Ze swojej strony powiem tylko tyle, ze powinienes posluchac tych wszystkich powyzszych rad. Sa one bardzo madre, glebokie i szczere az do bolu. W Twojej konkretnej sytuacji nie ma, ze boli, krotka pilka. Wybor nalezy do Ciebie. Mam tylko prosbe, nie kieruj sie wylacznie swoim rozumem jak do tej pory. Tak naprawde jestes teraz na rozstaju. Powiem, ze na tym forum sa osoby, ktore idealnie nadawalyby sie na psychoterapeutow. Niewazne, czy pracowalyby z kijem czy z marchewka. Najwazniejszy bylby finalny efekt, z cala pewnoscia korzystny dla pacjenta.
dobry wieczór,
dziękuje za wpisy.
Chciałbym napisać ,że przecież wspomniałem o tym ,że napisałem Wam tylko część rozmowy (i rozumiem na podstawie tego wnioski) bo inaczej bym musiał zapisać się tak, że byłoby parę godzin czytania..
Ja też dużo mówiłem i żona też słuchała. Dużo . W niedzielę powiedziałem jej ,że nie mogę tak dłużej , że nie chcę rozwodu, ale albo zmieniamy naszą relacje albo nic z nas nie będzie. Użyłem trochę zdań stąd ,z forum , że sam postawiłem się niżej niej w tym związku , ale ona też nie jest święta. Że zaczynam dużo dostrzegać swojej , ale też jej winy i na pewno nie ma odwrotu do tego co było.
Jestem po pierwszym spotkaniu z terapeutką - muszę przyznać ,że nieco dziwnie się czuję. Niby ciut lepiej, że komuś się wygadałem , że ktoś wysłuchał , nie oceniał itp.
Ale cały czas mam w głowie, że powiedziałem TYLE rzeczy o sobie obcemu człowiekowi. Wiem, że jest tajemnica lekarska itp. Pani ma również znakomite opinie ,ale mam cały czas takie mieszane odczucia... Może to dlatego , że to pierwsze spotkanie.
Z początku nie umiałem się otworzyć w pełni, niby coś mówiłem ,ale taki byłem jakby zamknięty w sobie - ona to zauważyła i zapytała po jakimś czasie czy byłoby mi lżej , gdyby zadawała mi pytania a ja bym odpowiadał , stwierdziłem ,że w sumie możemy spróbować. no i pytała o nasze małżeństwo , jak się poznaliśmy, nawet co mnie zdziwiło pytała o moje dzieciństwo i związek z moją eks, nawet zadała parę pytań (ale to chyba dla rozluźnienia rozmowy) o naszą córkę itp i faktycznie -jakoś to poszło lepiej. Pani wydawała się z pierwszego spotkania sympatyczna i bardzo kulturalna.
Ale jak powiedziała na koniec , że jeszcze co najmniej PIĘĆ sesji i to tylko takich tzw. zapoznawczych to mało się z tego fotela nie osunąłem - ja myślałem ,że to jeszcze maksymalnie ze dwa spotkania i to jej mówię a ona takie oczy,że nie ,że z tego co widzi choć nie chcę jeszcze zbyt wiele mówić to jeszcze tych spotkań będzie trochę..
ja myślałem ,że to jeszcze maksymalnie ze dwa spotkania i to jej mówię a ona takie oczy,że nie ,że z tego co widzi choć nie chcę jeszcze zbyt wiele mówić to jeszcze tych spotkań będzie trochę..
Powtórzę się, długa droga przed Tobą. Połowę życia masz do przewartościowania, zmianę schematów myślenia, nawyków, reakcji.
Uczenie się od zera zdrowej relacji, gdzie będziesz umiał zadbać o siebie, ale też o kobietę w zupełnie inny sposób niż do tej pory.
Nie nastawiaj się na szybkie efekty, potraktuj to jak wychodzenie z choroby, zdrowienie, rekonwalescencję. Uczenie się chodzić prosto, kiedy zawsze utykałeś.
Na bieganie jeszcze przyjdzie czas.
Wybór kobiety jako psychoterapeuty niekoniecznie był dobrym wyborem, ale być może nie umiesz na tym etapie inaczej, musisz powielać schemat, kiedy kobieta mówi Ci co masz robić.
W takich sytuacjach ogarnięty facet mógłby lepiej pomóc ustawić Ci się do pionu. Choć jeśli będziesz miał farta, dasz radę.
Różnie się tu wypowiadali, ale my nie wiemy jaka jest Twoja kobieta, dopiero teraz zacznie to naprawdę wychodzić. Do tej pory to były emocje, niewiadoma, teraz jest czas na spokojne robienie porządków.
Jeśli jest zaburzona, będzie walczyć i wtłaczać Cię w stare ramy.
Jeśli tak nie jest, będzie jej zależeć, może jeszcze da się to ustawić.
Powodzenia
hej Rozrabiako ,
za powodzenia - nie dziękuję.
co do terapeutki - raczej wybrałem ją przypadkowo - na podstawie ilości ''gwiazdek'' recenzji były 3 kobiety najpierw a potem dopiero mężczyzna więc uznałem , że to by był najlepszy wybór..
330 2024-10-22 19:20:14 Ostatnio edytowany przez RozrabiakaWmalinowymGaju (2024-10-22 19:21:04)
hej Rozrabiako ,
Spoko. Pamiętaj o tym, że świat nie kończy się na relacji. Nie fiksuj się na tym, nie próbuj teraz iść w następne skrajności w jej naprawianiu.
Rób swoje w małżeństwie ale zadbaj też o to, byś miał swój świat i swoje zainteresowania.
Odetnij się trochę, ale w zdrowy sposób.
Potrzeba Ci niezależności emocjonalnej.
hej Rozrabiako ,
za powodzenia - nie dziękuję.
co do terapeutki - raczej wybrałem ją przypadkowo - na podstawie ilości ''gwiazdek'' recenzji były 3 kobiety najpierw a potem dopiero mężczyzna więc uznałem , że to by był najlepszy wybór..
Na Twoim miejscu wybrałabym terapeutę faceta, jednak trochę inna jest perspektywa kobiety. Niby nie powinno być różnicy, a jednak... Druga sprawa, to czy bardziej byś się otworzył przed facetem czy kobietą.
W jakim nurcie ta terapia?
Przychylam się do wyżej wyrażonych opinii, że może facet terapeuta byłby Ci bliższy. Poza tym pamiętaj, że do terapeuty nie chodzi się wygadać, tylko pracować nad sobą. Opowiadanie o tym co głęboko w Tobie siedzi to jak badanie u lekarza. Też trzeba się obnażyć i też bywa niezręcznie, ale robisz to po to, żebyś był zdrowy.
Trzymam kciuki, żebyś poukładał sobie to w głowie.
Co do Twojej żony, nie uważam tak jak inni, ze swoim wybuchem emocji próbowała Cię zmanipulować. Mam wrażenie, z tego co pisałeś, że nie rozmawialiście szczerze o tym co was gryzie. Wierzę w to, że wyrzyganie tego wszystkiego po długim czasie tłumienia w sobie mogło przynieść ogromną falę emocji. Poza tym dobrze, że zobaczyłeś też perspektywę żony, nawet jeśli ona wyolbrzymia pewne sprawy, to jesteś w stanie dostrzec, że ona też odczuwa jakieś braki. Aczkolwiek wyraźnie główny problem ma ze sobą i raczej też powinna iść na terapię.
Nadal mam wrażenie, że jesteście niedobrani, bo kazde z was wyraża miłość inaczej, ma inne potrzeby, ale fakt, ze sie na siebie otworzyliscie na pewno jest krokiem w stronę dobrego.
Teraz musicie tylko się zatroszczyć o to, żeby nie zostać w miejscu. Ona przeżywa kryzys związany z tym, że się starzeje - no jednak pod kątem życiowych etapów 50latka jest w kompletnie innym miejscu niż niespełna 40latek. Ty z kolei będziesz wchodził w kryzys wieku średniego. To są grube tematy i trzeba je jakoś opracować.
Życzę Ci powodzenia i odnalezienia siebie i właściwej drogi w tym wszystkim.
Poza tym pamiętaj, że do terapeuty nie chodzi się wygadać, tylko pracować nad sobą.
Od tego są koledzy, tu akuratnie nastapiło dzieki jednemu z nich przebudzenie.
Albo prostytutki, tylko ,że trzeba trafić na taką z doświadczeniem w tych sprawach. Czytałem kiedyś, że sporo mężów przychodzi, własnie po wygadanie się.
W jakim nurcie ta terapia?
Przychylam się do wyżej wyrażonych opinii, że może facet terapeuta byłby Ci bliższy. Poza tym pamiętaj, że do terapeuty nie chodzi się wygadać, tylko pracować nad sobą. Opowiadanie o tym co głęboko w Tobie siedzi to jak badanie u lekarza. Też trzeba się obnażyć i też bywa niezręcznie, ale robisz to po to, żebyś był zdrowy.
Trzymam kciuki, żebyś poukładał sobie to w głowie.
Co do Twojej żony, nie uważam tak jak inni, ze swoim wybuchem emocji próbowała Cię zmanipulować. Mam wrażenie, z tego co pisałeś, że nie rozmawialiście szczerze o tym co was gryzie. Wierzę w to, że wyrzyganie tego wszystkiego po długim czasie tłumienia w sobie mogło przynieść ogromną falę emocji. Poza tym dobrze, że zobaczyłeś też perspektywę żony, nawet jeśli ona wyolbrzymia pewne sprawy, to jesteś w stanie dostrzec, że ona też odczuwa jakieś braki. Aczkolwiek wyraźnie główny problem ma ze sobą i raczej też powinna iść na terapię.Nadal mam wrażenie, że jesteście niedobrani, bo kazde z was wyraża miłość inaczej, ma inne potrzeby, ale fakt, ze sie na siebie otworzyliscie na pewno jest krokiem w stronę dobrego.
Teraz musicie tylko się zatroszczyć o to, żeby nie zostać w miejscu. Ona przeżywa kryzys związany z tym, że się starzeje - no jednak pod kątem życiowych etapów 50latka jest w kompletnie innym miejscu niż niespełna 40latek. Ty z kolei będziesz wchodził w kryzys wieku średniego. To są grube tematy i trzeba je jakoś opracować.Życzę Ci powodzenia i odnalezienia siebie i właściwej drogi w tym wszystkim.
Trochę się zgadzam co do żony. O ile jej zachowanie uważam za niewłaściwe i było jakiegoś rodzaju manipulacją (nieświadomą) mająca na celu zrobienie z siebie ofiary i wywolenie poczucia winy to nazywanie tego narcyzmem to wg mnie niewlasciwa interpretacja. Nawet trudno mi w tym dostrzec zachowania narcystyczne. Narcyzm jest jednak przebadanym i rzadkim zaburzeniem a my mamy tendencje do nazywania wszelkich szkodliwych czy toksycznych zachowań narcyzmem. Taka troche łatka w naszych czasach. Nie widzę w zachowaniu żony podstawowego celu i motywacji do działań narcyza. Raczej jest zagubiona osoba z niewielka świadomością co nią kieruje - dlaczego się tak zachowuje. Zresztą Autor też. Żona raczej potrzebuje rozmowy, terapii a nie opierdzielu bo ona nie wie co robi i dlaczego.
Po przeczytaniu twojego posta z waszej rozmowy, jestem na 100% pewien że absolutnie nic się nie zmieni w twoim małżeństwie. Dałeś się sprowadzić w tej rozmowie na grunt emocji, gdzie wiadomo nie od dziś ze tam kobiety górują nad mężczyznami. Zostałeś połknięty, uformowany i wypluty, wróciłeś do ustawień fabrycznych. Ona jest biedną ofiarą, a ty jesteś winny wszystkiego co źle aktualnie w waszej rodzinie.
Trochę się zgadzam co do żony. O ile jej zachowanie uważam za niewłaściwe i było jakiegoś rodzaju manipulacją (nieświadomą) mająca na celu zrobienie z siebie ofiary i wywolenie poczucia winy to nazywanie tego narcyzmem to wg mnie niewlasciwa interpretacja. Nawet trudno mi w tym dostrzec zachowania narcystyczne. Narcyzm jest jednak przebadanym i rzadkim zaburzeniem a my mamy tendencje do nazywania wszelkich szkodliwych czy toksycznych zachowań narcyzmem.
Oj tu się zgadzam całkowicie... Do narcyzmu tutaj daaaaaaleko jest i wiem co mówię... Gdybyś był z narcyzką przez tak długi czas, to już byś nie myslał o tym czy pięć spotkańz terapeutą to nie za dużo, ale zastanawiałbyś się czy dwadzieścia Ci wystarczy... I wiem co mówię, ponieważ w przeciągu pół roku (oczywiście nie teraz tylko to starsze dzieje), zaliczyłem prawie trzydzieści spotkań i generalnie powiem Ci, że było baaardzo źle ze mną wtedy - tzw jak to ujęła terapeutka - ostatni mój dzwonek przed chorobą psychiczną, albo jeszcze coś gorszego... Do teraz mam niesmak i przechodzą mnie dreszcze jak słyszę np. w filmie, zdanie które mi się kojarzy z tym itp.
Jeżeli mogę Ci coś doradzić z mojej strony, bierz rzeczy mniej sercem i wyobrażeniami ( tego jak widzisz przyszłość waszą, co sobie wyobrażasz o niej i jej uczuciach względem Ciebie, co się zmieni gdy się bardziej postarasz ) bo to nie zadziała...
Powinieneś raczej :
1) Skupić się na sobie - zacznij zgłębiać np. stoicyzm, medytować krótko każdego dnia, rozmawiac z kimś, znależć hobby - coś co pozwoli uspokoić Ci umysł
2) Terapia - ja akurat miałem terapeutkę, bo potrzebowałem jej do tego, aby mi 'po kobiecemu' wyśniła pewne sprawy, czy dobrze je rozumiem. Sprawdziła się świetnie. Nie skupiaj się na ilości wizyt, tylko na rozwiązywaniu problemu - jedna osoba w pięć sesji osiągnie oświecenie, a inna będzie potrzebowała dwudziestu - I TO NIE JEST NIC ZŁEGO!!! to nie jest szkoła, gdzie materiał musisz w danej ilości przyswoić w danym czasie. Daj sobie czas, postaraj się iść w jakość a nie ilość pracy nad sobą ( jak będziesz odchaczał kolejne rzeczy 'byle szybciej' to za jakiś czas wszystko powróci do poprzedniego stanu...
3)Bądź asertywny i pewny siebie - są szkolenia, książki, filmiki itp. Naucz sie rozmawiać o problemach i potrzebach we właściwy sposób, a nie będziesz traktowany jak dziecko - pewność siebie to nie agresywne zachowanie i nonszalancja ( warto to wiedzieć )
4)Postaraj się wbić sobie do głowy, że czasami tak jest, że zwiazki się rozpadają i nie każdą relację da się uratować ... Ludzie sobie radzą i osobno i tak było od tysięcy lat:)
Trzymaj się !!!!
PS- nie przeczytałem wszystkich postów z braku czasu ale na pierwszej stronie trochę się wczytałem i ciut na końcu, ale nie z powodu ignorancji, tylko naprawdę braku czasu Nie miej mi tego za złe
Do narcyzmu tutaj daaaaaaleko jest i wiem co mówię... Gdybyś był z narcyzką przez tak długi czas, to już byś nie myslał o tym czy pięć spotkańz terapeutą to nie za dużo, ale zastanawiałbyś się czy dwadzieścia Ci wystarczy..)
Bzdury.
Mało to ludzi, którzy mają tak małą wiedzę psychologiczną i świadomość emocjonalną, że tkwią w takich związkach całe życie nie raz , do końca nie rozumiejąc "co robią źle", bo mężuś czy żoneczka ciągle chodzą niezadowoleni, seksu i czułości zero, a jak się poruszy temat to ciągłe obwinianie zamiast prób rozwiązania problemu?
sporo z tych ludzi nie przeczytało w życiu jednej książki na ten temat, więc to jakieś Twoje pobożne życzenia, że bycie narcyzem wyklucza, że ktoś napisał temat na forum, gdzie zauważ, że w 90% on ją cały czas głównie broni - jak na współuzależnionego przystało.
Casanunda napisał/a:Do narcyzmu tutaj daaaaaaleko jest i wiem co mówię... Gdybyś był z narcyzką przez tak długi czas, to już byś nie myslał o tym czy pięć spotkańz terapeutą to nie za dużo, ale zastanawiałbyś się czy dwadzieścia Ci wystarczy..)
Bzdury.
Mało to ludzi, którzy mają tak małą wiedzę psychologiczną i świadomość emocjonalną, że tkwią w takich związkach całe życie nie raz , do końca nie rozumiejąc "co robią źle", bo mężuś czy żoneczka ciągle chodzą niezadowoleni, seksu i czułości zero, a jak się poruszy temat to ciągłe obwinianie zamiast prób rozwiązania problemu?
sporo z tych ludzi nie przeczytało w życiu jednej książki na ten temat, więc to jakieś Twoje pobożne życzenia, że bycie narcyzem wyklucza, że ktoś napisał temat na forum, gdzie zauważ, że w 90% on ją cały czas głównie broni - jak na współuzależnionego przystało.
Bez przesady. To, że ktoś jest oziębły, czuje się lepszy w związku, czy świadomie/nieświadomie manipuluje w sytuacjach konfliktu nie oznacza w żadnym wypadku narcyzmu. Poza tym takie zaburzenia powinny być diagnozowane przez specjalistów, a nie domorosłych ekspertów na forum. Ja nie twierdzę, że ludzie tutaj nie mają wiedzy i doświadczenia, bo wielu ma i jest tu sporo mądrych osób, ale doświadczenie życiowe, to nie to samo co doświadczenie kliniczne. Już nie róbmy z tej żony takiego potwora. Nie jest fajną osobą, ale nie jest też jakąś przemocowa kobietą.
Autorowi pasował taki układ przez 17 lat, przecież tkwił z tą posągową pięknością z jakiegoś powodu, może taka zdobycz podnosiła mu poczucie własnej wartości, może były jakieś inne powody. Pewnie się dowie na terapii, czego mu życzę.
Posągowa piękność za to jechała na byciu traktowaną jak bogini. Tylko teraz układ im się rozjeżdża, bo posągowa piękność za chwilę utraci swoją kartę przetargową - nie twierdzę, że kobiety po 50 nie mogą być piękne, ale jednak umówmy się, uroda niestety z czasem przemija.
Autor z kolei doskonale wyczuwa, że siła ciążenia w relacji się zmienia. Żona traci pewność siebie i grunt pod nogami, powoli zsuwa się z piedestału, a on nabywa pewności, że chce aby wszystko było inaczej.
Bzdury.
Mało to ludzi, którzy mają tak małą wiedzę psychologiczną i świadomość emocjonalną, że tkwią w takich związkach całe życie nie raz , do końca nie rozumiejąc "co robią źle", bo mężuś czy żoneczka ciągle chodzą niezadowoleni, seksu i czułości zero, a jak się poruszy temat to ciągłe obwinianie zamiast prób rozwiązania problemu?
sporo z tych ludzi nie przeczytało w życiu jednej książki na ten temat, więc to jakieś Twoje pobożne życzenia, że bycie narcyzem wyklucza, że ktoś napisał temat na forum, gdzie zauważ, że w 90% on ją cały czas głównie broni - jak na współuzależnionego przystało.
Przeczytałem o tym całkiem sporo ( w tym książki trzy książki (jedną uznawaną za podręcznik akademicki)), obejrzałem o tym sporo materiałów i brałem udział w szkoleniach. Oczywiście każdy ma swoją wizję tego, i mogę, tak jak mówić pleść bzdury. Byłem po tamtej stronie barykady ( nie byłem narcyzem, tylko byłem ofiarą narcyza ) , wiem jak to wygląda w mniejszym lub większym stopniu ( ciężko jest stwierdzić , bo każdy jest inny i hmm nie zamierzam się wdawać w większą ilość tego typu związków dla samej oceny tego jaki jest mój poziom tolerancji i przeżywania tego typu relacji ) i po prostu dzielę się swoimi przemyśleniami
Hmm prosty test na narcyza jest taki, żeby spróbować z nim porozmawiać o jakimś problemie którego ewidentnie narcyz był przyczyną. Narcyz się nigdy nie przyzna do winy i nie okaże skruchy. Będzie próbował kluczyć, przerzucić winę ( metoda DARVO ) na ofiarę, znależć usprawiedliwienia, które w jego mniemaniu sprawią, że poczuje się on wolny od winy, aż w końcu zacznie zmieniać tematy i przeskakiwać tak, aż impet całej rozmowy na pierwotny temat zahamuje, aż w końcu zniknie...
Współuzależniona osoba nie musi być od razu ofiarą narcyza... Może też mieć LĘKLIWY STYL PRZYWIĄZANIA, albo zwyczajnie mogła doświadczać w dzieciństwie przypadków braku zainteresowania ze strony rodziców i przenosi ten głód miłóści na dorosłe życie ( np. ja tak miałem i tu kłania się praca z wewnętrznym dzieckiem ), a wtedy taka osoba jest całkowicie bezbronna, ponieważ dzieje się w niej tyle, że sama siebie nie rozumie i desperacko stara się zaspokoić swoje (w jej mniemaniu) najważniejsze potrzeby - a jak wiemy, tego rodzaju rzeczy wymagają głębszego zajrzenia w siebie i to jak działamy, a przytulas i słuchanie że się jest kochanym jest tak chwilowe i skuteczne w przynoszeniu ulgi dla takiej osoby jak zjedzenie czekoladki... Sam desperacko wręcz łaknąłem zwykłego przytulania i usłyszenia od drugiej strony o miłości, a im więcej miałem, tym więcej chciałem, a to powodowało tylko wycofanie sie drugiej strony...
Hmm prosty test na narcyza jest taki, żeby spróbować z nim porozmawiać o jakimś problemie którego ewidentnie narcyz był przyczyną. Narcyz się nigdy nie przyzna do winy i nie okaże skruchy. Będzie próbował kluczyć, przerzucić winę ( metoda DARVO ) na ofiarę, znależć usprawiedliwienia, które w jego mniemaniu sprawią, że poczuje się on wolny od winy, aż w końcu zacznie zmieniać tematy i przeskakiwać tak, aż impet całej rozmowy na pierwotny temat zahamuje, aż w końcu zniknie...
Czyli 1 do 1 się zgadza.
Stara baba pobiegła odwalić ultra infantylną scenę w łazience, na zmianę z obwinianiem autora. Co tu jest niezrozumiałe?
Żeby ona miała 20 lat i takie zachowanie to bym jeszcze zrozumiała, ale stare babsko?
Główny problem autora polega na zaklinaniu rzeczywistości: najpierw w kontekście tego jak to warto to ratować.."To", bo w zasadzie koło udanego związku dwojga DOROSŁYCH emocjonalnie ludzi to nigdy nie stało. A druga rzecz, która zaklina to jej "posągową urodę", która w tym wieku jest już co najmniej nadwątlona. I nie jeden jego rówieśnik popukałby się w głowę jak on starej babie nadskakuje.
Żeby nie było, nie pisałabym tego o kobiecie, która zachowywałaby się godnie na swój wiek, a tu mamy przykład dzidzi piernik. A autor ją w tym tylko utwierdza.
Trudny orzech do zgryzienia ma, bo abstrahując, że ma z nią dziecko (choć dziecko to nie wyrok) to jeszcze ma skłonności do brania winy na siebie.
Zmarnuje najlepsze lata życia przy babie, która za chwile będzie babcią, a on będzie twierdził, że warto, bo 30 lat temu była piękna.
Każdy lubi co lubi. Ale płaszczenie się przed kimś tylko dlatego, że jest ładny i każdy kolega autora był (kiedyś) pod wrażeniem jej urody?
To dopiero niedojrzałość.
Współuzależniona osoba nie musi być od razu ofiarą narcyza... Może też mieć LĘKLIWY STYL PRZYWIĄZANIA, albo zwyczajnie mogła doświadczać w dzieciństwie przypadków braku zainteresowania ze strony rodziców i przenosi ten głód miłóści na dorosłe życie ( np. ja tak miałem i tu kłania się praca z wewnętrznym dzieckiem ), a wtedy taka osoba jest całkowicie bezbronna, ponieważ dzieje się w niej tyle, że sama siebie nie rozumie i desperacko stara się zaspokoić swoje (w jej mniemaniu) najważniejsze potrzeby - a jak wiemy, tego rodzaju rzeczy wymagają głębszego zajrzenia w siebie i to jak działamy, a przytulas i słuchanie że się jest kochanym jest tak chwilowe i skuteczne w przynoszeniu ulgi dla takiej osoby jak zjedzenie czekoladki... Sam desperacko wręcz łaknąłem zwykłego przytulania i usłyszenia od drugiej strony o miłości, a im więcej miałem, tym więcej chciałem, a to powodowało tylko wycofanie sie drugiej strony...
Autor ma mnóstwo do przepracowania.
Przede wszystkim sam musi dorosnąć. Na razie zachowuje się jak wystraszony synek, któremu mamusia zabierze cycuszka, bo był niegrzeczny XD
Nie szukaj przyczyny wycofywania się w tym, że w związku łaknie się przytulenia czy słów uznania. To NORMALNE.
Własnie to jest problem współuzależnionych, że szukają nie tam gdzie trzeba, a potem obwiniają się o posiadanie takich potrzeb w ogóle.
dobry wieczór ,
dziękuje za wpisy.
Do użytkowniczki Giaa2 - muszę przyznać , że Pani pierwszy wpis w założonym przez mnie wątku ogromnie mi zaimponował (naprawdę) aż miałem pytać czy jest Pani terapeutką lub osobą kształconą w kierunku psychologii. Późniejsze wpisy nieco rozwiały moje myśli na ten temat.
Nie znam Pani , nie poznamy się - Internet rządzi się swoimi prawami , to mój pierwszy wpis na forum internetowym a widzę po Pani profilu , że już trochę się Pani udziela - cokolwiek Pani uważa na temat mojej żony (i na mój) czy musi Pani być taka nieprzyjemna ? Wypowiedziało się całkiem sporo osób , ale to Pani z tak kulturalnego stylu ( z pierwszego wpisu) zmieniła go na tak obcesowy - nie wiem dlaczego , reszta osób piszących w tym wątku jakoś nie czuję potrzeby nazywania mojej żony ''starym babskiem'' - nie widzę w tym celu , rozumiem Pani będzie wiecznie młoda ? Szacunek (nawet w Internecie) do drugiego człowieka , cokolwiek o nim myślimy to coś co określa NAS jako ludzi.
Życzę dobrej nocy.
342 2024-10-23 21:11:33 Ostatnio edytowany przez Giaa2 (2024-10-23 21:12:01)
dobry wieczór ,
dziękuje za wpisy.
Do użytkowniczki Giaa2 - muszę przyznać , że Pani pierwszy wpis w założonym przez mnie wątku ogromnie mi zaimponował (naprawdę) aż miałem pytać czy jest Pani terapeutką lub osobą kształconą w kierunku psychologii. Późniejsze wpisy nieco rozwiały moje myśli na ten temat.
Nie znam Pani , nie poznamy się - Internet rządzi się swoimi prawami , to mój pierwszy wpis na forum internetowym a widzę po Pani profilu , że już trochę się Pani udziela - cokolwiek Pani uważa na temat mojej żony (i na mój) czy musi Pani być taka nieprzyjemna ? Wypowiedziało się całkiem sporo osób , ale to Pani z tak kulturalnego stylu ( z pierwszego wpisu) zmieniła go na tak obcesowy - nie wiem dlaczego , reszta osób piszących w tym wątku jakoś nie czuję potrzeby nazywania mojej żony ''starym babskiem'' - nie widzę w tym celu , rozumiem Pani będzie wiecznie młoda ? Szacunek (nawet w Internecie) do drugiego człowieka , cokolwiek o nim myślimy to coś co określa NAS jako ludzi.
Życzę dobrej nocy.
Ależ ja tez będę starą babą XD
Sedno tego określenia nie było w tym, że to coś złego mieć 5 dych, tylko w zachowaniu nieadekwatnym totalnie do peselu.
Nie ma nic słodkiego ani uroczego w tym jak 50-letnia baba zamiast siąść do rozmowy jak dorosła, ewentualnie poprosić o chwilę na zebranie się do kupy, robi scenę i godzinę (!!) ryczy w łazience tak, że słyszysz to jej zawodzenie z zewnątrz.
Błagam Cię, co to jest jak nie aktorstwo, tyle że na poziomie wyrafinowania "Klanu"?
Rozumiem, że to określenie trochę uderzyło tez w Ciebie, bo jednak identyfikujemy się trochę z partnerami, których sobie wybieramy.
Ale to może czas zweryfikować kogo i dlaczego sobie wybrałeś.
Zauważ, że jak rzadko kiedy na tym forum, w tym wątku praktycznie 99% głosów jest zgodnych. I to głosy od całkiem rozsądnych osób.
No nie obronisz zachowania swojej żony, które jest na wskroś infantylne i cringowe po prostu.
Brakowało żeby rzuciła się na ziemie i zaczęła drzeć z siebie ubrania do jakiego dramatycznego utworu w stylu równie dramatycznej Iwony Węgrowskiej (która przynajmniej wzbudza sympatię czasami )
netk53521 napisał/a:dobry wieczór ,
dziękuje za wpisy.
Do użytkowniczki Giaa2 - muszę przyznać , że Pani pierwszy wpis w założonym przez mnie wątku ogromnie mi zaimponował (naprawdę) aż miałem pytać czy jest Pani terapeutką lub osobą kształconą w kierunku psychologii. Późniejsze wpisy nieco rozwiały moje myśli na ten temat.
Nie znam Pani , nie poznamy się - Internet rządzi się swoimi prawami , to mój pierwszy wpis na forum internetowym a widzę po Pani profilu , że już trochę się Pani udziela - cokolwiek Pani uważa na temat mojej żony (i na mój) czy musi Pani być taka nieprzyjemna ? Wypowiedziało się całkiem sporo osób , ale to Pani z tak kulturalnego stylu ( z pierwszego wpisu) zmieniła go na tak obcesowy - nie wiem dlaczego , reszta osób piszących w tym wątku jakoś nie czuję potrzeby nazywania mojej żony ''starym babskiem'' - nie widzę w tym celu , rozumiem Pani będzie wiecznie młoda ? Szacunek (nawet w Internecie) do drugiego człowieka , cokolwiek o nim myślimy to coś co określa NAS jako ludzi.
Życzę dobrej nocy.Ależ ja tez będę starą babą XD
Sedno tego określenia nie było w tym, że to coś złego mieć 5 dych, tylko w zachowaniu nieadekwatnym totalnie do peselu.
Nie ma nic słodkiego ani uroczego w tym jak 50-letnia baba zamiast siąść do rozmowy jak dorosła, ewentualnie poprosić o chwilę na zebranie się do kupy, robi scenę i godzinę (!!) ryczy w łazience tak, że słyszysz to jej zawodzenie z zewnątrz.
Błagam Cię, co to jest jak nie aktorstwo, tyle że na poziomie wyrafinowania "Klanu"?Rozumiem, że to określenie trochę uderzyło tez w Ciebie, bo jednak identyfikujemy się trochę z partnerami, których sobie wybieramy.
Ale to może czas zweryfikować kogo i dlaczego sobie wybrałeś.
Zauważ, że jak rzadko kiedy na tym forum, w tym wątku praktycznie 99% głosów jest zgodnych. I to głosy od całkiem rozsądnych osób.No nie obronisz zachowania swojej żony, które jest na wskroś infantylne i cringowe po prostu.
Brakowało żeby rzuciła się na ziemie i zaczęła drzeć z siebie ubrania do jakiego dramatycznego utworu w stylu równie dramatycznej Iwony Węgrowskiej (która przynajmniej wzbudza sympatię czasami)
Giaa Autorowi nie chodzi o informacje jakie przekazujesz tylko o styl. Jest przesadnie agresywny i strasznie oceniajacy
Giaa Autorowi nie chodzi o informacje jakie przekazujesz tylko o styl. Jest przesadnie agresywny i strasznie oceniajacy
Wiem, wbrew pozorom potrafię czytać i co nieco z tego rozumieć
Ale mierzi mnie jak baby w wieku mojej matki prawie zachowują się jak niesforne nastusie, a faceci uważają , że to takie sweet i "kobiece", rozryczeć się na pokaz w łazience i wyć jak stado bawołów przez godzinę czy dwie.
Wybacz XD
Bert44 napisał/a:Giaa Autorowi nie chodzi o informacje jakie przekazujesz tylko o styl. Jest przesadnie agresywny i strasznie oceniajacy
Wiem, wbrew pozorom potrafię czytać i co nieco z tego rozumieć
Ale mierzi mnie jak baby w wieku mojej matki prawie zachowują się jak niesforne nastusie, a faceci uważają , że to takie sweet i "kobiece", rozryczeć się na pokaz w łazience i wyć jak stado bawołów przez godzinę czy dwie.
Wybacz XD
wyobrazilam to sobie jak to musialo wygladac
346 2024-10-24 17:59:21 Ostatnio edytowany przez Giaa2 (2024-10-24 17:59:39)
![]()
wyobrazilam to sobie jak to musialo wygladac
Wg autora to było sweet i rozczulające.
Ja poczułam dreszcz cringu czytając to, co dopiero jakbym to na własne oczy widziała. XD
New Me napisał/a:
![]()
wyobrazilam to sobie jak to musialo wygladac
Wg autora to było sweet i rozczulające.
Ja poczułam dreszcz cringu czytając to, co dopiero jakbym to na własne oczy widziała. XD
Taa sweet i co jeszcze sweet to moga byc male dzieci jak placza albo kotki jak miaucza. Wogole jaki wstyd rozwyc sie przed facetem i ryczec godzine w lazience gdybym to byla ja to bym juz z tej lazienki wogole ze wstydu nie wyszla
Dla mnie to tez mega cringowe a przede wszystkim mega irytujace. Ja bym wstala, powiedziala, ze chce normalnie porozmawiac jak sie uspokoi i wyszla zeby tego nie sluchac. Nie wiem kto tak robi. Na pewno nie ktos stabilny emocjonalnie, to jest takie strasznie tanie i toksyczne granie na emocjach drugiej osoby zamiast odetchnac i zmierzyc sie z problemem jak normalni ludzie.
dobry wieczór,
dzisiaj byłem na drugiej sesji - ciut lepiej mi szło rozmawianie , więc myślę , że jeszcze parę spotkań i będzie całkiem lepiej z moją otwartością względem terapeutki. (a przynajmniej taką mam nadzieję)
Chciałbym Wam podziękować - bo pomimo tego ,że się nie znamy , raczej nie poznamy (choć muszę przyznać parę razy pomyślałem o tym jacy jesteście na co dzień , czy może właśnie minąłem , którąś/ któregoś z Was na ulicy czy w sklepie itp..) to bardzo dużo mi dał ostatni tydzień i o dziwo kompletnie nieznani mi ludzie. (w życiu bym się nie spodziewał). Widać tego potrzebowałem - perspektywy kogoś innego , nie z mojego otoczenia , jak również czasem dość dosadnych słów (ale potrzebnych) żeby chociaż zacząć rozumieć i chcieć coś zmienić w moim życiu. Jeszcze bardzo długa droga przede mną. Od paru dni myślę , że dopiero założyłem buty żeby ruszyć w drogę zamiast siedzieć i biernie patrzeć jak zawalam swoje życie na własne życzenie.
Ale to już coś , a kopa dało mi właśnie to forum , kobiece ,ale i męskie
Niedługo zaczynam nowy projekt a co za tym idzie dość intensywny czas , w dodatku rodzina , terapia itp, więc być może piszę tu po raz ostatni (ale kto wie, może kiedyś się odezwę , dam Wam znać co u mnie - niewykluczone).
Jeszcze raz dziękuję wszystkim i każdemu z osobna - za wsparcie , porady i w wręcz zdumiewającą mądrość życiową.
Wszystkiego dobrego dla Was , pozdrawiam.
Gdyby ktokolwiek odstawił przede mną taką scenę, to raczej skończyłoby się to dość szybko, wręcz w trybie ekspresowym. Jestem szczególnie wyczulony na wszelkie tego typu akcje, w postaci awantur, wybuchów agresji, złości czy tym bardziej histerii. Ktokolwiek, kto nie jest w stanie panować nad swoimi emocjami do tego stopnia, nie jest przeze mnie traktowany poważnie. To jest domena dzieci z jednocyfrową metryką, choć nawet i one bywają zwykle dużo bardziej spokojniejsze.
Gdyby ktokolwiek odstawił przede mną taką scenę, to raczej skończyłoby się to dość szybko, wręcz w trybie ekspresowym. Jestem szczególnie wyczulony na wszelkie tego typu akcje, w postaci awantur, wybuchów agresji, złości czy tym bardziej histerii. Ktokolwiek, kto nie jest w stanie panować nad swoimi emocjami do tego stopnia, nie jest przeze mnie traktowany poważnie. To jest domena dzieci z jednocyfrową metryką, choć nawet i one bywają zwykle dużo bardziej spokojniejsze.
A czego oczekujesz od kobiety która nigdy go nie kochała. Jest z nim z powodu tego że szukała dawcy nasienia oraz kogos kto później nią i dzieckiem się zajmie i ją utrzyma i dziecko ?
uczucia, namiętność, okazywanie uczyć ta kobieta zarezerwowała dla prawdziwej miłości czyli ex.
Zapewne jakby ex chciał by mieć z nią dziecko to nawet by na niego nie spojrzała.
Patrząć na kontakty po tylu latach z ex widać że ciagle go kocha.
On był jej potrzebny. Jest użyteczny.
Tak jak szczotka w kiblu. Jej się nie kocha. Ona jest potrzebna i użyteczna
A ona uświadomiła sobie że może stracić jelenia, który nic nie wymaga a tyle daje.
Żaden normlany facet nie byłby kobietą tyle lat która jest zimna jak lód i nie okazje żadnych uczuć a wręcz agresje tak jak jej rodzina.
On był dla niej zerem i od początku.
Po prostu przestraszyła się że może przejrzał na oczy, ale po tym jak rozwód nie wchodzi w rachubę ma świadomośc że wystarczy mała drama i podwójna zupa i będzie ok
Gdyby ktokolwiek odstawił przede mną taką scenę, to raczej skończyłoby się to dość szybko, wręcz w trybie ekspresowym. Jestem szczególnie wyczulony na wszelkie tego typu akcje, w postaci awantur, wybuchów agresji, złości czy tym bardziej histerii. Ktokolwiek, kto nie jest w stanie panować nad swoimi emocjami do tego stopnia, nie jest przeze mnie traktowany poważnie. To jest domena dzieci z jednocyfrową metryką, choć nawet i one bywają zwykle dużo bardziej spokojniejsze.
Dokladnie. Ja tez nie znosze robienia scen i wycia na pokaz
dobry wieczór ,
reszta osób piszących w tym wątku jakoś nie czuję potrzeby nazywania mojej żony ''starym babskiem''
Czy "stara cwaniara" brzmi już lepiej od "starej baby"?
Cwana bo:
-znalazła jelenia do pomnożenia się
-znalazła jelenia, który dał jej się umościć na swoich dobrach.
Wiesz jaka bajka może się z tego ułożyć?
net53521: Wolę nie wiedzieć, jaka bajka może się z tego ułożyć. Wracając do Ciebie to powinieneś przerzucić się na zwykłą prozę życia. Poza tym grawitacja nie jest wytworem czyjejś wyobraźni, ona naprawdę istnieje. I nie mam na myśli przyciągania się dwojga ludzi, tylko mocnego, bardzo mocnego stąpania po twardej ziemi.
witam ,
choć nie miałem pisać (przynajmniej przez jakiś czas) mam mętlik w głowie.
Chodzę na terapię od kilku tygodni , zaczynam odczuwać poprawę . Zaczynam czuć się lepiej. Ale...
No właśnie... powiedziałem żonie o terapii - ona uważa , że powinienem już tam nie chodzić. Przerwać terapię bo między nami już jest jak sama mówi ''dobrze'' .
Jednak co mnie bardzo zdenerwowało - kiedy odmówiłem zaprzestania terapii - ona powiedziała o tym mojemu ojcu i on zadzwonił i chciał ze mną porozmawiać.. I porozmawiał... Wiecie - to taki typ mężczyzny , który nie uznaje terapii (mówił ,że ''za moich czasów nikt nie chodził na terapię i jakoś się żyło'' ) według niego wymyślam sobie problemy bo mam za mało roboty . (choć to nieprawda ). Z tego co usłyszałem dziś to wydaje mi się , że żona mu dożo powiedziała (choć nie wszystko) bo on jak mnie wysłuchał to stwierdził , że zachowuję się dziwnie ,że prawie 20 lat z nią żyję i nagle mi źle , że chcę zmian , że to dla niego nie jest normalne i przez jakiś czas uporczywie wmawiał mi kochankę (od razu go ''sprostowałem'' ,że kochanki nie mam, z nikim nie piszę itp - żona mu powiedziała , że przez jakiś czas wieczorami aż do nocy siedziałem przed komputerem - pisałem na forum - a dla niej to jednoznaczne i jak widać dla niego też - ojciec mnie uprzedził, że jeśli się rozwiodę (nie myślę o tym nawet ) to stanie po stronie żony i dziecka , że jeśli je zostawię to on mi nigdy nie daruję i cała rodzina (nie było między mną a żoną nawet ani słowa o rozstaniu czy rozwodzie) Ma taką postawę być może dlatego ,że ''studenckie'' małżeństwo mojego najstarszego brata zakończyło się rozwodem , ale przez naciski ojca mój brat się wyprowadził z mieszkania , płacił na córkę dość spore (myślę jak na tamte czasy jakieś 20lat temu) alimenty i spłacał mieszkanie sam - potem znów się ożenił ,ale ojciec z matką dalej utrzymują ścisły kontakt z pierwszą synową i ich córką - i zaczął mi wypominać , że jak brat chcę rozbić rodzinę , sprawić , że córka nie będzie miała pełnej rodziny (żadne moje argumenty nie trafiały - żadne) żona mu takie rzeczy naopowiadała ,że brak słów... wkurzyłem się - kazałem mu się nie wtrącać - on mi powiedział coś w stylu- szkoda , że nie masz takich jaj do teścia.. wyszedłem stamtąd - ojciec dzwoni od paru dni - ja nie odbieram .. już zaczynam tracić do tego wszystkiego siły , sorry ,że znów ''jojczę'' to była długa rozmowa , dużo mi powiedział - sporo też się wydarzyło ... pozdrawiam wszystkich...
już zaczynam tracić do tego wszystkiego siły ,
Będą Cię ściągać do obrazka, na jakim sobie Ciebie namalowali i jaki masz wg nich być.
Chcą kontroli, a Ty chcesz im uciec w niezależność.
Ojcu należy się opierdol. Wysłuchał synowej i ma już opinię, Twojego zdania nie potrzebuje. Zero wysłuchania i wsparcia.
Rób swoje, walczysz o siebie. Oni się prawdopodobnie dostosują, widząc że nic nie ugrają.
A jeśli nie, będą chcieli podejmować poważne kroki tylko dlatego że chodzisz na terapię i nad sobą pracujesz, wtedy Ci dobitnie udowodnią że nie są po Twojej stronie, a to będzie cenna informacja.
Kiedy dawało się po sobie jeździć przez lata, było uległym, nie jest tak prosto wywalczyć sobie niezależność. Oni się nauczyli, że robisz czego chcą. Nie będzie im łatwo z tego zrezygnować.
357 2024-11-04 22:44:56 Ostatnio edytowany przez wieka (2024-11-04 22:45:29)
witam ,
choć nie miałem pisać (przynajmniej przez jakiś czas) mam mętlik w głowie.
Chodzę na terapię od kilku tygodni , zaczynam odczuwać poprawę . Zaczynam czuć się lepiej. Ale...
No właśnie... powiedziałem żonie o terapii - ona uważa , że powinienem już tam nie chodzić. Przerwać terapię bo między nami już jest jak sama mówi ''dobrze'' .
Jednak co mnie bardzo zdenerwowało - kiedy odmówiłem zaprzestania terapii - ona powiedziała o tym mojemu ojcu i on zadzwonił i chciał ze mną porozmawiać.. I porozmawiał... Wiecie - to taki typ mężczyzny , który nie uznaje terapii (mówił ,że ''za moich czasów nikt nie chodził na terapię i jakoś się żyło'' ) według niego wymyślam sobie problemy bo mam za mało roboty . (choć to nieprawda ). Z tego co usłyszałem dziś to wydaje mi się , że żona mu dożo powiedziała (choć nie wszystko) bo on jak mnie wysłuchał to stwierdził , że zachowuję się dziwnie ,że prawie 20 lat z nią żyję i nagle mi źle , że chcę zmian , że to dla niego nie jest normalne i przez jakiś czas uporczywie wmawiał mi kochankę (od razu go ''sprostowałem'' ,że kochanki nie mam, z nikim nie piszę itp - żona mu powiedziała , że przez jakiś czas wieczorami aż do nocy siedziałem przed komputerem - pisałem na forum - a dla niej to jednoznaczne i jak widać dla niego też - ojciec mnie uprzedził, że jeśli się rozwiodę (nie myślę o tym nawet ) to stanie po stronie żony i dziecka , że jeśli je zostawię to on mi nigdy nie daruję i cała rodzina (nie było między mną a żoną nawet ani słowa o rozstaniu czy rozwodzie) Ma taką postawę być może dlatego ,że ''studenckie'' małżeństwo mojego najstarszego brata zakończyło się rozwodem , ale przez naciski ojca mój brat się wyprowadził z mieszkania , płacił na córkę dość spore (myślę jak na tamte czasy jakieś 20lat temu) alimenty i spłacał mieszkanie sam - potem znów się ożenił ,ale ojciec z matką dalej utrzymują ścisły kontakt z pierwszą synową i ich córką - i zaczął mi wypominać , że jak brat chcę rozbić rodzinę , sprawić , że córka nie będzie miała pełnej rodziny (żadne moje argumenty nie trafiały - żadne) żona mu takie rzeczy naopowiadała ,że brak słów... wkurzyłem się - kazałem mu się nie wtrącać - on mi powiedział coś w stylu- szkoda , że nie masz takich jaj do teścia.. wyszedłem stamtąd - ojciec dzwoni od paru dni - ja nie odbieram .. już zaczynam tracić do tego wszystkiego siły , sorry ,że znów ''jojczę'' to była długa rozmowa , dużo mi powiedział - sporo też się wydarzyło ... pozdrawiam wszystkich...
Przede wszystkim to żonie należy się opr., że na temat waszego małżeństwa rozmawiała z teściem.
Nie wynosi się problemów małżeńskich do rodziców żadnej ze stron.
Niepotrzebnie żonie powiedziałeś o terapii, tak jakbyś jej nie znał, jak widać, nie możesz mieć do niej zaufania.
Ojciec nie ma nic doTwojego związku, ani do Ciebie, nie rozmawiaj z nim na temat swojego małżeństwa.
Kontynuuj terapię.
Netk53521, gdzieś w tym wątku rzuciło mi się w oczy jak pisałeś, że jej reakcje na ciebie są często takie: "zachowuj się/bądź dorosły/poważny".
Napiszę tylko, ze ta sama pani, która od ciebie cały czas wymaga powagi i dorosłości zachowała się w sposób iście dziecinny podczas waszej rozmowy. Jak również zachowała się teraz, gdy poszła na skargę do twojego ojca. Matrona to dorosła i poważna, jednak wystraszona i w panice odstawia taką dziecinadę, zapewne gorzej niż jej własne dziecko.
Za samo spostrzeżenie, że terapia tobie nie jest potrzebna, powinna dostać wpierdol.
Kontynuuj terapię, zastanów się nad motywami żony. Zastanów się też, czego dokładnie tobie potrzeba od życia. Powodzenia.
Twoja zona jest jeszcze bardziej toksyczna niz myslalam. Jej mentalem jest blizej do twoich rodzicow niz do ciebie. Ale taka sobie partnerke wybrales, to sie teraz bedziesz meczyc. To co ona odwala to jest tak totalny cyrk, ze szkoda gadac. Wszystko juz chyba zostalo napisane w tym watku ale ty sie chyba nie obudziles i dalej bedziesz tkwic w tym bagienku. Ojcu bym twardo powiedziala zeby sie nie wtracal a do zony bym sie nie odzywala tylko bym dalej chodzila na terapie. Moze ci terapeuta otworzy oczy.
dobry wieczór ,
wczoraj była ostra kłótnia między nami , tyle lat i naprawdę rzadko na siebie podnosiliśmy głosy - poszło m.in o to , że powiedziała mojemu ojcu o terapii , o to ,że zaczyna się migać od pokazania mi wiadomości z ex - dziś to zrobiła - nic takiego nie znalazłem - może wpadam w paranoję, ale miała czas , żeby usunąć co chcę. Jej zaczyna się nie podobać ,że nie ''zachowuję się jak partner tylko dyktator'' , że niby jestem opryskliwy - a ja myślę ,że nie opryskliwy tylko asertywny - nie lukruję się, ale jestem raczej bardzo spokojnym człowiekiem , ciężko mnie sprowokować do kłótni a tym bardziej do ''bycia opryskliwym''. Powiedziałem jej ,że ja jestem jej mężem, JA a nie on - że jak zobaczę raz jeszcze , że idzie do łazienki z telefonem i znów zamyka się tam na pół godziny (zwyczaj od jakichś 2 tygodni) to wyważę drzwi a telefon rzucę o ścianę , że albo zacznie mnie traktować poważnie albo ja zacznę traktować ją tak jak ona mnie. I się zaczęło - ona zaczęła swoją tyradę na temat terapeutki , że mnie zmienia w jakiegoś bydlaka (cytuję) ,że ona nie może do mnie dotrzeć , to myślała, że ojciec mój chociaż da radę . Zaczęła mi wypominać sytuację z jej ojcem (z czwartku przed świętem zmarłych) jak już wymusiła z córką żebym pojechał po 4 latach prawie do niego w odwiedziny - dosłownie dzień w dzień namawiania , nawet z pracy do mnie dzwoniła - uparcie twierdziła , że jej ojciec się zmienił - że odkąd nie ma tej stopy to jest inny , milszy itp. żebym chociaż spróbował. Zgodziłem się choć przeczucia miałem różne.. Zajechaliśmy do nich. Do domu wszedłem pierwszy , trzymałem w ręku ciasta więc nie miałem jak zdjąć butów. Teść siedział w salonie i oczywiście na mój widok tekst : hołota oczywiście wchodzi jak do siebie czyli jak do obory . Faktycznie się zmienił. Żona za mną szepczę : tylko spokojnie przejdź do kuchni. ale ja się już w środku gotowałem. ulało mi się po tylu latach , miara się przebrała. wszedłem z butami do salonu do niego i powiedziałem : szkoda chuju ,że Ci jęzora nie obcięli . Postawiłem ciasta i wyszedłem. Wiem, że pewnie zaraz na mnie najedziecie , że byłem ''opryskliwy'' i przesadziłem , ale ja nie żałuję. Choć raz go chyba zamurowało tak ,że się nie ''odszczekał'' jak zwykle robił.
oczywiście żonę to tak zamurowało , że patrzyła na mnie jak na jakiegoś kosmitę. Powiedziałem teściowej do widzenia i odpowiedziała. Już mam dość bycia pomiatanym , nie zasłużyłem sobie. Jestem dobrym człowiekiem ,dobrym mężem i staram się być jak najlepszym tatą bo córkę mam naprawdę cudowną, to moja największa radość w życiu. od jakiegoś czasu nie wierzę w to w jakim punkcie życia jestem... wszystko dotychczas było dla mnie pewne a teraz czuję jakbym stąpał po kruchym lodzie...
Na krzywe drzewo kozy skaczą... Dobrze, że się postawiłeś, bo jesteś zbyt uległy.
najgorsze chyba jest to , że zaczynam sięgać po alkohol coraz częściej . wiem, że to nie jest rozwiązanie , ale jakoś tak mnie to wszystko obciąża..
najgorsze chyba jest to , że zaczynam sięgać po alkohol coraz częściej . wiem, że to nie jest rozwiązanie , ale jakoś tak mnie to wszystko obciąża..
To droga do nikąd, zajmij się sportem, biegaj, siłownia, basen, itp.
ja nie żałuję. Choć raz go chyba zamurowało tak ,że się nie ''odszczekał'' jak zwykle robił.
No i git, jajka odrastają.
Następnym razem dwa razy pomyśli- z niektórymi trzeba ich językiem, inaczej nie zrozumieją.
Przez lata byłeś pod pantoflem, wyrwanie się z tego wiąże się z walką. Startujesz z kiepskiej pozycji. Żeby mogło być stabilnie i dobrze, żeby Cię szanowali, musisz to sobie wywalczyć.
Alkohol to jeden z najgorszych pomysłów. Masz być trzeźwy, nie dawaj im argumentów.
Ani Tobie to nie pomoże, ani sytuacji nie poprawi, a moze zaszkodzic.
Powiedzenie podobnego tekstu do teścia na trzeźwo to zupełnie coś innego niż po kielichu.
Sraraj się nie kłócić. Ty masz robić swoje, nie dawać się wciągać w sytuacje które będą świadczyc przeciw Tobie.
też nie jest tak , że nagle zacząłem ciągle pić - praktycznie w ogóle nie piłem chyba , że okazjonalnie.. Teraz w weekend się zdarzy a wcześniej nigdy - w ciągu tygodnia nie myślę o alko..
Po sytuacji z teściem jak wszedłem do auta już miałem odjeżdżać , ale o dziwo żona wyszła za mną i weszła do auta (córki nie było przy tej sytuacji poszła obejrzeć małe kotki , które teściowie przygarnęli niedawno) i zawołała małą . zanim córka weszła do auta a żona zdążyła się odezwać to już jest powiedziałem , żeby nawet nie próbowała mówić to co myślę bo nigdy go nie przeproszę choćby losy świata od tego zależały to potem milczała całą drogę.
Powiedziałem żonie o terapii możecie się śmiać ale jakoś tak ... zmiękczyła mnie .. ostatnie tygodnie były dobre, lepsze. cieszyłem się , że idzie ku lepszemu , jak powiedziałem o terapii to z początku nic nie powiedziała a potem , że skoro jest mi to potrzebne to okej..
Terapeutka mimo wszystko uważała , że to nie jest dobry moment.. na którejś sesji mi powiedziała ,że raczej byłoby najlepiej gdyby żona zgodziła się na sesje z nią na początku indywidualną bo (cos w tym stylu) teraz widzi tylko to co ja jej mówię . moją perspektywę i jak to ja postrzegam a to jest małżeństwo i ważne jest to jak widzi to żona co ona czuję i myśli , ale powiedziała ,że da mi znać kiedy i jak to zrobić , jak jej to zaproponować , bo nie można jej zmusić ona musi tego chcieć.. a teraz nie wiem czy się zgodzi skoro uważa że powinienem już nie chodzić na swoją terapię.
szkoda w sumie , że nie możemy się spotkać i pogadać , ale chyba nie sądzę , że wy tu się spotykacie ze sobą poza forum...
czuję się jak jakaś życiowa pokraka totalna chyba taki nick powinienem sobie utworzyć.
żona niby jest miła , ale ..jakoś się urwało . jakbyśmy stanęli w miejscu sam nie wiem..
366 2024-11-05 23:53:38 Ostatnio edytowany przez Samba (2024-11-06 00:01:57)
Powiedziałem żonie o terapii możecie się śmiać ale jakoś tak ... zmiękczyła mnie .. ostatnie tygodnie były dobre, lepsze.
Jak lepsze, jak ona od dóch tygodni chodzi do toalety pisać z exem? ty się dobrze czujesz?
Jakie ona ma z nim sprawy? Przecież nawet w wypadku wspólnej pracy nie ma potrzeby nabijania rozmów codziennie popołudniami. Obudź się.
Może ta córka nie jest twoja, tylko jego?'
Aha, jeszcze przypomniało mi się a propos twojego teście - SV wyraźnie mówi, ze butów w gościach się nie zdejmuje. No chyba, że miałeś obłocone.
Jedną z podstawowych zasad terapii jest nie podejmowanie ważnych i kluczowych decyzji w trakcie odbywania terapii. To mogę Ci doradzić. Rozumiem Twoje emocje, zaczynasz widzieć coś, czego wcześniej nie dostrzegałeś i aż Cię nosi, ale spróbuj podejść do tego na chłodno. Skończ terapię, na końcu zwykle pojawia się wybaczenie, więc oczyścisz się wewnętrznie i nie będziesz żałował tego, czego być może nigdy byś nie zrobił. Pewnych słów czy czynów nie da się odwrócić. Nadal jesteś mężczyzną, nie ważne czy żona pisze z ex pół godziny czy nie, to nie umniejsza Twojej wartości. Nie popadaj w skrajności, czas na rozmowy z żoną jeszcze będzie. Poukładaj sobie w głowie wszystko, przy pomocy z terapeutką, a później działaj. Teraz nie jesteś sobą, a gniew i zemsta są złymi doradcami.
Jeśli Ci to pomaga, pisz tutaj. Ale nie wyrzucaj lodówki czy tv za okno
też nie jest tak , że nagle zacząłem ciągle pić - praktycznie w ogóle nie piłem chyba , że okazjonalnie.. Teraz w weekend się zdarzy a wcześniej nigdy - w ciągu tygodnia nie myślę o alko..
Po sytuacji z teściem jak wszedłem do auta już miałem odjeżdżać , ale o dziwo żona wyszła za mną i weszła do auta (córki nie było przy tej sytuacji poszła obejrzeć małe kotki , które teściowie przygarnęli niedawno) i zawołała małą . zanim córka weszła do auta a żona zdążyła się odezwać to już jest powiedziałem , żeby nawet nie próbowała mówić to co myślę bo nigdy go nie przeproszę choćby losy świata od tego zależały to potem milczała całą drogę.
Powiedziałem żonie o terapii możecie się śmiać ale jakoś tak ... zmiękczyła mnie .. ostatnie tygodnie były dobre, lepsze. cieszyłem się , że idzie ku lepszemu , jak powiedziałem o terapii to z początku nic nie powiedziała a potem , że skoro jest mi to potrzebne to okej..
Terapeutka mimo wszystko uważała , że to nie jest dobry moment.. na którejś sesji mi powiedziała ,że raczej byłoby najlepiej gdyby żona zgodziła się na sesje z nią na początku indywidualną bo (cos w tym stylu) teraz widzi tylko to co ja jej mówię . moją perspektywę i jak to ja postrzegam a to jest małżeństwo i ważne jest to jak widzi to żona co ona czuję i myśli , ale powiedziała ,że da mi znać kiedy i jak to zrobić , jak jej to zaproponować , bo nie można jej zmusić ona musi tego chcieć.. a teraz nie wiem czy się zgodzi skoro uważa że powinienem już nie chodzić na swoją terapię.
szkoda w sumie , że nie możemy się spotkać i pogadać , ale chyba nie sądzę , że wy tu się spotykacie ze sobą poza forum...
czuję się jak jakaś życiowa pokraka totalna chyba taki nick powinienem sobie utworzyć.
żona niby jest miła , ale ..jakoś się urwało . jakbyśmy stanęli w miejscu sam nie wiem..
Co ta terapeutka kombinuje? To nie ma być terapia małżeńska tylko twoja indywidualna. Coś czuję że to jakaś Julka po kursie zaocznym psychologii w Koziej wolce albo Grażyna z syndromem solidarności jajników.
Na twoim miejscu poszłabym do faceta w zbliżonym wieku do twojego, bo jak trafisz na terapeutkę z mentalnością twojej żony to ci ona nie pomoże. A po tym co ta kobieta kombinuje z pytaniem o sesję twoją żonę, to możliwe, że na taką trafiłeś.
Co do teścia to słabo, że się ugiąłeś żeby tam pojechać. Wyzywając go dajesz im wszystkim amunicję przeciwko sobie. Zaraz twoja żonka znowu poleci do twojej rodziny i wszystkich wokół żeby im nagadać jakim to niezrównoważonym psychicznie chamem jesteś. W takich sytuacjach po prostu wychodzisz bez słowa i później żonie mówisz, że nie życzysz sobie mieć kiedykolwiek do czynienia z jej ojcem ani nic o nim słyszeć.
Zachowanie twojej żony jest straszliwie beznadziejne i patronizujace cię. Ona nie traktuje cię jako dorosłego, równego sobie człowieka tylko jak gówniarza któremu tatuś ma przemówić do rozsądku. Czy ta kobieta jest aż tak niedojrzała i zadufana w sobie, że nawet w takiej sytuacji wysługuje się twoim ojcem zamiast wziąć się za rozmawianie z tobą i naprawianie waszego małżeństwa?
Chodzenia do łazienki żeby pisać z exem nawet nie chce mi się komentować, to, że w obecnej sytuacji oni nadal mają kontakt mówi wszystko. Ciekawe czy ona nie szykuje sobie kolejnej gałęzi. Ale głupio, że zrobiłeś awanture. Trzeba było nic tego nie komentować i przejrzeć te wiadomości z partyzanta zanim miała czas pousuwać. Możliwe, że sytuacja rozwiązałaby się szybciej niż myślisz.
Ogólnie pali jej się pod dupa, bo tresowany mąż się zaczyna buntować a ona nie ma warsztatu żeby sobie z czymkolwiek emocjonalnie poradzić.
dobry wieczór,
do Samby - córka jest moja na pewno - jest do mnie podobna i to bardzo - gdybym wam pokazał zdjęcia to byście od razu zobaczyli podobieństwo.
Sytuacja zaczyna mnie mocno przerastać psychicznie i chyba niepotrzebnie zaczynam emocjonalnie reagować , ale czasem poniesie mnie chwila ..
Dziś miałem dzień.. Zjawił się mój ojciec. Potem kolejna utarczka z żoną. Od dłuższego czasu namawiała mnie na zakup działki i żebyśmy tam mieli domek letniskowy. Przyznaję - parę miesięcy temu się zgodziłem na ten pomysł. Teraz jednak po przemyśleniu uznałem to za bezsensowną inwestycję - w dodatku ja myślałem o jakiejś działce niedaleko i z pewnością nie za taki pieniądz jaki ona najwidoczniej myślała - bo jak zobaczyłem ofertę to aż mnie zamurowało . Od razu powiedziałem ,że jak chcę i czuję ,że ją stać to niech kupi , ale ja nie wywalę tyle kasy , że czasy są ciężkie , ludzie oszczędzają itp . A ona z tekstem : Ja widzę, że Ty już ze mną nie robisz w głowie żadnych planów . Rety aż nie wiedziałem co powiedzieć przez chwilę . Teraz patrzę troszkę inaczej na nią , na nasze rozmowy . Zdają się być takie dziecinne . Ja się na coś nie zgadzam - ona od razu ciśnie z grubej rury . Ale nie dałem się wyprowadzić z równowagi tylko jej powiedziałem , że wybrała działkę w znanej lokalizacji , więc wiadomo ,że tam jest drogo - ona na to : ale warto . Uznałem resztę rozmowy za bezsensowną.
Widzę też trochę po córce , że choć się staramy mimo wszystko ona jakby zaczyna coś wyczuwać , tak myślę chyba.
Jakiś czas temu Pani Ela napisała, coś w stylu , że może uosabiać moją żonę - trochę mnie to zastanawia nie ukrywam , a sam nie wiem już co robić więc może zajrzę do jej wątku - może coś mi to da , nie wiem..
Pani terapeutka jest profesjonalna - ma dużo znakomitych recenzji - parę razy widziałem tam też innych mężczyzn wychodzących z jej gabinetu więc jakieś doświadczenie ma chyba.. Mieszkamy na przedmieściach sporego miasta więc w razie czego nie będzie problemu ze znalezieniem męskiego terapeuty - przemyślę to...
dobry wieczór,
do Samby - córka jest moja na pewno - jest do mnie podobna i to bardzo - gdybym wam pokazał zdjęcia to byście od razu zobaczyli podobieństwo.
Sytuacja zaczyna mnie mocno przerastać psychicznie i chyba niepotrzebnie zaczynam emocjonalnie reagować , ale czasem poniesie mnie chwila ..
Dziś miałem dzień.. Zjawił się mój ojciec. Potem kolejna utarczka z żoną. Od dłuższego czasu namawiała mnie na zakup działki i żebyśmy tam mieli domek letniskowy. Przyznaję - parę miesięcy temu się zgodziłem na ten pomysł. Teraz jednak po przemyśleniu uznałem to za bezsensowną inwestycję - w dodatku ja myślałem o jakiejś działce niedaleko i z pewnością nie za taki pieniądz jaki ona najwidoczniej myślała - bo jak zobaczyłem ofertę to aż mnie zamurowało . Od razu powiedziałem ,że jak chcę i czuję ,że ją stać to niech kupi , ale ja nie wywalę tyle kasy , że czasy są ciężkie , ludzie oszczędzają itp . A ona z tekstem : Ja widzę, że Ty już ze mną nie robisz w głowie żadnych planów . Rety aż nie wiedziałem co powiedzieć przez chwilę . Teraz patrzę troszkę inaczej na nią , na nasze rozmowy . Zdają się być takie dziecinne . Ja się na coś nie zgadzam - ona od razu ciśnie z grubej rury . Ale nie dałem się wyprowadzić z równowagi tylko jej powiedziałem , że wybrała działkę w znanej lokalizacji , więc wiadomo ,że tam jest drogo - ona na to : ale warto . Uznałem resztę rozmowy za bezsensowną.
Widzę też trochę po córce , że choć się staramy mimo wszystko ona jakby zaczyna coś wyczuwać , tak myślę chyba.
Jakiś czas temu Pani Ela napisała, coś w stylu , że może uosabiać moją żonę - trochę mnie to zastanawia nie ukrywam , a sam nie wiem już co robić więc może zajrzę do jej wątku - może coś mi to da , nie wiem..
Pani terapeutka jest profesjonalna - ma dużo znakomitych recenzji - parę razy widziałem tam też innych mężczyzn wychodzących z jej gabinetu więc jakieś doświadczenie ma chyba.. Mieszkamy na przedmieściach sporego miasta więc w razie czego nie będzie problemu ze znalezieniem męskiego terapeuty - przemyślę to...
A masz juz swoje mieszkanie czy jak mieszkacie?
mieszkamy razem w domu , nie mam zamiaru się wyprowadzać.
cześć ,
dziś żona mi zakomunikowała , że uwaga -uznała , że też pójdzie na terapię - rzekomo nawet już zapisała się na sesję na przyszły tydzień . Spora niespodzianka muszę przyznać - bo przecież sama mnie namawiała na zakończenie mojej terapii , potem poszła do mojego ojca.. Jak ją zapytałem o co chodzi to powiedziała , że pogadała ''od serca'' z przyjaciółką i w sumie może ona spróbować chociaż , że jej zależy , że źle podeszła do wszystkiego . Jakieś pomieszanie z poplątaniem wiem. Już sam nie wiem o co jej chodzi. Zaskoczyła mnie kompletnie , taka zmiana nagle , nie wiem czy się nie obawiać , bo się nie spodziewałem tego kompletnie.
zapisałem się na squasha po namowie przyjaciela , on już jakiś czas chodzi i powiedział , że trenerka tam jest tak dobra , że mam się nic nie obawiać ,że jestem początkujący itp . coś trzeba zacząć robić, zająć myśli itp. więc chyba jakoś zaczynam ruszać do przodu. faktycznie alko nie jest dobrym pomysłem , a trochę sportu mi się przyda. może też trochę wyżyję te złość i bezsilność , którą czuję.
to chyba był jednak błąd żebym poszedł na tę terapię. Chyba źle działa . W ogóle nie powinienem tego wszystkiego ruszać. zrobiłem wczoraj duży błąd. duży. ja bym się po sobie przenigdy nie spodziewał .
wczoraj rano zawiozłem córkę na zajęcia , wracam a żona akurat szykuję się do wyjścia - a niby zrobiliśmy plany na cały dzień - zakupy w galerii , potem może jakaś restauracja itp. W trakcie tego jak mówiłem do niej (pytałem czemu wychodzi skoro mieliśmy plany) zaczął wibrować jej telefon (ostatnio jestem tak wyczulony na tym punkcie - może przesadnie) wkurzyłem się i mówię : daj mi telefon do ręki - ona się zaśmiała ironicznie , że już raz mi pokazała i starczy. Powtórzyłem żeby mi dała telefon ,że jeśli to nie on to przecież nic złego a ona ,że absolutnie nie ma mowy. Jak znów zawibrował to szybko chciałem złapać za ten telefon ale ona w pół sekundy przełożyła go z lewej ręki do prawej - przez co ja mocno zacisnąłem jej nadgarstek - a jak się zorientowałem co zrobiła to się tak wkurzyłem ,że znów kręci ,że zacisnąłem go mocniej . całe życie nie miałem w sobie agresji ani kszty ani trochę - mówię jej oddaj ten telefon a ona wzięła i uderzyła mnie nim w skroń .
ja już nie wiem co robić, nie wiem. żeby mi ktoś powiedział ,że coś takiego się wydarzy to nigdy bym nie uwierzył.
teraz siedzi u teściów z córką aż do jutra. nie odzywa się do mnie , nie odpisuję i nie odbiera. nie wiem co mam robić a boję się ,że sytuacja zaczyna się zaostrzać a zawsze był spokój ...
Jak nie potrafisz zapanowac nad soba do tego stopnie, za stajesz sie agresywny fizycznie, to tym bardziej potrzbujesz terapii. Wszystkie twoje akcje tego typu beda wykorzystane przeciwko tobie, miej to na uwadze. Sa lepsze sposoby by przetrzebac komus telefon niz robienie z siebie agresywnego pajaca. Wygoogluj sobie.
Jak nie potrafisz zapanowac nad soba do tego stopnie, za stajesz sie agresywny fizycznie, to tym bardziej potrzbujesz terapii. Wszystkie twoje akcje tego typu beda wykorzystane przeciwko tobie, miej to na uwadze. Sa lepsze sposoby by przetrzebac komus telefon niz robienie z siebie agresywnego pajaca. Wygoogluj sobie.
No wlasnie tylko sam sobie problemow narobi agresja
ja wiem ,że źle zrobiłem . wiem . jestem w szoku sam ,że tak się stało. nigdy taki nie byłem .
nie wiem co mam robić. czuję ,że zaczynam się miotać sam ze sobą.
terapeutce raczej o tym nie powiem (o ile jeszcze w ogóle pójdę na terapię).
możecie pisać ,że jojczę ,że jestem trollem, trudno.
ale ja nie wiem co robić.
byłem pewien , że jak pójdę na terapię to będzie lepiej. że nauczę się być lepszym dla niej i dla siebie. miałem dobre intencję chciałem i chcę żeby było dobrze.
ale jak usłyszałem ten jej śmiech prosto mi w oczy to już nie wytrzymałem - nie chciałem ścisnąć jej nadgarstka - tylko zabrać telefon. choć nie usprawiedliwiam się.
jestem w rozsypce. czuję ,że ona zaczyna jakby ''wygrywać'' że idzie ku temu co ona chcę - żebym wrócił do pierwotnego stanu naszego małżeństwa- panował tam spokój i totalna stagnacja. i było dobrze.
może ona pójdzie na tę terapię jak mówiła i coś to pomoże. sam nie wiem .
przez jakiś czas jak zacząłem terapię i ona o tym nie wiedziała to czułem - możecie się śmiać ale jakby ..respekt z jej strony - inaczej patrzyła na mnie jakbym zmężniał w jej oczach.
kumpel po wczorajszej sytuacji powiedział mi żebym to wszystko totalnie zignorował , olał i że ona i tak wróci z córką , że nie mam przepraszać , ''płaszczyć się'' ale mam wyrzuty sumienia. ..
377 2024-11-10 22:06:39 Ostatnio edytowany przez Shoggies (2024-11-10 22:08:03)
ja wiem ,że źle zrobiłem . wiem . jestem w szoku sam ,że tak się stało. nigdy taki nie byłem .
nie wiem co mam robić. czuję ,że zaczynam się miotać sam ze sobą.
terapeutce raczej o tym nie powiem (o ile jeszcze w ogóle pójdę na terapię).
możecie pisać ,że jojczę ,że jestem trollem, trudno.
ale ja nie wiem co robić.
byłem pewien , że jak pójdę na terapię to będzie lepiej. że nauczę się być lepszym dla niej i dla siebie. miałem dobre intencję chciałem i chcę żeby było dobrze.
ale jak usłyszałem ten jej śmiech prosto mi w oczy to już nie wytrzymałem - nie chciałem ścisnąć jej nadgarstka - tylko zabrać telefon. choć nie usprawiedliwiam się.
jestem w rozsypce. czuję ,że ona zaczyna jakby ''wygrywać'' że idzie ku temu co ona chcę - żebym wrócił do pierwotnego stanu naszego małżeństwa- panował tam spokój i totalna stagnacja. i było dobrze.
może ona pójdzie na tę terapię jak mówiła i coś to pomoże. sam nie wiem .
przez jakiś czas jak zacząłem terapię i ona o tym nie wiedziała to czułem - możecie się śmiać ale jakby ..respekt z jej strony - inaczej patrzyła na mnie jakbym zmężniał w jej oczach.
kumpel po wczorajszej sytuacji powiedział mi żebym to wszystko totalnie zignorował , olał i że ona i tak wróci z córką , że nie mam przepraszać , ''płaszczyć się'' ale mam wyrzuty sumienia. ..
Po pierwsze, to nie wina terapii, że stałeś się agresywny.
Przez 17 lat trwałeś w jakimś układzie. Teraz się obudziłeś i chcesz zmienić zasady tego układu. Twoja żona będzie próbowała wszelkimi siłami zatrzymać tę zmianę, będzie Cię prowokować, zniechęcać i kręcić tak, żebyś przestał iść w stronę, w którą idziesz.
Twoje zadanie to trzymać się kursu, który obraleś, albo ona dołączy, albo pójdziecie każde w swoją stronę.
Rób swoje, ona widząc, że ma władzę nad Tobą poprzez Twoją nieufność będzie grać tą kartą. Jeśli nie pomoże jej to spacyfikować Ciebie, to chociaż zrobi z Ciebie gwałtownika i zazdrośnika.
Zostaw to, ignoruj, niech ona chodzi gdzie chce i pisze z kim chce, ale dopóki nie zacznie wychodzić Ci na przeciw ukróc jakiekolwiek plany, wakacje, wyjścia, niespodzianki.
Oczywiście nie masz prawa tracić nad sobą panowania i zachowywać się agresywnie. Koniecznie powinieneś o tym powiedzieć na terapii. Jeśli sobie z tym nie radzisz i emocje biorą górę, możesz iść do psychiatry po leki. Ja poszłam jak miałam PTSD po wypadku samochodowym i zaczęłam fantazjować o robieniu krzywdy ludziom, którzy mnie denerwowali, pomogło mi się to ustabilizować. Jesteś w trudnej sytuacji emocjonalnej i różnie może się dziać. Lepiej mieć to pod kontrolą.
Co więcej Twoja agresja może być taka nadkorektą wcześniejszej spolegliwości, to zrozumiałe, że czujesz złość, byłeś nadużywany przez lata, na terapii powinni Cię nauczyć jak bezpiecznie dla siebie i otoczenia tę złość przeżyć.
Odpuść sobie picie alkoholu. To jest depresant, zrobisz sobie syf z życia i dasz amunicję żonie na okoliczność rozstania, jeśli by do niego doszło.
Sport to dobry wybór. Będziesz mógł się wyżyć.
Nie daj się.
ja wiem ,że źle zrobiłem . wiem . jestem w szoku sam ,że tak się stało. nigdy taki nie byłem .
nie wiem co mam robić. czuję ,że zaczynam się miotać sam ze sobą.
terapeutce raczej o tym nie powiem (o ile jeszcze w ogóle pójdę na terapię).
możecie pisać ,że jojczę ,że jestem trollem, trudno.
ale ja nie wiem co robić.
byłem pewien , że jak pójdę na terapię to będzie lepiej. że nauczę się być lepszym dla niej i dla siebie. miałem dobre intencję chciałem i chcę żeby było dobrze.
ale jak usłyszałem ten jej śmiech prosto mi w oczy to już nie wytrzymałem - nie chciałem ścisnąć jej nadgarstka - tylko zabrać telefon. choć nie usprawiedliwiam się.
jestem w rozsypce. czuję ,że ona zaczyna jakby ''wygrywać'' że idzie ku temu co ona chcę - żebym wrócił do pierwotnego stanu naszego małżeństwa- panował tam spokój i totalna stagnacja. i było dobrze.
może ona pójdzie na tę terapię jak mówiła i coś to pomoże. sam nie wiem .
przez jakiś czas jak zacząłem terapię i ona o tym nie wiedziała to czułem - możecie się śmiać ale jakby ..respekt z jej strony - inaczej patrzyła na mnie jakbym zmężniał w jej oczach.
kumpel po wczorajszej sytuacji powiedział mi żebym to wszystko totalnie zignorował , olał i że ona i tak wróci z córką , że nie mam przepraszać , ''płaszczyć się'' ale mam wyrzuty sumienia. ..
Terapia ma ro do siebie, ze potrzeba czasu. A nie, ze pojdziesz dwa razy i wszystko naprawione.
dziękuję za wpisy.
ja wiem ,że trzeba czasu , ale już się zaczynam gubić.
czuję teraz jak wielki błąd popełniłem mówiąc jej o terapii.
alkoholu już nie dotykam , nie ciągnie mnie do niego ani trochę.
przed chwilą zauważyłem , że żona odczytała moje wiadomości , jest aktywna ,ale nie odpisuję.
czasem chciałbym wiedzieć co siedzi w jej głowie.
ja się trochę boję powiedzieć tej terapeutce ,że żonie tak zrobiłem - wstyd mi.
Trochę odpuściłem ten watek. Pisałem, że nic się nie zmieni i nic się nie zmieniło, poza twoim szarpaniem się. Odpuść. Odejść nie potrafisz. Żony i panującego układu od wielu lat też nie zmienisz.
Pomysł z uprawianiem sportu bardzo dobry.
Nie kombinuj tyle, bo sobie zjedziesz psychikę.
dziękuję za wpisy.
ja wiem ,że trzeba czasu , ale już się zaczynam gubić.
czuję teraz jak wielki błąd popełniłem mówiąc jej o terapii.
alkoholu już nie dotykam , nie ciągnie mnie do niego ani trochę.
przed chwilą zauważyłem , że żona odczytała moje wiadomości , jest aktywna ,ale nie odpisuję.
czasem chciałbym wiedzieć co siedzi w jej głowie.
ja się trochę boję powiedzieć tej terapeutce ,że żonie tak zrobiłem - wstyd mi.
A wstydziłbyś się lekarzowi powiedzieć, że złamałeś nogę? Jeśli nie ufasz tej terapeutce to ją zmień na kogoś innego.
Nie pobiłeś żony, nie popełniłeś przestępstwa. Zachowałeś się gwałtownie i agresywnie, ale to nie jest jakaś straszna przemoc. Jak nie będziesz pracować nad swoją złością to w końcu zrobisz coś komuś za co będziesz miał większe problemy.
Nie masz wpływu na to jak zachowuje się drugi człowiek. Masz tylko wpływ na siebie. Zamiast się katować tym co żona myśli skup się na sobie.
Ona Ci nie odpowiada - znajdź sobie zajęcie. Spędź czas z córką, idź pobiegać, obejrzyj serial, poczytaj książkę. Ona wychodzi, chociaż mieliście plany - to też sobie coś zorganizuj, pójdź do kina, spotkaj się z kolegą. Nie po to, żeby jej robić na złość, tylko po to żeby się nauczyć robić rzeczy dla siebie.
dziękuję za wpisy.
ja wiem ,że trzeba czasu , ale już się zaczynam gubić.
czuję teraz jak wielki błąd popełniłem mówiąc jej o terapii.
alkoholu już nie dotykam , nie ciągnie mnie do niego ani trochę.
przed chwilą zauważyłem , że żona odczytała moje wiadomości , jest aktywna ,ale nie odpisuję.
czasem chciałbym wiedzieć co siedzi w jej głowie.
ja się trochę boję powiedzieć tej terapeutce ,że żonie tak zrobiłem - wstyd mi.
To sie zastanow czy to odpowiednia osoba do przeprowadzania twojej terapii skoro nie czujesz sie na tyle pewnie zeby jej sie zwierzyc z czegos wstydliwego. Ja bym na twoim miejscu przeprosila zone szczerze i odpuscila pisanie na troche, daj jej czas. No a pozniej ja przepros osobiscie i postaraj sie lepiej nad soba panowac, bo agresja dziala mocno na twoja niekorzysc. Przygotuj sie tez na to, ze ona mogla rozpowiedziec wszystkim co sie stalo, wiec mozliwe, ze czeka cie konfrontacja z rodzina czy znajomymi.
383 2024-11-10 22:45:38 Ostatnio edytowany przez Samba (2024-11-10 22:47:45)
ja wiem ,że źle zrobiłem . wiem . jestem w szoku sam ,że tak się stało. nigdy taki nie byłem .
nie wiem co mam robić. czuję ,że zaczynam się miotać sam ze sobą.
terapeutce raczej o tym nie powiem (o ile jeszcze w ogóle pójdę na terapię).
możecie pisać ,że jojczę ,że jestem trollem, trudno.
ale ja nie wiem co robić.
byłem pewien , że jak pójdę na terapię to będzie lepiej. że nauczę się być lepszym dla niej i dla siebie. miałem dobre intencję chciałem i chcę żeby było dobrze.
ale jak usłyszałem ten jej śmiech prosto mi w oczy to już nie wytrzymałem - nie chciałem ścisnąć jej nadgarstka - tylko zabrać telefon. choć nie usprawiedliwiam się.
jestem w rozsypce. czuję ,że ona zaczyna jakby ''wygrywać'' że idzie ku temu co ona chcę - żebym wrócił do pierwotnego stanu naszego małżeństwa- panował tam spokój i totalna stagnacja. i było dobrze.
Nie, ona nie zaczyna wygrywać, możliwe, ze po zmianie twojego nastawienie do niej od kiedy przystąpiłeś do terapii, ona próbuje się jakoś odgryzać. Żeby zrobić tobie na złość, bo czuje bezsilność.
Nic złego nie zrobiłeś, ona sprowokowała. Jednak na przyszłość - nie możesz dawać się tak wkręcać, bo to dziecinne, niedojrzałe i po prostu bezprawne. Uczęszczaj dalej na terapię, skoro samodzielnie nie jesteś w stanie dojść do żadnych konstruktywnych wniosków odnośnie siebie samego, jej oraz was jako rodziny. Tylko nie próbuj tłumaczyć terapeutą takich zachowań, jakie zaprezentowałeś. Babie bym się dalej nie dawała. I tyle.
Aha, pisze niektórzy przedmówcy, żebyś ją przeprosił - też się z tym zgadzam. Jednak po prostu przeproś, ale się nie dawaj.
potwornie mnie boli je zachowanie,
nie słodzę się , nie lukruję.
ale tak mnie rozsadziło od środka jak widziałem ten uśmieszek , ten ton głosu - znam ją chciała mi dopiec.
nie ścisnąłem jej bardzo mocno , ale na tyle , że mogło ją zaboleć. nawet nie powiedziała nic w stylu : puść , tylko od razu uderzyła mnie telefonem (i to bolało - i nie, nie próbuję się uskarżać)
jak czytam to macie rację - muszę przestać skupiać całe życie na niej jak dotychczas- cały mój wolny czas poświęcałem jej i córce (z własnej woli) - dopasowywałem się w pełni do niej , do jej grafiku , nigdy nie mówiłem nie. chciałem żeby nigdy nie żałowała ,że wyszła za młodszego , chciałem dać jej wszystko. szybko zmieniłem ubiór , po jakimś czasie też kolegów - sama niby mi nie mówiła ,żebym tak robił , ale np. dawała mi w prezencie bez powodu koszule zamiast koszulek , namawiała na buty zamiast adidasów itp. więc rozumiałem o co chodzi.
tydzień po ślubie wyjechałem do Norwegii zarabiać na dom (mój wujek mieszka tam od wielu lat i ma tam firmę) ale myśmy pracy byli uczeni od młodego , ja tam jeździłem od 17 roku życia , więc po paru latach byłem wprawiony w robocie i naprawdę bardzo ładny pieniądz zarabiałem w Polsce bym życiu tyle nie zarobił , ślub był w sierpniu a do zaczęcia roku na studiów miałem 1.5 miesiąca to chciałem wykorzystać jak najbardziej żeby zarobić , padałem na pysk praca minimum 12h , nie miałem czasu i sił dzwonić itp, - to jak wróciłem to do dziś pamiętam jak się rozpłakała na mój widok - myślę ,że może i mnie kochała przynajmniej z początku...
robiłem wszystko żeby była ze mną szczęśliwa naprawdę. a wczoraj jak zobaczyłem w jej oczach taką jakby .. nie wiem może przesadzam ,ale złość , jakby pogardę to już nie dałem rady.
385 2024-11-10 23:10:21 Ostatnio edytowany przez Shoggies (2024-11-10 23:11:12)
potwornie mnie boli je zachowanie,
nie słodzę się , nie lukruję.
ale tak mnie rozsadziło od środka jak widziałem ten uśmieszek , ten ton głosu - znam ją chciała mi dopiec.
nie ścisnąłem jej bardzo mocno , ale na tyle , że mogło ją zaboleć. nawet nie powiedziała nic w stylu : puść , tylko od razu uderzyła mnie telefonem (i to bolało - i nie, nie próbuję się uskarżać)
jak czytam to macie rację - muszę przestać skupiać całe życie na niej jak dotychczas- cały mój wolny czas poświęcałem jej i córce (z własnej woli) - dopasowywałem się w pełni do niej , do jej grafiku , nigdy nie mówiłem nie. chciałem żeby nigdy nie żałowała ,że wyszła za młodszego , chciałem dać jej wszystko. szybko zmieniłem ubiór , po jakimś czasie też kolegów - sama niby mi nie mówiła ,żebym tak robił , ale np. dawała mi w prezencie bez powodu koszule zamiast koszulek , namawiała na buty zamiast adidasów itp. więc rozumiałem o co chodzi.
tydzień po ślubie wyjechałem do Norwegii zarabiać na dom (mój wujek mieszka tam od wielu lat i ma tam firmę) ale myśmy pracy byli uczeni od młodego , ja tam jeździłem od 17 roku życia , więc po paru latach byłem wprawiony w robocie i naprawdę bardzo ładny pieniądz zarabiałem w Polsce bym życiu tyle nie zarobił , ślub był w sierpniu a do zaczęcia roku na studiów miałem 1.5 miesiąca to chciałem wykorzystać jak najbardziej żeby zarobić , padałem na pysk praca minimum 12h , nie miałem czasu i sił dzwonić itp, - to jak wróciłem to do dziś pamiętam jak się rozpłakała na mój widok - myślę ,że może i mnie kochała przynajmniej z początku...
robiłem wszystko żeby była ze mną szczęśliwa naprawdę. a wczoraj jak zobaczyłem w jej oczach taką jakby .. nie wiem może przesadzam ,ale złość , jakby pogardę to już nie dałem rady.
Autorze, powtórzę - zmieniasz, i to drastycznie układ, w którym żyliście przez 17 lat. Twojej żonie było w nim dobrze. Ona będzie się rękami i nogami zapierać przed tą zmianą.
Ja jej absolutnie nie usprawiedliwiam, bo zachowuje się nie jak dorosła osoba, ale spróbuj postawić się na jej miejscu, że nagle Twój związek zmienia się o 180 stopni, osoba, którą myślałeś, że znasz na wylot zaczyna się zachowywać inaczej, zaczyna mieć inne oczekiwania, zaczyna je egzekwować, pokazuje emocje i zachowania, których nigdy nie pokazywała. Co byś poczuł? Strach, niepewność, złość, że Twoja ułożona rzeczywistość usuwa się spod nóg.
Twoja żona traci nad Tobą kontrolę. Na tym polegała wasza relacja. Ona była boginią, Ty sługą. Nagle wyłamujesz się z tej roli. Skoro nie chcesz wrócić do niej po dobroci, to będzie Ci dopiekać - jak widać skutecznie - bo to jest ostatni bastion kontroli jaki nad Tobą ma.
Dając się wyprowadzić z równowagi tak naprawdę dajesz jej potwierdzenie, że ona nadal rozdaje karty.
Dlatego, skoro ewidentnie idziesz w zmianę paradygmatu relacji, a nie rozstanie, musisz kontynuować obrany kurs ze spokojem i konsekwencją, ona będzie robić różne rzeczy, żeby grunt jej się spod nóg nie osunął. A Ty rób swoje. Albo odejdź.
Bardzo trudno jest zmienić układ, który trwał tyle lat. To wymaga czasu, potu i krwi. Jest ciężko i będzie ciężko jeszcze długo. Jak będziesz wiecznie rozpamiętywać jak było to się zajedziesz i poddasz. Zacząłeś nowy rozdział, kości zostały rzucone, musisz iść naprzód.
netk53521 napisał/a:potwornie mnie boli je zachowanie,
nie słodzę się , nie lukruję.
ale tak mnie rozsadziło od środka jak widziałem ten uśmieszek , ten ton głosu - znam ją chciała mi dopiec.
nie ścisnąłem jej bardzo mocno , ale na tyle , że mogło ją zaboleć. nawet nie powiedziała nic w stylu : puść , tylko od razu uderzyła mnie telefonem (i to bolało - i nie, nie próbuję się uskarżać)
jak czytam to macie rację - muszę przestać skupiać całe życie na niej jak dotychczas- cały mój wolny czas poświęcałem jej i córce (z własnej woli) - dopasowywałem się w pełni do niej , do jej grafiku , nigdy nie mówiłem nie. chciałem żeby nigdy nie żałowała ,że wyszła za młodszego , chciałem dać jej wszystko. szybko zmieniłem ubiór , po jakimś czasie też kolegów - sama niby mi nie mówiła ,żebym tak robił , ale np. dawała mi w prezencie bez powodu koszule zamiast koszulek , namawiała na buty zamiast adidasów itp. więc rozumiałem o co chodzi.
tydzień po ślubie wyjechałem do Norwegii zarabiać na dom (mój wujek mieszka tam od wielu lat i ma tam firmę) ale myśmy pracy byli uczeni od młodego , ja tam jeździłem od 17 roku życia , więc po paru latach byłem wprawiony w robocie i naprawdę bardzo ładny pieniądz zarabiałem w Polsce bym życiu tyle nie zarobił , ślub był w sierpniu a do zaczęcia roku na studiów miałem 1.5 miesiąca to chciałem wykorzystać jak najbardziej żeby zarobić , padałem na pysk praca minimum 12h , nie miałem czasu i sił dzwonić itp, - to jak wróciłem to do dziś pamiętam jak się rozpłakała na mój widok - myślę ,że może i mnie kochała przynajmniej z początku...
robiłem wszystko żeby była ze mną szczęśliwa naprawdę. a wczoraj jak zobaczyłem w jej oczach taką jakby .. nie wiem może przesadzam ,ale złość , jakby pogardę to już nie dałem rady.Autorze, powtórzę - zmieniasz, i to drastycznie układ, w którym żyliście przez 17 lat. Twojej żonie było w nim dobrze. Ona będzie się rękami i nogami zapierać przed tą zmianą.
Ja jej absolutnie nie usprawiedliwiam, bo zachowuje się nie jak dorosła osoba, ale spróbuj postawić się na jej miejscu, że nagle Twój związek zmienia się o 180 stopni, osoba, którą myślałeś, że znasz na wylot zaczyna się zachowywać inaczej, zaczyna mieć inne oczekiwania, zaczyna je egzekwować, pokazuje emocje i zachowania, których nigdy nie pokazywała. Co byś poczuł? Strach, niepewność, złość, że Twoja ułożona rzeczywistość usuwa się spod nóg.
Twoja żona traci nad Tobą kontrolę. Na tym polegała wasza relacja. Ona była boginią, Ty sługą. Nagle wyłamujesz się z tej roli. Skoro nie chcesz wrócić do niej po dobroci, to będzie Ci dopiekać - jak widać skutecznie - bo to jest ostatni bastion kontroli jaki nad Tobą ma.
Dając się wyprowadzić z równowagi tak naprawdę dajesz jej potwierdzenie, że ona nadal rozdaje karty.
Dlatego, skoro ewidentnie idziesz w zmianę paradygmatu relacji, a nie rozstanie, musisz kontynuować obrany kurs ze spokojem i konsekwencją, ona będzie robić różne rzeczy, żeby grunt jej się spod nóg nie osunął. A Ty rób swoje. Albo odejdź.
Bardzo trudno jest zmienić układ, który trwał tyle lat. To wymaga czasu, potu i krwi. Jest ciężko i będzie ciężko jeszcze długo. Jak będziesz wiecznie rozpamiętywać jak było to się zajedziesz i poddasz. Zacząłeś nowy rozdział, kości zostały rzucone, musisz iść naprzód.
Klasyczny nice guy.
Wypruć z siebie flaki, niech wszyscy widzą jaki jestem szlachetny, jak się poświęcam, jak dbam. Jak rezygnuję z siebie.
Układanka się sypie pod jednym zimnym spojrzeniem..
Przeczytaj swój wątek od początku, mnie się nie chce powtarzać.
potwornie mnie boli je zachowanie,
nie słodzę się , nie lukruję.
ale tak mnie rozsadziło od środka jak widziałem ten uśmieszek , ten ton głosu - znam ją chciała mi dopiec.
nie ścisnąłem jej bardzo mocno , ale na tyle , że mogło ją zaboleć. nawet nie powiedziała nic w stylu : puść , tylko od razu uderzyła mnie telefonem (i to bolało - i nie, nie próbuję się uskarżać)
jak czytam to macie rację - muszę przestać skupiać całe życie na niej jak dotychczas- cały mój wolny czas poświęcałem jej i córce (z własnej woli) - dopasowywałem się w pełni do niej , do jej grafiku , nigdy nie mówiłem nie. chciałem żeby nigdy nie żałowała ,że wyszła za młodszego , chciałem dać jej wszystko. szybko zmieniłem ubiór , po jakimś czasie też kolegów - sama niby mi nie mówiła ,żebym tak robił , ale np. dawała mi w prezencie bez powodu koszule zamiast koszulek , namawiała na buty zamiast adidasów itp. więc rozumiałem o co chodzi.
tydzień po ślubie wyjechałem do Norwegii zarabiać na dom (mój wujek mieszka tam od wielu lat i ma tam firmę) ale myśmy pracy byli uczeni od młodego , ja tam jeździłem od 17 roku życia , więc po paru latach byłem wprawiony w robocie i naprawdę bardzo ładny pieniądz zarabiałem w Polsce bym życiu tyle nie zarobił , ślub był w sierpniu a do zaczęcia roku na studiów miałem 1.5 miesiąca to chciałem wykorzystać jak najbardziej żeby zarobić , padałem na pysk praca minimum 12h , nie miałem czasu i sił dzwonić itp, - to jak wróciłem to do dziś pamiętam jak się rozpłakała na mój widok - myślę ,że może i mnie kochała przynajmniej z początku...
robiłem wszystko żeby była ze mną szczęśliwa naprawdę. a wczoraj jak zobaczyłem w jej oczach taką jakby .. nie wiem może przesadzam ,ale złość , jakby pogardę to już nie dałem rady.
Zachowałeś się agresywnie, fakt, ale zauważyłeś, że ona Cię uderzyła?! Gdyby była taka posągowa, raczej by ją zamurowało niż tak szybko by zareagowała. Mnie to dziwi, ze ta kobieta w reakcji na Twoje zachowanie od razu Ci dowaliła. Ona się czuje bardzo pewnie w Waszym małżeństwie, jest bardzo pewną siebie osobą. Przeprosiła Cię za uderzenie? Nie, zgrywa wielce pokrzywdzoną, choć doskonale wie, że Twoje zachowanie było reakcją na jej pogardę. Wcale bym się nie zdziwila, gdyby zaczęla Cię nagrywać. Ona chyba już czuje, że zerwałeś się z łańcucha albo nawet zaraz założy Ci niebieską kartę, aby wszystkich przekonać, ze jesteś niebezpieczny. Może przesadzam, ale ja w jej obecności zaczęłabym się pilnować. Napewno ma wokół siebie wspaniałych doradców, którzy już otworzyli popcorn i czekają na dalszy ciąg wydarzeń.
388 2024-11-11 10:00:31 Ostatnio edytowany przez Legat (2024-11-11 10:01:07)
Przede wszystkim zrobiła to co robiła wiele razy, a Autor tego nie zauwazał. Teścik. Sprawdzenie stanu. Zabrała tyłek w troki i czeka, aż facet zmięknie. Przyjdzie i przeprosi - wszystko wróci na stare tory.
dzień dobry ,
dzięki za wpisy.
żona zadzwoniła dzisiaj rano- przyjadą z córką po południu.
ton głosu niby miała w miarę normalny..
wczoraj jak do niej pisałem to jej nie przepraszałem - nie wspominałem nic o tamtej sytuacji - ale przeproszę ją dziś na pewno.
pisałem jej ,że mam dosyć tego jak jest , tego ,że czuję ,że coś przede mną ukrywa ,że myślałem, że będzie lepiej i sądziłem, że ona też tak chcę a nie widzę tego po niej.
Byłem w szoku jak mnie uderzyła- zawsze jest tak opanowana , powściągliwa a żeby uderzyć...
U nas nigdy nie było takich rzeczy - nigdy...
390 2024-11-11 11:30:44 Ostatnio edytowany przez Kaszpir007 (2024-11-11 11:42:48)
Ona Ci nie odpowiada - znajdź sobie zajęcie. Spędź czas z córką, idź pobiegać, obejrzyj serial, poczytaj książkę. Ona wychodzi, chociaż mieliście plany - to też sobie coś zorganizuj, pójdź do kina, spotkaj się z kolegą. Nie po to, żeby jej robić na złość, tylko po to żeby się nauczyć robić rzeczy dla siebie.
No tak.
Myślę że telefon broniła przed "mężem" niczym lwica młode bo rozmawiał o pieczeniu ciast z Basią z pracy
Tak samo jak ukrywa sie z telefonem w ubikacji przed mężem aby on nie zobaczył tajnego przepisu na jabłecznik od znajomej
Myślę że masz rację. Może podrzucić kobiete do swojego ukochanego a w tym czasie pójść pobiegać. Potem odebrać żone.
Nie ma co za dużo myśleć. Zapewne z facetem piekli ciasta albo czytali książki przecież
A on dalej niech będzie uczynny i nie zawraca sobie głowy takimi rzeczami.
W tym czasie przecież może pobiegać albo iśc na spacer