Eh..myślałam, że wszystko zmierza w dobrym kierunku i powolutku zaczynam z tego mojego miłosnego bagna się wydostawać. A tutaj dupa!!!No totalnie mnie złamało. Od dwóch dni ciągle płaczę, zaczynam przypominać sobie nasze początki..które miały miejsce 7 lat temu(!!!) czy to normalne??Ha! Oczywiście że nie! Jestem głupią, platonicznie zakochaną panną, która zamiast skupiać się na sobie..to myśli o swoim eksie, który już dawno używa se z inną. Oooo..pięknie wyplułam żółć. Fuck! Czuję jakbym miała jakieś rozdwojenie:/ raz jest super, a innym razem (tak jak teraz) jest po prostu jedno wielkie gówno! Nie chcę już się żalić dla przyjaciół..bo jakby tu nie patrzeć minęło już 6 miesięcy i zapewne pięknie by mnie kopnęli za to w moją zacną dupę, poza tym chcę im oszczędzić smutków, skoro tak ładnie jest za oknem..niech się cieszą majem i niechaj myślą że wsio ok. Nie chce nadużywać ich dobroci..choć wiem, że poświęcili by dla mnie swój mega cenny czas, za co będę im całować stópki do końca świata!
Noooo ale wracając do mojego jakiegoś dziwnego stanu, którego zupełnie nie pojmuję. Do jasnej cholery!!czemu..czemu..ciągle za nim tęsknie!!!???Przecież wiem, że:
- jednym słowem ma mnie w swojej szanownej dupie, bo: zero kontaktu z jego strony, bo: kiedy byłam w naprawdę złym..ale to naprawdę złym miejscu, w którym myślałam jedynie o śmierci i z którego wyciągną mnie mój ukochany przyjaciel (boziu dziękuję Ci za takich ludzi!!) on nie kiwnął palcem, żeby chociaż zadzwonić..albo napisać zakichanego smsa jak się czuję. Do jasnej - był ze mną siedem lat!!! okej, może bym zrozumiała, żeby związek rozpadł się z powodu zdrady, na przykład mojej..ale takiego czegoś - obleśnego nie było. Rozpadł się..hee..jakby to ująć - może z przyczyn naturalnych? Trzeba zapytać eksia
- wymazał mnie ze swojego życia (patrz wyżej - nie dzwoni, nie pisze = nie tęsknie, nie kocha)
- ma nową, świeżą, może młodszą, na pewno szczuplejszą, może ładniejszą, ale na bank nie inteligentniejszą lasię. Czy ją kocha? Tego nie wiem, chociaż wątpię..ale czy słusznie? Nie wiem. W każdym razie - ma i się nią cieszy. A mnie nie chce.
Te trzy powody powinny dać mi tak nieziemskiego kopa, że znalazłabym się już dawno w innym, lepszym miejscu..może zakochana po uszy w jakimś innym przystojniaku. Ale nie..nie..ja po prostu tkwię jak ta kwoka w przeszłości, która na dzień dzisiejszy daje mi jedynie smutek i ból serca, tudzież powoduje stan przed zawałowy. Czy ja jestem jakaś psychiczna? No do jasnej! Przecież jestem mądrą babką, znam swoją wartość i generalnie to jestem zajebista (ohh...ale się połechtałam:D) i rozumiem zdanie -ALE JA JUŻ NIE CHCĘ CIEBIE! No właśnie..rozumiem, ale jakoś dziwnie nie potrafię przyjąć go do wiadomości.
Mam z nim tyle wspomnień..że wydaje mi się że innych nie mam, a przynajmniej innych nie pamiętam. No właśnie. I to też mnie tak dobija! Bo na przykład..z innym już nie będzie tak fajnie leżeć pod kocem i se po prostu leżeć, z innym nie będzie tak fajnie na wakacjach, inny nie będzie taki inteligentny, a okaże się jakimś bucem, leniem i generalnie będzie jakiś nie taki, z innym nie będzie po prostu to samo!!! Ja się centralnie zablokowałam na płeć męską i chyba nawet nie chce się odblokować...bo czekam na eksia, który ani myśli do mnie wrócić. Jestem nienormalna!Czy kochająca za bardzo? Nie wiem..nie potrafię stwierdzić. Wydaje mi się, że nie.
Bo generalnie oprócz miłości do pana przemawia przeze mnie taka złość na niego, że jak on mógł po prostu tak to zostawić i odejść...kiedy ja ( mimo że coś tam w głowie u mnie szeptało, że ten związek nie jest do końca idealny) to chciałam z całych sił go wypieścić do granic. No właśnie, jak się okazało - tylko ja. Mam nieodparta ochotę pojechać do niego pojechać i zażądać drugiej szansy z racji tego, że piastowałam urząd u jego boku, przez 7 lat(taaaak..chyba jestem nienormalna!) nooo to se dałam upust dzisiaj.
Oby jutro było lepiej.