Czarna Kotka napisał/a:Dla tych biednych, słabo wykształconych, szczególnie jak w rodzinie jest patologiczny pijak, który wymusza seks bo to "obowiązek żony", by zablokował. A potem "ojej skąd się biorą te dzieci w beczkach".
Podoba mi się taka argumentacja. Taka w rodzaju: ponieważ wszyscy ludzie kiedyś umrą, to postąpimy chytrze i zabijemy wszystkich dużo wcześniej, najlepiej w łonie matek.
Czarna Kotka napisał/a:Bardzo dobrze. Matka wychodzi, zostawiając kłopot na głowie tatusiowi. Wtedy decyzja czy pozostawić dziecko opiece państwa czy nie, jest jego decyzją.
No tak, brać i korzystać. Co prawda tu są pewne techniczne trudności, bo ile dziecko nie urodziło się w małżeństwie, to domyślnie nie ma ojca. Ten musi je formalnie uznać ale to już detale.
Czarna Kotka napisał/a:Rak płuca, marskość wątroby, otyłość i związane z nią choroby często są wynikiem konkretnych nawyków.
Albo nawet, jak zdecydowałeś się na dzieci wiedząc że masz choroby genetyczne i z dużym prawdopodobieństwem dzieci te choroby odziedziczą, to teraz sam płać za ich leczenie.
Tak i są to choroby. Dwa dotyczą wszystkich niezależnie od płci. Ciąża to nie jest choroba tylko naturalny stan organizmu.
Czarna Kotka napisał/a:Miałam podobne zajęcia na studiach, żabę należało wcześniej ogłuszyć. Z perspektywy czasu uważam to za barbarzyństwo.
Nie wykluczam, że pan od biologii rozdawał nam jakiś eter czy coś w ten deseń ale nie wiem czy ktoś z nas zastanawiał się nad jego skutecznością. Myślę, że nie mamy wspólnej płaszczyzny zrozumienia i nie jest to wina żadnego z nas
Pewnie nie wychowałaś się w otoczeniu, gdzie nadmuchiwało się żaby słomką
Ha, ha mam takie dwa traumatyczne przeżycia z dzieciństwa. Raz przyjechaliśmy do kuzynostwa. To było służbowe osiedle domków i na tyłach domu był taki betonowy zbiornik na wodę. Wszystkie chłopaki w wieku ok. 12-15 lat wskoczyli do tego zbiornika, a każdy z solidnym kijem. Albowiem w tym zbiorniku było morze żab. Wyszli gdzieś po dwóch godzinach... Nie muszę dodawać, że trauma dotyczyła wykluczenia, bowiem chłopaki uznali, że jestem jeszcze szczyl 8-9 letni i nie pozwolili wskoczyć ze sobą. Druga trauma u tych samych kuzynostwa, gdzie nie mogłem zrozumieć dlaczego nie mogę pójść z dorosłymi na polowanie. Nawet mój ojciec, nie myśliwy dostał pistolet na wypadek dzika. Jedną z największych atrakcji pobytu tam było spanie w gabinecie stryja, gdzie wszystkie ściany obwieszone były czaszkami, porożami i szablami dzików. Zamiast dywanów leżały skóry z dzików. Dla młodych chłopaków raj 
Czarna Kotka napisał/a:Podobnie jak wędkarstwo, bo wszystko jedno co tam naskrobałeś wyżej, od wędkarstwa nie zależy wyżywienie rodziny, jest to hobby, dwa, gdyby ryby piszczały jak im się sprawia ból, to to hobby nie byłoby popularne.
Co do tego piszczenia raczej się mylisz, po prostu słabo znasz ludzi. W d.... by to mieli. Oczywiście znam wielu ludzi, którzy chętnie kupią rybkę od wędkarza ale żeby ją palnął w łeb, najlepiej jeszcze nie na ich oczach. Mój ojciec często jeździł na ryby, czasem nas zabierał ale w dzieciństwie to akurat było dla mnie po prostu nudne. Ojciec nie pozwalał hałasować, a młodym chłopakom trudno wytrzymać kwadrans siedząc w milczeniu. Czy to było dla mojego ojca hobby? Z pewnością tak. Czy świeże ryby raz na tydzień, dwa to hobby w domu, gdzie miesięcznie przysługiwało 2 kilo mięsa na 5-osobową rodzinę, a karpia rzucano do sklepów na święta? Można oczywiście wierzyć, że dziś na szczęście mamy takie czasy, że każdy może sobie kupić tyle mięsa ile chce, bo już nie ma kartek 
Czarna Kotka napisał/a:Myślistwo podobnie. Najbardziej mi się chce śmiać jak taki delikwent upoluje "dzikiego zwierza", szczycąc się jak to uzbrojony w strzelbę stawił czoła dzikiej naturze. Ja mam propozycję żeby amatorzy myślistwa polowali na siebie nawzajem, wtedy i ambicje będa zaspokojone a i szanse równe. Sprawiedliwie.
Szczerze to nikogo z myśliwych nie kojarzę co chodzi stawiać czoła dzikiej naturze
Przynajmniej w Polsce, chociaż polowanie na dzika daje jeszcze dreszczyk emocji, szczególnie jak się trafi na lochę z małymi. A tak pomijając dzika, to nie ma w polskich lasach niebezpiecznych zwierząt, bo wilki i niedźwiedzie można pominąć z racji rzadkości. No chyba lis z wścieklizną albo zdziczały pies. Ogólnie to chodzi o satysfakcję z odebrania życia zwierzynie, która miała możliwość uciec, trzeba było włożyć jakiś wysiłek żeby ją znaleźć i trafić. Dlatego dla podtrzymania tej tradycji zakazuje się polowania z elektroniką, choć tu mogę nie być na bieżąco. Oczywiście są też myśliwi, który polują, bo to jest modne w pewnych kręgach, a w niektórych kręgach jest to jedyna możliwość żeby coś załatwić. Dostanie się do dobrego koła łowieckiego, to jak awans społeczny i członkostwo w ekskluzywnym klubie towarzyskim.