Witajcie, piszę tutaj bo nie daję sobie już rady.
Byłam z moim mężem 12 lat. Nie mamy dzieci. Oboje po 35 lat. Do zeszłego roku szczęśliwa para. Wszyscy wkoło dziwili się jak my to robimy. Zakochana w sobie jakby nie minęło 12 a 2 lata w naszym związku. Prowadziliśmy spokojne życie. Zawsze się wspieraliśmy. W zeszłym roku mąż zmienił pracę. Przeprowadziliśmy się do innego miasta. Wspólna decyzja. No i wtedy się zaczęło. Mój kochający czuły mąż staje się nagle wycofany z naszego związku. Oschły. Coraz częściej go drażnię. Coraz częściej zaczyna wychodzić sam wieczorem poćwiczyć, na rower itp. Wychodząc z pracy nie dzwoni do mnie jak kiedyś, że już jedzie. Nigdy nie wiem o której wróci. Czy o 16 czy o 18. Moich telefonów o 16 nie odbiera - podobno wiecznie nie słyszy, nie widzi. Na moje pytania co się dzieje odpowiada, że przecież nic, że po prostu potrzebuje przestrzeni. Ale ja coraz bardziej widzę, że moja osoba zaczyna mu przeszkadzać. Drążę temat. Bo wiecie, żona wcale nie dowiaduje się ostatnia. Żona wie pierwsza, tylko nie dopuszcza do siebie prawdy. Aż w końcu biorę do ręki jego telefon (nie był zablokowany bo zawsze sobie ufaliśmy i nigdy żadne z nas nie kontrolowało drugiego - bo przecież jak kochasz to ufasz prawda?). I czytam wiadomość, która łamie mi serce..... Wpadam w rozpacz, wyrzucam go z domu. On wraca po miesiącu mówiąc, że nie potrafi żyć. Że do tamtej coś poczuł, ale ze mną chce być (tamta parę lat młodsza - samotna, to znaczy nie samotna bo miała mojego męża i wiem, że bardzo liczyła, że on mnie zostawi). Od tej pory minęło 8 miesięcy - mój mąż niby był ze mną, ale nie mogliśmy tego poskładać. Coraz więcej kłotni, żalu. Z najlepszych przyjaciół, którzy uwielbiają wspólnie spędzać czas i mogą rozmawiać godzinami, staliśmy się ledwie znajomymi. Seks teraz coraz rzadziej i coraz słabszy. Mój mąż mimo wielu błagań nie zmienił pracy. Codziennie widuje się z tamtą. Kiedyś między zdaniami powiedział, że czasem zastanawia się co by było gdyby jednak nie wrócił:( I że tamta historia jest cały czas w nim. Ja mam swoje za skórą. W ostatnim czasie coraz bardziej zaczęłam do tematu wracać. Pytać dlaczego jest nadal ze mną. Zaczęłam mieć znowu to przeczucie, że coś jest nie tak. Wczoraj po kolejnej kłótni mąż odszedł. Powiedział, że nie wyobraża sobie beze mnie, ale ze mną też nie obecnie. Że nie może powiedzieć, że mnie nie kocha, ale też że mnie kocha, bo to już nie jest to co kiedyś. Wiem, że swoje dołożyłam do rozpadu. Bo ile można męczyć? Ale też męczyłam go tematem tej zdrady bo nie widziałam w nim prawdziwej chęci bycia ze mną i ratowania tego. Jakby żałował że wrócił. Od wczoraj nie spałam. Nie mogę. Jestem zrozpaczona. Nigdy nie widziałam się u boku kogoś innego. A teraz zostałam sama. W obcym mieście. Widziałam w nim takie zdecydowanie żeby odejść... wiedziałam, że go nie zatrzymam. Piszę bo po prostu nie wiem jak żyć. Jak wy sobie poradziłyście. Jak żyć kiedy świat się rozpada i nie masz sił wstać z kanapy i zrobić sobie kawy? A co dopiero wyjść z domu i funkcjonować? I niestety mam w sobie przeczucie, że to nie tylko o mnie wtym odejściu chodzi, ale o tamtą. Chociaż tego nie powiedział.
I masz rację tu nie chodzi o Ciebie tylko tamtą, Twoja reakcja na jego zachowanie jest naturalna. Wszystkie wątpliwości należy rozwiewać, wyjaśniać a on ewidentnie tego nie chciał. Dlaczego wrócił? bo pewnie tam nie było tak jak w waszym związku, przecież to inna osoba i inne zachowanie a dlaczego teraz odszedł? bo Twoja intuicja ma racje temat ICH się nie skończył ona nadal nęci a on jaśnie książę dochodzi do wniosku że mu się należy a Ty będziesz na niego czekać.
Widzisz zrobiłaś błąd przyjmując go z powrotem bez żadnych konsekwencji( bo chyba ich nie było?) to że Ty chciałaś o tym rozmawiać jest naturalne nie można było tego przemilczeć i jest to pewnego rodzaju taka małżeńska terapia we własnym zakresie, to on jest winny tego co was spotkało to on powinien się starać a nie strzelać focha znudzonego, biednego misia. I to on z siebie samego miał zmienić pracę no ale jak widzisz on uważa że w waszym zwiazku on jest najważniejszy, jego potrzeby a Ty cóż byłas/jesteś zakochana i na to sie godziłaś.
Jeśli jesteś od niego niezależna zastanów się czy nie byłoby lepiej wrócić w znane Tobie strony żeby nie być samej i dać mu jednoznaczny sygnał, że nie będziesz na niego czekać, że swoja szansę już miał.
Oczywiście nie namawiam Ciebie do rozwodu ale musisz mieć świadomość że jest to jeden ze scenariuszów i nie rób tego błędu że będziesz godzić się na jego wyprowadzki i powroty - szkoda życia na taka miłość.
Owszem moim błędem był brak konsekwencji. Prosiłam o zmianę pracy, ale nie umiałam powiedzieć albo praca albo ja. Bo pewnie czułam, że jednak nie ja. Wiem jakie to żałosne. Teraz to widzę.
W rodzinne strony nie wrócę. Pochodzę z małego miasteczka gdzie nie ma pracy, którą ja wykonuję. A tutaj znalazłam parę miesięcy temu nową pracę. Najlepszą jaką do tej pory miałam. Dzięki niej mam niezależność. Może po jego odejściu nie będzie mnie stać na "egzotyczne wczasy", ale na utrzymanie samej siebie w małej kawalarce już tak. Więc pracy nie chcę rzucić.
Ja po prostu nie potrafię zrozumieć jak można wyrzucić do kosza całe swoje życie. Bo co? Bo motyle? Naprawdę nie mogę uwierzyć, że potrafił to zrobić. Jest sobota rano. Ja po przepłakanej nocy. Nie mam siły wstać. Zrobić przysłowiowej porannej kawy. W soboty on zawsze robił ją dla nas. Piszesz, że rozwód jest jedną z opcji. Ja obecnie nie bardzo widzę inne. Pierwszy raz od miesięcy widziałam w nim takie zdeterminowanie. Więc po jego stronie to koniec. Ja niestety nie potrafię przestać go kochać. W końcu to nie ja chciałam wyjść z tego związku. Obecnie zresztą chciałabym przetrwać dzień. Co dopiero myśleć jak dalej układać sprawy.
Zawsze na początku jest trudno, boleśnie. Oklepane ale na prawdę czas jest najlepszym lekarstwem czy też plastrem na ta ranę.
W chwili obecnej będziesz musiała siebie zmusić do wielu rzeczy, wstania z wyra, zrobienia kawy, założenia ubrania, pójścia do roboty, pracy...
Jedna z ważnych rzeczy to nie możesz siebie zamykać w 4 ścianach, musisz wyjść do ludzi, nie możesz zrobić kawy idź do lokalu, idź na basen, zajmij ciało oraz umysł .
Uspokój myśli i dopiero wtedy podejmuj decyzję co dalej z wami. Pisałem o opcjach bo jest kilka - rozwód, trwasz w zawieszeniu, biegasz za nim - teraz Ty musisz podjąć decyzje co dalej.
Mieszkanie w którym mieszkasz jest wasze czy wynajęte?
Więc po jego stronie to koniec. Ja niestety nie potrafię przestać go kochać. W końcu to nie ja chciałam wyjść z tego związku. Obecnie zresztą chciałabym przetrwać dzień. Co dopiero myśleć jak dalej układać sprawy.
Przykre, ale nie ma zmiłuj. Nie zatrzymasz na siłę, puść Go bo sie zameczysz powrotami i układaniem na nowo.
Układaj siebie, wiem, wiem - łatwo powiedzieć... ale chyba nie ma innej drogi, On musiałby CHCIEĆ odnaleźć swoje miejsce przy Tobie a tak póki co nie jest.
Nie zgadzaj się na hustawki bo się wykończysz.
Na pewno nie będę za nim biegała. Tego jestem pewna. Nie po tym wszystkim. Nie po tym jak wytrwałam wszystkie te jego kryzysy u jego boku a kiedy ja zaczęłam sobie nie radzić to on stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem jest odejść.
Mieszkanie jest wynajęte, on się wyprowadził, ale ja chcę poszukać innego - to jest lokalizacyjnie dobre pod jego pracę, nie pod moją. Mieliśmy kupić mieszkanie. Taki był plan przeprowadzki, ale zanim zaczęliśmy oglądać to związek zaczął się sypać ( z wtedy dla mnie niejasnych powodów). No a potem było już tylko gorzej więc zostaliśmy w wynajętym. Ja chciałabym kupić sobie mieszkanie, żeby mieć własny kąt, ale bez rozwodu tego nie zrobię. Cały czas myślę, czy gdybym jednak tak nie naciskała go i nie drążyła to by nie odszedł.
Cały czas myślę, czy gdybym jednak tak nie naciskała go i nie drążyła to by nie odszedł.
Hm..., co by było gdyby ?
Nie rozstrzygniesz, wiesz tylko to co sama jestes w stanie wykonać albo w sobie zmienić - nie masz wpływu na Jego uczucia, troche to tak : co ma być to bedzie...
Niełatwe, wiem.
Poznajesz Go też na nowo, przypatrz się jak postępuje - czy z Nim chciałabyś budować życie na nowo ?
Czy może tylko przerażają Cię zmiany ? Ale nie wygląda na to, po tym co napisałaś.
Po prostu - ogromny żal za czymś co było super i się skończyło. Ale tez coś łatwo sie skończyło, nie chcę Cię dobijać - nie wiem czy teraz to najlepszy czas na takie rozważania.
Na pewno nie będę za nim biegała. Tego jestem pewna. Nie po tym wszystkim. Nie po tym jak wytrwałam wszystkie te jego kryzysy u jego boku a kiedy ja zaczęłam sobie nie radzić to on stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem jest odejść.
Mieszkanie jest wynajęte, on się wyprowadził, ale ja chcę poszukać innego - to jest lokalizacyjnie dobre pod jego pracę, nie pod moją. Mieliśmy kupić mieszkanie. Taki był plan przeprowadzki, ale zanim zaczęliśmy oglądać to związek zaczął się sypać ( z wtedy dla mnie niejasnych powodów). No a potem było już tylko gorzej więc zostaliśmy w wynajętym. Ja chciałabym kupić sobie mieszkanie, żeby mieć własny kąt, ale bez rozwodu tego nie zrobię. Cały czas myślę, czy gdybym jednak tak nie naciskała go i nie drążyła to by nie odszedł.
No i widzisz już podejmujesz decyzje - zakup mieszkania, wiesz czego chcesz i to świadczy o Twojej sile.
Pytałem o mieszkanie bo moja propozycja dotyczy własnie wyprowadzki z tego mieszkania i wynajęcia tylko dla siebie, żeby on nie miał prawa powrotu bez Twojej zgody. A ta wyprowadzka pokaże Tobie ale i jemu że masz siłę i nie będziesz czekała na księcia gdy on się znudzi z nową "panią".
Cały czas myślę, czy gdybym jednak tak nie naciskała go i nie drążyła to by nie odszedł.
To tylko powinno pokazać Tobie jakim on jest człowiekiem - słabym, bez kręgosłupa moralnego, naprawdę z takim człowiekiem chcesz spędzić życie?
I masz rację tu nie chodzi o Ciebie tylko tamtą, Twoja reakcja na jego zachowanie jest naturalna.
Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Oczywiście, może być tak jak piszesz, ale nie musi.
Bo mogę np. wyobrazić sobie sytuację, w której facet przezywający kryzys w związku (nie związek jest w kryzysie, ale on się czuje może w jakiś sposób wyjałowiony związkiem, nie wnikam) i zauroczą się w jakieś miłej, chętnej koleżance, jak to często bywa. Początkowo idzie za tym zauroczeniem, ale szybko dochodzi do niego, źe jego związek w gruncie rzeczy był dobry, dawał mu satysfakcję i dobrze to wspomina, więc postanawia wrócić do tego.
Po powrocie okazuje się, że nic już nie jest takie jak było, bo chociaż jak wspomniałeś reakcja żony jest naturalna, gdyż ona dąży do zrozumienia tego, co się wydarzyło oraz odreagowuje swoje naturalne w tej sytuacji emocje, to jednak nie jest już dawny azyl, więc odchodzi.
Tak bardzo mi przykro :c Nie wyobrażam sobie jak wielki ból musisz teraz czuć.
Płacz zawsze wtedy kiedy najdzie Cię ochota, znajdź osobę której możesz powiedzieć dosłownie wszystko to co czujesz i do której zawsze możesz się w kryzysowych sytuacjach zgłosić i żyj dalej. Przepłacz sobie ten weekend, daj sobie czas na odżałowanie tych lat i tego mężczyzny i spróbuj zacząć nowy tydzień na maksa. Wyjdź z domu, na basen, na siłownię, na kawę z koleżanką z pracy, z przyjaciółką, idź na jakieś wydarzenie zorganizowane, może jakieś spotkania w stylu wymiany językowej, cokolwiek co Cię na chwilę oderwie. Nie będziesz miała na to ochoty, będziesz się zmuszała ale to pomoże znacznie bardziej niż leżenie w domu. Sama miesiąc temu przeżyłam rozstanie (ale my byliśmy razem dwa lata) i dalej boli jak skurczysyn ale takie podejście do sprawy pomaga
Co do męża - myślę, że każdy z nas czasem błądzi i że miłość pozwala wybaczyć wiele ale nie możemy przy tym być naiwne. Podejrzewam, że Twój mąż będzie szukał z Tobą kontaktu i pewnie będzie chciał to naprawić. Przemyśl sobie jak chciałabyś podejść do tej sprawy, ale myślę że warto postawić pewne ultimatum na wstępie i pomyśleć też nad terapią jeśli by się to miało zdarzyć. Tak, by naprawić wszystko i zacerować te rany raz a porządnie i żeby nauczyć się żyć ze sobą na nowo. Oczywiście mówię o tym tylko w kontekście jego wielkiego powrotu, pełnego żalu i chęci popracowania nad tym. W innym przypadku niestety trzeba będzie go sobie odpuścić i żyć dalej lepszym życiem. Będzie dobrze!
No cóż na pewno związek nie był już azylem. I tak jak pisałam, wiem, że mam swoje za skórą bo na pewno, zwłaszcza ostatnimi czasy coraz więcej wracałam i chciałam pogadać o zdradzie. Więcej niż na samym początku. Ale wynikało to z tego, że on się też zmienił. Nie wiem jak to opisać. Fizycznie wrócił do związku, ale mentalnie już nie. Albo jeszcze inaczej, wrócił fizycznie i rozumowo. Ale nie emocjonalnie. A ja niestety tylko do pewnego momentu mogłam to unieść. Potem zaczęłam się załamywać pod ciężarem tej nowej "jakości" związku. I stąd te drążenia. Zaczęłam się bać, że znowu jest ONA. I kiedy miałam doła i tak bardzo potrzebowałam wsparcia, on odszedł mówiąc że to jedyna opcja na ten moment. Mam żal ogromny bo w moim odczuciu nie zawalczył odpowiednio. I pewnie część mojej rozpaczy to faktycznie rozpacz za tymi dobrymi czasami.
maku2 napisał/a:I masz rację tu nie chodzi o Ciebie tylko tamtą, Twoja reakcja na jego zachowanie jest naturalna.
Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Oczywiście, może być tak jak piszesz, ale nie musi.
Bo mogę np. wyobrazić sobie sytuację, w której facet przezywający kryzys w związku (nie związek jest w kryzysie, ale on się czuje może w jakiś sposób wyjałowiony związkiem, nie wnikam) i zauroczą się w jakieś miłej, chętnej koleżance, jak to często bywa. Początkowo idzie za tym zauroczeniem, ale szybko dochodzi do niego, źe jego związek w gruncie rzeczy był dobry, dawał mu satysfakcję i dobrze to wspomina, więc postanawia wrócić do tego.
Po powrocie okazuje się, że nic już nie jest takie jak było, bo chociaż jak wspomniałeś reakcja żony jest naturalna, gdyż ona dąży do zrozumienia tego, co się wydarzyło oraz odreagowuje swoje naturalne w tej sytuacji emocje, to jednak nie jest już dawny azyl, więc odchodzi.
Jeśli facet przeżywa kryzys w związku to i związek przeżywa kryzys gdyż jego postępowanie, zachowanie odbija się na związku i drugiej osobie, powinien o tym rozmawiać z drugą osobą tą najbliższą a nie brać sie za chętną do zrozumienia jego wyjałowienia .
Czyli co poszedł z chętna a jak się już napukał dochodzi do wniosku że jednak to nie to i wraca do domu do żony i ona ma być hepi i klaskać uszami bo pan wrócił? A gdy ona teraz przeżywa kryzys wynikający z jego odejścia do drugiej kobiety, to jaśnie pan odchodzi bo nie znalazł zrozumienia i według Ciebie to żona jest winna? poważnie, bo tak wynika z Twojego postu.
Czekoladka ja prosilam o zmianę pracy, o terapię...NIC wyobrażasz sobie, że ona jest jego bezpośrednią podwładną? I on nie zrezygnuje z pracy. Ona też. I tak sobie trwają razem w tym układzie. Podobno ona kogoś sobie znalazła niedawno - może mojego męża znowu. A może faktycznie kogoś innego i mój mąż tego nie umie przeboleć.
No cóż na pewno związek nie był już azylem. I tak jak pisałam, wiem, że mam swoje za skórą bo na pewno, zwłaszcza ostatnimi czasy coraz więcej wracałam i chciałam pogadać o zdradzie. Więcej niż na samym początku. Ale wynikało to z tego, że on się też zmienił. Nie wiem jak to opisać. Fizycznie wrócił do związku, ale mentalnie już nie. Albo jeszcze inaczej, wrócił fizycznie i rozumowo. Ale nie emocjonalnie. A ja niestety tylko do pewnego momentu mogłam to unieść. Potem zaczęłam się załamywać pod ciężarem tej nowej "jakości" związku. I stąd te drążenia. Zaczęłam się bać, że znowu jest ONA. I kiedy miałam doła i tak bardzo potrzebowałam wsparcia, on odszedł mówiąc że to jedyna opcja na ten moment. Mam żal ogromny bo w moim odczuciu nie zawalczył odpowiednio. I pewnie część mojej rozpaczy to faktycznie rozpacz za tymi dobrymi czasami.
Już nic nigdy nie będzie takie same - NIC NIGDY. Ty przez tą zdradę stałaś się inna i on się zmienił, właściwie to musielibyście siebie od nowa poznawać i uczyć. On poczuł inną kobietę Ty poczułaś smak zdrady, bardzo często kończy to się - rozwodem. Przykro mi ale tak jest.
SamotnaOna napisał/a:No cóż na pewno związek nie był już azylem. I tak jak pisałam, wiem, że mam swoje za skórą bo na pewno, zwłaszcza ostatnimi czasy coraz więcej wracałam i chciałam pogadać o zdradzie. Więcej niż na samym początku. Ale wynikało to z tego, że on się też zmienił. Nie wiem jak to opisać. Fizycznie wrócił do związku, ale mentalnie już nie. Albo jeszcze inaczej, wrócił fizycznie i rozumowo. Ale nie emocjonalnie. A ja niestety tylko do pewnego momentu mogłam to unieść. Potem zaczęłam się załamywać pod ciężarem tej nowej "jakości" związku. I stąd te drążenia. Zaczęłam się bać, że znowu jest ONA. I kiedy miałam doła i tak bardzo potrzebowałam wsparcia, on odszedł mówiąc że to jedyna opcja na ten moment. Mam żal ogromny bo w moim odczuciu nie zawalczył odpowiednio. I pewnie część mojej rozpaczy to faktycznie rozpacz za tymi dobrymi czasami.
Już nic nigdy nie będzie takie same - NIC NIGDY. Ty przez tą zdradę stałaś się inna i on się zmienił, właściwie to musielibyście siebie od nowa poznawać i uczyć. On poczuł inną kobietę Ty poczułaś smak zdrady, bardzo często kończy to się - rozwodem. Przykro mi ale tak jest.
Popieram maka2 (sorka nie wiem, czy odmienia się Twój nick) w 100%. Zdecydowanie najmądrzejsze wypowiedzi w tym temacie. Ja mogę jedynie się wypowiedzieć, jako zdradzona, która została.
Aczkolwiek nasze sytuacje się bardzo różnią, po pierwsze mój nie miał romansu, nie był zaangażowany emocjonalnie, a po drugie co ważniejsze, się starał i stara nadal. Ja na początku podeszłam do tego ze spokojem, ale jasne, ze później były moje wybuchy, jest to normalne i naturalne, trzeba jakoś odreagować to, że zawaliło się całe życie. Nie trwało to dlugo, bo wiem, że do niczego to nie doprowadziłoby, skoro zdecydowaliśmy się być dalej razem. No ale my się zdecydowaliśmy na to, bo byłam w ciąży. Nie chciałam zabierać dziecku taty, aczkolwiek, jakby okazał się do d*py ojcem to bym odeszła. (nie)stety jest ojcem rewelacyjnym, idealnym,a dziecko woli jego ode mnie . Walczymy razem o dobro dzieci. I to jest główny fundament, gdybym była na Twoim miejscu, bez wspólnych zobowiązań, dzieci, kredytów itp(albo gdyby mój mąż, nie był dobrym ojcem i nie był dobry dla mnie, nie starał się) , to popłakałabym trochę i zaczęła wszystko układać na nowo. Uwierz mi w porównaniu z innymi zdradzonymi, jesteś w o wiele bardziej komfortowej sytuacji.
Czekoladka ja prosilam o zmianę pracy, o terapię...NIC
wyobrażasz sobie, że ona jest jego bezpośrednią podwładną? I on nie zrezygnuje z pracy. Ona też. I tak sobie trwają razem w tym układzie. Podobno ona kogoś sobie znalazła niedawno - może mojego męża znowu. A może faktycznie kogoś innego i mój mąż tego nie umie przeboleć.
Okropne, naprawdę okropne i podłe z jego strony. Wiem, że kochając kogoś dużo się wybacza i próbuje się coś naprawiać całym sobą, ale w takiej sytuacji to chyba musiało się tak skończyć ;/ Rozumiem Twoje bycie niepewną i ciągłe szarganie się ze swoimi uczuciami i podpytywanie o tę zdradę. To chory układ i powinien jak najszybciej uciąć z nią kontakt, skoro chciał do Ciebie wracać. Nigdy więcej nie pozwól sobie wejść tak na głowę. My kobiety tak mamy, że sobie na wiele rzeczy pozwalamy i to jest zgubne.
Bardzo popieram pomysł jak najszybszej wyprowadzki! Upocisz się przy niej, wyrzucisz wszystko co przypomina o przeszłości i wyjdziesz z mieszkania z którym kiedyś łączyły się dobre wspomnienia. Szukaj jak najszybciej, nie oglądaj się nawet za sobą i bądź silna!
17 2019-09-21 12:08:05 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-09-21 12:23:19)
Nirvanka ja też na początku nie męczyłam tematu bo założyłam, że skoro próbujemy razem to nie mogę do tego wracać. I przez jakiś czas nie wracałam tylko po to, żeby kiedyś w rozmowie na temat dalszych planów usłyszeć, że bardzo chce być ze mną, ale czasami jeszcze nachodzą go myśli co by było gdyby.... I wtedy u mnie pękło. Od tej pory nie potrafiłam już nie wracać, nie rozmawiać. I z każdym tygodniem było gorzej. Aż do wczoraj. Znajoma, która akurat jest psychologiem napisała mi przed chwilą, że ja zawsze byłam silniejsza w tej relacji i że przede wszystkim to ja walczyłam. On stał z boku i myślał, że się samo poukłada. Że same z siebie wrócą motylki, bliskość i spokój. Że on nigdy nie potrafił mi dać tyle, ile ja jemu. Ale, że też trwałam w tym układzie bo sama wierzyłam, że będzie happy end.
Może to głupie ale nie potrafię sobie wyobrazić ani dalszego życia bez jego obecności w nim, ani nawet tego jak mam to powiedzieć rodzinie, znajomym. Nie mam nikogo znajomego bez pary. Wszyscy w związkach. Jedno znajomi pokonali nawet kryzys związany ze zdradą. Są teraz takim szczęśliwym związkiem, jak nie byli nawet przed. I myślę o nich - jak oni to zrobili. U nas się nie udało.
Wiem, że tchórz ze mnie. Najpierw nie odeszłam, a teraz nie umiem spojrzeć ludziom w twarz i powiedzieć, że ta relacja którą podziwiali to było palcem na piasku pisane.
I "zabawne", że o piasku napisałam. Właśnie do mnie dotarło, że dowiedziałam się znajdując w telefonie MMS - jej zdjęcie, na którym na piasku na plaży jest jej wiadomość do niego: Kocham Cię X.
Swoją drogą takich zdjęć z jego wiadomością do mnie też mam sporo z czasów "sprzed" nowej pracy. Taki chichot losu.
Nie pisz, proszę, postu pod postem, zamiast tego używaj opcji "edytuj". Dzięki temu Twoje posty będą bardziej czytelne, co ułatwi dyskusję.
18 2019-09-21 16:35:45 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-09-21 16:45:04)
Jeśli facet przeżywa kryzys w związku to i związek przeżywa kryzys gdyż jego postępowanie, zachowanie odbija się na związku i drugiej osobie, powinien o tym rozmawiać z drugą osobą tą najbliższą a nie brać sie za chętną do zrozumienia jego wyjałowienia
Zgoda co do teorii, ale ponieważ przeżyłam to w praktyce, to doskonale wiem, że rzeczywistość może wyglądać zgoła odmiennie. Czyli to, że dla jednej strony coś w związku nie gra, wcale automatycznie nie oznacza tego samego dla drugiego. Nawet wówczas, gdy strona w kryzysie mówi o tym, bo druga strona może uważać, że związek ma się doskonale i tylko ten w kryzysie „robi problemy”.
Czyli co poszedł z chętna a jak się już napukał dochodzi do wniosku że jednak to nie to i wraca do domu do żony i ona ma być hepi i klaskać uszami bo pan wrócił? A gdy ona teraz przeżywa kryzys wynikający z jego odejścia do drugiej kobiety, to jaśnie pan odchodzi bo nie znalazł zrozumienia i według Ciebie to żona jest winna? poważnie, bo tak wynika z Twojego postu.
Trochę sobie nadinterpretujesz mój post, bo w swej krótkiej wypowiedzi, zaznaczyłam za Tobą, że reakcje autorki są typowe i zupełnie normalnie odreagowywała zdradę.
Nie wiem, co przyświecało mężowi, gdy wracał do żony. Może naiwna nadzieja, że sytuacja rozejdzie się po kościach i wszystko wróci do dawnej normy? Zatem facet mógł liczyć, że uda się to przejść w miarę bezboleśnie, ale się przeliczył i rozczarował, a następnie ewakuował. Ale niekoniecznie musiał odejść do kogoś, lecz po prostu zrozumiał, że już nigdy nie będzie tak jak wcześniej.
SmutnaOna, przykra sytuacja, współczuję :-(
Najpierw nie odeszłam, a teraz nie umiem spojrzeć ludziom w twarz i powiedzieć, że ta relacja którą podziwiali to było palcem na piasku pisane.
Ale dlaczego niby Twoja relacja z mężem była palcem na piasku pisana? Przecież przeżyliście z sobą w szczęściu wiele lat, czy to nie jest wartościowa i ważna sprawa? Czy to, że Wasza relacja ostatecznie okazała się nie na wieczność, dewaluuje ją całą?
Nie mogłabyś spróbować podejść do Waszego małżeństwa (rozumiem, że może jeszcze nie teraz) jako do ważnego, dającego Tobie wiele satysfakcji i szczęścia okresu w Twoim życiu, który po prostu dobiegł końca? Przecież nie byłaś w związku tylko dlatego, żeby trwał, ale czerpałaś na bieżąco z niego siłę (lub coś innego) dla siebie.
19 2019-09-21 18:31:38 Ostatnio edytowany przez SamotnaOna (2019-09-21 18:35:51)
Czy to dewaluuje te lata? Na ten moment dla mnie tak. Dlaczego? Bo sposób w jaki to zostało zakończone stawia pod znakiem zapytania wszystko w co wierzyłam. Podobno był ze mną szczęśliwy, a jednak poszedł w nową znajomość z całą beztroską mając za nic osobę, która jest w domu i z którą podobno było mu dobrze. Podobno chciał wszystko poukładać, ale tak naprawdę nie poczynił większych starań poza powrotem do domu. Podobno zawsze się wspieraliśmy i staliśmy za sobą murem, ale to jednak dość jednostronne było, bo wyszło, że na mnie te resztki związku się opierały, ale jak ja upadłam to związek upadł. Na koniec jedyne co mi mógł powiedzieć to tyle, że nie może powiedzieć, że mnie nie kocha. Bo mamy jednak bagaż doświadczeń wspólnych, wiele przeżyliśmy razem. Mam być wdzięczna za to wszystko? Na ten moment naprawdę nie potrafię. Jedyna lekcja jaką otrzymałam to gorzka lekcja życia, która pokazała mi, że cios można dostać dokładnie z tej strony, z której najmniej się go spodziewałaś.
Dziś musiałam schować wszystkie jego rzeczy bo po tym jak rozpłakałam się nad jego szczoteczką do zębów doszłam do wniosku, że nie dam rady na nie patrzeć. A zostało wszystko tak, jakby zaraz miał wrócić. Ja wiem, że może dramatyzuję, ale naprawdę czuję jakby ktoś umarł. Wcześniej kiedy w złości wrzuciłam go z domu tak nie płakałam jak dziś. Nie byłam tak zdruzgotana.
Nie przesadzasz, nie wiem czy to normalne uczucia, ale ja miałam tak samo, ba nadal mam. Po pierwsze też uważam, że zdrada zabiła wszystko co było przed. Nie lubię wspominać nawet początków związku, kiedy wszystko było takie ekscytujące, miłe, dawało radość i zabawę, ale też wsparcie w trudnych chwilach. Nawet ostatnio mąż coś wspomniał z początków znajomości, a ja wypaliłam: daj spokój, to nie było prawdziwe, to była ułuda związku, utopia. Bo tak to odczuwam. Wtedy dla mnie to było prawdziwe, ale nie wiem, kiedy przestało być prawdziwe i wartościowe dla niego i czy w ogóle było.
Po drugie najbardziej mnie boli nie zdrada, ani fizyczna, ani emocjonalna- chociaż wątpię żeby taka była. Najbardziej boli mnie to, że zaufałam mu jak nigdy nikomu, a on zdradą doprowadził do tego, że ja już nigdy z nikim nie będę. Nawet jakbyśmy się rozstali, to ja nikomu nie zaufam. Zdradą zabił we mnie wiarę w miłość i zaufanie i to najbardziej mnie boli.
Ciesz się tym, że masz szansę na ułożenie sobie życia po swojemu, możesz i powinnaś myśleć tylko o sobie, zazdroszczę Ci.
Nirvanko, współczuję, bo zgadzam się, że zabite zaufanie to najgorszy rodzaj zdrady i też taką przeżyłam, mimo że nigdy nie zostałam zdradzona fizycznie (a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo).
U mnie to wyglądało tak, że ktoś cynicznie wykorzystał przeciwko mnie moje największe i najbardziej bolesne słabości, i można powiedzieć, że symbolicznie wdeptał w ziemię ten świat, który kiedyś był naszym wspólnym i to, co o mnie wiedział. Dlatego, że tak było najprościej i najwygodniej, kiedy nie byłam już potrzebna.
Od tego czasu minęło dużo lat, ale zmiany w głowie są nieodwracalne.
22 2019-09-21 21:53:39 Ostatnio edytowany przez gracjana1992 (2019-09-21 21:57:03)
Szczerze mówiąc to im jestem starsza, tym bardziej dziwi mnie jak ktoś może zaprzepaścić tyle wspólnych lat dobrego związku dla motylków w brzuchu, zauroczenia itp. Kiedyś czytałam artykuł na blogu gdzie facet opisywał co jest wyjątkowe w związku. Pisał "myślisz, że chemia między wami jest czymś wyjątkowym? Nie, ta chemia może przydarzyć się z wieloma osobami. Wyjątkowa jest umiejętność dobrego spędzania wspólnie czasu, rozwiązywania problemów, podobne podejście do zycia" itp. Ja - z perspektywy czasu - widzę, że to prawda. Łatwo jest znaleźć osobę z ktora połączy "wyjątkowa chemia", ale taka która będzie z Tobą na dobre i zle, nie będzie drażnić swoim zachowaniem, będziecie mieć podobne podejście do życia, a związek nie będzie toksyczny... To jest wyczyn. Twój mąż też pewnie o tym się przekona. Jej imponuje "szef" ,jemu młoda kobieta, ale TO szybko się kończy, wypala a co zostanie...?
Na pewno nie będę za nim biegała. Tego jestem pewna. Nie po tym wszystkim. Nie po tym jak wytrwałam wszystkie te jego kryzysy u jego boku a kiedy ja zaczęłam sobie nie radzić to on stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem jest odejść.
Mieszkanie jest wynajęte, on się wyprowadził, ale ja chcę poszukać innego - to jest lokalizacyjnie dobre pod jego pracę, nie pod moją. Mieliśmy kupić mieszkanie. Taki był plan przeprowadzki, ale zanim zaczęliśmy oglądać to związek zaczął się sypać ( z wtedy dla mnie niejasnych powodów). No a potem było już tylko gorzej więc zostaliśmy w wynajętym. Ja chciałabym kupić sobie mieszkanie, żeby mieć własny kąt, ale bez rozwodu tego nie zrobię. Cały czas myślę, czy gdybym jednak tak nie naciskała go i nie drążyła to by nie odszedł.
Odszedłby, na pewno. Chociaż z tego powodu, że wrocił, bo musial, bo mu się nie poukładało z ta drugą, a nie bo chciał.
Byłas "kołem zapasowym", jakimś "rozwiązaniem" na trochę, a nie kims, do kogo chciał wrócić.
Gdyby nawet tamta była tylko chwilowym zauroczeniem, odskocznią, to powinien się w pore opamietać, wrócić i prosić o przebaczenie, a jednak tak nie było. To nie jest tak, że on sobie znalazł kogoś innego i to jest przyczyną rozpadu między wami. To był rozpad, a potem pojawiła się ona...
Mam wrażenie, że gdzieś się "rozjechaliscie", o coś innego wam szlo, a ona to tylko "wisienka na torcie". Teraz twój mąz się ciska, coś kombinuje, bo sam nie wie, o co mu chodzi, ale że nie o ciebie, to pewne.
Rozumiem, jak się czujesz, ale czas wziąć się za siebie i spojrzeć prawdzie w oczy. On odplynął i pozwól mu na to, nie zawrócisz Wisły kijem. Dopoki on wie, ze zawsze, co tylko zrobi, to ty będziesz szukała winy w sobie i walczyła o niego, to zawsze przegrasz. Ogarnij się i zawalcz ale o siebie. Od tego zacznij.., O nim nie myśl. Jest dorosły i dbanie o siebie świetnie mu idzie, w przeciwieństwie do ciebie.
Po drugie najbardziej mnie boli nie zdrada, ani fizyczna, ani emocjonalna- chociaż wątpię żeby taka była. Najbardziej boli mnie to, że zaufałam mu jak nigdy nikomu, a on zdradą doprowadził do tego, że ja już nigdy z nikim nie będę.
Taka popularna ostatnio piosenka mi się przypomniała.
But it's not the fact that you kissed him yesterday
It's the feeling of betrayal, that I just can't seem to shake
"Be Alright" By Dean Lewis
Jeszcze będziesz w stanie komuś zaufać i pokochać. Pewnie, że będzie o to trudniej ale nasze organizmy to wiele lat ewolucji. Są silniejsze niż nam się wydaje.
Też mam myśli, że już nigdy, że nie dam rady itd. Później przypominam sobie najlepsze momenty i wiem, że chciałbym to jeszcze kiedyś przeżyć nawet ryzykując kolejny zawód.
Nirvanka87 napisał/a:Po drugie najbardziej mnie boli nie zdrada, ani fizyczna, ani emocjonalna- chociaż wątpię żeby taka była. Najbardziej boli mnie to, że zaufałam mu jak nigdy nikomu, a on zdradą doprowadził do tego, że ja już nigdy z nikim nie będę.
Taka popularna ostatnio piosenka mi się przypomniała.
But it's not the fact that you kissed him yesterday
It's the feeling of betrayal, that I just can't seem to shake
"Be Alright" By Dean LewisJeszcze będziesz w stanie komuś zaufać i pokochać. Pewnie, że będzie o to trudniej ale nasze organizmy to wiele lat ewolucji. Są silniejsze niż nam się wydaje.
Też mam myśli, że już nigdy, że nie dam rady itd. Później przypominam sobie najlepsze momenty i wiem, że chciałbym to jeszcze kiedyś przeżyć nawet ryzykując kolejny zawód.
Za dużo do stracenia. Gdybym nie miała dzieci, może. Ale wątpię. Na pewno już nigdy bym nie angażowała w to serca, uczuć. Zawsze bym była podejrzliwa, a tak się nie da tworzyć związku. Zresztą ja zostałam ze zdradzaczem, więc i tak pozamiatane, bo wiem, ze to w mojej sytuacji najlepsze co mogłam zrobić.
26 2019-09-22 06:41:40 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-09-23 21:00:48)
Odszedłby, na pewno. Chociaż z tego powodu, że wrocił, bo musial, bo mu się nie poukładało z ta drugą, a nie bo chciał.
Byłas "kołem zapasowym", jakimś "rozwiązaniem" na trochę, a nie kims, do kogo chciał wrócić.
Gdyby nawet tamta była tylko chwilowym zauroczeniem, odskocznią, to powinien się w pore opamietać, wrócić i prosić o przebaczenie, a jednak tak nie było. To nie jest tak, że on sobie znalazł kogoś innego i to jest przyczyną rozpadu między wami. To był rozpad, a potem pojawiła się ona...
Mam wrażenie, że gdzieś się "rozjechaliscie", o coś innego wam szlo, a ona to tylko "wisienka na torcie". Teraz twój mąz się ciska, coś kombinuje, bo sam nie wie, o co mu chodzi, ale że nie o ciebie, to pewne.
Wiesz na pewno gdzieś się rozjechalismy bo inaczej nie byłoby tej historii. Ale jeżeli dla niego coś było nie tak to czy zamiast robić coś takiego to nie powinien najpierw przyjść i porozmawiać ze mną? Dać mi sygnał jakiś? Ale jeżeli mój mąż całuje mnie przytula i szepcze kocham cię do ucha a miesiąc później zaczyna znikać wieczorami i szuka "przestrzeni" to jaki to dla mnie sygnał? Gdzie ostrzeżenie?
Oczywiście po jego powrocie zamykalam oczy na to że on nie jest już w pełni ze mną. Bolało że kładł się w łóżku i zasypial często plecami do mnie gdzie zawsze kiedyś mnie przytulal. Pełno było takich drobnych rzeczy codziennych. Nie chciałam tego widzieć. Myśleć o tym. Bo to przerazalo. Ktoś kto był w mojej sytuacji na pewno to rozumie. Szczerze? Boję się żyć dalej. Boję się czy dam radę przeżyć tę chwilę kiedy dowiem się że żyje dalej z inną kobietą i boku.
Wiecie gdzie jestem? W busie do Zakopanego. Idę w góry. Wstałam o 5 i stwierdziłam że muszę jakoś stracić ten dzień bo nie dam rady przepłakać kolejnej doby w łóżku. Bo wczoraj cały dzień zerkalam na telefon czy jednak on nie napisze choćby sprawdzić jak się czuję.
Mamy, mieliśmy jedno wspólne auto. On je zabrał ale wolę jechać dwoma busami i stracić pół dnia na przejazdy niż go poprosić o auto.
Pomóżcie bo nie dam rady. Dziś napisał do mnie wiadomość. Jedno słowo: przepraszam. Nie odpisałam na to, ale.... Ja wiem, że tyle się wydarzyło. Tak mnie zawiódł. Powiedział, że uczciwie nie może mi powiedzieć: Kocham Cię. Ale po prostu nie wiem jak zrobić krok naprzód. Wszystkie rzeczy w domu są wspólne. Każdy talerzyk, kubek, dywan, doniczka - wybierane lata temu jak zamieszkaliśmy razem. Po prostu nie mam sił. I boję się, że te momenty kiedy jestem niby spokojna to temu, że wierzę, że może jakimś cudem wróci. A tymczasem on może już z nią jest. Masakra:(:(:(
Pomóżcie bo nie dam rady. Dziś napisał do mnie wiadomość. Jedno słowo: przepraszam. Nie odpisałam na to, ale.... Ja wiem, że tyle się wydarzyło. Tak mnie zawiódł. Powiedział, że uczciwie nie może mi powiedzieć: Kocham Cię. Ale po prostu nie wiem jak zrobić krok naprzód. Wszystkie rzeczy w domu są wspólne. Każdy talerzyk, kubek, dywan, doniczka - wybierane lata temu jak zamieszkaliśmy razem. Po prostu nie mam sił. I boję się, że te momenty kiedy jestem niby spokojna to temu, że wierzę, że może jakimś cudem wróci. A tymczasem on może już z nią jest. Masakra:(:(:(
Nie może, a już z nią jest. Masz problem, bo on Ciebie zna, wie jak ma na Tobie grać, żebyś wygrała jego melodię.
Słuchaj, on Ciebie zdradził, dwukrotnie zostawił - mało? Oczywiście on będzie chciał wrócić - wróci, jeśli zgodzisz się na to - tylko jakim kosztem chcesz to reanimować? Wykończysz się psychicznie, chcesz tego?
Oczywiście, że nie chcę. Temu nie odpisuję. I nie uważam, że będzie chciał wrócić. Temu to mnie chyba właśnie tak boli. Bo za pierwszym razem jakos nie wierzyłam, że to koniec i wrócił. A teraz całą sobą czuję, że nie wróci. Że to koniec. Wygasło u niego. Temat zamknięty. Boli mnie to jak cholera, więc zacisnęłam pięści i nie skontaktowała się nawet potrzebując cholernego auta. Ale taka wiadomość dziś.... znowu wytrąciła mnie z minimalnej równowagi do której się zmusiłam, żeby pójść do pracy. Starałam się nie myśleć od wczoraj o nim, o nas. Bo czuję jakby brakowało mi tchu jak zaczynałam myśleć o kolejnych tygodniach...
Nie możesz nie myśleć to się nie uda tak długo jak jesteście małżeństwem musisz się liczyć z tym że on jest gdzieś za zakrętem. Że każda informacja, próba kontaktu będzie na Ciebie wpływało źle, destrukcyjnie bo z automatu włącza się wspominanie tego co było.
Musisz nauczyć się myśleć pozytywnie i do przodu bez rozdrapywania przeszłości. Skoro jesteś pewna że to koniec to zajmij czymś myśli np. zacznij szukać mieszkania, adwokata - byle do przodu.
Autorko ! Miłość zawsze można wskrzesić, jeśli była prawdziwa. Nie wierz w takie brednie, że jest za późno, że on jest na 100 % zdecydowany itd... Dzięki modlitwie można góry przenosić. Jeżeli jesteście po ślubie kościelnym to nic nie jest stracone. Zwróć się o pomoc do Boga, bo tylko On jest w stanie zrozumieć i uśmierzyć Twój ból. Módl się, a zobaczysz jeszcze męża błagającego Cię o wybaczenie. On jest teraz zaślepiony i odurzony nową partnerką - ale to hormony, które go prędzej czy później opuszczą. To Ciebie kochał 12 lat i na pewno w głębi serca dalej kocha. W dłuższej perspektywie wyrzuty sumienia będą go zjadały i będzie nieszczęśliwy - to praktycznie pewne. Nie poddawaj się ! Dzisiejszy świat ceni dumę i tupanie obcasem, Ty idź za miłością, bo tylko ona uszczęśliwia. Powodzenia !! P.S. Dobry pomysł z wypadem w góry, też bym tak zrobiła - rzuciła wszystko i na szlak
31 2019-09-24 23:42:57 Ostatnio edytowany przez Onaona123 (2019-09-24 23:44:52)
Cześć wszystkim.
Od jakiegoś czasu czytam forum..ten temat jest mi niestety bliski..stąd postanowiłam napisać.
Podobnie jak autorka jestem z mężm 13-14 lat, z tego prawie połowa jako małżeństwo.
Były wzloty i upadki w naszym związku, ale zawsze coś trzymało i mimo czasami gorszych momentów, żadne z nas nigdy nie zdecydowało się odejść...
Rok temu dowiedziałam się o zdradzie...długa historia..postanowiliśmy zostać razem..początkowo było całkiem dobrze..wierzyłam, że to moze się udać...zaszłam w ciąże( przez 13 lat nam się nie udało i teraz w takiej sytuacji nagle tak....nie było planowane) .po kilku miesiącach ok 3-4, dowiedziałam się, że znowu nawiązał kontakt z kochanka..mailowy..dosyć krótki..podbno juz jest to zakończone..ale wtedy we mnie coś pękło...przestałam wierzyć, że to moze się udać...cała ta sytuacja stała mi się dość mocno obojętna..normalnie bym w tym momencie odeszła ..ale jest ciąża...zaraz rozwiązanie...nie chce żeby dziecko nie widziało ojca..a z drugiej strony chcę być szczęśliwa...
I tak żyje w zawieszeniu...
Autorko...
Teraz kiedy jestem mądrzejsza...na Twoim miejscu wyprowadzilabym się z mieszkania i złożyła pozew o rozwód/separacje...zdecydowane kroki...wiem, że ciężko podjąć taka decyzje na tym etapie...ale po czasie widze, że taka powinna byc wtedy moja decyzja...
Zbierz siły i walcz o siebie, a czas pokażą czy mąż zacznie walczyć o Ciebie...
Trzymam kciuki
32 2019-09-25 05:51:37 Ostatnio edytowany przez SamotnaOna (2019-09-25 05:51:58)
My nie mamy dzieci. Ta przeprowadzka, która była w zeszłym roku to miała być dla nas szansa na nowe życie. Stabilizację. Zakup własnego mieszkania, założenie rodziny.... A tak po prostu po 3 miesiącach w nowej pracy on nagle traci z oczu mnie i nasze życie i widzi tylko ją.
OnaOna z jednej strony gratuluję Ci ciąży bo naprawdę żałuję, że tak potoczyło się moje życie, że dla mnie w jednej chwili zrobiło się za późno. Mam już swoje lata, a po tym wszystkim nie wyobrażam sobie siebie poznającej nagle kogoś z kim ot tak zakładam rodzinę. Bo skoro zawodzi ktoś, kto był tyle lat, kogo teoretycznie znałam, to jak ufać komuś kogo nie znasz prawe w ogóle. Więc temat rodziny dla mnie zamknięty.
Wierzcie mi wyrzucałam sobie długo, że trzeba było wcześniej na rodzinę się decydować bo może by nie odszedł.... bo miałby powód, żeby zostać. Ale z drugiej, przecież po pierwsze to była wspólna decyzja z tym zaczekaniem, po drugie on i tak by ją poznał. Widocznie wizja domku i rodziny z nią jest jednak bardziej pociągająca niż ze mną. Tyle kat przy nim wytrwałam wspierając i stojąc u boku. I takie podziękowanie. A jeszcze jak odchodził powiedział. Będziesz kiedyś wspaniałą matką. Taką jaką jesteś osobą. Normalnie jakby mi dał w twarz.... A po odkryciu zdrady, kiedy jednak wrócił to wydawało się, że jest naprawdę dobrze. Były rozmowy, seks, taka normalność. Ale też widzę teraz, że z czasem był też ten jego wzrok, już nie zakochany we mnie. Nie było czułości kiedy spał obok mnie, odwrócony plecami. Już nie kładł się na kanapie obok mnie kiedy oglądaliśmy film. I na końcu te słowa. Nie mogę powiedzieć, że Cię nie kocham, ale też że Cię kocham bo to już nie to. I ta jego determinacja. Po czymś takim wiem, że nie wróci. To jedno wiem. Bo przez wiele miesięcy "nie zatęsknił za mną" - za bliskością, czułością. Nie uważał, że powinien zrezygnować z pracy. Nie chciał pójść na terapię. Po prostu nie miał chęci wymyślić co zrobić, żeby to ocalić.
Nie umiem wymyślić planu jutrzejszego dnia póki co. Jak mam wymyślić sobie dalsze życie.
A po odkryciu zdrady, kiedy jednak wrócił to wydawało się, że jest naprawdę dobrze. Były rozmowy, seks, taka normalność. Ale też widzę teraz, że z czasem był też ten jego wzrok, już nie zakochany we mnie. Nie było czułości kiedy spał obok mnie, odwrócony plecami. Już nie kładł się na kanapie obok mnie kiedy oglądaliśmy film. I na końcu te słowa. Nie mogę powiedzieć, że Cię nie kocham, ale też że Cię kocham bo to już nie to. I ta jego determinacja. Po czymś takim wiem, że nie wróci. To jedno wiem. Bo przez wiele miesięcy "nie zatęsknił za mną" - za bliskością, czułością. Nie uważał, że powinien zrezygnować z pracy. Nie chciał pójść na terapię. Po prostu nie miał chęci wymyślić co zrobić, żeby to ocalić.
Wasze małżeństwo już się rozpadło potrzebujesz to jedynie potwierdzić sądownie. Was nie ma, Twojego męża nie ma, Ciebie jako żona już nie ma i on zdaje sobie z Tego sprawę. Myślę że on wrócił do domu żeby przeczekać a nie żeby odbudować Wasze małżeństwo, to była kwestia czasu pytane nie czy by odszedł tylko kiedy by odszedł. Nie jesteś kobietą która zamiata problem pod dywan i uważam że w takiej sytuacji jak jest nie pozostaje Wam nic innego jak się rozstać.
Nie umiem wymyślić planu jutrzejszego dnia póki co. Jak mam wymyślić sobie dalsze życie.
Idź do przodu małymi krokami nie planuj na lata do przodu bo to jest nie wykonalne a i ta nie pewność kolejnego roku, lat może być trochę straszna.
Małe kroki np. znajdź dobrego adwokata, poszukaj mieszkania, idź na siłownie, zajmij się czymś co sprawia Tobie przyjemność lub czymś co odkładałaś w czasie bo nie miałaś czasu itp.
I pamiętaj żeby sobie poradzić z bólem rozstania/zdrady potrzebujesz czasu nie wyłączysz uczuć na pstryknięcie najważniejsze żebyś sobie jasno powiedziała czego TY chcesz ale tak realnie a nie na zasadzie "sobie życzę".
Minęły 3 tygodnie....A ja mam wrażenie, że wieczność. Od poniedziałku do piątku chodzę tylko do pracy. Nie umiem ruszyć się z domu, zrobić czegoś tylko dla siebie. Nie mam ochoty. Weekendy staram się spędzać poza mieszkaniem, póki co pogoda sprzyjała więc przeprosiłam się z górami i spędzam tam całe weekendy. Ale ja mam wrażenie, że cały czas czekam. Z nim nie widziałam się do tego weekendu. Spotkaliśmy się bo mieliśmy porozmawiać o formalnościach, ale zamiast tego pogadaliśmy po prostu o życiu. W niedzielę miałam mały wypadek i potrzebowałam pomocy lekarskiej. Wczoraj napisał z pytaniem czy wszystko OK. Czy czegoś nie potrzebuję. Dziś znowu. I to jest okropne, że od razu zaczynam wyczekiwać kolejnej wiadomości. Walczę ze sobą, żeby do niego nie napisać nie odezwać się bo wtedy zobaczy, że ja nadal czekam. Za dwa tygodnie zaczynam urlop. Staram się zmusić do zakupu wycieczki, ale za każdym razem jak już mam kliknąć zakup to się zatrzymuję. To głupie, ale myślę, że chodzi o to, że mam nadzieję, że może on się zjawi i powie jedźmy gdzieś razem.... Po prostu nie wiem co zrobić, żeby zmądrzeć.
Minęły 3 tygodnie....A ja mam wrażenie, że wieczność. Od poniedziałku do piątku chodzę tylko do pracy. Nie umiem ruszyć się z domu, zrobić czegoś tylko dla siebie. Nie mam ochoty. Weekendy staram się spędzać poza mieszkaniem, póki co pogoda sprzyjała więc przeprosiłam się z górami i spędzam tam całe weekendy. Ale ja mam wrażenie, że cały czas czekam. Z nim nie widziałam się do tego weekendu. Spotkaliśmy się bo mieliśmy porozmawiać o formalnościach, ale zamiast tego pogadaliśmy po prostu o życiu. W niedzielę miałam mały wypadek i potrzebowałam pomocy lekarskiej. Wczoraj napisał z pytaniem czy wszystko OK. Czy czegoś nie potrzebuję. Dziś znowu. I to jest okropne, że od razu zaczynam wyczekiwać kolejnej wiadomości. Walczę ze sobą, żeby do niego nie napisać nie odezwać się bo wtedy zobaczy, że ja nadal czekam. Za dwa tygodnie zaczynam urlop. Staram się zmusić do zakupu wycieczki, ale za każdym razem jak już mam kliknąć zakup to się zatrzymuję. To głupie, ale myślę, że chodzi o to, że mam nadzieję, że może on się zjawi i powie jedźmy gdzieś razem.... Po prostu nie wiem co zrobić, żeby zmądrzeć.
Jestem ostatnią tutaj osobą, która powinna dawać Ci rady. Myślę że Maku2 ma rację - gorsze chwile z kochanką i zbadanie terenu na przyszłość. Nie czekaj na wiadomości i nie zadręczaj się, bo to już nic nie pomoże. Ja tkwię jak na razie w martwym związku ale nie odeszłem, zwalczyłem w sobie tę chęć. Dopóki jest o co walczyć. Jeśli on podjął decyzję o wyprowadzce, to w przyszłości nie możesz już być niczego pewna.
Jeśli jesteś z dolnośląskiego, zapraszam w góry na trekking. Pogadamy i zmęczymy się trochę przy okazji.
Jestem z małopolski, ale dzięki za propozycję:)
Z tym znudzeniem się kochanką to sama nie wiem. Wiem, że nie mieszka z nią, tylko sam. Sądząc po ilości kilogramów, które zgubił raczej żadna kobieta "nie dba" o niego. Od znajomego, który był wtajemniczony w sytuację w końcu wyciągnęłam parę rzeczy. M.in to, że od miesięcy, czyli odkąd ja dowiedziałam się o całej sytuacji nie widuje się z nią prywatnie. Podobno Ona wtedy też postawiła mu warunek (że ma ode mnie odejść, ale tego nie zrobił). Ciężko słuchało się, że jakaś obca kobieta czuje się na tyle ważna, że stawia warunki.... Generalnie przy naszej ostatniej rozmowie w końcu odważył się powiedzieć mi kilka rzeczy typu: Nie myślałem wchodząc w tamtą relację o Tobie, o tym, że to zniszczy nasze małżeństwo. O tym, że Cię ranię.
No ale nie zmienia to faktu, że tylko mówił. I sama nie wiem bo się miotam. Wygląda, że nie jest pewny swojej decyzji. Z jednej strony daje mi to nadzieję, z drugiej myślę sobie, że chyba zasługuję na coś więcej niż to, że się nade mną zastanawia. Bo chyba powinien wiedzieć czego chce po takim okresie czasu. No naprawdę sama nie wiem!
Jestem z małopolski, ale dzięki za propozycję:)
Z tym znudzeniem się kochanką to sama nie wiem. Wiem, że nie mieszka z nią, tylko sam. Sądząc po ilości kilogramów, które zgubił raczej żadna kobieta "nie dba" o niego. Od znajomego, który był wtajemniczony w sytuację w końcu wyciągnęłam parę rzeczy. M.in to, że od miesięcy, czyli odkąd ja dowiedziałam się o całej sytuacji nie widuje się z nią prywatnie. Podobno Ona wtedy też postawiła mu warunek (że ma ode mnie odejść, ale tego nie zrobił). Ciężko słuchało się, że jakaś obca kobieta czuje się na tyle ważna, że stawia warunki.... Generalnie przy naszej ostatniej rozmowie w końcu odważył się powiedzieć mi kilka rzeczy typu: Nie myślałem wchodząc w tamtą relację o Tobie, o tym, że to zniszczy nasze małżeństwo. O tym, że Cię ranię.
No ale nie zmienia to faktu, że tylko mówił. I sama nie wiem bo się miotam. Wygląda, że nie jest pewny swojej decyzji. Z jednej strony daje mi to nadzieję, z drugiej myślę sobie, że chyba zasługuję na coś więcej niż to, że się nade mną zastanawia. Bo chyba powinien wiedzieć czego chce po takim okresie czasu. No naprawdę sama nie wiem!
No szkoda. W lutym będę na nartach w Suchej Beskidzkiej - zapraszam więc do zjazdów Odnośnie kilogramów ex - znam sytuację, że własnie ten co odszedł, to zgubił kg dla kochanki, a dla żony nie potrafił. Życzę wszystkiego najlepszego, wszak nadzieja matką głupich, ale każda matka kocha najbardziej
Dziwne, jest to, że on mieszka sam ale nie chce wrócić do Ciebie. To akurat nie wygląda dobrze. I nie daj się - nie bądź towarem, nad którym można się zastanawiać. Tak jak mi tutaj doradzono - spytaj wprost, daj szansę jakby co - ale tylko jedną. Checesz pogadać - wal na priv.
Życzę wszystkiego najlepszego!
Jestem z małopolski, ale dzięki za propozycję:)
Z tym znudzeniem się kochanką to sama nie wiem. Wiem, że nie mieszka z nią, tylko sam. Sądząc po ilości kilogramów, które zgubił raczej żadna kobieta "nie dba" o niego. Od znajomego, który był wtajemniczony w sytuację w końcu wyciągnęłam parę rzeczy. M.in to, że od miesięcy, czyli odkąd ja dowiedziałam się o całej sytuacji nie widuje się z nią prywatnie. Podobno Ona wtedy też postawiła mu warunek (że ma ode mnie odejść, ale tego nie zrobił). Ciężko słuchało się, że jakaś obca kobieta czuje się na tyle ważna, że stawia warunki.... Generalnie przy naszej ostatniej rozmowie w końcu odważył się powiedzieć mi kilka rzeczy typu: Nie myślałem wchodząc w tamtą relację o Tobie, o tym, że to zniszczy nasze małżeństwo. O tym, że Cię ranię.
No ale nie zmienia to faktu, że tylko mówił. I sama nie wiem bo się miotam. Wygląda, że nie jest pewny swojej decyzji. Z jednej strony daje mi to nadzieję, z drugiej myślę sobie, że chyba zasługuję na coś więcej niż to, że się nade mną zastanawia. Bo chyba powinien wiedzieć czego chce po takim okresie czasu. No naprawdę sama nie wiem!
Pytanie z inneg beczki...jak wyglądał wasz związek przed tym całym cyrkiem....
Wasz typowy dzień....co robiliscie w wolnym czasie i najważniejsze wasze życie seksualne(kłoda lvl expert?)...czy dbasz o siebie, jesteś atrakcyjna.....? Jakieś kłótnie ostatnim czasie? problemy?
Gość odwalil maniane, dla mnie jest skreślony, dla ciebie tez powinien, nie macie dzieci, masz z czego życ, nawet sie nie zastanawiaj, podejdz na chłodno do tematu. Masz farta, bo jak widać nic was na stałe nie łączy.
Mnie interesuje podloze jego zachowania i tego majdanu...bo takie rzeczy sie raczej same z siebie nie dzieją.
39 2019-10-15 22:06:18 Ostatnio edytowany przez Olinka (2019-10-15 23:32:45)
Pytanie z inneg beczki...jak wyglądał wasz związek przed tym całym cyrkiem....
Wasz typowy dzień....co robiliscie w wolnym czasie i najważniejsze wasze życie seksualne(kłoda lvl expert?)...czy dbasz o siebie, jesteś atrakcyjna.....? Jakieś kłutnie ostatnim czasie? problemy?Gość odwalil maniane, dla mnie jest skreślony, dla ciebie tez powinien, nie macie dzieci, masz z czego życ, nawet sie nie zastanawiaj, podejdz na chłodno do tematu. Masz farta, bo jak widać nic was na stałe nie łączy.
Mnie interesuje podloze jego zachowania i tego majdanu...bo takie rzeczy sie raczej same z siebie nie dzieją.
A ten dalej swoje - ile ważysz, kiedy to robiliście, kto inicjował itp. Przyjmij [treść obraźliwa] do wiadomości, że nie wszyscy ludzie wyglądają jak modele z żurnala, a mimo to tworzą szczęśliwe związki / rodziny. Sam jestem dobrym przykładem czegoś zgoła innego - dobra prezencja, żony też - a związek w dupie.
Bonzo jest nie do zdarcia:) Jak tylko wjedzie w temat, od razu mamy "byłaś kłodą?", "roztyłaś się?", "dread game", "hormony" itp. pierdoły. Kto cię tak skrzywdził Bonzo?
Musisz sobie autorko życie ułożyć na nowo, ale nie trac wiary w uczciwość mężczyzn, uczciwi także są.
42 2019-10-15 22:22:10 Ostatnio edytowany przez Olinka (2019-10-15 23:34:38)
[obraźliwe, osobiste wycieczki - usunięte przez moderację]
Bonzo jest nie do zdarcia:) Jak tylko wjedzie w temat, od razu mamy "byłaś kłodą?", "roztyłaś się?", "dread game", "hormony" itp. pierdoły. Kto cię tak skrzywdził Bonzo?
no tak, z pewnością jest to wina braku komunikacji, braku czulości w związku, zmeczenia, przepracowania, zbyt dlugiego przebywania ze sobą, odkochania sie, czy wypalenia sie związku.....normalnie jak zdania horoskopowe....pasują do wszystkiego.
Człowiek to jest zwierze, inteligentne, ale dalej zwierze...stworzone może na boski wzór, ale jak widać z duzymi brakami.....
Zacznij się umawiać z facetami to wróci, a jak nie wróci to może przy okazji poznasz kogoś lepszego niż Twój mąż.
44 2019-10-15 22:45:41 Ostatnio edytowany przez Olinka (2019-10-15 23:40:29)
[obraźliwe, osobiste wycieczki]
Nic nie ubodło, bo mój związek już dawno leży. Natomiast Ty nadajesz jak zdarta płyta - kłoda. tycie itp. Zero wartości dodanej. Dopytujesz tak o te szczegóły z jakiegoś specjalnego powodu?
[treść sprzeczna z regulaminem]
45 2019-10-15 22:57:51 Ostatnio edytowany przez SamotnaOna (2019-10-15 22:59:10)
Dla wyciszenia emocji: jestem szczupła, zadbana. Pracuję w biurze - wymaga się od nas formalnego stroju w pracy więc nie ma taryfy ulgowej z wyglądem. Chodzę po górach, jeżdżę na rowerze, w zimie na nartach i desce. Latem z nim jeszcze lubiłam żeglować (on potrafi, ja jako dodatek .
Sex 2-3 razy w tygodniu. Czy to mało? No cóż na więcej nie miałam ochoty - zlinczujcie mnie. Dziwnie tak o sobie pisać : )
A jakbyś mojego męża zapytał czego mu brakowało to wiesz co mi powiedział? Nie wiem. Miałem z Tobą wszystko.
Więc trochę ciężko prowadzić z nim jakiekolwiek rozmowy.
Dla wyciszenia emocji: jestem szczupła, zadbana. Pracuję w biurze - wymaga się od nas formalnego stroju w pracy więc nie ma taryfy ulgowej z wyglądem. Chodzę po górach, jeżdżę na rowerze, w zimie na nartach i desce. Latem z nim jeszcze lubiłam żeglować (on potrafi, ja jako dodatek
.
Sex 2-3 razy w tygodniu. Czy to mało? No cóż na więcej nie miałam ochoty - zlinczujcie mnie. Dziwnie tak o sobie pisać : )A jakbyś mojego męża zapytał czego mu brakowało to wiesz co mi powiedział? Nie wiem. Miałem z Tobą wszystko.
Więc trochę ciężko prowadzić z nim jakiekolwiek rozmowy.
A ja taką kobietę powinienem mieć za żonę - narty, rower, trekkingi. W dodatku seks 2-3 razy w tygodniu, a nie raz na 2-3 lata. Dziwnie - złe słowo - trzeba się po prostu przełamać. W gąszczu odpowiedzi, znajdziesz tą, która skłoni Cię do myślenia i refleksji. Jesli mówisz prawdę, a tak sądzę, nie wyglądasz jak Quasimodo - Twój mąż niestety wybrał inną drogę życia. Daj spokój - znajdziesz sobie kogoś, trzeba być tylko otwartym na ludzi nowe znajomości.
Biorących w tej dyskusji Panów proszę o kulturalną, zgodną z regulaminem dyskusję. Treści obraźliwe zostaną wymoderowane i uprzedzam, że jeśli pojawią się po raz kolejny, to zakończy się to bardziej dotkliwymi konsekwencjami.
Z pozdrowieniami, Olinka
A jakbyś mojego męża zapytał czego mu brakowało to wiesz co mi powiedział? Nie wiem. Miałem z Tobą wszystko.
Wiesz czego mu w takim razie brakowało? Efektu nowości i z tym niestety NIC nie jesteś w stanie zrobić.
Przypadkiem nie katuj się zastanawiając co z Tobą czy w Tobie jest nie tak. Zdrada zawsze jest słabością zdradzającego, nawet gdybyś gdzieś po drodze usłyszała pod swoim adresem całą listę zarzutów.
Z Toba wszysyko jest dobrze. Osoby zdradzane bardzo podwazaja swoja wartosc i zastanawiaja sie, co zrobily zle, katujac sie przez nie swoje winy. Twoj maz po prostu nie jest partnerem. Bo jezeli ktos nim jest to bedzie przy Tobie, zamiast Cie krzywdzic.
Ps - jesli nie wyjdzie mu z nowa partnerka to pewnie wroci do Ciebie.
Prosze tylko - jestes kobieta piekna, dobra, wartosciowa - i tak tez sie zachowuj. Jestes warta wiele wiecej, niz Ci sie zdaje.
Wiecie to niesamowite co zdrada robi z człowiekiem. Teraz jest trochę lepiej ale zaraz po odkryciu patrzyłam w lustrze na siebie i się nienawidziłam. Widziałam tamtej zdjęcia. Ma gorszą figurę ale i tak ubiera się wyzywająco w ogóle nie przejmując się jak to wygląda. No ale jest jednak sporo młodsza. I mnie już pojawiają się pierwsze zmarszczki. No sorry nie mam dwadzieścia parę lat. Ma długie włosy a ja nie. Na początku wpadłam w obsesję i gotowa byłam kupić wyzywające ciuchy i zacząć chodzić na zabiegi byle tylko się odmlodzić. Ale na szczęście odpuściłam to sobie. Bo jednak chce być sobą. Nie tamtą.
A co do rady żeby umawiać się z innymi.... Po pierwsze nie widzę się póki co w tej roli. Nie mam ochoty na męskie towarzystwo. Ocenianie mnie przez męskie spojrzenie. Po drugie... Nie bardzo wiem gdzie miałabym poznać normalnego faceta. Wśród znajomych same szczęśliwe pary. Temu też wycofałam się trochę z życia.
SamotnaOna wiem co przeżywasz, bo 5 lat temu byłam w tym samym miejscu co Ty, do tego mamy dwoje dzieci, musiałam się wyprowadzić do wynajmowanego mieszkania, zabrać Dzieci i żyć. Ile ja przepłakałam, wina wypiłam, ściśnięty żołądek, mdłości, nie chciało mi się żyć. Powiem szczerze, że tylko czas pomaga, mi zajęło rok by zacząć normalnie funkcjonować, przestać z nim dyskutować w myślach, przestać myśleć codziennie od rana o tym co się stało, też się winiłam, ale Kochana to NIE TWOJA WINA. Nie będę na nim wieszać psów, nie znam go, nie mogę oceniać co nim powodowało, ale uważam jedno, ludzi którzy igrają z uczuciami drugiego żywego człowieka powinno się trzymać w odosobnieniu. Nie można być egoistą i ranić kogoś komu tyle lat mówiło się kocham Cię, kogoś kto był bliski, wspierał, kochał, był przyjacielem. On pewnie też to przeżywa, mój były mąż wylądował po tym wszystkim na terapii, ja zresztą też, do dziś jest sam.
Bardzo go kochałam a dziś jest mi obojętny, naprawdę, totalnie obojętny i o ten stan obojętności bardzo długo walczyłam.
Wiem, że teraz nic Ci się nie chce, boli Cię brzuch a w głowie masz ciągły kołowrotek, psycholog pomaga, poważnie Ci mówię, pierwsze spotkania tylko płakałam ale później zaczęłam już spokojniej rozmawiać, zaczęłam rozumieć swoje reakcje, że to wszystko naturalne ten strach, złość, niedowierzanie.
To minie, uwierz mi, to naprawdę minie, teraz zaakceptuj to, że będzie okropnie, trudno i będzie bolało, wszyscy po rozstaniu tak to przechodzą, po trzech miesiącach będzie lepiej, po pół roku będą jeszcze trudne chwile, ale po roku odetchniesz pełną piersią.
przytulam
Ciesz się. Na pewno jeszcze tego nie dostrzegasz, ale ten hmmm... człowiek wyrządził Ci mega przysługę. Szkoda, że tak późno ale dobrze, że nie zaraz po tym jak byś np urodziła dziecko. Dobrze, że ujawnił swoją dupkowatość wcześniej. Uwolniłaś się. Jesteś wolna, możesz zacząć od nowa. Teraz ochłoń, wypłacz się, dojdź do siebie. Czeka Cię nowe życie bez człowieka, który najwyraźniej nie był Ciebie wart.
Tak jak Joasiu piszesz czas jest tym czynnikiem, który robi swoje, u mnie też tak to wygląda, jestem w całkiem innej energetyce niż rok temu a to jak się czułam 1,5 roku temu to już kosmos,( prawie dwa lata jak się wydał romans ) mój mąż wtedy też mi się wydawał taki jakiś fajny, było mi żal tylu, tylu lat w tym małżeństwie, miałam złość na siebie że trwałam, wspierałam kiedy było ciężko, tak na prawdę bywało że tylko ta wierność męża była jakimś pozytywem w tym związku i cóż wyszło jak wyszło więc chyba jak śpiewał Grechuta"..ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy"
Przez 3 tygodnie jak się nie kontaktowaliśmy to jakoś żyłam. Trochę z boku życia, ale funkcjonowałam. A teraz jak go zobaczyłam, jak wykazał mini zainteresowanie moim stanem zdrowia... wszystko padło. Straciłam całą równowagę. Dosłownie mam wrażenie, że będę chodzić po ścianach zaraz. Tylko to, że teraz mam zajęte ręce pisząc posta na forum powstrzymuje mnie przed napisaniem do niego.... tak bardzo chciałabym, żeby przyjechał tutaj i żeby to był jakiś okropny sen ten jego romans. Ta wyprowadzka. Nie umiem ruszyć z miejsca. Widzę, że tylko na niego czekam. Wszyscy piszecie, że to dobrze, że odszedł. Że mam szansę na nowe życie. Że jest łatwo bo nie mamy dzieci, kredytów. Ale co znaczy łatwo? Zabrano mi moje życie. Nie ma z niego już nic. NIC. I każdy mi mówi, teraz będziesz miała nowe - lepsze. I nieważne, że ja tego nie chciałam. I czytam to forum i widzę prawdziwe dramaty porzuconych żon z małymi dziećmi i wiem, że w mojej sytuacji mam teoretycznie lepiej. Ale tak naprawdę ja nawet nie mam po co rano wstać ani po co wrócić do mieszkania. Ale wracam do niego zaraz po pracy - jakbym chciała ukryć się przed światem. Udawać, że tego życia na zewnątrz, bez niego - nie ma. Nie wiem skąd aż taki dołek po okresie względnego spokoju.
SamotnaOna - to Twoje życie i Twoje problemy i tylko dlatego, że ktoś ma gorzej w życiu nie oznacza tego że to co dzieje się u Ciebie powinno być bagatelizowane. Każdy dramat jest przerażający i straszny i nikomu nie życzę wszystkiego tego co dzieje się w tym wątku, ale niestety życie kładzie nam sporo kłód pod stopami. Ze swojej strony powiem, że jest Ci gorzej po okresie względnego spokoju właśnie dlatego że on się odezwał i zainteresował Twoim zdrowiem. Jeśli chcesz spokoju to się odetnij od niego i nie pozwól mu na to by się wpierdzielał w Twoje życie (nawet w tak minimalnym stopniu). Mnie samą bardzo uzdrowiło pozbycie się swojego byłego partnera z social mediów i absolutny zakaz pisania do niego i to naprawdę działa i można nawet odetchnąć pełną piersią. Żyj dobrze, a ja podobnie jak kolega wyżej zapraszam do stolicy Dolnego Śląska, jeśli potrzebowałabyś kompanki na wypad weekendowy.
Co do radzenia sobie z tą samotnością - ja przez bite 6 tygodni umówiłam się z całym arsenałem bliskich, dalszych i bardzo dawnych znajomych i poszukałam jakiś organizacji/wydarzeń w które mogłam się zaangażować jako organizator. Bardzo pomaga w nawiązywaniu nowych i zdrowych relacji ;*
56 2019-10-16 20:55:12 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-10-16 20:56:10)
Minęły 3 tygodnie....A ja mam wrażenie, że wieczność. Od poniedziałku do piątku chodzę tylko do pracy. Nie umiem ruszyć się z domu, zrobić czegoś tylko dla siebie. Nie mam ochoty. Weekendy staram się spędzać poza mieszkaniem, póki co pogoda sprzyjała więc przeprosiłam się z górami i spędzam tam całe weekendy. Ale ja mam wrażenie, że cały czas czekam. Z nim nie widziałam się do tego weekendu. Spotkaliśmy się bo mieliśmy porozmawiać o formalnościach, ale zamiast tego pogadaliśmy po prostu o życiu. W niedzielę miałam mały wypadek i potrzebowałam pomocy lekarskiej. Wczoraj napisał z pytaniem czy wszystko OK. Czy czegoś nie potrzebuję. Dziś znowu. I to jest okropne, że od razu zaczynam wyczekiwać kolejnej wiadomości. Walczę ze sobą, żeby do niego nie napisać nie odezwać się bo wtedy zobaczy, że ja nadal czekam. Za dwa tygodnie zaczynam urlop. Staram się zmusić do zakupu wycieczki, ale za każdym razem jak już mam kliknąć zakup to się zatrzymuję. To głupie, ale myślę, że chodzi o to, że mam nadzieję, że może on się zjawi i powie jedźmy gdzieś razem.... Po prostu nie wiem co zrobić, żeby zmądrzeć.
Progresy i regresy to teraz przez jakiś czas Ciebie czeka tak jest po rozstaniu i koniec wyżej się nie podskoczy i już.
Porównywanie się do sytuacji innych ludzi wzbudza na ogół zamieszanie i różne poczucia winy i słabości lub "krótkochwilową" poprawę bardzo nie trwałą wzmaga też taki depresyjny egocentryzm nic niezwykłego nadzwyczajnego,ale sensu w tym nie ma.
Nadzieja, ,łudzenie się,tęsknota,wspomnienia ,sny,czekanie - ludzka rzecz i skutek zerwania więzi rozpacz, żal,urazy ,rozczarowanie.
W tej chwili nic nie poradzisz na sytuacje innych osób może za jakiś czas przydadzą się Twoje doświadczenia i refleksje jak będziesz gotowa i chciała się nimi podzielić .Inni nie przeżyją za ciebie mimo nawet współczucia i empatii na wysokim poziomie to Twoje jak do tej pory pewnie najważniejsze doświadczenie wyzwanie.
Ty to Ty masz swoje tempo swoje odczuwanie własne myślenie swoją osobowość tu i teraz, dobrze że nie zamykasz się całkiem w żalu chcesz widzieć.
Przyznawaj się i wywalaj z siebie wszystko nawet to co wydaje Ci się głupie, nieważne, dziecinne, nie na miejscu inaczej nie ruszysz do przodu jak nie rozpoznasz co jest pod bólem w pamięci i podświadomości nie bój się uczuć i emocji nie osądzaj się surowo za to co czujesz.
Oczywiście trzymaj się.
Czas zamknąć tę historię. Nie pozwalać mu wracać, bo on już wybrał tak na prawdę za pierwszym razem. Ciebie traktuje jako spokojną przystań, do której zawsze może wrócić. Szanuj siebie dziewczyno! Nie poniżaj się przed nim.
Wracam po kolejnym okresie czasu. Coś się wydarzyło ostatnio i sprawiło to, że mimo, że jest mi gorzej to jakoś też spokojniej. Ale do rzeczy. W ubiegły weekend zupełnie niespodziewanie spotkałam się z nim. Miałam wyjechać na weekend (wiedział o tym), ale w sobotę rano coś mi wypadło i zostałam. On przyszedł do mieszkania bez wiedzy, że ja jestem - po jakieś rzeczy. Od słowa do słowa, zaczęliśmy rozmawiać - tak normalnie, o niczym szczególnym. Zaproponował wspólne popołudnie - odmówiłam, ale nie powiem szarpnęło mi sercem. Ale po południu znowu się odezwał i zaproponował w niedzielę wspólne wyjście w góry. Temu się już nie oparłam, bo od razu pomyślałam, że kurcze on jednak tęskni, też mu źle beze mnie. Spędziliśmy razem miłą niedzielę (tak, wiem już, że to był błąd). Dzień był taki normalny, naturalny, na ile to możliwe. Ale oczywiście nie dawało mi spokoju, że to nie jest normalna sytuacja a on ani słowem nie odzywa się w wiadomym temacie naszego rozstania i zapytałam go o to. I wiecie co usłyszałam? Że on tęskni za mną, że myślał o powrocie do mnie, ale że "nie odrobił" lekcji, bo przez ostatni miesiąc jednak nie podjął walki o nas, nie zaczął szukać pracy i nie potrafi usunąć ze swojego życia tych okoliczności (praca z nią), które wpływają jednak na niego i nie dają szans naszemu związkowi. Powiem Wam, że poczułam się, jakbym wyciągnęła do niego rękę a on mi ją wepchnął do gardła. Wpadłam na parę dni w kolejny dół z którego muszę się zbierać. Ale mimo kolejnego zranienia, mam w sobie już taki dziwny spokój. Rozpacz, ale spokój, bo wiem, że to naprawdę się skończyło.
W końcu dotarło do mnie, że nieważne jak bardzo ja chcę ratować swoje małżeństwo - ważne, że on nie chce nawet w połowie tak jak ja.
Czemu to piszę? Bo czytam na tym forum wiele historii o rozstaniach.Może jak jakaś kobieta w mojej sytuacji to przeczyta to się zastanowi 100 razy zanim będzie czekać jak ja żałośnie na jakikolwiek kontakt, ze strony swojego zdradzającego, który ją zostawił. Bo dopiero teraz po wielu miesiącach próby ratowania związku w pojedynkę oraz ostatnich tygodniach, kiedy ja i tak miałam resztki nadziei, dostałam po raz ostatni w "twarz" od niego. Po prostu jak można tak bardzo nie liczyć się z uczuciami kogoś, z kim spędziło się 13 lat. Jak można zdecydować, że łatwiej zostawić żonę, partnerkę, która wiernie trwała u boku taki kawał czasu, na rzecz nowych emocji z jakąś siksą? Jak bezwartościową mendą trzeba być? I jeszcze usłyszałam, że jemu też jest ciężko i jak mnie zobaczył to stracił głowę, temu zaproponował spotkanie. Normalnie biedny.
Kupiłam właśnie wycieczkę i za parę dni wyjeżdżam na tydzień. Muszę się odciąć i odpocząć. Muszę się też w końcu pogodzić z tym wszystkim bo przyznam, że ostatnie tygodnie spędziłam walcząc każdego dnia ze sobą,żeby wstać z łóżka i funkcjonować.
W Twoim podsumowaniu/radach dla innych kobiet jest wiele racji. Zabrakło jednak odmiesienia do dxieci. Zwiazki sie rozpadaja odwrotnie proporcjonalnie do ilosci dzieci. Jakze łatwo odejsc od kobiety, jak trudno porzucic kobietę z trójką własnych dzieci. Gonimy za pieniedzmy aby zapewnic dzieciom dobre warunki do rozwoju lecz czasami jak widac malzenstwo sie rozpada z braku spoidła w postaci dzieci. Gdyby Twoj facet przez ostatnie 10 lat mial takze odgrywac role ojca, pewnie inaczej patrzylby na swiat teraz. Za rok okaze sie ze nowa 'siksa' jest w ciąży i on od zycia dostanie wszystko.
W Twoim podsumowaniu/radach dla innych kobiet jest wiele racji. Zabrakło jednak odmiesienia do dxieci. Zwiazki sie rozpadaja odwrotnie proporcjonalnie do ilosci dzieci. Jakze łatwo odejsc od kobiety, jak trudno porzucic kobietę z trójką własnych dzieci. Gonimy za pieniedzmy aby zapewnic dzieciom dobre warunki do rozwoju lecz czasami jak widac malzenstwo sie rozpada z braku spoidła w postaci dzieci. Gdyby Twoj facet przez ostatnie 10 lat mial takze odgrywac role ojca, pewnie inaczej patrzylby na swiat teraz. Za rok okaze sie ze nowa 'siksa' jest w ciąży i on od zycia dostanie wszystko.
ale dzieci w końcu dorastają..
@Ela210, teraz dzieci dorastaja w wieku 25-28 lat. Dodatkowo rodzicem zwykle sie kiedys zostawało okolo 25-27 lat a teraz 30 lat. Wniosek - wyprowadzka doroslych dzieci to wiek 52-60 lat ich rodzcow a wtedy to 'za spódniczkami' sie juz nie lata. Poziom testosteronu za niski
@Ela210, teraz dzieci dorastaja w wieku 25-28 lat. Dodatkowo rodzicem zwykle sie kiedys zostawało okolo 25-27 lat a teraz 30 lat. Wniosek - wyprowadzka doroslych dzieci to wiek 52-60 lat ich rodzcow a wtedy to 'za spódniczkami' sie juz nie lata. Poziom testosteronu za niski
Wiesz, chyba wcześniej, moje dużo młodsze są już samodzielne.
I po co kobiecie testosteron? :DDD
SamotnaOna, witaj
Jestem w samym środku bardzo podobnej sytuacji. 18 lat po ślubie, pierwsza zdrada 3 lata temu, postanowiłam dać nam szansę, była praca nad sobą, próba zrozumienia, terapia. Postawiłam sprawę jasno - kolejna zdrada i nie ma już nas. Kilka miesięcy temu zaczęło się znowu psuć, oddalenie emocjonalne i fizyczne męża, czepianie się o rzeczy,które były przegadane przy okazji pierwszej zdrady. Chciałam złożyć pozew i wtedy mąż jakoś się obudził, poprawiło się... na chwilę. Tydzień temu dowiedziałam się, że zdradzał mnie ponownie, przez kilka miesięcy. Nie ma co zbierać i nie podlega to wątpliwości.
Wyprowadził się z domu, ja składam pozew. U nas niestety jest wspólny dom i nie mam możliwości go spłacić, dlatego Ty masz trochę łatwiejszą sytuację.
Ciężka droga przed nami, ale najważniejsze to wiedzieć, gdzie się idzie. Życzę nam dużo siły!
64 2019-10-31 20:22:19 Ostatnio edytowany przez SamotnaOna (2019-10-31 20:25:10)
new_life przykro mi słyszeć o Twojej historii. Wydawałoby się, że jeżeli człowiek daje sobie szansę po tak traumatycznym doświadczeniu jak zdrada, to jednak temu, że rozumie swój błąd i stara się być "mądrzejszy na przyszłość", czyli jednak nie ryzykować po raz kolejny związku. Przykro mi, że Twój mąż nie docenił szansy, którą od Ciebie jednak dostał i tak szybko ją zmarnował. Nie dziwię się, że tym razem powiedziałaś już dość.
U mnie od wyprowadzki męża minęło półtora miesiąca i nie jest łatwo. Żyję sobie z dnia na dzień, ale to raczej wegetacja niż życie. Czasami jak wracam po pracy padnięta do domu, kiedy otwieram drzwi mam przez sekundę takie uczucie/nadzieję, że on w tym domu czeka z tradycyjną popołudniową kawą. Generalnie łatwo nie jest i ja nie wiem póki co gdzie podążam i jak ma wyglądać moje życie. I to nie chodzi o to, że się skarżę. Ja po prostu obecnie nic nie wiem.
ON czasami kontaktuje się ze mną wiadomościami jakby nigdy nic typu: te spodnie snowbordowe, które chciałaś, są w dobrej cenie. Podjedź sobie do sklepu X.
Dziś np zaproponował, że może mnie zawieźć do domu, żebym nie musiała jechać busami do rodziny. Odmówiłam. Dla mnie to cios - bo dla niego to takie normalne. Zawiozę Cię do Twojej rodziny, wysadzę i pojadę. Jak starą dobrą znajomą.
W sobotę wylatuję na urlop. Zakupiłam sobie wycieczkę, która dwukrotnie przekracza moje możliwości finansowe, ale zawsze była moim marzeniem. Ale odchodząc zabrał mi tyle innych marzeń życiowych, że chociaż marzeń podróżniczych nie pozwolę sobie odebrać. Nawet nie mówię w zasadzie nikomu, że jadę, bo Ci którym powiedziałam, to patrzą na mnie z litością i mówią, ale jak to, sama. To smutne. Nie masz chociaż koleżanki? No i powiedz sama. Ja staram się chociaż trochę odciąż od tego bałaganu, a ludzie zamiast mnie wspierać, potrafią jeszcze sprawić, żebym czuła się bardziej żałośnie. Mój mąż nawalił, a ja czuję się napiętnowana społecznie. Głupie prawda?
W każdym razie też trzymam za Ciebie kciuki i siły życzę, bo na pewno jej potrzebujesz teraz. Jak coś pisz Może wyjdziemy z tego razem.
SamotnaOna,
Dziękuję, że odpisałaś. Rozumiem Twój ból i zagubienie, mi też jest źle, brakuje mi naszych rytuałów. Ale stworzę sobie nowe Nawet nie brałam przez chwilę pod uwagę dalszego wspólnego życia. Pierwsza zdrada, ok, każdy może popełnić błąd. Nie było łatwo, ale budowaliśmy, a ja dochodziłam do siebie ponad 2 lata (wciąż mam nerwicę). Ale druga, z pełną premedytacją i ogromną nielojalnością (znam szczegóły, co o nas mówił, przekreślił wszystko co budowaliśmy, cały nasz (a może tylko mój?) wysiłek i pracę nad sobą i związkiem). Seks w tym wszystkim to najmniejsze przewinienie, uwierz mi... W ostatnich miesiącach w zasadzie emocjonalnie go nie było, więc nie widzę dużej różnicy po jego wyprowadzce. Może taką, że nie zastanawiam się codziennie, co się stało, że znowu jest źle. A to duża ulga.
Dlatego powoli do przodu. Nie wiem jeszcze jak będzie z domem (na razie jestem w nim ja i jestem z nim również związana zawodowo, co dodatkowo utrudnia - mi, w przypadku ew wyprowadzki). Na razie staram się cieszyć drobiazgami, nie myśleć za dużo o przeszłości. W tle formalności, brr.
Udanej wycieczki i nie przejmuj się, co o Tobie mówią. Ludzie będą mówić zawsze, a gdyby zamiast tego zajęli się swoim życiem,wszystkim byłoby lepiej