Proezja
Byle tylko nie umrzeć w zimnym hotelowym łóżku.
Jeszcze tylko, mój groźny Boże przymknij na chwilę zmęczone powieki, bym mógł spokojnie dokończyć to, na co czasu nie miałem.
Jeśli będę miał szczęście, może uda mi się dotrzeć do tego miasta, gdzie razem śmiejąc się, kradliśmy czereśnie starym straganiarkom, dewotkom z drżącymi dłońmi, bluźniącymi jak furman pijany.
Pod warstwą uśmiechu, niosę ból. Moje ciało jak pole bitwy rozorane. Kiedyś w końcu poddam się, wywieszę białą flagę, lecz jeszcze nie teraz, mój Ty dobry, groźny Boże.
Chciałbym przemierzyć świat, lecz nie wiem, czy zdążę, więc może lepiej pójdę już, niech nie kuszą więcej hotelowe łóżka i lustra mówiące prawdę.
Z nocnym niebem, gdzie wyświetlają film o tobie, moje sekretne życie, wlekę ze sobą.
Moje palce, lekkie jak cień, wciąż myślą o tobie. Zakodowały w sobie każdą miękkość ciała, rzeki ud, wodospady ust, a ja od tych wyobrażeń, robię się jakiś nerwowy.
Mówię do siebie jak człowiek niespełna rozumu. Zadaję pytania, udzielam odpowiedzi, lecz wciąż nie wiem dokąd iść, by odnaleźć ciebie.
Czy pamiętasz jak pijany, pięścią łomotałem w drzwi, a ty nie chciałaś otworzyć?
To wtedy runął ten most, który miał spinać brzegi naszej miłości.
Próbowaliśmy jeszcze rozmawiać, lecz słowa rwały się jak nocne zdrowaśki.
W każdym napotkanym mieście wykrzykuje imię twoje, lecz zbyt wiele tu kobiet, odwracających z zaciekawieniem głowę.
Mam teraz pustą przestrzeń, którą wypełniam tęsknotą za tobą.
Manuel del Kiro