Mam problem, który nurtuje mnie od paru dni, nie wiem jak do tego podejść, i jestem też w szoku...
Parę dni temu mój chłopak przyznał się, że zanim mnie poznał wziął pożyczkę i zostało mu jeszcze około półtorej roku spłaty. Twierdzi, że miał bardzo trudną sytuację, wyszedł z biedy, że był głupi, że chciał powiedzieć mi ale bardzo się bał, że odejdę jeśli to powie. Powiedział, że nie myślał o konsekwencjach a teraz pluje sobie w brodę i odczuwa to na własnej kieszeni.
Rozmowa wywiązała się odnośnie naszych planów dotyczących pójścia na swoje i patowej sytuacji bo obecnie mieszkamy w pokoju u obcych ludzi i wszystko wyliczają, od wody wylewanej pod prysznicem , po pralki, które puszczamy aby wyprać ciuchy...
Ja mam odłożoną małą kwotę ale również dużą pomoc rodziny w tych kwestiach - ale wiadomo - również w granicach rozsądku.
Rozmawiałam z chłopakiem i szczerze mówi, że już nigdy nie zrobi czegoś takiego, że widzi ile go to kosztuje i rozumie swój błąd. Obecnie ja nie mam pracy bo szukamy mieszkania na szybko i on płaci za obecne mieszkanie, rachunki, jedzenie, wyjścia jakieś drobne i benzynę do samochodu - utrzymuje nas obojga i jeszcze zostaje na oszczędności w ramach nowego mieszkania. Ja z kolei będę się dokładać ze swoich oszczędności do kaucji, mebli itp.
Teraz może wyjdę na materialistkę, ale prawda jest taka, że większość tych moich oszczędności być może pójdzie na to nowe mieszkanie - wstępne opłaty, jakieś meble. Przyznałam się mu szczerze, że chce aby mi coś zostało - na czarną godzinę i teraz czuję dyskomfort i boję się, że wyjdzie na to, że większość przyszłego mieszkania ja sfinansuję, chociaż on nas teraz utrzymuje. Mamy osobne konta i ja należę do tych osób, które czują się bezpiecznie aby mieć coś swojego...
Myśl, że przelewa 1/4 zarobków kiedy mamy tyle wydatków zbliżających się paraliżuje mnie. Powiedziałam mu, że nie chce mieć wspólnych kont i tak zostanie.
On twierdzi, że spokojnie utrzymamy się z jego pensji na naszym nowym mieszkaniu co jest prawdą ale myśl, że moglibyśmy jeszcze więcej zaoszczędzić mnie dobija...
Nigdy nie należał do super oszczędnych ale chciałabym aby to facet był tym góru rodziny w sensie rozsądnego oszczędzania.
Ja jestem bardzo nastawiona na pięniądze i bez nich czuję dyskmofort psychiczny a on uważa, że nie można aż tak materialistycznie podchodzić do życia.
Doceniam, że jednak przyznał się ale jednak czuję dyskomfort i myślę co dalej...