Dzięki Dziewczyny... jakoś mi tak dziś smutno przez to, co opisałam, chyba nie powinnam tego w ogóle ruszać...
Och, Szarlot - pewnie ten Twoj wyidealizowany Tata, a tata realny to dwie rozne postacie. Przywiazalas sie do tego pierwszego i trudno sie z nim rozstac. Oczekujesz od tego drugiego zachowan idealu, a to juz chyba sie nie zdarzy.................
Na pewno coś w tym jest. Tylko, że ja niby wiem, że on idealny nie jest i nie będzie. Nikt nie jest. Tylko mógłby na starość coś zrozumieć. Obserwuje ojców moich dwóch Przyjaciółek, którzy też je zostawili - sytuacje rodzinne bardzo podobne do mojej. I jakoś ich ojcowie zmądrzeli, spokornieli, teraz na starość sami zabiegają o realcje z córkami. A mój... woli się nie odzywać, olać, powiedzieć sobie trudno i żyje dalej, jakby się nic nie stało...
Zastanawiam się czasami, jak on w ogóle może sobie spojrzeć rano w lustro przy goleniu i spokojnie żyć...
Dominujace uczucie zwiazane z nim to strach i niechec, w zyciu doroslym - gniew i bunt.
To też nie fajnie, może nawet gorzej, bo rzeczywiście ja dzieciństwo miałam szczęśliwe, nie czułam że mi czegoś brakuje (przynajmniej świadomie), ale później było coraz gorzej...
U mnie jest to takie dojmujące poczucie straty...
Ciągle miałaś nadzieję, że Twój ojciec się ocknie i nadrobi stracony czas. Że da Ci to wszystko, co ojcowie dają swoim małym córeczkom.
Nic z tego Szarlot, on pewnie nie ma nic do dania.
A jeśli nawet, to Ty nie jesteś już dziewczynką, tylko dorosłą kobietą. Nie ma na czym budować dorosłej relacji. Nie ma więzi. Twój ojciec porzucił Cię dawno temu. Fizycznie i emocjonalnie.
On nie ma POTRZEBY więzi z Tobą. Pora się z tym pogodzić.
I chyba to robisz (...)
No właśnie tak bym chciała, ale kiepsko mi chyba wychodzi. Bo jak z tym żyć? No jak?
Byłaś na terapii i nic nie dała.
Bo to nie był chyba jeszcze właściwy czas. Pewnie jeszcze wtedy miałaś nadzieję, że ojciec da Ci to co Ci potrzebne, że Ci wynagrodzi...Być może dlatego zamykałaś się na temat "ojciec", nie chciałaś tego ruszać, żeby nie usłyszeć prawdy o nim?
Tak, na terapii byłam dawno, jakieś 5 lat temu... Wtedy byłam jeszcze bardziej zbuntowana
Ale nie wiem czy w ogóle kiedyś na to przyjdzie właściwy czas. Bo ja nie potrafię przejść do porządku dziennego na tym, że tak się stało
Moja Mama potrafi, ona nie ma żalu, że nas zostawił, nawet czasem sama z siebie skrobnie do niego jakiegoś maila, nawet teraz po tym jak nie przyjechał na ślub... nie ma ochoty wygarniać mu jaki jest głupi... I zastanawiam się czy to ja jestem jakaś nienormalna, że nie umiem się z tym pogodzić. Wszyscy jakoś sobie to przetłumaczyli - no wyjechał, to wyjechał, trudno.
A ja się dalej męczę...