Cześć,
od razu komunikuję, że post jest dość długi!
Chciałam się was spytać o opinie na temat promotorów pracy doktorskiej.
Jakie , Waszym zdaniem, cechy powinien mieć dobry promotor? Co powinien takiego robić, aby dobrze się z nim współpracowało?
Pytam, ponieważ jestem na 2 roku doktoratu na jednej z uczelni w kraju. Nawet pisząc ten post, bardzo dziwnie się czuję i nie spodziewałam się, że kiedyś to nastąpi.
Im dalej w las, im dalej w mój doktorat, tym gorzej współpracuje mi się z moją promotor. Podam kilka przykładów i chciałabym prosić o konstruktywną krytykę, bo może jestem przewrażliwiona. Możliwe, ze to ja mentalnie za dużo wymagam i jako dorosły człowiek może wszystko jednak powinnam robić sama, bez pytania i pomocy promotorki.
1. Doktorat piszę na nieznanej mi wcześniej uczelni. Nie broniłam tutaj wcześniejszych dyplomów, ale chciałam zmienić środowisko naukowe i badawcze, dlatego po kilku latach od obrony magistra zdecydowałam się na inną uczelnię i zupełnie nieznanego mi człowieka jako promotorkę. Już na 1 roku, od kilku osób, dowiedziałam się przypadkiem, że promotorka jest osobą dość chaotyczną i tak kolokwialnie mówiąc 'niezorganizowaną'. Starałam się w to nie wierzyć, do takich plotek byłam od razu negatywnie nastawiona.
3. Moja Pani promotor jest młodym człowiekiem z dużym doświadczeniem. Imponowało mi to,dodatkowo pasowały mi jej zainteresowania badawcze i możliwość rozwoju. Jestem ( wraz z drugą koleżanką ) jej pierwszą doktorantką W OGÓLE.
4. Na 1 roku promotorka prosiła mnie, abym pomagała i kierowała tą drugą doktorantkę - a moją koleżankę, ponieważ była bardziej nieogarnięta ode mnie. Zdziwiło mnie to, ponieważ na doktoracie nawet jeśli jesteśmy w jednej katedrze to każdy ma jednak inny temat czy obszar badań. Problem w tym, ze z czasem takie pomaganie polegało na tym, ze koleżanka siedziała specjalnie na moich indywidualnych konsultacjach z promotorką i nasłuchiwala tego, co ja mówię. Kiedy rozmawiałam z promotorką na konsultacjach , do których się przygotowywałam kilka dni, ona nasłuchiwala i pisala to co ja mówię. Dodatkowo wiele razy promotorka zachęcała mnie do powtarzania , aby tamta zapisała, ponieważ ja mówię ciekawe rzeczy. Bardzo mi się to nie podobało, mimo wielkiej sympatii do koleżanki. Nie mogłam tego zrozumieć, ale stwierdziłam, ze jako młoda promotorka może nie chce stracić tej drugiej doktorantki, bo za każdego doktoranta dostaje jakieś dofinansowanie? I ja miałam być tym faktorem pomocy... Po 1 roku wybłagałam konsultacje indywidualne bez nikogo obok... ( nie chodzi o to, ze nie lubię pracy w grupie. Bardzo dobrze czuje się w mojej pracy zawodowej w grupie działając z innymi, ale czułam dyskomfort kiedy obok mnie ktoś siedział i ja dawałam tej osobie mój research za darmo).
5. Promotorka już na początku zakomunikowała mnie i tej koleżance, że nie zna zupełnie spraw administracyjno formalnych, ona nie będzie nam mówiła jak pisać artykuły, bo to nie jej sprawa, nie jej obowiązek. Nas w systemie Szkół Doktorskich powinni odgórnie tego uczyć w ramach innych przedmiotów. Promotorka powiedziała, że jest tylko od tego, aby sprawdzać progres w pisaniu pracy doktorskiej jako takiej, a nie jest od tego aby rozwiązywać wątki poboczne, jak artykuły czy konferencje, warsztaty.
5.Jednak ja uważam, że doktorat to także wyjazdy zagraniczne, konferencje i badania warsztatowe nie tylko stricte pisanie pracy doktorskiej. Dlatego starałam się uczęszczać na warsztaty, dodatkowe sympozja, wyjechałam za granicę już na 1 roku na kilkutygodniowe warsztaty. Jednak promotorka nie była pozytywnie nastawiona na mój wyjazd (odbywał się w przysłowiowe wakacje). Nie rozumiem do tej pory, dziekan nawet był pozytywnie nastawiony.
6. Na 1 roku chciałam wziąć udział testowo w zagranicznej konferencji i napisać pokonferencyjny artykuł. Chciałam sprawdzić się w tym środowisku już na 1 roku. Moja promotor dowiedziała się ode mnie, ze ta konferencja i publikacja są międzynarodowe, więc od razu chciała brać w niej udział razem ze mną. Jednak zrzuciła cala odpowiedzialność komunikacji z organizatorem na mnie, pisanie email etc mimo tego, ze organizatorzy także pisali wszystkie informacje i emaile do niej. Finalnie, wyszło na to, ze promotorka odzywała się do mnie pasywno agresywnie w związku z tym, ze artykuł będzie opublikowany online a nie w książce fizycznej i punktacja ministerialna jest bardzo niska. Obciążyła mnie winą za to i wpajała mi kilka razy ( przez telefon oczywiście) , ze jej nazwisko nigdy nie było w książce online, tylko w fizycznej i nie życzy sobie tego na przyszłość.
Do tej pory zle się z tym czuje, mimo tego ze wyparłam jej słowa. Nie pozwoliłam sobie robić victim blaming z powodu tego, ze przez pół roku nie zajrzała do emaili organizatorów, a na każdym spotkaniu przez miesiące nie chciała rozmawiać na temat konferencji tylko innych rzeczy. Zostawiła mnie z tym samą, a ja byłam zielona w temacie. Ona się usunęła i dopiero bliżej deadline'u wysyłki zaczęła informować mnie o błędnym wyborze wydawnictwa, punktacji i publikacji online...
7. Z jednej strony jestem już zahartowana na takie sytuacje, ale czuję pewien niesmak.
8. Miało miejsce jeszcze wiele sytuacji dodatkowych kiedy np coś obiecała nako naukowiec, a tego nie robiła, albo chciała wprawić mnie w zakłopotanie, ze nie było takiego tematu. Niestety jestem na takie zachowania bardzo uczulona i niestety wiem, jak sobie z nimi radzić. Trafiła kosa na kamień, bo ja odczytuje i intuicyjnie wiem, ze coś jest nieprawdą. Promotorka jest w gorącej wodzie kąpanai wiele razy wyglądało to tak, ze coś proponowała i później chaotycznie zmieniała zdanie mówiąc, ze tak było od początku.
9. Dodam jeszcze, że gdzieś w lutym pod koniec semestru słyszałam, ze ta druga koleżanką wraz z inna osoba zaangażowane są w dodatkowy projekt z jakiegoś grantu badawczego. Wspomniałam o grancie ( nie o tej koleżance i jej sytuacji) mojej promotor, a ona mi na to, ze mam nie brać udziału w żadnym grancie badawczym tylko pisać. Uważam, ze nie powinna tak mówić, żałuje, ze jej posłuchałam ponieważ obecnie inni doktoranci będą mieli w naukowych osiągnięciach ten grant a ja nie.
Nie wiem dlaczego powiedziała mi, ze mam nie brać udziału w grancie. Zawsze jest to pewien dodatkowy plus do portfolio akademickiego.
Mam metlik w glowie i stwierdziłam, ze po prostu będę wiele rzeczy robić sama i jej nie mówić.
10. Takie sytuacje są dla mnie trochę obciążające, bo mam wrażenie ze to nie jest ' w miarę prosta droga' tylko dużo sytuacji, które ja muszę się domyślać... Nie wiem, może przesadzam. Może tacy są naukowcy i takie podejście do nauki w akademii. Co uważacie? Ja mam wrażenie, ze coś jest nie tak. Od początku, od 1 semestru nie dostałam takiej pomocy na WPROWADZENIE jakiej bym potrzebowała. Problem w tym, ze byłam zielona w wielu kwestiach, a mimo próśb o wytłumaczenie zostawała wysłana z kwitkiem, ze to nie jej działka tłumaczenie mi spraw formalnych.
Oczywiście w tym momencie nie ma to dla mnie żadnego problemu bo sama na swoich błędach się nauczyłam. Dodam tylko, ze delikatnie rozmawiałam z kolegami z roku ( innymi doktorantami) i okazało się, że ich promotorzy/promotorki same na początku wybierały dobre pisma i zachęcały doktorantów ( moich kolegów) do współuczestnictwa w pisaniu publikacji. To wychodziło wszystko od promotora, pierwsza inicjatywa dla w miarę 'zielonego doktoranta'. Co o tym myślicie?
Nie wiem jakie jest wasze zdanie, ale nie chce tez zabrzmieć dziwnie jako mała dziewczynka niepotrafiąca się znaleźć w sytuacji. Dla mnie promotor to osoba która na początku drogi akademickiej pomaga zagłębić się w ta drogę doktorantowi. Nie chodzi mi o pomaganie jak mamusia czy tatuś, głaskanie po główce ale o rzetelne i merytoryczne informacje np na temat artykułów, punktacji ministerialnej. A nie tylko wymaganie tego ile stron na dany moment już ma moja praca doktorska...
Co o tym sądzicie?
Dziękuje z góry za przeczytanie.
N