Siła wyższa - nie dla ateistów - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » RELIGIA - DUCHOWE POSZUKIWANIA » Siła wyższa - nie dla ateistów

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 21 ]

1

Temat: Siła wyższa - nie dla ateistów

Często czytam na naszym forum o sile wyższej. Frazy „tak miało być”, „taka karma”, „Bóg tak chciał” itp., są dość częstym argumentem forumowych dyskusji, a co dopiero tych realnych.
Ale tego typu argumenty trafiają do wierzących, a co z niewierzącymi?

Wiara w istnienie siły wyższej, pomaga w poradzeniu sobie z różnego typu niepowodzeniami i losowymi przypadkami. Pomaga, jeśli się w nią wierzy.

Dzisiaj chciałabym zadać pytanie niewierzącym.

Jak sobie radzicie w obliczu porażki lub traumatycznych przeżyć, bez siły wyższej?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów

normalnie

generalnie staram sie nie zrzucac winy za swoje porazki czy bledy na sile wyzsza czymkolwiek by ona nie byla.

nie jestem ateistka, ale agnostyczka - co w duzym uproszczeniu znaczy tyle, ze nie mam zielonego pojecia, czy jakikolwiek bog istnieje.

nawet jesli to nie bede go obarczac odpowiedzialnoscia za swoje czyny.

moje zycie nalezy do mnie, zalezy tylko ode mnie - ja podejmuje decyzje. i biore za nie odpowiedzialnosc.

3

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów
_v_ napisał/a:

normalnie

generalnie staram sie nie zrzucac winy za swoje porazki czy bledy na sile wyzsza czymkolwiek by ona nie byla.

nie jestem ateistka, ale agnostyczka - co w duzym uproszczeniu znaczy tyle, ze nie mam zielonego pojecia, czy jakikolwiek bog istnieje.

nawet jesli to nie bede go obarczac odpowiedzialnoscia za swoje czyny.

moje zycie nalezy do mnie, zalezy tylko ode mnie - ja podejmuje decyzje. i biore za nie odpowiedzialnosc.

No, dobrze. Są jednak sploty zdarzeń, na które nie mamy wpływu. Wydaje nam się, że zrobiliśmy wszystko, co możliwe, żeby pomyślnie rozwiązać sprawę, a nie ominęła nas porażka. Co w takich wariantach? Obwiniać siebie za niepowodzenie?

4

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów

Po prostu je przyjąć i iść dalej. Czy za wszystko trzeba się obwiniać?

(I czy ta ciągła potrzeba winy nie jest trochę takim kalotickim "must have"?)

5 Ostatnio edytowany przez _v_ (2016-07-09 17:37:54)

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów
Iceni napisał/a:

Po prostu je przyjąć i iść dalej. Czy za wszystko trzeba się obwiniać?

(I czy ta ciągła potrzeba winy nie jest trochę takim kalotickim "must have"?)


Iceni mnie uprzedzila: przyjac do wiadomosci i isc dalej.

owszem, czasem przydarza nam sie cos, na co nie mamy wplywu, cos zewnetrznego.

i o ile nie mamy wplywu na sama wydarzenie, to mamy wplyw na to, jak odbieramy dane zdarzenie. a to zalezy tylko ode nas.

blisko temu do buddyzmu, chociaz buddystka nie jestem i nie bede nigdy.

ogolnie rzecz biorac nigdy nie bylam osoba, ktora by sie zalamywala. czasem zdarzaja mi sie momenty bezsilnosci. raz nawet mi sie zdarzylo, ze usiadlam na schodach, na ulicy, w srodku zimy i ryczalam z bezsilnosci. trwalo to jskies 10 min. a potem wzielam du** w troki i zaczelam ogarniac sytuacje.

najgorszym jednak dla mnie przezyciem byla wyprowadzka od ostatniego partnera. balam sie przemocy z jego strony, wezwalam policje, niewiele poradzili, wiec w srodku nocy sie spakowalam, a rano wzielam urlop na zadanie, zorganizowalam najtansza przeprowadzke jaka mogla byc i wyprowadzilam sie... na ulice. doslownie. nie mialam innego mieszkania. poratowala mnie kolezanka - moglam zistawic rzeczy na jej korytarzu, ale z racji jej warunkow rodzinnych nie moglam zostac u niej.

w dobe ogarnelam pozyczke, zorganizowalam przeprowadzke, znalazlam mieszkanie. w perspektywie mialam placz i zalamanie rak. wybralam dzialanie.

szczerze mowiac ani przez chwile nie pomyslalam o jakimkolwiek bogu. bo ode mnie tylko zalezalo co zrobie i jak sobie poradze.

poza tym jest takie powiedzenie: Bog pomaga tym, ktorzy pomagaja sami sobie wink

6

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów

Bez świadomości siły wyższej człowiek nie oczekuje na cud i sam mobilizuje wszystkie swoje siły oraz działania w kierunku zmiany/naprawy sytuacji. Kiedy coś się zdarzy, to owszem, można zadawać sobie pytania "dlaczego ja?", "w czym zawiniłem?", ale - o ile nie ma w tym rzeczywistych przesłanek, które pozwalają uczyć się na błędach i nabywać doświadczenie - w ten sposób niczego się nie zmieni, można się za to pogrążyć. 

ewelinaL napisał/a:

Jak sobie radzicie w obliczu porażki lub traumatycznych przeżyć, bez siły wyższej?

Wydaje mi się, że właśnie ci, którzy wierzą w siłę wyższą w obliczu porażki czy traumatycznych przeżyć tracą swoją wiarę, zaczynają wątplić, czują się opuszczeni. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że stwierdzenie "bo Bóg tak chciał" może komukolwiek pomóc.

7

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów
ewelinaL napisał/a:

(...) Są jednak sploty zdarzeń, na które nie mamy wpływu. Wydaje nam się, że zrobiliśmy wszystko, co możliwe, żeby pomyślnie rozwiązać sprawę, a nie ominęła nas porażka. Co w takich wariantach? Obwiniać siebie za niepowodzenie?

Może to najwyższa pora, by zmierzyć się z rzeczywistością i stwierdzić rzecz oczywistą: nie jesteśmy omnipotentni. Taka świadomość czyni człowieka pokornym i ułatwia życie.

Co robić, gdy spotyka nas niepowodzenie/porażka? Potraktować to jak naukę (również o sobie), wyciągnąć winsoki z tej sytuacji.

8

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów

Jako agnostyk niespecjalnie przejmuję się wyższymi bytami i sprawami ponad doczesnymi, aczkolwiek trochę się interesuję. Ile losowości jest w życiu to ciężko określić, jednak uważam, że w głównej mierze sam odpowiadam za własne życie. Jeżeli spotyka mnie coś złego, czysto losowego to po prostu wiem, że jest to kwestia przypadku, nie wnikam w to głęboko i jeżeli jestem w stanie coś zmienić na plus w danej sytuacji to staram się to zrobić. Jeżeli problem wynika z błędów mojej decyzyjności to mogę mieć pretensję wyłącznie do samego siebie bo do kogoż by innego. Zwalanie winy na licho i to co w wyobrażeniu uchodzi za jakąś odrębną siłę sprawczą uważam za czystą dziecinadę. Oczywiście pod uwagę biorę również geny, środowisko, wychowanie co daje mi jakiś zarys w kwestii występującego problemu, ale w tym przypadku ewentualna praca nad sobą.
Niebo, karma, reinkarnacja itd. uważam za bzdury, lecz minimalnie dopuszczam pewną formę istnienia, mimo to uważam za rzecz nie wartą najmniejszego znaczenia w mojej doczesności.

9 Ostatnio edytowany przez ewelinaL (2016-07-09 18:19:47)

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów
Wielokropek napisał/a:
ewelinaL napisał/a:

(...) Są jednak sploty zdarzeń, na które nie mamy wpływu. Wydaje nam się, że zrobiliśmy wszystko, co możliwe, żeby pomyślnie rozwiązać sprawę, a nie ominęła nas porażka. Co w takich wariantach? Obwiniać siebie za niepowodzenie?

Może to najwyższa pora, by zmierzyć się z rzeczywistością i stwierdzić rzecz oczywistą: nie jesteśmy omnipotentni. Taka świadomość czyni człowieka pokornym i ułatwia życie.

Co robić, gdy spotyka nas niepowodzenie/porażka? Potraktować to jak naukę (również o sobie), wyciągnąć winsoki z tej sytuacji.

Wielokropku, nie chodzi o sytuacje, na które mamy wpływ, ale o niefortunny zbieg zdarzeń. Okoliczności, na które nie mamy wpływu lub wynikają z racji naszych wcześniejszych, słusznych na dany moment, wyborów.

Jako naukę? Rozumiem, że naukę o sobie samym. O radzeniu sobie z porażką, niespełnionymi nadziejami. Zachowaniu w kryzysowych sytuacjach.

Iceni napisał/a:

(I czy ta ciągła potrzeba winy nie jest trochę takim kalotickim "must have"?)

Polać!

_v_ napisał/a:

w dobe ogarnelam pozyczke, zorganizowalam przeprowadzke, znalazlam mieszkanie. w perspektywie mialam placz i zalamanie rak. wybralam dzialanie.

szczerze mowiac ani przez chwile nie pomyslalam o jakimkolwiek bogu. bo ode mnie tylko zalezalo co zrobie i jak sobie poradze.

Podziwiam... Jesteś naprawdę silną babką i wiesz, jak zadbać o siebie wbrew przeciwnościom.

10

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów

ja uwazam ze wszystko co mnie spotyka ma mnie czegos nauczyc, uczynic mnie lepszym czlowiekiem i takie tam....

11

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów
ewelinaL napisał/a:

Jako naukę? Rozumiem, że naukę o sobie samym. O radzeniu sobie z porażką, niespełnionymi nadziejami. Zachowaniu w kryzysowych sytuacjach.

Każde trudne doświadczenie czegoś mnie nauczyło. Nagle okazywało się, że pomiędzy wyobrażeniem na jakiś temat a rzeczywistością była wielka przepaść. Nieraz zresztą samą siebie zaskakiwałam swoją siłą i umiejętnością radzenia sobie w sytuacjach krysysowych. Dokładnie tak, jak napisałaś - uczymy się o sobie samych.

12

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów
ewelinaL napisał/a:

Wielokropku, nie chodzi o sytuacje, na które mamy wpływ, ale o niefortunny zbieg zdarzeń. Okoliczności, na które nie mamy wpływu lub wynikają z racji naszych wcześniejszych, słusznych na dany moment, wyborów. (...)

Podtrzymuję to, co napisałam wyżej. Dla niektórych to, że nie wszystko od nich zależy, że nie wszystko jest w ich rękach, jest szokiem. Wyjścia są dwa: albo pogodzić się z rzeczywistością (w tym brakiem wszechmocy), albo męczyć.

13

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów
ewelinaL napisał/a:

Podziwiam... Jesteś naprawdę silną babką i wiesz, jak zadbać o siebie wbrew przeciwnościom.

dzieki za dobre slowo wink

to tak lekko brzmi, jak teraz o tym pisze, ale wtedy... nigdy w zycie nie mialam jeszcze tak beznadziejnej sytuacji, ja wlasnie ta.
teraz tez czasem mam chwilowe napady bezsilnosci - "moj" psychopata na razie odpuscil i nic nie pisze, ale wiem, ze jeszcze mnie czeka z nim walka - a raczej z sama soba, zeby zachowac zasade zero kontaktu, a przede wszystkim przemodelowac swoje zycie ( musialam zrezygnowac z roznych aktywnosci, na ktorych mi zalezalo, bo wiem, ze on tam specjalnie bywa).

ale mowi sie "trudno" i zyje sie dalej smile mam swoje marzenia, ktore zamierzam spelnic, wiec nie mam czasu na uzalanie sie nad soba wink

14

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów
Wielokropek napisał/a:
ewelinaL napisał/a:

Wielokropku, nie chodzi o sytuacje, na które mamy wpływ, ale o niefortunny zbieg zdarzeń. Okoliczności, na które nie mamy wpływu lub wynikają z racji naszych wcześniejszych, słusznych na dany moment, wyborów. (...)

Podtrzymuję to, co napisałam wyżej. Dla niektórych to, że nie wszystko od nich zależy, że nie wszystko jest w ich rękach, jest szokiem. Wyjścia są dwa: albo pogodzić się z rzeczywistością (w tym brakiem wszechmocy), albo męczyć.

Męczenie się zakrawa o pokutę, a pogodzenie jest trudne, bo zawsze gdzieś z tyłu głowy rodzi się wątpliwość "co zrobiłam/zrobiłem nie tak?, gdzie tkwi błąd?".

15

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów

W skrócie:
1. Nie ma dopustów bożych, kar bożych itd. Jest tylko nasza gapowatość i przypadek.
2. Bogu nie zależy na tym by nas doświadczać w imię jakich eksperymentów jak Hioba niejakiego . Jemu w ogóle na nas nie zależy.
3. Nie zwalajmy na Boga wszystkiego co sie da, z gradobiciem i kokluszem włącznie, bo to droga na łatwiznę. To ze Świat sklecił wadliwie to fakt, ale że ktoś sobie pysk rozbił na prostej drodze to już nie Boga wina tylko dupowatość delikwenta. 
4. Wystrzegajcie się tych co zwalają wszystko na Boga bo to fałszywe sługi boże. Oni przy tym smażą własnego kotleta.
5. Pooglądajcie sobie "Tragedię Posejdona " z Gene Hackmanem i kazanie na pokładzie. W skrócie: każdy z nas jest bogiem i troszczmy sie o siebie sami. Bo Bóg przytłoczony biurokracja już nie jest w stanie nas pilnować. Kiedyś nas było mniej. 

Ponadto jestem poszukujący.

Hej!

16

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów

Jestem ateistką
Dla mnie życie to kompilacja przypadków i zbiegów okoliczności....
Niektóre okoliczności zbiegają się w złych momentach i złych miejscach
Ot tyle....nic nie porodzisz

17

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów

Wiara w żaden sposób mi nie pomagała, gdy jeszcze byłam wierząca. Chociaż w tamtym czasie byłam jeszcze dzieckiem, więc to nie była dojrzała wiara. Kiedy przestałam wierzyć, to na pewno stałam się silniejsza psychicznie, bardziej odważna i przebojowa, bo nie czuję się zobowiązania do lęków, poczucia winy, wstydu itp. Jeśli zdarzy mi się zrobić coś złego, to nie zaprzątam sobie głowy biciem się w piersi i żałowaniem za grzechy, tylko zaczynam robić coś, by sytuację naprawić i jakoś się odkupić. Pewnie łatwiej jest pójść do spowiedzi, odmówić różaniec i poczuć ulgę.

Co do porażek i zdarzeń na które nie ma się wpływu, to akceptuję to. A raczej staram się akceptować, bo w każdej podbramkowej sytuacji robię to od nowa. Kiedy na co dzień czuję, że mogę wszystko i 95% moich zamierzeń się udaje, to takie sytuacje potrafią być dotkliwym ciosem, bo nie jestem do nich przyzwyczajona. Zresztą ja lubię działać, więc poczucie bezsilności jest dla mnie najgorsze. Staram się wtedy znajdować pozytywne strony: przede wszystkim doceniam naukę pokory. Jeśli o czymś zdecyduje nieszczęśliwy splot zdarzeń, to robię wszystko, by tego nie rozpamiętywać i nie gdybać "co by było, gdyby...". Przypominam sobie za to sytuacje, gdy coś pozytywnego i dobrego nie miało prawa się stać i nie zależało ode mnie, ale również było wynikiem splotu przypadkowych, szczęśliwych zdarzeń. Przez to, że jestem wdzięczna za takie dobre zbiegi okoliczności, jakoś lepiej akceptuje mi się te złe, bo przecież nie można oczekiwać, że będzie przytrafiało się tylko to, co dobre. W takich chwilach pamiętam też o tym, że wcale nie chciałabym mieć 100% kontroli nad moim życiem, bo może wszystko byłoby dokładnie po mojemu, ale jednocześnie ominęłoby mnie wiele dobra i niespodzianek. Jestem pewna, że byłabym o wiele mniej szczęśliwa, gdyby wszystko szło zgodnie z moim planem. Zdarza się też, że w podejmowaniu ważnych decyzji zdaję się na przypadek i wychodzę z założenia "co się trafi, to będzie".

18

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów

Dla mnie jak juz napisala _v_ najlepsza metoda jest akceptacja, nie stawianie oporu, tak jak jest to zalecane w buddyzmie.
Nie ma sensu opierac sie czemus, co jest rzeczywistoscia, bo to jest, co jest. Tu i teraz. Nie da sie tez zmienic przeszlosci, a wiec nie ma sensu w niej tkwic. To wlasny opor powoduje cierpienie, a nie sytuacja.
Akceptacja to nie znaczy tkwienie dalej w sytuacji. Akceptacja to przyjecie do wiadomosci aktualnego stanu rzeczy zamiast wewnetrznego zmagania sie z nim. Przyjecie do wiadomosci pozwala tez na znalezienie mozliwosci zmiany, bo dzieki temu, ze nie traci sie sil na bezsensowna walke, pytania o wine czy przyjmowanie pozycji ofiary, ma sie mozliwosc jasnej oceny sytuacji i znalezienia rozwiazan. A jesli nie ma zewnetrznych rozwiazan, to zawsze jeszcze istnieja wewnetrzne - czyli uporanie sie z wlasnymi reakcjami i zaprzestanie walki z czyms, z czym nie mozna wygrac, czyli nauka pokory, o czym napisala Wielokropek.
Bo bardzo waznym elementem jest tez przejecie odpowiedzialnosci za wlasne reakcje na sytuacje. Na wiele zewnetrznych sytuacji nie mamy wplywu, natomiast jestesmy jedynymi osobami, ktore maja wplyw na wlasne reakcje na ta sytuacje. I to nasze reakcje sa przyczyna naszego cierpienia czy zadowolenia, a nie sytuacja.
Jesli jestem w stanie przejac odpowiedzialnosc za wlasne reakcje i umiem dawac sobie rade z wlasnymi emocjami, wtedy nie potrzebuje zadnej "sily wyzszej", do ktorej musialabym sie uciekac, tylko mam swoj los we wlasnych rekach. Bo nie sytuacje zewnetrzne sa naszym losem, tylko jak my na nie reagujemy. To rozstrzyga o tym, jak sie w zyciu czujemy. Mozliwe jest nauczenie sie radzenia sobie z samym soba, sa i byli na swiecie dobrzy nauczyciele.

Dla mnie buddyzm jest genialna metoda, doglebnym zrozumieniem istoty rzeczy. Zreszta nie jest to jedyna duchowa nauka, ktora w esencji wlasnie to powyzsze zaleca. Jest jeszcze sporo innych. Takze wspolczesni swieccy nauczyciele duchowi rozwineli rozne konkretne metody.
Zna ktos na przyklad Byron Katie "The Work"?

19

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów

Marajka, staram się mieć podobne podejście właśnie, choć nie zawsze jest to łatwe wink

Tej pracy nie znam, aczkolwiek wygooglam sobie w domu.

Ja za to polecam Projekt Egoistka - na FB - autorka pełnymi garściami czerpie z nauki Lamy Olego Nydhala - jest to najbliższe mojej filozofii życia smile

20 Ostatnio edytowany przez Olinka (2016-07-13 01:10:51)

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów

-V-, spojrzalam na ta stronke [nieregulaminowy link] i od razu znalazlam tam na jednym z blogow cos o akceptacji.
Sytuacja dotyczyla spotkania ze smiercia kogos bliskiego, a wiec trudnym tematem:

"Rozwijając w sobie akceptację zaczynasz aprobować zarówno siebie, to kim jesteś a także to co Cię spotyka. Godzisz się z nieuniknionym i nie stawiasz oporu. Akceptacja jednak nie oznacza bierności czy rezygnacji. Istnieje różnica między taktyką „zdechłego psa w nurcie rzeki” a decyzją, że płyniesz z nurtem życia. W pierwszym przypadku płyniesz bo NIE MASZ WYBORU w drugim płyniesz z WŁASNEGO WYBORU.

Pierwsza sytuacja jest przejawem słabości, druga siły."

Sa tam jeszcze i inne ciekawe rzeczy.
Wlasnie tak, to jest uniwersalna prawda o zyciu, ktora znali ludzie jak Budda juz 2,5 tys. lat temu i nic sie w tym nie zmienia. Dopasowywane sa tylko formy przekazu.
Ale oczywiscie wdrozenie tego we wlasne zycie wymaga pewnych nakladow pracy.
Z doswiadczenia jednak mowie, ze warto. Nic sie nie traci, a wiele zyskuje. I jest to nauka do konca zycia, ale z czasem coraz latwiejsza.

21

Odp: Siła wyższa - nie dla ateistów
ewelinaL napisał/a:

Męczenie się zakrawa o pokutę, a pogodzenie jest trudne, bo zawsze gdzieś z tyłu głowy rodzi się wątpliwość "co zrobiłam/zrobiłem nie tak?, gdzie tkwi błąd?".

Dopiero teraz zauważyłam. smile

Pisząc o męczeniu się nie miałam na myśli żadnej pokuty. Jeśli nie zaakceptuję rzeczywistości, to będzie mi niewygodnie, źle, życie będzie mnie uwierało. Tak też można, jest sporo osób żyjących w ten sposób. Pytanie tylko, czemu to 'męczenie się' ma służyć.

W pytaniach "Co zrobiłam/zrobiłem 'nie tak'?', "Gdzie tkwi błąd?" nie ma niczego złego, to dobry wstęp do refleksji nad sobą samym i nauczeniu się kolejnej rzeczy na swój temat. Gorzej, gdy u podstaw tych pytań jest przeświadczenie o własnej wszechwładzy/wszechmocy.

Pogodzenie się z rzeczywistością jest trudne? Jaki jest cel przyklejania etykietek 'łatwe-trudne'? Mym zdaniem stwierdzenie 'To jest trudne' częstokroć wpływa demobilizująco, częstokroć wykorzystywane jest jako usprawiedliwienie. Bardziej pomocnym (ale tylko wówczas, gdy człowiek decyduje się na działanie), jest pytanie 'Co mogę zrobić, by...'? - to impuls do szukania i znalezienie sposobów osiągnięcia celu.



Marajko, chapeau bas! smile
Pięknie i prosto napisałaś to, pod czym chętnie się podpisuję.

Posty [ 21 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » RELIGIA - DUCHOWE POSZUKIWANIA » Siła wyższa - nie dla ateistów

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024