Po przeczytaniu Twego postu Summerko pomyślałam sobie,że takie małe zamknięte osiedla byłyby lepsze od tych wielkich dla każdego,nie tylko katolika.Byłoby łatwo wyeliminować takie jednostki jak Mariusz-syfiące swoim psem w miejscach użyteczności publicznej i na prywatnych posesjach sąsiadów.
Ja mając takiego Mariusza za sąsiada na pewno założyłabym monitoring posesji.I wysoki płot.Od chamstwa da się odgrodzić.
Niestety takich Mariuszów jest więcej. Co z tego, że ja nie mam ochoty patrzeć na psie kupy po drodze do pracy. Tak jak powiedział, to ci dbający o środowisko są dziwakami. Dziwacy nie zgadzają się na wąchanie psich odchodów, pozostali normalni jak nadepną, to co robią?
Tej kultury łatwo się nie zmieni, może następne pokolenia zrozumieją o co tu chodzi, bo nawet jakby doszło do epidemii, to i tak wina byłaby po stronie chorującego. Alternatywą na małym osiedlu byłoby przeznaczanie dla psów specjalnego terenu do biegania, do załatwiania potrzeb i ludziom byłoby wstyd. Tutaj zwracając komuś uwagę, narażam się na agresję. Doświadczyła tego moja sąsiadka, która zwracała uwagę ludziom, żeby nie wypuszczali samego psa, który załatwia się na klatce schodowej. I co? W odpowiedzi odchody znalazły się na wycieraczce pod jej drzwiami. Skończyło się to nieziemską awanturą i doniesieniem do administracji, a na tablicy dla mieszkańców pojawił się stosowny napis. Gdyby ta sąsiadka miała samochód pod blokiem, pewnie zastałaby zniszczony. A pamiętasz "Konopielkę?":)