Cześć
Piszę bo mam nadzieję, że są wśród was osoby, które miały lub mają w swojej rodzinie problem alkoholowy i wiedzą jak działać. Sprawa jest taka:
Bardzo bliska mi kobietka zwierzyła się ostatnio w rozmowie, że jej mąż ma prawdopodobnie problem z uzależnieniem od alkoholu.
Ona ma b.dobrą pracę, utrzymuje siebie, męża i dziecko. Jej mąż zaś jest bezrobotny i na co dzień zajmuje się domem i wychowaniem malca. Niestety, ona właśnie w swojej pracy upatruje problem - w tym, że zbyt mało czasu spędzała w domu i za późno spostrzegła, że coś jest nie tak. Teraz, z racji pandemii i pracy zdalnej zaczęła spędzać więcej czasu w domu i zapaliła jej się przysłowiowa "czerwona lampka". Jej mąż od czasu do czasu pozwalał sobie na piwo w towarzystwie czy w domu, ale nie było to codzienne picie. Teraz, okazuje się, że właściwie nie ma dnia, by nie sięgał po jedno, dwa piwa, a gdy prosiła go by zrobił chociaż kilka dni przerwy - okazywało się to niemożliwie (albo łamał dane słowo albo reagował rozdrażnieniem). Co więcej, podczas gruntownych porządków w domu znalazła różne "kryjówki" gdzie chował zapasy puszek. To wszystko spadło na nią jak grom z jasnego nieba, nie wie co robić - gdy ze mną rozmawiała - płakała.
Powiedziała mi, że zastanawia się teraz nad przejęciem kontroli nad domowymi finansami - np. załatwianie zakupów i pozbawienie w ten sposób męża dostępu do kasy na alkohol.
Ja uważam, że jest to jakiś pomysł...natomiast rozmawiałam o sprawie z moim mężem i on stwierdził, że jeśli ten facet jest uzależniony, to i tak znajdzie sposób by kupić sobie alko. Do tego może jeszcze pozaciągać jakieś długi o których jego żona nie będzie wiedzieć.
Inna sprawa, że ona nie potrafi przekonać go, że w ogóle jest jakiś problem i że, w dłuższej perspektywie, powinien rozpocząć terapię. Ja oczywiście znam jej męża, ale nie na tyle, by np. zadzwonić do niego i rozmawiać w takiej sprawie czy próbować jakoś na niego wpłynąć.
To co mnie odrobinę uspokoiło to to, że powiedziała, że nawet po alkoholu jej mąż nie robi się agresywny, nigdy by jej nie uderzył etc. Wiem, że ona bardzo go kocha i cierpi...jej mąż nie jest, delikatnie mówiąc, okazem zdrowia i takie picie, może zrujnować ich przyszłość.
Z jednej strony nie chcę być uwikłana w ich sprawy i angażować się w ich problemy. Z drugiej bardzo jej współczuję, zawsze wydawali się szczęśliwą, kochającą parą. Mają wspaniałego chłopca.
Chciałabym jej jakoś mądrze doradzić, pomóc. Tylko nie wiem jak. Nie chciałabym też, nieumiejętnymi radami, zaszkodzić i pogłębić problemu.
Macie jakieś pomysły?
Aha - i jeszcze jedno pytanie - czy podczas kolejnych rozmów wracać do tej kwestii / dopytywać o szczegóły czy raczej poczekać aż ona sama poruszy ten temat?
Jakie są granice zdrowej ingerencji w takiej sytuacji, a kiedy powinnam się wstrzymać, by nie zaangażować się za bardzo w czyjeś życie?