Trochę się tutaj niektórzy za mocno uczepili tego, co Michał napisał o jakichś tam zdjęciach z wesela, czy innej imprezy, na którą żona poszła z byłym.
Co by nie mówić, zobaczył tylko kilka POZOWANYCH ujęć. Jak można po tym ocenić jakość czyjegoś związku?
W dodatku od rozmowy z kolegą zaczął poddawać w wątpliwość jakiekolwiek uczucie z jej strony.
Mógł więc sobie parę rzeczy zwyczajnie dopowiedzieć, żeby poprzeć czymś tezę.
Ile kobiet robi partnerowi aferę, bo ten na ułamek sekundy zerknął na inną kobietę, albo uśmiechnął się do koleżanki?
Zazdrość potrafi być naprawdę wstrętna. U niego sprawę pogarszał fakt, że żona z tym gościem miała kontakt.
Szkoda, że przez osiem lat nigdy nie wziął jej telefonu i nie przejrzał rozmów.
Zwłaszcza po tym, gdy zobaczył te zdjęcia i wyobraźnia zaczęła pracować aż za mocno.
Miałby czarno na białym, czy były w tym elementy romansu, czy może tak o sobie pisali, z sentymentu.
To nadal byłoby głupie i należało to zakończyć, ale przynajmniej nie tragiczne.
W każdym razie, Michał napisał nam też, że żona była PRZESZCZĘŚLIWA, gdy się jej oświadczył.
Że patrzyła na niego i na córkę z czułością, gdy ta była malutka.
A nawet, że ona sama zabiegała o seks z nim przez pierwsze lata związku.
Czy to Wam serio brzmi jak kobieta, która ma totalnie wywalone?
Która gardzi mężczyzną? Traktuje jak dawcę spermy? Bo mi się to nie klei.
Mimo wszystko są razem siedemnaście lat. Niemal dwie dekady.
W tym czasie mogło się wydarzyć tysiące rzeczy, które doprowadziły do stanu obecnego.
Cytując tu autora:
jak się zaczęliśmy spotykać , i może jakiś rok po ślubie jeszcze - to seks był nieziemski - naprawdę z obu stron były starania - wchodziłem do mieszkania -jak zamieszkaliśmy razem a ona leży w seksownej bieliźnie , światła pogaszone , jakieś świeczko dookoła - i potem pół nocy mogliśmy z łózka nie wychodzić .. a później to wiadomo - starania o dziecko , duzo stresu - ogolnie problem leżał po jej stronie i ona juz prawie w depresje wchodzila , czesto plakala
Może wtedy zrodził się ten problem z pożyciem?
Wiadomo, jak to wygląda, gdy ludzie długo starają się o dziecko.
Na początku jest fajnie, ekscytacja, obstawianie płci, wymyślanie imion.
Ale gdy mijają miesiące, a nawet lata i nic z tego nie wychodzi?
Lista dni płodnych zawsze pod ręką, umawianie się na seks, bo szkoda zmarnować szansę.
Powolne odzieranie go ze spontaniczności i całej magii bycia blisko z ukochanym człowiekiem.
W końcu strach, że któreś z nich jest bezpłodne. Albo że to dla niej za późno.
Ciężko w takiej sytuacji odczuwać przyjemność, nie sądzicie?
Może przez to zaczął się jej na pewnym etapie kojarzyć głównie ze stresem i poczuciem winy?
Bo jak to, kobieta i nie może dać mężowi dziecka?
Michał sam pisał, że ciężko to znosiła i starali się kilka lat.
A że jest zamknięta w sobie i wycofana, to może nigdy tego nie przepracowała?
Co, jeśli potem już nigdy seks nie był dla niej tak przyjemny, jak wcześniej?
Mogła się przecież zblokować. Takie rzeczy się zdarzają.
Oczywiście, nie jawi się jako osoba dojrzała emocjonalnie, wręcz przeciwnie.
Z drugiej strony radzi sobie w życiu. Jest wykształcona, bardzo dobrze zarabia.
Ciężko mi uwierzyć, że byłaby przez siedemnaście lat z mężczyzną, który nic nie znaczy.
Jakby to był tylko taki truteń, to by go przepędziła zaraz po zrobieniu dziecka.
Chyba, że byłaby jakaś kompletnie zaburzona i odklejona.
A takie osoby wikłają się raczej w dużo gorsze układy niż zakochany bez pamięci mąż.
Może jeszcze gdyby była szkaradna, czy biedna, to też mogłabym jakoś zrozumieć.
Ale babka atrakcyjna, mająca duże powodzenie, chyba dość towarzyska i niezależna finansowo?
Czy tylko ja widzę tu jakiś zgrzyt?
Ludzie mają tendencję do tego, by w momencie kryzysu widzieć wszystko w czarnych barwach.
Nie pamiętać, że były jakieś dobre chwile, tylko podświadomie wyszukiwać same złe.
Ale czytając między wierszami, to te DOBRE też były. Pewnie więcej, niż nam tu Michał napisał.
Nie żebym go oskarżała o zatajanie faktów, czy coś, ale silne emocje zakrzywiają postrzeganie.
Jednocześnie nie mam też zamiaru jej bronić, wyrządziła dużo złego, tylko może nie róbmy z niej jakiegoś straszliwego potwora?
Z tego, co wywnioskowałam z postów, matką jest w gruncie rzeczy dobrą. A to już chyba coś?
TAK CZY SIAK.
Możemy sobie tylko teoretyzować.
Kiedyś może kochała, a może nie. Nigdy się nie dowiemy.
Na ten moment dostał od żony odpowiedź, że ona nie wie czy TERAZ kocha.
Ma świadomość, że jest ona osobą egoistyczną i skłonną do manipulacji.
Zauważył też, że raczej ciężko będzie cokolwiek od niej wyegzekwować.
No ale to było do przewidzenia, bo ludzie w takim wieku naprawdę rzadko się zmieniają.
Może w wyniku jakichś traumatycznych przeżyć, ale tak o, bo mąż sobie coś ubzdurał?
Nie zdziwiłabym się, gdyby zrzucała to na karb kryzysu wieku średniego.
A koleżanki, pewnie od zawsze trochę zazdrosne, że ma tak młodego męża, może podsycają te myśli.