bagienni_k napisał/a:Mam takie wrażenie, jak czytam większość historii o zdradach: strona zdradzająca dopuściła się tego, bo czegoś jej brakło a ta zdradzona winna jedynie spęłniać potrzeby strony zdradzającej bez wzajemności. Tak zwykle "tłumaczą się" winni/winne.
Ci winni/winne przede wszystkim muszą się jakoś rozgrzeszyć, a przecież zawsze łatwiej uznać, że zdradziło się, bo był ważny powód niż bo się było słabym i posiada wątły kręgosłup moralny.
Chciałabym jednak odnieść się do głównego pytania wątku.
Ja widzę to tak, że trudno jest odbudować raz zawiedzione zaufanie, a zadośćuczynienie ma być wyjściem naprzeciw próbie wybaczenia i pokazaniem, że jest się gotowym na to utracone zaufanie ponownie zapracować.
Niektórym wydaje się, że zadośćuczynić można drogim prezentem, ale to tak nie działa, bo nie odbudowuje zaufania ani nie przywraca poczucia stabilności relacji. W gruncie rzeczy jest to jedynie próbą zagłuszenia własnych wyrzutów sumienia, która sprawia, że zdradzający sam ze sobą przez chwilę czuje się lepiej. Tak samo jest z wieloma innymi gestami, które mają na celu przykryć winę, ale nie ma w nich nawet namiastki realnej naprawy tego, co się z hukiem rozbiło w drobny mak.
O ile ból fizyczny mija stosunkowo szybko, to jednak ten psychiczny, emocjonalny, który wiąże się ze zdradą, zostaje na dłużej, czasem do końca życia, bo rany na psychice goją się długo, a bywa, że nigdy. Można wybaczyć, ale nie da się zapomnieć. Można też kontynuować związek bez wybaczenia, ale wówczas warto być w stosunku do drugiej strony uczciwym.
Żeby drugiej osobie zadośćuczynić, trzeba przede wszystkim ciężko nad sobą pracować i starać się odbudować utracone zaufanie. Osoba zdradzająca musi pokazać, że pracuje nad sobą, nad swoim charakterem i nie dopuszcza do siebie, by mogła ponownie zdradzić. Musi pokazać, że zrozumiała swój błąd, że szczerze żałuje, okazać skruchę i niejako udowodnić, że partner/ka jest dla niej wielką wartością, a przy tym być na nią uważnym/ą i z możliwie jak największą troską robić wszystko, aby pomóc jej w przepracowaniu i uporaniu się z zadanym bólem. O przeprosinach, nawet wielokrotnych, jeśli jest to konieczne, mam nadzieję, że nie trzeba wspominać.
Uważam, że jest to cały proces, w trakcie którego cierpliwie i ze zrozumieniem, często wiele razy trzeba partnera zapewniać o swoich uczuciach i o tym, że ma się świadomość jak wielką krzywdę mu się wyrządziło. To jest zresztą również szczere uznanie jej krzywdy. Zdrada burzy całą dotychczasową relację - dla zdradzonego nic już nie jest ani oczywiste, ani pewne, musi na nowo przebudować swój schemat myślenia na własny temat, na temat związku, a przede wszystkim na temat partnera. Ten kto zdradził powinien w tym uczestniczyć i wykazać wiele własnej inicjatywy – w inicjowaniu rozmów, w pytaniach z czym jej/jemu najtrudniej jest sobie poradzić i w jaki sposób można pomóc. Trzeba też uważnie słuchać. Oczywiście to nie są łatwe rozmowy, ale bez wzięcia odpowiedzialności za własne czyny, nie ma mowy o odbudowaniu tego, co zostało zniszczone, nierzadko doszczętnie.
Równocześnie każdy zdradzony samego siebie musi zapytać co mogłoby mu pomóc i ma prawo tego oczekiwać. W końcu dla strony zdradzającej nie jest to nic innego, jak konsekwencje podjętej przez siebie decyzji o zdradzie.