BEKAśmiechu napisał/a: Mąż - rozum / potencjalny (jeszcze) kochanek - serce.
Serca bym w to nie mieszała. Dobra, pewnie serce bije jej przy nim mocniej, ale przecież tak naprawdę serce jest tam, gdzie jest miłość, a wszyscy wiemy, ze szybsze bicie serca to nie miłość, a co najwyżej zakochanie, które nie zawsze ewoluuje i przeradza się w miłość. A w tym przypadku to chyba po prostu emocje, fascynacja, pożądanie. Także w mojej opinii nie serce, a kisiel w majtkach jeśli już.
Legat napisał/a:Tu odezwała się natura. W domu spokojny, ułożony, mówiąc językiem młodzieżowym beciak - mąż. A z drugiej strony spełniający wszystkie wymogi, wybrany podświadomie ojciec dzieci - niepokorny, pociągający fizycznie kolega z pracy. 
Odniosę sie jeszcze do wypowiedzi nie na temat - bo nie zauważyłam, zeby autorka brała lowelasa pod uwage jako kandydata na ojca dziecka - ze z niby biologicznego punktu wiedzenia najlepszym kandydatem do rozmnażania jest ten żonaty podrywacz w białych rękawiczkach. Matko, nawet padło tam określenie ojciec dzieci. Autorze tych rewelacji, wyobraź sobie, ze moja mama rozmnożyła się z facetem, który nie tylko pociągał ja fizycznie, ale był tez właśnie z tych niepokornych, o których piszesz. Lowelas, tyle ze w odróżnieniu od kolegi z pracy autorki byl na tyle uczciwy, ze tuz po moich chrzcinach powiedzial mojej mamie, ze się zakochal i się rozwiedli, to znaczy rozstali, bo rozwód był dużo pozniej, ale to tylko nieistotne dla tego wątku szczegóły. W każdym razie zapewniam Cię, ze kandydat na ojca z niego żaden. Żaden. Tak jak moja siostra mam ojca na papierze, a nasza przyrodnia siostra, dla której funkcjonuje on wyjątkowo poza papierem, mimo ze jest od nas o wiele młodsza, ma nieporównywalnie więcej problemow natury emocjonalnej niz ja i moja rodzona siostra razem wzięte. Co prawda jej matka ma w tym spory udział, ale fakt pozostaje faktem. Nie zauważam tez na własnym i nie tylko własnym przykładzie żadnych plusów, które miałyby wynikać jedynie z faktu, ze nie była to ciąża ze „spokojnym, ułożonym beciakiem”.
Poza tym niektórym chyba umknęło, ze autorka nie związała się z mężem z rozsądku, lecz z miłości, a z postów Agi wynika, ze wielki niegdyś ogień przygasł, a wiec był. Nie mamy chyba podstaw, by twierdzić, ze autorka wybrała męża według tego, co uchodzi za atrakcyjne, ale dlatego, ze mąż był (i z tego co czytam nadal jest) atrakcyjny dla niej. Choc przyznam, ze gdybym ja miała opisać swojego męża, nie napisałabym, ze jest dla mnie atrakcyjny. I nie dlatego, ze nie jest, ale… po prostu nie. Jakoś tak sucho brzmi. I na pewno nie napisałabym tez, ze „to obiektywnie świetny mężczyzna”. Bo jeszcze bardziej niż obiektywnie jest nim subiektywnie.
Dla mnie taki jest. O tym, zdaje się, pisała Ela. Nie napisałabym tez, ze „jest bardzo dobrym człowiekiem”. I nie dlatego ze jest złym człowiekiem, ale na pewno nie jest to coś, co przychodzi mi do głowy, gdy o nim mysle. Ale może czepiam się słówek.
A po kolejne to nawet ten ewentualny seks życia z lowelasem byłby przecież podkręcony przez fakt zakazanego owocu. Innymi słowy, byłby (być może) wow nie tylko z tytułu pożądania jako takiego, ale tez z tytułu całej tej otoczki, która niewątpliwie je potęguje. Mozna by zaryzykowac twierdzenie, a nawet z dużym prawdopodobieństwem przyjac, ze gdyby to kolega z pracy był mężem autorki (mężem lowelasem, a nie mężem bardzo dobrym człowiekiem), to obecny mąż byłby w tym momencie numero uno w kategorii pożądanie. Bo byłby nieodkryty i zakazany. I to jego Aga nie mogłaby teraz wyrzucić z głowy, tak jak nie może wyrzucić z głowy kolegi z pracy, czemu się nieprzerwanie dziwie, bo ja bym takiego żonatego, który uderza do innych, kijem nie tknęła.