Witam serdecznie. Moja historia jest pewnie dla niektórych banalna, ale nie dla mnie. Piszę ponieważ dzisiaj rano potrąciłam mężczyznę. Stałam przed pasami, i kiedy dojeżdżałam do skrzyżowania, nie zwróciłam uwagi w moją prawą stronę, chcąc więc ruszyć, usłyszałam tylko huk. Nie była to wielka prędkość, toczyłam się powoli. Na szczęście nic się nie stało, chłopak jechał rowerem i tylko przygwoździł w moje auto, zamykając lusterko, nawet nie upadł. Wyszłam z samochodu, zapytałam kilka razy czy nic mu nie jest, przeprosiłam, a On kazał jechać dalej, i przeszedł na chodnik. Upewniłam się że nic mu nie jest i Pojechałam, ale wróciłam do domu cała roztrzęsiona. Myślę o tym i nie daje mi to spokoju. Był ktoś w podobnej sytuacji?
Musisz po prostu być bardziej uważna.
Chłopakowi nic się nie stało, to najważniejsze.
Kiedyś, dobre ponad 20 lat temu, wskoczył mi pod koła pijany. Był wieczór, ja jechałam przepisowo, na szczęście zwolniłam przed pasami, więc prędkość była niewielka, a mimo to kiedy facet wtargnął na jezdnię, zresztą wprost spod drzwi knajpy, to przeleciał przez maskę, upadając z drugiej strony. Do dziś pamiętam ten głuchy dźwięk. Zatrzymałam się, on wstał, otrzepał się, a nawet bełkocząc usiłował przeprosić. Miałam świadków i wszyscy zgodnie stwierdzili, że żadnej w tym mojej winy. Dziś pewnie zrobiłoby to na mnie zdecydowanie większe wrażenie, ale ja po przekonaniu się, że nic się nie stało, wsiadłam za kierownicę i wróciłam do domu. Stres dopadł mnie później, bo pojawiły się wątpliwości czy aby na pewno nie ma żadnych obrażeń i czy nie powinnam była jednak zawieźć go na pogotowie. Z drugiej strony przecież nie uciekłam z miejsca zdarzenia, a nie tylko on sam i jeden ze świadków przekonywali, że mam jechać, bo nic się nie stało, to jeszcze samą siebie mogłam narazić, zwłaszcza, że był pijany, a ja młodziutka.
Ja kilkanaście lat temu skręcając w lewo na skrzyżowaniu też potrąciłem młodego chłopaka. Było ciemno, deszcz, chłopak ubrany na ciemno. Nawet policjanci sami stwierdzili, że mogłem go nie zauważyć, ale oczywiście prawnie była moja wina. Nie było szansy dokładnie ustalić, czy chłopak wszedł na pasy jeszcze na zielonym świetle. Na szczęście ja się wtaczałem na te pasy, więc nic mu nie zrobiłem. On też chciał od razu iść dalej, ale ja jednak wezwałem pogotowie i policję, ponieważ on mi wpadł na maskę, zbił szybę i w takich sytuacjach bywa tak, że ktoś nie jest od razu świadom tego, że ma jakieś obrażenia. Cóż teraz staram się w podobnych sytuacjach uważać jeszcze bardziej, a naprawdę trzeba myśleć za pieszych i rowerzystów.
Twoja wina, ale nie ma już co się nad sobą znęcać, najważniejsze że nic poważnego się człowiekowi nie stało. Lekcja na przyszłość, teraz na pewno będziesz bardziej uważna.
(...) a naprawdę trzeba myśleć za pieszych i rowerzystów.
Zgadza się. W ogóle na drodze trzeba umieć przewidywać i bezwzględnie stosować zasadę ograniczonego zaufania, bo nigdy, przenigdy nie możemy być pewni co zrobi inny uczestnik ruchu.