ImKaS napisał/a:Lady Loka napisał/a:Znowu piszesz tak, jakbyś wiedział, co dla mnie korzystne. A nie wiesz.
Posługując się terminologią przywołaną przez R_ita2 mogę powiedzieć, że uwalnianie się od błędu, traktuję jako coś, co jest uniwersalnie korzystne, bo taki jest mój system wartości. Uważam, że nie ma tutaj żadnego znaczenia, jaka jest Twoja sytuacja życiowa, płeć, wiek, narodowość, czy żyjesz w relacji, lubisz czekoladę lub napoje energetyczne.
Lady Loka napisał/a:A ja swoją drogą dalej nie wiem, na co konkretnie chciałeś mnie "nawracać". Bo akurat w temacie szukania sobie partnera to nawracanie mi nie jest potrzebne. Nie potrzebuję też zapewnień, że jak się zmienię, to nie będę odstraszać innych, bo moim celem nie jest ich przyciąganie. Więc tu też rad nie potrzebuję.
Nie sądzę, że moje wypowiedzi na forum mogłyby Ci pomóc znaleźć partnera nawet, gdybyś tego akurat potrzebowała.
Dziwiłem się i nie pojmowałem pewnej zawziętości i niechęci jaką kierowałaś w stronę jednego z użytkowników. Posunęłaś się przy tym nawet do tego, że przyznałaś (pod wpływem emocji?), iż niezdrowe nawyki żywieniowe, defekt wyglądu i wywyższanie się związane z miejscem zamieszkania (które łatwo pomylić z dumą lub niewinnymi żartami) są wystarczającymi powodami do zdyskwalifikowania danej osoby jako partnera. Tym stwierdzeniem przyznałaś właśnie rację przeciwnej stronie, co do przedmiotu toczącego się tutaj sporu, a mianowicie potwierdziłaś, że kobiety (lub ich część) kierują się bardzo powierzchownymi cechami, gdy dokonują selekcji kandydatów na partnera.
Myślę, że ludzie kierują się głównie właśnie takimi cechami w tej kwestii. Przy czym często zmuszeni są dostosować swoje oczekiwania wobec partnera do swojej matrymonialnej siły nabywczej – nazwa rynek matrymonialny doskonale to oddaje. Wówczas dochodzi do pewnej racjonalizacji w postaci stwierdzeń, że "wygląd nie jest najważniejszy", "liczy się wnętrze", "istotne jest to, czy ktoś jest poukładany i dobry" itd. Oczywiście dobroć, mądrość, wiedza i inteligencja są ważnymi cechami – trudno temu zaprzeczać, ale nie są najważniejszymi cechami, jakimi statystycznie ludzie się kierują przy wyborze partnera. Wygląd jako preferencja mężczyzn i status społeczny oraz (w nieco chyba mniejszym stopniu) wygląd jako preferencja kobiet są nieporównywalnie ważniejsze. To jest jedna z wielu bardzo nieprzyjemnych prawd na temat natury ludzkiej.
W przypadku mężczyzn jest to sprawa dobrze rozpoznana i powszechnie znana – bardzo wiele jest przypadków, gdy mężczyzna odrzuca (lub porzuca) miłą i dobrą dziewczynę z tego powodu, że według niego jej figura nie jest odpowiednia, piersi zbyt małe itp. Takie sytuacje są bardzo dobrze uświadomione na poziomie społecznym i ugruntowane naukowo – wiemy, że mężczyznami w olbrzymiej mierze kierują tutaj potężne preferencje ewolucyjne (odpowiednia figura jest wyznacznikiem wysokiego poziomu estrogenu, co przekłada się na płodność, tak samo jest z obfitszym biustem itd.).
Mało się jednak mówi (chociaż na szczęście coraz więcej) o tym, że kobiety są równie płytkie w swoich wyborach matrymonialnych i podlegają równie potężnym preferencjom ewolucyjnym. W przypadku kobiet te preferencje są jednak mniej widoczne i świadomość społeczna na ich temat jest mniejsza. Np. według mnie słynna "kobieca intuicja", o której często się wspomina, jest właśnie manifestacją takich nieuświadomionych i utajonych preferencji ewolucyjnych. Poza tym współczesna kultura i przede wszystkim technologia doprowadzają do tego, że te ewolucyjne preferencje kobiet ujawniają się z wielką siłą.
Oczywiście każdy ma prawo wybierać sobie partnera według swojego upodobania i swoich standardów. Nie mam zamiaru temu przeczyć. Jako obserwator mogę jednak oceniać ten wybór jako płytki. Chociaż to nie jest w tym wszystkim najważniejsze. Najważniejsze według mnie jest to, że ta ujawniająca się statystyczna płytkość i wybredność kobiet będzie miała istotne przełożenie na relacje społeczne. Będzie nieuchronnie prowadziła do napięć społecznych. Żyjemy niestety w bardzo ciekawych czasach.
Problem polega na tym, że mnie nie interesuje to, co Ty traktujesz w mojej wypowiedzi jako błąd. Bo ja tego za błąd nie uważam. Tak samo jak nie interesuje mnie Twoje poczucie braku głębi w tym, co myślę. Mnie Twoje pseudo analizy też głębią nie powalają, to je pomijam zamiast komentować. No chyba, że Chuopsky to Twoje alter ego i zabolało, że ktoś śmie ocenić.
Każda kobieta i każdy facet mają prawo do swoich preferencji. Jak facet nie chce kobiety z małym biustem, to niech szuka sobie takiej z dużym. Jak nie chce blondynki, niech szuka rudej. Ja nie mam z tym żadnego problemu. Zdarzało mi się być odrzuconą za włosy, które niedostatecznie skręcają się w loki i nie robiłam o to gównoburzy, tylko podziękowałam i tyle mnie gość widział.
Twoje wypowiedzi nie pomogą mi znaleźć partnera, bo jestem w związku od 6 lat, w tym 1.5 roku po ślubie. Mój mąż nie narzeka na mój charakter, a jego opinia jest jedyną, z którą się liczę i jedyną, którą biorę pod uwagę. Nie potrzebuję wtrącania się obcych ludzi w moje życie. Zwłaszcza takich, którzy mnie nie znają, a wydaje im się, że wszystkie rozumy pozjadali.
Wracając:
Dla mnie nawyki żywieniowe nie są czymś powierzchownym w związku. Jak mam faceta, który ma złe nawyki żywieniowe, to po pierwsze wiem, że będzie miał w przyszłości problemy zdrowotne. Zawał, miażdżyca, udar, a idąc bliżej, cukrzyca, otyłość. Otyłość to problemy w seksie, problemy z aktywnym spędzaniem razem czasu, bo będzie problem z wycieczką czy dłuższym spacerem, czy wypadem w góry. Nie mówiąc o problemach z wyjściem z zakupami po schodach na 3 czy 4 piętro.
Niezdrowe nawyki żywieniowe faceta, przekładają się potem na niezdrowe nawyki żywieniowe dzieci, bo jak ja mam dziecko nauczyć jeść warzywa, jak tatuś wpierdziela czekoladę. Jak dziecku ograniczyć słodkie, jak tatuś ma to gdzieś. Jak dziecku wytłumaczyć, jakim syfem jest energetyk, kiedy tatuś popija jednego dziennie? Nie mówiąc już o tym, że sam fakt, że ojciec jest otyły zmniejsza szanse na zdrową ciążę, bo zmniejsza ilość zdrowych plemników, więc z automatu zwiększa u dziecka ryzyko chorób i samej otyłości (nawet jak się pominie dawanie złego przykładu nawykami). Zmniejsza też szanse na zajście w ciążę nawet jeżeli u kobiety wszystko jest ok.
Jak wytłumaczyć dziecku, że warto dbać o siebie, jak tatuś ma trądzik, z którym nic nie robi, bo by musiał odatawić czekoladę?
Dla człowieka, który jest bardziek aktywny, który lubi wycieczki, który dba o to, co je i ile je, kanapowy partner z czekoladą nie zagra, bo się obie strony namęczą.
Tak jak pisałam, wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. Codzienny energetyk umiarem nie jest. Codzienna czekolada tak samo. A to, że gość woli olać leczenie niż odstawić czekoladę świadczy też o swego rodzaju słabości ducha i braku chęci do pracy nad sobą, co generalnie jest oznaką lenistwa, więc też pytanie czy jakby kiedyś się okazało, że ma cukrzycę, to ważniejsza będzie czekolada czy leczenie.
Proszę bardzo. Mega powierzchowne i płytkie, no nie?