Dzień dobry ,
co do teściowej - raczej mało się odzywa trochę taki milczek - przy mężu zwłaszcza. Jednak on raz jak pojechał gdzieś na rehabilitacje parę lat temu to spędziła z nami trochę czasu - i trochę się wtedy rozgadała -, nawet żarty opowiadała - a tak przy nim to tylko przytakuje. Czasem z nią porozmawiam jak żona ją przywiezie do nas na obiad w niedzielę - jest przyjazną osobą. Oni to już myślę z 55 lat są razem to ciężko powiedzieć jakie to małżeństwo - jednak porównując do moich (choć każdy jest inny i nie chodzi mi czy to małżeństwo jest lepsze czy gorsze ) to np. moja mama zawsze była niezależna , ojciec był głową rodziny a ona ''szyją'' - i ona jedna ma wpływ na ojca , on jest bardzo uparty i trochę wychowywał nas ''po starodawnemu'' jego częste słowa : facet jest jak bank , musi zarabiać - ale kasą ''rządziła'' mama . U teściów np. pieniądze trzyma teść i to dla mnie niepojęte jest ,że jej wydziela kasę . Ale co zrobić - nie moja to sprawa. Ogólnie teść to taki despota - mało kto tam do nich przyjeżdża chyba ,że musi. Żona ma dwie siostry - sama jest ''średnia'' . Żona np, zasadniczo jest dość pewną siebie osobą , ale jest miejsce w którym zmienia się - coś jak jej matka - przekroczy próg domu swoich rodziców - od razu robi się cicha, przytakuję ojcu i oczywiście razem z matką i siostrami nadskakuję nad Nim - on nawet kubka po kawie po sobie nie odniesie do kuchni - jak tam byłem pierwszy raz to byłem w szoku ,jak teściowa i córki mu usługują. One mu nawet jedzenie nakładały na talerz - żona kiedyś też taka była , ale ja jej jakoś ''wyjaśniłem'' że to nienormalne , jakby był niepełnosprawny to jeszcze - ale tak - no to przestała i czasem nawet mu mówiła ,że mógłby wstać i coś pomóc mamie , to on takie wielkie oczy zrobił. brak słow. I kiedyś niedzielne obiady to tradycja = nie wolno było przegapić bo się tatuś obrazi - jeszcze jak była z tamtym to on też co tydzień był - ja zaprzestałem tę tradycję - jesteśmy w jakimś markecie budowlanym , mamy budowę na głowie - ten dzwoni i truję ,że jutro na grilla mamy przyjechać , żona od razu ,że tak , ja mówię, że nie , że już kupiłem nam bilet na kabaret (choć nie kupiłem , dopiero po telefonie od niego) dużo było takich sytuacji, sporo czasu mi to zajęło no ale żona już później sama przyznała ,że też chciałaby jakoś inaczej spędzić niedzielę. ojciec się z początku na nią obraził - ale żona jakoś dała sobie z tym radę . Ogólnie wystarczy spojrzeć jaka jest w domu a jaka tam - wielka różnica.
aa i zapomniałem wspomnieć - duży problem dla teścia we mnie jest to ,że nie chodzę zbyt często do Kościoła - on co niedziela , choćby lało , śnieżyło - i wiadomo jakie ugrupowanie polityczne uwielbia jak mieliśmy chrzcić córkę to on do mnie po co ja biorę udział w tak ważnym sakramencie , że po co chcę chrzcić dziecko , jak i tak nie będę z nią chodził na mszę itp . to mu mówię ,że jakby tak myśleć to mnóstwo osób by dzieci nie chrzciło. Temat rzeka w tamtym domu : religia i polityka.
Żona kiedyś - musowo nawet w 9 miesiącu - 4 dni przed porodem zawoziłem ją na mszę i siedziałem obok bo bałem się ,że zacznie mi tam rodzić a ona zadowolona ,że chociaż z tego powodu poszedłem na mszę
Dzień dobry ,
co do teściowej - raczej mało się odzywa trochę taki milczek - przy mężu zwłaszcza. Jednak on raz jak pojechał gdzieś na rehabilitacje parę lat temu to spędziła z nami trochę czasu - i trochę się wtedy rozgadała -, nawet żarty opowiadała - a tak przy nim to tylko przytakuje. Czasem z nią porozmawiam jak żona ją przywiezie do nas na obiad w niedzielę - jest przyjazną osobą. Oni to już myślę z 55 lat są razem to ciężko powiedzieć jakie to małżeństwo - jednak porównując do moich (choć każdy jest inny i nie chodzi mi czy to małżeństwo jest lepsze czy gorsze ) to np. moja mama zawsze była niezależna , ojciec był głową rodziny a ona ''szyją'' - i ona jedna ma wpływ na ojca , on jest bardzo uparty i trochę wychowywał nas ''po starodawnemu'' jego częste słowa : facet jest jak bank , musi zarabiać - ale kasą ''rządziła'' mama . U teściów np. pieniądze trzyma teść i to dla mnie niepojęte jest ,że jej wydziela kasę . Ale co zrobić - nie moja to sprawa. Ogólnie teść to taki despota - mało kto tam do nich przyjeżdża chyba ,że musi. Żona ma dwie siostry - sama jest ''średnia'' . Żona np, zasadniczo jest dość pewną siebie osobą , ale jest miejsce w którym zmienia się - coś jak jej matka - przekroczy próg domu swoich rodziców - od razu robi się cicha, przytakuję ojcu i oczywiście razem z matką i siostrami nadskakuję nad Nim - on nawet kubka po kawie po sobie nie odniesie do kuchni - jak tam byłem pierwszy raz to byłem w szoku ,jak teściowa i córki mu usługują. One mu nawet jedzenie nakładały na talerz - żona kiedyś też taka była , ale ja jej jakoś ''wyjaśniłem'' że to nienormalne , jakby był niepełnosprawny to jeszcze - ale tak - no to przestała i czasem nawet mu mówiła ,że mógłby wstać i coś pomóc mamie , to on takie wielkie oczy zrobił. brak słow. I kiedyś niedzielne obiady to tradycja = nie wolno było przegapić bo się tatuś obrazi - jeszcze jak była z tamtym to on też co tydzień był - ja zaprzestałem tę tradycję - jesteśmy w jakimś markecie budowlanym , mamy budowę na głowie - ten dzwoni i truję ,że jutro na grilla mamy przyjechać , żona od razu ,że tak , ja mówię, że nie , że już kupiłem nam bilet na kabaret (choć nie kupiłem , dopiero po telefonie od niego) dużo było takich sytuacji, sporo czasu mi to zajęło no ale żona już później sama przyznała ,że też chciałaby jakoś inaczej spędzić niedzielę. ojciec się z początku na nią obraził - ale żona jakoś dała sobie z tym radę . Ogólnie wystarczy spojrzeć jaka jest w domu a jaka tam - wielka różnica.
aa i zapomniałem wspomnieć - duży problem dla teścia we mnie jest to ,że nie chodzę zbyt często do Kościoła - on co niedziela , choćby lało , śnieżyło - i wiadomo jakie ugrupowanie polityczne uwielbiajak mieliśmy chrzcić córkę to on do mnie po co ja biorę udział w tak ważnym sakramencie , że po co chcę chrzcić dziecko , jak i tak nie będę z nią chodził na mszę itp . to mu mówię ,że jakby tak myśleć to mnóstwo osób by dzieci nie chrzciło. Temat rzeka w tamtym domu : religia i polityka.
Żona kiedyś - musowo nawet w 9 miesiącu - 4 dni przed porodem zawoziłem ją na mszę i siedziałem obok bo bałem się ,że zacznie mi tam rodzić a ona zadowolona ,że chociaż z tego powodu poszedłem na mszę
Masakra zeby tak ojca roznianczyc:
. No to teraz masz roznianczonego tescia . A dziecko bardzo dobrze, ze bedzie miec/ma Chrzest Swiety
588 2024-11-29 15:39:23 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2024-11-29 15:52:06)
Tym lepiej, że się teściowi otwarcie postawiłeś w obecności żony.
Widać, że w jej życiu do tej pory był tylko jeden mężczyzna, któremu pozwoliła sobie wejść na głowę. Jej ojciec. Po tym, co napisałeś, zaczynam ją trochę lepiej rozumieć. Mieszkając z takim człowiekiem, raczej nie ma za wiele przestrzeni, by się uzewnętrzniać. Trzeba robić, co władca rozkaże i siedzieć cicho, bo przecież może się rozgniewać. To by właściwie tłumaczyło jej problemy z komunikacją.
Wiesz, czy nie było tam może jakiejś przemocy fizycznej?
Ten człowiek niestety brzmi na kogoś, kto mógłby mieć skłonności do bicia.
Oczywiście to tylko teorie z mojej strony, ale może żona nie chciała mieć powtórki z domu rodzinnego. Sam mówisz, że teściowa przy teściu jest jak mysz pod miotłą, stłamszona. Ona oglądała to całą młodość, pewnie czasem współczuła matce, że wzięła sobie na męża takiego despotycznego chama, w oczach którego nikt nie jest wystarczająco dobry. Może dlatego tak bardzo spodobał się żonie mężczyzna, który dla odmiany słucha jej i skupia się głównie na jej potrzebach? Ktoś zupełnie odmienny od ojca.
I może tak jej się spodobało posiadanie kontroli w relacji z mężczyzną, że zaczęła przeginać w drugą stronę?
Zwłaszcza, że przez tyle lat w milczeniu się na to godziłeś.
Choć opisałeś też kilka rzeczy, które świadczą o tym, że ona czasem jest skłonna oddać Tobie stery.
Robi to, gdy widzi, że Ty czegoś nie chcesz i że jesteś przy tym stanowczy.
Jak z tym wymyślonym na poczekaniu kabaretem, niedzielnymi obiadami, czy ostatnią sytuacją u teściów.
Czyli jak widzi, że nie odpuścisz, to sama to robi i podąża za Tobą.
Daj znać, jak Wam poszło na tej terapii.
589 2024-11-29 16:10:22 Ostatnio edytowany przez Bert44 (2024-11-29 16:15:44)
Dzień dobry ,
co do teściowej - raczej mało się odzywa trochę taki milczek - przy mężu zwłaszcza. Jednak on raz jak pojechał gdzieś na rehabilitacje parę lat temu to spędziła z nami trochę czasu - i trochę się wtedy rozgadała -, nawet żarty opowiadała - a tak przy nim to tylko przytakuje. Czasem z nią porozmawiam jak żona ją przywiezie do nas na obiad w niedzielę - jest przyjazną osobą. Oni to już myślę z 55 lat są razem to ciężko powiedzieć jakie to małżeństwo - jednak porównując do moich (choć każdy jest inny i nie chodzi mi czy to małżeństwo jest lepsze czy gorsze ) to np. moja mama zawsze była niezależna , ojciec był głową rodziny a ona ''szyją'' - i ona jedna ma wpływ na ojca , on jest bardzo uparty i trochę wychowywał nas ''po starodawnemu'' jego częste słowa : facet jest jak bank , musi zarabiać - ale kasą ''rządziła'' mama . U teściów np. pieniądze trzyma teść i to dla mnie niepojęte jest ,że jej wydziela kasę . Ale co zrobić - nie moja to sprawa. Ogólnie teść to taki despota - mało kto tam do nich przyjeżdża chyba ,że musi. Żona ma dwie siostry - sama jest ''średnia'' . Żona np, zasadniczo jest dość pewną siebie osobą , ale jest miejsce w którym zmienia się - coś jak jej matka - przekroczy próg domu swoich rodziców - od razu robi się cicha, przytakuję ojcu i oczywiście razem z matką i siostrami nadskakuję nad Nim - on nawet kubka po kawie po sobie nie odniesie do kuchni - jak tam byłem pierwszy raz to byłem w szoku ,jak teściowa i córki mu usługują. One mu nawet jedzenie nakładały na talerz - żona kiedyś też taka była , ale ja jej jakoś ''wyjaśniłem'' że to nienormalne , jakby był niepełnosprawny to jeszcze - ale tak - no to przestała i czasem nawet mu mówiła ,że mógłby wstać i coś pomóc mamie , to on takie wielkie oczy zrobił. brak słow. I kiedyś niedzielne obiady to tradycja = nie wolno było przegapić bo się tatuś obrazi - jeszcze jak była z tamtym to on też co tydzień był - ja zaprzestałem tę tradycję - jesteśmy w jakimś markecie budowlanym , mamy budowę na głowie - ten dzwoni i truję ,że jutro na grilla mamy przyjechać , żona od razu ,że tak , ja mówię, że nie , że już kupiłem nam bilet na kabaret (choć nie kupiłem , dopiero po telefonie od niego) dużo było takich sytuacji, sporo czasu mi to zajęło no ale żona już później sama przyznała ,że też chciałaby jakoś inaczej spędzić niedzielę. ojciec się z początku na nią obraził - ale żona jakoś dała sobie z tym radę . Ogólnie wystarczy spojrzeć jaka jest w domu a jaka tam - wielka różnica.
aa i zapomniałem wspomnieć - duży problem dla teścia we mnie jest to ,że nie chodzę zbyt często do Kościoła - on co niedziela , choćby lało , śnieżyło - i wiadomo jakie ugrupowanie polityczne uwielbiajak mieliśmy chrzcić córkę to on do mnie po co ja biorę udział w tak ważnym sakramencie , że po co chcę chrzcić dziecko , jak i tak nie będę z nią chodził na mszę itp . to mu mówię ,że jakby tak myśleć to mnóstwo osób by dzieci nie chrzciło. Temat rzeka w tamtym domu : religia i polityka.
Żona kiedyś - musowo nawet w 9 miesiącu - 4 dni przed porodem zawoziłem ją na mszę i siedziałem obok bo bałem się ,że zacznie mi tam rodzić a ona zadowolona ,że chociaż z tego powodu poszedłem na mszę
Patrze na Twój opis i zaczyna mi po głowie chodzić parę rzeczy. Absolutnie nie uważam że jest jak pisze - to luźne przykladowe przemyślenia do których pasują niektóre elementy.
1. Pochodzi z trudnego domu- na pewno nie bezpiecznego. A żyjemy w czasach w których kobiety wiedza ze nie można ich tlamsic tak jak jej matkę. W czlowieku tworzą się więc wtedy pewne przekonania i wzorce. Najczęściej jestesmy jak nasi rodzice badz chcemy być przeciwnościami (ale tak skrajnie bez wyczucia). Może zrodziła się w niej kiedyś mysl a teraz wręcz przekonanie: nigdy nie będę jak moja matka. Nie dam sobie dmuchać w kaszę i się poniżać. W szczególności przez swojego faceta. Jak długo byles grzeczny i wszystko szło po jej mysli to było ok. Kiedy postawiłeś się od razu zapaliła się czerwona lampa : będzie jak u mojej matki. Nadchodzi karastrofa - i wybuch paniki. Wszystko podswiadmie. I teraz będzie w Toba walczyć o dominacje i władze w zwiazku a dla niej wewnętrznie to walka o życie. Powiedziała sobie ze nigdy nie zwiąże się w tyranem jak ojciec. A tu budzi się w jej facecie tyran (ojciec ktoregonsie boi inbudzi w niej same zle emocje)....zgroza. Niestety wszystko podświadomie. Ale z przekonaniami da się walczyć na poziomie świadomym. Po prostu prowadzac rozmowy w których dobrze poprowadzona zacznie sama obalać swoje niezdrowe przekonania (o zagrozeniu z Twojej strony). Ale to wymaga od niej chęci, woli i otwartości.
2. Lek przed bliskością. Tak mi jakoś zajeżdża tym. Chciałaby być blisko ale się boi. Może całe życie chciala się zbliżyć do ojca i matki ale oni byli nieobecni emocjonalnie? Probowala z całych sił i nic. W koncu doszła do wniosku że bliskość rani i boli i trzeba jej unikać. I taki schemat wbudowała- niby blisko zeby związek trwal ale nie za blisko bo to boli. Taka unikowa. Pierwszy etap zwiazku się nie liczy- wtedy nie rozpoznasz tych którzy boją się bliskosci. Z tym nie da sobie sobie rady sama ani Ty nic nie zrobisz. To za głęboko w podświadomości siedzi. Terapia nmoże pomoc. Praca z wewnetrznym dzieckiem. Ale znow wola i zaangażowanie musi być.
Ale to tylko jakiś tam rozmyślania. Nic z tego nie musi się zgadzać. Ale.... takie rzeczy wyłapie terapeuta. Dlatego nie rozumiem co sie z nią dzieje. Tam się nic nie wyjaśnia
590 2024-11-29 16:27:56 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2024-11-29 16:31:42)
Generalnie z moich doświadczeń wynika, że osoby z wszelkich dysfunkcyjnych, toksycznych rodzin dzielą się na dwie grupy:
- tych, którzy powielają wzorzec wyniesiony z domu
- tych, którzy bardzo się starają, by tego wzorca nie powielić
Przy czym zwykle ani jedni, ani drudzy nie mają najmniejszego pojęcia, jak powinna wyglądać zdrowa relacja.
Wiedzą co najwyżej, jak NIE POWINNA wyglądać.
Stają się więc takimi dziećmi we mgle. Czasem nie umieją nawet zbytnio powiedzieć, czego szukają.
Ani ocenić, czy to, co znaleźli, jest właściwym wyborem.
Ma być po prostu INACZEJ.
Ojciec pił? To byle facet nie miał słabości do butelki.
Matka stosowała przemoc? To byle kobieta nie miała takich skłonności.
Potrzeba dużo pracy nad sobą, żeby nauczyć się prawidłowo funkcjonować.
Niektórzy dają radę bez pomocy specjalisty, inni nie mają szans bez porządnej terapii.
EDIT:
Bert, widzę, że nasze myśli zmierzają w podobnym kierunku
591 2024-11-29 17:04:20 Ostatnio edytowany przez wieka (2024-11-29 17:07:43)
Można gdybać, nie można usprawiedliwiać wszystkiego genami i wychowaniem.
Nie zgadzam się z tą bliskością, bo z ex nie miała z tym problemu, a z nim zerwała bo nie chciał mieć dziecka.
Męża traktowala wg mnie jak plaster na rany, najważniejsze było dziecko i tylko to się liczyło, żeby żyć w komforcie dla siebie i dziecka.
I było tak dobrze... dopóki kropla nie przelała czary....
Generalnie z moich doświadczeń wynika, że osoby z wszelkich dysfunkcyjnych, toksycznych rodzin dzielą się na dwie grupy:
- tych, którzy powielają wzorzec wyniesiony z domu
- tych, którzy bardzo się starają, by tego wzorca nie powielićPrzy czym zwykle ani jedni, ani drudzy nie mają najmniejszego pojęcia, jak powinna wyglądać zdrowa relacja.
Wiedzą co najwyżej, jak NIE POWINNA wyglądać.
Stają się więc takimi dziećmi we mgle. Czasem nie umieją nawet zbytnio powiedzieć, czego szukają.
Ani ocenić, czy to, co znaleźli, jest właściwym wyborem.
Ma być po prostu INACZEJ.
Ojciec pił? To byle facet nie miał słabości do butelki.
Matka stosowała przemoc? To byle kobieta nie miała takich skłonności.Potrzeba dużo pracy nad sobą, żeby nauczyć się prawidłowo funkcjonować.
Niektórzy dają radę bez pomocy specjalisty, inni nie mają szans bez porządnej terapii.EDIT:
Bert, widzę, że nasze myśli zmierzają w podobnym kierunku
Na to wychodzi:)
A jeszcze dzieje się czasem tak ze w niektórych "rejonach" życia tacy ludzie kopiują rodziców a w innych chcą być przeciwieństwem. Jedna znaną mi babka zaglaskiwala swoje dzieci na śmierć (miała apodyktyczna matke wiec robila na odwrot) ale dla męża była koszmarem (to już jak matka)
593 2024-11-29 18:04:03 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2024-11-29 18:04:22)
Można gdybać, nie można usprawiedliwiać wszystkiego genami i wychowaniem.
Nie zgadzam się z tą bliskością, bo z ex nie miała z tym problemu, a z nim zerwała bo nie chciał mieć dziecka.
Męża traktowala wg mnie jak plaster na rany, najważniejsze było dziecko i tylko to się liczyło, żeby żyć w komforcie dla siebie i dziecka.I było tak dobrze... dopóki kropla nie przelała czary....
Zrozumienie czyichś zachowań nie równa się usprawiedliwieniu ich.
Nie bez powodu pyta się przestępcę dlaczego coś zrobił, zamiast tylko wymierzyć mu karę.
Nie bez powodu istnieje również coś takiego, jak okoliczności łagodzące.
Żona autora zrobiła dużo złego i może wielu innych wolałoby odejść, ale autor postanowił ratować małżeństwo, więc nie może widzieć w niej teraz wroga.
Jak będą się tylko wzajemnie oskarżać i podejrzewać o najgorsze rzeczy, to lepiej od razu odpuścić.
Póki co przeszli z zerowej komunikacji do takiej nerwowej i chaotycznej.
Żeby coś mogło jeszcze z tego wyjść, to na początek muszą nauczyć się ze sobą rozmawiać.
Otworzyć się na siebie i określić wzajemnie, jakie mają potrzeby i co można zrobić, by one zostały spełnione.
Na miejscu autora na pewno zachowałabym czujność, zwłaszcza w kwestii byłego partnera jego żony.
We mnie ona nie wzbudza zaufania, ale rozumiem, że nie jest łatwo przekreślić z dnia na dzień siedemnaście lat wspólnego życia.
My sobie tu gdybamy, teoretyzujemy, jednak w razie co to autor będzie musiał z nią dalej żyć, albo przebrnąć przez rozwód.
Nikt tu nie chce przekreślać łącznie z zainteresowanymi, oby się dogadali, ale autor musi pogodzić się z tym, że żona nie będzie się na niego "rzucała", a jak ma udawać, to chyba nie o to chodzi, nie da się na dłuższą metę.
Trudna sytuacja, w sumie to autor zmienił "konie w czasie jazdy", więc ta wina, jakby jej szukać, leży pośrodku.
Nikt tu nie chce przekreślać łącznie z zainteresowanymi, oby się dogadali, ale autor musi pogodzić się z tym, że żona nie będzie się na niego "rzucała", a jak ma udawać, to chyba nie o to chodzi, nie da się na dłuższą metę.
Trudna sytuacja, w sumie to autor zmienił "konie w czasie jazdy", więc ta wina, jakby jej szukać, leży pośrodku.
Tu się zgodzę.
Choćby ten kontakt z byłym.
Ona popełniła błąd, ale autor też się nie popisał, bo powinien był zareagować stanowczo, zamiast pozwolić na te pogaduszki.
Przy czym według mnie tamten związek wcale nie musiał być taki lepszy.
Mnie osobiście najbardziej zastanowił fakt, że lubił go teść autora.
Ten sam, który nie lubi żadnego ze swoich zięciów.
A co, jeśli on po prostu był mocno podobny do jej ojca?
Może w tamtej relacji właśnie powielała wzorzec wyniesiony z domu?
Tego się pewnie nigdy nie dowiemy, ale moim zdaniem nie jest to nieprawdopodobny scenariusz.
do Mrs. Happiness - witam ,
dziękuję za Pani wpis/y ,
hmm.. nie myślę o rozwodzie , raczej myślę o tym , że chcę żeby zaczęła dostrzegać , że między nami nie jest normalnie, nie było nawet jeszcze rok temu przed moją rozmową z kolegą. Pragnę z Nią być , dalej ją kocham , ale nie wiem czy ona zdaję sobie sprawę jak długa droga przed nami jest żeby naprawdę się nie zatracić. Chodzi mi po głowie myśl, że ona pójdzie na terapię a za jakiś czas znów będzie ''po staremu'' i myślę co wtedy zrobię - i wtedy już wchodzę w strefę ''czarnej dziury'' . Chyba na razie taki ''progres'' zrobiłem - uświadomiłem sobie jaki już nie powinien i nie chcę być , co znów sprawia ,że wracamy do punktu wyjścia - mianowicie moja uległość względem niej , to ,że sam dałem jej wejść na głowę - i nie dziwie się ,że jest jej tam dobrze - zadomowiła się a kiedy ją z niej ''strąciłem'' chcę znów tam wejść - najlepiej żebym głowę zniżył jak zwykle żeby jej było tam wygodniej się dostać. Czytałem ,że w związkach zdarza się , że jedna strona kocha bardziej - druga mniej - i ja co chyba oczywiste jestem tą pierwszą stroną. Ale szczerze napiszę nie wiem co będzie i na co jestem ''gotowy'' jeszcze trzeba czasu - a chcę wierzyć , że z żoną damy radę.
I nie chcę być źle zrozumiany - kocham żonę ogromnie nadal , szanuję ją , ale czasem naprawdę myślę - czy ona zdaję sobie sprawę jaki byłby nasz związek/ życie razem , gdyby nie jej postępowanie ? wątpię. Ja muszę być twardy - z nią nie ma innego wyjścia. Staram się pilnować, żeby nie przegiąć , bo wiem ,że jej też nie jest łatwo - myślę o jej uczuciach , ale zaczynam sobie zadawać pytanie - czy ona myśli o moich ? ale tak szczerze ?
co ma być to będzie - z podjętej drogi nie zejdę - ona albo idzie ze mną albo zostanie w tyle.
Autorze ale czy Ty jej to wszystko powiedziałeś wprost? Czy ona wie i rozumie o co Ci tak naprawdę chodzi w tej całej przemianie?
Mam do Michała tylko jedną prośbę.
Napisz za rok, tak w okolicach Bożego narodzenia, jak wygląda Twoja sytuacja rodzinna i jak się z tym czujesz.
598 2024-11-29 23:14:33 Ostatnio edytowany przez Bert44 (2024-11-29 23:36:27)
Można gdybać, nie można usprawiedliwiać wszystkiego genami i wychowaniem.
Nie zgadzam się z tą bliskością, bo z ex nie miała z tym problemu, a z nim zerwała bo nie chciał mieć dziecka.
Męża traktowala wg mnie jak plaster na rany, najważniejsze było dziecko i tylko to się liczyło, żeby żyć w komforcie dla siebie i dziecka.I było tak dobrze... dopóki kropla nie przelała czary....
Tak jak mówiłem nie wiem czy to prawda. Co do bliskosci dla niej bliskość moze sie liczyć w rodzinie z dziećmi. Może ex nie dążył do bliskosci i było ok. A może zaczął dążyć i dlatego jest ex.
Nie chodzi o usprawiedliwianie tylko zrozumienie. Lepiej można ocenić kogoś znając zasady, motywacje, przyczyny działania. Z 1000 razy w zyciu zle ocenilem ludzi. Zona Autora irytuje mnie na pierwszy rzut oka. Ale czy słusznie? Za mało wiem.
Czytalem jakis czas temu ksiazke E.Stahl "Lęk przed bliskoscia" albo jakos tak. Jest terapeutka z mocno naukowym podejsciem. Ponoc są badania dowodzace ze potrzeba bliskosci buduje sie za dzieciaka. Tworzą się jakieś połączenia neuronowe - mosty w mozgu i działa. Ale jeżeli dziecko jest mocno wrażliwe i rodzina mocno toksyczna to może się zdarzyć że te połączenia się nie wytworzą. Ci ludzie dożywotnio nie czują potrzeby bliskosci. Nie da się tego naprawic na starość ani ciężka praca ani żadna terapia. Po prostu nie da się. Napisala historie swojego klienta z taką przypadłością. Trafił do niej bo zona się uskarzala. Myślę że gdyby jego zona wrzuciła post na to forum to byśmy tego zimnego drania jak psa zjechali. Tylko że obiektywnie jest niewinny. Miał pecha ze byl wrażliwy i w złej rodzinie. Czasem lepiej znac historie człowieka i jego motywacje żeby oceniać bardziej obiektywnie. Nie wiem czy zona Autora ma ciężki bagaż z domu wymagający terapii czy "to zla kobieta jest". Zrozumienie pozwala obiektywnie oceniać.
PS. Ten mąż nie czujący potrzeby bliskosci nauczyl się funkcjonować jak uczeń w podstawówce. Nauczył się (z wiedza zony bo terapeutka jej wyjasnila skad problem) że pewne zachowania działają na żonę. Że jak dostanie kwiaty to jest ok a jak ja ignoruje to nie jest ok. On się nauczył ale nie czuł tego. I tak sobie funkcjonowali a on sie mocno staral (nie czujac) . Sam nie wiem czy podziwiam wolę walki o związek tego pana (całe życie robić coś czego się nie czuje żeby być w związku ze szczesliwa zona) czy wspolczuje z tej samej przyczyny. To jest miłość (choc on nie wie co to milosc). Dziwny klimat...
Ale na pewno czasem zrozumienie pomaga ocenić a Autorowi pomoże przyciskac odpowiedni guzik - bo będzie wiedział o co chodzi.
Choć przyjdzie moment kiedy brak reakcji/refleksji/rozmowy i próby rozwiązania problemu ze strony zony Autora uznam za jej grzech. Raczej niedaleko ten moment
Nikt tu nie chce przekreślać łącznie z zainteresowanymi, oby się dogadali, ale autor musi pogodzić się z tym, że żona nie będzie się na niego "rzucała", a jak ma udawać, to chyba nie o to chodzi, nie da się na dłuższą metę.
Trudna sytuacja, w sumie to autor zmienił "konie w czasie jazdy", więc ta wina, jakby jej szukać, leży pośrodku.
Nie wiem czy można to rozpatrywać pod kątem win. Ja uważam że Autor dazy do uzdrowienia zwiazku
wieka napisał/a:Można gdybać, nie można usprawiedliwiać wszystkiego genami i wychowaniem.
Nie zgadzam się z tą bliskością, bo z ex nie miała z tym problemu, a z nim zerwała bo nie chciał mieć dziecka.
Męża traktowala wg mnie jak plaster na rany, najważniejsze było dziecko i tylko to się liczyło, żeby żyć w komforcie dla siebie i dziecka.I było tak dobrze... dopóki kropla nie przelała czary....
Tak jak mówiłem nie wiem czy to prawda. Co do bliskosci dla niej bliskość moze sie liczyć w rodzinie z dziećmi. Może ex nie dążył do bliskosci i było ok. A może zaczął dążyć i dlatego jest ex.
Nie chodzi o usprawiedliwianie tylko zrozumienie. Lepiej można ocenić kogoś znając zasady, motywacje, przyczyny działania. Z 1000 razy w zyciu zle ocenilem ludzi. Zona Autora irytuje mnie na pierwszy rzut oka. Ale czy słusznie? Za mało wiem.
Czytalem jakis czas temu ksiazke E.Stahl "Lęk przed bliskoscia" albo jakos tak. Jest terapeutka z mocno naukowym podejsciem. Ponoc są badania dowodzace ze potrzeba bliskosci buduje sie za dzieciaka. Tworzą się jakieś połączenia neuronowe - mosty w mozgu i działa. Ale jeżeli dziecko jest mocno wrażliwe i rodzina mocno toksyczna to może się zdarzyć że te połączenia się nie wytworzą. Ci ludzie dożywotnio nie czują potrzeby bliskosci. Nie da się tego naprawic na starość ani ciężka praca ani żadna terapia. Po prostu nie da się. Napisala historie swojego klienta z taką przypadłością. Trafił do niej bo zona się uskarzala. Myślę że gdyby jego zona wrzuciła post na to forum to byśmy tego zimnego drania jak psa zjechali. Tylko że obiektywnie jest niewinny. Miał pecha ze byl wrażliwy i w złej rodzinie. Czasem lepiej znac historie człowieka i jego motywacje żeby oceniać bardziej obiektywnie. Nie wiem czy zona Autora ma ciężki bagaż z domu wymagający terapii czy "to zla kobieta jest". Zrozumienie pozwala obiektywnie oceniać.
PS. Ten mąż nie czujący potrzeby bliskosci nauczyl się funkcjonować jak uczeń w podstawówce. Nauczył się (z wiedza zony bo terapeutka jej wyjasnila skad problem) że pewne zachowania działają na żonę. Że jak dostanie kwiaty to jest ok a jak ja ignoruje to nie jest ok. On się nauczył ale nie czuł tego. I tak sobie funkcjonowali a on sie mocno staral (nie czujac) . Sam nie wiem czy podziwiam wolę walki o związek tego pana (całe życie robić coś czego się nie czuje żeby być w związku ze szczesliwa zona) czy wspolczuje z tej samej przyczyny. To jest miłość (choc on nie wie co to milosc). Dziwny klimat...
Ale na pewno czasem zrozumienie pomaga ocenić a Autorowi pomoże przyciskac odpowiedni guzik - bo będzie wiedział o co chodzi.
Choć przyjdzie moment kiedy brak reakcji/refleksji/rozmowy i próby rozwiązania problemu ze strony zony Autora uznam za jej grzech. Raczej niedaleko ten moment
Dlatego możemy tylko gdybać, ale uważam, że nie ma przełożenia ten przykład, widzę, że żona autora jest emocjonalnie związana z exem, utrzymuje z nim kontakt, jawnie ignoruje męża, nawet nie udaje, żeby zachować pozory, choć teraz zmienia front i dobrze.
Nie da się tego rozwiązać i zachować związek, bez robienia dobrej miny do złej gry.
Staram się być obiektywna i wchodzić w buty obojga, choć to końca się nie da.
Ale nie da się zrozumieć postępowania innych, bo nie wiemy co siedzi w ich głowach.
wieka napisał/a:Nikt tu nie chce przekreślać łącznie z zainteresowanymi, oby się dogadali, ale autor musi pogodzić się z tym, że żona nie będzie się na niego "rzucała", a jak ma udawać, to chyba nie o to chodzi, nie da się na dłuższą metę.
Trudna sytuacja, w sumie to autor zmienił "konie w czasie jazdy", więc ta wina, jakby jej szukać, leży pośrodku.Nie wiem czy można to rozpatrywać pod kątem win. Ja uważam że Autor dazy do uzdrowienia zwiazku
Tylko nie od początku, a w połowie drogi, chyba, że do tej pory patrzył przez różowe okulary i mógł ich nie zdejmować z korzyścią dla wszystkich.
Bert44 napisał/a:wieka napisał/a:Można gdybać, nie można usprawiedliwiać wszystkiego genami i wychowaniem.
Nie zgadzam się z tą bliskością, bo z ex nie miała z tym problemu, a z nim zerwała bo nie chciał mieć dziecka.
Męża traktowala wg mnie jak plaster na rany, najważniejsze było dziecko i tylko to się liczyło, żeby żyć w komforcie dla siebie i dziecka.I było tak dobrze... dopóki kropla nie przelała czary....
Tak jak mówiłem nie wiem czy to prawda. Co do bliskosci dla niej bliskość moze sie liczyć w rodzinie z dziećmi. Może ex nie dążył do bliskosci i było ok. A może zaczął dążyć i dlatego jest ex.
Nie chodzi o usprawiedliwianie tylko zrozumienie. Lepiej można ocenić kogoś znając zasady, motywacje, przyczyny działania. Z 1000 razy w zyciu zle ocenilem ludzi. Zona Autora irytuje mnie na pierwszy rzut oka. Ale czy słusznie? Za mało wiem.
Czytalem jakis czas temu ksiazke E.Stahl "Lęk przed bliskoscia" albo jakos tak. Jest terapeutka z mocno naukowym podejsciem. Ponoc są badania dowodzace ze potrzeba bliskosci buduje sie za dzieciaka. Tworzą się jakieś połączenia neuronowe - mosty w mozgu i działa. Ale jeżeli dziecko jest mocno wrażliwe i rodzina mocno toksyczna to może się zdarzyć że te połączenia się nie wytworzą. Ci ludzie dożywotnio nie czują potrzeby bliskosci. Nie da się tego naprawic na starość ani ciężka praca ani żadna terapia. Po prostu nie da się. Napisala historie swojego klienta z taką przypadłością. Trafił do niej bo zona się uskarzala. Myślę że gdyby jego zona wrzuciła post na to forum to byśmy tego zimnego drania jak psa zjechali. Tylko że obiektywnie jest niewinny. Miał pecha ze byl wrażliwy i w złej rodzinie. Czasem lepiej znac historie człowieka i jego motywacje żeby oceniać bardziej obiektywnie. Nie wiem czy zona Autora ma ciężki bagaż z domu wymagający terapii czy "to zla kobieta jest". Zrozumienie pozwala obiektywnie oceniać.
PS. Ten mąż nie czujący potrzeby bliskosci nauczyl się funkcjonować jak uczeń w podstawówce. Nauczył się (z wiedza zony bo terapeutka jej wyjasnila skad problem) że pewne zachowania działają na żonę. Że jak dostanie kwiaty to jest ok a jak ja ignoruje to nie jest ok. On się nauczył ale nie czuł tego. I tak sobie funkcjonowali a on sie mocno staral (nie czujac) . Sam nie wiem czy podziwiam wolę walki o związek tego pana (całe życie robić coś czego się nie czuje żeby być w związku ze szczesliwa zona) czy wspolczuje z tej samej przyczyny. To jest miłość (choc on nie wie co to milosc). Dziwny klimat...
Ale na pewno czasem zrozumienie pomaga ocenić a Autorowi pomoże przyciskac odpowiedni guzik - bo będzie wiedział o co chodzi.
Choć przyjdzie moment kiedy brak reakcji/refleksji/rozmowy i próby rozwiązania problemu ze strony zony Autora uznam za jej grzech. Raczej niedaleko ten moment
Dlatego możemy tylko gdybać, ale uważam, że nie ma przełożenia ten przykład, widzę, że żona autora jest emocjonalnie związana z exem, utrzymuje z nim kontakt, jawnie ignoruje męża, nawet nie udaje, żeby zachować pozory, choć teraz zmienia front i dobrze.
Nie da się tego rozwiązać i zachować związek, bez robienia dobrej miny do złej gry.
Staram się być obiektywna i wchodzić w buty obojga, choć to końca się nie da.
Ale nie da się zrozumieć postępowania innych, bo nie wiemy co siedzi w ich głowach.
Masz rację. Ta sytuacja z eksem to dla mnie straszne, ale to straszne przegięcie. Ja bym nie wytrzymal. Dla mnie to bylby koniec. Tak mi sie wydaje bo nigdy mnie nie spotkało. Ale Autor ma prawo myśleć po swojemu.
PS. Ponoc 90% zdrad nie kończy się rozstaniem. Zaskoczyła mnie ta statystyka
Masz rację. Ta sytuacja z eksem to dla mnie straszne, ale to straszne przegięcie. Ja bym nie wytrzymal. Dla mnie to bylby koniec. Tak mi sie wydaje bo nigdy mnie nie spotkało. Ale Autor ma prawo myśleć po swojemu.
PS. Ponoc 90% zdrad nie kończy się rozstaniem. Zaskoczyła mnie ta statystyka
Dlatego trzeba potrafić stawiać granice w związku, a potem je konsekwentnie egzekwować.
Bo wiadomo, że sam straszak, to za mało. Trzeba być gotowym spełnić swoje groźby.
Autor być może odrobił już tę lekcję i więcej błędu nie powtórzy.
Przynajmniej tego mu życzę.
604 2024-11-30 01:06:53 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2024-11-30 01:35:01)
Od siebie radzę jeszcze Autorowi jak najszybciej stworzyć listę rzeczy, które chciałby zmienić w małżeństwie.
A potem przedyskutować ją na spokojnie z żoną, aby zweryfikować, czy ona jest skłonna realizować jakiekolwiek z jego potrzeb.
Warto też, by zastanowił się, co zrobi w sytuacji, gdy usłyszy kategoryczną odmowę i to niekoniecznie taką wynikającą ze złej woli.
Może okazać się, że żona po prostu nie potrafi robić pewnych rzeczy inaczej.
Albo się zgodzi dla świętego spokoju i przez chwilę pozmusza, ale koniec końców wróci do starych nawyków. Co wtedy?
Do tej pory z łatwością przychodziła mu rezygnacja z siebie, a czy byłby gotów zrezygnować z żony?
To są trudne pytania, ale lepiej znać na nie odpowiedź.
Żeby za parę tygodni nie okazało się, że ta cała wrzawa, to był jeden wielki straszak.
Mam nadzieję, że przynajmniej poszli dziś na terapię, że żona nie znalazła sobie żadnej wymówki w ostatniej chwili.
Od siebie radzę jeszcze Autorowi jak najszybciej stworzyć listę rzeczy, które chciałby zmienić w małżeństwie.
A potem przedyskutować ją na spokojnie z żoną, aby zweryfikować, czy ona jest skłonna realizować jakiekolwiek z jego potrzeb.
Gdyby świat był taki piękny.
Napiszę króciutko. Żona ma wzorzec mężczyzny taki a nie inny. Znaczy tak jak ojciec, facet powinien był władczy, postępować twardo. Zapewne taki był jej niedoszły i jego szanuje.
Autor jest kompletną przeciwnością tego wzorca. Przejmuje się wszystkim co żonka zrobi. Gdy ona się rozpłacze, on jest gotowy biec ocierac jej zły. Znaczy robi wszystko, czego z nią nie powinien robić.
Żona go nie szanuje. I szanować nie bedzie. Niczego się nie "nauczy", niczego nie zmieni. Bo minęło za dużo lat. Bo Autor w jej oczach jest mięczakiem, z którym można jechać. Poczytaj wypowiedzi użytkowniczki Giaa2 w tym wątku. Są kobiety, które takimi facetami gardzą.
Nie łączy ich nawet wspólny światopogląd. To małżeństwo nie powinno być zawarte. A jesli już, to dawno powinno być zakończone. Ale Autorowi nie przeszkadza nic w jego wielkiej miłości. Nawet to, że od roku to już kompletnie żyja obok siebie.
Trzyma ich razem wygodne życie, córka i wieloletnie przyzwyczajenie. Dlatego będzie to trwać. Ale nic się nie zmieni. Gdy będzie na cokolwiek naciskał zona wytoczy jeszcze większe działa i pokaże mu, że on nie potrafi bez niej żyć. A ona jak najbardziej tak.
Nie porównuj się do innych par, bo to że ludzie się do siebie w towarzystwie kleją, zwłaszcza po alkoholu na imprezie, nic nie znaczy.
/./
Myślę że na Wasz kryzys nakłada się parę spraw i słowa kolegi którego widujesz raz na ruski rok przelały czarkę goryczy.
/./
- Może ona ma tak samo życzliwe i mądre koleżanki jak Ty mądrych kolegów, kogoś kto podpowiada, że teraz na pewno ją zostawisz dla młodszej i to ją dołuje, tym bardziej że Ty zawsze zabiegałeś o nią, a teraz przestałeś i na dodatek zagapiasz się na byłą.?
/./
Pytam o podstawę zmiany przez Ciebie reguł gry, jeśli dobrze rozumiesz?.
Może najlepiej by było, gdybyś wprost powiedzial żonie co by Cię uszczęśliwiło, a nie co Cię unieszczęśliwia.
I tyle.
Mrs.Happiness napisał/a:Od siebie radzę jeszcze Autorowi jak najszybciej stworzyć listę rzeczy, które chciałby zmienić w małżeństwie.
A potem przedyskutować ją na spokojnie z żoną, aby zweryfikować, czy ona jest skłonna realizować jakiekolwiek z jego potrzeb.Gdyby świat był taki piękny.
![]()
Napiszę króciutko. Żona ma wzorzec mężczyzny taki a nie inny. Znaczy tak jak ojciec, facet powinien był władczy, postępować twardo. Zapewne taki był jej niedoszły i jego szanuje.
Autor jest kompletną przeciwnością tego wzorca. Przejmuje się wszystkim co żonka zrobi. Gdy ona się rozpłacze, on jest gotowy biec ocierac jej zły. Znaczy robi wszystko, czego z nią nie powinien robić.
Żona go nie szanuje. I szanować nie bedzie. Niczego się nie "nauczy", niczego nie zmieni. Bo minęło za dużo lat. Bo Autor w jej oczach jest mięczakiem, z którym można jechać. Poczytaj wypowiedzi użytkowniczki Giaa2 w tym wątku. Są kobiety, które takimi facetami gardzą.
Nie łączy ich nawet wspólny światopogląd. To małżeństwo nie powinno być zawarte. A jesli już, to dawno powinno być zakończone. Ale Autorowi nie przeszkadza nic w jego wielkiej miłości. Nawet to, że od roku to już kompletnie żyja obok siebie.
Trzyma ich razem wygodne życie, córka i wieloletnie przyzwyczajenie. Dlatego będzie to trwać. Ale nic się nie zmieni. Gdy będzie na cokolwiek naciskał zona wytoczy jeszcze większe działa i pokaże mu, że on nie potrafi bez niej żyć. A ona jak najbardziej tak.
Zgadzam się, też piszemy w tym tonie, żyją w dwóch światach. Dla autora pewnie to była pierwsza kobieta, zakochał się bez pamięci, tylko to się liczyło.
Teraz zaczął zmiany od siebie i dobrze, pozostaje czekać na reakcję żony bez nacisków, musi być jej wola zmiany u siebie.
Dlatego na wspólną terapię bym nie naciskała, bo to nic nie da, jeśli ona tego nie widzi.
Ale, żeby nastąpiła faktyczną zmiana, to trzeba być przygotowanym na każdy scenariusz, a autor boi się rozstania, to hamuje zmianę żony, bo ona wie, że tak czy tak, on będzie przy niej.
Mrs.Happiness napisał/a:Od siebie radzę jeszcze Autorowi jak najszybciej stworzyć listę rzeczy, które chciałby zmienić w małżeństwie.
A potem przedyskutować ją na spokojnie z żoną, aby zweryfikować, czy ona jest skłonna realizować jakiekolwiek z jego potrzeb.Gdyby świat był taki piękny.
![]()
Napiszę króciutko. Żona ma wzorzec mężczyzny taki a nie inny. Znaczy tak jak ojciec, facet powinien był władczy, postępować twardo. Zapewne taki był jej niedoszły i jego szanuje.
Autor jest kompletną przeciwnością tego wzorca. Przejmuje się wszystkim co żonka zrobi. Gdy ona się rozpłacze, on jest gotowy biec ocierac jej zły. Znaczy robi wszystko, czego z nią nie powinien robić.
Żona go nie szanuje. I szanować nie bedzie. Niczego się nie "nauczy", niczego nie zmieni. Bo minęło za dużo lat. Bo Autor w jej oczach jest mięczakiem, z którym można jechać. Poczytaj wypowiedzi użytkowniczki Giaa2 w tym wątku. Są kobiety, które takimi facetami gardzą.
Nie łączy ich nawet wspólny światopogląd. To małżeństwo nie powinno być zawarte. A jesli już, to dawno powinno być zakończone. Ale Autorowi nie przeszkadza nic w jego wielkiej miłości. Nawet to, że od roku to już kompletnie żyja obok siebie.
Trzyma ich razem wygodne życie, córka i wieloletnie przyzwyczajenie. Dlatego będzie to trwać. Ale nic się nie zmieni. Gdy będzie na cokolwiek naciskał zona wytoczy jeszcze większe działa i pokaże mu, że on nie potrafi bez niej żyć. A ona jak najbardziej tak.
O tym także mu już pisałam. Wraz z wieloma innymi użytkownikami.
Na co odparł, że I TAK chce ratować małżeństwo, bo kocha żonę i nie chciałby rozwodu.
W cuda zbytnio nie wierzę, ale jeśli ktoś decyduje się spróbować go dostąpić, to powinien odpowiednio dostosować taktykę.
Jak autor będzie chodził cały czas posępny, obrażony, odnosił talerzyki z ciastem, odpychał ją, we wszystkim był na NIE, a ich rozmowy pozostaną chaotyczne i pełne wzajemnych oskarżeń, to będzie się coraz mocniej oddalał. Od celu i od swojej żony.
Przy czym uważam, że kluczowe w tym całym przedsięwzięciu jest, by on był gotów odejść.
W innym wypadku będzie zapewne tak, jak napisałeś.
Autor trochę sobie pomarudzi, że mu źle, że nie chce tak żyć, że coś się musi zmienić, ale jak żona wyczuje, że to tylko taki straszak i nie ma mowy o żadnych długofalowych konsekwencjach, to pewnego dnia usłyszy z jej ust: nie strasz, nie strasz… i taki będzie finał tej historii.
A zrobienie listy i powiedzenie żonie WPROST o tym, czego by chciał, jakie są jego oczekiwania wobec niej, moim zdaniem jest dobrym pomysłem. Dzięki temu będzie mógł zobaczyć jej reakcję oraz usłyszeć, jakie ma intencje. Jeśli odmówi, wyśmieje go, albo zacznie znów płakać i odwracać kota ogonem, to będzie jasne jak słońce, że nie ma tu żadnego pola do negocjacji. Zresztą są przecież oboje dorośli, pora przestać kluczyć wokół problemu i wyłożyć karty na stół. Inaczej ten taniec może się ciągnąć latami.
hej Wam,
hmmm. co by tu napisać - sama terapia przeszła względnie ''normalnie'' zapoznawczo poniekąd - tak bym to ujął - natomiast wydarzenia ''po'' dużo dały - zwłaszcza mi. Oczywiście minęły jedynie dwa dni , ale otworzyły mi się oczy - kompletnie. I cieszę się z jednej strony , że tam poszliśmy , bo jakże się ta moja małżonka otworzyła (w końcu) - cud po prostu ! Ratowanie tego ''związku '' raczej przypomina ''odgrzewanie starego kotleta'' albo jeden z filmów M. Python'a - parodia po prostu. Dureń ze mnie był i tyle. Nawet nie wiem co mam pisać ..
hej Wam,
hmmm. co by tu napisać - sama terapia przeszła względnie ''normalnie'' zapoznawczo poniekąd - tak bym to ujął - natomiast wydarzenia ''po'' dużo dały - zwłaszcza mi. Oczywiście minęły jedynie dwa dni , ale otworzyły mi się oczy - kompletnie. I cieszę się z jednej strony , że tam poszliśmy , bo jakże się ta moja małżonka otworzyła (w końcu) - cud po prostu ! Ratowanie tego ''związku '' raczej przypomina ''odgrzewanie starego kotleta'' albo jeden z filmów M. Python'a - parodia po prostu. Dureń ze mnie był i tyle. Nawet nie wiem co mam pisać ..
Przyznam, że jestem ciekawa, co się wydarzyło przez ten czas, ale oczywiście nie będę naciskać.
Jeśli znajdziesz w sobie wystarczająco sił, by się z nami tym podzielić, to śmiało.
Może i Tobie zrobi się lżej, jak to z siebie wyrzucisz?
hej Wam,
hmmm. co by tu napisać - sama terapia przeszła względnie ''normalnie'' zapoznawczo poniekąd - tak bym to ujął - natomiast wydarzenia ''po'' dużo dały - zwłaszcza mi. Oczywiście minęły jedynie dwa dni , ale otworzyły mi się oczy - kompletnie. I cieszę się z jednej strony , że tam poszliśmy , bo jakże się ta moja małżonka otworzyła (w końcu) - cud po prostu ! Ratowanie tego ''związku '' raczej przypomina ''odgrzewanie starego kotleta'' albo jeden z filmów M. Python'a - parodia po prostu. Dureń ze mnie był i tyle. Nawet nie wiem co mam pisać ..
Babskie emocje;) Życie
Chyba nie do końca rozumiesz to zjawisko, co nie dziwi bo jest diametralnie inne od tego jak my przeżywamy.
Nie walcz z tym, nie dyskutuj. Potraktuj jak dużą falę, która musi przejść żeby dało się cokolwiek zrobić, żeby mogło się uspokoić.
Ona musi to z siebie wyrzucić i nie ma znaczenia ile tam obiektywnej prawdy, ważne że to w niej siedzi, nie pójdzie dalej jeśli tego nie wywali.
Z tego co pisałeś, ona jest raczej zamknięta w sobie, więc tam musiało się sporo skumulować.
To nie jest zły sygnał. Byłoby gorzej, gdyby nie chciała się angażować wcale.
Daj jej chwilę, niech się z tego oczyści. Nie przejmuj się, a już niech Cię ręką Boska broni z tym walczyć, dyskutować, samemu się emocjonować, itp.
Chyba że chcesz to podgrzewać, ale poza konfliktem niczego to nie przyniesie.
A mnie się wydaje, że Autor za dużo sobie wyobrażał a zbyt mało sam miał planów działania.
Bo weźmy np. ich znajomych. Ma pretensje do żony, że nie lubi jego znajomych i z tego powodu nie ma z nimi kontaktu, a tymczasem okazuje się, że on jej znajomych też nie lubi a żona jednak z nimi kontakt ma i coś razem organizują. I znowu mi się kojarzą przykłady z życia, że małżeństwa mają te kontakty, które utrzymują żony, bo samym facetom niezbyt chce się specjalnie o kontakty dbać. Więc jak się dba tak się ma.
Niech się pomylę, oby tak było, że Autor sobie terapię wyobrażał tak - pójdzie na spotkanie, powie co ma do powiedzenia, a żona wszystko natychmiast wcieli w życie. Bo przecież on ma dobre chęci i chciałby żeby było jak najlepiej. Dobrymi chęciami piekło brukowane. jak chce się coś osiągnąć to trzeba zawinąć rękawy i wcielać w życie. A nie - to i tamto robię z córką to dbam o rodzinę. A co robi z żoną? No ma dla niej wolne weekendy. I co w związku z tymi wolnymi weekendami? No żona się wtedy nie stara.
Krótko i enigmatycznie napisałeś co się stało po wizycie u psychologa, czyżby żona otworzyła się i usłyszałeś to o czym pisaliśmy?
Pudło ,Agnes76.
W wielkim skrócie (ogromnym nawet ) bo nie mam psychicznie sił na zbyt wiele ,ale .. doszło między nami do awantury - poza domem , córka nie słyszała.
Ja ''wygarnąłem'' solidnie jej - ona mi. I wyszło - jakieś ''uczucia'' to ona do mnie ma , ale czy miłość ? cytując ją : nie wiem, naprawdę. Oczywiście ona nie chcę mnie ranić itp. Jak już ochłonęła to próbowała coś tam ''po swojemu naprawiać'' bo prawda choć potworna - potrafi bardzo wiele zmienić - i jak jej się ''wymsknęło'' to zrozumiała swój '' błąd'' - i ''powiedziała to w dużych emocjach''...
Pudło ,Agnes76.
W wielkim skrócie (ogromnym nawet ) bo nie mam psychicznie sił na zbyt wiele ,ale .. doszło między nami do awantury - poza domem , córka nie słyszała.
Ja ''wygarnąłem'' solidnie jej - ona mi. I wyszło - jakieś ''uczucia'' to ona do mnie ma , ale czy miłość ? cytując ją : nie wiem, naprawdę. Oczywiście ona nie chcę mnie ranić itp. Jak już ochłonęła to próbowała coś tam ''po swojemu naprawiać'' bo prawda choć potworna - potrafi bardzo wiele zmienić - i jak jej się ''wymsknęło'' to zrozumiała swój '' błąd'' - i ''powiedziała to w dużych emocjach''...
Błąd, że za Ciebie wyszła...
616 2024-12-01 23:58:26 Ostatnio edytowany przez RozrabiakaWmalinowymGaju (2024-12-01 23:59:57)
Pudło ,Agnes76.
W wielkim skrócie (ogromnym nawet ) bo nie mam psychicznie sił na zbyt wiele ,ale .. doszło między nami do awantury - poza domem , córka nie słyszała.
Ja ''wygarnąłem'' solidnie jej - ona mi. I wyszło - jakieś ''uczucia'' to ona do mnie ma , ale czy miłość ? cytując ją : nie wiem, naprawdę. Oczywiście ona nie chcę mnie ranić itp. Jak już ochłonęła to próbowała coś tam ''po swojemu naprawiać'' bo prawda choć potworna - potrafi bardzo wiele zmienić - i jak jej się ''wymsknęło'' to zrozumiała swój '' błąd'' - i ''powiedziała to w dużych emocjach''...
Stary, z Twojej strony to też nie wygląda na miłość. Raczej uwikłanie, przywiązanie, niezdolność do samodzielnego funkcjonowania na planie emocjonalnym, strach przed zmianami.
Jak na dojrzałą miłość, to Ty się za bardzo szarpiesz.
Być może ona bez ogródek przyznała przed Tobą to, czego Ty się boisz przyznać sam przed sobą.
Edit
Zresztą, co Ty właściwie rozumiesz przez to słowo?
Żonę kochałem i kocham - mało rzeczy w życiu jestem pewny jak tego . Strach przed zmianami może minąć u każdego - z biegiem czasu i terapii.
Ale co z nami będzie - chyba zgodzę się ze stwierdzeniem : Na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki.
może kiedyś Rozrabiako będę miał siły opisać jak rozumiem ''to słowo'' bo na razie wpadłem ''dać znać'' - ''jojczenia'' nie będzie.
Pudło ,Agnes76.
W wielkim skrócie (ogromnym nawet ) bo nie mam psychicznie sił na zbyt wiele ,ale .. doszło między nami do awantury - poza domem , córka nie słyszała.
Ja ''wygarnąłem'' solidnie jej - ona mi. I wyszło - jakieś ''uczucia'' to ona do mnie ma , ale czy miłość ? cytując ją : nie wiem, naprawdę. Oczywiście ona nie chcę mnie ranić itp. Jak już ochłonęła to próbowała coś tam ''po swojemu naprawiać'' bo prawda choć potworna - potrafi bardzo wiele zmienić - i jak jej się ''wymsknęło'' to zrozumiała swój '' błąd'' - i ''powiedziała to w dużych emocjach''...
Ona nie jest pewna czy to miłość, czy Ty nie jesteś pewny, że te "jakieś uczucia" to miłość ?
619 2024-12-02 00:20:02 Ostatnio edytowany przez RozrabiakaWmalinowymGaju (2024-12-02 00:21:17)
Żonę kochałem i kocham - mało rzeczy w życiu jestem pewny jak tego .
[...]
może kiedyś Rozrabiako będę miał siły opisać jak rozumiem ''to słowo'' bo na razie wpadłem ''dać znać'' - ''jojczenia'' nie będzie.
Spoko, chętnie się dowiem jak to rozumiesz. Póki co, wygląda to, jak to co opisałem wcześniej plus potrzeba posiadania.
Nie widać w tym wolności, luzu, lekkości, akceptacji, zrozumienia. Jest jeden wielki problem.
Z jednej strony Twoja chęć zmiany żony, bo taka jaka jest przestała Ci pasować, wyrażana w dosyć słaby sposób, z drugiej strony silne przywiązanie/uwikłanie, które powoduje że cierpisz gdy nie idzie po Twojej myśli.
Każdy może inaczej definiować miłość, ja myślę, że młody chłopak zakochał się bez pamięci i myślał, że to zadziałało w dwie strony.
To żona pozwoliła na to wszystko co się między nimi wydarzyło, też popełniła duży błąd wiążąc się z autorem, tylko dla zostania matką.
Może myślała, młody, głupi nie zorientuje się, jakoś to będzie, teraz to jej się odbija czkawką.
Ona to zrobiła z premedytacją, on nie. Była starsza mądrzejsza, poza tym widziała, że jest z innego świata.
Ja to od początku widzę, dlatego o tym piszę.
Jak potrafię usprawiedliwiać autora, to jego żony nie.
621 2024-12-02 00:43:13 Ostatnio edytowany przez Giaa2 (2024-12-02 00:43:58)
Każdy może inaczej definiować miłość, ja myślę, że młody chłopak zakochał się bez pamięci i myślał, że to zadziałało w dwie strony.
To żona pozwoliła na to wszystko co się między nimi wydarzyło, też popełniła duży błąd wiążąc się z autorem, tylko dla zostania matką.
Może myślała, młody, głupi nie zorientuje się, jakoś to będzie, teraz to jej się odbija czkawką.
Ona to zrobiła z premedytacją, on nie. Była starsza mądrzejsza, poza tym widziała, że jest z innego świata.
Ja to od początku widzę, dlatego o tym piszę.
Jak potrafię usprawiedliwiać autora, to jego żony nie.
Ja to widzę podobnie.
Myślę, że autor po prostu nigdy nie dał sobie szansy żeby mieć porównanie. Związek z nią to jedyne co zna, dlatego jawi mu się jako miłość nie z tego świata.
A dla mnie to przede wszystkim rodzaj współuzależnienia i przywiązania - jak napisał Rozrabiaka.
Bo facet, który kocha, nie jest tak beznadziejnie psychicznie i emocjonalnie uwikłany, niczym dziecko w matkę - jak autor w swoją dużo starszą nomen omen, żonę..
Myślę, że tu jej wiek też odgrywał rolę. Trochę tu "ukochanej mamusi" wyczuwam. Taka miłość bezgranicznie ufna, aż naiwna.. nie jak u dorosłej osoby, tylko dziecka własnie do mamuni. Bez niej zginie.
I u niej analogicznie, tylko w drugą stronę "wahadło" : ona go odbiera jako synusia po części, stąd brak chęci na seks i poczucie wyższości względem niego.
Całokształt jego zachowania do niedawna powodował u mnie mdłości, własnie dlatego.
Teraz niby jakaś zmiana.. ale na ile ma szanse się ugruntować, kiedy nim wciąż targają emocje: głównie strach?
Tego niewiadomo.
Napisał, ze "rozwodu nie bierze pod uwagę". To już wiele mówi na temat jego podejścia do terapii. Ma być w jedną stronę efekt tylko. to nie daje dużego pola do uczciwej pracy nad sobą ..
622 2024-12-02 01:45:13 Ostatnio edytowany przez Bert44 (2024-12-02 01:52:56)
wieka napisał/a:Każdy może inaczej definiować miłość, ja myślę, że młody chłopak zakochał się bez pamięci i myślał, że to zadziałało w dwie strony.
To żona pozwoliła na to wszystko co się między nimi wydarzyło, też popełniła duży błąd wiążąc się z autorem, tylko dla zostania matką.
Może myślała, młody, głupi nie zorientuje się, jakoś to będzie, teraz to jej się odbija czkawką.
Ona to zrobiła z premedytacją, on nie. Była starsza mądrzejsza, poza tym widziała, że jest z innego świata.
Ja to od początku widzę, dlatego o tym piszę.
Jak potrafię usprawiedliwiać autora, to jego żony nie.Ja to widzę podobnie.
Myślę, że autor po prostu nigdy nie dał sobie szansy żeby mieć porównanie. Związek z nią to jedyne co zna, dlatego jawi mu się jako miłość nie z tego świata.
A dla mnie to przede wszystkim rodzaj współuzależnienia i przywiązania - jak napisał Rozrabiaka.
Bo facet, który kocha, nie jest tak beznadziejnie psychicznie i emocjonalnie uwikłany, niczym dziecko w matkę - jak autor w swoją dużo starszą nomen omen, żonę..Myślę, że tu jej wiek też odgrywał rolę. Trochę tu "ukochanej mamusi"
wyczuwam. Taka miłość bezgranicznie ufna, aż naiwna.. nie jak u dorosłej osoby, tylko dziecka własnie do mamuni. Bez niej zginie.
I u niej analogicznie, tylko w drugą stronę "wahadło" : ona go odbiera jako synusia po części, stąd brak chęci na seks i poczucie wyższości względem niego.
Całokształt jego zachowania do niedawna powodował u mnie mdłości, własnie dlatego.
Teraz niby jakaś zmiana.. ale na ile ma szanse się ugruntować, kiedy nim wciąż targają emocje: głównie strach?
Tego niewiadomo.Napisał, ze "rozwodu nie bierze pod uwagę". To już wiele mówi na temat jego podejścia do terapii. Ma być w jedną stronę efekt tylko. to nie daje dużego pola do uczciwej pracy nad sobą ..
Siema Słonko
Z tym "rozwodu nie bedzie" to sie duzo moze zmienic i to szybko. Sytuacja jest slaba niestety...
Trudna sprawa ten wątek. I zgadzam sie z wieloma osobami (w zasadzie z wiekszoscia). Kazde z Was po czesci mowi to samo. Tylko troche inaczej. Zgodnosc w wątku jak nigdy.
Tak nawiasem chcialem Was zapytac. Macie do slowa "miłość" i "kocham" takie romantyczne podejście jak Autor? To go zalamalo. Przeciez wie ze jest beznadziejnie to czemu boli go tak "nie kocham"? Przeciez to widac sa dla siebie wrodzy. Oni moga cos próbować odbudować ale strasznie okopali sie na pozycjach.
A co ja mysle o slowie "milosc"? Nie wiem. Chyba jak juz minie haj i dalej z ta osoba jestes to w pewnym momencie podejmujesz decyzje czy idziemy przez życie razem. Motyle w brzuchu sie kiedys kończą. Jak lubisz ta osobe i sie śmiejecie razem dużo i pasuje pare innych rzeczy to jest ok. To miłość ale ta miłość to po prostu decyzja: jestesmy para. A u niektorych slowo "kocham" ma wlasciwosci nadprzyrodzone.
Jak Wy macie?
hej Wam,
hmmm. co by tu napisać - sama terapia przeszła względnie ''normalnie'' zapoznawczo poniekąd - tak bym to ujął - natomiast wydarzenia ''po'' dużo dały - zwłaszcza mi. Oczywiście minęły jedynie dwa dni , ale otworzyły mi się oczy - kompletnie. I cieszę się z jednej strony , że tam poszliśmy , bo jakże się ta moja małżonka otworzyła (w końcu) - cud po prostu ! Ratowanie tego ''związku '' raczej przypomina ''odgrzewanie starego kotleta'' albo jeden z filmów M. Python'a - parodia po prostu. Dureń ze mnie był i tyle. Nawet nie wiem co mam pisać ..
Czyli właściwie to, co część ludzie widziała i pisała ci od początku, że z jej strony nie masz co liczyć na wiele.
do slowa "miłość" i "kocham" takie romantyczne podejście jak Autor? To go zalamalo. Przeciez wie ze jest beznadziejnie to czemu boli go tak "nie kocham"?
Problem w tym, że tak naprawdę nie wiadomo o co autorowi chodzi, być może on sam nie wie.
Na tę chwilę, wydaje się że zaczął on wymagać od żony niemożliwego (przynajmniej na teraz). Chce czułości wyrażanej przez dotyk. Dokładnie w taki sposób, w jaki jemu jest potrzebny, w jaki sobie wymarzył.
Plus kilka innych, które do tej pory też nie bardzo występowały.
Tyle, że ona nigdy nie była dobra w te klocki, ma inne języki miłości. Autorze, przyswoiłeś temat języków?
Coś się z nim dzieje, wychodzi że starej roli, dorasta. Jednak nie ma nic w zamian, nic dojrzałego.
Na tym etapie łatwo się uwikłać w inne schematy, mysląc że wystarczy pozbyc sie starych.
Tutaj to wybrzmiewa wyraźnie, nawet kiedy ona coś tam próbuje nieporadnie, wyciąga rękę, on ją odrzuca.
Ma być dokładnie po jego myśli, jest strasznie sfokusowany na sobie.
Jednocześnie, nie jest gotowy na niezależność, która jest kluczem do tego by pozbyć się strachu, być ze sobą w wolności.
Szarpią się oboje i jeszcze jakiś czas to potrwa, może terapia trochę jednemu i drugiemu poukłada. Oboje jej potrzebują.
Ktoś tu pisał, że ona podjęła jakieś decyzje i zostali razem. Z jej wzorcem władczego mężczyzny (ojca), ona nie była od podejmowania decyzji. Wyszło jak wyszło i tyle. Chciała dziecka. Może chciała wyjść z domu. Teraz też ona nie podejmie żadnych decyzji, bo tego najzwyczajniej w świecie zapewne nie potrafi. Trochę mi żal tej kobiety. Facet coś od niej chce, nie wiadomo co. Wymuszanie miłości, dotyku, bliskości. Takie trochę gwałcenie jej. Dlatego reaguje emocjonalnie. Pewnie ze swoim ojcem też tak reagowała. Tak jakby jej koszmar się powtarzał.
. Wymuszanie miłości, dotyku, bliskości. Takie trochę gwałcenie jej.
Tam od roku nie było seksu, a kiedy żona autora inicjuje, on ją odrzuca.
Nie wiem skąd powyższe wnioski.
Legat napisał/a:. Wymuszanie miłości, dotyku, bliskości. Takie trochę gwałcenie jej.
Tam od roku nie było seksu, a kiedy żona autora inicjuje, on ją odrzuca.
Nie wiem skąd powyższe wnioski.
Z tegoż wątku panie kolego. Np. taki fragmencik
niedawno myślałem o czymś , wtedy jak była podpita i ja do niej podszedłem - po alkoholu człowiek jest ''szczerszy '' pokazała swoje prawdziwe emocje względem mnie , nie hamowała się. Natomiast nie mogę się oprzeć wrażeniu ,że gdyby była trzeźwa - to jednak choćby'' na odwal się'' uprawiałaby ze mną ten seks - bo znów to ja przyszedłem - więc mały tryumf dla niej by był , ale nie wyszło.
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:Legat napisał/a:. Wymuszanie miłości, dotyku, bliskości. Takie trochę gwałcenie jej.
Tam od roku nie było seksu, a kiedy żona autora inicjuje, on ją odrzuca.
Nie wiem skąd powyższe wnioski.Z tegoż wątku panie kolego.
Np. taki fragmencik
niedawno myślałem o czymś , wtedy jak była podpita i ja do niej podszedłem - po alkoholu człowiek jest ''szczerszy '' pokazała swoje prawdziwe emocje względem mnie , nie hamowała się. Natomiast nie mogę się oprzeć wrażeniu ,że gdyby była trzeźwa - to jednak choćby'' na odwal się'' uprawiałaby ze mną ten seks - bo znów to ja przyszedłem - więc mały tryumf dla niej by był , ale nie wyszło.
Ja bym tego, panie kolego;) gwałtem nie nazwał.Gdyby tak napisała kobieta, pomyślałbym że to zwolenniczka "mee too", którą gwałci spojrzenie.
Ty takiej postawy nie pokazujesz, tym bardziej dziwi.
Legat napisał/a:RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:Tam od roku nie było seksu, a kiedy żona autora inicjuje, on ją odrzuca.
Nie wiem skąd powyższe wnioski.Z tegoż wątku panie kolego.
Np. taki fragmencik
niedawno myślałem o czymś , wtedy jak była podpita i ja do niej podszedłem - po alkoholu człowiek jest ''szczerszy '' pokazała swoje prawdziwe emocje względem mnie , nie hamowała się. Natomiast nie mogę się oprzeć wrażeniu ,że gdyby była trzeźwa - to jednak choćby'' na odwal się'' uprawiałaby ze mną ten seks - bo znów to ja przyszedłem - więc mały tryumf dla niej by był , ale nie wyszło.
Ja bym tego, panie kolego;) gwałtem nie nazwał.Gdyby tak napisała kobieta, pomyślałbym że to zwolenniczka "mee too", którą gwałci spojrzenie.
Ty takiej postawy nie pokazujesz, tym bardziej dziwi.
Wyrywasz z kontekstu, a przecież kontekst to sedno sprawy. Nie o gwałt mi chodziło. Inny był sens mojej wypowiedzi.
630 2024-12-02 13:34:54 Ostatnio edytowany przez RozrabiakaWmalinowymGaju (2024-12-02 13:36:13)
Wyrywasz z kontekstu, a przecież kontekst to sedno sprawy. Nie o gwałt mi chodziło. Inny był sens mojej wypowiedzi.
Wydaje mi się że wybrzmiało to dosyć jasno-
Ktoś tu pisał, że ona podjęła jakieś decyzje i zostali razem. Z jej wzorcem władczego mężczyzny (ojca), ona nie była od podejmowania decyzji. Wyszło jak wyszło i tyle. Chciała dziecka. Może chciała wyjść z domu. Teraz też ona nie podejmie żadnych decyzji, bo tego najzwyczajniej w świecie zapewne nie potrafi. Trochę mi żal tej kobiety. Facet coś od niej chce, nie wiadomo co. Wymuszanie miłości, dotyku, bliskości. Takie trochę gwałcenie jej. Dlatego reaguje emocjonalnie. Pewnie ze swoim ojcem też tak reagowała. Tak jakby jej koszmar się powtarzał.
Odnoszę się do fragmentu, który zwrócił moją uwagę, bo z resztą sie w sumie zgadzam.
Twierdzę, że żadnego zmuszania czy wymuszenia tam nie ma, przeciwnie.
Autor chce autentycznego pożądania a nie wymuszonego seksu, dlatego tak się mota.
To jest moja opinia, mam nadzieję że jasno wyrażona. Jeśli nadal uważasz że wyrywam z kontekstu, ok. Nie chce mi się kruszyć kopii o głupoty.
Legat napisał/a:. Wymuszanie miłości, dotyku, bliskości. Takie trochę gwałcenie jej.
Tam od roku nie było seksu, a kiedy żona autora inicjuje, on ją odrzuca.
Nie wiem skąd powyższe wnioski.
Co inicjuje? Na pewno nie bliskość.
Co inicjuje? Na pewno nie bliskość.
Było tam coś jesli dobrze pamiętam, że próbowała zbliżenia raz czy dwa. Autor był akurat nie w humorze.
633 2024-12-02 17:11:43 Ostatnio edytowany przez wieka (2024-12-02 17:15:49)
wieka napisał/a:Co inicjuje? Na pewno nie bliskość.
Było tam coś jesli dobrze pamiętam, że próbowała zbliżenia raz czy dwa. Autor był akurat nie w humorze.
Czytam każdy post autora i takiej sytuacji nie nie pamiętam.
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:wieka napisał/a:Co inicjuje? Na pewno nie bliskość.
Było tam coś jesli dobrze pamiętam, że próbowała zbliżenia raz czy dwa. Autor był akurat nie w humorze.
Czytam każdy post autora i takiej sytuacji nie nie pamiętam.
Michał, jak to było? Może Ty będziesz lepiej od nas pamiętał
Michał to teraz jest w rozsypce, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Ale chciał prawdy, to ją dostał, choć brutalną... świat mu się zawalił.
Sam nie widział tego, co było widać z samego opisu, teraz się przekonał dosadnie.
Nauczka zbyt dramatyczna dla takiego wrażliwca.
Ta kobieta skrzywdziła exa, męża, siebie, w rezultacie dziecko... w pogoni za bycie matką.
Ona miała swoje lata, z moich obliczeń wynika że 38 a on 26 i to on bardzo się uparł, że zdobędzie wspaniałą kobietę, która mu cholernie imponowała. Lekarz stomatolog - czyli kasa i życiowe ustawienie plus posągowa uroda stały się celem jego usilnych starań. Sam pisał, że na początku go nie chciała, to on robił wszystko by ją zdobyć. W końcu osiągnął to czego chciał, a teraz ma jakiś żal do nie wiedzieć kogo, że przy nim nigdy nie była taka uśmiechnięta jak na starych zdjęciach, że to inna kobieta. No to po co parł do ślubu?
Taka kobieta, jak chce mieć dziecko, to nie wychodzi za pierwszego, który chce jej to dziecko zrobić. Nie dajmy się zwariować
[
Siema Słonko
Z tym "rozwodu nie bedzie" to sie duzo moze zmienic i to szybko. Sytuacja jest slaba niestety...
Tak sądzisz?
Ja jakoś nie widzę póki co żeby autor był gotowy na rozwód. Zwłaszcza, że ledwie 2 strony temu pisał, że absolutnie nie ma tej opcji w "jego kartach"
Owszem, sytuacja jest dynamiczna..ale chyba nie aż tak.
Trudna sprawa ten wątek. I zgadzam sie z wieloma osobami (w zasadzie z wiekszoscia). Kazde z Was po czesci mowi to samo. Tylko troche inaczej. Zgodnosc w wątku jak nigdy.
No, jest dość duża zgodność, za wyjątkiem osób, które chyba robią projekcje swoich osobistych historii na autora. A on się z tego cieszy , bo mu scenariusz wzięcia winy na siebie pasuje
Ale tak poza tym to fakt, raczej trzeźwe oceny sytuacji.
Tak nawiasem chcialem Was zapytac. Macie do slowa "miłość" i "kocham" takie romantyczne podejście jak Autor? To go zalamalo. Przeciez wie ze jest beznadziejnie to czemu boli go tak "nie kocham"? Przeciez to widac sa dla siebie wrodzy. Oni moga cos próbować odbudować ale strasznie okopali sie na pozycjach.
A co ja mysle o slowie "milosc"? Nie wiem. Chyba jak juz minie haj i dalej z ta osoba jestes to w pewnym momencie podejmujesz decyzje czy idziemy przez życie razem. Motyle w brzuchu sie kiedys kończą. Jak lubisz ta osobe i sie śmiejecie razem dużo i pasuje pare innych rzeczy to jest ok. To miłość ale ta miłość to po prostu decyzja: jestesmy para. A u niektorych slowo "kocham" ma wlasciwosci nadprzyrodzone.
Jak Wy macie?
Ja mam identyczna definicję. Miłość to decyzja dla mnie. Nie ma nic wspólnego z motylkami i hajem. To jest next level. Albo nawet kilka leveli wyżej.
Dlatego, że podjęcie tej decyzji każdorazowo w razie jak pojawia się problem zobowiązuje do podjęcia rękawicy. Wzięcia odpowiedzialności. A nie odwrócenia sie na pięcie, przewrócenia oczami z dezaprobatą - na zasadzie: "A radź sobie sam skoro jest źle. Ja nie tak to sobie wyobrażałam.." Czyli tak jak zachowuje się całe małżeństwo żona autora.
Ona miała swoje lata, z moich obliczeń wynika że 38 a on 26 i to on bardzo się uparł, że zdobędzie wspaniałą kobietę, która mu cholernie imponowała. Lekarz stomatolog - czyli kasa i życiowe ustawienie plus posągowa uroda stały się celem jego usilnych starań. Sam pisał, że na początku go nie chciała, to on robił wszystko by ją zdobyć. W końcu osiągnął to czego chciał, a teraz ma jakiś żal do nie wiedzieć kogo, że przy nim nigdy nie była taka uśmiechnięta jak na starych zdjęciach, że to inna kobieta. No to po co parł do ślubu?
Taka kobieta, jak chce mieć dziecko, to nie wychodzi za pierwszego, który chce jej to dziecko zrobić. Nie dajmy się zwariować
wszedłem na forum , napisać parę rzeczy - i zobaczyłem ten wpis Aż się nóż w kieszeni otwiera. Brak słów - to trzeba naprawdę wstydu nie mieć żeby coś takiego napisać. '' z moich obliczeń wynika że 38 a on 26 '' - naprawdę ? ciekawe obliczenia - mam 38 lat , żona 50 - jestem od 17 lat w związku z żoną a od 15 w małżeństwie to ile oboje mieliśmy lat ? a podobno Agnes76 - czytałaś wszystkie moje wpisy , widzę kłania się nie tylko czytanie ze zrozumieniem, jak również matematyka.
czyli kasa i życiowe ustawienie - no taaak , jestem pasożytem , który tylko polował na panią stomatolog co by mnie utrzymywała i żebym paradował z nią ulicami dumny jak paw, że mi się taka partia trafiła - równa córce Prezydenta . Wiadome ,przecież po to zakończyłem związek ze studentką architektury - bo nie ma to jak Stomatolog na państwowej posadzie ,której własny gabinet pozostawał w sferze MARZEŃ . Z wynajmowanej kawalerki przeniosła się do 80m2 mieszkania a potem do 150m2 domu z ogrodem (a potem z mojego mieszkania zrobiliśmy jej gabinet) ze starego Seata przesiadła się po paru latach w naprawdę dobre auta , już nie wspominając jakim autem teraz jeździ - ale to bez znaczenia , bo ja tu tego nie piszę ,żeby wyjść na nie wiem kogo , ale pisano tu o mnie wiele rzeczy - że jestem ''miękiszon'' - spoko , teraz zrozumiałem ,że to prawda (tyle że to we mnie jest rozdział zakończony definitywnie) ale sugerować takie cos? do mnie ? że ja poleciałem na kasę i ''pozycję'' żony? Żebyś Agnes wiedziała jakie ty głupoty napisałaś .. ''a teraz ma jakiś żal do nie wiedzieć kogo, że przy nim nigdy nie była taka uśmiechnięta ''- to zrozumiałaś z moich wpisów ? serio ? czy tylko wyrwałaś jakiś fragment żeby dopisać swoją teorie ? ohh tak ja to faktycznie miałem oczekiwania od niej oh - żeby mnie KOCHAŁA i to okazywała... Góra lodowa nie do pokonania - teraz już wiem ,że z pustego to i Salomon nie naleje.. Parł do ślubu - ja tak pisałem ? co ja żonie pistolet do głowy przyłożyłem przy zaręczynach ? sama z radością się zgodziła i natychmiast zaczęła przygotowania - zaręczyny w Boże Narodzenie - ślub w sierpniu - wierz mi albo nie - na przypartą albo zmuszoną nie wyglądała a wręcz przeciwnie.. masz rację -nie dajmy się zwariować takim chorym wpisom..
chodzę od paru dni jak nie ja - ale jak zobaczyłem coś takiego to musiałem się odezwać - pozdrawiam.
Szkoda, że tylko reagujesz na wpisy oderwane od rzeczywistości, mam nadzieję, że jak trochę ochłoniesz, to nam napiszesz, co z wami dalej będzie.
Najważniejsze, żebyś się nie załamal, terapia powinna Ci pomagać to przetrawić/przepracować.
Nie ma wyjścia, trzeba się godzić z rzeczywistością i iść do przodu, ale na wszystko potrzebny jest czas, żeby poukładać sobie w głowie.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, tak mówi stare przysłowie i często się sprawdza.
Agnes76 napisał/a:Ona miała swoje lata, z moich obliczeń wynika że 38 a on 26 i to on bardzo się uparł, że zdobędzie wspaniałą kobietę, która mu cholernie imponowała. Lekarz stomatolog - czyli kasa i życiowe ustawienie plus posągowa uroda stały się celem jego usilnych starań. Sam pisał, że na początku go nie chciała, to on robił wszystko by ją zdobyć. W końcu osiągnął to czego chciał, a teraz ma jakiś żal do nie wiedzieć kogo, że przy nim nigdy nie była taka uśmiechnięta jak na starych zdjęciach, że to inna kobieta. No to po co parł do ślubu?
Taka kobieta, jak chce mieć dziecko, to nie wychodzi za pierwszego, który chce jej to dziecko zrobić. Nie dajmy się zwariować
wszedłem na forum , napisać parę rzeczy - i zobaczyłem ten wpis Aż się nóż w kieszeni otwiera. Brak słów - to trzeba naprawdę wstydu nie mieć żeby coś takiego napisać. '' z moich obliczeń wynika że 38 a on 26 '' - naprawdę ? ciekawe obliczenia - mam 38 lat , żona 50 - jestem od 17 lat w związku z żoną a od 15 w małżeństwie to ile oboje mieliśmy lat ? a podobno Agnes76 - czytałaś wszystkie moje wpisy , widzę kłania się nie tylko czytanie ze zrozumieniem, jak również matematyka.
czyli kasa i życiowe ustawienie - no taaak , jestem pasożytem , który tylko polował na panią stomatolog co by mnie utrzymywała i żebym paradował z nią ulicami dumny jak paw, że mi się taka partia trafiła - równa córce Prezydenta . Wiadome ,przecież po to zakończyłem związek ze studentką architektury - bo nie ma to jak Stomatolog na państwowej posadzie ,której własny gabinet pozostawał w sferze MARZEŃ . Z wynajmowanej kawalerki przeniosła się do 80m2 mieszkania a potem do 150m2 domu z ogrodem (a potem z mojego mieszkania zrobiliśmy jej gabinet) ze starego Seata przesiadła się po paru latach w naprawdę dobre auta , już nie wspominając jakim autem teraz jeździ - ale to bez znaczenia , bo ja tu tego nie piszę ,żeby wyjść na nie wiem kogo , ale pisano tu o mnie wiele rzeczy - że jestem ''miękiszon'' - spoko , teraz zrozumiałem ,że to prawda (tyle że to we mnie jest rozdział zakończony definitywnie) ale sugerować takie cos? do mnie ? że ja poleciałem na kasę i ''pozycję'' żony? Żebyś Agnes wiedziała jakie ty głupoty napisałaś .. ''a teraz ma jakiś żal do nie wiedzieć kogo, że przy nim nigdy nie była taka uśmiechnięta ''- to zrozumiałaś z moich wpisów ? serio ? czy tylko wyrwałaś jakiś fragment żeby dopisać swoją teorie ? ohh tak ja to faktycznie miałem oczekiwania od niej oh - żeby mnie KOCHAŁA i to okazywała... Góra lodowa nie do pokonania - teraz już wiem ,że z pustego to i Salomon nie naleje.. Parł do ślubu - ja tak pisałem ? co ja żonie pistolet do głowy przyłożyłem przy zaręczynach ? sama z radością się zgodziła i natychmiast zaczęła przygotowania - zaręczyny w Boże Narodzenie - ślub w sierpniu - wierz mi albo nie - na przypartą albo zmuszoną nie wyglądała a wręcz przeciwnie.. masz rację -nie dajmy się zwariować takim chorym wpisom..
chodzę od paru dni jak nie ja - ale jak zobaczyłem coś takiego to musiałem się odezwać - pozdrawiam.
Taka już specyfika forum, raz ci ktoś napisze, że to twoja żona leciała na kasę, raz, że ty leciałeś. Nie wiem po co się tłumaczyć. Też miałam się zapytać skąd Agnes wzięła te wyliczenia, z moich wynika, że miałeś 23 lata jak braliście ślub. To jest wiek tak młody, że odradzałabym każdemu branie ślubu w tym wieku. I z tego co pamiętam twoja rodzina nie była zachwycona. Teraz widzisz dlaczego, po prostu intuicja i doświadczenie życiowe sprawia, że nie patrzy się przez różowe okulary. Jednak co z żoną przeżyłeś dobrych lat, to twoje, teraz bym się chyba starała spojrzeć prawdzie w oczy na twoim miejscu. Że to chyba już minęło. Nie masz nawet 40stki, masz dobrą sytuację, nie szkoda ci życia tkwić w związku gdzie żona wprost ci mówi, że nie wie czy cię kocha? Jakby mi tak mąż powiedział chyba bym zwątpiła. Raczej nie byłoby sensu tego ciągnąć. Tyle różnicy, że nie mam dziecka u was to chyba jedyne co tak naprawdę was trzyma przy sobie. A raczej ja przy tobie. Serio myślisz, że jakby nie córka to ona by jeszcze z tobą była?
641 2024-12-03 16:25:31 Ostatnio edytowany przez Agnes76 (2024-12-03 16:29:31)
Agnes76 napisał/a:Ona miała swoje lata, z moich obliczeń wynika że 38 a on 26 i to on bardzo się uparł, że zdobędzie wspaniałą kobietę, która mu cholernie imponowała. Lekarz stomatolog - czyli kasa i życiowe ustawienie plus posągowa uroda stały się celem jego usilnych starań. Sam pisał, że na początku go nie chciała, to on robił wszystko by ją zdobyć. W końcu osiągnął to czego chciał, a teraz ma jakiś żal do nie wiedzieć kogo, że przy nim nigdy nie była taka uśmiechnięta jak na starych zdjęciach, że to inna kobieta. No to po co parł do ślubu?
Taka kobieta, jak chce mieć dziecko, to nie wychodzi za pierwszego, który chce jej to dziecko zrobić. Nie dajmy się zwariować
wszedłem na forum , napisać parę rzeczy - i zobaczyłem ten wpis Aż się nóż w kieszeni otwiera. Brak słów - to trzeba naprawdę wstydu nie mieć żeby coś takiego napisać. '' z moich obliczeń wynika że 38 a on 26 '' - naprawdę ? ciekawe obliczenia - mam 38 lat , żona 50 - jestem od 17 lat w związku z żoną a od 15 w małżeństwie to ile oboje mieliśmy lat ? a podobno Agnes76 - czytałaś wszystkie moje wpisy , widzę kłania się nie tylko czytanie ze zrozumieniem, jak również matematyka.
czyli kasa i życiowe ustawienie - no taaak , jestem pasożytem , który tylko polował na panią stomatolog co by mnie utrzymywała i żebym paradował z nią ulicami dumny jak paw, że mi się taka partia trafiła - równa córce Prezydenta . Wiadome ,przecież po to zakończyłem związek ze studentką architektury - bo nie ma to jak Stomatolog na państwowej posadzie ,której własny gabinet pozostawał w sferze MARZEŃ . Z wynajmowanej kawalerki przeniosła się do 80m2 mieszkania a potem do 150m2 domu z ogrodem (a potem z mojego mieszkania zrobiliśmy jej gabinet) ze starego Seata przesiadła się po paru latach w naprawdę dobre auta , już nie wspominając jakim autem teraz jeździ - ale to bez znaczenia , bo ja tu tego nie piszę ,żeby wyjść na nie wiem kogo , ale pisano tu o mnie wiele rzeczy - że jestem ''miękiszon'' - spoko , teraz zrozumiałem ,że to prawda (tyle że to we mnie jest rozdział zakończony definitywnie) ale sugerować takie cos? do mnie ? że ja poleciałem na kasę i ''pozycję'' żony? Żebyś Agnes wiedziała jakie ty głupoty napisałaś .. ''a teraz ma jakiś żal do nie wiedzieć kogo, że przy nim nigdy nie była taka uśmiechnięta ''- to zrozumiałaś z moich wpisów ? serio ? czy tylko wyrwałaś jakiś fragment żeby dopisać swoją teorie ? ohh tak ja to faktycznie miałem oczekiwania od niej oh - żeby mnie KOCHAŁA i to okazywała... Góra lodowa nie do pokonania - teraz już wiem ,że z pustego to i Salomon nie naleje.. Parł do ślubu - ja tak pisałem ? co ja żonie pistolet do głowy przyłożyłem przy zaręczynach ? sama z radością się zgodziła i natychmiast zaczęła przygotowania - zaręczyny w Boże Narodzenie - ślub w sierpniu - wierz mi albo nie - na przypartą albo zmuszoną nie wyglądała a wręcz przeciwnie.. masz rację -nie dajmy się zwariować takim chorym wpisom..
chodzę od paru dni jak nie ja - ale jak zobaczyłem coś takiego to musiałem się odezwać - pozdrawiam.
Z latami się pomyliłam faktycznie. Teraz sprawdziłam, że nie jesteście 12 lat a 17 - mój błąd.
Natomiast reszta to już Twoja wyobrażenie, że ja Ciebie mam za pasożyta.
Napisz mi,ze Ci nie imponowała lekarz stomatolog o posągowej urodzie - bo tylko to napisałam. reszta to już Twoje domysły.
O studentce architektury też niespecjalnie się rozwodziłeś, jedynie o jej uśmiechu,to nie zarzucaj mi, ze o niej nie wspominałam.
Każde małżeństwo dorabia się wspólnie więc nie chodziło mi o WASZ dorobek, tylko o jej możliwości finansowe jako stomatologa. Bo taka osoba nie jest biedną dziewczynką, którą wystarczy odciąć do kasy, co się tutaj często sugeruje mężczyznom, i już będzie tańczyć jak się jej zagra. Jak czytałeś tutaj - zbierz jej gabinet i podobne rady , to tak bardzo nie oponowałeś. Nie pisałeś o tym ile ona wniosła do wspólnego dorobku.
Nie przykładałeś pistoletu żonie, a ona Tobie przystawiała? To Twoje słowa, że na początku Cie nie chciała, to Ty pisałeś że bardzo się o nią starałeś. A teraz jakieś pretensje bo odważyłam się tym wspomnieć?
Nigdy nie maiłam Cię za miękiszona, wręcz przeciwnie. Nie przypisuj mi rzeczy, które pisze Ci ktoś inny. Małżeństwo to nie jest relacja zarządca - podwładny. Oboje muszą się dogadywać a nie że zona musi Ci we wszystkim ulec bo inaczej to robi Ci krzywdę.
We ochłoń, zastanów się nad tym co naprawdę napisałąm a nie nad tym co sam sobie dopowiedziałeś.
Jak Ty tak reagujesz na na żonę, bo nie wszystko idzie po Twojej myśli, to daleko nie zajedziesz. Rozwalisz sobie to małżeństwo bo niewiele do Ciebie dociera, nie potrafisz myśleć obiektywnie tylko z każdej strony czujesz się atakowany.
netk53521 napisał/a:Agnes76 napisał/a:Ona miała swoje lata, z moich obliczeń wynika że 38 a on 26 i to on bardzo się uparł, że zdobędzie wspaniałą kobietę, która mu cholernie imponowała. Lekarz stomatolog - czyli kasa i życiowe ustawienie plus posągowa uroda stały się celem jego usilnych starań. Sam pisał, że na początku go nie chciała, to on robił wszystko by ją zdobyć. W końcu osiągnął to czego chciał, a teraz ma jakiś żal do nie wiedzieć kogo, że przy nim nigdy nie była taka uśmiechnięta jak na starych zdjęciach, że to inna kobieta. No to po co parł do ślubu?
Taka kobieta, jak chce mieć dziecko, to nie wychodzi za pierwszego, który chce jej to dziecko zrobić. Nie dajmy się zwariować
wszedłem na forum , napisać parę rzeczy - i zobaczyłem ten wpis Aż się nóż w kieszeni otwiera. Brak słów - to trzeba naprawdę wstydu nie mieć żeby coś takiego napisać. '' z moich obliczeń wynika że 38 a on 26 '' - naprawdę ? ciekawe obliczenia - mam 38 lat , żona 50 - jestem od 17 lat w związku z żoną a od 15 w małżeństwie to ile oboje mieliśmy lat ? a podobno Agnes76 - czytałaś wszystkie moje wpisy , widzę kłania się nie tylko czytanie ze zrozumieniem, jak również matematyka.
czyli kasa i życiowe ustawienie - no taaak , jestem pasożytem , który tylko polował na panią stomatolog co by mnie utrzymywała i żebym paradował z nią ulicami dumny jak paw, że mi się taka partia trafiła - równa córce Prezydenta . Wiadome ,przecież po to zakończyłem związek ze studentką architektury - bo nie ma to jak Stomatolog na państwowej posadzie ,której własny gabinet pozostawał w sferze MARZEŃ . Z wynajmowanej kawalerki przeniosła się do 80m2 mieszkania a potem do 150m2 domu z ogrodem (a potem z mojego mieszkania zrobiliśmy jej gabinet) ze starego Seata przesiadła się po paru latach w naprawdę dobre auta , już nie wspominając jakim autem teraz jeździ - ale to bez znaczenia , bo ja tu tego nie piszę ,żeby wyjść na nie wiem kogo , ale pisano tu o mnie wiele rzeczy - że jestem ''miękiszon'' - spoko , teraz zrozumiałem ,że to prawda (tyle że to we mnie jest rozdział zakończony definitywnie) ale sugerować takie cos? do mnie ? że ja poleciałem na kasę i ''pozycję'' żony? Żebyś Agnes wiedziała jakie ty głupoty napisałaś .. ''a teraz ma jakiś żal do nie wiedzieć kogo, że przy nim nigdy nie była taka uśmiechnięta ''- to zrozumiałaś z moich wpisów ? serio ? czy tylko wyrwałaś jakiś fragment żeby dopisać swoją teorie ? ohh tak ja to faktycznie miałem oczekiwania od niej oh - żeby mnie KOCHAŁA i to okazywała... Góra lodowa nie do pokonania - teraz już wiem ,że z pustego to i Salomon nie naleje.. Parł do ślubu - ja tak pisałem ? co ja żonie pistolet do głowy przyłożyłem przy zaręczynach ? sama z radością się zgodziła i natychmiast zaczęła przygotowania - zaręczyny w Boże Narodzenie - ślub w sierpniu - wierz mi albo nie - na przypartą albo zmuszoną nie wyglądała a wręcz przeciwnie.. masz rację -nie dajmy się zwariować takim chorym wpisom..
chodzę od paru dni jak nie ja - ale jak zobaczyłem coś takiego to musiałem się odezwać - pozdrawiam.Z latami się pomyliłam faktycznie. Teraz sprawdziłam, że nie jesteście 12 lat a 17 - mój błąd.
Natomiast reszta to już Twoja wyobrażenie, że ja Ciebie mam za pasożyta.
Napisz mi,ze Ci nie imponowała lekarz stomatolog o posągowej urodzie - bo tylko to napisałam. reszta to już Twoje domysły.
O studentce architektury też niespecjalnie się rozwodziłeś, jedynie o jej uśmiechu,to nie zarzucaj mi, ze o niej nie wspominałam.Każde małżeństwo dorabia się wspólnie więc nie chodziło mi o WASZ dorobek, tylko o jej możliwości finansowe jako stomatologa. Bo taka osoba nie jest biedną dziewczynką, którą wystarczy odciąć do kasy, co się tutaj często sugeruje mężczyznom, i już będzie tańczyć jak się jej zagra. Jak czytałeś tutaj - zbierz jej gabinet i podobne rady , to tak bardzo nie oponowałeś. Nie pisałeś o tym ile ona wniosła do wspólnego dorobku.
Nie przykładałeś pistoletu żonie, a ona Tobie przystawiała? To Twoje słowa, że na początku Cie nie chciała, to Ty pisałeś że bardzo się o nią starałeś. A teraz jakieś pretensje bo odważyłam się tym wspomnieć?
Nigdy nie maiłam Cię za miękiszona, wręcz przeciwnie. Nie przypisuj mi rzeczy, które pisze Ci ktoś inny. Małżeństwo to nie jest relacja zarządca - podwładny. Oboje muszą się dogadywać a nie że zona musi Ci we wszystkim ulec bo inaczej to robi Ci krzywdę.
We ochłoń, zastanów się nad tym co naprawdę napisałąm a nie nad tym co sam sobie dopowiedziałeś.Jak Ty tak reagujesz na na żonę, bo nie wszystko idzie po Twojej myśli, to daleko nie zajedziesz. Rozwalisz sobie to małżeństwo bo niewiele do Ciebie dociera, nie potrafisz myśleć obiektywnie tylko z każdej strony czujesz się atakowany.
Agnes , kończąc tą bezsensowną dysputę.
po krótce - Lekarz stomatolog - czyli kasa i życiowe ustawienie - kto tak napisał Agnes? ewidentnie sugerowałaś , że leciałem na kasę i życiowe ustawienie , nieprawdaż ?
Nigdy nie maiłam Cię za miękiszona, wręcz przeciwnie. Nie przypisuj mi rzeczy, które pisze Ci ktoś inny - przeczytaj jeszcze raz , ale tym razem ze zrozumieniem - pisano tu o mnie wiele rzeczy - że jestem ''miękiszon'' - piszę ,że Ty to pisałaś czy inni ?
Małżeństwo to nie jest relacja zarządca - podwładny. Oboje muszą się dogadywać a nie że zona musi Ci we wszystkim ulec bo inaczej to robi Ci krzywdę. - czy Ty czytasz mój wątek w ogóle ? ale tak ze zrozumieniem ? bo zaczynam wątpić..
Jak Ty tak reagujesz na na żonę, bo nie wszystko idzie po Twojej myśli, to daleko nie zajedziesz. - czyli tak - nie spodobało mi się co zasugerowałaś względem mojej osoby - zareagowałem i Ty piszesz ,że jak w ten sam sposób mogę reagować na żonę.
nie potrafisz myśleć obiektywnie tylko z każdej strony czujesz się atakowany. - Agnes - błagam - pisałem to do Ciebie - z jakiej innej strony czuję się atakowany ? to bez sensu.
faktycznie powinienem odpuścić sobie reagowanie na twój post bo w istocie jest ''oderwany od rzeczywistości'' . kompletnie.
Niemniej jednak życzę wszystkiego dobrego.
wieka napisał/a:RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:Było tam coś jesli dobrze pamiętam, że próbowała zbliżenia raz czy dwa. Autor był akurat nie w humorze.
Czytam każdy post autora i takiej sytuacji nie nie pamiętam.
Michał, jak to było? Może Ty będziesz lepiej od nas pamiętał
Rozrabiako - nie wiem o czym piszesz , Stary , ale uwierz - choć ''okruch'' jej w moją stronę bym pamiętał - uwierz mi . Próby zbliżenia ze strony mojej żony ? to chyba by był jakiś sen mój erotyczny - pomarzyć dobra rzecz
644 2024-12-03 19:05:41 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2024-12-03 19:06:17)
Michale, obserwuję dalej temat, ale póki co się nie wypowiadam, bo wolałabym znać szczegóły.
Ciężko wyrokować, jak poznało się wyłącznie strzępki wydarzeń z ostatnich paru dni.
Na pewno nie było łatwo usłyszeć z ust żony, że nie wie, czy kocha.
Współczuję i rozumiem, jak bardzo mogło to zaboleć i zniechęcić do dalszej walki.
Mam nadzieję, że finalnie uda Ci się poskładać własne życie.
Z żoną, czy bez niej.
Michale, obserwuję dalej temat, ale póki co się nie wypowiadam, bo wolałabym znać szczegóły.
Ciężko wyrokować, jak poznało się wyłącznie strzępki wydarzeń z ostatnich paru dni.
Na pewno nie było łatwo usłyszeć z ust żony, że nie wie, czy kocha.
Współczuję i rozumiem, jak bardzo mogło to zaboleć i zniechęcić do dalszej walki.
Mam nadzieję, że finalnie uda Ci się poskładać własne życie.
Z żoną, czy bez niej.
Gorzej, powiedziała, że był jej błędem, a to jeszcze bardziej boli + jej olewajace zachowanie itd., więc o co tu walczyć...
dobry wieczór,
kilka dni minęło tylko - ale rozśmieszę Was - dla żony już wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wróciło (według niej) do ''normy'' jest przeszczęśliwa , przeradosna, nawet śpiewa przy gotowaniu . Z wielkim uśmiechem na twarzy przygotowuję się do swoich urodzin - i uwaga - powiedziała, że będę jej gościem honorowym - ona jest dla mnie za dobra po prostu , nie kocha ,ale za to jak docenia. Kobieta - skarb. Powiedziała mi , że ta ''awanturka'' była dla naszego małżeństwa oczyszczająca i teraz będzie tylko dobrze.
Michaś wróci na swoje miejsce, będzie się zgadzał, przytakiwał , niczego (a Broń Boże uczucia czy seksu) nie będzie oczekiwał.
Tyle ,że Michaś (jak mnie znów nazywa bo tak rok mówiła Michał) już tego nie chcę. Jestem w dużych emocjach - fakt niezaprzeczalny.
Cieszę się ,że wspieram się terapią - naprawdę nie wiem co bym zaczął wyrabiać , gdyby nie terapia.
a tak co mnie bardzo dziwi - zachowuję spokój. Choć w środku - nie wiem jak to opisać - jakbym miał jakiś balon , który w środku się napełnia , bardzo powoli.
Ja po prostu jestem powalony. Tyle rzeczy byłbym w stanie znieść - naprawdę. Ale nie brak miłości. Przecież to jest podstawa - każdy normalny związek się od tego zaczyna.
Do wielu wniosków jeszcze dojdę. Ale zrozumiałem jedno - może minąć miesiąc , rok , 10 lat - ale ona mnie nie pokocha. Minęło 17 - wiem , że ''żar'' ''namiętność'' wypala się w wielu związkach jeśli się nie dba itp. ale miłość?
wiecie , czasem Wam pisałem ,że widzę znajomych dalej się przytulających , śmiejących się po tylu latach ze sobą , po tylu przejściach - czytałem - nie porównuj swojego związku - naturalnie to racja- ale też chodziło mi o to ,że to jest możliwe - po nastu latach dalej się kochać i okazywać to sobie .
Ja byłem zaślepiony , zakochany .
Ja wiem ,że to nie jest tak ,że ona ''nie wie'' - ona wie ,że mnie nie kocha - tylko już nie chciała wbijać mi noża prosto w serce - ot , i taki akt łaski z jej strony.
Od kilku dni - na przemian - czuję się bezsilny - a potem jak usłyszę te ''Michasiu'' to za wielkim przeproszeniem naprawdę - ale takie wkur...ienie mnie bierze ,taka furia w środku. nie do opisania.
Ale scen nie będę robił. Ani kolejnych kłótni- ze względu na córkę - nie mam prawa burzyć jej spokoju i dzieciństwa - tej linii nie przekroczę nigdy. Żona raczej też.
Żona po prostu jest w tym małżeństwie bardzo pewna siebie - już dziś zapytała czemu ubrania nie są wyprasowane - bo jak pamiętacie ja tylko prasuję.
Szczerze wam napiszę ,że jak nie ma córki obok to mi się do niej ust nie chcę otwierać - więc wstałem tylko ,poszedłem po żelazko podałem jej i zamknąłem drzwi do pokoju.
Ona czuję nade mną władzę - to oczywiste. Ma sobie taką pewność , że Michaś zawsze będzie - że już 4 dni po tym jak rozjechała walcem moją psychikę - przychodzi i pyta czemu nie prasuję jej rzeczy.
Tyle ,że Michaś za jakiś czas wstanie - z pomocą terapeuty - ale wstanie - i wtedy będzie bardzo zdziwiona.
Mrs , Happiness - już parę razy próbowalem napisać co się stało - ale za każdym razem kończy się na tym ,że siedzie przy klawiaturze i po prostu nie umiem w tej sprawie nawet zdania zebrać ,ale coś wyskrobie ..
Agnes76 napisał/a:netk53521 napisał/a:wszedłem na forum , napisać parę rzeczy - i zobaczyłem ten wpis Aż się nóż w kieszeni otwiera. Brak słów - to trzeba naprawdę wstydu nie mieć żeby coś takiego napisać. '' z moich obliczeń wynika że 38 a on 26 '' - naprawdę ? ciekawe obliczenia - mam 38 lat , żona 50 - jestem od 17 lat w związku z żoną a od 15 w małżeństwie to ile oboje mieliśmy lat ? a podobno Agnes76 - czytałaś wszystkie moje wpisy , widzę kłania się nie tylko czytanie ze zrozumieniem, jak również matematyka.
czyli kasa i życiowe ustawienie - no taaak , jestem pasożytem , który tylko polował na panią stomatolog co by mnie utrzymywała i żebym paradował z nią ulicami dumny jak paw, że mi się taka partia trafiła - równa córce Prezydenta . Wiadome ,przecież po to zakończyłem związek ze studentką architektury - bo nie ma to jak Stomatolog na państwowej posadzie ,której własny gabinet pozostawał w sferze MARZEŃ . Z wynajmowanej kawalerki przeniosła się do 80m2 mieszkania a potem do 150m2 domu z ogrodem (a potem z mojego mieszkania zrobiliśmy jej gabinet) ze starego Seata przesiadła się po paru latach w naprawdę dobre auta , już nie wspominając jakim autem teraz jeździ - ale to bez znaczenia , bo ja tu tego nie piszę ,żeby wyjść na nie wiem kogo , ale pisano tu o mnie wiele rzeczy - że jestem ''miękiszon'' - spoko , teraz zrozumiałem ,że to prawda (tyle że to we mnie jest rozdział zakończony definitywnie) ale sugerować takie cos? do mnie ? że ja poleciałem na kasę i ''pozycję'' żony? Żebyś Agnes wiedziała jakie ty głupoty napisałaś .. ''a teraz ma jakiś żal do nie wiedzieć kogo, że przy nim nigdy nie była taka uśmiechnięta ''- to zrozumiałaś z moich wpisów ? serio ? czy tylko wyrwałaś jakiś fragment żeby dopisać swoją teorie ? ohh tak ja to faktycznie miałem oczekiwania od niej oh - żeby mnie KOCHAŁA i to okazywała... Góra lodowa nie do pokonania - teraz już wiem ,że z pustego to i Salomon nie naleje.. Parł do ślubu - ja tak pisałem ? co ja żonie pistolet do głowy przyłożyłem przy zaręczynach ? sama z radością się zgodziła i natychmiast zaczęła przygotowania - zaręczyny w Boże Narodzenie - ślub w sierpniu - wierz mi albo nie - na przypartą albo zmuszoną nie wyglądała a wręcz przeciwnie.. masz rację -nie dajmy się zwariować takim chorym wpisom..
chodzę od paru dni jak nie ja - ale jak zobaczyłem coś takiego to musiałem się odezwać - pozdrawiam.Z latami się pomyliłam faktycznie. Teraz sprawdziłam, że nie jesteście 12 lat a 17 - mój błąd.
Natomiast reszta to już Twoja wyobrażenie, że ja Ciebie mam za pasożyta.
Napisz mi,ze Ci nie imponowała lekarz stomatolog o posągowej urodzie - bo tylko to napisałam. reszta to już Twoje domysły.
O studentce architektury też niespecjalnie się rozwodziłeś, jedynie o jej uśmiechu,to nie zarzucaj mi, ze o niej nie wspominałam.Każde małżeństwo dorabia się wspólnie więc nie chodziło mi o WASZ dorobek, tylko o jej możliwości finansowe jako stomatologa. Bo taka osoba nie jest biedną dziewczynką, którą wystarczy odciąć do kasy, co się tutaj często sugeruje mężczyznom, i już będzie tańczyć jak się jej zagra. Jak czytałeś tutaj - zbierz jej gabinet i podobne rady , to tak bardzo nie oponowałeś. Nie pisałeś o tym ile ona wniosła do wspólnego dorobku.
Nie przykładałeś pistoletu żonie, a ona Tobie przystawiała? To Twoje słowa, że na początku Cie nie chciała, to Ty pisałeś że bardzo się o nią starałeś. A teraz jakieś pretensje bo odważyłam się tym wspomnieć?
Nigdy nie maiłam Cię za miękiszona, wręcz przeciwnie. Nie przypisuj mi rzeczy, które pisze Ci ktoś inny. Małżeństwo to nie jest relacja zarządca - podwładny. Oboje muszą się dogadywać a nie że zona musi Ci we wszystkim ulec bo inaczej to robi Ci krzywdę.
We ochłoń, zastanów się nad tym co naprawdę napisałąm a nie nad tym co sam sobie dopowiedziałeś.Jak Ty tak reagujesz na na żonę, bo nie wszystko idzie po Twojej myśli, to daleko nie zajedziesz. Rozwalisz sobie to małżeństwo bo niewiele do Ciebie dociera, nie potrafisz myśleć obiektywnie tylko z każdej strony czujesz się atakowany.
Agnes , kończąc tą bezsensowną dysputę.
po krótce - Lekarz stomatolog - czyli kasa i życiowe ustawienie - kto tak napisał Agnes? ewidentnie sugerowałaś , że leciałem na kasę i życiowe ustawienie , nieprawdaż ?
Nigdy nie maiłam Cię za miękiszona, wręcz przeciwnie. Nie przypisuj mi rzeczy, które pisze Ci ktoś inny - przeczytaj jeszcze raz , ale tym razem ze zrozumieniem - pisano tu o mnie wiele rzeczy - że jestem ''miękiszon'' - piszę ,że Ty to pisałaś czy inni ?
Małżeństwo to nie jest relacja zarządca - podwładny. Oboje muszą się dogadywać a nie że zona musi Ci we wszystkim ulec bo inaczej to robi Ci krzywdę. - czy Ty czytasz mój wątek w ogóle ? ale tak ze zrozumieniem ? bo zaczynam wątpić..
Jak Ty tak reagujesz na na żonę, bo nie wszystko idzie po Twojej myśli, to daleko nie zajedziesz. - czyli tak - nie spodobało mi się co zasugerowałaś względem mojej osoby - zareagowałem i Ty piszesz ,że jak w ten sam sposób mogę reagować na żonę.
nie potrafisz myśleć obiektywnie tylko z każdej strony czujesz się atakowany. - Agnes - błagam - pisałem to do Ciebie - z jakiej innej strony czuję się atakowany ? to bez sensu.
faktycznie powinienem odpuścić sobie reagowanie na twój post bo w istocie jest ''oderwany od rzeczywistości'' . kompletnie.
Niemniej jednak życzę wszystkiego dobrego.
Nie, nie sugerowałam, że leciałeś na kasę. Dopowiedziałeś sobie.
Lekarz stomatolog to z pewnością życiowe ustawienie i takie coś ludziom imponuje. I tego zdania nie zmienię. Co nie znaczy, że Ciebie miałam za faceta lecącego na kasę. To że Ci imponowała a chęć korzystania z jej kasy to zupełnie dwie różne sprawy. Dotarło?
I jakoś nie zaprzeczyłeś że żona Ci imponowała.
Powiem Ci tak, sami niszczymy uczucie w małżeństwach, powiedziałabym, że namiętność dłużej zostaje, jeśli dobiorą się temperamentem, choć różnie to bywa. Są małżeństwa, które śpijają sobie z dziubków do śmierci. Są też tacy co udają wielką miłość przed innymi, więc ja bym na tych innych nie patrzyła. I tacy którzy żyją życiem codziennym, zgadzają się, dobrze im ze sobą, nie mają potrzeby zastanawiać się uczuciami drugiej strony, bo to czują. I takie jak teściowie, trzymają się mimo wszystko i pewnie wiele konfiguracji można by tu dodać.
Co z tego, że żona by Cię zapewniała o miłości,
skoro byś tego nie czuł, a w głowie miala exa.
U Ciebie, to wg mnie od początku nie było uczucia z jej strony, tylko wyrachowanie.
Choć mam mieszane uczucia, ale może ta awantura coś faktycznie w niej zmieni, doceni Cię, odetnie się od exa, co pozwoli jej otworzyć się na Ciebie.
Teraz piłka jest po jej stronie.
Może jeszcze jest dla was szansa, więc nie przekreślaj wszystkiego.
Mrs.Happiness napisał/a:Michale, obserwuję dalej temat, ale póki co się nie wypowiadam, bo wolałabym znać szczegóły.
Ciężko wyrokować, jak poznało się wyłącznie strzępki wydarzeń z ostatnich paru dni.
Na pewno nie było łatwo usłyszeć z ust żony, że nie wie, czy kocha.
Współczuję i rozumiem, jak bardzo mogło to zaboleć i zniechęcić do dalszej walki.
Mam nadzieję, że finalnie uda Ci się poskładać własne życie.
Z żoną, czy bez niej.Gorzej, powiedziała, że był jej błędem, a to jeszcze bardziej boli + jej olewajace zachowanie itd., więc o co tu walczyć...
Oj chyba tak nie powiedziała tylko zostala tak zrozumiana
dobry wieczór,
kilka dni minęło tylko - ale rozśmieszę Was - dla żony już wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wróciło (według niej) do ''normy'' jest przeszczęśliwa , przeradosna, nawet śpiewa przy gotowaniu . Z wielkim uśmiechem na twarzy przygotowuję się do swoich urodzin - i uwaga - powiedziała, że będę jej gościem honorowym - ona jest dla mnie za dobra po prostu , nie kocha ,ale za to jak docenia. Kobieta - skarb. Powiedziała mi , że ta ''awanturka'' była dla naszego małżeństwa oczyszczająca i teraz będzie tylko dobrze.
Michaś wróci na swoje miejsce, będzie się zgadzał, przytakiwał , niczego (a Broń Boże uczucia czy seksu) nie będzie oczekiwał.
Tyle ,że Michaś (jak mnie znów nazywa bo tak rok mówiła Michał) już tego nie chcę. Jestem w dużych emocjach - fakt niezaprzeczalny.
Cieszę się ,że wspieram się terapią - naprawdę nie wiem co bym zaczął wyrabiać , gdyby nie terapia.
a tak co mnie bardzo dziwi - zachowuję spokój. Choć w środku - nie wiem jak to opisać - jakbym miał jakiś balon , który w środku się napełnia , bardzo powoli.
Ja po prostu jestem powalony. Tyle rzeczy byłbym w stanie znieść - naprawdę. Ale nie brak miłości. Przecież to jest podstawa - każdy normalny związek się od tego zaczyna.
Do wielu wniosków jeszcze dojdę. Ale zrozumiałem jedno - może minąć miesiąc , rok , 10 lat - ale ona mnie nie pokocha. Minęło 17 - wiem , że ''żar'' ''namiętność'' wypala się w wielu związkach jeśli się nie dba itp. ale miłość?
wiecie , czasem Wam pisałem ,że widzę znajomych dalej się przytulających , śmiejących się po tylu latach ze sobą , po tylu przejściach - czytałem - nie porównuj swojego związku - naturalnie to racja- ale też chodziło mi o to ,że to jest możliwe - po nastu latach dalej się kochać i okazywać to sobie .
Ja byłem zaślepiony , zakochany .
Ja wiem ,że to nie jest tak ,że ona ''nie wie'' - ona wie ,że mnie nie kocha - tylko już nie chciała wbijać mi noża prosto w serce - ot , i taki akt łaski z jej strony.
Od kilku dni - na przemian - czuję się bezsilny - a potem jak usłyszę te ''Michasiu'' to za wielkim przeproszeniem naprawdę - ale takie wkur...ienie mnie bierze ,taka furia w środku. nie do opisania.Ale scen nie będę robił. Ani kolejnych kłótni- ze względu na córkę - nie mam prawa burzyć jej spokoju i dzieciństwa - tej linii nie przekroczę nigdy. Żona raczej też.
Żona po prostu jest w tym małżeństwie bardzo pewna siebie - już dziś zapytała czemu ubrania nie są wyprasowane - bo jak pamiętacie ja tylko prasuję.
Szczerze wam napiszę ,że jak nie ma córki obok to mi się do niej ust nie chcę otwierać - więc wstałem tylko ,poszedłem po żelazko podałem jej i zamknąłem drzwi do pokoju.
Ona czuję nade mną władzę - to oczywiste. Ma sobie taką pewność , że Michaś zawsze będzie - że już 4 dni po tym jak rozjechała walcem moją psychikę - przychodzi i pyta czemu nie prasuję jej rzeczy.
Tyle ,że Michaś za jakiś czas wstanie - z pomocą terapeuty - ale wstanie - i wtedy będzie bardzo zdziwiona.
Mrs , Happiness - już parę razy próbowalem napisać co się stało - ale za każdym razem kończy się na tym ,że siedzie przy klawiaturze i po prostu nie umiem w tej sprawie nawet zdania zebrać ,ale coś wyskrobie ..
Niezly tupet ma ta kobieta pytac o prasowanie jak dopiero co ci wyjezdzala z dzieleniem gotowania itd. Masz do niej bardzo duza cierpliwosci i znosisz bardzo wiele dla tego zwiazku. Serio. Dawno nie widzialam zeby ktos znosil takie traktowanie. Tzn ktos w miare normalny, nie, ze jakis zwizek z narcyzem/przemoc itd.