Sadie napisał/a:yoghurt007 napisał/a:A jakie możliwości mamy? Cesarka bez wskazań medycznych nie jest opcją - jest fanaberią. Podobnie jak chirurgia kosmetyczna. Kiedy nie ma wskazań medycznych, to jest niczym innym jak fanaberią.
I co z tego?
Ciebie ona nie dotyczy wiec czemu ma kobieta nie miec fanaberii?
Skoro ludzie robia operacje plastyczne na zyczenie i nikt sie z tym nie kloci to czemu cesarka nie moze byc na zyczenie? Bo co? Poprawiac sobie noc i szczeke mozna ale cesarki miec juz nie?
yoghurt007 napisał/a:"Bo będę luźna" jest normalnym mówieniem? Od kiedy?
Dla ciebie nie jest dla autorki jest. Nie mamy na chwile obecna jasnej definicji normalnosci wiec nie musimy sie trzymac akurat twoich wytycznych. 
Fanaberii poprawy wyglądu nie uznaję. Rozumiem ofiary wojny, wypadków, różne choroby i defekty itp. Ale chirurgiczne ingerencje w zdrowe ciało? Bezsens i nie uważam, aby poprawiało to wygląd. Wręcz przeciwnie.
Co do "normalności" argumentów, to porozmawiamy kiedy sytuacja się odwróci i to kobieta będzie coś chciała lub czegoś nie będzie chciała względem faceta i jego zachowania. Bo zauważyłem, że większość kobiet podchodzi do tego tematu bardzo różnie zależnie od płci i osoby, która przedstawia problem. Gdyby to jej mąż napisał tutaj post to bez dwóch zdań, jestem pewny, że wszystkie byście mu przyklasnęły i kazały przymknąć oko ze względu na hormony ciężarnej kobiety. Odwracając bowiem sytuację wygląda to mniej więcej tak:
"Drogie netkobiety - mam problem. Jestem mężem cudownej kobiety i ginekologiem. Moja kochana żona ma jakieś urojenia względem porodu - boi się, że będzie zbyt luźna itp. Nie rozumie i nie przyjmuje normalnej i logicznej argumentacji, a nie ma żadnych wskazań co do cesarki. Zarówno ona, jak i dziecko są zdrowi. Jako mąż, ojciec dziecka i lekarz z x letnim doświadczeniem chce ją odwieść od tego pomysłu, bo cesarka oznacza możliwość takich i takich powikłań i ma takie i takie negatywne następstwa dla płodu i organizmu kobiety. Natomiast poród naturalny ma takie, a siakie plusy. A ona urządza kłótnie i wywaliła mnie z sypialni - z braku argumentów. Co ja mam w tym wypadku robić?"
Brzmi to trochę inaczej, choć problem jest ten sam....
A wracając do chcenia lub nie chcenia od drugiej osoby. Będąc w związku nie da się być w pełni niezależnym człowiekiem decydującym jedynie o sobie samym. Związek to zobowiązania i prawa. To nie jest jej dziecko i jej ciąża. To jest ich wspólne dziecko i ich wspólna ciąża. Nie da się tego rozgraniczyć i rozdzielić. Kiedy druga osoba jest chora - zmuszasz czasem, aby poszła do lekarza - mimo, że nie chce. Kiedy nadużywa alkoholu - buntujesz się. Kiedy używa kosmetyków, których zapach ciebie drażni, to prezentujesz miłe dla nosa dla ciebie. Kiedy nie ubiera się jak tego chcesz, doradzasz i/lub prezentujesz takie, które podobają się tobie. Kiedy zapraszasz na rocznicową kolację to wybierasz restaurację, która pasuje wam obojgu. To jest jej ciało - masz rację. Ale ona musi wziąć pod uwagę, że to jej ciało głównie on będzie oglądał, on będzie się o nie troszczył i on będzie je kontemplował.
Kolejnym aspektem w tym wypadku jest jednak ego. I nie chodzi mi tutaj o męskie ego, ale o ego każdego specjalisty. Owszem, on nie jest jej lekarzem. Ale jest lekarzem. Ma swoje doświadczenie, ma swoją opinię. I ten specjalista jest jej mężem. Jednak nie ufa mu, nie ufa jego ocenie i jego zdaniu w płaszczyźnie jego specjalności i to w sytuacji, kiedy akurat ma pełne prawo do wyrażenia swojego zdania i opinii - właśnie jako męża i specjalisty. Wybiera lęki i argumentację kompletnie nielogiczną, bezzasadną i bzdurną. Blizna na jej brzuchu będzie mu zawsze przypominać o tym elementarnym braku zaufania.