Codziennie patrzę na to. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Codziennie patrzę na to.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 28 ]

Temat: Codziennie patrzę na to.

On, ojciec maleńkiego dziecka, zaraz drugiego. Żyje bez ślubu, w domu rodzinnym. Już raz zdradził swoją dziewczynę, ale wybaczyła i wróciła. Pracuje w firmie od lat. Pseudonim zawodowy: nyga i kanalia.

Ona, przez wiele lat panna z dzieckiem. Potem w nieformalnym związku, dwoje dzieci. Niedawno ślub. Pracuje od niedawna. Pseudonim zawodowy: prosta.

Od kiedy spotkali się w pracy, nie mówią już nic o swoich drugich połówkach i o tym, że mają jakieś swoje życie. Spędzają ze sobą każdą wolną chwilę, prowokują sytuacje i rozmowy aby być razem Widać i słychać chemię. Cały czas piszą do siebie w trakcie pracy. Była już integracja i nocne odwożenie do domu.
Podobno tak to się zaczyna, standard.

Znam ich drugie połówki. Wiem, że u niej mąż coś czuje, bo wszystko zaczyna się sypać. Chce, aby rzuciła tą pracę. Ona odgraża się, że prędzej rzuci męża.

Nie wiem co u niego, pewnie lepiej się pilnuje.

A ja codziennie patrzę na to. Widzę. Słyszę. Wiem, że niedobrze wtrącać się w takie sprawy. Sama nie wiem. Tak mi ciąży to co widzę. Krzywdzą pięcioro dzieci i swoich partnerów.

Co zrobiłybyście na moim miejscu?

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2019-12-20 23:08:04)

Odp: Codziennie patrzę na to.
słaba kobietka napisał/a:

On, ojciec maleńkiego dziecka, zaraz drugiego. Żyje bez ślubu, w domu rodzinnym. Już raz zdradził swoją dziewczynę, ale wybaczyła i wróciła. Pracuje w firmie od lat. Pseudonim zawodowy: nyga i kanalia.

Ona, przez wiele lat panna z dzieckiem. Potem w nieformalnym związku, dwoje dzieci. Niedawno ślub. Pracuje od niedawna. Pseudonim zawodowy: prosta.

Od kiedy spotkali się w pracy, nie mówią już nic o swoich drugich połówkach i o tym, że mają jakieś swoje życie. Spędzają ze sobą każdą wolną chwilę, prowokują sytuacje i rozmowy aby być razem Widać i słychać chemię. Cały czas piszą do siebie w trakcie pracy. Była już integracja i nocne odwożenie do domu.
Podobno tak to się zaczyna, standard.

Znam ich drugie połówki. Wiem, że u niej mąż coś czuje, bo wszystko zaczyna się sypać. Chce, aby rzuciła tą pracę. Ona odgraża się, że prędzej rzuci męża.

Nie wiem co u niego, pewnie lepiej się pilnuje.

A ja codziennie patrzę na to. Widzę. Słyszę. Wiem, że niedobrze wtrącać się w takie sprawy. Sama nie wiem. Tak mi ciąży to co widzę. Krzywdzą pięcioro dzieci i swoich partnerów.

Co zrobiłybyście na moim miejscu?




Mam déjà vu. hmm Co jakiś czas pojawia się wątek z podobnymi rozterkami. Ale do rzeczy.


Znasz "połówki" swych współpracowników, wiesz, że oczekują takiej interwencji?
Przyjmijmy, że tak. Kiedy do nich tuptasz, przed świętami czy tuż po? Stajesz w drzwiach domów i co mówisz? Że widziałaś? Że słyszałaś? Że krzywdzą? Jakich reakcji "połówek" się spodziewasz? Co usłyszysz w odpowiedzi na swe relacje?
Z jaką reakcją spotkasz się podczas najbliższego dnia w pracy, gdy o Twych wizytach w domach dowie się ona i on? Jak wyobrażasz sobie dalszą współpracę z nimi i innymi osobami w firmie?

A może zaczniesz od rozmowy z nią i nim? Kiedy? Co im powiesz? Jakie będą konsekwencje tej rozmowy?

I wreszcie pytanie o to, jaki jest Twój cel tych ewentualnych interwencji? Jakie zyski osiągniesz? Jakie poniesiesz koszty?

Odp: Codziennie patrzę na to.

Wielokropek, dziękuję Tobie za te cenne uwagi.
Tez zadaję sobie takie pytania.
Nie planuję pójść do ich domów.
O tym co widzę, rozmawiałam z moim najbliższym współpracownikiem. Mówił, że są dorośli i nic nam do tego. Zgoda, dorośli są. Tylko aktualnie jakoś zaślepieni sobą. Nikt nie reaguje, wszyscy widzimy to samo. Jeśli ja zdecyduję się porozmawiać z tą parą, prawdopodobnie zespół mnie wykluczy. Czyli stracę.
Cóż mogę zyskać? Jedynie spokój sumienia, że zrobiłam co mogłam.
Choć w sumie, kim ja jestem, aby umoralniać innych? Czy większa liczba przeżytych lat i doświadczeń dają mi prawo do takich interwencji? Boli mnie to i fatalnie czuję się w tej sytuacji sad

4

Odp: Codziennie patrzę na to.

To nie jest Twoja sprawa. Nie wtrącaj się w czyjeś życie niepotrzebnie. Chcesz uspokoić sumienie? A czemu Twoje sumienie się birzy tym, co robi ktoś inny?

5 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2019-12-20 22:07:06)

Odp: Codziennie patrzę na to.

Bo tylu ludzi ucierpi...

A czy Wy nie macie tak, jak ja? Nie razi Was w oczy taka sytuacja?
Zastanawiam się, czy ja odczuwam inaczej niż inni ludzie?

6

Odp: Codziennie patrzę na to.
słaba kobietka napisał/a:

(...) kim ja jestem, aby umoralniać innych? (...)

Jak brzmi odpowiedź?

Uważasz, że ona i on nie wiedzą co robią?

(...) Boli mnie to i fatalnie czuję się w tej sytuacji sad

Boli Cię? Bo widzisz ewentualny romans? Bo "nie tak powinno być"? Czy też tak boleśnie przeżywasz każde "nie takie" zachowania innych? I dlaczego nie?

Twierdzisz, że donosząc o relacjach jej i jego zyskasz spokój sumienia. Na pewno? Spokojnie spojrzysz w lustro?

Odp: Codziennie patrzę na to.
Wielokropek napisał/a:
słaba kobietka napisał/a:

(...) kim ja jestem, aby umoralniać innych? (...)

Jak brzmi odpowiedź?

Uważasz, że ona i on nie wiedzą co robią?

(...) Boli mnie to i fatalnie czuję się w tej sytuacji sad

Boli Cię? Bo widzisz ewentualny romans? Bo "nie tak powinno być"? Czy też tak boleśnie przeżywasz każde "nie takie" zachowania innych? I dlaczego nie?

Twierdzisz, że donosząc o relacjach jej i jego zyskasz spokój sumienia. Na pewno? Spokojnie spojrzysz w lustro?

Wychodzi na to, że chce aby wszyscy ludzie żyli wg mojej moralności. Z reguły potrafię zrozumieć różne ludzkie zachowania i słabości i nie czuję się szczególnie źle nie reagując. Ale ta sytuacja mnie dotyka.
Pewnie sądzą, że to co robią nie przeszkodzi w pożyciu z drugimi połówkami.

Reasumując: lepiej nie wtrącać się w to. Co ma z nimi być, to będzie. Konsekwencje też poniosą sami.

8

Odp: Codziennie patrzę na to.
słaba kobietka napisał/a:

Bo tylu ludzi ucierpi...

Słyszalaś o niedzwiedziej przysłudze? A co zrobisz, gdy zaczniesz się wtrącać, a w wyniku twoich dzialań, obojętnie jakich, wydarzy się jakies nieszczęście? Mąż tej kobiety zrobi coś jej, albo sobie? Wtedy wszystko będzie o.k?

Wiem, że może być trudno pracowac z takimio ludzmi i patrzeć na to, sama też nieraz się wsciekam jak coś takiego widzę w pracy, ale oprócz postawienia sprawy jasno, że nie będę kłamać/wymyślać usprawiedliwień/kręcić/kryć zdradzających przed ich drugimi połówkami, nic więcej nie mogę zrobić. Po prostu konsekwencje tego co robią mogą się tak ułożyć, że nie będzie wiadomo, co byłoby lepsze; moja interwencja czy jej zupełny brak, przy czym  ja  dostanę w tym bałaganie prosto w łeb, a to mi się średnio podoba.

9

Odp: Codziennie patrzę na to.
słaba kobietka napisał/a:

Wychodzi na to, że chce aby wszyscy ludzie żyli wg mojej moralności. (...)

Niech żyje skromność i pokora!


(...) Ale ta sytuacja mnie dotyka. (...)

Dlaczego?


(...) Konsekwencje też poniosą sami.

Myślę, że nie sami.

10

Odp: Codziennie patrzę na to.

Jejku, Wielokropek, co mam Tobie powiedzieć? Najlepiej będzie udawać, że nie widzę nic. Chyba. Porozmawiać tez mogę z każdym z nich, ale czy to ma sens? Niech żyją jak chcą i nie musi mi się to podobać. Czy to lepsze podejście do sprawy?
Dlaczego mnie to dotyka? Tak mam.

11

Odp: Codziennie patrzę na to.
słaba kobietka napisał/a:

Jejku, Wielokropek, co mam Tobie powiedzieć? (...)

Mnie? Absolutnie nic.
Napisałam to wszystko, byś uświadomiła sobie motywy, zasady, wartości, którymi się kierujesz.

Pytasz o sens? To zależy.
Jeśli celem byłoby umoralnianie, to sensu nie ma żadnego.
Jeśli ona i on nie są Ci obojętni, to życzliwe z nimi pogadanie o tym, co robią w pracy a o czym wróble ćwierkają, ma sens.
Jasnym jest, że to moje opinie, nie prawda objawiona. smile

12

Odp: Codziennie patrzę na to.

Wiesz, znowu potwierdziło się, że mam mocno wpojone zasady i wartości. Chyba dlatego ciężko mi czasem żyć. To się potwierdza co pewien czas i okazuje się, że ciężko mi dopasować się do innych ludzi.

13 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2019-12-20 23:09:03)

Odp: Codziennie patrzę na to.
słaba kobietka napisał/a:

Wiesz, znowu potwierdziło się, że mam mocno wpojone zasady i wartości. Chyba dlatego ciężko mi czasem żyć. To się potwierdza co pewien czas i okazuje się, że ciężko mi dopasować się do innych ludzi.




Od początku coś mi zgrzytało. Dopytywałam się o powody, dla których flirt współpracowników tak mocno Cię dotknął. Napisałaś to, co napisałaś. Zgrzytało dalej, ale dałam sobie z tym spokój. Gdy jednak przeczytałam o Twych mocno wpojonych zasadach i wartościach, nie zdzierżyłam i przejrzałam Twe stare wątki. BINGO! Zasady i wartości!

14 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2019-12-20 23:32:10)

Odp: Codziennie patrzę na to.

Czyli, że je mam, czy tez że ich nie mam? Co wyczytałaś  tych starych wątków?

Ludzie mi często mówią, że mam wyluzować. Że nie mam być taka zasadnicza. Że w pracy nie mam tyle pracować i nie starać się tak. Że mam pozwalać sobie na spontaniczny seks. Olać to czy tamto. Nie starać się. Nie palę, nie piję. Dokształcam się wciąż bo lubię kiedy mój mózg pracuje.
Stąd czuję, że nie pasuję do żadnego towarzystwa.

15

Odp: Codziennie patrzę na to.

Codzienne przeglądanie się w krzywym zwierciadle do przyjemnych nie należy; przypomniałam sobie wątek "Powiedziałam kocham,a on...".

16 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-12-21 06:25:07)

Odp: Codziennie patrzę na to.

Wielokropku, z własnych doświadczeń wiem do czego prowadzą takie sytuacje jak tu opisana. Widzę to co znam i co potrafię nazwać.

Oni żyli dotąd w szczęśliwych relacjach, w przeciwieństwie do mojej.
Ja nigdy nie miałam udanego pożycia. A tak bardzo tego pragnę. Dałabym wszystko aby mieć tak, jak mieli dotąd oboje. Wiem, bo mówili o tym.

słaba kobietka napisał/a:

Wielokropku, z własnych doświadczeń wiem do czego prowadzą takie sytuacje jak tu opisana. Widzę to co znam i co potrafię nazwać.

Oni żyli dotąd w szczęśliwych relacjach, w przeciwieństwie do mojej.
Ja nigdy nie miałam udanego pożycia. A tak bardzo tego pragnę. Dałabym wszystko aby mieć tak, jak mieli dotąd oboje. Wiem, bo mówili o tym.

Chciałabym być tak kochaną, jak dotąd byli oni.
Nie mówię, że jestem święta. Lecz o tym, że doświadczenia własne nauczyły mnie wielu rzeczy. Piszę to jako kobieta, która nigdy nie czuła się kochaną.

17 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-21 01:28:18)

Odp: Codziennie patrzę na to.

Akurat jeśli chodzi o swoje życie to nie powinnaś nic zmieniać, jeśli Ci to sprawia przyjemnosć i satysfakcję. Skoro się dokształacasz i pracujesz - OK.
Powiem, co bym zrobił na Twoim miejscu: jeśli są to "tylko" współp[racownicy, z którymi łączą mnie słabsze relacje, mógłbym co najwyżej z nimi pogadać, ale tak, żeby wszystko u nich nie runęło nagle i z hukiem. Poczekałbym na efekt. Jeśliby nic nie przynisół, to muszę zostawić im wolną rękę, bo za nich życia nie przeżyje.
Jeśli ktokolwiek z nich byłbym moim dobrym znajomym, to sprawa wyglądałaby trochę inaczej. Bardziej jaskrawo by to wyszło, gdyby jedna strona miła akogoś na boku i to właśnie ta strona miałby być moim dobrym znajomym. Zwyczajnie nagadałbym temu komuś mocno, raz a dobrze, najchętniej przy piwie, że robi głupotę, próbując uświadomić konsekwencje, jakie mogą z tego wyniknąć.Jeśli nie dałoby rady, trudno, próbowałem zaradzić, na tyle, na ile możnabyło. Dalej muszą sobie sami poradzić- nie można kogoś wyręczać z radzenia sobie z własnymi problemami. Wsparcie to jedno ale sami musza się tym zająć.
Trzeci scenariusz to taki, gdzie np mój dobry kumpel, po uszy zakochany w kobiecie jest przez nią zdradzany i to nie raz, ale kilka razy co najmniej notorycznie i bez skrupułów. Dziewczyna gra doskonałą partnerkę a on o dziwo nic nie dostrzega. Wtedy nie wiem, czy miałbym opory przed powiedzeniem mu prawdy. Myślę, że bym sie na to zdecydował.
Dotychczas żadnej takiej sytuacji nie doświadczyłem.

18

Odp: Codziennie patrzę na to.

Po przejrzeniu Twoich, słaba kobietko, wcześniejszych wątków, zresztą idąc tropem podsuniętym przez Wielokropka, jak również po tym, co powyżej napisałaś, stwierdzam, że przede wszystkim wyłonił się obraz osoby, która zasłaniając się "mocno wpojonymi zasadami i wartościami" tak naprawdę nie ma dobrych intencji. Moim zdaniem Ciebie, owszem, razi ten romans, który kwitnie na Twoich oczach, ale dlatego, że oni mają coś, czego Ty nigdy nie miałaś, a nie z uwagi na kodeks moralny, na który się powołujesz. 
Mogę się mylić, ale sądzę, że kieruje Tobą zazdrość. Gdzieś wewnątrz czujesz niesprawiedliwość i dajesz sobie wewnętrzne przyzwolenie na zburzenie tego co mają, bo przecież "skoro Ty nie byłaś kochana, to czemu inni mieliby być?" Tutaj bodźce są aż dwa, bo jest romans, który kwitnie i ma się w najlepsze, jest też świadomość, że pomimo romansu oboje nadal są kochani. 

Pamiętam taki temat, który już dawno temu założyła na naszym forum kobieta, zadając podobne do Twojego pytanie, choć było ono hipotetyczne. Pytała czy wiedząc, że mąż przyjaciółki/znajomej/współpracowniczki ją zdradza, powiedzielibyśmy jej o tym. Odpowiedzi były różne, ale dyskusja obnażyła, że Autorka tak bardzo boi się zdrady, której notabene sama się wcześniej dopuściła, że chciała się upewnić czy gdyby to mąż ją zdradzał, mogłaby liczyć na kobiecą solidarność. Ubrała to sobie we własne zasady, by oskarżać wszystkich, którzy twierdzili, że nie wtrącaliby się, a tak naprawdę każda z tych opinii sprawiała, że traciła grunt pod nogami.
Przykład niby inny, ale sposób myślenia bardzo podobny.

Pomijając jednak intencje, to warto byłoby, abyś wzięła pod uwagę, że nie wszyscy chcą wiedzieć o zdradzie partnera. Wiesz dlaczego? Bo to zmusza do podjęcia określonych działań, których niektórzy wcale nie chcą podejmować.
W każdym razie jeśli temat miałabyś poruszyć, to dyskretnie i wyłącznie z tymi, których obserwujesz, czyli w cztery oczy, ewentualnie, gdy oboje będą razem. Uważam, że to powinno pozostać między Wami, czyli współmałżonków w to nie mieszaj.

19

Odp: Codziennie patrzę na to.
słaba kobietka napisał/a:

On, ojciec maleńkiego dziecka, zaraz drugiego. Żyje bez ślubu, w domu rodzinnym. Już raz zdradził swoją dziewczynę, ale wybaczyła i wróciła. Pracuje w firmie od lat. Pseudonim zawodowy: nyga i kanalia.

Ona, przez wiele lat panna z dzieckiem. Potem w nieformalnym związku, dwoje dzieci. Niedawno ślub. Pracuje od niedawna. Pseudonim zawodowy: prosta.

Od kiedy spotkali się w pracy, nie mówią już nic o swoich drugich połówkach i o tym, że mają jakieś swoje życie. Spędzają ze sobą każdą wolną chwilę, prowokują sytuacje i rozmowy aby być razem Widać i słychać chemię. Cały czas piszą do siebie w trakcie pracy. Była już integracja i nocne odwożenie do domu.
Podobno tak to się zaczyna, standard.

Znam ich drugie połówki. Wiem, że u niej mąż coś czuje, bo wszystko zaczyna się sypać. Chce, aby rzuciła tą pracę. Ona odgraża się, że prędzej rzuci męża.

Nie wiem co u niego, pewnie lepiej się pilnuje.

A ja codziennie patrzę na to. Widzę. Słyszę. Wiem, że niedobrze wtrącać się w takie sprawy. Sama nie wiem. Tak mi ciąży to co widzę. Krzywdzą pięcioro dzieci i swoich partnerów.

Co zrobiłybyście na moim miejscu?

NIC.
To nie Twoja sprawa i nie Twoje życie.
Ewentualnie wzięłabym na siebie więcej obowiązków, działanie wrogiem myślenia.

Jeśli do tej pory nie wyjęłaś sobie tej drzazgi z palca, co tkwi już od lat, to pora to zrobić. Kierowanie się w życiu zazdrością jeszcze nikomu na dobre nie wyszło.
Pomyśl o psychoterapii.

20

Odp: Codziennie patrzę na to.

słaba kobietko, właśnie się zorientowałam, że Twój nick jest mylącym, bo sądząc z Twych postów nie jesteś ani słabą, ani kobietką. Przeżyłaś niemało, pokonując trudności i zakręty na swej drodze. Tak postępują mocarni ludzie, nie słabe osoby, które łamie większy powiew wiatru. Do kobietek też nie należysz, jesteś kobietą mimo wszystko twardo chodzącą po ziemie, nie zaś rozanieloną, sielankowo-różową istotą, dla której jedynym problemem jest złamany paznokietek (bo kobietki paznokci przecież nie mają, wszystko u nich tyci, tyciuteńkie).

Kobieto! Znasz swą wartość (jeśli o wartościach mowa tongue), działasz skutecznie. Rób tak dalej. Dla swego, ale nie tylko, dobra, zrób porządek - wszak święta i Nowy Rok za pasem. Masz, jak każdy zasady i wartości, którymi się kierujesz. Otaczający Cię ludzie mają według Ciebie żyć wedle innych, nie wiem czy lepszych, czy gorszych. Taki rozjazd, w standardach, jest bolesny, wprowadza mętlik, dzięki niemu nie możesz odnaleźć się wśród ludzi, stąd też Twe myślenie, że nie pasujesz do żadnego towarzystwa. Gdy uświadomisz sobie, że nie ma ludzi idealnych, że wartości i zasady, o których tak sporo w tym wątku, są Gwiazdą Polarną, do której dążymy, łatwiejszym będzie Twe życie. Jeśli do tego jeszcze wyjdziesz ze swej skorupy, która wedle Ciebie chroni Cię przed różnej wagi nieprzyjemnościami, ale -czego nie zauważasz - skutecznie odgradza Cię od bliskich kontaktów, to złagodniejesz. Staniesz się łagodną i wobec siebie, i wobec innych. Wtedy zrozumiesz, że nie musisz ani na nic zasługiwać, ani być sroga z prostym jak kij kręgosłupem.

Twego wątku sprzed lat wielu nie przypomniałam po to, by odsądzać Cię od czci i wiary, jak pamiętasz (a pamiętasz smile) wspierałam Cię i wtedy, i w innych wątkach także pokazując szczegóły, które umknęły Twej uwadze. Tu, w tym wątku, także nie obrzucam kamieniami jego bohaterów, a pokazuję przyczyny Twej reakcji, nieadekwatnej do sytuacji. Jasne, nie ma takiej osoby (chyba, ja na pewno nie spotkałam), której tzw. ja idealne byłoby zgodne z tzw. ja realnym. Jednak rozjazd między nimi, stosowanie różnych mechanizmów obronnych, daje efekt wyobcowania.

Dużo dobrego Ci życzę.

21 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-21 10:03:56)

Odp: Codziennie patrzę na to.

Osobiście nie wiem, czy posądzanie Autorki o jakieś ukryte intencje czy też ewentualne problemy, wynikające z zazdrości, wydaje się być słuszne. Sa przecież ludzie wokół nas, którzy mają niejako taką misję zbawiania świata, choćby poprzez niesienie pomocy, wspieranie kogoś, albo w odpowiedniej chwili przemówienie do rozumu. Wszyscy wiemy, że świat nie jest idealny, ale czy tak zwyczajnie czasami nikt z nas nie miał ochoty tak się mocno wkurzyć  i potrząsnąć kimś, kto jawnie zachowuje się w sposób daleko odbiegający od moralnie przyzwoitego? Jestem w stanie uwierzyć w to, że Autorka zachowuje się w ten sposób głównie dlatego, że nie podoba jej się to, co dzieje się wokół niej. Zapewne wie, że to walka z wiatrakami, ale chociaż coś próbuje zrobić. Przeszłość odciska na nas swoiste piętno, ale osobiście staram się nie doszukiwać zawsze, w działaniach danej osoby pewnych pobudek, wynikajaćych z jej osobistych przeżyć w przeszłości. Po przeczytaniu pierwszego postu Autorki naszło mnie przemyślenie, że reaguje ona po prostu na coś, co uważa w swoim otoczeniu za niestosowne. Ciężko jej znosić pewne problemy z którymi obcuje na codzień - ja to w pełni rozumiem, bo to już i tak jest lepsze, niż udawanie, że problemu nie ma, że to nic takiego, że to normalne. To jest jasne, że  sama nic nie zmieni na siłę, a tym bardziej nikt nie będzie słuchał przede wszystkim jej rad, tylko swojego sumienia. Ni epokierujemy na siłę czyimś życiem, lecz już samo oburzenie i zniesmaczenie takim zachowaniem jest wyrazem srzeciwu wobec tego, co uważamy za niewłaściwe. Też jest tak, że dopóki nic specjalnego się nie dzieje, to łatwiej jest przymknąć na to oko, natomiast gdy czyjeś zachowanbie pociąga za sobą więcej poważnych konsekwencji, to trudno jest zachować spokój.
Ciekaw jestem, czy w innych przypadkach, kiedy Autorka widzi wokół siebie powiedzmy szeroko pojęte zło, czy rónbież reaguje czy przechodzi obojętnie? Postawa taka też zależy mocno od tego, jak bliskie dla nas są dane osoby. Jeśli jest to ktoś z rodziny, to wiadomo, że bez chociaż jednej rozmowy cieżko było by się obejść. Bliski przyjaciel czy znajomy podobnie.
Tak jeszcze w kwestii informowania kogoś bliskiego o zdradzie jego partnera: osobiście wolałbym, żeby kogoś uświadomić, niż żeby ten ktoś żył w wiecznym zakłamaniu, będąc przekonanym o wierności i oddaniu swojej drugiej połówki, podczas gdy ta jawnie i notorycznie go oszukuje. Pytanie zatem czy postępować w zgodzie z własnym sumieniem, czy brać pod uwagę ewentualne konsekwencje i decyzje, jakie ktoś będzie musiał podjąć. To już raczej sprawa indywidualnego przypadku i tego jak dobrze znamy daną osobę/osoby, wiedząc, jak mogą zareagowąć na niewątp[liwy szok, jakim byłaby wiadomość o zdradzie.
Raczej chodzi mi tutaj o związki bez małżeństwa, ale też czy wiedząc o romansie czyjeś żony czy męża przez x czasu, gdy potem zdradzana strona dowiaduje się, że wiedzieliśmy a nie powiedzieliśmy jej możę się od nas odwrócić. I tak źle i tak niedobrze....

22

Odp: Codziennie patrzę na to.

"Misja zbawiania Świata" nie bierze się znikąd.

23

Odp: Codziennie patrzę na to.

Właśnie odpisałam obszernie, ale...cos stało się ze stroną i odrzuciło mój post. Że nie mam uprawnień itd. Ale się wkurzyłam smile
Napiszę ponownie przy czasie.

24

Odp: Codziennie patrzę na to.

Ni się znikąd nie bierze big_smile Pytanie czy takie działania wynika w większości stricte z wyznawanych zasad, które uważamy za słuszne, bo zostały nam wpojone czy też tego, ze chcemy okazać tym sposobem, jak bardzo brak nam pewnych elementów w naszym życiu. Jedno jestem w stanie zrozumieć na pewno: żę może nas irytować czy tez martwić nieodpowiednie( przynajmniej w naszym mniemaniu) zachowanie bliskiej nam osoby. Co ona już z tym zrzobi to jest jej sprawa. Ciężko zwyczajnie udawać, że problemu nie ma lub, że nas to nie rusza.

Autorko: po napisaniu tekstu skopiuj treść i jak się powtórnie zalogujesz, to wyślij smile

25 Ostatnio edytowany przez balin (2019-12-21 11:49:17)

Odp: Codziennie patrzę na to.
słaba kobietka napisał/a:

A czy Wy nie macie tak, jak ja? Nie razi Was w oczy taka sytuacja?

Nie. Skupiam się na swoim życiu i swoich sprawach. Ty masz chyba za dużo wolnego czasu.

26 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-21 12:28:19)

Odp: Codziennie patrzę na to.

Abstrahuję tutaj od własnych problemów życiowych, bo wiadomo, że jak mnie coś dotyka, to mniej skupiam się na innych, ale...
Jest jednak różnica między tym, że nas coś razi czy nam przeszkadza a tym, co dalej z tym zrobimy. Wiadomo z góry, że nikt nie będzie kierował się ślepo czyimiś radami i kazaniami. Jedyne co warto, to się zastanowić, czy interwencja ma jakikolwiek sens. W moim przypadku, na pewno nie było by tak, że przeszedłbym obok obojętnie, udając że nic się nie dzieje, ślepy nie jestem. Tak jak powiedziałem wcześniej: im ktoś byłby mi bliższy, tym bardziej miałbym ochotę przemówić mu do rozumu. Na koniec i tak ten ktoś postąpi według swojego sumienia.

27 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2019-12-21 18:06:44)

Odp: Codziennie patrzę na to.

bagienni_k, wciąż zmieniam coś w swoim życiu i czynię je lepszym. Ludzie podziwiają mnie za to. Ale ja tak mam - chcę zbliżyć się do swojego ideału życia. Jeśli chodzi o tą opisywaną tu parę, są tylko znajomymi z pracy. A że środowisko małe, znamy się.
Olinka, nie zgodzę się z Tobą. Chodzi o coś innego. Zazdrość odpada. Nie rażą mnie takie sytuacje poza miejscem pracy, a znam wiele takich przypadków. Od wielu lat pracuje w tej firmie, natomiast w tym dziale niedługo. I nie ma tu zasad wpojonych mi przez tyle lat. Nauczono mnie pracować w pracy, a nie tak jak obserwuję u tych ludzi, porzucania co chwilę swoich obowiązków dla swoich przyjemności. Nauczono mnie szacunku dla starszych, dla nauczycieli zawodu. A ja tu nie widzę takich zachowań. Przyzwala się na wszystko, byle pracownicy nie odeszli - takie mam wrażenie. Nie wiem jak mam funkcjonować.
Cyngli, jestem jedyną osobą, która w pracy wyłącznie pracuje. Co jakiś czas słyszę o swojej solidności, niezawodności. Przysłano mi ową opisywaną tu dziewczynę, kiedy była na ostatniej prostej do wylotu z pracy. Że podobno tylko ja jestem w stanie empatycznie i fachowo ją nauczyć pracy. Nauczyłam merytorycznie, ale o postawie nie ma mowy. Postawie jaką ja reprezentuję i jaka jest wpisana w wartości firmy. Mało tego, dopiero co kierownik prosił abym regularnie informowała go o zachowaniach tej dziewczyny, bo doszły go słuchy... i się potwierdzają...itd. Nie wiem czy i jak z nim rozmawiać o tym co widzę. Jeśli chodzi o życie prywatne, wierz mi, choć dzieci już dorosłe, nadal wszystko na mojej głowie. Nie nudzę się.
Wielokropek, jestem silną kobietą, mimo a może dzięki temu co przeżyłam. Znamy się z tego forum od lat i jestem Tobie wdzięczna za wiele rad. Do niektórych pewnie dopiero dorosnę. Zmieniam wciąż swoje życie, uczę się siebie aby zbliżyć się do tego idealnego ja. Raz upadam, raz się podnoszę. Nie mam przewodnika, a jedynie bagaż wleczony od dzieciństwa. Podjęłam kolejną bardzo ważną decyzję dotyczącą mojego życia. Impulsem były słowa pewnego nowo poznanego człowieka. Zapewne w zupełnie innym wątku będę prosić o rady i wskazówki. Gdybym mogła Ciebie słuchać codziennie, jak Matkę, byłoby mi lżej i lepiej. Bo potrafisz celnie zadawać pytania i to one zmuszają mnie do innego myślenia. Dziękuję Tobie za to. Ten temat po raz kolejny uświadomił mi ile rzeczy robię niepotrzebnie i ile energii życiowej tracę na to, zamiast posprzątać u siebie.
bagienni_k, uważam że nie mam więcej grzechów śmiertelnych prócz tego, że nie kochałam nigdy swojego męża. I że pragnę być kochaną i szczęśliwą. Poza tym uważana jestem za osobę dobrą, miłą, ciepłą, empatyczną, solidną, odważną, zaradną, mądrą(tak wiele, wiele, wiele razy słyszałam od ludzi). Mam zasady wpojone przez rodzinę, nie byłam nikomu nic dłużna, mówię prawdę, pomagam ludziom, wychowuję dzieci na dobrych ludzi. Mam tez wady - za bardzo ufam ludziom, nie potrafię rozzłościć się kiedy trzeba, lubię słodycze i spać zamiast cos robić.
Cyngli, tak, nazywano mnie Matką Teresą z Kalkuty. Coś jest na rzeczy. Pewnie uciekam przed swoimi problemami w świat innych, bo to łatwiejsze. A może cos innego.
bagienni_k, nadal nie wiem co zrobię odnośnie tych ludzi. Ona chce być moją koleżanką, więc jeśli już, z nią porozmawiam pierwszą. Jednak wszystko co piszecie uświadamia mi i potwierdza, że za dużo energii tracę na innych ludzi, zamiast zużyć ją na ulepszanie własnego życia. Warto założyć czasem taki, wydawać by się mogło, niepotrzebny temat, aby wyciągnąć z niego dla siebie coś dobrego.
balin, gratuluję Tobie i trochę zazdroszczę. Obiecuję poprawić się. W kierunku ja idealnego.

Dziękuję Wam wszystkim za dyskusję. Warto być na tym forum. Mam nadzieję pomożecie kochani również w kolejnych moich przeprawach przez życie, a szczególnie w tej najtrudniejszej, co do której już podjęłam decyzję.

28

Odp: Codziennie patrzę na to.
Wielokropek napisał/a:

Mam déjà vu. hmm Co jakiś czas pojawia się wątek z podobnymi rozterkami.

"cień" kochany cień smile schematem się przejawiający smile

Posty [ 28 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Codziennie patrzę na to.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024