U mnie, abstrahując, wszystko sprowadza się do odbudowania mojego zaufania do mojej żony. I niestety zaczynam dostrzegać, że jest to dla mnie bardzo trudne. Czy będę kiedyś w ogóle, w stanie jej ponownie zaufać? Próbuję już 3 rok i mi się nie udaje. Boję się, że pomimo moich i jej starań, nie będę w stanie ponownie jej w pełni zaufać. I nie ukrywam, że dla mnie osobiście jest to też taka wewnętrzną porażka, ponieważ uświadamiam sobie, że jednak mam pewne ograniczenia i pewnych rzeczy po prostu nie jestem w stanie przeskoczyć, to taka moja "pięta Achillesowa". Niestety nikt nie jest idealny. Chyba zapiszę się na wizytę do psychologa, żeby ostatecznie spróbować to zrozumieć i nad tym popracować. Kurcze, słabo takie ograniczenie odkryć w sobie.
131 2022-04-02 23:29:32 Ostatnio edytowany przez 123Sprawdzam (2022-04-02 23:38:00)
adela 07
W moim przypadku wszystkie moje starania, skrucha, przyznanie się do winy są jak najbardziej szczere z mojej strony. Wyrządziłam mojemu mężowi ogromną krzywdę, wiem o tym. I będę żałować tego do końca moich dni. Dzień w którym mój mąż odkrył mój romans był swoistego rodzaju końcem świata dla nas, naszej rodziny i naszego małżeństwa. I to co się później działo... to coś strasznego... te awantury... przesłuchania...ból psychiczny i fizyczny mojego męża, utrata wagi...nie wiem ile kg... patrzeć na jego cierpienie...nie mogłam tego znieść, przepraszałam wiele wiele razy... pomogła terapia...choć było bardzo trudno... po ok. pół roku miałam dość tego kajania... bo ile można... czułam bezsilność...pomogła terapia dla par i spotkania z Panią psycholog.
Cały czas walczymy...i jesteśmy na bardzo dobrej drodze...
Codziennie walczę o odzyskanie jego zaufania, myślę, że on widzi moje starania i to, że jestem z nim szczera.
Wyrządziłam mojemu mężowi ogromną krzywdę, wiem o tym. I będę żałować tego do końca moich dni. Dzień w którym mój mąż odkrył mój romans był swoistego rodzaju końcem świata dla nas, naszej rodziny i naszego małżeństwa.
Co się takiego zadziało, że do romansu w ogóle doszło? Wtedy nie brałaś pod uwagę, że to może być dla Was tak destrukcyjne?
Zapewniam, że to nie jest złośliwość, po prostu usiłuję zrozumieć co dzieje się w głowie osób, które zdradzają, a potem przychodzi opamiętanie i skrucha, o ile oczywiście przychodzi.
adela 07
W moim przypadku wszystkie moje starania, skrucha, przyznanie się do winy są jak najbardziej szczere z mojej strony. Wyrządziłam mojemu mężowi ogromną krzywdę, wiem o tym. I będę żałować tego do końca moich dni. Dzień w którym mój mąż odkrył mój romans był swoistego rodzaju końcem świata dla nas, naszej rodziny i naszego małżeństwa. I to co się później działo... to coś strasznego... te awantury... przesłuchania...ból psychiczny i fizyczny mojego męża, utrata wagi...nie wiem ile kg... patrzeć na jego cierpienie...nie mogłam tego znieść, przepraszałam wiele wiele razy... pomogła terapia...choć było bardzo trudno... po ok. pół roku miałam dość tego kajania... bo ile można... czułam bezsilność...pomogła terapia dla par i spotkania z Panią psycholog.
Cały czas walczymy...i jesteśmy na bardzo dobrej drodze...
Codziennie walczę o odzyskanie jego zaufania, myślę, że on widzi moje starania i to, że jestem z nim szczera.
Anno piszesz o przeprosinach dla męża i zadośćuczynieniu dla niego, o jego cierpieniu i bólu psychicznym, o jego stracie, a czy w związku z tym romansem, w który się wdałaś, masz za co przepraszać także SIEBIE? NIE jako żona, czy matka, ale TY jako człowiek.
Będę Ci bardzo wdzięczny za odpowiedź.
135 2022-04-03 01:02:05 Ostatnio edytowany przez Anna0906 (2022-04-03 01:06:56)
Olinko,
Między nami było źle od ok. 3 lat, dużo by tu opowiadać..., czułam się niedoceniana i nie kochana przez męża, relacja między nami zaczęła być coraz bardziej chłodna, brakowało mi takich prozaicznych rzeczy np. wysłałam mężowi smsa o treści: "miłego dnia", ale już nie otrzymałam odpowiedzi i tak było coraz częściej (mąż tłumaczył się, że nie lubi pisać smsów, nie patrzył na to, że może miło by było żonie coś odpisać), doszło nawet do tego, że miałam wrażenie, że irytuję go samą swoją obecnością i tym co mówię (co potwierdził u Pani psycholog) i jak się w ogóle odzywam tj. za głośno - zawsze miał z tym problem i nie potrafił zaakceptować tego przez 14 lat naszego małżeństwa, a ja mam po prostu donośny głos. Sex był, orgazmy były, ale czułam się jak dmuchana lala - mogłam odciąć się od pasa w dół i wypiąć tyłek. Poza tym nie było żadnego pożądania, gra wstępna wiecznie taka sama, pomimo tego, że mówiłam dotykaj mnie tak czy tak...
Przed zdradą w ogóle nie zastanawiałam się jak to na nas zadziała, nie myślałam o tym.
123sprawdzam
Ja jako człowiek mam wrażenie, że jestem nic nie warta skoro tak mogłam zrobić, jestem po prostu złym człowiekiem, bo dobrzy ludzie tak nie postępują. Bardzo źle wewnętrznie się z tym czułam i czuję do tej pory i nie jako kobieta czy żona, ale właśnie jako człowiek. Chociaż przed zdradą były dni, że też czułam się jak bym za wiele nie znaczyła, ale to ze wzgledu na sytuacje między mna a moim mężem, która wtedy się działa.
Przed zdradą w ogóle nie zastanawiałam się jak to na nas zadziała, nie myślałam o tym.
Pamiętasz, w którym momencie coś się zmieniło? To stało się natychmiast po odkryciu zdrady czy nieco później, kiedy zobaczyłaś jakie to niesie ze sobą konsekwencje? Przestraszyłaś się tego, co Cię czeka, czy jednak bardziej przeraził Cię sam fakt, że o sobie samej dowiedziałaś się czegoś, co niekoniecznie jest przyjemną świadomością?
Ja jako człowiek mam wrażenie, że jestem nic nie warta skoro tak mogłam zrobić, jestem po prostu złym człowiekiem, bo dobrzy ludzie tak nie postępują. Bardzo źle wewnętrznie się z tym czułam i czuję do tej pory i nie jako kobieta czy żona, ale właśnie jako człowiek.
Jak sądzisz, co musiałoby się zdarzyć, żebyś umiała sobie wybaczyć? To może być wybaczenie ze strony męża?
Olinko,
Między nami było źle od ok. 3 lat, dużo by tu opowiadać..., czułam się niedoceniana i nie kochana przez męża, relacja między nami zaczęła być coraz bardziej chłodna, brakowało mi takich prozaicznych rzeczy np. wysłałam mężowi smsa o treści: "miłego dnia", ale już nie otrzymałam odpowiedzi i tak było coraz częściej (mąż tłumaczył się, że nie lubi pisać smsów, nie patrzył na to, że może miło by było żonie coś odpisać), doszło nawet do tego, że miałam wrażenie, że irytuję go samą swoją obecnością i tym co mówię (co potwierdził u Pani psycholog) i jak się w ogóle odzywam tj. za głośno - zawsze miał z tym problem i nie potrafił zaakceptować tego przez 14 lat naszego małżeństwa, a ja mam po prostu donośny głos. Sex był, orgazmy były, ale czułam się jak dmuchana lala - mogłam odciąć się od pasa w dół i wypiąć tyłek. Poza tym nie było żadnego pożądania, gra wstępna wiecznie taka sama, pomimo tego, że mówiłam dotykaj mnie tak czy tak...
Przed zdradą w ogóle nie zastanawiałam się jak to na nas zadziała, nie myślałam o tym.123sprawdzam
Ja jako człowiek mam wrażenie, że jestem nic nie warta skoro tak mogłam zrobić, jestem po prostu złym człowiekiem, bo dobrzy ludzie tak nie postępują. Bardzo źle wewnętrznie się z tym czułam i czuję do tej pory i nie jako kobieta czy żona, ale właśnie jako człowiek. Chociaż przed zdradą były dni, że też czułam się jak bym za wiele nie znaczyła, ale to ze wzgledu na sytuacje między mna a moim mężem, która wtedy się działa.
Dziękuję Ci Anno za tak szczerą odpowiedź. Powiem Ci szczerze, że nie spodziewałem się czegoś takiego usłyszeć i jestem trochę w szoku.
Anno, kiedyś pisałaś tak:
"Tak więc moi drodzy - nie sprawdziła się żadna z Waszych hipotez - nie napiszę co mam zrobić bo zdradziłam męża po imprezie firmowej i mam problem bo do niczego nie doszło i nie dojdzie. Wg. mnie muszę generalnie zakończyć tę relację, która oparta jest na nie wiadomo czym, a on momentami zachowuje się jak gówniarz - takie moje zdanie. Nie ukrywam, że jest mi bardzo ciężko, nie wiem jak dalej będę funkcjonować w pracy, ale muszę się nauczyć pracować jak wczesniej, bez żadnego zaangażowania"
Wydawało się że dasz radę..Co poszło nie tak?
Anna0906 napisał/a:Przed zdradą w ogóle nie zastanawiałam się jak to na nas zadziała, nie myślałam o tym.
Pamiętasz, w którym momencie coś się zmieniło? To stało się natychmiast po odkryciu zdrady czy nieco później, kiedy zobaczyłaś jakie to niesie ze sobą konsekwencje?
W moim przypadku w momencie kiedy mąż mi powiedział, że wie o tym kimś poczułam jakby ktoś mi wiadro zimnej wody na głowę wylał, w tym samym momencie dotarło do mnie co zrobiłam, że skrzywdziłam całą moją rodzinę...
Przestraszyłaś się tego, co Cię czeka, czy jednak bardziej przeraził Cię sam fakt, że o sobie samej dowiedziałaś się czegoś, co niekoniecznie jest przyjemną świadomością?
Wszystko razem, w jednym momencie miałam w głowie milion myśli tak różnych, że trudno jest mi to opisać...
Anna0906 napisał/a:Ja jako człowiek mam wrażenie, że jestem nic nie warta skoro tak mogłam zrobić, jestem po prostu złym człowiekiem, bo dobrzy ludzie tak nie postępują. Bardzo źle wewnętrznie się z tym czułam i czuję do tej pory i nie jako kobieta czy żona, ale właśnie jako człowiek.
Jak sądzisz, co musiałoby się zdarzyć, żebyś umiała sobie wybaczyć? To może być wybaczenie ze strony męża?
Na razie nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie bo nie znam odpowiedzi. Zastanawiałam się nad pójściem do spowiedzi, bo jeżeli Ten Ktoś na Górze mi wybaczy, to może ja sobie również wybaczę.
Mąż twierdzi, że już mi wybaczył.
Anna0906 napisał/a:Olinko,
Między nami było źle od ok. 3 lat, dużo by tu opowiadać..., czułam się niedoceniana i nie kochana przez męża, relacja między nami zaczęła być coraz bardziej chłodna, brakowało mi takich prozaicznych rzeczy np. wysłałam mężowi smsa o treści: "miłego dnia", ale już nie otrzymałam odpowiedzi i tak było coraz częściej (mąż tłumaczył się, że nie lubi pisać smsów, nie patrzył na to, że może miło by było żonie coś odpisać), doszło nawet do tego, że miałam wrażenie, że irytuję go samą swoją obecnością i tym co mówię (co potwierdził u Pani psycholog) i jak się w ogóle odzywam tj. za głośno - zawsze miał z tym problem i nie potrafił zaakceptować tego przez 14 lat naszego małżeństwa, a ja mam po prostu donośny głos. Sex był, orgazmy były, ale czułam się jak dmuchana lala - mogłam odciąć się od pasa w dół i wypiąć tyłek. Poza tym nie było żadnego pożądania, gra wstępna wiecznie taka sama, pomimo tego, że mówiłam dotykaj mnie tak czy tak...
Przed zdradą w ogóle nie zastanawiałam się jak to na nas zadziała, nie myślałam o tym.123sprawdzam
Ja jako człowiek mam wrażenie, że jestem nic nie warta skoro tak mogłam zrobić, jestem po prostu złym człowiekiem, bo dobrzy ludzie tak nie postępują. Bardzo źle wewnętrznie się z tym czułam i czuję do tej pory i nie jako kobieta czy żona, ale właśnie jako człowiek. Chociaż przed zdradą były dni, że też czułam się jak bym za wiele nie znaczyła, ale to ze wzgledu na sytuacje między mna a moim mężem, która wtedy się działa.Dziękuję Ci Anno za tak szczerą odpowiedź. Powiem Ci szczerze, że nie spodziewałem się czegoś takiego usłyszeć i jestem trochę w szoku.
Wiem, że to może szokować, ale ja tak się właśnie czuję.
Anno, kiedyś pisałaś tak:
"Tak więc moi drodzy - nie sprawdziła się żadna z Waszych hipotez - nie napiszę co mam zrobić bo zdradziłam męża po imprezie firmowej i mam problem bo do niczego nie doszło i nie dojdzie. Wg. mnie muszę generalnie zakończyć tę relację, która oparta jest na nie wiadomo czym, a on momentami zachowuje się jak gówniarz - takie moje zdanie. Nie ukrywam, że jest mi bardzo ciężko, nie wiem jak dalej będę funkcjonować w pracy, ale muszę się nauczyć pracować jak wczesniej, bez żadnego zaangażowania"
Wydawało się że dasz radę..Co poszło nie tak?
Relacja o której wtedy pisałam faktycznie się zakończyła. To było głupie zauroczenie, które równie szybko przyszło i równie szybko poszło. Nic się wtedy nie wydarzyło. Może wtedy jeszcze miałam wrażenie, że coś znaczę dla mojego męża dlatego w to nie weszłam.
Zdrada o której pisałam pojawiła się w ub. roku, gdzie ten gość po prostu mnie wyczuł, sam się żalił jak to ma złą żonę itd., ja w swoim małżeństwie byłam tylko matką, sprzątaczką, praczką itp. no i stało się...
142 2022-04-03 02:05:28 Ostatnio edytowany przez 123Sprawdzam (2022-04-03 02:16:44)
123Sprawdzam napisał/a:Anna0906 napisał/a:Olinko,
Między nami było źle od ok. 3 lat, dużo by tu opowiadać..., czułam się niedoceniana i nie kochana przez męża, relacja między nami zaczęła być coraz bardziej chłodna, brakowało mi takich prozaicznych rzeczy np. wysłałam mężowi smsa o treści: "miłego dnia", ale już nie otrzymałam odpowiedzi i tak było coraz częściej (mąż tłumaczył się, że nie lubi pisać smsów, nie patrzył na to, że może miło by było żonie coś odpisać), doszło nawet do tego, że miałam wrażenie, że irytuję go samą swoją obecnością i tym co mówię (co potwierdził u Pani psycholog) i jak się w ogóle odzywam tj. za głośno - zawsze miał z tym problem i nie potrafił zaakceptować tego przez 14 lat naszego małżeństwa, a ja mam po prostu donośny głos. Sex był, orgazmy były, ale czułam się jak dmuchana lala - mogłam odciąć się od pasa w dół i wypiąć tyłek. Poza tym nie było żadnego pożądania, gra wstępna wiecznie taka sama, pomimo tego, że mówiłam dotykaj mnie tak czy tak...
Przed zdradą w ogóle nie zastanawiałam się jak to na nas zadziała, nie myślałam o tym.123sprawdzam
Ja jako człowiek mam wrażenie, że jestem nic nie warta skoro tak mogłam zrobić, jestem po prostu złym człowiekiem, bo dobrzy ludzie tak nie postępują. Bardzo źle wewnętrznie się z tym czułam i czuję do tej pory i nie jako kobieta czy żona, ale właśnie jako człowiek. Chociaż przed zdradą były dni, że też czułam się jak bym za wiele nie znaczyła, ale to ze wzgledu na sytuacje między mna a moim mężem, która wtedy się działa.Dziękuję Ci Anno za tak szczerą odpowiedź. Powiem Ci szczerze, że nie spodziewałem się czegoś takiego usłyszeć i jestem trochę w szoku.
Wiem, że to może szokować, ale ja tak się właśnie czuję.
A czy już odkryłaś, co w SOBIE musisz teraz zmienić, żeby już nigdy w życiu TAK się nie czuć? Żeby się stać lepszą wersją SIEBIE?
A jeżeli nie ... To na co jeszcze czekasz dziewczyno?!
Wielu zdradzonych powinno przeczytać posty Anny, żeby zobaczyć jak MUSIALABY zachowywać się zdradzająca strona, żeby mieć szansę sklejać związek po zdradzie.
Przeciez sytuacja Anny nie ma nic do tematu o którym mowa w wątku.
Ona nie tyle zdradziła, co się puściła w odwecie za zle zycie z męzem.
To nie był romans który rozwala tu w wielu wątkach małżeństwa czy wieloletnie związki.
Sama pisze, że nie zaangażowała głowy, że czuła się jak dmuchana lala.
Krzywdę zrobiła przede wszystkim sobie.
Tego typu zdradę to można jeszcze przepracować. To nie jest to samo co w wielu przypadkach tutaj.
Do tego zdradzonym jest potrzebne to zadośćuczynienie, jako potwierdzenie że zdradzający sam uznaje to za pomyłkę.
Ale częściej nie uznaje, nawet jak romans nie przerodził się w związek. Po zdradzie nie ma skruchy ale fala nienawiści.
Jeżeli Anna sorry puściła się z niedowartosciowania to może będzie wierna.
Jeśli mąż jest od niej wiele dojrzalszy to nie odda pięknym za nadobne.
Jeśli zrobiła to dla seksu, zrobi to ponownie.
Przeciez sytuacja Anny nie ma nic do tematu o którym mowa w wątku.
Ona nie tyle zdradziła, co się puściła w odwecie za zle zycie z męzem.
To nie był romans który rozwala tu w wielu wątkach małżeństwa czy wieloletnie związki.
Sama pisze, że nie zaangażowała głowy, że czuła się jak dmuchana lala.
Krzywdę zrobiła przede wszystkim sobie.
Tego typu zdradę to można jeszcze przepracować. To nie jest to samo co w wielu przypadkach tutaj.
Do tego zdradzonym jest potrzebne to zadośćuczynienie,jako potwierdzenie że zdradzający sam uznaje to za pomyłkę.
Ale częściej nie uznaje, nawet jak romans nie przerodził się w związek. Po zdradzie nie ma skruchy ale fala nienawiści.
Jeżeli Anna sorry puściła się z niedowartosciowania to może będzie wierna.
Jeśli mąż jest od niej wiele dojrzalszy to nie odda pięknym za nadobne.
Jeśli zrobiła to dla seksu, zrobi to ponownie.
Tak, zgadzam się.
W dodatku historia Anny nie przeczy myśli Noben, że zdrada bierze się z jakiś braków, czegoś, ćzego zdradzony swoim postępowaniem nie dostarczył.
123Sprawdzam, by the way, może dla Ciebie 3 półki butów to wystarczająco, ja mam dwie dwumetrowe szafy butów i co sezon kupuję kilka par...
WindyBoy, ja to bym marzyła, by zdradzający to przeczytali. I nie tylko to, a inne posty również, te, opisujące, co czuje człowiek zdradzony, czego oczekuje.
Anna, Oprócz tego, jak się teraz czujesz, jako człowiek, co czujesz do męża i jak czunesz się jako żona teraz? Przed zdradą czułaś, jakbyś za wiele nie znaczyła, niedoceniana i niekochana. Teraz już tego nie czujesz? Dlaczego właściwie zostałaś, gdy się wydało? I wcześniej, przed, gdy było Ci tak bardzo źle, nie odeszłaś.
Czy ta pierwsza relacja to, wg Ciebie, też zdrada? O niej mąż wie?
Anna0906 napisał/a:123Sprawdzam napisał/a:Dziękuję Ci Anno za tak szczerą odpowiedź. Powiem Ci szczerze, że nie spodziewałem się czegoś takiego usłyszeć i jestem trochę w szoku.
Wiem, że to może szokować, ale ja tak się właśnie czuję.
A czy już odkryłaś, co w SOBIE musisz teraz zmienić, żeby już nigdy w życiu TAK się nie czuć? Żeby się stać lepszą wersją SIEBIE?
A jeżeli nie ... To na co jeszcze czekasz dziewczyno?!
Myślę, że bardzo dużo zależy teraz od relacji w moim małżeństwie i od podejścia mojego męża. Tylko on może pomóc mi odbudować moje własne poczucie wartości i pokazać, że jednak jestem coś warta (choć już mi o tym mówił i dodał mi tym skrzydeł, bo jak wspomniałam miałam inne zdanie o sobie).
Musiałam zmienić swoje zachowanie względem niego i dzieci, wcześniej byłam trochę egoistką, teraz myślę, że aż za bardzo co również spowodowało takie a nie inne podejście mojego męża do mnie, tak więc coś wynikało z czegoś, to był długi proces, który spowodował kryzys w naszym związku no i stało się to co się stało...
Teraz cały czas pracuję nad sobą, staram się być bardziej ciepłą osobą dla mojej rodziny co jak widzę, przynosi efekty.
Przeciez sytuacja Anny nie ma nic do tematu o którym mowa w wątku.
Ona nie tyle zdradziła, co się puściła w odwecie za zle zycie z męzem.
To nie był romans który rozwala tu w wielu wątkach małżeństwa czy wieloletnie związki.
Sama pisze, że nie zaangażowała głowy, że czuła się jak dmuchana lala.
Krzywdę zrobiła przede wszystkim sobie.
Tego typu zdradę to można jeszcze przepracować. To nie jest to samo co w wielu przypadkach tutaj.
Do tego zdradzonym jest potrzebne to zadośćuczynienie,jako potwierdzenie że zdradzający sam uznaje to za pomyłkę.
Ale częściej nie uznaje, nawet jak romans nie przerodził się w związek. Po zdradzie nie ma skruchy ale fala nienawiści.
Jeżeli Anna sorry puściła się z niedowartosciowania to może będzie wierna.
Jeśli mąż jest od niej wiele dojrzalszy to nie odda pięknym za nadobne.
Jeśli zrobiła to dla seksu, zrobi to ponownie.
Elu
Ja pisałam kilka postów wcześniej swoje zdanie na temat w tytule. Od tego zaczęłam swoją historię.
Ja nie puściłam się za złe życie z mężem - to nie był jednorazowy wyskok, a romans, który trwał 2 m-ce, który odkrył mój mąż, będący skutkiem tego co od 3 lat działo się w moim małżeństwie. Bo pojawił się człowiek, który zobaczył we mnie kobietę, nie tylko żonę i matkę, któremu nie musiałam przypominać dzień wcześniej i sugerować, że jutro mam urodziny, bo sam o tym nie pamiętał, który potrafił mi napisać rano: dzień dobry skarbie, który się angażował troszkę więcej niż tylko chłodny buziak na pożegnanie przed wyjściem do pracy, który jak dotknął mojej ręki to robiło mi się gorąco itd. itp. I tylko Bóg jeden wie ile by jeszcze trwał gdyby nie TEN DZIEŃ w którym mój mąż odkrył nasza korespondencję.
Ja się czułam jak dmuchana lala - w swoim małżeństwie, nie romansie.
Krzywdę zrobiłam sobie - to fakt, ale mam wrażenie, że większa krzywdę zrobiłam mężowi - zaburzyłam jego poczucie wartości przede wszystkim jako mężczyzny, nie jest już tym samym człowiekiem co kiedyś, nie jest już tak pewny siebie. Wiele też zaprzepaściłam, choć cały czas walczę i próbuję odbudować.
Generalnie w tej chwili moje zdanie na temat zdrady jest takie, że NIE MA NIC GORSZEGO, swoje przeszłam i na pewno nie wpakuję się po raz kolejny w coś takiego - chciałabym mieć spokojne i poukładane życie z człowiekiem którego naprawdę KOCHAM i który kocha mnie, bo gdyby było inaczej "nie było by go tu, ze mną" (to są słowa mojego męża).
Czy on mnie nie zdradzi? Trudno powiedzieć. On twierdzi, że miał wiele okazji już i "takie dupy były" i on nie skorzystał. Czy tak faktycznie było - nie wiem i nigdy sie nie dowiem i w obecnej sytuacji nie chcę nawet wiedzieć. Wydaje mi się, że jest bardziej dojrzalszy niż ja, choć przez to doświadczenie mi również tej dojrzałości przybyło.
123Sprawdzam napisał/a:Anna0906 napisał/a:Wiem, że to może szokować, ale ja tak się właśnie czuję.
A czy już odkryłaś, co w SOBIE musisz teraz zmienić, żeby już nigdy w życiu TAK się nie czuć? Żeby się stać lepszą wersją SIEBIE?
A jeżeli nie ... To na co jeszcze czekasz dziewczyno?!
Myślę, że bardzo dużo zależy teraz od relacji w moim małżeństwie i od podejścia mojego męża. Tylko on może pomóc mi odbudować moje własne poczucie wartości i pokazać, że jednak jestem coś warta (choć już mi o tym mówił i dodał mi tym skrzydeł, bo jak wspomniałam miałam inne zdanie o sobie).
Musiałam zmienić swoje zachowanie względem niego i dzieci, wcześniej byłam trochę egoistką, teraz myślę, że aż za bardzo co również spowodowało takie a nie inne podejście mojego męża do mnie, tak więc coś wynikało z czegoś, to był długi proces, który spowodował kryzys w naszym związku no i stało się to co się stało...
Teraz cały czas pracuję nad sobą, staram się być bardziej ciepłą osobą dla mojej rodziny co jak widzę, przynosi efekty.
Aniu, to się nie "stało" samo. Z Twoich postów widać olbrzymią chęć odbudowy związku, ale nie umniejszaj nigdy tego, co zrobiłaś (zwłaszcza wobec męża). To bardzo rani.
150 2022-04-03 08:53:02 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-04-03 08:55:58)
Jeżeli czynisz męża odpowiedzialnym za Twoje poczucie wartosci to niestety długa droga jeszcze przed Tobą na terapii indywidualnej chyba..
Zwalasz na barki męża olbrzymia odpowiedzialność.
A z siebie jak Windy napisal: zdejmujesz.
Ela210 napisał/a:Przeciez sytuacja Anny nie ma nic do tematu o którym mowa w wątku.
Ona nie tyle zdradziła, co się puściła w odwecie za zle zycie z męzem.
To nie był romans który rozwala tu w wielu wątkach małżeństwa czy wieloletnie związki.
Sama pisze, że nie zaangażowała głowy, że czuła się jak dmuchana lala.
Krzywdę zrobiła przede wszystkim sobie.
Tego typu zdradę to można jeszcze przepracować. To nie jest to samo co w wielu przypadkach tutaj.
Do tego zdradzonym jest potrzebne to zadośćuczynienie,jako potwierdzenie że zdradzający sam uznaje to za pomyłkę.
Ale częściej nie uznaje, nawet jak romans nie przerodził się w związek. Po zdradzie nie ma skruchy ale fala nienawiści.
Jeżeli Anna sorry puściła się z niedowartosciowania to może będzie wierna.
Jeśli mąż jest od niej wiele dojrzalszy to nie odda pięknym za nadobne.
Jeśli zrobiła to dla seksu, zrobi to ponownie.Tak, zgadzam się.
W dodatku historia Anny nie przeczy myśli Noben, że zdrada bierze się z jakiś braków, czegoś, ćzego zdradzony swoim postępowaniem nie dostarczył.
123Sprawdzam, by the way, może dla Ciebie 3 półki butów to wystarczająco, ja mam dwie dwumetrowe szafy butów i co sezon kupuję kilka par...
Ja cały czas podkreślam, że zdrada ma dwa oblicza - jednorazowego wyskoku i romansu trwającego dłuższy czas. I czym innym jest jednorazowy wyskok po imprezie, po alkoholu, którego oczywiście nikt nie pochwala, ale łatwiej jest wybaczyć i wytłumaczyć takie zachowanie. A czym innym romans, będący najczęściej wynikiem jakiś złych zachowań i braków w małżeństwie, trwający dłuższy czy krótszy czas gdzie jest również swoistego rodzaju zaangażowanie emocjonalne, który w moim przypadku zakończył się jednego dnia, również emocjonalnie.
Symbi napisał/a:Ela210 napisał/a:Przeciez sytuacja Anny nie ma nic do tematu o którym mowa w wątku.
Ona nie tyle zdradziła, co się puściła w odwecie za zle zycie z męzem.
To nie był romans który rozwala tu w wielu wątkach małżeństwa czy wieloletnie związki.
Sama pisze, że nie zaangażowała głowy, że czuła się jak dmuchana lala.
Krzywdę zrobiła przede wszystkim sobie.
Tego typu zdradę to można jeszcze przepracować. To nie jest to samo co w wielu przypadkach tutaj.
Do tego zdradzonym jest potrzebne to zadośćuczynienie,jako potwierdzenie że zdradzający sam uznaje to za pomyłkę.
Ale częściej nie uznaje, nawet jak romans nie przerodził się w związek. Po zdradzie nie ma skruchy ale fala nienawiści.
Jeżeli Anna sorry puściła się z niedowartosciowania to może będzie wierna.
Jeśli mąż jest od niej wiele dojrzalszy to nie odda pięknym za nadobne.
Jeśli zrobiła to dla seksu, zrobi to ponownie.Tak, zgadzam się.
W dodatku historia Anny nie przeczy myśli Noben, że zdrada bierze się z jakiś braków, czegoś, ćzego zdradzony swoim postępowaniem nie dostarczył.
123Sprawdzam, by the way, może dla Ciebie 3 półki butów to wystarczająco, ja mam dwie dwumetrowe szafy butów i co sezon kupuję kilka par...Ja cały czas podkreślam, że zdrada ma dwa oblicza - jednorazowego wyskoku i romansu trwającego dłuższy czas. I czym innym jest jednorazowy wyskok po imprezie, po alkoholu, którego oczywiście nikt nie pochwala, ale łatwiej jest wybaczyć i wytłumaczyć takie zachowanie. A czym innym romans, będący najczęściej wynikiem jakiś złych zachowań i braków w małżeństwie, trwający dłuższy czy krótszy czas gdzie jest również swoistego rodzaju zaangażowanie emocjonalne, który w moim przypadku zakończył się jednego dnia, również emocjonalnie.
Te jednorazowe też mogą brać sie z braków - znam faceta, któremu żona nie chciała loda zrobić, więc jak się nadarzyła okazja, to miał tego loda z koleżanką, z ciekawości jak to jest. Brak loda w małżeństwie= też jakieś braki.
WindyBoy, ja to bym marzyła, by zdradzający to przeczytali. I nie tylko to, a inne posty również, te, opisujące, co czuje człowiek zdradzony, czego oczekuje.
Anna, Oprócz tego, jak się teraz czujesz, jako człowiek, co czujesz do męża i jak czunesz się jako żona teraz? Przed zdradą czułaś, jakbyś za wiele nie znaczyła, niedoceniana i niekochana. Teraz już tego nie czujesz? Dlaczego właściwie zostałaś, gdy się wydało? I wcześniej, przed, gdy było Ci tak bardzo źle, nie odeszłaś.
Czy ta pierwsza relacja to, wg Ciebie, też zdrada? O niej mąż wie?
W tej chwili czuję, że naprawdę go kocham i zależy mi na nim. Bo zaczęłam dostrzegać w nim coś czego wcześniej nie widziałam, bo dotarło do mnie, że w 99% przypadków facet odchodzi i nie patrzy na nic, a mój mąż ze mną został, chociaż sam powiedział, że dziwi się sam sobie, że co on ze mną robi...
Widzę obecnie o wiele większe zaangażowanie emocjonalne ze strony mojego męża niż wcześniej, widzę, że on też się stara. Nie słyszę już, że "nic nie robię" itd.
Poza tym my wbrew temu co nas różni mamy wiele takich samych poglądów, wiele takich samych rzeczy nam się podoba, bardzo często łapiemy się na tym, że myślimy o danej rzeczy w tym samym momencie, czasami wręcz telepatycznie z czego się wręcz śmiejemy.
Nie czuję się już tak jak wtedy bo mój mąż pokazuje mi teraz, że nie miałam racji.
Zostałam bo dotarło do mnie co zrobiłam, że najważniejszy jest mój mąż i nasze dzieci, tak naprawdę tamten związek nie był niczym ważnym, że nie chcę być z tamtym człowiekiem. Że są wartości większe i ważniejsze od własnego "ja" i własnych potrzeb.
O tej pierwszej relacji mąż nie wie, nie chcę i nie zamierzam mu nic mówić, jemu już wystarczy cierpienia, to się zakończyło. Sama psychicznie musiałam się z tym zmierzyć. Tak, to wg. mnie zdrada, emocjonalna, bo powinnam tamtemu powiedzieć, żeby spadał na drzewo, a dawałam sie podejść jak jakaś małolata.
Anna0906 napisał/a:123Sprawdzam napisał/a:A czy już odkryłaś, co w SOBIE musisz teraz zmienić, żeby już nigdy w życiu TAK się nie czuć? Żeby się stać lepszą wersją SIEBIE?
A jeżeli nie ... To na co jeszcze czekasz dziewczyno?!
Myślę, że bardzo dużo zależy teraz od relacji w moim małżeństwie i od podejścia mojego męża. Tylko on może pomóc mi odbudować moje własne poczucie wartości i pokazać, że jednak jestem coś warta (choć już mi o tym mówił i dodał mi tym skrzydeł, bo jak wspomniałam miałam inne zdanie o sobie).
Musiałam zmienić swoje zachowanie względem niego i dzieci, wcześniej byłam trochę egoistką, teraz myślę, że aż za bardzo co również spowodowało takie a nie inne podejście mojego męża do mnie, tak więc coś wynikało z czegoś, to był długi proces, który spowodował kryzys w naszym związku no i stało się to co się stało...
Teraz cały czas pracuję nad sobą, staram się być bardziej ciepłą osobą dla mojej rodziny co jak widzę, przynosi efekty.Aniu, to się nie "stało" samo. Z Twoich postów widać olbrzymią chęć odbudowy związku, ale nie umniejszaj nigdy tego, co zrobiłaś (zwłaszcza wobec męża). To bardzo rani.
Wiem, że nie stało się samo. Przede wszystkim to moja wina, ja w to weszłam, choć nie powinnam. Teraz o tym wiem. Nie umniejszam swojej winy. Tak jak napisałam - ja również w tym małżeństwie byłam egoistką, w pewnym momencie za bardzo myślałam o sobie a za mało o innych, co również zarzucał mi mój i miał rację. Widzę to, dlatego teraz staram się być innym, lepszym człowiekiem, przede wszystkim dla niego.
Jeżeli czynisz męża odpowiedzialnym za Twoje poczucie wartosci to niestety długa droga jeszcze przed Tobą na terapii indywidualnej chyba..
Zwalasz na barki męża olbrzymia odpowiedzialność.
A z siebie jak Windy napisal: zdejmujesz.
Ja nie zwalam w pełni odpowiedzialności na męża za moje poczucie własnej wartości, choć zachowanie mojego męża, a właściwie jego brak znacznie wpłynął i mnie powoli utwierdzał w pewnych przekonaniach. Miał na nie wpływ. Jeżeli przez dłuższy czas czujesz się dla kogoś nieatrakcyjna, nigdy nie usłyszysz, że ładnie w czymś wyglądasz, czy ten ktoś traktuje obowiązek małżeński z Tobą jak rutynę, to uwierz, ale bardzo wpływa to na własne poczucie wartości. I żeby nie wiem jak wysokie było, w pewnym momencie spadnie.
Anna0906 napisał/a:Symbi napisał/a:Tak, zgadzam się.
W dodatku historia Anny nie przeczy myśli Noben, że zdrada bierze się z jakiś braków, czegoś, ćzego zdradzony swoim postępowaniem nie dostarczył.
123Sprawdzam, by the way, może dla Ciebie 3 półki butów to wystarczająco, ja mam dwie dwumetrowe szafy butów i co sezon kupuję kilka par...Ja cały czas podkreślam, że zdrada ma dwa oblicza - jednorazowego wyskoku i romansu trwającego dłuższy czas. I czym innym jest jednorazowy wyskok po imprezie, po alkoholu, którego oczywiście nikt nie pochwala, ale łatwiej jest wybaczyć i wytłumaczyć takie zachowanie. A czym innym romans, będący najczęściej wynikiem jakiś złych zachowań i braków w małżeństwie, trwający dłuższy czy krótszy czas gdzie jest również swoistego rodzaju zaangażowanie emocjonalne, który w moim przypadku zakończył się jednego dnia, również emocjonalnie.
Te jednorazowe też mogą brać sie z braków - znam faceta, któremu żona nie chciała loda zrobić, więc jak się nadarzyła okazja, to miał tego loda z koleżanką, z ciekawości jak to jest. Brak loda w małżeństwie= też jakieś braki.
I nie rozmawiał z żoną na ten temat dlaczego ona nie chce mu tego loda robić? Pytam z ciekawości. Widzisz ja teraz po swoich przejściach próbuję szukać przyczyny i rozwiązać problem, nawet wydawałoby się tak prozaiczny jak brak loda
Anno
Chciałam podziękować Ci za szczerość.
Czytając Twoje wpisy widać w nich prawdziwa chęć odbudowy, i zrozumienie uczuć męża.
Skoro Twój mąż stwierdził, że wybaczył, to jest szansa że Wam się uda. Jeśli Go to już nie boli, jeśli widzi Twoja skruchę, to pozostaje jeszcze Twoja praca na terapii. Życzę powodzenia.
No właśnie o tym piszę.
ty piszesz o sobie że byłaś egoistką, ale wciąż jest lista rzeczy które to mąż powinien zrobić żebyś Ty się lepiej poczuła.
Są jakieś rzeczy które Ty zmieniłaś u siebie?
No jeśli romans był dlatego ,że czułaś się niedoceniana przez męża i nieatrakcyjna to pytanie czy naprawdę się taka czujesz i czy to od męża zależy?
No chyba ze precyzyjnie to chodzi o to, że zasłużyłaś na więcej od mężczyzny niż mąż Ci dawał i wzięłaś to od innego.
Tylko ,że wtedy romans byłby sprawiedliwością a nie błędem.
Więc ważne by byc szczerym że sobą w tym.
Więc może lepiej nie kajać do w takim przypadku nieszczerze, bo to nielogiczne.
W Twoim przypadku kluczowa jest odpowiedź na pytanie czy faktycznie po tym wszystkim uznajesz męża za najlepszego dla Ciebie mężczyznę czy po prostu najlepszą opcję jaką masz teraz.
Jak by nie było dzieci, byłabyś z nim?
159 2022-04-03 10:31:11 Ostatnio edytowany przez wieka (2022-04-03 10:32:29)
Anna, ja uważam, że nie ma usprawiedliwienia dla Twojej zdrady, /ani tego faceta od loda/.
Dominowałaś w związku, traktowałaś męża z góry, wydzierałaś się, a oczekiwałaś, że on będzie Cię nosił na rękach, nie doceniałaś, że masz dobrego męża.A te powody które podajesz, są śmieszne.
Wtedy trzeba było pójść z mężem na terapię.
Masz to szczęście, że mąż bardzo kocha dzieci
i Ciebie, ale już na pewno nie tak jak wcześniej.
Jak żona, matka dzieciom może myśleć tylko o swojej d***e... Nóż mi się w kieszeni otwiera.
Anno
Chciałam podziękować Ci za szczerość.
Czytając Twoje wpisy widać w nich prawdziwa chęć odbudowy, i zrozumienie uczuć męża.
Skoro Twój mąż stwierdził, że wybaczył, to jest szansa że Wam się uda. Jeśli Go to już nie boli, jeśli widzi Twoja skruchę, to pozostaje jeszcze Twoja praca na terapii. Życzę powodzenia.
Adelo,
Mam nadzieję, że komuś tą szczerością pomogłam. Myślę, że bardzo mało jest takich przypadków jak nasz, dlatego go opisałam. Biorę na klatę to co się stało i wyniosłam z niej ogromną życiową lekcję. Niestety kosztem swojej rodziny, ale teraz z perspektywy czasu myślę, że pomogło nam się to zbliżyć do siebie. Teraz jesteśmy na innym poziomie naszej relacji i naszego małżeństwa - przynajmniej z mojej bacznej obserwacji tak wynika. I choć zabrzmi to brutalnie i wręcz nieprawdopodobnie to w naszym przypadku chyba mogę powiedzieć, że w pewnym sensie zdrada uratowała nasze małżeństwo. Nieprawdopodobne? A jednak...
Mój mąż powiedział mi już jakiś czas temu, że mi wybaczył, ale wiem, że nie zapomniał i wiem, że go to boli, że gdzieś cały czas w nim to siedzi, widzę to. A ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ta rana na naszym związku, w naszych sercach, była kiedyś niewidoczna i nieodczuwalna.
Również życzę powodzenia i serdecznie pozdrawiam.
161 2022-04-03 10:35:08 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2022-04-03 10:36:17)
Bo właśnie na szacunek i "noszenie na rękach" trzeba sobie zasłużyć, doceniając to, co się ma i ofiarujać drugiej stronie to samo..
Zdrada jako lek na problemy? Brzmi jak nonsens, ale jeśli to komuś pomogło...
adela 07 napisał/a:Anno
Chciałam podziękować Ci za szczerość.
Czytając Twoje wpisy widać w nich prawdziwa chęć odbudowy, i zrozumienie uczuć męża.
Skoro Twój mąż stwierdził, że wybaczył, to jest szansa że Wam się uda. Jeśli Go to już nie boli, jeśli widzi Twoja skruchę, to pozostaje jeszcze Twoja praca na terapii. Życzę powodzenia.Adelo,
Mam nadzieję, że komuś tą szczerością pomogłam. Myślę, że bardzo mało jest takich przypadków jak nasz, dlatego go opisałam. Biorę na klatę to co się stało i wyniosłam z niej ogromną życiową lekcję. Niestety kosztem swojej rodziny, ale teraz z perspektywy czasu myślę, że pomogło nam się to zbliżyć do siebie. Teraz jesteśmy na innym poziomie naszej relacji i naszego małżeństwa - przynajmniej z mojej bacznej obserwacji tak wynika. I choć zabrzmi to brutalnie i wręcz nieprawdopodobnie to w naszym przypadku chyba mogę powiedzieć, że w pewnym sensie zdrada uratowała nasze małżeństwo. Nieprawdopodobne? A jednak...
Mój mąż powiedział mi już jakiś czas temu, że mi wybaczył, ale wiem, że nie zapomniał i wiem, że go to boli, że gdzieś cały czas w nim to siedzi, widzę to. A ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ta rana na naszym związku, w naszych sercach, była kiedyś niewidoczna i nieodczuwalna.
Również życzę powodzenia i serdecznie pozdrawiam.
Właśnie to, że ta zdradą była takim przełomem, że " albo w jedną albo w drugą" - zauważyłam w pewnej chwili. To bardzo kontrowersyjne, o czym wspomina Bagiennik- ale może tak drastyczny " kubeł zimnej wody" okaże się skuteczny- kto wie?
No właśnie o tym piszę.
ty piszesz o sobie że byłaś egoistką, ale wciąż jest lista rzeczy które to mąż powinien zrobić żebyś Ty się lepiej poczuła.
Są jakieś rzeczy które Ty zmieniłaś u siebie?No jeśli romans był dlatego ,że czułaś się niedoceniana przez męża i nieatrakcyjna to pytanie czy naprawdę się taka czujesz i czy to od męża zależy?
No chyba ze precyzyjnie to chodzi o to, że zasłużyłaś na więcej od mężczyzny niż mąż Ci dawał i wzięłaś to od innego.
Tylko ,że wtedy romans byłby sprawiedliwością a nie błędem.
Więc ważne by byc szczerym że sobą w tym.
Więc może lepiej nie kajać do w takim przypadku nieszczerze, bo to nielogiczne.
W Twoim przypadku kluczowa jest odpowiedź na pytanie czy faktycznie po tym wszystkim uznajesz męża za najlepszego dla Ciebie mężczyznę czy po prostu najlepszą opcję jaką masz teraz.
Jak by nie było dzieci, byłabyś z nim?
Tak, są. Stałam się osobą cieplejszą, bardziej zaangażowaną emocjonalnie, zmieniłam podejście w wielu kwestiach i wielu tematach dotyczących mojej rodziny i małżeństwa.
Kiedyś, kiedyś ja naprawdę czułam się atrakcyjną dziewczyną/ kobietą, również na początku po ślubie. Jednak proza życia codziennego i brak pewnych zachowań mojego męża w stosunku do mnie spowodował, że ta pewność siebie znacznie spadła. Ja nigdy nie podchodziłam do tego tematu w kategorii, że zasłużyłam na więcej od mężczyzny, ja tego oczekiwałam OD SWOJEGO MĘŻA, nie od innych mężczyzn. I nie dostawałam tego. Mało tego był okres czasu gdzie mój mąż potrafił mi powiedzieć, że na szacunek to ja muszę sobie zasłużyć...chyba nic więcej nie muszę dodawać.
Już dawno odpowiedziałam sobie na pytanie zadane przez Ciebie, ponieważ pracuję w otoczeniu w większości mężczyzn i widzę jak się zachowują - żaden z nich nie byłby lepszy niż mój mąż, dlatego uważam, że mój mąż jest dla mnie najlepszym mężczyzną i innego bym nie wybrała.
Gdyby nie było dzieci byłabym z nim.
Jednak poszłaś w romans z jakimiś oczekiwaniami.
Gdyby były one spełnione pewnie nie byłoby tematu ratowania małżeństwa.
Wierzę że wam jest z sobą lepiej, bo bardziej świadomie.
Ale myślę że nie zostaniecie razem gdy mąż trafi na kobietę z którą się będzie lepiej rozumiał, a nie będzie już wspólnych dzieci.
Bo tak jest w malzenstwach z rozsądku a małżeństwa po zdradzie są moim zdaniem malzenstwami z rozsądku.
Na Twoim miejscu poszlabym na terapię indywidualną, by sobie to poukładać. Czego naprawdę chcesz.
Anna, ja uważam, że nie ma usprawiedliwienia dla Twojej zdrady, /ani tego faceta od loda/.
Dominowałaś w związku, traktowałaś męża z góry, wydzierałaś się, a oczekiwałaś, że on będzie Cię nosił na rękach, nie doceniałaś, że masz dobrego męża.A te powody które podajesz, są śmieszne.
Wtedy trzeba było pójść z mężem na terapię.
Masz to szczęście, że mąż bardzo kocha dzieci
i Ciebie, ale już na pewno nie tak jak wcześniej.
Jak żona, matka dzieciom może myśleć tylko o swojej d***e... Nóż mi się w kieszeni otwiera.
A czy ja się gdzieś usprawiedliwiam? Ja tylko opisałam część rzeczy, które działy się przez dłuższy czas w moim małżeństwie, które wpłynęły na to co się stało.
Widzisz powody, które podałam są mniejszą częścią większej całości o której tu nie pisałam bo nie jest to na temat. I tak już dużo z niego zeszliśmy. Poza tym niestety niewiele o mnie wiesz. Ale łatwo się wydaje opinie o kimś, o kim nie ma się zielonego pojęcia co przeszedł w życiu czy w związku. Też tak kiedyś robiłam, od prawie roku się to zmieniło. To jest bardzo powierzchowne.
Anna, ja uważam, że nie ma usprawiedliwienia dla Twojej zdrady, /ani tego faceta od loda/.
Dominowałaś w związku, traktowałaś męża z góry, wydzierałaś się, a oczekiwałaś, że on będzie Cię nosił na rękach, nie doceniałaś, że masz dobrego męża.A te powody które podajesz, są śmieszne.
Wtedy trzeba było pójść z mężem na terapię.
Masz to szczęście, że mąż bardzo kocha dzieci
i Ciebie, ale już na pewno nie tak jak wcześniej.
Jak żona, matka dzieciom może myśleć tylko o swojej d***e... Nóż mi się w kieszeni otwiera.
A czy ja się gdzieś usprawiedliwiam? Ja tylko opisałam część rzeczy, które działy się przez dłuższy czas w moim małżeństwie, które wpłynęły na to co się stało.
Widzisz powody, które podałam są mniejszą częścią większej całości o której tu nie pisałam bo nie jest to na temat. I tak już dużo z niego zeszliśmy. Poza tym niestety niewiele o mnie wiesz. Ale łatwo się wydaje opinie o kimś, o kim nie ma się zielonego pojęcia co przeszedł w życiu czy w związku. Też tak kiedyś robiłam, od prawie roku się to zmieniło. To jest bardzo powierzchowne.
Bo właśnie na szacunek i "noszenie na rękach" trzeba sobie zasłużyć, doceniając to, co się ma i ofiarujać drugiej stronie to samo..
Zdrada jako lek na problemy? Brzmi jak nonsens, ale jeśli to komuś pomogło...
No widzisz Bagienniku ja wychodzę z założenia, że na takie rzeczy nie należy zapracowywać, albo się kogoś szanuje, za to, że po prostu jest, albo nie. Szacunek należy się każdemu. W małżeństwie też tak powinno być, to działa w dwie strony. Mi nie chodziło o noszenie na rękach, tu jest wiele innych czynników jak np. zmiana pracy, która potrafi wpłynąć na drugiego człowieka tak bardzo, że tą bliską osobę zaczyna traktować "z góry" i przez pryzmat zarobionych bądź nie pieniędzy...mam nadzieję, że tak dużo już napisałam, że reszty się domyślisz. Ja napisałam tylko o tych bardziej prozaicznych przyczynach, które wpłynęły na moje zachowanie, że stało się tak jak się stało. Były też różne inne, głębsze, w które akurat nie chcę się w tej chwili zagłębiać, chociaż może powinnam.
Nie traktuję zdrady jako lekarstwa. Ja tylko napisałam jaki jest jej wynik.
Anna0906 napisał/a:adela 07 napisał/a:Anno
Chciałam podziękować Ci za szczerość.
Czytając Twoje wpisy widać w nich prawdziwa chęć odbudowy, i zrozumienie uczuć męża.
Skoro Twój mąż stwierdził, że wybaczył, to jest szansa że Wam się uda. Jeśli Go to już nie boli, jeśli widzi Twoja skruchę, to pozostaje jeszcze Twoja praca na terapii. Życzę powodzenia.Adelo,
Mam nadzieję, że komuś tą szczerością pomogłam. Myślę, że bardzo mało jest takich przypadków jak nasz, dlatego go opisałam. Biorę na klatę to co się stało i wyniosłam z niej ogromną życiową lekcję. Niestety kosztem swojej rodziny, ale teraz z perspektywy czasu myślę, że pomogło nam się to zbliżyć do siebie. Teraz jesteśmy na innym poziomie naszej relacji i naszego małżeństwa - przynajmniej z mojej bacznej obserwacji tak wynika. I choć zabrzmi to brutalnie i wręcz nieprawdopodobnie to w naszym przypadku chyba mogę powiedzieć, że w pewnym sensie zdrada uratowała nasze małżeństwo. Nieprawdopodobne? A jednak...
Mój mąż powiedział mi już jakiś czas temu, że mi wybaczył, ale wiem, że nie zapomniał i wiem, że go to boli, że gdzieś cały czas w nim to siedzi, widzę to. A ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ta rana na naszym związku, w naszych sercach, była kiedyś niewidoczna i nieodczuwalna.
Również życzę powodzenia i serdecznie pozdrawiam.Właśnie to, że ta zdradą była takim przełomem, że " albo w jedną albo w drugą" - zauważyłam w pewnej chwili. To bardzo kontrowersyjne, o czym wspomina Bagiennik- ale może tak drastyczny " kubeł zimnej wody" okaże się skuteczny- kto wie?
W naszym przypadku mogę to tak nazwać, ale nie polecam stosować. Więcej bym już tego nie zrobiła. Lepiej walczyć normalnie, pójść na terapię, kłócić się, rzucać talerzami, ale nie zdradzać.
Nie traktuję zdrady jako lekarstwa. Ja tylko napisałam jaki jest jej wynik.
Podsumowując, Twój mąż zrozumiał jaki ma skarb w domu, jak mu się ten skarb zaczął puszczać?
Powiedziałabym, że facet ma poważny problem, ale to już jego wybór.
Ja nie twierdzę że mąż był w porządku.
Może był wobec Ciebie podły z braku miłość i.
Może Ty szukałaś poza nim bo już też tej miłość i w sobie nie znalazłaś.
Teraz może oboje stwierdziliscie ze nic lepszego nie znajdziecie i stad piszę o małżeństwie z rozsądku.
Anna0906 napisał/a:Nie traktuję zdrady jako lekarstwa. Ja tylko napisałam jaki jest jej wynik.
Podsumowując, Twój mąż zrozumiał jaki ma skarb w domu, jak mu się ten skarb zaczął puszczać?
Powiedziałabym, że facet ma poważny problem, ale to już jego wybór.
On tez normalnie skarb, przeuroczy w pożyciu, nic tylko plackiem przed nim leżeć "ale już nie otrzymałam odpowiedzi i tak było coraz częściej (mąż tłumaczył się, że nie lubi pisać smsów, nie patrzył na to, że może miło by było żonie coś odpisać), doszło nawet do tego, że miałam wrażenie, że irytuję go samą swoją obecnością i tym co mówię (co potwierdził u Pani psycholog) i jak się w ogóle odzywam tj. za głośno - zawsze miał z tym problem i nie potrafił zaakceptować tego przez 14 lat naszego małżeństwa, a ja mam po prostu donośny głos. Sex był, orgazmy były, ale czułam się jak dmuchana lala - mogłam odciąć się od pasa w dół i wypiąć tyłek. Poza tym nie było żadnego pożądania, gra wstępna wiecznie taka sama, pomimo tego, że mówiłam dotykaj mnie tak czy tak..."
Anno, a pomijając łaskę, jaką swoim (i osób na forum) zdaniem on zrobił zostając z Tobą, to mąż zdaje sobie sprawę, ze jego zachowania były - patrząc z boku - zwyczajnie wstrętne?
MagdaLena1111 napisał/a:Anna0906 napisał/a:Nie traktuję zdrady jako lekarstwa. Ja tylko napisałam jaki jest jej wynik.
Podsumowując, Twój mąż zrozumiał jaki ma skarb w domu, jak mu się ten skarb zaczął puszczać?
Powiedziałabym, że facet ma poważny problem, ale to już jego wybór.
On tez normalnie skarb, przeuroczy w pożyciu, nic tylko plackiem przed nim leżeć "ale już nie otrzymałam odpowiedzi i tak było coraz częściej (mąż tłumaczył się, że nie lubi pisać smsów, nie patrzył na to, że może miło by było żonie coś odpisać), doszło nawet do tego, że miałam wrażenie, że irytuję go samą swoją obecnością i tym co mówię (co potwierdził u Pani psycholog) i jak się w ogóle odzywam tj. za głośno - zawsze miał z tym problem i nie potrafił zaakceptować tego przez 14 lat naszego małżeństwa, a ja mam po prostu donośny głos. Sex był, orgazmy były, ale czułam się jak dmuchana lala - mogłam odciąć się od pasa w dół i wypiąć tyłek. Poza tym nie było żadnego pożądania, gra wstępna wiecznie taka sama, pomimo tego, że mówiłam dotykaj mnie tak czy tak..."
Cóż, akurat odniosłam się do jego osoby, ale masz rację, że oboje są siebie warci i na siebie „zasługują”.
Na forum pokutuje taki mit, że kobiety preferują bad-boyów, ale w tym przypadku trudno oprzeć się wrażeniu, że niektórzy panowie preferują bad-girl. Takich wystarczy zdradzać a będą kochać i szanować.
Jednak poszłaś w romans z jakimiś oczekiwaniami.
Gdyby były one spełnione pewnie nie byłoby tematu ratowania małżeństwa.
Wierzę że wam jest z sobą lepiej, bo bardziej świadomie.
Ale myślę że nie zostaniecie razem gdy mąż trafi na kobietę z którą się będzie lepiej rozumiał, a nie będzie już wspólnych dzieci.
Bo tak jest w malzenstwach z rozsądku a małżeństwa po zdradzie są moim zdaniem malzenstwami z rozsądku.
Na Twoim miejscu poszlabym na terapię indywidualną, by sobie to poukładać. Czego naprawdę chcesz.
Szczerze? Ja nie oczekiwałam nic od tego romansu, był czas, że liczyłam, że go zakończę, ale nie potrafiłam. Zaczął mnie męczyć, przede wszystkim psychicznie, a ten człowiek irytować. Dlatego dobrze się stało, że ten romans wyszedł na jaw. Szkoda tylko, że kosztem mojego męża, wolałabym, żeby ktoś znajomy gdzieś nas widział, choć i tak dotarło by to do mojego męża, ale nie odkryłby tego sam bezpośrednio.
Teraz odwrócę to co napisałaś - gdyby w moim małżeństwie wszystko grało tak jak powinno - nie byłoby romansu.
My przede wszystkim ze sobą rozmawiamy. I nie oczekujemy, tylko prosimy. Staramy się też być bardziej wyrozumiali wobec siebie. Choć małych zgrzytów nie brakuje, to staramy się podchodzić do tematów inaczej. Słuchamy siebie i swoich argumentów.
Zawsze jest takie ryzyko, że mąż może trafić na kogoś innego. Choć zakładam, że jeżeli nie zostawił mnie po zdradzie, gdzie mógł zostawić bez mrugnięcia okiem i odejść, to nie da się wciągnąć w relację z inną kobietą. Wie jak to boli, że już raz to przechodziliśmy.
174 2022-04-03 11:45:46 Ostatnio edytowany przez W Rozterkach (2022-04-03 11:47:22)
Wracając do tematu....
Proponuję wszystkim małżeństwom po przejściach kanał na YT "Affair Recovery". Jest tam bardzo dużo filmików o naprawianiu związku po zdradzie.
Jeśli chodzi o zadośćuczynienie to proponuję zacząć od tego:
Four Ways to Win the Betrayed Spouse's Heart Back
Pozdrawiam!
Jeżeli czynisz męża odpowiedzialnym za Twoje poczucie wartosci to niestety długa droga jeszcze przed Tobą na terapii indywidualnej chyba..
Zwalasz na barki męża olbrzymia odpowiedzialność.
A z siebie jak Windy napisal: zdejmujesz.
Też to tak odebrałam. Dodatkowo nawet jak mąż mówi, że nie podobają mu się jej wrzaski ona zamydla oczy, że ma donośny głos. Zamiast karmić swoje wyrzuty sumienia w nieskończoność, czas się zająć pracą nad sobą.
Anna0906 napisał/a:Nie traktuję zdrady jako lekarstwa. Ja tylko napisałam jaki jest jej wynik.
Podsumowując, Twój mąż zrozumiał jaki ma skarb w domu, jak mu się ten skarb zaczął puszczać?
Powiedziałabym, że facet ma poważny problem, ale to już jego wybór.
Problem polega na tym, że nie mia/ł jaj... Wszystko przemilczał, jak on miał okazywać uczucie, szacunek, jak było niszczone od początku charakterem i egoizmem żony.
Ta miłość to jest teraz tylko z nazwy, ale dobrze jakby udało się żyć wspólnie.
177 2022-04-03 12:36:12 Ostatnio edytowany przez batszeba (2022-04-03 12:37:45)
Problem polega na tym, że nie mia/ł jaj... Wszystko przemilczał, jak on miał okazywać uczucie, szacunek, jak było niszczone od początku charakterem i egoizmem żony.
Ta miłość to jest teraz tylko z nazwy, ale dobrze jakby udało się żyć wspólnie.
Santo subito normalnie!. Wiem, ze na tym forum zwyczajowe jest grillowanie zdradzających, ale ja w biednego misia bojącego się odezwać i wegetującego przez 14 lat pod pantoflem wrzaskliwej zony nie wierze.
wieka napisał/a:Problem polega na tym, że nie mia/ł jaj... Wszystko przemilczał, jak on miał okazywać uczucie, szacunek, jak było niszczone od początku charakterem i egoizmem żony.
Ta miłość to jest teraz tylko z nazwy, ale dobrze jakby udało się żyć wspólnie.Santo subito normalnie!. Wiem, ze na tym forum zwyczajowe jest grillowanie zdradzających, ale ja w biednego misia bojącego się odezwać i wegetującego przez 14 lat pod pantoflem wrzaskliwej zony nie wierze.
Ja wierzę i w takich mężczyzn i takie kobiety. I co ciekawe takich mężczyzn jest naprawdę sporo, którzy wolą "ataki" swoich "księżniczek" przemilczeć, zdystansować się bo to daje szansę na szybszy spokój. To często działa, zwłaszcza jak są już dzieci.
Każda dyskusja powoduje tylko wojnę i mega dyskomfort, więc lepiej ustąpić. Przecież wielu/ wiele z nas zna to z czasów bycia dzieckiem, w dorosłym życiu nic się nie zmienia.
Ela210 napisał/a:Jednak poszłaś w romans z jakimiś oczekiwaniami.
Gdyby były one spełnione pewnie nie byłoby tematu ratowania małżeństwa.
Wierzę że wam jest z sobą lepiej, bo bardziej świadomie.
Ale myślę że nie zostaniecie razem gdy mąż trafi na kobietę z którą się będzie lepiej rozumiał, a nie będzie już wspólnych dzieci.
Bo tak jest w malzenstwach z rozsądku a małżeństwa po zdradzie są moim zdaniem malzenstwami z rozsądku.
Na Twoim miejscu poszlabym na terapię indywidualną, by sobie to poukładać. Czego naprawdę chcesz.Szczerze? Ja nie oczekiwałam nic od tego romansu, był czas, że liczyłam, że go zakończę, ale nie potrafiłam. Zaczął mnie męczyć, przede wszystkim psychicznie, a ten człowiek irytować. Dlatego dobrze się stało, że ten romans wyszedł na jaw. Szkoda tylko, że kosztem mojego męża, wolałabym, żeby ktoś znajomy gdzieś nas widział, choć i tak dotarło by to do mojego męża, ale nie odkryłby tego sam bezpośrednio.
Teraz odwrócę to co napisałaś - gdyby w moim małżeństwie wszystko grało tak jak powinno - nie byłoby romansu.My przede wszystkim ze sobą rozmawiamy. I nie oczekujemy, tylko prosimy. Staramy się też być bardziej wyrozumiali wobec siebie. Choć małych zgrzytów nie brakuje, to staramy się podchodzić do tematów inaczej. Słuchamy siebie i swoich argumentów.
Zawsze jest takie ryzyko, że mąż może trafić na kogoś innego. Choć zakładam, że jeżeli nie zostawił mnie po zdradzie, gdzie mógł zostawić bez mrugnięcia okiem i odejść, to nie da się wciągnąć w relację z inną kobietą. Wie jak to boli, że już raz to przechodziliśmy.
Jeszcze wiele pracy przed Tobą Anno ,wybaczenie sobie samej na pewno będzie istotne ,ale najtrudniejsze jest dostrzec gdzie ,kiedy i czym sama siebie skrzywdziłaś ,10 miesięcy to jeszcze krótki okres - egzaltacja bywa niebezpieczna i te erupcje euforii po wybaczeniu zdrady dalej bywa "ciekawiej" .
Szczerze ? to oczekiwałaś podświadomie że ten romans się wyda ten drugi to częste jest zjawisko wrzucenia granatu w życie
tak żeby to w sporej części mąż żona zdecydowali co dalej ,za pierwszym razem niby udało Ci się wymigać i odroczyć to
za drugim miałaś dość ,jeżeli chcesz być jeszcze szczęśliwa to nie przestawaj nad sobą pracować - po prostu.
Forumowicze mają rzadszą okazję poznać przeżycia tej drugiej strony wiec cenne są i takie historie jak Twoja .
W każdym bądź razie życzę powodzenia i uwolnienia . Pamiętam Twoje posty z innego wątku teorie i hipotezy użytkowników się sprawdziły tylko w wyjątkowej formie "stałego niby odroczenia" przez Ciebie zdrady w odwecie zdrada to proces a nie wybuch,erupcja
a nie stało się samo bo on był narcyz i mnie uwiódł bo był cwańszy i sprytniejszy ,byłaś tak samo sprytna i cwana jak każdy jeden facet który wchodzi w romans z kimś w związku,Zdrowienie z tego to też proces .
Trzymaj się .
Wielu zdradzonych powinno przeczytać posty Anny, żeby zobaczyć jak MUSIALABY zachowywać się zdradzająca strona, żeby mieć szansę sklejać związek po zdradzie.
Jeśli naturalnie żadnej skruchy nie czują to mieliby udawać, żeby przekonać zdradzonego? Mieliby naśladować kogoś innego, kto zachował się jak zdradzony sobie życzył, choć nie jest to coś co zdradzający czuje naprawdę, że chce zrobić? Cel uświęca środki?
Świetna rada
Zdradzonych też coś fantazja ponosi. Często mają nierealistyczne oczekiwania. Ba! Łakną taniego teatrzyku… Jak takim zadośćuczynić? Tańczyć jak zagrają? Upokarzać się dla nich? Też coś
Anna0906 wielkie uznanie za twoją odwagę w opisaniu tego co czuje, co zrobiła osoba która zawiodła pomimo ataku osób na portalu które zostały zdradzone. Jedno jest pewne gdyby postawa osób które zdradziły była analogiczna jak twoja to kilka małżeństw może by przetrwało i z dłuższym czasem wróciłyby do ,,normalności". Tak jak napisałaś zdradzająca osoba przed wejściem w romans nie zdaje sobie z konsekwencji, jest na haju, żyje romansem a nie rodziną dopiero jak dojdzie do ściany (wydanie się lub odejscie kochanka) uzmysławia sobie kim tak naprawę jest i co narobiła nieodwracalnie. Jeżeli to przeczytasz to zapamiętaj : mąż nigdy tego nie zapomni może tylko wytłumić wspomnienia, mówi się że naprawia się tyle ile psuło się związek i właśnie słowo naprawia jest kluczowe bo musi być to ze strony zdradzającej osoby ( to właśnie ona musi być bardziej zaangażowana by udowodnić, przekonać zdradzoną osobę że jest bardzo ważna dla nie że romans był wielkim błędem, że bardzo a bardzo żałuje że zdradziła). Co do winy za kryzys to zgoda że oboje są winni chociaż uważam że w połowie to duża niesprawiedliwość gdyż są małżonkowie którzy mają więcej na sumieniu (kłótliwi, despoci, manipulanci, obrażalscy, karzący ...). I dlatego tak ważne jest samemu pójście do DOBREGO psychologa bo nie uda się uratować małżeństwa bez naprawienia siebie i zlikwidowania przyczyn kryzysu ( to częśc zadośćuczynienia = naprawa siebie aby współmałżonkowi żyło się lepiej i szczęśliwiej). Kolejna sprawa poruszona tutaj to wypowiedzi że twój opis jest bardzo cenny, ja uważam że nawet bardziej wartościowszy gdyż osoby zdradzające raczej odwracają kota ogonem i wynajdują tysiące spraw usprawiedliwiające ich czyn. Szkoda że tego opisy nie są zawarte w telenowelach, romansidłach, harlekinach a konczą się na uniesieniach kochanków po spotkaniach. Tam nie ma bólu, krzywdy, zwątpienia, samobójstw.
Jeśli naturalnie żadnej skruchy nie czują to mieliby udawać, żeby przekonać zdradzonego? Mieliby naśladować kogoś innego, kto zachował się jak zdradzony sobie życzył, choć nie jest to coś co zdradzający czuje naprawdę, że chce zrobić? Cel uświęca środki?
Świetna rada
![]()
Zdradzonych też coś fantazja ponosi. Często mają nierealistyczne oczekiwania. Ba! Łakną taniego teatrzyku… Jak takim zadośćuczynić? Tańczyć jak zagrają? Upokarzać się dla nich? Też coś
Jeśli naturalnie żadnej skruchy nie czują, to co za problem uczciwie to zakomunikować? "Nie czuję skruchy, przykro mi". Tańczyć jak zagrają, upokarzać się? Przecież my tu piszemy o sytuacji, kiedy to obie striny chcą spróbować żyć dalej razem. Jeśli zdrajca czuje, że partner za dużo wymaga, czuje, że się upokarza, to przecież nikt go w tym zsiązku siłą nie trzyma.
183 2022-04-03 14:09:33 Ostatnio edytowany przez wieka (2022-04-03 14:11:51)
wieka napisał/a:Problem polega na tym, że nie mia/ł jaj... Wszystko przemilczał, jak on miał okazywać uczucie, szacunek, jak było niszczone od początku charakterem i egoizmem żony.
Ta miłość to jest teraz tylko z nazwy, ale dobrze jakby udało się żyć wspólnie.Santo subito normalnie!. Wiem, ze na tym forum zwyczajowe jest grillowanie zdradzających, ale ja w biednego misia bojącego się odezwać i wegetującego przez 14 lat pod pantoflem wrzaskliwej zony nie wierze.
To byś się zdziwił, są tacy co tak żyją do śmierci i nie myślą zdradzać, choć tego do końca nikt nie wie, na zewnątrz uchodzą za dobrze dobrane małżeństwo, a mąż to pewnie się przyzwyczaił i nie czuje, że wegetuje, bo robi swoje.
DeepAndBlue napisał/a:Jeśli naturalnie żadnej skruchy nie czują to mieliby udawać, żeby przekonać zdradzonego? Mieliby naśladować kogoś innego, kto zachował się jak zdradzony sobie życzył, choć nie jest to coś co zdradzający czuje naprawdę, że chce zrobić? Cel uświęca środki?
Świetna rada
![]()
Zdradzonych też coś fantazja ponosi. Często mają nierealistyczne oczekiwania. Ba! Łakną taniego teatrzyku… Jak takim zadośćuczynić? Tańczyć jak zagrają? Upokarzać się dla nich? Też coś
Jeśli naturalnie żadnej skruchy nie czują, to co za problem uczciwie to zakomunikować? "Nie czuję skruchy, przykro mi". Tańczyć jak zagrają, upokarzać się? Przecież my tu piszemy o sytuacji, kiedy to obie striny chcą spróbować żyć dalej razem. Jeśli zdrajca czuje, że partner za dużo wymaga, czuje, że się upokarza, to przecież nikt go w tym zsiązku siłą nie trzyma.
Można chcieć dalej żyć razem i skruchy nie czuć. Można przekalkulować, że kłamstwo jest na rękę. Można czuć tylko żal, że się wydało. Można udawać skruchę aby zachować status quo. Można początkowo czuć skruchę a potem zmienić podejście i cieszyć się, że się upiekło ale fajnie było i szkoda, że już się skończyło. Różnie bywa. Wymuszanie jakiś sztucznych zachowań na zdradzającym to śnienie na jawie. Już były takie co przy mężu stały jak pisał kochance „ty taka a śmaka, nie chcę cię, kocham żonę bla bla” A potem dostawały kolejny cios lamentując dlaczego, dlaczego, przecież obiecał, zarzekał się, przyrzekał, ma tyyyyle do stracenia.
Ogólnie to unikam tego typu tematów. Bardziej denerwują mnie osoby zdradzone. Wiem, wiem… to niepoprawne. Ale szczere. A osoby zdradzone szczerości nie lubią
Czy on mnie nie zdradzi? Trudno powiedzieć. On twierdzi, że miał wiele okazji już i "takie dupy były" i on nie skorzystał.
Dypy, dmuchane lale. W sumie bez różnicy. Skorzystać można, można nie skorzystać. W sumie powinien sobie kupić taką lalę... Uprzedmiotowił Twój mąż kobiety.
Jestem ogromnie ciekawa, jak wygląda wersja męża Anny. Ale jeśli prawdą jest, co tutaj pisze, jak sobie obydwoje poradzili i jakimi byli ludźmi, faktycznie mają szansę żyć lepiej niż przed, bo niewątpliwie było źle.
DeepAndBlue napisał/a:Jeśli naturalnie żadnej skruchy nie czują to mieliby udawać, żeby przekonać zdradzonego? Mieliby naśladować kogoś innego, kto zachował się jak zdradzony sobie życzył, choć nie jest to coś co zdradzający czuje naprawdę, że chce zrobić? Cel uświęca środki?
Świetna rada
![]()
Zdradzonych też coś fantazja ponosi. Często mają nierealistyczne oczekiwania. Ba! Łakną taniego teatrzyku… Jak takim zadośćuczynić? Tańczyć jak zagrają? Upokarzać się dla nich? Też coś
Jeśli naturalnie żadnej skruchy nie czują, to co za problem uczciwie to zakomunikować? "Nie czuję skruchy, przykro mi". Tańczyć jak zagrają, upokarzać się? Przecież my tu piszemy o sytuacji, kiedy to obie striny chcą spróbować żyć dalej razem. Jeśli zdrajca czuje, że partner za dużo wymaga, czuje, że się upokarza, to przecież nikt go w tym zsiązku siłą nie trzyma.
Przecież sama pisałaś, że Ty miałaś dramat, a Twój zdrajca nie, a Ty tego dramatu z jego strony potrzebujesz.
Pewnie wystarczyłby, żeby on zrobił teatrzyk, bił się w piersi, łkał gorzko, pomstował na akt zdrady, wyrażał żal i obiecywał poprawę. Może nawet tak robi, ale jest kiepskim aktorem i umiejętności mu brakuje.
Zamiast tego masz faceta, który postanowił przeczekać aż Ci fochy miną, bo pewnie nie jest gotowy na radykalne zmiany w swoim życiu, pewnie zresztą podobnie do Ciebie. Pewnie żałuje jak większość zdrajców nie zdrady, ale ze się wydało.
Pewnie byłoby najlepiej, gdyby on potrafił Tobie szczerze powiedzieć, że nie potrafi szczerze żałować, bo zdradzie zawdzięcza to, że może pierwszy raz od dawna poczuł się wyjątkowo, bo to tylko bardziej jeszcze by Ciebie zraniło.
Nic nie jest oczywiste.
Ania, ja do Ciebie nic nie mam, nie traktuj tego personalnie, ja się odnoszę do problemu, bo to jest problem ogólny, a Ty jesteś przykładem.
Zobacz, że już niektóre osoby uznały, że te śmieszne zarzuty do męża usprawiedliwiają zdradę.
Nie wierzę też, że jak ktoś wchodzi w romans nie myśli, nie bierze pod uwagę różnych scenariuszy, to nie jest niechcący, żeby podlegało wybaczeniu.
Myśli, że się nie wyda, bo żona/mąż głupi nie zorientuje się, wtedy nawet można sobie wchodzić w następny romans lub, jak się zakocham to może z wzajemnością i stworzę nowy związek... najgorsze w tym, że dzieci schodzą na drugi plan... Tylko nikt nie bierze pod uwagę, że można wpaść z deszczu pod rynnę...
Jak mąż mówi, że wybaczył to nie znaczy, że tak jest, żeby tak było musiałby wybaczyć DLA SIEBIE, czyli uznać to za zeszłoroczny śnieg, a wspomnienie nie wywoływało emocji.
W każdym razie wg mnie, z dwojga złego lepiej żyć wspólnie nawet z rozsądku ale zgodnie, dla dobra dzieci, niż się rozchodzić.
188 2022-04-03 14:44:40 Ostatnio edytowany przez batszeba (2022-04-03 14:48:57)
Ania, ja do Ciebie nic nie mam, nie traktuj tego personalnie, ja się odnoszę do problemu, bo to jest problem ogólny, a Ty jesteś przykładem.
Zobacz, że już niektóre osoby uznały, że te śmieszne zarzuty do męża usprawiedliwiają zdradę.
Super, facet przez 14 lat nie trawił zony jako osoby (do czego przyznał sie na terapii), egoista lozkowy, mruk i buc (czytałam wcześniejsze posty autorki). Kobiety dla niego to "dupy",
których łaskawie nie zalicza, ludzki pan
To maja być śmieszne zarzuty? Ja bym z takim gościem być nie chciała - tylko ze w przeciwieństwie do autorki nie brałabym się za romans z żonatym facetem i nie robiłabym sobie z mężem dwójki dzieci.
Są warci siebie - on egoista i mruk bez refleksji nad swoim wkładem w związek (obudziła go zdrada), a ona zamiast robić cos ze związkiem woli płynąć we flirty w pracy.
W każdym razie wg mnie, z dwojga złego lepiej żyć wspólnie nawet z rozsądku ale zgodnie, dla dobra dzieci, niż się rozchodzić.
Większej bzdury nie czytałam, nagroda Darwina dla tej pani.
LaVidaApesta napisał/a:DeepAndBlue napisał/a:Jeśli naturalnie żadnej skruchy nie czują to mieliby udawać, żeby przekonać zdradzonego? Mieliby naśladować kogoś innego, kto zachował się jak zdradzony sobie życzył, choć nie jest to coś co zdradzający czuje naprawdę, że chce zrobić? Cel uświęca środki?
Świetna rada
![]()
Zdradzonych też coś fantazja ponosi. Często mają nierealistyczne oczekiwania. Ba! Łakną taniego teatrzyku… Jak takim zadośćuczynić? Tańczyć jak zagrają? Upokarzać się dla nich? Też coś
Jeśli naturalnie żadnej skruchy nie czują, to co za problem uczciwie to zakomunikować? "Nie czuję skruchy, przykro mi". Tańczyć jak zagrają, upokarzać się? Przecież my tu piszemy o sytuacji, kiedy to obie striny chcą spróbować żyć dalej razem. Jeśli zdrajca czuje, że partner za dużo wymaga, czuje, że się upokarza, to przecież nikt go w tym zsiązku siłą nie trzyma.
Przecież sama pisałaś, że Ty miałaś dramat, a Twój zdrajca nie, a Ty tego dramatu z jego strony potrzebujesz.
Pewnie wystarczyłby, żeby on zrobił teatrzyk, bił się w piersi, łkał gorzko, pomstował na akt zdrady, wyrażał żal i obiecywał poprawę. Może nawet tak robi, ale jest kiepskim aktorem i umiejętności mu brakuje.
Zamiast tego masz faceta, który postanowił przeczekać aż Ci fochy miną, bo pewnie nie jest gotowy na radykalne zmiany w swoim życiu, pewnie zresztą podobnie do Ciebie. Pewnie żałuje jak większość zdrajców nie zdrady, ale ze się wydało.Pewnie byłoby najlepiej, gdyby on potrafił Tobie szczerze powiedzieć, że nie potrafi szczerze żałować, bo zdradzie zawdzięcza to, że może pierwszy raz od dawna poczuł się wyjątkowo, bo to tylko bardziej jeszcze by Ciebie zraniło.
Nic nie jest oczywiste.
Dokładnie tak pisałam, dokładnie tego potrzebowałam, nie dostałam. I pisałam też, że już nie oczekuję i że wiem, że nie dostanę, bo to by nie było uczciwe. On tego nie czuje, więc mi nie da. "Fochów" już od dawna nie mam, nie ma co przeczekiwać, on wie, że nie jest to etap "przeczekania". Ja po prostu zrezygnowałam. Pewnie odejdę, mimo, że wciąż kocham męża. I tak, wolałabym, żeby powiedział, że nie potrafi. Popatrz na te wszystkie historie tutaj. Ile osób wytrzymało? Każdy czekał, chciał tego, bo inaczej nie da się po prostu tego znieść. Ale to dlatego, że partnerzy początkowo dali nam pewną nadzieję, przecież my z nimi zostaliśmy, bo oni oni również bardzo tego chcieli. A my też nie bardzo na początku wiedzieliśmy, co może sprawić, by się udało. Większość z piszących tu forumowiczów w pewnym momencie po prostu odeszła. Anna, która dała mężowi to, co chciał usłyszeć, która pisze, że cierpi, że uważa się za złego człowieka, dostaje mnóstwo słów podziwu. Ludzie by tak chcieli. Nic w tym złego. MagdaLena1111, ja nie chcę udawanej skruchy. Ja chcę uczciwości. Również jego wobec samego siebie. Jeśli jest mu źle, też nie chcę, by się ze mną męczył, a powiedział mi o tym.
La Vida, piszesz że pewnie odejdziesz. A wiesz, że i tak zadośćuczynienia pewnie nie doświadczysz? To jakiś absurd, co by nie zrobić, na jedno wychodzi.
No chyba że nowe życie będzie super szczęśliwe. Ale to już kwestia łaskawości losu.
Adela, ale czy ono jest potrzebne po rozstaniu?
193 2022-04-03 15:42:30 Ostatnio edytowany przez adela 07 (2022-04-03 15:54:07)
Adela, ale czy ono jest potrzebne po rozstaniu?
Z autopsji powiem, że tak.
Do wybaczenia. Ja nie umiem wybaczyć, i właśnie odnalazłam swoje uczucia w Twoim wątku. U mnie nie jest to zależne ( niestety) od tego, czy z nim jestem, czy nie. Poczucie nierównowagi. Braku "jego dramatu".
Ale może to kwestia indywidualna. Zaraz pewnie ktoś mi zarzuci, że utknęłam w roli ofiary. No może utknęłam. I może potrzebne mi zadośćuczynienie, albo " dar od losu"(zaangażowanie w coś, jakiś ruch, ferment), żebym tamto odpuściła i odzyskała szczęście.
Ale nie chciałabym zbytnio wchodzić tu w moja historię.
Ale być może odejście od męża będzie początkiem " lepszego życia"? I tu znajdziesz swoje zadośćuczynienie?
Nie wiem, chyba trochę pojechałam, bo Ty wolałabyś chyba od męża nie odchodzić...
Jak to ktoś napisał- to wątek bez happy endu i bez zachodzącego słońca.
MagdaLena1111 napisał/a:LaVidaApesta napisał/a:Jeśli naturalnie żadnej skruchy nie czują, to co za problem uczciwie to zakomunikować? "Nie czuję skruchy, przykro mi". Tańczyć jak zagrają, upokarzać się? Przecież my tu piszemy o sytuacji, kiedy to obie striny chcą spróbować żyć dalej razem. Jeśli zdrajca czuje, że partner za dużo wymaga, czuje, że się upokarza, to przecież nikt go w tym zsiązku siłą nie trzyma.
Przecież sama pisałaś, że Ty miałaś dramat, a Twój zdrajca nie, a Ty tego dramatu z jego strony potrzebujesz.
Pewnie wystarczyłby, żeby on zrobił teatrzyk, bił się w piersi, łkał gorzko, pomstował na akt zdrady, wyrażał żal i obiecywał poprawę. Może nawet tak robi, ale jest kiepskim aktorem i umiejętności mu brakuje.
Zamiast tego masz faceta, który postanowił przeczekać aż Ci fochy miną, bo pewnie nie jest gotowy na radykalne zmiany w swoim życiu, pewnie zresztą podobnie do Ciebie. Pewnie żałuje jak większość zdrajców nie zdrady, ale ze się wydało.Pewnie byłoby najlepiej, gdyby on potrafił Tobie szczerze powiedzieć, że nie potrafi szczerze żałować, bo zdradzie zawdzięcza to, że może pierwszy raz od dawna poczuł się wyjątkowo, bo to tylko bardziej jeszcze by Ciebie zraniło.
Nic nie jest oczywiste.Dokładnie tak pisałam, dokładnie tego potrzebowałam, nie dostałam. I pisałam też, że już nie oczekuję i że wiem, że nie dostanę, bo to by nie było uczciwe. On tego nie czuje, więc mi nie da. "Fochów" już od dawna nie mam, nie ma co przeczekiwać, on wie, że nie jest to etap "przeczekania". Ja po prostu zrezygnowałam. Pewnie odejdę, mimo, że wciąż kocham męża. I tak, wolałabym, żeby powiedział, że nie potrafi. Popatrz na te wszystkie historie tutaj. Ile osób wytrzymało? Każdy czekał, chciał tego, bo inaczej nie da się po prostu tego znieść. Ale to dlatego, że partnerzy początkowo dali nam pewną nadzieję, przecież my z nimi zostaliśmy, bo oni oni również bardzo tego chcieli. A my też nie bardzo na początku wiedzieliśmy, co może sprawić, by się udało. Większość z piszących tu forumowiczów w pewnym momencie po prostu odeszła. Anna, która dała mężowi to, co chciał usłyszeć, która pisze, że cierpi, że uważa się za złego człowieka, dostaje mnóstwo słów podziwu. Ludzie by tak chcieli. Nic w tym złego. MagdaLena1111, ja nie chcę udawanej skruchy. Ja chcę uczciwości. Również jego wobec samego siebie. Jeśli jest mu źle, też nie chcę, by się ze mną męczył, a powiedział mi o tym.
Nie sądzę, że to coś złego. Próbowałam Tobie raczej nakreślić coś, co jest poza Tobą, inną perspektywę, bo jak większość zdradzonych taplasz się w swoim nieszczęściu, karmiąc się dramą i egocentryzując się. A przecież sprawa dotyczy Was obojga.
Nie tylko Ty możesz być zrezygnowana. Być może Wy oboje jesteście już zrezygnowani. Miłość to wybór, a nie jakaś magiczna siła, która czyni z nas wiernych i lojalnych oraz wybaczających każde świństwo - ludzi/partnerów.
Może też Wy oboje próbujecie wytrwać w tym, co tworzycie po zdradzie. Może każde z Was zbiera myśli, rozważa możliwości, przygotowuje się na nowe, albo wręcz przeciwnie nie chce dopuścić do tego, aby to dotychczasowe życie zmieniło się, bo bezpieczne jest to co znane, nawet jeśli to taplanie się w błocie niż wielka niewiadoma. Zdradzeni do tego jeszcze borykają się z ewentualnym odium za rozpad małżeństwa/rodziny.
A ta Anna, którą wciąż przytaczasz to Twoje alter ego? Mnie osobiście śmieszy jej leczenie małżeństwa poprzez zdradę. Można by rzec gloryfikacja zdrady, bo cel uświęca środki. Dzięki zdradzie mąż przestał być bucem, żona przestała drzeć ryja i żyją teraz w przykładnym stadle. Pewnie on robi sobie od czasu do czasu żarciki ze swojego poroża i tak sobie żyją w sielance ;-)
Można? Można!
A ta Anna, którą wciąż przytaczasz to Twoje alter ego? Mnie osobiście śmieszy jej leczenie małżeństwa poprzez zdradę. Można by rzec gloryfikacja zdrady, bo cel uświęca środki. Dzięki zdradzie mąż przestał być bucem, żona przestała drzeć ryja i żyją teraz w przykładnym stadle. Pewnie on robi sobie od czasu do czasu żarciki ze swojego poroża i tak sobie żyją w sielance ;-)
Można? Można!
Wręcz przeciwnie, ja tej Anny akurat zupełnie nie kupuję