Zostal tydzien do wigilii. Od kilku dni boje sie wyjsc do sklepu zrobic codzienne zakupy. W kazdym sklepie,doslownie kazdym,tlumy ludzi. Kazdy z wozkiem wyladowanym po sufit,smigaja miedzy regalami jak tiry. I tak codziennie,a przez najblizszy tydzien na pewno jeszcze sie to nasili.
Do tego dzis uslyszalam od kolezanki ze wziela kredyt na swieta (?). Dwa tysiace do splacenia zeby przez trzy dni najesc sie jak prosiaczek i pokazac przed rodzina? Nie rozumiem tego kompletnie.
Szkoda,bardzo szkoda ze swieta sie calkiem skomercjalizowaly. Nie ma juz tej atmosfery co kiedys,tego czekania na wigilie nie po to zeby otworzyc prezenty,a zeby pobyc z rodzina,rowniez ta ktorej na codzien nie widujemy,zblizyc sie do siebie przez te kilka dni. Takie swieta pamietam z dziecinstwa,cala rodzina przy jednym stole,koledy,rozmowy. Mimo ze nie jestem katoliczka,uznaje i obchodze swieta jako tradycje,nasza polska. I to probuje pokazac corce,chociaz patrzac na to co sie dzieje nie jest to proste.
Temat walkowany miliony razy,ale gdzies musialam sie wygadac