Monoceros napisała Ci bardzo sensownie wg mnie.
Ja też uważam, że "brzydka buzia" to tylko wymówka. Czasem takie myślenie mniej boli, niż zrozumienie, że problem jest głębszy i leży w naszej psychice. Jak się człowiek skupi tylko na rzekomej "brzydocie", to ma dobre usprawiedliwienie żeby nad sobą nie pracować. Można się pogrążyć w bierności i użalaniu nad sobą, i złym światem ("bo takie te kobiety be, nie chcą brzydkiego faceta"). Trudniej dostrzec pewne wzorce w swoim zachowaniu i myśleniu. Takie wzorce mam na myśli, które nam utrudniają szczęśliwe życie. Utrudniają powodzenie w tym, co byśmy chcieli. Taki samo-sabotaż. Co oczywiście działa z poziomu nieświadomości, nikt świadomie nie wybiera porażki. A to na prawdę nie jest łatwe, by do tych głębszych warstw swojej psychiki dotrzeć. Bywa, że trzeba do tego nawet pomocy z zewnątrz.
Biorąc pod uwagę, że człowiek zwykle dąży za tym, co prostsze i mniej męczące... Łatwiej zwalać niepowodzenia na swój zły wygląd, niż na swoje zachowania.
Znam sama taką osobę z mojego otoczenia. Oczywiście, brzydota jest jego "problemem". Ale już nie: nadmierne picie i palenie, co samo w sobie jest obleśne, a jeszcze powoduje różne "fajne" sprawy typu brzydki zapach (przetrawiony alkohol + nikotyna to jest tak cudny zapach, że normalnie rzuciłabym sie na gościa od razu, he he). Do tego chłopak jest tak małomówny, że ciężko z nim poprowadzić jakąś ciekawą dyskusję przez dłuższy czas. No cóż, o ile nie wiem czy nad małomównością da się popracować (ale chyba można trochę to zmienić jednak, wiadomo, że nie na drugą skrajność, ale żeby było w miarę przyzwoitości i dało sie z taką osobą pogadać bez dziwnego uczucia, że gada się jak dziad do obrazu
) to nad nałogami ludzie pracują, starają się ograniczać przynajmniej. Poza tym pewność siebie. To też zauważyłam jest duży problem u ludzi, którzy nie mogą kogoś znaleźć. A nad pewnością siebie też da się pracować. Nie jest to łatwe, ale wiem po sobie, że można to w jakimś stopniu zmienić. Trzeba znaleźć swoje dobre strony i swoje plusy, i mieć ich świadomość, niż skupiać się na minusach. Co prosto brzmi, ale w praktyce, to dużo ludzi myśli o sobie źle. Czasem tak "na pokaz" pokażą się bardziej pozytywnie myślący, ale w głębi duszy myślą dalej źle i marnie.
Tak że ogółem to chyba warto by pomyśleć nad innymi sprawami, a nie tylko "brzydotą". Twarz oczywiście powinna być zadbana, a nie np. zgnity ząb na przedzie, zapuszczona broda św. Mikołaja, koszula sprzed tygodnia i heja, ide laski wyrywać
No ale to jest akurat chyba dla każdego oczywiste.
A przede wszystkim, weź sobie do serca te słowa koleżanki:
"Natomiast człowiek ponury, z kompleksami, pesymista, narzekający czy wiecznie niezadowolony? Choćby był Adonisem, to nic z tego. "
Nikt nie lubi ludzi skwaszonych, wiecznie niezadowolonych, ciągle wyczulonych na własnym punkcie. Ktoś z kompleksami, to myśli w kółko o sobie - jak JA wypadnę, co o MNIE pomyślą, czy MNIE polubią itp. Ludzie wolą jak ktoś myśli więcej o nich też, a nie tylko o sobie samym i swoim kompleksie. I też nie myśl, że jeśli taki jesteś wewnątrz - wciąż ponury, smutny, niezadowolony z życia - to tego na zewnątrz nie widać. Choćbyś udawał wesołego i na luzie, to ludzie wyczują to w Tobie i będą się odsuwać. Więc trzeba dojść do ładu ze sobą najpierw, a potem zobaczysz, że ludzie też będą Cię inaczej odbierać. Jak będziesz człowiekiem lubiącym siebie i lubiącym innych, przyjaznym, ciepłym, interesującym (jakieś pasje, zainteresowania), z którym można pogadać na różne tematy - to na pewno znajdzie się i kobieta zainteresowana Twoim towarzystwem. Każdy lubi byc w towarzystwie miłym, wesołym, przyjaznym, niż skwaszonym, chmurnym, nadmiernie wyczulonym na własnym punkcie itp.