Witam chcialabym napisac tutaj ostatniego mojego posta jako przestroga dla innych.
Jestem osoba ktora niegdy nie miala swojego zycia byla kontrolowana, dreczona i ponizana.
Nikt ale to nikt mi nigdy nie pomogl moje zycie to katastrofa wszystko leglo w gruzach dlatego trzeba sie pozegnac jesli nie ma miejsca na tym swiecie.
Nie bede sie rozpisywac bo to nie ma sensu i tak ktos napisze po raz kolejny ze jestem nienormalna ze tak tutaj wypisuje ale cóż.
Droga Ewelinko, daj sobie jeszcze jedną szansę. Napisz o tym co Cię spotkało, przekonaj się czy znajdziesz tu zrozumienie czy nie. Jeśli zostałaś skrzywdzona to nie krzywdź siebie, to by było bardzo niesprawiedliwe. Opowiedz co się stało, dobrze?
Ej no... nawet nie gadaj tak.
I nie rób tego :-|
Jak czujesz, że już nie dajesz rady, to zadzwoń na telefon zaufania. Na pewno numer gdzieś w internecie znajdziesz...
Moja znajoma kiedyś miała jakiś taki ciężki stan i wlaśnie wtedy zadzwoniła. Podobno jest tam jakaś życzliwa osoba, która czeka żeby wysłuchać osoby w potrzebue, a może też coś doradzić, jakoś pomóc... Jak nie masz nic do stracenia, to może tak zrób.
dobre rady jeszcze nikogo nie uratowały.
jak mam dac sobie szanse? W sensie? moje zycie sie juz nie odmieni. Jakie macie propozycje?
mieszkam w miescie ktorego nienawidze z rodzina ktora ma mnie w d.... nie mam przyjaciol, kolezanek tez nie mam. A jak mialam to tylko po to jak chcialy czegos a jak ja im tego nie moglam dac to zrywaly kontakt. Wiele osob obrazało mnie ze jestem taka i owaka, mam 29 lat a czuje sie jak bezbronne dziecko ktore nie ma na nic wplywu, mam chlopaka ktory zmusza mnie do mieszkania na wsi a ja tego nie chce. Jestem chora nie moge pracowac. to co mam czekac na cud? nie chce sie poddawac ale nie ma innego wyjscia jedynie wyjscie to trwac w tej beznadziei i liczyc dni do konca?
ale co to za zycie. Chcialabym sprobowac wyjechac pooddychac swierzym i nowym powietrzem w innym miejscu moze poznać kogos ciekawego ale, gdzie bede spac pod mostem? Moje kazde plany urywaja sie na marzeniach bo cóż mi pozostało. Dobrze ze za te marzenia nie trzeba płacic bo bym zbankrutowała.
nie chce pisac co bylo wczesniej w czsach szkolnych jak sie znęcali nade mna bo szkoda na to czasu...nawet nauczyciele wiec o czym tu duzo dyskutowac. moja wiara w siebie i innych juz dawno zgasła jak ostatnia istrka nadziei.
Ewelinko, nie jesteś zdecydowana i nie chcesz umierać. Zgłoś się po pomoc do odpowiedniej instytucji.
Ewelinko, na co jesteś chora? Czy leczysz się? Czy byłaś dręczona z powody swojej choroby? Czy naprawdę nie spotkałaś nikogo życzliwego? W Twojej rodzinie, wśród znajomych, nauczycieli? Czy szukałaś pomocy, czy opowiadałaś komuś o swoich problemach?
Zawsze mi się przykro robi, kiedy ktoś wspomina temat znęcania w szkole... Dlaczego ta fala nienawiści ciągle trwa i trwa? Czy to się kiedyś skończy?
Śmiem zaryzykować twierdzenie, że w każdej szkole, w niemal każdej klasie, jest jakaś osoba gnębiona i poniżana (czasem tez więcej niż jedna, ale zwykle jedna jest najmocniej, służy za typowego "kozła ofiarnego" do wyżycia się dla innych). Pomyślcie o tym wy, co przechodzicie koło szkół ze swoim naiwnym wyobrażaniem "dziecięcych/młodzieżowych czasów" jako pięknych i beztroskich... A tymczasem to się wciąż dzieje. W niemal każdej minucie. W waszym otoczeniu. Coś, co wydawałoby się - powinno być dobrze widoczne - ale jak to się mówi "najciemniej jest pod latarnią", a "największa samotnośc panuje w tłumie"...
Bachory, jak to bachory - muszą sobie podnieść słabe poczucie własnej wartości, najlepiej skacząc po kimś. Nasilenie przemocy bywa różne. Czasem "tylko" stosują ostracyzm wobec osoby, która ma na przykład nie ten kolor adidasów co "każdy teraz mieć musi" (albo słucha innej muzyki, albo zwyczajnie jest nieśmiała, delikatna, nie umie odpyskować... w zasadzie to nvm, każdy powód dobry, byle mieć kogoś służącego do wywyższenia siebie względem tej osoby). Poprzez złośliwe "żarty", "psikusy", wyśmiewania. Kończąc na przemocy fizycznej, groźbach, zastraszaniu. Zapatrzeni na system wartości swoich rodziców... Inne dzieci, same będąc niepewne, bojąc się - nie reagują na przemoc wobec kolegi/koleżanki, pozwalają biernie na wyzwiska, a nawet gorsze rzeczy. Ich nawet nie winię. Są jeszcze dziećmi/nastolatkami, boją się, bo wiedzą, że mogą same stać się ofiarą takich ataków, więc dla własnego bezpieczenstwa milczą. Ale co jest cholera z nami, dorosłymi, nie tak? Gdzie mają oczy nauczyciele?! Przecież to widać, że wchodząc do klasy jakieś dziecko jest zapłakane na przykład. Widać, że dziecko/nastolatek się mocno wycofuje z życia klasy, kuli w sobie, boi nawet odezwać. To i cóż - najlepiej udawać, że się tego nie widzi. W końcu taki nauczyciel nieraz sam z tych zakompleksionych, co boją się postawić grupie - choćby nawet tylko grupie bachorów, nastolatków. Chce być jeden z drugim taki cool, równy facet/babka. Więc nie wychyla się, bo jeszcze mogłoby się zdarzyć, że straci sympatię grupy. I skończy z kubłem na śmieci na głowie. Z kolei inny typ nauczyciela, to ten, co ma wszystko równo gdzieś. Idzie do roboty, bo musi. Chce dostac pensję. Tyle jego motywacji.
Pomyślcie jednak wszyscy, którzy widzicie i nie reagujecie. Że z tego biernego przyzwolenia na agresję, rodzi się nie tylko wielka krzywda osoby, która jest tym "kozłem ofiarnym", ale też wszystkich, którzy w takim właśnie otoczeniu musieli dorastać.
I dziwicie się, że potem tyle jest w ludziach nerwic i głębokiej nieufności do otoczenia? Wycofania z życia społecznego, zamknięcia się ludzi na drugiego człowieka?
A jakie mają wspomnienia z tych kontaktów z ludźmi, z obserwacji życia grup społecznych od najwcześniejszej młodości? Mogą mieć na przykład takie: jak się nie dopasujesz do grupy, to czeka cię coś złego. Masz być kopią, robić to, co inni, lubić to co inni, ubierać sie jak inni, myśleć jak inni. Z kolei ci agresywni dostają przekaz: po trupach do celu, żeby tylko mnie w życiu było dobrze, zebym ja się dobrze czuł. Co tam inni. Można zgnębić drugiego człowieka, bo i tak nikt nie zareaguje. No i potem rośnie nam kolejne pokolenie ogłupionych nienawiścią ludzi. Tych, co czują się zbyt pewnie, bo czują nieme poparcie dla własnej podłości, i tych, co noszą w sobie strach. Nieraz już przez całe życie.
Sorry za mały off topic, ale o tym problemie trzeba mówić. Moim zdaniem mówi się zdecydowanie za mało i zbyt lekko. Bo to "tylko dzieci". A tak na prawdę tam, za murami szkolnymi, wciąż dzieje się wielka tragedia jakiegoś człowieka.
Ja widzę tu teraz kolejną skrzywdzoną osobę... Z tych, co są zbyt słabe, zbyt wrażliwe, zbyt niepewne siebie, żeby potrafiły się obronić.
W tym czasie te różne puste, bezmyślne, złośliwe tępaki, czują się zadowolone z siebie i bezkarne.
Ewelina, a wiesz co? A piernicz te wszystkie "koleżanki". Mówię Ci.
Spróbuj najpierw odnaleźć sama siebie, kim Ty jesteś. I polubić samą siebie. A potem zrobić dla siebie samej coś dobrego.
To jest ważne, żeby siebie akceptować, myśleć o sobie dobrze.
Ale to nie jest takie łatwe, wiem. Łatwo napisać, ale jak to zrobić...? Może być Tobie potrzebna w tym pomoc. Nie masz dość wiedzy i umiejętności. Dlatego polecałabym Ci skorzystać z pomocy. Jakaś psychoterapia najlepiej.
Albo chociaż, póki co, pisz pamiętnik. Żeby samą siebie lepiej poznać. Co myślisz, jak się czujesz, czego byś chciała. Lub pisz czasem na forum tutaj. Są tu ludzie, którzy są życzliwi.
Nie wiem co jeszcze Ci mogę poradzić....
Dobrze na pewno, że masz jeszcze jakieś marzenie (o wyjeździe w inne miejsce, poznaniu nowych ludzi). To też jest ważne. Mieć jakiś cel, choćby nawet bardzo odległy.
Nie wiem na ile jesteś chora, ale jeśli chodzi o zarobienie trochę pieniędzy (bo zdecydowanie są potrzebne, jeśli chciałabyś kiedyś spełnić swoje marzenia, zresztą ogółem potrzebne są, wiadomo), to mogę Ci polecić zarabianie przez internet. Mam tu teraz konkretnie na myśli copywriting, jako możliwość zarobienia troche grosza bez wychodzenia z domu. Nie trzeba mieć ku temu jakichś większych umiejętności, wystarczy potrafić pisać na jako-takim poziomie. Miałam koleżankę, która sobie tak dorabiała, długie lata. Może i nie są z tego kokosy, a urobić się trzeba bardzo dużo (bardzo dużo pisać), ale jeśli ktoś nie może inaczej pracować, to moim zdaniem jest niezła metoda na zarobienie paru zł. Praca polega na pisaniu artykułów na strony www z różnych dziedzin, lub czasem trzeba tylko przepisać jakieś teksty już istniejące swoimi słowami. (Choć zwykle to raczej od podstaw.)
Albo jeśli masz jakieś uzdolnienia artystyczne, to mogłabyś też popróbować sprzedać swoje jakieś wyroby. Może i nie ma z tego dużego zysku, ale lepszy rydz niż nic. A przy okazji się ma satysfakcję, jak coś ładnego się własnoręcznie zrobi i spędzi się czas konstruktywnie.
Może masz jakieś uzdolnienia, o których sama nawet nie wiesz...? Jesli nigdy nie próbowałaś czegoś robić, to nie dowiesz się, jak by Ci to mogło iść. Dlatego trzeba próbować. Tylko tez jest tutaj ważne, żeby dać sobie czas na naukę, na doskonalenie jakiejś swojej umiejętności, a nie rzucać od razu, jak nam nie idzie od razu perfekcyjnie. A raczej mało komu wszystko wychodzi od razu... Nieraz trzeba wielu nieudanych prób, zanim zrobi się cos dobrego, udanego. Podobno Thomas Edison zanim wynalazł działającą żarówkę, musiał wyrzucić kilkadziesiąt egzemplarzy, które były nieudane, nie działały. Jakby tak rzucił robotę po piątej, czy dziesiątej próbie, stwierdzając, że "ja to sie do tego nie nadaję", to nigdy by nie odniósł sukcesu. Więc tu też taka mała przestroga, bo łatwo się zniechęcić. Czasem nawet można zrezygnować z czegoś tuż przed tą "odmianą", kiedy w końcu mogły pokazać się efekty. I taki nieszczęsny człowiek potem myśli (niesłusznie, bo to wynikło z braku wytrwałości, a nie braku zdolności) że jest do niczego.
Ogółem to pomyśl, co wychodzi Ci najlepiej? Może jakieś prace manualne? A może własnie pisać lubisz? Albo coś jeszcze innego? Jeśli jest coś, w czym jesteś choć w miarę dobra, to pomyśl czy nie dałoby się jakoś tego udoskonalić, a potem sprzedać. Bo myślę, że oprócz choroby, to masz jeszcze jakieś możliwości, choć oczywiście mocno okrojone... Ale dobre jest właśnie w dzisiejszych czasach to, że można sprzedawać produkty/usługi na internecie. Więc nawet chora osoba ma jakieś szanse sobie trochę dorobić. (A czasem nawet więcej niż "trochę" - choć to zależy już od uporu, sprytu, pracowitości, zdolności, a czasem i łut szczęścia się przydaje:-).
Moja jedna znajoma, która od lat jest na rencie, ostatnio zaczęła robic różne ozdoby, np. jajka na wielkanoc, bombki choinkowe, albo takie ładne kartki na zaproszenia np. ślubne. Jedne rzeczy jej wychodzą tak co prawda średnio, ale inne z kolei bardzo fajne. Poza tym widać, że im dłużej robi, tym ładniejsze wychodzą. Więc też ją namawiam, zeby powystawiała na Allegro, bo co jej to w końcu szkodzi? Najwyżej nikt nie kupi. A jak kupi, to już jest te pare zł do przodu. Niech więc spróbuje, bo nic nie traci. Może tylko straci trochę czasu na robienie i parę zł na materiały. Ale równie dobrze mogłaby ten czas stracić na inne sposoby, jeszcze mniej fajne, np. leżąc w łóżku i rozmyślając na jakieś dołujące tematy. A z kolei pieniądze to ludzie tracą na głupoty, wiec już chyba lepiej zainwestować w coś, żeby potem mieć coś z tego. Zresztą te materiały aż takie strasznie drogie nie są. I jeszcze jest taka opcja, że jak nawet nic nie sprzeda, no to ma już gotowe prezenty dla rodziny i znajomych ;-) Ewentualnie nawet na ozdobienie własnego mieszkania. Tak ze ogólnie raczej nie będzie wiele stratna, że coś takiego zaczęła robić.
Można też na przykład robić rzeczy na szydełku. Można tworzyć biżuterię. Albo jakieś inne rzeczy tego typu. Są różne kursy na youtube i różnych blogach, stronkach. Nawet jak sie nic nie umie, to przy odrobinie cierpliwości, można się nauczyć pomału, całkiem od zera.
Nie mówie oczywiście, ze kokosy z takich rzeczy są, bo raczej nie każdy jest w stanie cos wiecej z tego typu działalności wyciągnąć. Nie każdy nawet ma tak duże zdolności i zapał, żeby kiedyś został jakimś mistrzem w tym co robi. Ale chyba mimo wszystko jest to lepsze, niż nie robić nic. Lepiej zarobić choć trochę, niż zupełnie nic. Umieć coś, niż nie umieć nic.
Tak że pomyśl może też o tym, żeby jakieś środki finansowe zdobyć. Bo nawet sam fakt gdy nie ma się pieniędzy jest bardzo depresjogenny... Człowiek sie zupełnie inaczej czuje, jak uda mu się zarobić trochę PLN :-) Może brzmi to banalnie, ale na prawdę praca potrafi zdziałać dla psychiki cuda. No i nie ma sie wtedy tyle czasu na nadmierne myślenie, co też w tym gra ważną rolę.
Ewelinko, uszy do góry. Nie zabijaj sie, OK? Zawsze to możesz zrobić przecież. Dobrze Ci tu koleżanka radzi: daj sobie trochę czasu. Nie stawiaj na sobie samej kreski. Nawet jeśli inni już postawili. Ale Ty tego sobie nie rób.
Najpierw może jednak poszukaj jakiejś pomocy psychologicznej. Postaw się trochę do pionu mentalnie. A potem pomyśl o tych bardziej "przyziemnych" rzeczach, które mogłabyś zrobić. Mam na myśli właśnie jakąś pracę, czy naukę. I poznanie nowych ludzi też (ale tu musisz być ostrożna i radze Ci dobrze, nie stawiaj nigdy ludzi jako swojego celu nr 1 w życiu, bo można ładnie sie przejechać...).
Z tym psychologiem, to myślę, że powinnaś jednak pójść i to jak najszybciej. Tylko też nie oczekuj cudów, bo jak w ten stan, w którym jesteś, nie wpędziłaś się z dnia na dzien, ale trwało to latami, tak też i pomoc nie zadziała dla Ciebie w tempie ekspresowym. Tez wymaga ten proces czasu. I to zwykle dużo. Wiec musisz się uzbroić w cierpliwość po prostu. Ale jeszcze może się w Twoim życiu poprawić. Póki życia, póty nadziei :-) Jak się zabijesz, to już nie dowiesz się, co by mogło być, jak mogłoby sie jeszcze Twoje życie zmienić.
Acha, i jeszcze jedno. Ja również myślę, że Ty wcale nie chcesz umierać. Inaczej już by Cie na świecie nie było. Chcesz życ. Tylko nie tak, jak do tej pory.
Nie chcesz już po prostu tyle cierpiec. Nikt zresztą nie lubi cierpieć.
I ja to rozumiem, bo człowiek zwyczajnie chce się jakoś w miarę dobrze czuć, a nie ciągle taki zdołowany. I chce się też rozwijać w tym życiu, chce coś osiągać, chce ulepszać swój świat. To jest całkiem normalne, całkiem zdrowe pragnienie. Jeśli takie masz, to dobrze. Bo jeśli masz już na prawdę dość tego psychicznego cierpienia, to może stać się to dobrym punktem wyjścia do zmian. Jeśli już masz głęboko dosyć tego, co w Twoim życiu najbardziej Ciebie rani, to na pewno dużo byś zrobiła, żeby było lepiej. Możesz więc ten moment teraz wykorzystać, żeby poszukać jakichś dróg do pozytywnych zmian w swoim życiu.
U Ciebie widzę tylko taki problem w tym, że straciłaś chwilowo wiarę, że Ci się uda cokolwiek zmienić. Że jest taka zmiana w ogóle możliwa.
A ja wierzę, że jest. Każdy człowiek ma w sobie potencjał. Ten potencjał można rozwinąć. Można znaleźć siły, by zawalczyć o siebie.
Ale zmiana myślenia jest tu konieczna. Uwierzenie w siebie, akceptacja samego siebie. Bez tego raczej ciężko coś zmienić...
Rozumiem Cię bardzo dobrze. Też jestem chora i nie mogę pracować. Właśnie wracam do byłego chłopaka, bo inaczej skończyłabym pod mostem. Miałam marzenia, chciałam żyć jak inni, być szczęśliwa ale teraz nie mam na to szans. Boję się, że któregoś dnia zostanę sama i nie będę miała za co żyć. Nie mam żadnych znajomych. Bardzo mi źle ale postanowiłam jeszcze powalczyć... mam nadzieję, że Ty również dasz sobie szansę.
Rozumiem Cię bardzo dobrze. Też jestem chora i nie mogę pracować. Właśnie wracam do byłego chłopaka, bo inaczej skończyłabym pod mostem. Miałam marzenia, chciałam żyć jak inni, być szczęśliwa ale teraz nie mam na to szans. Boję się, że któregoś dnia zostanę sama i nie będę miała za co żyć. Nie mam żadnych znajomych. Bardzo mi źle ale postanowiłam jeszcze powalczyć... mam nadzieję, że Ty również dasz sobie szansę.
To wracasz tylko do chłopaka żeby ciebie utrzymywał?
DAJ SOBIE SZANSE. PISZESZ, ŻE NIE WARTO..ZAWSZE WARTO. Życie jest piękne Idź do specjalisty,On Ci pomoże przezwyciężyć problemy.