Ankaline napisał/a:U mnie metoda 180 stopni jest trudna do wprowadzenia. Umówiliśmy się z mężem, że spróbujemy nasz związek odświeżyć. Tyle, że dla mnie etap zdrady jeszcze się nie zakończył. On przeszedł nad tym do porządku dziennego... bez żadnych komentarzy, deklaracji itd.
Ja nie potrafię. Owszem, możemy spróbować, ale po zamknięciu tamtego tematu, po jakichś wyjaśnieniach... Więc go męczę...;(
Czy jeszcze kiedykolwiek zaufam? Chyba nie.
Fakt, był czas, że oddaliliśmy się od siebie. Tylko czy on musiał od razu szukać sobie innej do towarzystwa? Dlaczego wtedy nie próbował ze mną relacji poprawić?
Tak cholernie boli jego niedojrzałość emocjonalna.
Ankaline
nie byłam w małżeństwie ale kilka ładnych lat byliśmy razem, mój facet - choć od jego decyzji o rozstaniu minęło 9 m-cy - do dzisiaj nie zdobył się na jakiekolwiek wyjaśnienia.
Usłyszanym tylko,że gdybym nie była zimną, nie okazującą uczuć, egoistyczną i samolubną zołzą do niczego by nie doszło - czyli do czego? rozstania? zdrady?
Powiem tak, najpierw był szok, wyrzuciłam go z mieszkania, wyłam - nie płakałam tylko wyłam, potem zaczęłam "błagać" aby wrócił, zrobił to ale tylko po to aby "robić pranie" - jak to w rozmowach na czacie z "nikim nie znaczącym" wyczytałam, później było lepiej - zaczął jakby powracać sam z siebie ale nie zdobył się na żadne wyjaśnienia, następnie znów zaczął sie oddalać aż sam stwierdził, że nie widzi sensu tego wszystkiego.. wyprowadził się, przez kilka m-cy nie mieliśmy żadnego kontaktu ale, ze mamy wspólne mieszkanie wystawione na sprzedaż po jakimś czasie się odezwał z zapytaniem co z nim - bo oczywiście na mojej głowie jego sprzedaż pozostawił, ale po co zapytać "oficjalni"e tylko o to? zagrał emocjonalnie i znów zburzył mój tak ciężko wypracowany względny spokój. Od słowa do słowa znowu zaczęliśmy się kontaktować, zaczął pomieszkiwać w domu i niby wszystko zaczęło wracać... Ponieważ ma pracę poza miejscem zamieszkania często nie wracał do domu i... Umawiamy się na coś.. nie wraca, nie odzywa się, kiedy pytam czy będzie - agresja, atak.. Znowu sfiksowałam, krzyczałam, awanturowałam się... Definitywnie się rozstaliśmy choć nie powiem w mojej głowie są myśli,ze napisze, zadzwoni, powie - spróbujmy, naprawmy...
Do czego zmierzam, jest taki typ mężczyzn - czy jak ich nie nazwać, nigdy się konkretnie nie określą, pozwolą aby to los za nich zdecydował, są niedojrzali emocjonalnie, wygodni - nikt i nic tego nie zmieni...
Słyszałam co ma być to będzie, chce przemyśleć... bla, bla, ba..
Niedawno "odkryłam", że ma kogoś, czy miał wcześniej - nie wiem ale tak myślę, w pewnym wieku i po iluś latach tak po prostu moim zdaniem się nie odchodzi...
Też zadawałam i sobie i jemu pytania w stylu: "Tylko czy on musiał od razu szukać sobie innej do towarzystwa? Dlaczego wtedy nie próbował ze mną relacji poprawić?" Dlaczego tego czasu, który poświęcał na rozmowy i żalenia się innym (tak robił pisząc w internecie z jakąś panną i żaląc się jej jaki to jest nieszczęśliwy) nie poświęcił na ratowanie nas?
Odpowiedź: bo nie chciał, bo tak jest łatwiej, prościej, wygodniej...
Choć sama robiłam co innego, to kiedy emocje opadają dochodzę do wniosku,że nie ma o kogo walczyć - jeśli dla niego to co razem przeżyliście, kim dla niego jesteś/byłaś nie ma znaczenia to o co chcesz się starać?
Odpowiem Ci - o strach przed byciem samą..
Odpowiedziałam na wcześniejszy wpis
-nie doczytałam do końca wątku...
Kochana będzie cholernie ciężko ale nie czekaj na niego, na to, że coś zrozumie, że coś do niego dotrze...
Musisz zacząć żyć własnym życie a co będzie czas pokaże
Musi być dobrze, choć wiem, że teraz ciężko Ci w to uwierzyć
Dużo sił życzę...