Na początku chciałbym się przywitać z wszystkimi forumowiczkami i forumowiczami z jednoczesną prośbą o udzielenie wskazówek co do problemu, który męczy mnie od dłuższego czasu.
A mianowicie:
Mam 44 lata. Moja żona jest moją rówieśniczką. W zasadzie znamy się dłużej niż nie znamy. Małżeństwem jesteśmy zgodnym. Żadnych kłótni, żadnych cichych dni wywołanych jakimiś nieporozumieniami. Jest dobrze, kochamy się, szanujemy, wspieramy, możemy liczyć na siebie, ect. Ot zgodne małżeństwo zbudowane na podobnych światopoglądach i podobnych zamiłowaniach.
Ale … no właśnie … teraz przejdę do meritum. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ten „nieszczęśliwy” (jak dla mnie) sex. Otóż na początku wszystko było ok. Mało tego było super. I nie wdając się szczegóły mogę śmiało powiedzieć, że miałem z żoną taki sex o jakim niektórzy faceci marzą … do czasu. Nie wiem dlaczego (proces trawa już kilka lat – nie jest to sprawa nagła) żona (świadomie lub nie) sukcesywnie, po trochu zaniża standardy łóżkowe ograniczając je do niezbędnego minimum i to takiego, które pasuje tylko jej. W chwili obecnej, z opcji VIP jaką miałem przeszliśmy na opcję minimum (zastanawiam się czy da się to jeszcze okroić). Ze 100% jakie wyciągaliśmy z własnych ciał w czasie łóżkowych zabaw, zostało może jakieś 10%. Czasami wręcz odnoszę wrażenie, że te 10% które zostało to jakaś forma litości ze strony żony (naprawdę nie wiem co mam o tym myśleć). Cóż, ktoś mógłby powiedzieć szukaj winy chłopie po swojej stronie a nie po stronie żony. Więc odpowiadam, szukałem i wierzcie mi – z mojej strony zrobiłem wszystko co było możliwe (tak sądzę ale być może błędnie): dbanie o siebie, aranżowanie wieczorów, podkręcanie atmosfery, niespodzianki, prezenty, dbanie o miły nastrój, dbanie o zadowolenie żony w łóżku, podkręcanie atmosfery za pomocą gestów, sms-ów, ect. Niestety nic nie podziałało w tym sensie w jakim bym oczekiwał. Bo co prawda żona zawsze reagowała i reaguje pozytywnie na takie zaloty ale koniec końców jak lądujemy w łóżku to ... eh szkoda słów - już to wiecie.
Nadmienię, że jakiekolwiek próby rozmowy dlaczego taki stan rzeczy zaistniał zawsze spełzają na niczym ponieważ żona ucina temat jak tylko próbuję z nią o tym porozmawiać. Ona po prostu nie chce o tym rozmawiać. Raz, dosłownie raz udało mi się z niej wydusić, że powodem jest, iż jej już się to co kiedyś robiliśmy nie podoba (to co kiedyś było dla nas normą i dawało radość obojgu). Zapytacie, a może jej się nigdy nie podobało? Nie, podobało jej się, wierzcie mi, że jej się podobało. Wszystko co robiliśmy nie było robione „na siłę”, było robione z ochoty i dawało satysfakcję obojgu. I w tym miejscu chciałbym zakończyć swoje „użalanie się” ponieważ z grubsza już wiecie co mnie dołuje. Przejdę zatem do prośby.
Drogie forumowiczki, co robię nie tak lub co poszło nie tak? Gdzie szukać podłoża problemu, jak doprowadzić to sytuacji aby sex wrócił do opcji VIP, ponieważ obecny „sex” [cudzysłów celowy dla podkreślenia upadku tego słowa w naszym związku] mógłby przestać istnieć ze względu na swój mizerny poziom. Zdrada? Odpada, zbyt bardzo kocham i szanuję swoją żonę aby jej to zrobić (mam swoje zasady). Rozwód? Znów to samo - zbyt bardzo kocham i szanuję swoją żonę. Pornografia i jazda na ręcznym? Żenada totalna.
Kobiety, dziewczyny! Matki, żony i kochanki – jakieś rady, jakieś pomysły? Co zrobiłem nie tak? Co spie.doliłem?
Za merytoryczne odpowiedzi z góry dziękuję.