Jack Sparrow napisał/a:Przecież to wielokrotnie wychodziło w tematach związanych z oczekiwaniem płacenia za randki. Płacisz = wymagasz. To uniwersalna zasada. Jak chcesz równego traktowania bez zaciągania jakiejś formy długu to płać za siebie. To jest uniwersalne również wśród facetów. Żaden normalny facet nie pije na krzywy ryj tylko raz stawiam ja, raz jeden kumpel, raz drugi i tak dalej. Raz pomogłem ja, raz ktoś pomógł mnie. Nikt nie chce zostawać z długiem. Jakimkolwiek. Czy to w formie przysługi, czy postawienia flaszki, czy wstaw sobie cokolwiek.
Nie wiem, dla kogo jest ona uniwersalna, bo jak już wcześniej pisałam, wielokrotnie to ja płaciłam za randkę i nie wymagałam niczego poza tym, żebyśmy miło spędzili czas. Nie mylić z seksem. Na mężczyzn widać też trafiałam jakichś z kosmosu, skoro żaden nie miał pretensji, że kupił mi herbatę i ciastko, a ja mu się w podzięce nie oddałam. Co więcej, wiele razy spotkałam się z tym, że chłopak naciskał na to, że pokryje koszty, skoro on zaprosił. Niektórzy stawiali to sobie za punkt honoru. Nikt się przecież nie będzie szarpał z drugim człowiekiem, żeby postawić na swoim, więc któraś strona musiała odpuścić. Jeśli później dochodziło do następnej randki, to wtedy z góry mówiłam, że teraz ja płacę i tyle. Nigdy nie miałam ambicji, by zostać czyjąś utrzymanką. Jak mnie nie było stać, to siedziałam na dupie w domu.
JackSparrow napisał/a:Nie bez przyczyny mówi się, że najtańsza kobieta to prostytutka. Co, tego też nigdy nie słyszałyście?
Oczywiście, że to słyszałam. Nawet w formie śpiewanej. Co z tego?
Przecież ten tekst nie znaczy, że wszystkie kobiety można sobie kupić paroma drinkami.
A co do fantazjowania, to oczywiście, że faceci fantazjują od początku znajomości. Niektóre z nas również.
Przy czym nadal nie wyobrażam sobie pójść z kimś do łóżka, bo postawił mi kotleta z ziemniakami, albo dlatego, że wypada, bo to już trzecia randka, a każdy wie, że na trzeciej randce zabawa kończy się w łóżku. Moja sprawa, kiedy się na to zdecyduję. Nie twierdzę, żeby czekać do ślubu, ale presji żadnej nikt na mnie nigdy nie wywarł w tych sprawach i nie sądzę, by miało się to zmienić.
Jack Sparrow napisał/a:Fajnie, że przybliżyłaś widełki. Pytanie tylko czy je rozumiesz? I nie staram się być złośliwy, tylko pytam poważnie. Żeby zacząć dyskusję to odpal najpierw kalkulator upojenia i zobacz ile trzeba trzeba wypić, aby takie stężenia osiągnąć.
Oczywiście, że rozumiem. Inaczej bym tego nie zamieściła. Pamiętaj też, że kobieta zwykle jest drobniejsza od mężczyzny, więc na jej ciało ten sam drink zadziała inaczej, niż na ciało faceta. Dlatego nie uważam, żeby osoba, która ma w sobie pół promila, czy niewiele więcej, była, cytuję, najebana jak świnia. Bo to nie są żadne ogromne ilości. A jednak pojawiają się już wtedy dostrzegalne zmiany w jej zachowaniu i postrzeganiu rzeczywistości. To nie moje zdanie, tylko dane, które można znaleźć między innymi w jakichś materiałach dydaktycznych dla szkół policyjnych.
JackSparrow napisał/a:I to jest SEDNO tego co twierdzę co do zasady zachowania się w takich sytuacjach. Reszta to MOJE DOŚWIADCZENIE, które.....z dla siebie tylko znanych powodów starasz się zanegować.
Nie neguję, tylko biorę pod uwagę, że doświadczenie jednego człowieka to wciąż tylko doświadczenie jednego człowieka, a nie żadna obowiązująca w świecie reguła. Przytoczyłam przykłady własnego, które było mieszane, co już samo w sobie świadczy o tym, że nie każda zabawa kończy się w ten sam sposób. Szczerze mówiąc, tych doświadczeń to ja nawet w pewien sposób współczuję, bo nieodwracalnie wpłynęły na Twoje postrzeganie kobiet. Bez złośliwości.
JackSparrow napisał/a:Wiem co napisałem. A teraz odpowiedz sobie na pytanie o KONTEKST. O czym mu tu rozmawiamy jak nie o odpowiedzialnym spożywaniu?
Okej. Gdybyś tak zadał pytanie, to jasne, powiedziałabym, że to nie jest odpowiedzialne spożywanie, bo o ile rozumiem, że oni siebie w tym towarzystwie już dobrze znają i mają zaufanie do współtowarzyszy, o tyle nigdy nie doprowadziłabym się do takiego stanu. Co więcej, często jestem taką dobrą ciocią, co przypomina ludziom na imprezach, żeby pili też wodę, bo tak naprawdę mało kto tego pilnuje. Podobnie z jedzeniem, o czym sam wspominałeś, choć tylko w kontekście kobiet. Mężczyźni też bardzo często zapominają, że na stole jest coś więcej, niż flaszka.
JackSparrow napisał/a:A właśnie. I tu jest twój błąd. Tz nie tyle błąd co ograniczenie percepcyjne. Są pod tym kątem dwa rodzaje 'imprez'. Jeden rodzaj, na który zabiera się osoby niepijące i drugi - na które osób niepijących się nie bierze. Sytuacje skrajne, do których się odnoszę miały miejsce w czasie tych drugich. Tych pierwszych nawet nie postrzegam w kategoriach pochlejparty. Zwykłe spotkania w towarzystwie, gdzie może, ale nie musi pojawić się alkohol i nawet jak się pojawia, to wszystko odbywa się w granicach dobrego wychowania.
Jack, wierz lub nie, widziałam oba rodzaje imprez.
Co prawda, gdyby nie wiem, ludzie chcieli sobie po pijaku urządzać przy mnie jakieś orgie, to ja bym stamtąd wyszła. Nie zmienia to faktu, że świadkiem byłam. Wielu rzeczy. Kiedyś koleżanka tak się uparła w klubie, że zamiast z nami, wyjdzie z jakimś kolesiem, że nie byłyśmy w stanie jej przegadać. Dziewczyna, która wynajmowała z nią mieszkanie, niemal białej gorączki wtedy dostała. Gość aż się przestraszył. Dowód osobisty chciał nam pokazywać, żebyśmy nie myślały, że zrobi jej krzywdę. Finalnie odstawił ją po prostu do domu, ponoć nawet nie dał jej buziaka na pożegnanie. Ale my już zabawy nie miałyśmy, bo poszłyśmy za nimi, żeby w drodze na tramwaj zobaczyć, czy nie zboczą w żadną ciemną uliczkę i w którym kierunku pojadą. Shit happens. Oczywiście bywało też, że mnie nie zaproszono z wiadomych względów, jednak dumne z siebie znajome później opowiadały radośnie, jak to obmacywały się z grupką kolesi. Nawet więcej. Byliśmy kiedyś na karaoke i koleżanka zapytała nagle kumpla brata, czy pójdą razem na fajkę do pobliskiego parku. Później się okazało, że zaciągnęła go w jakieś krzaki i zrobiła mu tam loda. Tak po prostu, bo jej się od dawna podobał. Zero krępacji. Poza tym, moja matka jest alkoholiczką. Myślisz, że nie wyciągaliśmy jej z jakichś dziwnych libacji, ani nie nakryliśmy w dwuznacznych sytuacjach z gachami? Czasem sama zabierała nas na popijawy, żeby mieć podkładkę dla ojca, że tak tylko wyszła, na kawę do znajomych. Albo organizowała balangę w domu, gdy ten cały dzień siedział w pracy. Nam kupowała słodycze i manipulowała nami, byśmy siedzieli cicho. Bogu dziękować, że żadne z nas nie padło nigdy ofiarą molestowania. Także naprawdę, mi nikt takich rzeczy tłumaczyć nie musi, bo ja serio wiem, jak potrafi być, gdy w grę wchodzą duże dawki alkoholu. Mnie różni wyłącznie to, że staram się nie oceniać całego świata przez pryzmat moich doświadczeń.