Zadośćuczynienie - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Zadośćuczynienie

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 261 do 277 z 277 ]

261

Odp: Zadośćuczynienie
Symbi napisał/a:

Co do przyczyn - a nie myślisz, że lepiej jego byłoby zapytać? .

Jakoś średnio wierzę, żeby osoba popełniająca zdradę chciała dodatkowo dołować osobę zdradzaną nadmiarem prawdy w tej dziedzinie, tym bardziej że ta prawda w praktyce sprowadzi się do porównania kochanki z żoną; raczej w kontekście- w czym kochanka jest 'lepsza' od żony.

Jeszcze bardziej nie chce mi się wierzyć, żeby zdradzana żona takie porównanie przyjęła tak po prostu do wiadomości, dziękując za informację. Skoro nawet na anonimowym internetowym forum dostaje telepawicy, gdy tylko wspomni się o możliwości uzyskania takiej informacji, tym bardziej w realu wyjdzie z tego chryja.

Ergo: jak już dobrniemy do etapu w którym uda się dostrzec subtelną różnicę między 'winę' za zdradę a 'przyczyną', to tej przyczyny raczej trzeba się domyślić we własnym zakresie analizując fakty, ewentualnie wydobyć ją podstępem i po kawałku od zdradzacza.
Sam z siebie, pewnie chcąc nas 'chronić' przed jeszcze większym ciosem, raczej tego nie wyłuszczy.

Mi by było głupio powiedzieć i tak już zdołowanemu faktem posiadania rogów facetowi, jakąś smutną prawdę o nim samym. Raczej bym poszła w kierunku 'niedopasowania, potrzebie nowych emocji itp.'

262

Odp: Zadośćuczynienie

LaVida, ja sobie kiedyś powiedziałam, że dopiero na łożu śmierci, jeśli zdążę, ocenię, czy moje życie było do kitu - więc wszystko przed Tobą.
Noben, jak tam sobie chcesz. Ja swojego byłego męża zapytałam, co było nie tak, dostałam odpowiedź. Potem całe koło żałoby porozstaniowej i wiwisekcja związku i wiem, że jakaś jego racja w tym była. Aczkolwiek związek tworzą (co najmniej) dwie osoby i obydwie są odpowiedzialne za jego kształt.

263 Ostatnio edytowany przez LaVidaApesta (2022-04-04 23:11:08)

Odp: Zadośćuczynienie

Symbi, już uznałaś, że jest wspaniałe. Niech tak zostanie.

Noben, a czy uzależniłabyś kierunek, w którym byś poszła, od tego, czy postanowilibyście spróbować żyć razem, czy rozstać się?

264

Odp: Zadośćuczynienie
Jasminn napisał/a:

swoim postepowaniem, zaangażowaniem oraz okazywaniem mi uczuć każdego dnia udowadnia to na każdym kroku, dzięki temu zaczynam mieć do niego coraz większe zaufanie i chyba mogę powiedzieć, że takie świadome postępowanie można nazwać zadośćuczynieniem

Tak, to jest zadośćuczynienie, coś co Tobie wynagradza poniesione hmm… szkody.

265

Odp: Zadośćuczynienie

Mimo, że jestem zdecydowanie na zbyt wczesnym etapie, żeby nie podchodzić do tego emocjonalnie, to skorzystam z tego, że nie jestem człowiekiem chowającym długo urazę i ogólnie zawsze na wszystko patrzyłem od pozytywnej strony. I po wielu przemyśleniach nadal uważam, że zdrada jest, delikatnie mówiąc, wielką nieuczciwością. W moim przypadku zdrada była emocjonalna, nie doszło do konsumpcji (choć to nie zasługa kręgosłupa moralnego jż, to nie o to tu chodzi). Jak zbiorę fakty:
- W naszym małżeństwie nie układało się od dawna
- Jż cierpiała na problemy nerwowe (finalnie depresję, ofkors przeze mnie jakby ją spytać, choć napady paniki miała z powodu pracy już w pierwszych latach naszej znajomości).
- Na delikatne sugestie (wcześniej), że może pomogłaby jej rozmowa ze specjalistą - brak odzewu. Udało się dopiero po ciężkich epizodach.
- To, co mogę sobie zarzucić, to że w związku było po prostu nudno (choć sporo osób znających nas uważa inaczej).
- są dodatkowo obiektywne, niezależne od nas przyczyny, że było nam dosyć ciężko (bardzo wymagające dzieci, łącznie 5-6 lat problemów)
ale jednocześnie:
- jakiekolwiek moje próby poprawy relacji (mniej lub bardziej udolne) były zbywane,
- na końcu usłyszałem (i z perspektywy czasu uważam to za prawdę) jż przestała mnie kochać już dosyć dawno.
- pozostałe zarzuty ze strony jż - część jest pewnie prawdą, część oczywistymy wybielaniem się - pomijam

Patrząc na taką sytuację jak powyżej muszę przyznać, że wypalenie miłości mogło się po prostu zdarzyć, bez obwiniania kogokolwiek. Cóż, życie. Cierpiałbym pewnie tak samo, ale finalnie trudno mieć o to obiektywne pretensje, nawet jeśli jż po prostu "nie chciało się" pracować nad naszą relacją (chociaż decydowanie się na dzieci, przysięga małżeńska itd. - tu już wygląda to trochę gorzej).

I teraz dochodzimy do zdrady. Poznajemy (wspólnie) jakiegoś gościa, rozwodnika z córką. Na potrzeby opowieści nazwijmy go.... hm.... bez przekleństw.... niech będzie Zenek. Spotykamy się przed 3-4 miesiące dosyć często, bo nasze dzieci się polubiły i bawią na placu zabaw, basenie itd. I z perspektywy czasu widzę, że jż po około miesiącu tej znajomości zaczęła ją intensyfikować. Tak układała nasze plany, żebyśmy się spotkali - a jak ja miałem więcej pracy to ona sama z dziećmi itd. W pełni świadomie (nawet, jeśli nie od samego początku) rozwijała tą znajomość, sama o nią zabiegała, sugerowała wypad na wspólne wakacje itd. Poczuła motylki, braterstwo dusz (Zenek karmił ją bajerą o poszukiwaniu prawdziwej miłości i braku chęci na romans bardzo umiejętnie). Spotykają się u niego raz, drugi, jż wydaje po 10000 miesięcznie na nowe ciuchy przez te trzy miesiące. On mówi, jak mu z nią dobrze, ona nie chce iść z nim do łóżka (więc skończyło się na całowaniu i niewiele więcej), ale jest pewna, że ma drugą gałąź i będą razem. W tym czasie ja (i częściowo dzieci) jesteśmy olani. Przyciskam jż, stwierdza, że "na ten moment" nie czuje do mnie nic romantycznego, kocha mnie jak brata (dopiero później poszła na całość z oskarżeniami), nie chce iść na żadną wspólną terapię, dawno pogrzebała nasz związek. Potem leci do niego (ja o wszystkim dowiedziałem się niedługo potem, z bardzo wieloma szczegółami), on zasadza jej soczystego kopa w cztery litery. Ona go naciska, on traktuje ją jak wariatkę, odcina się. Wtedy przechodzimy w fazę załamania. Dzieci dla niej nie istnieją, ja służę do wypłakiwania się (ja myślę, że z powodu rozpadu naszej rodziny i że nam nie wyszło, a w rzeczywistości za Zenkiem, który chciał puknąć sobie bezpiecznie mężatkę, a ta mu wyskoczyła ze związkiem i wyznaniami miłości). Nachodzi go jeszcze z miesiąc-dwa, czyta w internecie jak podczas pierwszego razu z nowym facetem sprawić, żeby był w siódmym niebie, potem rozważa użycie dzieci do tego, żeby spotkać jego w parku i uwieść podczas wspólnych zabaw dzieci.

Jż chciała przeżyć jeszcze uniesienia, motylki itd. (cały czas piszę o potwierdzonych faktach, a nie moich domysłach). W momencie, kiedy decydowała, czy odejść (i zastanawiała się, czy dobrze robi, a może zostać w nudnym małżeństwie zamiast liczyć na potencjalnie niesamowity seks - byliśmy swoimi pierwszymi w łóżku) w ogóle nie brała pod uwagę pracy nad związkiem. Ja dla niej emocjonalnie  nie istniałem (i emocjonalnie tak już zostało), dzieci w rozmowie z przyjaciółką też nie wspomniała. Pozostanie byłoby "z rozsądku".

Wniosek, jaki mi się nasuwa potwierdza parę postów z tego wątku. Zdradzający zdradza dla siebie, tylko i wyłącznie. Zdradzonego ma głęboko w d..ie. Zdrada to bardzo silne emocje, których nie zapewnia praca nad ratowaniem swojego związku czy po prostu wieloletni związek. Dla niektórych więc to łatwiejsze rozwiązanie. Tylko tyle i aż tyle.

266 Ostatnio edytowany przez Airuf (2022-04-04 23:57:58)

Odp: Zadośćuczynienie
Agnes76 napisał/a:

Symbi, ja dopuszczam myśl, że zdrada może też wyniknąć z nagłego zaćmienia umysłu, z ulegnięcia czyimś zabiegom, które przenoszą w inny wymiar, jakiejś nagłej żądzy itp. Czyli że jest to ewidentny błąd, który nie miał w tle wynagradzania sobie czegokolwiek.

Mnie chodzi o to co dzieje się potem. Bo odnoszę wrażenie, że ludzie w zdradzie upatrują jedynej całkowitej winy za rozpad rodziny. A przecież potem, podobnie jak przedtem drażnią nas  niewyniesione śmieci, rozrzucone skarpety, tubka pasty do zębów wyciskana w środku czy co tam kto ma. Nadal dzieci mają kłopoty w szkole, pies coś pogryzie i nie ma kto go wyprowadzić, a teść się spije i drze mordę na cały dom. No życie daje popalić, ale za całe zło świata robi zdrada, i to ona jest winna, że nie wytrzymujemy ze sobą dłużej i "już nie jesteśmy w stanie ze sobą żyć". Dlatego pytam, jak wiele rzeczy zrzuca się na karb zdrady, jak wiele nią tłumaczy i jak łatwo wtedy odejść z tego kieratu, bo znalazło się furtkę, która to odejście sankcjonuje


To może jak w tym powiedzeniu że od miłości do nienawiści jest bardzo krótka droga (czy coś). Dwoje ludzi wiążąc się ze sobą zazwyczaj liczy na wzajemne wsparcie, pomoc, podtrzymanie na duchu.... I nawet jak: "...drażnią nas  niewyniesione śmieci, rozrzucone skarpety, tubka pasty do zębów wyciskana w środku czy co tam kto ma..." etc. to wiemy że ta osoba jest przy nas, ufamy jej i sam fakt zapewnia nam wsparcie. Jak ufać we wsparcie kogoś kto postawił kogoś innego wyżej niż nas?. Wszystkie inne życiowe problemy rosną bo nie czujemy już że mamy kogoś zaufanego. A kto to zaufanie zniszczył? No to mamy winnego. Przez zdradę każdy inny problem z którym się mierzymy jest cięższy niż był kiedy partnerowi ufaliśmy. To jest coś co ułatwia potem zwalanie winny za wszystkie życiowe problemy na zdradzającego.

Tak jak często pada w filmach coś w stylu: to Twoja wina, zdradziłeś mnie (czy coś innego co zniszczyło zaufanie) i teraz te wszystkie złe rzeczy spadają na mnie... A powinno brzmieć tak: poradziłabym sobie z tymi wszystkimi złymi rzeczami wiedząc że zawsze mogę na Ciebie liczyć. A teraz wiem że nie mogę...

267 Ostatnio edytowany przez Symbi (2022-04-05 06:15:45)

Odp: Zadośćuczynienie

LaVida, jeszcze malutka uwaga - zadośćuczynienie przyszło do mnie wtedy, kiedy przestałam na nie czekać, kiedy przestało mi na nim zależeć, stało się niepotrzebne. Samo, ja się o nie nie starałam. Nastąpiły takie po kolei wydarzenia, że los sam mi je podarował. I nie, nie w postaci kajania się i czyszczenia językiem na kolanach podłogi przede mną, bicia pokłonów i uderzania się w piersi. Jeden jego SMS i zachowanie byłej teściowej, spotkanej przypadkiem, losy jego życia, teraz postawa jego przy rozliczeniu podatkowym.
Co do wybaczenia,  o którym pisałaś - byłam pyszna i myślałam, że jak wspaniałomyślnie wybaczę, mężowi będzie lepiej. A tymczasem było ono potrzebne właśnie mnie. Najpierw dokonało się niejako jako pusty gest, dopiero potem  - w sercu i głowie.

268

Odp: Zadośćuczynienie
paslawek napisał/a:
adela 07 napisał/a:

( Chociaż ja nie wiem, mnie tam nikt w oko nie wpadł w czasie związku).

To tylko dlatego Adelo że nie mieszkasz w Warszawie Ty mieszkasz gdzie indziej
jam jest żonaty i nie spotkaliśmy się oko w oko smile

Pora na krótki odprężający żartobliwy offtop smile

Całkiem to miłe, ale obawiam się że jakby mi nawet Johnny Deep świecił torsem, to powiedziałabym żeby się odsunął bo chcę przejść.

269

Odp: Zadośćuczynienie

WindyBoy Jak wspominasz o "nudzie" to zawsze mnie zastanawia, gdzie leży granica między dbaniem o czyjeś potrzeby a zwykłym "rozczarowaniem", jakie się pojawia po iluś latach wspólnego życia ze strony jednej osoby, która to osoba potem dopuszcza się zdrady..

Takie mam wrażenie, być może mylne, że ludzie po czasie nagle zapominają, z czym wiąże się to życie, kiedy ma się rodzinę, dzieci, partnera i codzienne obowiązki. Jak to jest? Ni stąd, ni zowąd zachciewa się nagle komuś powrotu do czasów beztroskich? Naprawdę ludzie są rozczarowani tym, że już nie prowadzą tego beztroskiego życia i nie mogą sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa?
Wiadomo, że osoba zdradzająca zaczyna się potem usprawiedliwiać, zachowując się trochę tak, jak kąsające zwierzę zapędzone w pułapkę, gdzie przynajmnije połowa z jej zarzutów to czysty wymysł, pokazujący jednocześnie, żę ona zwyczajnie poszła na łatwiznę, bo "nie wierzy", żę coś miezy dwojgiem ludzi można naprawić - lepszy jest powiew śiweżości i nowości.
Zastanawia mnie tylko owa "nuda"- jak pada to słowo, to myślę, czy chodzi raczej o brak elementarnych potrzeb czy po prostu rozczarowanie wspólnym życiem, gdzie po czasie odkrywa się więcej tego, co ludzi dzieli, niż łączy..

270 Ostatnio edytowany przez 123Sprawdzam (2022-04-05 11:32:34)

Odp: Zadośćuczynienie
bagienni_k napisał/a:

WindyBoy Jak wspominasz o "nudzie" to zawsze mnie zastanawia, gdzie leży granica między dbaniem o czyjeś potrzeby a zwykłym "rozczarowaniem", jakie się pojawia po iluś latach wspólnego życia ze strony jednej osoby, która to osoba potem dopuszcza się zdrady..

Takie mam wrażenie, być może mylne, że ludzie po czasie nagle zapominają, z czym wiąże się to życie, kiedy ma się rodzinę, dzieci, partnera i codzienne obowiązki. Jak to jest? Ni stąd, ni zowąd zachciewa się nagle komuś powrotu do czasów beztroskich? Naprawdę ludzie są rozczarowani tym, że już nie prowadzą tego beztroskiego życia i nie mogą sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa?
Wiadomo, że osoba zdradzająca zaczyna się potem usprawiedliwiać, zachowując się trochę tak, jak kąsające zwierzę zapędzone w pułapkę, gdzie przynajmnije połowa z jej zarzutów to czysty wymysł, pokazujący jednocześnie, żę ona zwyczajnie poszła na łatwiznę, bo "nie wierzy", żę coś miezy dwojgiem ludzi można naprawić - lepszy jest powiew śiweżości i nowości.
Zastanawia mnie tylko owa "nuda"- jak pada to słowo, to myślę, czy chodzi raczej o brak elementarnych potrzeb czy po prostu rozczarowanie wspólnym życiem, gdzie po czasie odkrywa się więcej tego, co ludzi dzieli, niż łączy..

Bo ludzie zamiast cieszyć się z tego co mają, to wolą smucić się tym czego nie mają.
Ale to już zależy od charakteru człowieka i jego podejścia do życia.

Ja sobie doskonale przypominam, jak jeszcze kilka miesięcy przed rozpoczęciem romansu, pytałem się mojej żony wielokrotnie, dlaczego nie cieszysz się z tego co mamy? Zobacz, mamy wszystko co chcieliśmy, jesteśmy zdrowi, mamy dwójkę wspaniałych synów, o których walczyliśmy 5 lat! I się udało! Nic nam nie brakuje, na wszystko Nas stać, zero kredytów. Mi jako facetowi, niczego nie brakuje i jestem przystojny, podobam się kobietom (ocena żony przyjaciółek, jak by co). Ty, mimo urodzenia dwójki dzieci jesteś super laska. Zobacz, wszyscy Nasi znajomi chcieliby mieć tak jak My...

Niestety, wybrała co wybrała.

Dziś wieczorem mamy w końcu porozmawiać na temat mojego pytania, z którym udała się do psychologa. Przekonamy się, jak Nasz świat, będzie wyglądał jutro o poranku.

271

Odp: Zadośćuczynienie

Odbieram to podobnie..

Ile by się nie robiło czy ile by się nie dawało, to zawsze dla niektórych będzie za mało..Na brutalnej zasadzie "apetyt rośnie w miare jedzenia"..
Jeden/dna z drugim/gą ciągle oczekuje czy żąda wręcz coraz więcej aż nie udławi tym dobrobytem..

A jak czegoś brakuje, to nie mówi o tym, ale woli spróbować tego "w innym, obcym wydaniu"

272

Odp: Zadośćuczynienie

albo mówi ale druga strona nie słucha albo przytakuje dla swietego spokoju - bo jej tak dobrze jak jest...  wazne zeby obydwu stronom bylo dobrze a nie by myslec ze jest dobrze bo nam jest dobrze.. z komunikacją bywa różnie.. ... ciekawy temat.. bardzo ciekawy...

273

Odp: Zadośćuczynienie

Tu raczej chodzi o przypadki, kiedy ewidentnie coś, co jeszcze jakiś czas temu było szczytem marzeń, powoli staje się "nudne" i rozczarowywujące.
Nasuwa się wtedy pytanie czy ta soba miała świadomość, zę życie, jakie wybrała to nie spijanie śmietanki lecz ciężka praca?

274 Ostatnio edytowany przez Hexer (2022-04-05 18:41:05)

Odp: Zadośćuczynienie

.

275

Odp: Zadośćuczynienie

Biorąc ślub trzeba po prostu zdawać sobie sprawę jak miłosć małżeńska ewoluuje z biegiem lat. Z czasem motyle zostają zastapione głębszymi wartościami. Jest inaczej, może "nudniej". A może piękniej, lepiej, dojrzalej? Niektórzy nie są gotowi na te kolejne etapy...

Odp: Zadośćuczynienie

To fakt nie kazdy jest gotow na "taka" bliskosc o ktorej w ksiazkach nie bylo ani na filmach...niektore obrazy wymazuja sie 10tki lat ale szkic nadal jest.
Po czym stwierdzasz ze to zajebisty cement w zwiasku i nichuja nie kumasz tych co w swoje wieloletnie zwiazki wpuszczaja nude, rutyne, ruine i sie dziwia ze cos gnije za plecami.

277

Odp: Zadośćuczynienie
W Rozterkach napisał/a:

Biorąc ślub trzeba po prostu zdawać sobie sprawę jak miłosć małżeńska ewoluuje z biegiem lat. Z czasem motyle zostają zastapione głębszymi wartościami. Jest inaczej, może "nudniej". A może piękniej, lepiej, dojrzalej? Niektórzy nie są gotowi na te kolejne etapy...

Dokładnie, choć biorąc ślub nie każdy zdaje sobie sprawę, ale jak już znajdzie się na dalszym etapie, powinien wiedzieć, że wzajemny szacunek, zaufanie jest ważniejsze niż "motyle".

Rozumiem, że na każdym etapie można przestać się dogadywać, wręcz nie da się żyć, więc ludzie rozwodzą się w każdym wieku.
Ale zdradzać i potem wrócić na łono rodziny i mówić, że się kocha i tylko tego wybaczenia brakuje do szczęścia, to wg mnie tylko tak się wydaje...żeby czegoś się uczepić.

Posty [ 261 do 277 z 277 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Zadośćuczynienie

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024