Lou71.71 napisał/a:W przeciwnym razie, nie byłoby tylu chętnych do pracy w szkołach.
Jak w całej budżetówce. Niby wszyscy wiedzą, że w budżetówce nędznie płacą, a ilu chętnych żeby dorwać etat na jakiejś budżetowej posadce. Po prostu pewna kategoria ludzi świetnie umiała i umie połączyć fakty. U tzw. prywaciarzy nie obronią ich związki zawodowe, wylecieć z roboty można w 5 minut. Duże prawdopodobieństwo, że nawet jak prywaciarz zatrudnia na etat, to tak kombinuje, że pracownik będzie stratny. Zaległe składki do ZUS, kłopoty z uzyskaniem głupich zaświadczeń o pracy. Weźmiesz trzecie chorobowe na dziecko w miesiącu i praktycznie out z roboty, bo który prywaciarz będzie nieroba utrzymywał. Kłopoty z uzyskaniem pensji, płaci jak ma albo i nie płaci, bo musi na Karaiby z lafiryndą skoczyć
I tak dalej. Nieraz rozmawiałem z ludźmi, dla których budżetówka, to był obiekt westchnień, wyśniony raj pracownika, wreszcie stabilizacja, pensja co miesiąc co do dnia, ZUS płacony, chorobowe normalnie. Na dodatek w wielu przypadkach sama wysokość pensji w budżetówce do pewnego momentu była lepsza niż to co się dało uzyskać u tzw. prywaciarzy. Tylko to się zmieniło przez sytuację na rynku pracy. Powtarzam więc, że nie nauczyciele zbiednieli tylko innym się poprawiło co postawiło na nogi dumę i godność pracowników oświaty 
Powtarzam też, że nie neguję oczekiwań nauczycieli co do podwyżki. Nie neguję też strajku jako narzędzia. Neguję szantaż kosztem dzieci tj. groźby zablokowania kolejnych egzaminów. Brak lekcji i konieczność wyrzeczeń rodziców żeby zagospodarować w tym czasie dzieci większość ludzi jest w stanie przetrawić. Groźbami wobec dzieci i szantażem nauczyciele przegrali ten spór moralnie i nie wiem czy da się odrobić straty z tego wynikłe. Osobiście wątpię, tym bardziej, że część nauczycieli się odgraża, że jak nie, to nie ale oni teraz też pokażą "jaka płaca, taka praca". Całkowicie rozumiem taką postawę ale jej konsekwencje oraz te poprzednie będą się przejawiać na linii nauczyciele - rodzice/uczniowie. Rząd to sobie będzie siedział w Warszawie i co go to obchodzi... 
Lagrange napisał/a:Nauczyciele nie są stroną umowy edukacyjnej i tak jak nie skarzysz hydraulika o niewykonanie domu w terminie, tylko dewelopera który podpisał z tobą umowę, tak nie wygrasz z nauczycielem który nie przeprowadził egzaminu, bo nie masz z nim żadnej umowy. To państwo gwarantowało ci te egzaminy i to państwo możesz zaskarżyć.
Państwo egzaminy organizuje i jak widać z tego się wywiązuje. Maturę też zorganizuje, nie bój żaby. Tylko co po tym uczniowi, który nie może przystąpić do matury organizowanej przez państwo, bo nauczyciel Jan Kowalski nie wystawił mu oceny z przedmiotu? Dyrektor szkoły ma obowiązek zwołać radę pedagogiczną i to dyrektorzy czynią. Nie mają za to mocy sprawczej aby nauczyciela Jana Kowalskiego zakutego w kajdanki doprowadzić na radę pedagogiczną i zmusić do wystawienia ocen. Stąd prosta odpowiedzialność spada na nauczyciela Jana Kowalskiego. Nawet jeśli droga sądowa przeciw niemu jest potencjalnie długa i kręta, to jak pisałem zapewne nauczyciel Jan Kowalski posiada automobil, w którym można poprzebijać wszystkie opony i wydrapać gwoździem na karoserii obywatelską opinię na temat jego postawy. Szybkie i zapewne skuteczniejsze niż długa i pokrętna droga sądowa.