Cześć,
chciałbym się poradzić jakie Wy kobiety widzicie wyjścia z tej sytuacja, gdyż ja zaczynam mieć myśli samobójcze... otóż:
znaliśmy się z dziewczyną od czasów liceum, bliższe spotkania zaczęły się po szkole, wspólne wyjścia na piwo, dłuższe rozmowy itd. Zatem wstępna faza określmy to 2 letnia przebiegła ok, od 3 lat spotykaliśmy się bliżej, wspólne spotkania z rodziną, wyjazdy, imprezy, noce, byliśmy po prostu parą. Zamieszkaliśmy razem przez jakieś 7 miesięcy, niestety mijaliśmy się często w domu (praca zmianowa), z mojej strony sporo stresu gdyż zajmowałem dosyć wysokie stanowisko, byłem osobą skrytą i nie dzieliłem się w ogóle z nią uczuciami jakie do niej czułem, ona zaś podświadomie czuła że mi na niej zależy. Nie było między nami jakiś kłótni, wręcz przeciwnie statystycznie pokłociliśmy się raz na rok i milczenie trwało max 2 dni. Mieszkaliśmy w jednym mieszkaniu, pracowaliśmy w 1 mieście, przyszedł covid, straciliśmy pracę, musieliśmy szukać nowej, ona znalazła w swoim zawodzie 50 km ode mnie, w rodzimej miejscowości, zapytała co o tym myśle, kretyńsko odparłem "rób jak chcesz" mając w duchu jej dobro i rozwój, nie chciałem zatrzymywać jej na siłę i by w przyszłości nie miała do mnie żalu, że nie pozwoliłem się rozwijać. Kontakt zaczął być mniejszy 1 rozmowa na 2-3 dni, w dodatku pisemna na messengerze, weekendy (połowa soboty i niedziele, gdyż pracowałem 6 dni w tygodniu), kontakt był ograniczony, czasem brakowało mi jej lecz zawsze bywalem skryty z uczuciami. Na początku stycznia pokłóciliśmy się o jakąś kretyńską rzecz, chciala ode mnie odejść, było to naprawde nieadekwatne do sytuacji... wtedy zwątpiłem że mnie kocha, że skoro po głupocie jaką było milczenie pół dnia potrafi mnie zostawić, to chyba nic dla niej nie znacze. W między czasie wpadłą koleżanka zobaczyć jak mieszkam... wypiliśmy za dużo alkoholu, skończyło się w łóżku, rano mialem potężne wyrzuty sumienia, postanowiłem że o całej sytuacji opowiem jeśli weźmiemy ślub i minie już sporo czasu, męczyły mnie mysli nocami, sny z jej łzawymi oczyma. Któreś dnia wzieła telefon, przeczytała o tej akcji, spakowała się i znikła, zabierając ze sobą całe nasze 5 lat. Mówi że potrzebuje czasu, mija 3 miesiąc, rozmowy kończą się w połowie, zwróciła kwiaty, zwróciła wycieczkę urodzinową którą dostała ostatnio, odrzuca propozycje terapii dla par u psychologa, nie potrafi odpowiedzieć ile czasu potrzebuje, ja z dnia na dzień tracę nadzieję, zaczynam mieć mysli samobójcze, ilość włożonej pracy fizycznej, ilość spędzonego z nią czasu i relacji, odkłądanych pieniędzy na kupno domu, awans... wszystko to nagle prysło, plany życiowe się załamały, staram się jak mogę odzyskać jej zaufanie lecz powiedziała mi wprost, że to dla niej obecnie nic nie znaczy, skończyły mi się pomysły, jestem tutaj, pracowałem na nasze szczęście dobrych kilka lat, ale zwątpiłem i przegrałem ze sobą i z nią. Obecnie rozważam targnięcie się na życie, w życiu zawiodłem się nawet na rodzicach, nie mam nikogo komu mogę zaufać, ona była dla mnie wszystkim. Obecne objawy to brak apetytu, snu, podwyższone ciśnienie, potworna tęsknota i żal do samego siebie, że tak się stało. Zapomniałem dodać, że jestem potwornie zmęczony codzienną walką od 7 roku życia - nie będę już wnikał w szczegóły, od 7mego roku zycia praktycznie wychowuje sie sam i nigdy nie mogłem liczyć na nikogo, tym samym wykształcił mi się charakter osoby, która przez te wszystkie lata trzymała emocje w sobie, a jedyna kobieta z którą chciałem sobie ułożyć życie praktycznie odeszła. Na chwile obecną pluje tą całą złością i żalem, wspomnieniami, które tłumiłem przez ponad 27 lat w sobie, ale niewiele to daje. Co robić? gdy arsenał naboi do walki jest na totalnym wyczerpaniu?