Ooo, znany mi temat, miałam mnóstwo współlokatorek. Trafiały się prawdziwe przypały stulecia - Justysia, co sprowadziła kota bez pytania mnie o zgodę i o niego niespecjalnie dbała; Asia, która zalała nam pokój wodą z łazienki, bo nie ogarnęła, że jej długie kłaki zapchały spływ (dotąd pamiętam klapki dryfujące przez pokój... ale Asia to ewenement, miała schizy na punkcie swojego bruksizmu, przykrywała mojego laptopa moją piżamą, bo myślała, że migające światełko baterii to kamera... długo by gadać), kolejna Natalia, która nigdy się nie zamykała i zawsze, ZAWSZE narzekała, oraz jeszcze jedna Asia z teologii, która chciała mnie nawracać i miała pretensje do mnie, że nie mówię jej dokąd idę... xD i jeszcze dziewczyna z Kirgistanu, która przez 6 godzin gadała na Skypie...
Generalnie odradzam zdawanie się na los - te wszystkie osoby były z przypadku, w akademiku. Być może KIC przyciąga specyficzne osoby, ale prawie za każdym razem trafiałam źle, aż do ostatniego, czwartego roku, gdzie trafiła mi się fajna Rosjanka, i jedna dziewczyna, która niestety wyjechała na Erazmusa.
Potem już mieszkałam tylko ze znajomymi, ale stanowczo musisz wiedzieć, że się z nimi dogadasz. Mam przyjaciółkę, którą kocham nad życie, ale za nic w świecie nie mogłabym z nią mieszkać. No way.
Nie jestem bez grzechu, bywa ze mną ciężko, czasem mam na bakier z porządkiem i czasem mam odpały, jak ktoś mi walnie tekstem, który przypomina mi teksty matki. Dlatego wybrałam mieszkanie z tolerancyjnymi znajomymi - osobami, które wiele potrafią zrozumieć, które nigdy nie mają fochów, którym nie zależy na perfekcyjnym porządku, które lubią się pośmiać. Bez tego ani rusz. poobserwuj znajomych - jak traktują innych, jak gadają o swoich partnerach, wszystkie te rzeczy, które utrudniają bycie w związku mogą też utrudniać wspólne mieszkanie.