Witam.
Zauważyłam od pewnego czasu,że ludzie wchodzi mi na głowę. Chcą rządzić moim wolnym i nie wolnym czasem a ja jak takie cielątko idę nie protestuję zgadzam się na wszystko a potem gryzę się od środka. Niszczy mnie to.
Sytuacja moja bratowa okazało się że jest w ciąży. Ona od razu do mnie że ona będzie chodzić z moim dzieckiem na spacery a ja jej mam ogarniać dom w którym mieszka. (???) Nic się nie odezwałam ale kurde...no jak? Ciąża to nie choroba. Ja jak byłam w ciąży to pracowałam zawodowo do 7 miesiąca ciąży a i w domu wszystko ogarniałam.
Dwa ta sama osoba mówi do mnie że mam jej oddać wszystkie rzeczy po mojej córce. Wózek ubrania ( bo masz takie piękne') wyprawkę... Bo po co ma kupować nowe jak te są piękne i zadbane. Mi nikt nie dał,sama zarobiłam sama kupiłam a jej mam od tak oddać? A jak będę miała drugie dziecko? To co? Może i ona mi odda ale znam ją trochę i wiem jaka z niej fleja która nie dba o ubrana ani inne rzeczy i średnio widzę żywotność tych rzeczy.
Kolejna sprawa jak coś sobie zaplanuje a np. mama czy teściowa mówi mi że będzie coś robić to ja mam w poczuciu że MUSZĘ im pomóc i często gęsto rezygnuje ze swoich planów. Denerwuje się potem sama w sobie... Koło zamknięte.
Co doradzicie? Może to ja wyolbrzymiam i tak powinno być w rodzinie że człowiek się poświęca dla innych i nie patrzy na siebie?