Udało mi sie zakończyć prawie 2 letni bardzo toksyczny związek (zdrada, przemoc, poniżanie, narkotyki), notabene pierwszy w życiu. Od zerwania minęło 5 miesięcy, nie widziałam go, nie mam z nim żadnego kontaktu, nie dążę nawet do tego. Nie kocham go, moge to ze spokojnym oddechem nawet na głos wykrzyczeć. Było bardzo mi cieżko sie pozbierać ale po 2 miesiącach od zerwania doszło do mnie, ze była to bardzo toksyczna relacja, ze żyłam wyobrażeniami o nim, a on był zwyczajnym frajerem i wreszcie dostrzegłam miliony wad, poczułam wstyd że mogłam byc z kimś takim. Nie jestem zazdrosna o jego nowa dziewczynę z która mnie zdradził, nawet mam niezły ubaw z nich, ze oboje sa siebie warci.
Mam kontakt ale to bardzo rzadki z dwójka naszych wspólnych znajomych, ucinam temat jak zaczną cos o nim mowić, nie wypytuje sie o niego (chociaż czasem korci czysta ciekawość) nie rozpamiętuje naszych chwil, pousuwalam zdjęcia , powyrzucalam prezenty, nawet jak jakaś mi sytuacja czy miejsce o nim mi przypomina to nie czuje smutku, usunelam go całkowicie z życia, spotykam sie z innymi....ALE....!
Mysle o nim prawie codziennie. Po prostu sam mimowolnie pojawia sie w moich myślach np w środku dnia, nie żadne zastanawianie sie co u niego, jak wyglada itp itd tylko sama mysl o nim... I wtedy jestem zła na siebie bo ona przychodzi tak niespodziewanie a ja nie rozumiem dlaczego i boje sie ze cos jest ze mną nie tak i tylko sobie wmawiam..
I przyznam sie , ze co pare dni wchodzę na portale społecznościowe zeby zobaczyć jego konto (chociaż je wgl nie uaktualnia) i jest to jedyny "nawyk" z nim związany , którego próbuje sie wyzbyć a tak to jestem w 100% szczęśliwa i denerwuje mnie to, ze ni z cholery potrafię sobie nagle go przypomnieć. CO ROBIĆ?!