednej strony diagnozuje u Faustyny chorobę psychiczną z drugiej strony ZACZYNA SIĘ CIEKAWIE stwierdza, że ta wariatka jest mądrzejsza od psychiatrów, psychologów i spowiedników swojego czasu.
9. To co profesor Strojanowski opisuje jako objawy depresji - to dość znane każdej zakochanej dziewczynie kocha/ nie kocha - tylko tu obiekt miłości jest inny. Taka huśtawka emocji raczej nie wskazuje na chorobę psychiczną, no chyba, że MIŁOŚĆ uznać za chorobę psychiczną. No już WIDZĘ JAK NFZ im. JÓZEFA MENGELE REFUNDUJE NAM LECZENIE.
10. Obraz "zaburzeń" przedstawionych przez prof. Strojanowskiego jakoś obiega od opisu przeżyć innego świętego tamtego okresu czasu św. Brata Alberta, u którego prof. Eugeniusz Brzezicki rozpoznał schizofrenię, a analizując jego przypadek wyodrębnił jednostkę schizofrenia paradoxalis socialiter fautsa.
Z kolei przeżycia i rozterki Faustyny są analogiczne z przeżyciami i rozterkami innych mistyków, których zdrowia psychicznego nie kwestionowano.
W zakresie diagnozy i opisu chorób - opisy dawniejsze (vaestenia i melancholia) były lepsze i bardziej dogłębne, w większym stopni oddawały obraz kliniczny niż opisy współczesne, również diagnostyka chorób była pełniejsza i bardziej wielowymiarowa (A. Kepiński, Schizofrenia).
Aż dziwne, że nasza Pani Sceptyk nie zadała sobie trudu sceptycznego przyjrzenia się tej opinii. Czyżby sceptycyzm jednokierunkowy. To pozwala na stwierdzenie schizofrenii jednoobjawowej.
Swoją drogą ciekawe dlaczego żaden prof. Strojanowski nie wyskoczy do Edyty Stein. Ta to dopiero wariatka była. Nie dość, że miała wizje jak Faustyna to jeszcze polazła do Oświęcimia bo wizje jej powiedziały, że ma cierpieć za swój lud (żydów). Może dlatego, że łatwiej jest dziewczynie po 3 latach podstawówki przypisać wariactwo niż doktorowi filozofii.