Fajny film dzisiaj widziałam? Momentów nie było.
"Kołysanka" Juliusza Machulskiego
Mazury, noc, oczy i przelot sowy. Wiejska zagroda obok niej napis "rękodzieło ludowe".
Poznajemy rodzinę składająca się z dziadka, ojca, matki w ciąży i czworga dzieci. Oczy mają dziwnie podkrązone, a usta czerwone.
We wsi giną ludzie. Urzędniczka z opieki społecznej, listonosz (pewnnie zapił), ksiądz z ministrantem, dziennikarka z operatorem (może są w spa), Niemiec z tłumaczką (barłożą się w pensjonacie?), policjant.
Odnajdujemy ich na dole w stodole. A rodzinka karmi się ich krwią. Polscy Adamsowie ma mazurskiej wsi. Powinno być smiesznie.
Najmłodsze dziecko uzależniło się od krwi księdza bo tylko po niej nie ma kolki i kupa jest lepsza.
Żona i dziadek chcą do Warszawy. I w końcu tam trafiają. Gdzie zamieszkają? Zobaczcie sami.
Nie wiem czy warto było zrobić ten film tylko po to, aby oznajmić swoją awersję do PiS-u.