Ja ostatnio pracowałam z wewnętrznym krytykiem i w sumie wciąż pracuję. Wsiadłam do auta po 5 latach od zrobienia prawka, od tamtego czasu nie jeździłam i teraz każdy drobny błąd skutkuje taką ostrą jazdą w głowie...
Po pierwsze bardzo pomogło mi ćwiczenie z książki o WWO (natomiast myślę, że każdy może skorzystać:)). Polega na poznaniu tego krytyka, bo najczęściej to nie jest nasz głos, tylko kogoś z dzieciństwa, np. jednego z rodziców. Polega ono na wejściu w kontakt z tym krytycznym głosem, zdefiniowanie sytuacji w których wychodzi, naszych uczuć związanych z tym, personifikacji go (płeć, wiek osobowość), od kiedy z nami jest, czy przypomina nam osobę z naszego otoczenia. Potem się analizuje, czy jego stwierdzenia oparte są na faktach, czy te słowa tkwią w problemach i zranieniach innych osób. "Pyta się" go również, czego tak naprawdę dla Ciebie chce (np. uchronić przed ośmieszeniem poprzez sabotowanie wysiłków, żebyś ich nie podejmowała i tym samym uniknęła wstydu).
To pomogło mi uświadomić sobie, że to nie jest mój głos, moje myśli i oceny. To był mój ojciec, jego głos, krytyka, opieprzanie, oceny, które wbijał mi do głowy od dziecka kiedy mi coś nie wychodziło. Tak mocno to we mnie tkwi, że do dzisiaj w sytuacji stresowej odruchowo po to sięgam. Ostatnio nawet spirala tak się nakręciła, że doszłam do wniosku, po co żyć jak się jest takim nieudacznikiem.
Ale tak jak mówię - potem jak zapisałam te słowa, dojrzałam, że to nie moje myśli. Oddzieliłam to od siebie. Taki dystans pomaga - dzięki temu mogę stwierdzić, że ja się z tym nie zgadzam, to nie jest prawda absolutna, tylko czyjaś opinia i to w dodatku dyktowana pewnie przez problemy tej osoby. Mogłam dzięki temu na spokojnie zastanowić się co JA tak naprawdę o sobie myślę (a nie myślę tak źle
) i świadomie zdecydować, że ja tego krytyka nie zamierzam słuchać.
Ciągle jestem w procesie pracy nad sobą, ale każdy taki krok do przodu daje mi ulgę i pomaga. Mam nadzieję, że coś z tego co opisałam pomoże i Tobie. To jest długa i trudna praca (za każdym razem ryczę jak bóbr i mam wrażenie jakby ktoś sypał rany solą), ale warto ją robić.
Edit - doczytałam o sytuacji u psychiatry. Z jednej strony Cię rozumiem, bo zareagowałabym taką samą interpretacją, jak opisałaś wcześniej. A z drugiej - obiektywnie - on tylko zadał pytania, na które faktycznie sama sobie odpowiedziałaś. Tak o sobie myślisz, tak zinterpretowałaś jego słowa, że sugeruje Twoją głupotę i niekompetencję. Moim zdaniem to Twój filtr wewnętrzny tak zadziałał.