netk53521 napisał/a:Ja to wiem, ale mam plan ,żeby to wszystko zakończyć w miarę jak najszybciej. Dziecko będzie nas łączyć zawsze - jej nie żałuję i myślę, że jeśli ktoś z Was tutaj jest też rodzicem to zrozumie moja słowa - tylko ze względu na córkę , nie żałuję ,że z nią byłem. Ale nie chce być jej mężem. Ojcem dziecka będę zawsze ,ale chce to wszystko w końcu mieć za sobą. Nie chcę być z nią w żadnej separacji, nie chcę półśrodków. Chcę to w końcu zakończyć. A jeśli w jej głowie przez pryzmat jej podejścia do ''nierozerwalności małżeństwa jako sakrament'' nadal będę jej mężem to trudno. Niech nadal nosi moje nazwisko jako drugi człon swojego , niech nosi tą moją pieprzoną obrączkę na łańcuszku "zaraz przy sercu" jak sama powiedziała - niech robi co uważa. Nie rusza mnie to. Chcę to zakończyć , nawet jeśli po drodze coś tam materialnego stracę.
Rusza cię i to bardzo. Gdyby cię naprawdę pewne rzeczy nie ruszały to byś się w ogóle nie zastanawiał nad tematami tak naprawdę symboliczno emocjonalnymi typu obrączka czy drugi człon nazwiska i zajmował tym, co istotne.
Uzgodniona separacja w twojej sytuacji byłaby i najszybsza i najskuteczniejsza w wielu powodów, ale nie, ciebie rusza, ty "musisz" pokazać żonie, że się "nie ugniesz" i "nie będzie półśrodków" - czyste emocje, rozum racjonalny w odwrocie. Udaje ci się nie zauważać, że formalna separacja od rozwodu różni się tym, że w czasie jej trwania nie można zawrzeć związku małżeńskiego z inną osobą i paroma subtelnościami w twojej sytuacji nieistotnymi oraz tym, że ma inną nazwę, jest szybsza oraz tańsza. Tego, że po kilku latach separacji zwykle rozwód idzie z automatu na jednej rozprawie, bo pozamiatane jest wcześniej też nie zauważasz.
Na razie jesteś na etapie, na którym z przyczyn emocjonalnych chcesz żonie "pokazać" oraz "udowodnić" z użyciem wymiaru sprawiedliwości że z małżeństwem koniec. Ona się upiera , że zawsze będzie twoją żoną w swoim przekonaniu a ty się dajesz wkręcić, bo cię to rusza. I nie dziwne, ze rusza, bo masz pełne prawo do tego, tyle że sala sądowa to słabe miejsce na pokazywanie i udowadnianie takich rzeczy.
Sąd to system i nie sprawiedliwość ale wymiar sprawiedliwości. Bywa niezbędny, ale w takich sprawach jak twoja im go mniej tym lepiej. Zapewne sam to przyznasz za lat parę...
Teraz jeszcze sporo możesz, ale zapewne z wielu racjonalnych możliwości nie skorzystasz, bo za bardzo cię rusza, bo emocjami myślisz.
Jeśli żona mówi, że "nie da rozwodu" to oznacza, że wprawdzie w którymś momencie owszem, sąd rozwód orzeknie, ale kiedy to nastąpi? Statystycznie 2-3 lata. Jak już wiesz, że ona zamierza utrudniać pożegnaj się z koncepcją jednej rozprawy. 2-3 lata to statystycznie, przy świadomym utrudnianiu może byś dłużej.
Teoretycznie wedle polskiego prawa sąd może nawet nie orzec rozwodu z uwagi na dobro małoletnich dzieci, wydaje się to wprawdzie idiotyczne oraz raczej w praktyce się nie zdarza, ale teoretycznie jest możliwe. Michał, ty nie masz śladu wyobraźni na to , jak paskudnie i perfidnie z użyciem prawnych narzędzi można przewlekać rozwód. Obawiam się że żona może użyć tzw. linii kościelnej, w Kościele katolickim rozwód to grzech i oni mają całkiem niezłe doświadczenie w prawnym przewlekaniu i utrudnianiu rozwodu. Bez względu na to, jak bardzo uznać to za fanatyczne, idiotyczne, bezsensowne , szkodliwe czy co tam jeszcze chcesz - to istnieje. Poradniki "jak utrudnić, jak odwlec, jak stawać okoniem i nie dopuścić do rozwodu" z gotowcami stosownych pism wykonanymi przez jak najbardziej prawników i to wcale nie kretynów bez nijakiej prawnej wiedzy istnieją, są realne i są w obiegu. Z tego co piszesz to żona najprawdopodobniej poszła w stronę "zgrzeszyłam, kara mi się należy", na separację by poszła, przy rozwodzie się zaprze. Jeśli poszła w myśleniu swoim w stronę "zgrzeszyłam i muszę odcierpieć, w tym odcierpieć wstyd publiczny" to może się wcale nie bać ujawnienia zdrady w takim stopniu, w jakim byś chciał.
Nawet bez linii kościelnej żona może przewlekać rozwód i tego to jej się skutecznie uniemożliwić nie da.
Kaszpir pisze, że gadanie żony nic nie jest warte...jest. O ile da się wycenić czas, nerwy, relacje z córką. W tle majątek dorobkowy, ale żona nie z tych co za kasę odpuszczą i przestaną utrudniać, ona utrudniać najwyraźniej zamierza ideologicznie.
Córka ma nazwisko ojca i będzie je nosiła co najmniej do pełnoletności. Nazwisko to symbol, tylko symbol. Przez moje życie realowe przewinęło się troje dzieci, które po dojściu do pełnoletności nazwisko zmieniły. Jak najbardziej symbolicznie. Dwoje na panieńskie matki, jedno na nazwisko ojczyma. Bez żadnego problemu ze strony USC, zmiana nazwiska to sprawa administracyjna.
Michał, co ty chcesz zakończyć jak najszybciej ? Bo jeśli stronę formalno- prawną małżeństwa to weź się ogarnij mentalnie i emocje z tego wyłącz. W głupią stronę jedziesz, wedle twoich koncepcji szybko to nie będzie. Przepis na realną wersję szybką formalnie i prawnie jest prosty - separacja bez orzekania o winie, do sądu idzie wniosek wraz z uprzednio przygotowanym i uzgodnionym sposobem sprawowania opieki nad małoletnią. Jedna rozprawa. Sąd czyta, powagą sądu zatwierdza i idzie na kawę. Za jakiś czas - wniosek o rozwód z podkładką w postaci iluś lat separacji.