Czy on wróci? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 12 ]

Temat: Czy on wróci?

Witam, jestem tu nowa. Przyszłam zaczerpnąć porady od osób postronnych.
Prawie miesiąc temu zakończył się mój roczny związek. Jesteśmy bardzo młodzi, mamy po 19 i 18 lat. W skrócie: na początku on bardzo zabiegał, ja go odtrącałam po 2 zawodach miłosnych. Nie imponował mi po prostu. Z biegiem czasu jednak coś zaiskrzyło i zaczęliśmy się spotykać. Niedługo później zostaliśmy parą. Związek marzenie. Każdy mi powtarzał, że on mógłby za mną w ogień skoczyć. Rozumiałam już czemu nie wyszło mi w poprzednich związkach i dziękowałam Bogu, że w końcu postawił na mojej drodze kogoś tak wspaniałego. Nigdy nie poczułam się nieważna, zawsze widziałam jak się stara. Każdy z otoczenia powtarzał: „takiego chłopaka to ze świecą szukać”. Okej.
Zaczęło się psuć jakoś po pół roku, gdy motylki w brzuchu zaczęły opadać. Okazało się, że mamy całkiem inne zdania w wielu kwestiach. Nie zgadzaliśmy się ze sobą można powiedzieć pod każdym względem, czy to chodziło o teraźniejszość, czy o przyszłość (przykład: on nigdy nie chciał nigdzie wychodzić jak były jakieś okazje, mówię tu np. o fajnych restauracjach czy kinie, wolał zaspokajać się prezentami materialnymi. Ja natomiast przeciwnie - wolałam gdzieś wyjść i miło spędzić czas, zamiast kupić jakieś badziewie, które będzie leżeć. Inna sprawa: od zawsze marzy mi się podróżowanie po świecie, on nie potrafi tego zrozumieć i nigdy nie chciał wydawać pieniędzy na podróże, tak został wychowany, żeby inwestować pieniądze w inne sprawy). Było coraz więcej kłótni, właśnie o nasze cele i priorytety. Ja jestem osobą nerwową, często wyładowywałam złość na Nim, obiecywałam poprawę, ale nie zawsze udawało mi się powstrzymać emocje. On natomiast bardzo spokojny chłopak, kłótnie nie były u Niego na porządku dziennym, za każdym razem dawał mi do zrozumienia, że bardzo go to męczy. Poza tym, głupia ja, myślałam, że on mnie kocha pomimo wszystko i nie muszę opanowywać swojej złości, bo i tak mnie nie zostawi (tak, teraz się biję w czoło jak o tym myślę...). Ale w sumie, po każdej kłótni dochodziliśmy do porozumienia. Chociaż teraz jak na to patrzę z perspektywy czasu, to widzę, że to chyba było zamiatanie problemów pod dywan, a nie szczera rozmowa.
We wrześniu jego siostra z którą miałam bardzo słaby kontakt zaczęła rozpowiadać o mnie obrzydliwe plotki. Mój (już były) chłopak oczywiście się za mną wstawił, wiedział, że takie plotki o mnie krążą i wiedział jaka była prawda. Ostro się z Nią pokłóciłam, a gdy on się za mną wstawił - również u nich wybuchła kłótnia. Poszedł sam do lasu pospacerować, bo nie wytrzymał emocji. W końcu namówiłam Go, żeby do mnie przyjechał i porozmawialiśmy na ten temat, obiecał, że będzie mnie bronić i nie rozstaniemy się przez nią. Przestałam go odwiedzać, widywaliśmy się tylko u mnie. Zaczęły się o Nią kłótnie. Bardzo mi przeszkadzał jej styl bycia, starała się robić wszystko, żeby ten związek rozwalić, a mój chłopak tego nie widział. Nerwowa ja niekiedy nawet wyjeżdżałam z wyzwiskami na nią. Dziwię się ile on miał do mnie cierpliwości, rany, to była jednak jego siostra, a ja zamiast olać sprawę i zrozumieć, że mnie kocha ciągle robiłam jakieś wyrzuty... Kłótni było wiele. Zaczął mnie okropnie denerwować, aż w końcu zauważyłam, że w myślach powraca mój były, który zostawił mnie dla innej. Widywanie ich w szkole to potęgowało. Byliśmy dla siebie bratnimi duszami, a z moim obecnym chłopakiem całkowitymi przeciwieństwami. Zaczął mi się nawet śnić.. Strasznie ich zaczęłam porównywać i przyłapałam się na tym, że odpycham mojego chłopaka. On to widział. Pytał co się dzieje. Czemu nie okazuje mu tyle czułości. Powtarzałam, że potrzebuję przestrzeni. Postanowiłam wygadać się mojej przyjaciółce i napisałam jej, że ja nie wiem już co czuję, że chyba kocham mojego byłego, że odtrącam aktualnego i nie wiem co z tym zrobić. Na drugi dzień pojechaliśmy na imprezę i wracając z niej zostawiłam telefon w kieszeni chłopaka. Na drugi dzień przyjechał o 13 bez zapowiedzi, niby oddać mi telefon. Okazało się, że przeczytał moje wiadomości z przyjaciółką (nie wnikam czemu) i to chyba koniec. Był naprawdę podłamany. Ale na spokojnie wszystko sobie wyjaśniliśmy. Zrozumiałam co zrobiłam, żałowałam, doszło do mnie, że mogę stracić tak cudownego chłopaka. Stwierdził, że da mi jeszcze jedną szansę.
Czas mijał, moje uczucie się utwierdzało w tym, że go kocham, wszystko było dobrze. Pogodziłam się z jego siostrą, poznałam całą jego rodzinę, on moją. W styczniu udało mi się go namówić na wspólny wyjazd w góry. Było wspaniałe. Przynajmniej z mojej perspektywy (on po czasie stwierdził, że pojechał tylko, żeby spędzić ze mną więcej czasu, ale za dużo pieniędzy na to idzie). Potem znów zaczęło się psuć... Dochodziło do kłótni o totalne drobnostki, jak np. to, że on nie zajął miejsca w jakiejś knajpce, czy że ja nie chciałam grać w jakąś grę, gdy byliśmy w salonie gier. Była też kłótnia o to, że nie chciał, żebyśmy pojechali za rok po maturach na wakacje, na których mi bardzo zależało. Zaczęliśmy rozmyślać o przyszłości, doszliśmy do wniosku, że mamy całkiem inne plany. Ja chcę wybudować dom, zwiedzać świat. On ma zamiar kupić mieszkanie i ani rusz gdzieś w podróż. No i wyniknęła kłótnia, w której uświadomiliśmy sobie, że totalnie do siebie nie pasujemy...
Od tamtej pory on się zdystansował, stał się zimny. W końcu po tygodniu przyznał, że ta kłótnia tak mu siadła na psychice, że stracił nadzieję na ten związek, że my prędzej czy później się rozstaniemy przez odmienność. Na poważnie porozmawialiśmy, doszliśmy do wniosku, że będziemy walczyć o ten związek. Było okej. Przez tydzień. I znów zaczął się dystansować. Zero czułości, zero „kocham Cię” z jego strony. Był to czas, kiedy nie mogliśmy się widywać przez kwarantannę przez 2 tygodnie. Dzień w dzień pytałam co jest nie tak. Powtarzał, że wszystko ok, wymyślam, że mnie kocha i chce ze mną być. Widziałam, że nie śpi do 4 rano każdej nocy. Zachowywał się jakbym nic nie znaczyła.
W końcu mogliśmy się spotkać. Ja popłakana ze szczęścia, on zero entuzjazmu. Na spotkaniu to samo. Nawet się odsunął, gdy chciałam mu dać dłuższe buzi... Widzieliśmy się jeszcze dwa razy. Za trzecim zerwał. Co najlepsze, gdy po niego wtedy przyjechałam normalnie ze mną rozmawiał. Że zamówimy jakieś jedzenie wieczorem i możemy obejrzeć film. Gdy dojechaliśmy do mnie, poprosiłam go o rozmowę, bo już dłużej nie wytrzymałam tego oddalania się. Przyznał w końcu, że znów z Nim gorzej. Że nawet za mną nie tęsknił przez te dwa tygodnie, że zmuszał się, żeby ze mną rozmawiać i okazywać mi miłość. Że codziennie nie spał do 4 rano, bo myślał „jak się naprawić”. Szok. Płacz. Niedowierzanie. Nie umiałam z Nim nawet porozmawiać. Błagałam, żeby mnie nie zostawiam, żeby w nas uwierzył. Przepraszał, cały się trząsł. Powtarzał, że on już nie ma nadziei, że się w przyszłości dogadamy. Powiedział, że złamie serce nie tylko mi, ale i sobie. W końcu wyszedł i zostawił mnie całą zapłakaną. Dostałam jeszcze smsa: „przepraszam”. Chwilę z Nim pisałam. Napisał, że przeprasza, ale w Nim to siedziało już 3 tygodnie, że nie wie czemu tak się z Nim stało. Prosiłam go dalej, a on, że to nie ma sensu. Podziękował za wszystko, dodał, że mnie kocha i tyle.
Na drugi dzień w szoku znów do Niego napisałam. Dawał mi malutką nadzieję pisząc, że jak coś się w Nim zmieni to może wrócimy do siebie, ale raczej w to wątpi. Dałam mu trochę odpocząć i po kilku dniach znów napisałam, tym razem z wyrzutami, że jak mógł mi tak zrobić, że cały czas powtarzał, że mnie kocha, chce ze mną być, że zawsze trafiałam na nieodpowiednie osoby, a sam się stał tą najgorszą i jest dla mnie nikim. Napisał, że mam skończyć te gierki, bo to nic nie zmienia, że jego uczucie się wypala, a to co mówił, że nigdy nie czuł czegoś takiego do żadnej dziewczyny to prawda. Potem już przestał odpisywać.
Kilka dni później napisałam mu długą wiadomość w której przepraszam za ostatnie słowa, że go kocham, podziękowałam za każdą chwile, że staram się oswoić z jego decyzją, ale nie potrafię jej zrozumieć, napisałam, że wiem, że też przyczyniłam się do rozpadu tego związku i jestem świadoma, że popełniałam błędy. Dodałam, że jakby chciał to jestem otwarta na jeszcze jedną rozmowę. Odpisał, że wszystko przeczytał, że nikt trzeci na to nie miał wpływu, że dziękuje za wszystko i przeprasza jeszcze raz, że tak to się skończyło, ale to ostateczna decyzja.
Tydzień później moje urodziny. Napisał chyba od niechcenia „wszystkiego najlepszego” o 23.  Odpisałam, że dziękuję, tyle.
Po tygodniu znów pękłam. Napisałam, że wiem, że już nie chce ze mną o tym rozmawiać, ale chcę po prostu wiedzieć na czym stoję i ma mi dosadnie dać o tym znać. Zapytałam czy żałuje decyzji, czy jeszcze coś do mnie czuje, czy mu mnie brakuje i dodałam, że jeśli odpowiedź to „nie” to niech mi to napisze i zablokuje, bo nie chcę żyć nadzieją. Wyświetlił, nie odpisał, zablokował. Bolało cholernie. Od tamtego momentu zero kontaktu, spotkałam go raz na swojej dzielnicy w parku (mieszkamy w sąsiadujących). Byłam z kuzynkami i bratem, on ze znajomymi. Nawet „cześć” nie powiedział... Ja to przeboleję, ale czemu im nie powiedział? Widział nas, mojego brata bardzo dobrze znał. Potem widziałam tylko, że idzie w „głąb” mojej dzielnicy, sam, już bez znajomych, a nie ma tu żadnych innych kolegów. Sprawdziłam czy może szedł na autobus, ale autobus miał dopiero za godzinę... Dziwne mi się to wydało.
Tęsknię okropnie, nie wiem co o tym myśleć. Nie wierzę, że przestał mnie kochać. Mam wrażenie, że posłuchał rozsądku, wbił sobie do głowy, że do siebie nie pasujemy i tyle. Oczywiście już nie mam zamiaru do Niego pisać, co to to nie. Z tego co mi mówi przyjaciółka, której wysyła snapy ponoć żyje jakby nigdy nic. Wychodzi ze znajomymi na ogniska, jeździ na treningi itp. Czytałam, że facet często tak odreagowuje, a dopiero po czasie rozumie co zrobił i że kocha. Co o tym myślicie? Tak będzie? Nie chcę nikogo innego u boku. Już wiele przeszłam z chłopakami i zawsze byłam odtrącana. Ile jeszcze? Nikomu nie zaufam. Jak wy to widzicie?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Czy on wróci?

Witaj Autorko !
Może dziś tego nie zrozumiesz, ale moim zdaniem chłopak podjął dobrą decyzję - rozsądną. Zrobił to co mu w duszy gra, bo męczył się. To Ty jesteś pełna emocji i jemu chcesz przypisać burzę uczuć w sercu, a one targają raczej Tobą, niż nim.
Pierwszym znakiem alarmującym w Twoim poście jest to, że napisałaś, że "po pół roku skończyły się motylki i zaczęły się kłótnie". Z punktu osoby dojrzałej i starszej, która przeżyła i cały czas przeżywa miłość życia muszę Ci napisać, że to jakieś kuriozum. Motylki nie opadają. U mnie nie opadły od ponad 10 lat, a wręcz się bardzo wzmogły. Miłość to coś wolnego, do czego nikogo nie zmusisz, ani też tego nie zgasisz, choćbyś nie wiem ile ciosów wyprowadzała. Miłość, kiedy jest prawdziwa - trwa, po prostu. Człowiek nie wyobraża sobie dnia bez kontaktu z ukochaną osobą a co dopiero dłuższego czasu... Jest takie powiedzenie, że jeśli kogoś kochasz puść go wolno - jeśli wróci jest Twój, jeśli nie - to znaczy że nigdy nie był.
Poza tym musisz wiedzieć, że jednak ludzie szczęśliwi ze sobą są do siebie podobni - kochają robić to samo, spędzać ze sobą czas, dzielić ze sobą smutki i radości a nie walczyć, kłócić się i wiecznie szukać kompromisów. Z takich związków trzeba uciekać i to szybko, bo życie będzie ciągłą walką i udręką.
Jesteś młoda, energiczna, na pewno miłość życia jeszcze przed Tobą smile Głowa do góry ! Powodzenia !

3

Odp: Czy on wróci?
pomocna_88 napisał/a:

Witaj Autorko !
Może dziś tego nie zrozumiesz, ale moim zdaniem chłopak podjął dobrą decyzję - rozsądną. Zrobił to co mu w duszy gra, bo męczył się. To Ty jesteś pełna emocji i jemu chcesz przypisać burzę uczuć w sercu, a one targają raczej Tobą, niż nim.
Pierwszym znakiem alarmującym w Twoim poście jest to, że napisałaś, że "po pół roku skończyły się motylki i zaczęły się kłótnie". Z punktu osoby dojrzałej i starszej, która przeżyła i cały czas przeżywa miłość życia muszę Ci napisać, że to jakieś kuriozum. Motylki nie opadają. U mnie nie opadły od ponad 10 lat, a wręcz się bardzo wzmogły. Miłość to coś wolnego, do czego nikogo nie zmusisz, ani też tego nie zgasisz, choćbyś nie wiem ile ciosów wyprowadzała. Miłość, kiedy jest prawdziwa - trwa, po prostu. Człowiek nie wyobraża sobie dnia bez kontaktu z ukochaną osobą a co dopiero dłuższego czasu... Jest takie powiedzenie, że jeśli kogoś kochasz puść go wolno - jeśli wróci jest Twój, jeśli nie - to znaczy że nigdy nie był.
Poza tym musisz wiedzieć, że jednak ludzie szczęśliwi ze sobą są do siebie podobni - kochają robić to samo, spędzać ze sobą czas, dzielić ze sobą smutki i radości a nie walczyć, kłócić się i wiecznie szukać kompromisów. Z takich związków trzeba uciekać i to szybko, bo życie będzie ciągłą walką i udręką.
Jesteś młoda, energiczna, na pewno miłość życia jeszcze przed Tobą smile Głowa do góry ! Powodzenia !

Oczywiście, wiem, że sprzeczności było wiele. Ale ja jednak Go pokochałam, chciałam zmienić pewne rzeczy, cele ze względu na związek. A on stanowczo mówił, że nie ma zamiaru zmieniać swoich celów, czy chociażby w jakimś stopniu zrezygnować ze względu na miłość.
Druga sprawa, jednego dnia mówi, że kocha, kolejnego, że uczucie się wypala? No to chyba tak właśnie nie działa.
Co do tego, że motylki nie znikają - hm, to chyba zależy od związku, przecież na pewnym etapie na pewno nie ma takiej ekscytacji jak na początku związku. smile
Byłam nerwowa, fakt, ale gdy pierwszy raz mi dał zrozumieć, że ma zawahania robiłam WSZYSTKO, żeby było lepiej. Nawet nie tyle co dla Niego, ale dla samej siebie, bo widziałam, że ta moja wybuchowość psuje mi relacje, nie tylko z Nim. I on to widział. Sam powiedział podczas rozstania, że widzi jak się staram, ale to co ma w głowie nadal się nie zmienia.
I że cześć nie powiedział? Jak mógł? Zero szacunku do mnie i mojej rodziny. Nigdy taki nie był.
Widzę, że on zachowuje się jakby pozbył się kuli od nogi, a dużo słyszałam, że właśnie tak często u facetów jest. Że najpierw wolność, a po 1-3 miesiącach znów chcą wrócić, bo wszystko przemyśleli. Mieliście, że w tym przypadku też tak może być?

4 Ostatnio edytowany przez kara02 (2020-05-13 12:42:11)

Odp: Czy on wróci?

Hej, jestem w podobnej sytuacji.. Jeśli będziesz chciała porozmawiać to daj znać, może razem będzie jakoś łatwiej. Bo ja też niestety nie daje sobie rady po rozstaniu. Wyslalam do ciebie emaila, na ktorym zakladalas konto tutaj smile

5

Odp: Czy on wróci?

Moim zdaniem powinnaś od niego odpocząć. Zachowywać się normalnie. Jeżeli zrozumie swój błąd i jeżeli naprawdę Cię kocha to wróci. Powinnaś  chodzić z podniesioną głową i nie peszyć się gdy koło niego przechodzisz- bądź sobą. Jeżeli nie mówi Ci cześć, to Ty też mu nie mów. Ja swoją nieodwzajemnioną miłość( przed którą się wyglupilam )widzę codziennie w szkole i zawsze mam problem gdzie skierować wzrok

6 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-05-13 13:02:50)

Odp: Czy on wróci?

Jeśli ktoś w pełni świadomie odchodzi, mówiąc, że nie czuje już nic, to raczej nie popełnia błędu, tylko uczciwie informuje drugą stronę o swojej decyzji. W sumie można do kogoś odczuwać fascynację czy nawet uczucie, ale może właśnie pewne różnice między ludźmi są na tyle spore, że nie widzi się sensu bycia  razem, ze względu na na odmienne oczekiwania co do życia. Nie warto się przecież męczyć, jeśli musimy zrezygnować z innych rzeczy, które mogą być dla nas, o dziwo, ważniejsze.  Nie widzę w tym żadnych błędów, ale zwyczajną szczerość.
Mogę się w kimś zakochać, ale to przecież nie wszystko. Kiedy coś mi w drugiej osobie nie pasuje, zazwyczaj to dość szybko wychodzi na wierzch.

7

Odp: Czy on wróci?
kara02 napisał/a:

Hej, jestem w podobnej sytuacji.. Jeśli będziesz chciała porozmawiać to daj znać, może razem będzie jakoś łatwiej. Bo ja też niestety nie daje sobie rady po rozstaniu. Wyslalam do ciebie emaila, na ktorym zakladalas konto tutaj smile

Czekam na odpowiedź na e-maila. smile

8

Odp: Czy on wróci?

Tak jak ktos wyzej napisal,ze dzis tego nie zrozumiesz ale za jakis czas bedzie to juz dla Ciebie wspomnieniem na stare lata.Glowa do gory, mloda jestes i zycze Ci jak najlepiej.

9 Ostatnio edytowany przez seeendiix3 (2020-05-14 10:31:47)

Odp: Czy on wróci?

Nie wróci.

10

Odp: Czy on wróci?
bagienni_k napisał/a:

Jeśli ktoś w pełni świadomie odchodzi, mówiąc, że nie czuje już nic, to raczej nie popełnia błędu, tylko uczciwie informuje drugą stronę o swojej decyzji. W sumie można do kogoś odczuwać fascynację czy nawet uczucie, ale może właśnie pewne różnice między ludźmi są na tyle spore, że nie widzi się sensu bycia  razem, ze względu na na odmienne oczekiwania co do życia. Nie warto się przecież męczyć, jeśli musimy zrezygnować z innych rzeczy, które mogą być dla nas, o dziwo, ważniejsze.  Nie widzę w tym żadnych błędów, ale zwyczajną szczerość.
Mogę się w kimś zakochać, ale to przecież nie wszystko. Kiedy coś mi w drugiej osobie nie pasuje, zazwyczaj to dość szybko wychodzi na wierzch.

Czy ja wiem czy to było świadome? Umówiliśmy się na spotkanie, pojechałam po Niego, rozmawialiśmy o tym co danego dnia będziemy robić. I gdy pociągnęłam go za język dopiero zaczął mówić co w Nim siedzi. Najpierw powtarzał, że kocha, że nie wie co z nami, a po godzinie rozmowy stanowcze NIE, TO KONIEC. Dlatego malutka iskierka nadziei się tli.

11

Odp: Czy on wróci?

Nie każdy pewnie potrafi od razu wyrzucić z siebie to, co ma do wyrzucenia. Widocznie coś go od dłuższego czasu dręczyło, ale nie mógł długo się tego pozbyć, aż w końcu zdobył się na odwagę. Nie jest to przecież takie proste, bo w pewnym sensie jesteśmy tez przyzwyczajeni( w pozytywnym sensie ) do drugiej osoby. Natomiast, skoro powiedział wyraźnie, że to koniec, to jakie można mieć jeszcze wątpliwości, jeśli tylko nie powiedział tego w zbyt silnych emocjach.

12

Odp: Czy on wróci?

Przeniesione z kolejnego wątku Autorki:

Bezimienna0304 napisał/a:

Witam, to mój drugi post. Wcześniejszy był o rozstaniu z chłopakiem - ten w sumie też taki będzie, ale w innym kontekście. Chyba potrzebuję wsparcia. Po krótce opiszę swoją historię i proszę o jakieś rady, bo inaczej zwariuję.
Związek trwał rok i miesiąc. Poznaliśmy się w klubie, wcześniej znaliśmy się tylko z widzenia, dodatkowo on przyjaźnił się z moją przyjaciółką, ale nigdy nie było okazji porozmawiać. Zaczął o mnie zabiegać, pisał, proponował spotkania. Ja byłam niedostępna, bo po 1) nadal czułam coś do byłego, po 2) nie imponował mi na tyle, żeby wejść w jakąś głębszą relację. Spotykaliśmy się w gronie znajomych, coraz częściej pisaliśmy i znaleźliśmy wspólny język. Zaczęłam w nim dostrzegać „to coś”. W końcu się zauroczyłam i tak po miesiącu jego starań zostaliśmy parą.
Cały związek był (według mnie) udany. Rzadko się kłóciliśmy, dogadywaliśmy się bez słów. W końcu on mi wyznał miłość, a ja nie czułam tego samego. Czułam się źle, że nie potrafię w 100% odwzajemnić jego uczuć. Często też myślałam o byłym.. Zaczęły się częstsze kłótnie, o to, że nie pasują nam w sobie jakieś cechy charakteru. Mnie denerwował tym, że był za spokojny, za „miękki”, że traktował mnie jak dziecko, a nie swoją dziewczynę. Ja znowu byłam wobec niego zaborcza, nerwowa i okazywałam mu za mało czułości. Zawsze obiecywaliśmy poprawę.
Po pewnym czasie w końcu poczułam to coś. Zaczęłam się angażować coraz bardziej i bardziej. Nasz związek wszedł na poważniejszy etap - spotkania z rodziną, jakieś plany przyszłościowe i wspólny wyjazd w góry. Jakoś w lutym tego roku zaczęło się ostro psuć. Klocilismy się właśnie o te plany. Można pomyśleć „co za głupota, rok związku, a oni już planują przyszłość? Przecież na to jest masa czasu!”. Nie umieliśmy się dopasować. Ja chcialam podróżować, mieszkać w domu, on nie lubił podróży i tylko i wyłącznie mieszkanie wchodziło w grę. Potem zaczęło wychodzić tych różnic coraz więcej, np. nie pozwalał mi spełniać marzeń odnośnie zrobienia tatuaży, bo mu się nie podobały, nie umieliśmy się też dogadać w formie spędzania czasu z jakichś większych okazji: ja wolałam wyjść do jakiejś restauracji, czy coś, dla niego lepszym pomysłem było kupienie materialnych prezentów. Tych różnic było naprawdę wieeele, ale nie będę wszystkich opisywać, bo zajęłoby mi to dużo czasu. W marcu wystąpiła ostra kłótnia w której doszliśmy do wniosku, że jesteśmy całkowitymi przeciwieństwami i ten związek to musiałby być jeden wielki kompromis w przyszłości. Po tej kłótni on się zdystansował. W końcu po tygodniu wyznał mi, że ta kłótnia tak mu siadła na psychice, że on już nie widzi dalej naszego związku. Pogadaliśmy i stwierdziliśmy, że będziemy o to walczyć. Następnie nie mogliśmy się widywać przez 2 tygodnie, bo miał kwarantannę. Ja codziennie do niego dzwoniłam, chciałam dużo rozmawiać, pisać, tęskniłam niemiłosiernie i odliczałam dni do spotkania. A on? Bez uczuć, zdystansowany. Można powiedzieć, że go trochę osaczyłam. W końcu mogliśmy się spotkać. Było dziwnie. Ja przeszczęśliwa, a on zero entuzjazmu. Na trzecim spotkaniu przycisnęłam go do ściany, żeby mi powiedział o co znowu chodzi. Wyznał, że przez 3 tygodnie zmuszał się do okazywania mi uczuć, że myślał, że to gorszy czas, ale stałam mu się obojętna. Że widzi, że się męczy, ja również i to chyba koniec. Byłam w szoku. Płakałam, błagałam, ponizylam się okropnie. Powiedział mi, że mnie kocha, ale to już nie to samo. I wyszedł.
Przez kilka kolejnych dni próbowałam o to walczyć. Pisalam, ale nienachalnie. Najpierw pisał, że kocha, ale to ostateczna decyzja, potem, że jego uczucie się wypala. Szok, szok i szok. Byłam bardziej pewna jego uczuć niż swoich, a tu taki zwrot akcji.
Od miesiąca nie mamy kontaktu. Ani razu nie napisał (być może z szacunku, żebym szybciej doszła do siebie?). Tylko mojej przyjaciółce oznajmił, że czuję nicość wobec mnie. Żyje teraz jakbym trzymała go w klatce, a nigdy tak nie bylo. Nigdy mu nic nie zabraniałam. Codziennie jest na jakimś ognisku, popijawie, odnawia stare kontakty. A ja każdego dnia budzę się z płaczem i dalej to do mnie nie dochodzi. Mam ciągle z tylu głowy myśl, że zatęskni, bo przecież tak mnie kochał. Że musi sobie wszystko w głowie poukładać. Nie robię nic w jego kierunku od miesiąca. Usunęłam go ze wszystkich portali społecznościowych. Nie przeglądam zdjęć, wychodzę ze znajomymi, to na rower, to na piwo, to na piknik. Ale to nic nie daję. Czuję się jak wrak. Mam umówioną wizytę u psychologa, bo dodatkowo cierpię na nerwicę. Chcę z tego wyjść i się otrząsnąć, ale nie potrafię. Wszystko mi o nim przypomina. Nie wiem już co mam ze sobą zrobić. Tu już nie chodzi o jego powrót - chociaż przyznam, byłabym wtedy najszczęśliwsza na świecie. Chodzi o odzyskanie siebie. Co robić, żeby zacząć żyć? Żeby nie wychodzić na siłę, tylko czerpać z tego przyjemności? Dużo czytałam w internecie, wydaję mi się, że ja nie tyle co go kocham, to jestem uzależniona emocjonalnie. Jak pracować nad sobą, żeby było dobrze?

Posty [ 12 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024