Tomilee bardzo dobrze zrobiłeś, że odszedłeś. Pytanie małego dziecka o drogę może mieć inny cel, a próba częstowania czymś już w ogóle. Ja nie miałam wiele takich sytuacji, ale też byłam nauczona, by z kimś takim nie rozmawiać i odejść. Sama byłam nieufna, bo różne są dzieci, niektóre ufają wszystkim niestety, a ja nie, więc ciężko komuś byłoby mnie zwabić, co innego jakby mnie po prostu porwał. Jako dziecko przecież nie mogłabym tym bardziej nic zrobić.
Z takich sytuacji to miałam tak, że jak szłam z koleżanką, miałam 12 lat, to jakiś facet w samochodzie nagle tak bez powodu powiedział, że może nas podwieźć. Od razu odmówiłyśmy i szybko poszłyśmy. Na szczęście to był dzień i on nic już nie robił i odjechał. Myślę, że mógł mieć złe zamiary, ale nie chciał ryzykować. Sama miałam co do niego niefajne przeczucie. Niestety miałam też inną sytuację, która mogła skończyć się źle, a też była źródłem strachu. Siedziałam w wieku 13 lat z kolegami wczesnym wieczorem w lato, jeszcze było jasno na początku parku, ale obok placu zabaw. Było sporo osób, więc teoretycznie sytuacja, gdzie nie ma czego się bać, a i w wieku 13 lat wiadomo, że na dwór się wychodzi nie tylko z rodzicami. Jest się już praktycznie nastolatką. No i szedł facet. Taki koło 40 stki. Spojrzał się, ale sprawił trochę dziwne wrażenie. Też mieliśmy złe przeczucie. Jak przeszedł jakiś kawałek, to pobiegliśmy, tylko nie wiem z jakiejś paniki w jego stronę zamiast w przeciwną.... Oni uciekli, a on odwrócił się, podbiegł i złapał mnie za ręce. Powiedział, że zobaczy czy koledzy czy tam bracia (nie wiedział kim są) mnie uratują. No że on nic złego mi nie zrobi, ale sprawdzi to. Straszna sytuacja, nikt by się tego nie spodziewał, dziwne słowa które mówił. Byłam przerażona. Bałam się nawet krzyczeć, a i tak nie wiadomo czy wtedy by ktoś zareagował, wiadomo jak to bywa z ludźmi. Koledzy widziałam, że obserwują, zaczęłam ich wołać. On sam mnie do tego namawiał. Nie wiedziałam co zrobią koledzy, czy coś zrobią czy nie. W końcu mimo przerażenia pomyślałam, że nie mogę z nim tam stać, jednak ludzi było już mniej, nikt chyba wtedy nie przechodził, tak się złożyło. Powiedziałam, że chcę pójść tam usiąść na ławkę tam 50 m dalej przy wodzie oligoceńskiej, bo tam była. Jak mówię to jeszcze nie były żadne odludne tereny. No dziwne, ale się zgodził, na szczęście. Trzymał mnie cały czas mocno za nadgarstek. Nie czułam od niego alkoholu ani nic, chyba miał obrączkę. Cały czas mówił, że nic mi nie zrobi (jednak mu nie wierzyłam, był dziwny, nic dziwnego, że mu nie wierzyłam), że jak oni nic nie zrobią, to mnie zaprowadzi do domu. No i że jakby przyszła policja to on jest moim kolegą. No i że tak w ogóle to naoglądałam się za dużo filmów, skoro chyba myślę, że coś mi zrobi (cóż, trudno się nie bać jak ktoś nie chce Cię puścić, nawet jeżeli nie robi nic więcej). W końcu, a wydawała się to wieczność przyszli moi rodzice z siostrą, bez policji może chcieli jak najszybciej, bo każda minuta się liczy. Ci koledzy też byli, poinformowali ich na szczęście. On to zobaczył, puścił mnie. Podbiegłam do mamy, do niego podszedł tata. Nie wiem co mu mówił, nie krzyczał do niego i nie bił go, ale mój tata trochę taki jest, nie będzie się bił nawet jeżeli chodzi o jego dziecko, tzn wiem teoretycznie że wiekszość ojcow zaczęłoby coś robić, krzyczeć, bić i mówić, że co on robi, ale mój tata jest jakiś taki ugodowy, że nawet w takiej sytuacji rozmawia spokojnie, ale wiem, że nas kocha i tak. Dziwnie ze nie bylo po nim widac emocji, ale taki już jest. Poszlam z mama i siostrą na policję. Rozmawiałam z policjantką. Niestety ona stwierdzila ze tak poszukają go, ale wiele mu raczej nie zrobią, bo teoretycznie mi nic nie zrobił, co było dla mnie straszne, bo nie powinna powiedzieć czegoś takiego wystraszonej nastolatce, ktora trzymal obcy facet. Co z tego, że nie zrobił więcej, skoro mnie trzymał wbrew mojej woli, a to już jest chore. Potem tego faceta nie było. Mój tata mogl go trzymać, ale chyba uciekl albo jakoś się dogadali, też dziwne wiem, ale moj tata ma trochę taki charakter. Niepotrzebnie odpuscil, bo przeciez policja powinna go zlapac, ale trudno. Przypomniało mi się jeszcze, że facet mowil, że ktoś kiedyś porwał kogoś od niego i nikt nie pomogl i chce zobaczyć co będzie teraz. Nie wiadomo jednak czy to prawda, może tak, a może po prostu był chory i tak się usprawiedliwiał i sądze, że gdyby nie rodzice to roznie to mogłoby się skończyć. Przepraszam za dlugi opis, ale nawet po latach wzbudza to we mnie emocje, nic dziwnego. Ten facet mowil jeszcze, ze moze kiedys sie jeszcze spotkamy. Na szczęście nigdy go już nie spotkałam. Policja też go pewnie nie złapała.
No a ile takich spraw i dziecko nie wiadomo gdzie jest lub porwane np sprawa u Jasmin Randyego Parscala. Taka stara i smutna sprawa. Chłopiec niby zniknął tylko za zakrętem, a potem go nie było. No ale mało realne, może dzieciom się pomyliło i bały się przyznać. Kto wie, może był porwany. Potem niby ten banknot, takie wołanie o pomoc, ale niby fałszywy, kto i po co robi takie rzeczy? Jak głupi dowcip to bardzo przykre. Potem ktoś korzystający z jego numeru identyfikacyjnego w pracy, ale z drugiej strony skąd znałby ten numer i czy ta nowa rodzina pozwolilaby mu go używać, jeżeli go porwali. Naprawdę dziwne.
No albo Tomasz Cichowicz, ale tutaj trochę źle zrobił tata, że go zostawił. No i to podejrzenie, że Ryan Pitts może nim być. Podobieństwo niby jest, on nagle zamilkł, może jest to możliwe i nie chce sensacji. W końcu minęło tyle lat, jak ten chłopiec żyje i jest dorosły to ma nowe życie. Może nie chcieć skandalu, został wychowany na innych zasadach, w innym kraju być może faktycznie. No ale jaki to dramat dla matki...