Ponieważ każdy jest ateista na swój wymiar, to nie ma poglądów gorszych czy lepszych. Natomiast możemy wymienić się swoimi odczuciami i doświadczeniami. Postaram się odnieś do tych wypowiedzi, które są zgodne lub nie, z moimi poglądami. Pamiętajmy, że rozmowa o duchowości osób ateistycznych, choć nie broni jej prawo jak uczucia religijnych, też wymaga taktu. Bardzo się cieszę, że wasze posty takie są. Pomijam pierwszy post ale go nie czytałem, tylko kilka pierwszych słów. Tego typu postów, nie będę czytał, ani się do nich odnosił. Zrobiłem dla takich postów osobny temat.
Benita72 napisał/a:… mowi sie, ze czlowieka najbardziej ogranicza on sam, czyli jego EGO. Mysle, ze do prawdziwego rozwoju duchowego (nie opartego na zasadzie "brawo ja") potrzebna jest pokora - wobec absolutu, czy inaczej pojmowanej energii. Potrzebna jest swiadomosc, ze wszystko toczy sie ustalonym porządkiem rzeczy.
Natomiast proponuje odwrocic Twoje pytanie - w jaki sposob istnienie Boga (czy tez wiara w istnienie Boga) mialyby ograniczac Twoj rozwoj? Ma to związek z wolnoscia?
Dla mnie „brawo ja” to nie rozwój, to raczej egoizm i brak samooceny. Jeśli człowieka coś ogranicza to jego słabości i ułomności. Pewną dozę pokory daje nam życie i inni ludzie. Człowiek pozbawiony pokory i refleksji idzie przez życie jak czołg, aż ktoś go odstrzeli. Mnie do tego nie jest potrzebny absolut. Widzę ewolucję ale nie zakładam, że wszystko „toczy się ustalonym porządkiem rzeczy”.
mergi napisał/a: W każdej religii jest coś co mi nie pasuje,jest coś z czym się nie zgadzam. A i samo pojmowanie Boga u mnie jest inne. Dla mnie to siłą,energia,dobro ,które jest w nas i które widzimy w drugim człowieku.
Jesteśmy jak lustra-co widzimy u drugiego, mamy w sobie. Religia to pewne ramy,a ja nie pasuję w żadne z nich.
"Tyle jest możliwości i tyle dróg … -uwielbiam tę piosenkę Bajmu.
Znacie? 
W takim razie powinnaś tworzyć swoją odrębną religię. W XIX i XX wieku właśnie z takich jak twoje powodów powstawały różne odłamy chrześcijaństwa, buddyzmu i islamu. Średniowieczna walka w Rosji „o trzy palce lub dwa”, w geście przeżegnania, kiedyś wydawała się mi przenośnią, a to była walka dosłownie o tę ilość palców, a trup słał się gęsto. Coś przerażającego. Wiem, że trudno jest stworzyć własną religię, dlatego najczęściej tkwimy w zawieszeniu między religią, a tym, co poza nią.
Swanen napisał/a:To ciekawe, bo katolicyzm bardzo silnie podkreśla, że wiara w Boga to wolnośćc, czyli poddanie się nakazom, zakazom, etc. o kontroli ziemskich urzędników boga.
Odpowiedz na pytanie jak religia może ograniczać rozwój jest dla mnie bardzo prosta - właśnie przez swój dogmatyzm. Jeśli religia określa twoje poglądy na każdą sprawę, twój światopogląd, to nie ma miejsca na rozwój, tym bardziej jeśli ta religia ociera się o absurd czy gusła. Ktoś, kto przyjmuje to za swoje credo jest człowiekiem kierującym się wiara a rozumem.
To nie jest przypadek, że kościół tak wiele wysiłku w swojej historii wkładał w zwalczanie nauki i sztuki. Do dzisiaj istnieje indeks zakazanych książek czy zakazanej muzyki. Jest na nim i moja Metallica 
Z grubsza zgadzam się z tą opinią, choć nie jestem wrogiem kościoła. Chyba nigdy w życiu nie toczyłem sporów religijnych w realu. Oczywiście jak słucham w tv ks. Oko lub red. Terlikowskiego to po kilku minutach mam dość tak prymitywnych argumentów.
Lady Loka napisał/a:Swanen napisał/a:To ciekawe, bo katolicyzm bardzo silnie podkreśla, że wiara w boga to wolnośc, czyli poddanie się nakazom, zakazom, etc. o kontroli ziemskich urzędników boga.
Niby nie powinnam się tutaj wypowiadać, ale w sumie mam swoją opinię na ten temat.
Po pierwsze jest w tym trochę placebo. Wmawiają, że ma być wolność, więc gdzieś tam niby tą wolność się czuje.
Po drugie faktycznie jest wolność, bo jakby nie muszę robić tego, co nakazuje mi świat i krąg znajomych spoza religii. A z drugiej strony to i tak wkłada mnie w jakieś ramy, więc nakłada ograniczenie.
Np. należałam do takiej wspólnoty, w której celem była modlitwa za uzależnionych i abstynencja od alkoholu. No i generalnie faktycznie, czułam się lepiej, kiedy miałam coś, czym mogłam uzasadnić to, że nie piję i faktycznie coraz bardziej zaczęłam zauważać to, ile ludzie używają alkoholu i jak bardzo próbują przymuszać innych do picia.
A z drugiej strony no właśnie to są jakieś ramy, zakazy i nakazy. Tego mi nie wolno. Więc taka średnia wolność.
Trudno mi się wypowiadać jak czuje się osoba, która należy do wspólnoty bo nigdy w niej nie byłem. Dlatego mogę powiedzieć o moich odczuciach w zakresie wolności. Nie czuję żeby jakikolwiek absolut – kim by nie był – coś mi nakazywał lub czegoś zabraniał. Jeśli już to prawo, ludzie, wszelkie regulaminy i normy – bardziej jeszcze niż tamte z konieczności decyduje mój własny świat wartości – choć jest z wyboru jest chyba ważniejszy.
misiando napisał/a:Jak być ateistą? Bardzo prosto. Wystarczy być pozbawionym łaski wiary. Tak jak ja. Tyle. Bezeceństwa i obłuda kleru są nieistotne. Świadomość, ze jest sie w stu procentach odpowiedzialnym za swój los: bezcenna.
Dla innych może być przerażająca.
Czy ja wiem? Czy jesteśmy w stu procentach odpowiedzialni za swój los? Żołnierz na wojnie, więzień w obozie koncentracyjnym, chyba mieli niewielki wpływ na swój los…
Są ludzie, którzy w zasadach swojej wiary chcą znaleźć, nie tylko przepis na swoje życie i winnego wszelkich niepowodzeń, wykroczeń. „Przecież wszyscy jesteśmy grzeszni” – katolicyzm.
Droga rozwoju ateisty, o której ktoś wspominał na pewno jest trudniejsza, wymaga większej analizy zachowań ludzi, zjawisk społecznych, np. moje podejście do aborcji, o którym piszę w wątku : „Oddział porodowy dla dzieci, które umrą” post 71, nie wzięło się z poglądów kościoła, ani stanowiska feministek. Musiałem do nigo dojść sam, bo wcześniej nigdy takich poglądów jak moje nie słyszałem.
To nie jest zachęta do dyskusji o aborcji, a wręcz przeciwnie. Tylko przykład, że ateiście jest trudniej.