Witam, chciałabym z góry podziękować każdej osobie która zdecyduje się przeczytać moją historię. Założyłam to konto specjalnie, z myślą o tym, że ktoś spojrzy na moją sprawę obiektywnie i być może pomoże mi rozwiązać problem. Nie wiem czy to dobry dział ale wiąże się to i z trudną miłością i trochę także z nałogiem.
Zacznę od tego że jesteśmy z mężem razem 4 lata, od dwóch lat jesteśmy małżeństwem. Mamy dwuletnią córeczkę. Z góry uprzedzę pytania, nie zdecydowaliśmy się na ślub z powodu mojej ciąży, był on planowany jakiś czas przed tym jak się dowiedzieliśmy. Po urodzeniu dziecka zdałam sobie sprawę, że mąż nie jest stworzony do roli ojca, generalnie wszystko było na mojej głowie. Nie mogłam nawet nigdzie wyjść bo on jak twierdził, bał się zostać z córką. Ok, w to byłam w stanie uwierzyć. Niektórzy czasem panikują jak niemowlę zaczyna płakać, jak trzeba przebrać, nakarmić itd. Teraz jest o wiele lepiej, ma dużo lepszy kontakt z córką. Ale tu pojawia się inna kwestia. Od jakiegoś roku mąż codziennie pije po 4 piwa, a jak wie, że następny dzień ma wolny pozwala sobie na dużo więcej. Denerwuje mnie to, ponieważ kiedy wychodzi z kolegami i mówi, że wróci o 22 to chciałabym żeby dotrzymywał słowa. A on sobie wraca kiedy chce, w dodatku budzi dziecko.
Generalnie zauważyłam, że on mnie nie szanuje. Ostatnio była sytuacja, ze zostawiliśmy córkę u dziadków i mogliśmy mieć weekend dla siebie. To on co pierwsze co zrobił, zaprosił swojego kolegę (który jest mocno uzależniony) do domu i bawili się razem świetnie na mnie nawet nie zwracając uwagi. Przykro mi było do tego stopnia, że gdy znajomy został u nas na noc, spakowałam się i pojechałam do rodziców mówiąc ze nie będę siedzieć z dwoma pijakami. Oczywiście kolege wypraszałam parę razy z domu na co mąż mi powiedział że on też tu mieszka i może sobie u niego siedzieć tak długo jak będzie chciał. To smutne, zwłaszcza, że mało czasu mamy dla siebie i okazji żeby gdzieś wyjść bez córki. On to wykorzystał jak wykorzystał.
Bardzo się o to kłócimy, bo takich sytuacji jest dużo więcej. Tydzień temu był na jakimś meczu piłki nożnej. Miał wrócić o 18 do domu. 22 jego jeszcze nie ma, telefon wyłączony. Przeszłam się z psem na spacer żeby zobaczyć czy samochód stoi. Oczywiście stoi, zaczęłam go szukać. I co się okazało, że siedział na ławce od tej 18 i pił ze znajomymi...Ja się martwiłam, gdzie on jest, czekałam jak głupia kobieta na niego w domu a on nawet nie raczył podejść i mnie poinformować że chce jeszcze wyjść. To jest nie do zniesienia. Ani razu nie dotrzymał słowa. Na urodzinach córki też nie był bo wolał się poprzedniego dnia tak upić z kolegą ze nawet głupio mu było potem przyjść.
On w dodatku twierdzi, że ja go chce trzymać w domu jak w jakiejś klatce. Faktycznie, kłócimy się o jego wyjścia i o alkohol ale nie byłoby takich sytuacji gdyby robił to z umiarem i przychodził o tej porze o której mówi. Nie mogę mu ufać w żadnej sprawie. A on twierdzi że to ja mam wiecznie problem. Wykorzystuje to, że jestem w domu z dzieckiem i nie mogę wyjść z domu chociażby żeby go szukać albo zaciągnąć do domu. To już się robi nie do zniesienia.
Nie wiem, może to ze mną jest problem, może ja za bardzo chce go kontrolować...ale już nie daje sobie z tym rady. Ta wieczna niepewność czy tego wieczoru szanowny pan też będzie chciał wyjść czy nie.
Chciałabym prosić o radę, bo już naprawdę myślę o rozwodzie. On wiecznie mnie przeprasza ale i tak cały czas robi to samo. Już ostatnio chciałam się wyprowadzić, zatrzymał mnie i prosił żebym tego nie robiła. Boje się też w razie czego reakcji otoczenia. Inni myślą, ze niewiadomo jak to ja nie mam dobrze. Nic z tych rzeczy. Czasem bym chciała po prostu gdzieś uciec i mieć spokój.
Aha i on twierdzi ze nie ma problemu z alkoholem, ze wszyscy jego koledzy tak robią a też mają rodziny, normalną pracę itd.
Proszę o poradę!