Załatwiałam wizę do USA rok temu. Mimo, że było to nieco, hmm... skomplikowane to jednak nie było jakiś większych problemów przy samej wizycie w konsulacie. Trochę trudności przysparzało samo wypełnienie wniosku wizowego. Jest on tylko w języku angielskim ( a kiedyś był również po polsku!), niektóre pytania są sformułowane w taki sposób, że trzeba się trochę nagimnastykować, żeby domyśleć się "co autor miał na myśli". Miałam też mały problem z wgraniem zdjęcia. Które nie wiem po co trzeba wgrywać, skoro do konsulatu i tak trzeba przynieść tradycyjne zdjęcie papierowe. Wizyta w konsulacie była całkiem przyjemna. Pracujący tam ludzie są mili i uprzejmi i nie wyglądają na takich, których priorytetem jest odmowa wizy jak największej ilości osób. Sama wizyta w konsulacie trwała około godzinki. W tym czasie przechodzisz przez stanowisko w którym oglądają Twój paszport, następne stanowisko to pobieranie odcisków palców i na końcu rozmowa przy okienku z konsulem. Który pyta się po co planujesz jechać do USA, czy masz tam rodzinę, czy pracujesz w Polsce, sprawdza jakie silne związki trzymają Cię w Polsce itp. I tyle. potem na drugi dzień roboczy możesz odebrać paszport z wbitą wizą lub wysyłają Ci paszport kurierem. Acha, to właściwe nie jest wiza, tylko "przyrzeczenie wizy". Właściwą wizę dostajesz (lub nie) dopiero na lotnisku w USA. Tam też się Ciebie pytają po co przyjechałaś, na jak długo, kazali mi również pokazać bilet powrotny.
"W związku z tym, że wraca moda na rzeczy retro mam nadzieję, że zdrowy rozsądek i inteligencja znowu wrócą do łask."