Przebrnęłam tu przez "tomy" postów, które w "te dni" przywracały mi utraconą wiarę w drugiego człowieka Wydawać by się mogło, że zdrada to strata, głównie dla osoby zdradzonej. Ale przecież musi gdzieś być również zysk
. Zachęcam do dzielenia się własnymi doświadczeniami. Może uda nam się odczarować traumę zdrady
A jaki tu zysk ? W moim przypadku po tym mam zmarnowane zycie zniszczone zdrowie i pokaleczona psychike. Z zysku to moze tylko to ze mi z glodu dziecko nie umarlo jak zatrzymalam zdradzacza ,przejrzalam na oczy i zaczelam myslec o sobie. Tyle.
U mnie zyskiem jest większe zdystansowanie do codzienności, zdrowe takie.
Nie widzę zysku. Mówi się, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Można by powiedzieć, że jestem teraz w dobrym związku dzięki tamtym zdradom ale to nie prawda. Zaczęłabym też nowy związek gdyby stary zakończył się "normalnie" a nie wykrytymi zdradami... i pewnie z początku byłam mniej wylękniona i nastawiona, że to i tak się nie uda
Neko nieraz zastanawialam sie jak to jest kiedy ten "brudny "zwiazek sie konczy bo przyznam ze nieraz mam ochote to skonczyc w cholere ale widze ze ten smrod bedzie sie za nami ciagnal do konca zycia. Dlaczego ludzie ludziom robia takie rzeczy? Ktos sie niezle zabawil naszym kosztem a my musimy z tym zyc. W obecnej sytuacji pan maz chodzi sobie na ryby a ja zyje z tym gownem. Czuje sie z tym potwornie samotna jakiekolwiek rozmowy na ten temat nie maja juz sensu bo ile mozna to walkowac wiec nie rozmawiamy juz prawie wcale. Rozmowy na inne tematy jakos sie nie kleja bo zawsze stoi miedzy nami"to". Podczas zwyklej rozmowy wjezdzaja mi sceny przed oczy jego z nia. Jak w filmie. Jaki wiec z tego zysk? Zycie w piekle i potworna meczarnia. Czasem mysle wieczorem zeby isc juz jak najszybciej spac bo chociaz wtedy sie wylaczam. Jak sie rozwiode to ta trauma i tak bedzie do mnie wracac .Co to za zycie po takim czyms.
Jak to jest? Jest ciężko, Ja szukałam winy w sobie. Dopiero potem zrozumiałam, że mój EX potrzebował oficjalniej kobiety, ale po jakimś czasie przestałam być w niego ślepo zapatrzona. Okazało się, że często wiem więcej od niego, więc wymienił mnie na inny model, na kobietę która mam wrażenie pozwoliłaby mu zrobić kupę na swoją głowę. Na kobietę która w Towarzystwie zachowywała się jak jego cień. a Z drugiej strony nie mógł uporać się z swoimi potrzebami, niestety kręciły go damskie i męskie pupy... sam też lubił się nadstawić... a tych pragnień nie móg zaspokoić w domu.
Eni.lij Dlaczego nadal z Nim jesteś?
Kontrowersyjny temat
Odniosę się do siebie. Dla mnie zdrada równała się z kryzysem tożsamości z którego wyszłam silniejsza, pewniejsza siebie i przede wszystkim świadoma rzeczy, stanów o których kiedyś nawet nie miałam "ochoty" pomyśleć i zastanowić się nad nimi...
Zdrada po prostu obdarła mnie ze złudzeń. Zmieniła mój pogląd na wiele spraw, zmieniła moje podejście do życia, zmieniła moje podejście do siebie, męża i dzieci (też), również do innych ludzi. Dzięki niej miałam okazję zastanowić się nad sobą, nad mężem, nad naszym związkiem. Nigdy wcześniej tego nie robiłam (o zgrozo) - nigdy wcześniej nie weszłam w siebie tak głęboko...
Też nie widzę zysku.
Mam bardziej zrytą banie niż wcześniej, nie wierzę że ktoś mnie może kochać, nie przeżywam tak głęboko emocji jak wcześniej.
W życiu jest mi trudnej bo jestem sama.
0 zysków.
ja mam takie podejście do życia, że z każdej sytuacji staram sie wycisnąć coś dobrego dla mnie.
choć mialam kilka niefajnych delikatnie mowiac sytuacji w zyciu nie zmienilabym nic w swojej przeszłości.
a zdrady (miedzy innymi) umocnily mnie w przekonaniu czego chce, a czego nie chce.
jak chce, zeby wygladalo moje zycie, moje związki,czy ludzie, ktorymi chciałabym sie otaczac. nauczyly mnie gdzie chce postawic swoje granice, ktore nie beda negocjowalne.
Zdrada nie niesie ze sobą zadnego zysku. Tylko niszczy zaufanie w związku. Czasami gdzieś można przeczytać, że działa jak terapia szokowa i może być pretekstem do rewolucji w relacji. Ale tak naprawdę to coś, do czego uciekają się tylko ludzie słabi i bez szacunku do partnera. Relacje można zmieniać, rozmawiając ze sobą.
W życiu wybaczyłem jedną zdradę. Dziewczyna zmieniła się na kilka miesięcy, po czym powróciła do starych schematów. Na koniec jeszcze raz mnie zdradziła, bo kto nie ma oporów, by zrobić to raz, dlaczego miałby nie zrobić tego kolejny raz?
12 2016-09-27 18:48:47 Ostatnio edytowany przez Malineczka00 (2016-09-27 18:50:29)
.
A ja mam swego rodzaju zysk ze zdrady. Jestem z zupełnie innym człowiekiem, chociaż na tamten czas nie uważałam żeby było mi tragicznie, to teraz mam dużo lepszego człowieka przy sobie. Inna rzecz jest taka, że już wiem że potrafię być sama i dam sobie radę mimo wszystko. Kolejna jest taka, że już nie boję się stawiać wyraźnych granic bo patrz wyżej nie boję się że zostanę sama. Wiem, żże chociaż aktualnie tak myślę to świat na żadnym facecie się nie kończy. Ach no i coś co uważam za plus to to że już teraz wiem ze nigdy nie mogę być pewna ze coś jest mi dane na zawsze więc staram się chwytać chwilę i cieszyć się że teraz ten, którego kocham jest przy mnie.
Memo dobre pytanie dlaczego dalej z Nim jestem. Chyba taki ze mnie tchorz ze nie odejde. Boje sie samotnosci. Boje sie ze On kogos sobie znajdzie ze bedzie mial z kims dzieci ze bedzie szczesliwy a ja ze bede taka sama nieszczesliwa. Moze gdybym miala drugie dziecko byloby mi latwiej mialabym przynajmniej te dzieci w zyciu. Mam tylko jedno i codziennie boje sie panicznie zeby mu sie cos nie stalo chyba wpadam w jakas paranoje. Boje sie ze on bedzie mial z kims te dzieci a ja bede zyla z poczuciem straty swojego bo stracilam ciaze po tym wszystkim.Dostawalam jakis histeri w tej ciazy nie moglam sie w tym wszystkim odnalezc to wszystko mi sie jakies chore nienormalne wydawalo. ze przeciez to ona mogla byc w tej ciazy z nim. w dodatku on wtedy jak mnie zostawial to z dzieckiem bez srodkow do zycia. on teraz tego zaluje ale ja juz nie umiem mu zaufac. za bardzo boli. Nie umiem juz nawet dziecka po tym wszystkim urodzic.Talerz a ile Ty jestes po zdradzie bo ja mam wrazenie ze myslisz tak jak ja 3 lata temu. moze u Ciebie pojdzie to z biegiem czasu w lepszym kierunku u mnie niestety poszlo w gorszym. Dobrze ze chociaz jestescie tu WY tacy co to przezyli i to rozumieja. wokol mnie sami szczesliwi ludzie. Nie moge na nich patrzec. Maja takie normalne zycia. ja mam wrazenie ze jestem teraz jakas inna,dziwna. Jakbym byla jakims innym czlowiekiem.
A ja mam swego rodzaju zysk ze zdrady. Jestem z zupełnie innym człowiekiem, chociaż na tamten czas nie uważałam żeby było mi tragicznie, to teraz mam dużo lepszego człowieka przy sobie. Inna rzecz jest taka, że już wiem że potrafię być sama i dam sobie radę mimo wszystko. Kolejna jest taka, że już nie boję się stawiać wyraźnych granic bo patrz wyżej nie boję się że zostanę sama. Wiem, żże chociaż aktualnie tak myślę to świat na żadnym facecie się nie kończy. Ach no i coś co uważam za plus to to że już teraz wiem ze nigdy nie mogę być pewna ze coś jest mi dane na zawsze więc staram się chwytać chwilę i cieszyć się że teraz ten, którego kocham jest przy mnie.
16 2016-09-27 20:18:03 Ostatnio edytowany przez memo331 (2016-09-27 20:18:22)
Przede wszystkim jestem szczęśliwa z faktu pojawienia się tutaj bliskich mi w jakimś sensie osób ( Talerz 123 )
Założyłam ten temat troszkę egoistycznie, niestety . W powracających chwilach zwątpienia, chcę czerpać z siły i mądrości innych
Ja również odniosłam pewną korzyść ze zdrady. Przypomniałam sobie jaką byłam osobą przed erą pod tytułem " mąż"
Że miałam swoje życie i marzenia, które wraz z upływem czasu zostały zastąpione marzeniami i życiem innej osoby
Eni.lij poruszyłaś moje serce szczerością
17 2016-09-27 20:41:57 Ostatnio edytowany przez talerz123 (2016-09-27 20:50:29)
Eni.lij świeżo - 4 miesiące od kiedy wiem. Mi się wydaje, że nie będę żałowała moich decyzji. Ale to się okaże za jakiś czas. Zresztą ja zaznaczam zawsze i wszędzie, że to czy ja i On będziemy razem to nie jest istotne w tym wszystkim. Najważniejsze, że ja się z tego podniosłam i nie żyję już zdradą. Nie wraca ona do mnie. Wstaję rano i nie myślę o tym, że mąż mnie zdradził. Słucham tego co do mnie mówi, patrzę na niego, na to co robi, by mi udowodnić swoją zmianę, to, że zrozumiał i nie dokładam w myślach zdania: "a jednak zdradził". Nie żyję przeszłością. Jestem w nowym związku. W związku na innych zasadach, z innymi priorytetami i tylko pozornie tym samym człowiekiem (którego nie postrzegam jak mojego zdrajcę). Ja jakiś czas temu podjęłam decyzję o rozwodzie i odejściu od męża. I jak ruszyłam tą ścieżką to rozsypałam się znowu na kawałki. Wiesz dlaczego? Bo w głębi duszy w ogóle nie chciałam tego. No, ale myślałam, że powinnam bo zdradził, oszukał, itd. Że muszę to zrobić, bo inaczej Jego nie spotka kara, bo przecież On mnie nie może kochać skoro zdradził, skoro chciał innej. I na nowo zaczęłam grzebać w sobie - skąd te emocje, ten ból. Zrozumiałam, że wybaczenie to nic złego, że danie szansy to nie powód do wstydu. Bo dzisiaj - takie mam wrażenie - dużo ludzi uważa, że wybaczyć zdradę to wstyd. Zresztą ja całe życie wmawiałam sobie, że takich rzeczy się nie wybacza i że to definitywny koniec związku. A jednak...I właśnie to wyobrażenie mnie samej jakie nosiłam w sobie utrudniało mi uporać się do końca z traumą zdrady. Zdrada zabiła więc moje wyobrażenia: związku, męża, mnie i miłości... Ale dzięki niej zrozumiałam też, że to były tylko wyobrażenia, że nijak mają się do mojej rzeczywistości...Mogłabym żyć nimi dalej, ale czy warto?
Niedawno spotkałam pewną znajomą starszą Panią. W rozmowie Ona powiedziała, że nie wie co się dzieje, ale w jej otoczeniu wszyscy się teraz rozwodzą. Jej rówieśnicy, znajomi, wydawałoby się zgodne małżeństwa - od kilkudziesięciu lat razem. I naszła mnie właśnie taka refleksja, że ludzie kiedyś byli ze sobą mimo zdrad, problemów bo kiedyś rozwód wiązał się z jakimś tam piętnem a dziś to chyba jest na odwrót (oczywiście nie uważam, że rozwód czy rozstanie to coś złego. Jeśli ktoś naprawdę tego chce to oczywiste jest, że nie powinien ciągnąć nic na siłę i zakończyć związek. Jeśli jednak naprawdę tego chce.). Dzisiaj chyba zostać ze zdrajcą to powód, by zostać przez kogoś wytkniętym palcem (bo przecież mężczyzn, uczciwych na świecie jest wielu i szkoda czasu na tego prostaka, po co się męczyć, i tak zdradzi znowu, skoro już raz zdradził itp).
Ale to tylko moje wnioski, mogę się mylić . Ja wiem jedno: kocham tego "prostaka" mimo wszystko i wierzę, że On też kocha jednak mnie. Że zrozumiał i nie zrobi już więcej tego błędu. Uważam, że właśnie dlatego, że Go ciągle i mimo wszystko kocham warto przynajmniej spróbować i dać Mu szansę.
Memo331 "Przypomniałam sobie jaką byłam osobą przed erą pod tytułem " mąż" znam to! Znam!
Talerz no ja zazdroszcze Ci ze tak to odbierasz. Ja juz przechodzilam przez rozne etapy po tym wszystkim. Mialam tez takie stany ze dam rade ale za kazdym razem i tak wracalo "to"Chyba najbardziej rozsypalam sie juz po tym jak poronilam. Pomyslalam wtedy ze juz nawet dziecka z tym czlowiekiem nie moge miec.Nie wiem jak to sie skonczy u mnie. Przezylam z nim 20 lat. Nie jest mi tak latwo to zakonczyc ale nie wiem czy chce reszte zycia przezyc w takiej udrece. Chociaz mam wrazenie ze to sytuacja bez wyjscia. Cokolwiek nie zrobie bedzie zle.
Do pewnych rzeczy dojrzewa się w czasie. Tak będzie również z Tobą Eni.lij...U mnie mija już rok, a wszystkie etapy powtarzają się nadal cyklicznie. Są to już echa, a ja jestem o tryliard przemyśleń dalej Wiem, że dla Ciebie będzie to truizm, ale wierz mi: czas naprawdę leczy rany
albo przynajmniej zmienia perspektywę
Ktoś, kto tak otwarcie jak Ty przyznaje się do prawdziwych przyczyn pozostania w związku po takich emocjach, nie może być słaby
Talerz no ja zazdroszcze Ci ze tak to odbierasz. Ja juz przechodzilam przez rozne etapy po tym wszystkim. Mialam tez takie stany ze dam rade ale za kazdym razem i tak wracalo "to"Chyba najbardziej rozsypalam sie juz po tym jak poronilam. Pomyslalam wtedy ze juz nawet dziecka z tym czlowiekiem nie moge miec.Nie wiem jak to sie skonczy u mnie. Przezylam z nim 20 lat. Nie jest mi tak latwo to zakonczyc ale nie wiem czy chce reszte zycia przezyc w takiej udrece. Chociaz mam wrazenie ze to sytuacja bez wyjscia. Cokolwiek nie zrobie bedzie zle.
Wiem jak dobijają te wątpliwości . Wiem co to znaczy być wewnętrznie rozdartym i ciągle zadręczać się pytaniami o to, co byłoby gdyby poszło się inną drogą. Ja dręczyłam się właśnie do czasu kiedy zrozumiałam co powodowało moje wątpliwości i kiedy "przerobiłam temat" z nimi związany. Od tamtej chwili mam spokój, ale nie wiem ile on będzie trwał. Nie myślę w sumie o tym, bo tak naprawdę dla mnie liczy się tu i teraz. Na resztę i tak nie mam wpływu. Decyduję przecież o tym co jest. Ja nadaję ton mojemu życiu.
Wiem niestety co to znaczy poronić i jakie cierpienie z tego wynika. Poroniłam 7 lat temu i do dziś pamiętam ten dzień, do dziś myślę o swoim dziecku, ale już bez tych wszystkich emocji... Może u Ciebie po prostu wszystko się nawarstwiło. Dwie traumy, z którymi się jeszcze nie zdążyłaś uporać. Stąd masz bardziej pod górkę...
Myślałaś o psychologu?
Zdrada nie niesie ze sobą zadnego zysku. Tylko niszczy zaufanie w związku. Czasami gdzieś można przeczytać, że działa jak terapia szokowa i może być pretekstem do rewolucji w relacji. Ale tak naprawdę to coś, do czego uciekają się tylko ludzie słabi i bez szacunku do partnera. Relacje można zmieniać, rozmawiając ze sobą.
W życiu wybaczyłem jedną zdradę. Dziewczyna zmieniła się na kilka miesięcy, po czym powróciła do starych schematów. Na koniec jeszcze raz mnie zdradziła, bo kto nie ma oporów, by zrobić to raz, dlaczego miałby nie zrobić tego kolejny raz?
Cieszę się , że zajrzałeś właśnie tutaj Znam Twoją historię, podoba mi się sposób w jaki ją relacjonujesz
Czy jednak w całokształcie nie wyniosłeś żadnych korzyści? Ładna buzia nie zrekompensuje pustki uczuciowej
Ty już to wiesz przecież
Cholera ale ile mozna czekac az ten czas wyleczy rany. Juz piaty rok mija. Mam wrazenie ze bylo troche wiecej tych traum jak zostawlam wtedy sama to w srodku szkoly bez pracy. Chca mnie zabic te mysli co by sie stalo wtedy jakbym zostala sama z tym dzieckiem. Mojego meza wszyscy uwazaja za bohatera nikt nie wie co mi zrobil. Jeszcze bardziej mnie to dobija. Chcial sie ze mna rozwiesc z orzekaniem o mojej winie bo mu tak kochanka kazala. Jak mozna wybaczyc takie cos? On teraz zaluje ale co mi z jego zalu jak mnie to chce zabic co dzien ze moglby tak postapic. Moze wasze historie byly troche lzejsze wiec moze wam latwiej. Przezylam to dziecko bardzo ale mam wrazenie ze tego bolu co on mi zadal to nie jest w stanie przebic nic. Jedyna pozytywna rzecz chyba z tego to to ze sprawy ktorymi sie kiedys stresowalam typu egzaminy itp wogole teraz nie robia na mnie teraz wrazenia. Az takie cos bylybyscie w stanie wybaczyc?
Cholera ale ile mozna czekac az ten czas wyleczy rany. Juz piaty rok mija.
Jesli bedziesz siedziec i czekac aż sie SAMO zrobi to mozesz tak jeszcze czekac dlugo.
nic sie samo nie zrobi. Ty musisz cos zrobic.
Cholera ale ile mozna czekac az ten czas wyleczy rany. Juz piaty rok mija. Mam wrazenie ze bylo troche wiecej tych traum jak zostawlam wtedy sama to w srodku szkoly bez pracy. Chca mnie zabic te mysli co by sie stalo wtedy jakbym zostala sama z tym dzieckiem. Mojego meza wszyscy uwazaja za bohatera nikt nie wie co mi zrobil. Jeszcze bardziej mnie to dobija. Chcial sie ze mna rozwiesc z orzekaniem o mojej winie bo mu tak kochanka kazala. Jak mozna wybaczyc takie cos? On teraz zaluje ale co mi z jego zalu jak mnie to chce zabic co dzien ze moglby tak postapic. Moze wasze historie byly troche lzejsze wiec moze wam latwiej. Przezylam to dziecko bardzo ale mam wrazenie ze tego bolu co on mi zadal to nie jest w stanie przebic nic. Jedyna pozytywna rzecz chyba z tego to to ze sprawy ktorymi sie kiedys stresowalam typu egzaminy itp wogole teraz nie robia na mnie teraz wrazenia. Az takie cos bylybyscie w stanie wybaczyc?
Hmm widzisz kiedyś powiedziałabym stanowczo: NIE. Dziś powiem tylko: NIE WIEM. Nie wiem, bo nie znalazłam się w takiej sytuacji. Moja była inna. Każda historia tu na forum jest inna a łączy nas tylko jeden wspólny "fragment" tych historii: zdrada... Nauczyłam się, że nie mam prawa oceniać ludzi. Niedawno koleżanka wrzuciła na fcbk'u mema, który bardzo utkwił mi w pamięci: jeśli ktoś ocenia Twoją drogę, pożycz mu własne buty. I to jest sedno. Nigdy nie chodziłam w Twoich.
Mogłabyś powiedzieć dlaczego nie powiedziałaś nikomu? Czemu ukrywałaś (jak mniemam) zdradę męża?
5 lat to długo, żeby nosić żal w sobie. Bardzo, bardzo długo. 5 lat żyjesz w stanie, który wykańcza cię psychicznie. Ile jeszcze wytrzymasz?
Zastanów się nad terapią. Ja nie uważam, żeby to czas leczył rany. Czas co najwyżej przyzwyczaja nas do bólu...Swoje rany trzeba wyleczyć samemu, licząc się z tym, że i tak zostaną blizny.
Życzę Ci dużo siły i przede wszystkim powodzenia w walce o Siebie.
Cholera ale ile mozna czekac az ten czas wyleczy rany. Juz piaty rok mija. Mam wrazenie ze bylo troche wiecej tych traum jak zostawlam wtedy sama to w srodku szkoly bez pracy. Chca mnie zabic te mysli co by sie stalo wtedy jakbym zostala sama z tym dzieckiem. Mojego meza wszyscy uwazaja za bohatera nikt nie wie co mi zrobil. Jeszcze bardziej mnie to dobija. Chcial sie ze mna rozwiesc z orzekaniem o mojej winie bo mu tak kochanka kazala. Jak mozna wybaczyc takie cos? On teraz zaluje ale co mi z jego zalu jak mnie to chce zabic co dzien ze moglby tak postapic. Moze wasze historie byly troche lzejsze wiec moze wam latwiej. Przezylam to dziecko bardzo ale mam wrazenie ze tego bolu co on mi zadal to nie jest w stanie przebic nic. Jedyna pozytywna rzecz chyba z tego to to ze sprawy ktorymi sie kiedys stresowalam typu egzaminy itp wogole teraz nie robia na mnie teraz wrazenia. Az takie cos bylybyscie w stanie wybaczyc?
Nie wiem, czy to Ci pomoże, czy zaszkodzi...ja emocjonalnie uzależniłam się od swojego męża...w kryzysowej sytuacji patrzyłam na siebie JEGO oczami...widziałam tylko SWOJE wady, SWOJĄ winę, SWOJE błędy... musiałam zmierzyć się z jego agresją słowną, z jego tęsknotą za "tamtą" kobietą, z porównywaniem "in minus", z oskarżeniami o zniszczenie mu pięknej przyjaźni ( nie ze mną niestety )...aż w pewnym momencie zrozumiałam, że jestem jeszcze JA. Mój (nasz) syn, moje Ja, mój świat, moje marzenia...MOJE
V tylko co? Co Ty bys zrobila na moim miejscu? Wiem ze pewnie najlepiej byloby sie rozejsc.Tylko boje sie ze bedzie jeszcze gorzej. Skoncze jak jakas samotna sfrustrowana baba po przejsciach. W psychologow nie wierze. Wiem co by mi powiedzial. Odzielasz gruba krecha albo rozwod. Nie potrafie odzielic gruba krecha wiec tylko rozwod. Ale dla mnie to tez nie jest dobre rozwiazanie. Moze jest jakies 3 wyjscie o ktorym nie wiem. Moze ktos zna jakis zloty srodek o ktorym nie wiem.
co bym zrobila? to co zrobilam
odejscie i uleczenie siebie
duzo czytam i stosuje wyczytane rady w zyciu
zaczelam sie w koncu wsluchiwac w siebie
bo do tej pory zawsze innych stawialam ponad soba - nawet obcych, tak bylam nauczona.
pozbylam sie lęków, wiem,ze cokolwiek by sie nie stalo to sobie poradze, bo jesli w cos wierzę,to wlasnie w to, ze zawsze jest wyjście. trzeba je tylko dostrzec. a jak nie widac - to samemu je stworzyc.
robie tez to co jest teraz modne: wychodze ze swojej strefy komfortu. a raczej powiekszam ją nieustannie. i zaczęło mi to sprawiac ogromna frajde - takie male zwyciestwa na drodze do spelnienia zyciowego marzenia które mi sie niedawno skrystalizowalo
nie dam Ci konkretnej rady
kazdy musi sam odnalezc swoją droge i swoj sposob. ale jedno jest pewne: siedzenie i czekanie niczego nie zalatwi.
Memo i Talerz dzieki dziewczyny za wsparcie.To jest pocieszajace ze ktos tez musial sie zmierzac z ta druga baba.Mysle ze moze byloby mi latwiej gdyby ona byla jakas porzadna ale to byla wyrachowana cwaniara ktora zniszczylaby mnie i dziecko. Zawsze myslalam ze gdyby nawet spotkal mnie rozwod to bez szarpania i w zgodzie. Niestety nie wiedzialam ze ludzie potrafia byc tak podli jak ta baba co potrafila sie o mnie wyrazac "ten zjebany leb". Cholera bola takie rzeczy. Ze najblizsza mi osoba knula z kims takim przeciwko mnie. Tez odzyskalam to moje JA w tym wszystkim. Chyba kazda z nas tak ma po takich przejsciach. Nie wiem jak to u mnie sie skonczy ale zycze Wam wszystkiego najlepszego zeby Wam sie udalo. Milo ze jest jeszcze ktos normalny na tym swiecie.
W psychologow nie wierze. Wiem co by mi powiedzial. Odzielasz gruba krecha albo rozwod. Nie potrafie odzielic gruba krecha wiec tylko rozwod. Ale dla mnie to tez nie jest dobre rozwiazanie. Moze jest jakies 3 wyjscie o ktorym nie wiem. Moze ktos zna jakis zloty srodek o ktorym nie wiem.
Nieee. Psycholog nie będzie Ci mówił jak masz zrobić. Psycholog w zasadzie może Cię tylko pokierować, pomóc Ci dojrzeć pewne rzeczy, których nie widzisz. Całą pracę i tak musisz odwalić Ty Eni.lij. Nikt inny tego za Ciebie nie zrobi.
Złoty środek? Nie ma uniwersalnej recepty, która mówi jak wyjść na prostą. No w sumie uniwersalne może być tylko założenie, że to Ty musisz wziąć odpowiedzialność za siebie.
30 2016-09-27 23:03:16 Ostatnio edytowany przez talerz123 (2016-09-27 23:04:25)
Memo i Talerz dzieki dziewczyny za wsparcie.To jest pocieszajace ze ktos tez musial sie zmierzac z ta druga baba.Mysle ze moze byloby mi latwiej gdyby ona byla jakas porzadna ale to byla wyrachowana cwaniara ktora zniszczylaby mnie i dziecko.
Eni.lij ja to bym kupiła kochance mojego męża kwiaty . Może kiedyś nawet będę miała okazję by jej je wręczyć (ciekawe jaką miałabym minę
...)
. Bo również dzięki niej otworzyłam oczy. Nie mam do niej żalu. Żadnego. Jedyną osobą, która mnie skrzywdziła był mój mąż. Bo to On mi coś obiecywał i mydlił mi oczy, nie ona.
Memo jesteście dalej razem?
Dzieki V. To jest budujace co napisalas. Zazdroszcze Ci tej sily ktora masz. Moze byloby latwiej jakby na swojej drodze na co dzien spotykalo sie jakis ludzi po przejsciach. Niestety ja mam chyba pecha bo takowych nie spotykam. Samych tylko szczesliwych temu sie dziecko urodzilo ten sie zareczyl.Szlag mnie trafia ze tylko ja mam takie popaprane zycie.Chociaz tu mozna spotkac takich co cos przezyli i jakie wyciagneli z tego wnioski.
eni.lij napisał/a:Memo i Talerz dzieki dziewczyny za wsparcie.To jest pocieszajace ze ktos tez musial sie zmierzac z ta druga baba.Mysle ze moze byloby mi latwiej gdyby ona byla jakas porzadna ale to byla wyrachowana cwaniara ktora zniszczylaby mnie i dziecko.
Eni.lij ja to bym kupiła kochance mojego męża kwiaty
. Może kiedyś nawet będę miała okazję by jej je wręczyć (ciekawe jaką miałabym minę
...)
. Bo również dzięki niej otworzyłam oczy. Nie mam do niej żalu. Żadnego. Jedyną osobą, która mnie skrzywdziła był mój mąż. Bo to On mi coś obiecywał i mydlił mi oczy, nie ona.
Memo jesteście dalej razem?
Talerz, jesteś mi bliska właśnie dlatego, że podjęłaś decyzje mi pokrewne...:) Przez pewien moment zastanawiałam się jak to możliwe, że nasze historie są tak zbieżne...:) nawet w detalach...:-)
Eni.lij ja to bym kupiła kochance mojego męża kwiaty
. Może kiedyś nawet będę miała okazję by jej je wręczyć (ciekawe jaką miałabym minę
...)
. Bo również dzięki niej otworzyłam oczy. Nie mam do niej żalu. Żadnego. Jedyną osobą, która mnie skrzywdziła był mój mąż. Bo to On mi coś obiecywał i mydlił mi oczy, nie ona.
Talerz, jesteś mi bliska właśnie dlatego, że podjęłaś decyzje mi pokrewne...:) Przez pewien moment zastanawiałam się jak to możliwe, że nasze historie są tak zbieżne...:) nawet w detalach...:-)
Hehe myślę, że jesteśmy jednak w mniejszości
Eni.lij zauważ, że połowa tych ludzi jest szczęśliwa ... w swojej nieświadomości.
Mąż kochanki mojego męża też jest szczęśliwy. Niestety nie zdobyłam się na obdarcie Go ze złudzeń.
Ide dziewczyny spac. Jutro mam dwunastke w pracy. Odezwijcie sie czasem jak sobie radzicie. Moze razem bedzie lzej przejsc to wszystko. Dobranoc.
No dobra napisze jeszcze. Czytalam troszke wasze historie ale nie do konca wiem jak sie skonczyly. Moze jeszcze kiedys popiszemy.
priorty napisał/a:Zdrada nie niesie ze sobą zadnego zysku. Tylko niszczy zaufanie w związku. Czasami gdzieś można przeczytać, że działa jak terapia szokowa i może być pretekstem do rewolucji w relacji. Ale tak naprawdę to coś, do czego uciekają się tylko ludzie słabi i bez szacunku do partnera. Relacje można zmieniać, rozmawiając ze sobą.
W życiu wybaczyłem jedną zdradę. Dziewczyna zmieniła się na kilka miesięcy, po czym powróciła do starych schematów. Na koniec jeszcze raz mnie zdradziła, bo kto nie ma oporów, by zrobić to raz, dlaczego miałby nie zrobić tego kolejny raz?
Cieszę się , że zajrzałeś właśnie tutaj
Znam Twoją historię, podoba mi się sposób w jaki ją relacjonujesz
Czy jednak w całokształcie nie wyniosłeś żadnych korzyści? Ładna buzia nie zrekompensuje pustki uczuciowej
Ty już to wiesz przecież
W tym sensie jest korzyść. Człowiek najszybciej uczy się na własnych błędach. Ale dla relacji zdrada to śmierć lub początek długiego konania w nieufności, aż wreszcie uczucie się wypali.
Jedyny "zysk" ze zdrady mojego męża to taki iż przekonałam się że co mnie nie zabije to mnie wzmocni.Okazało się że jestem o wiele silniejsza niż myślałam. Już nie jestem tak zaślepiona miłością jak kiedyś więc dostrzegam więcej. Niestety ale strat było więcej niż zysków...
Zostałam zdradzona i to nie jeden raz przez byłego faceta (byłam z nim 4,5 roku). Bardzo mnie nie szanował. Wyzywał, nie pozwalał nigdzie wychodzić itp. W końcu doszło do tego, że mnie uderzył. Oczywiście to był koniec. Jakieś 2 miesiące po rozstaniu dowiedziałam się co czynił. Mi nie pozwalał wychodzić nigdzie, miałam siedzieć w domu a sam wychodził na dyskoteki, imprezki, na których zabawiał się z panienkami. Nawet nie chcę wiedzieć z iloma mnie zdradził. Najśmieszniejsze jest to, że jakieś ~8 miesięcy później od rozstania płakał do mnie (dosłownie ciekły mu łzy), chciał się oświadczać i w ogóle cyrki takie... Ja go tylko wyśmiałam. Samo to, gdy dowiedziałam się, że mnie zdradzał wzbudziło we mnie okropny wstręt do niego, a zarazem zaczęłam się śmiać z tego jakim jest kretynem. Terapią szokową było dla mnie bardziej to, że mnie uderzył. Ale po tym wszystkim nigdy nie miałam urazu do facetów ani problemów z zaufaniem. Jestem trochę silniejsza tylko. Więc to chyba plus
Wiecie co przemyslalam sobie to troche. Uwazam ze bardzo duzo racji ma -V-.poczytalam troche jej posty nie wszystkie bo jest ich bardzo duzo. Bardzo mi sie podobalo o tym psie. Kto nie wie o co chodzi niech zagladnie. Dobrze to okreslil rowniez Priorty ze zdrada to smierc lub poczatek dlugiego konania w nieufnosci az w koncu uczucie sie wypali. Zyje z tym piaty rok i przyznaje to szczera prawda czy ktos tego chce czy nie.Cala reszta to oszukiwanie siebie ze jest inaczej.Patrzac z perspektywy czasu to mysle ze okolo 2 lata po zyje sie w jakims zaslepieniu i amoku. Potem nastepuje czas otrzezwienia i zaczynaja do czlowieka dochodzic niektore rzeczy. Jakby klapki spadaly z oczu. Kto jest swiezo po zdradzie nie zrozumie. Musi z tym troche pozyc. Mysle ze po takim czyms ludzie powinni sie rozstawac ale niektorzy nie sa tacy silni zeby to zrobic. Od tego juz nie ma odwrotu juz nie ma tego co bylo zostala przekroczona granica ktorej sie nie przekracza w zwiazku. Po takim czyms zyje sie z kims bo sie zyje ale juz obok siebie patrzy sie na partnera jak na zupelnie odrebnego czlowieka takiego wrecz obcego. Czasem czlowiek sobie wmawia ze jest inaczej bo tak bardzo tego nie chce ale prawdy nie oszuka . i niestety albo ktos godzi sie na to dziwne zycie po albo odchodzi
Cóż Eni.lij Twój wybór. Twoja sprawa. Twoje życie i w końcu Twoje decyzja w czym będziesz tkwić i czym będziesz "karmić się" codziennie.
Ale proszę Cię o jedno i znikam :
zastanów się nad jedną kwestią - dlaczego przyjęłaś tak szybciutko punkt widzenia akurat _v_? Bo mi się wydaję (mogę się mylić ), że dlatego, że teraz odnalazłaś się w nim cała. Po prostu czujesz się tak jak opisuje _v_ i dlatego wydaje Ci się, że tak musi być, jest i będzie. I że to jedyna "słuszna racja", jak to mawiała moja Pani od plastyki, którą pozdrawiam. A nuż to czyta
.
Talerzyku kochany ja Tobie zycze jak najlepiej ale widzisz moze ja tak to widze bo zyje z tym dlugo. Spojrzmy prawdzie w oczy nie ma juz tego oddania jednosci nie ma tego "my". Czy ktoras z nas oddala by sie bez reszty takiemu facetowi? Moze to wlasnie jest jeden z plusow tego wszystkiego ze nie. Moze tak jest lepiej.Moze bede zyla z tym moim mezem ale juz inaczej i to jest przykre to boli ze nie mozna tak zufac do konca bo w glebi serca chcialoby sie inaczej. Ale swiat jest brutalny kazdy jak przyjdzie co do czego to mysli tylko o sobie i chyba czas sie z tym pogodzic. Przykre tylko to w tym wszystkim ze dzieci po rozstaniu maja juz tylko matke ojciec ma je juz gleboko. Jakby przestawaly byc jego dziecmi. Malo jest takich facetow co dba potem o swoje dzieci. Przewaznie dbaja juz tylko o kochanke i jej dzieci.
42 2016-09-29 14:25:43 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-09-29 14:26:20)
Talerzyku kochany ja Tobie zycze jak najlepiej ale widzisz moze ja tak to widze bo zyje z tym dlugo. Spojrzmy prawdzie w oczy nie ma juz tego oddania jednosci nie ma tego "my". Czy ktoras z nas oddala by sie bez reszty takiemu facetowi? Moze to wlasnie jest jeden z plusow tego wszystkiego ze nie. Moze tak jest lepiej.Moze bede zyla z tym moim mezem ale juz inaczej i to jest przykre to boli ze nie mozna tak zufac do konca bo w glebi serca chcialoby sie inaczej. Ale swiat jest brutalny kazdy jak przyjdzie co do czego to mysli tylko o sobie i chyba czas sie z tym pogodzic. Przykre tylko to w tym wszystkim ze dzieci po rozstaniu maja juz tylko matke ojciec ma je juz gleboko. Jakby przestawaly byc jego dziecmi. Malo jest takich facetow co dba potem o swoje dzieci. Przewaznie dbaja juz tylko o kochanke i jej dzieci.
Eni.lij, bardzo mnie poruszyły twoje dzisiejsze wypowiedzi w tym wątku. Jest w nich tak wiele zawiedzionych nadziei, żalu i smutku, że bardzo mnie to chwyta za serce. Przykro mi, że zostałaś tak dogłębnie zraniona a jeszcze bardziej, gdy uświadamiam sobie, jak bardzo samą siebie krzywdzisz.
Jeśli po pięciu latach od zdrady, ty nadal tkwisz w bólu i cierpisz, to znaczy, że taki stan jest dla ciebie naturalny, że długo przed tym zanim dotknęła cię zdrady partnera, czułaś to. Charakterystyczne jest to, że dla ciebie WŁAŚCIWY I WARTOŚCIOWY związek miłosny to taki, w którym jest jedność partnerów, stopienie się, pełna zgodność, a takie związki nie istnieją.
Jak to powiedziala kiedys moja dobra znajoma"jakie te baby cwane a jakie te chlopy glupie". Bez obrazy dla panow co maja wlasne zdanie i wlasny rozum bo sa i tacy ale ich jest zdecydowanie mniej. Przewaznie ta co przed nimi rozlozy nogi 5 razy dziennie to zrobi dla niej wszystko nawet przestanie byc ojcem dla wlasnych dzieci.
Jak to powiedziala kiedys moja dobra znajoma"jakie te baby cwane a jakie te chlopy glupie". Bez obrazy dla panow co maja wlasne zdanie i wlasny rozum bo sa i tacy ale ich jest zdecydowanie mniej. Przewaznie ta co przed nimi rozlozy nogi 5 razy dziennie to zrobi dla niej wszystko nawet przestanie byc ojcem dla wlasnych dzieci.
Jeśli utożsamiasz swojego partnera do "chłopów" z opisu, to chyba czas najwyższy się rozstać.
45 2016-09-29 14:39:29 Ostatnio edytowany przez talerz123 (2016-09-29 15:29:51)
Talerzyku kochany ja Tobie zycze jak najlepiej ale widzisz moze ja tak to widze bo zyje z tym dlugo. Spojrzmy prawdzie w oczy nie ma juz tego oddania jednosci nie ma tego "my". Czy ktoras z nas oddala by sie bez reszty takiemu facetowi? Moze to wlasnie jest jeden z plusow tego wszystkiego ze nie. Moze tak jest lepiej.Moze bede zyla z tym moim mezem ale juz inaczej i to jest przykre to boli ze nie mozna tak zufac do konca bo w glebi serca chcialoby sie inaczej. Ale swiat jest brutalny kazdy jak przyjdzie co do czego to mysli tylko o sobie i chyba czas sie z tym pogodzic. Przykre tylko to w tym wszystkim ze dzieci po rozstaniu maja juz tylko matke ojciec ma je juz gleboko. Jakby przestawaly byc jego dziecmi. Malo jest takich facetow co dba potem o swoje dzieci. Przewaznie dbaja juz tylko o kochanke i jej dzieci.
Widzisz u mnie jest inaczej. Dlatego napisałam ci o tych butach. Mój mąż jest wspaniałym ojcem i zawsze nim był. Mąż z niego też fajny wbrew pozorom . I w końcu mój mąż rozumie (nareszcie) co stało się w naszym życiu i co najważniejsze wie dlaczego. Wie już jak czułam się ja gdy się wydało. Przestał zaprzeczać. Przeżył swoją zdradę bardzo, bo zrozumiał, że to czym chciał podbudować swoje poczucie własnej wartości, stało się gwoździem do jego własnej trumny... Mój mąż powoli zaczyna rozumieć czym jest wewnątrzsterowność. Oby odkrył to "zjawisko
" w końcu w pełni.
Kochana tu nie chodzi o to, czy Ty i Twój mąż będziecie razem, czy ja i mój mąż będziemy razem. Rozwód to nie jest koniec świata. Chodzi o to, żeby zrozumieć, że Ty kierujesz swoim życiem, że tego "MY" tak naprawdę nigdy nie było. Zawsze byliście TY i ON, zawsze byłam JA i ON - mój mąż. Dwoje odrębnych, innych od siebie ludzi. Dwoje zwykłych ludzi, którzy zdecydowali się być razem. Razem to nie znaczy poświęcić się dla kogoś, oddać bez reszty, zapomnieć o swoim istnieniu dla tej osoby...Razem znaczy być koło siebie, ale dalej jako JA i TY.
Ja tylko to chciałam Tobie przekazać. Bo między innymi, kiedy to zrozumiałam to zaczęłam być gotowa na odbudowywanie siebie...Nie chciałam, broń Boże, byś przyjęła mój punkt widzenia. Ani nikogo innego. Chciałam zmotywować Cię, być odkryła Swój. Który niekoniecznie musi być taki jak u memo331, talerz123, _v_, czy priorty (wybrałam przypadkowe osoby). Wiesz dlaczego ja wierzę _v_, że Ona uporała się z tematem zdrady, mimo że ma inne wnioski od moich? Bo Ona się już nie zadręcza. Ona jest pewna swoich decyzji i tego co pisze/robi (przynajmniej takie mam wrażenie, po tym co przeczytałam .).
Dlatego pisałam, że każda historia jest inna, każda zdrada jest inna a każdy zdradzacz ma swoje jakieś tam pobudki i wytłumaczenie dla swojego czynu, każdy zdradzony wyciągnie odpowiednie wnioski dla siebie. Ważne, żeby w ogóle to zrobił.
Dlatego wypowiedziałam się w tym temacie i nazwałam go kontrowersyjnym. Bo zdrada zawsze równa się koniec małżeństwa. Bo zdrada zawsze zabija i niszczy. Kończy. Ale pozwala też zacząć coś na nowo. Choćby na nowo odkryć siebie. Na nowo nadać wartości swojemu życiu. Na nowo zdefiniować siebie. Dlatego napisałam, że dla mnie zdrada=kryzys tożsamości. Lub związać się na nowo - niekoniecznie z tym samym partnerem. Ale jeśli i on zrozumiał i rozpracował zdradę to dlaczego nie? Jeśli nadal się kochacie, to dlaczego nie spróbować na nowo? Moje małżeństwo nie ma za zadanie przetrwać. Moje małżeństwo się skończyło. Obecnie jestem w drugim z tym "samym" facetem ( ps. Summerko, jeśli to czytasz - długo zajęło mi zanim zrozumiałam Twój post, skierowany do mnie na moim własnym wątku. Ten pierwszy . Dziękuję ). I wiemy jakie błędy popełniliśmy w pierwszym i czego w tym drugim już być nie powinno.
Powodzenia.
Summerka dzisiaj to wiem ze nie istnieja moze dlatego mnie tak to boli bo kiedys myslalam inaczej i ciezko mi sie z tym pogodzic ze musialam nagle zmienic zdanie. Troche masz racje o tym tkwieniu w cierpieniu .Juz tyle w tym tkwie ze gdybym teraz nagle przestala to zastanawiam sie jakbym sie w tym odnalazla. To troche jak o czlowieku ktory ma depresje. Tak sie do niej przyzwyczaja ze potem juz nie umie bez niej zyc.
47 2016-09-29 14:42:21 Ostatnio edytowany przez talerz123 (2016-09-29 14:44:30)
Summerka wywołałam Cię, chyba moim postem
Edit:
A nie - widzę, że byłaś TU wcześniej .
48 2016-09-29 14:45:47 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-09-29 15:01:12)
Summerka dzisiaj to wiem ze nie istnieja moze dlatego mnie tak to boli bo kiedys myslalam inaczej i ciezko mi sie z tym pogodzic ze musialam nagle zmienic zdanie. Troche masz racje o tym tkwieniu w cierpieniu .Juz tyle w tym tkwie ze gdybym teraz nagle przestala to zastanawiam sie jakbym sie w tym odnalazla. To troche jak o czlowieku ktory ma depresje. Tak sie do niej przyzwyczaja ze potem juz nie umie bez niej zyc.
Bardzo mnie nurtuje pytanie: dlaczego rezygnujesz z SIEBIE na rzecz MY? Uważasz, że nie możesz istnieć bez drugiej osoby? Że potrzebujesz "dopełnienia" aby było dobrze?
EDIT: Twoje wypowiedzi eni.lij brzmią jakbyś cały czas chciała odbudować swoją wizję związku, w którym nie ma ciebie, ale jest my a świadomość zdrady pozbawiała ciebie nadziei, że związek-jedność z mężczyzną, który zdradził nie jest możliwy, bo jego czyn sam w sobie pokazał, że poza "my" jest jakiś "jego" odrębny świat.
Talerzyku nie wiem czy tak rzeczywiscie kazda osoba ktora tu zaglada tak do konca sie uporala. Bo jakby sie uporala to po co by tu zagladala tak naprawde. No chyba ze to forum tak wciaga ze nie da sie bez niego zyc. Kiedys bym nawet nie pomyslala zeby czytac o jakis zdradach i problemach w zwiazku bo mnie to nie dotyczylo. A teraz siedze analizuje rozkminiam sama nie wiem po co. Mozna by ten czas spozytkowac inaczej. Znowu jak sie robi cos innego to sa momenty ze zaczyna cos wracac i bolec jak cholera.zaczelam tu pisac uczac sie testow na prawo jazdy nie myslalam ze czyjes spogladniecie z boku moze byc przydatne. Za zadne posty sie nie obrazam po prostu wyciagam z nich wnioski.Dzieki za wszystkie rady i oceny aczkolwiek uwazam ze jak ktos czegos nie przezyl to nie zrozumie wiec wyciagam tylko te wnioski ktore wiem ze sa dla mnie sluszne. Talerzyku zycze Ci wszystkiego fajnego wiem ze fajnie jest ze zrozumial ze nowy zwiazek itp. Tez tak mialam tylko pamietaj ze bedziesz przechodzic rozne etapy i beda momenty ze upokorzenie moze wzisc gore. Mam nadzieje ze sobie wtedy poradzisz i zrobisz to co bedzie dla Ciebie sluszne.
Talerzyku nie wiem czy tak rzeczywiscie kazda osoba ktora tu zaglada tak do konca sie uporala. Bo jakby sie uporala to po co by tu zagladala tak naprawde.
Między innymi po to, żeby pomóc innym...Tak samo jak kiedyś inni pomogli jej . Ale także by poszerzać swoją wiedzę. Bo najbardziej uczy ta, która poparta jest doświadczeniem. Własnym, ale i nie tylko...
No chyba ze to forum tak wciaga ze nie da sie bez niego zyc.
To też, ale bardziej wciągają losy osób, które kojarzy się ze swojego, że tak to nazwę "rzutu". Na tym forum poznałam wiele osób, o których często myślę. Którym kibicuję. I ze zwykłej ciekawości wchodzę, by dowiedzieć się co u nich, jak sobie radzą. Mam do nich sentyment. W końcu to ludzie, którzy pomogli mi wyjść z dołka...Jak Summerka o której tu wspomniałam, a która w międzyczasie sama do Ciebie napisała. Ona (między innymi) już na początku napisała do mnie to, do czego ja dojrzewałam przez prawie 4 miesiące.
A teraz siedze analizuje rozkminiam sama nie wiem po co. Mozna by ten czas spozytkowac inaczej.
Jak to po co? Po to, żeby wiedzieć. Po to, żeby być pewnym swoich decyzji. Świadomym tego, co dzieje się z Tobą. Ale jeśli umiesz tak po prostu odciąć się od tego, bez tego "rozkminiania" to zrób to. Ja nie umiałam. Zrozumienie dało mi ukojenie. Teraz właśnie pożytkuje mój czas inaczej, bo mój umysł jest wolny . Chociaż ja i tak idę w tym wszystkim dalej. Mam jeszcze trochę zaległości sama ze sobą.
. Za zadne posty sie nie obrazam po prostu wyciagam z nich wnioski.
Nikt nie stwierdził, że się obrażasz. Zresztą chyba nie masz powodu.
Tez tak mialam tylko pamietaj ze bedziesz przechodzic rozne etapy i beda momenty ze upokorzenie moze wzisc gore. Mam nadzieje ze sobie wtedy poradzisz i zrobisz to co bedzie dla Ciebie sluszne.
Eni.lij ja się nie czuję upokorzona. Momenty zwątpienia wierzę, że mogą się pojawić. Ale wierzę też, że sobie z nimi poradzę. Ja wiem, że sobie poradzę.
Dzieki Sammurka za rade. Nie powiem bardzo mi to pomoglo co napisalas. To MY nie istnieje. Wiem dzisiaj ze to byl blad ze tak myslalam.Niestety kazdego chlopa juz tak widze nie tylko swojego. Chyba za duzo takich widzialam. Wystarczy sie zastanowic jak facet by sie zachowal gdyby zostawil rodzine.Niestety ja nie widze tego dobrze w momencie gdy pojawia sie druga baba to ona bedzie robila wszystko zeby bylo najlepiej dla niej i dla jej dzieci. Dzieci faceta to ona ma gleboko w dupie. A facet zrobi wszystko co ona chce. Taka prawda.
52 2016-09-29 16:33:15 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-09-29 16:53:13)
Dzieki Sammurka za rade. Nie powiem bardzo mi to pomoglo co napisalas. To MY nie istnieje. Wiem dzisiaj ze to byl blad ze tak myslalam.Niestety kazdego chlopa juz tak widze nie tylko swojego. Chyba za duzo takich widzialam. Wystarczy sie zastanowic jak facet by sie zachowal gdyby zostawil rodzine.Niestety ja nie widze tego dobrze w momencie gdy pojawia sie druga baba to ona bedzie robila wszystko zeby bylo najlepiej dla niej i dla jej dzieci. Dzieci faceta to ona ma gleboko w dupie. A facet zrobi wszystko co ona chce. Taka prawda.
Smutne są twoje posty eni.lij, trudno mi się je czyta.
Widać też czarno na białym, że twoje powody, dla których wciąż jesteś w związku z tym, który cię zdradził nie są "czyste". Kieruje tobą strach zamiast miłości i lęk zamiast otwartości. Nic dobrego nie urośnie na takim podłożu. Szkoda mi, że tyle czasu upłynęło tobie na pielęgnowaniu żalu i strachu.
Summerka nie zastanawiam sie juz czy sa czyste czy nie .Moj maz kiedy nie potraktowal mnie nawet jak czlowieka czysty nie byl wiec mam to juz gdzies. Juz nie mysle o nim zeby bylo mu dobrze tylko o sobie.Gdybys zapytala mnie o zdanie na te tematy pare lat temu odpowiedzialabym Ci inaczej. Pewnie w niektorych rzeczach mialabym zdanie podobne do Ciebie i dziwilabym sie ze ktos moze myslec inaczej ale po takich przezyciach po takiej krzywdzie zadanej przez bliskiego czlowieka czuje sie juz inaczej. Swiat i ludzie juz nie sa tacy jacy sie wydawali ze sa. Kiedys tego nie przezylam wiec nie rozumialam. Dzisiaj wiele rzeczy zrozumialam bo je przezylam.Tak to dziala i tyle. A ze to smutne ze czlowiek tak konczy no to trudno.Chcialabym dzisiaj byc ta osoba (po czesci)ktora bylam kiedys ale to juz niemozliwe.
Talerzyk co do pomocy innym to powiem Ci tak ze wtedy kiedy to sie dzialo byly osoby co wrecz namawialy mojego meza do tego. Mowily "to dobrze rozerwiesz sie". W tym osoba ktorej kiedys bardzo pomoglam. Czy ktos takiego cos potrafi zrozumiec?Bardzo dlugo nie moglam odzyskac wiary w ludzi. Mysle ze do dzisiaj mi sie do konca jeszcze nie udalo. Bylam zdziwiona potem kiedy ktos mi pomogl kiedy szukalam pracy. Myslalam ze na swiecie juz sa tylko tacy jak tamci. A jak zaczelam pisac na tym forum to pomyslalam ze chyba zdurnialam. Pocieszam innych a samej mi sie chce wyc. Moze resztki ale troche czlowieczenstwa byc moze jeszcze we mnie zostalo po tym wszystkim.
Summerka nie zastanawiam sie juz czy sa czyste czy nie .Moj maz kiedy nie potraktowal mnie nawet jak czlowieka czysty nie byl wiec mam to juz gdzies. Juz nie mysle o nim zeby bylo mu dobrze tylko o sobie.Gdybys zapytala mnie o zdanie na te tematy pare lat temu odpowiedzialabym Ci inaczej. Pewnie w niektorych rzeczach mialabym zdanie podobne do Ciebie i dziwilabym sie ze ktos moze myslec inaczej ale po takich przezyciach po takiej krzywdzie zadanej przez bliskiego czlowieka czuje sie juz inaczej. Swiat i ludzie juz nie sa tacy jacy sie wydawali ze sa. Kiedys tego nie przezylam wiec nie rozumialam. Dzisiaj wiele rzeczy zrozumialam bo je przezylam.Tak to dziala i tyle. A ze to smutne ze czlowiek tak konczy no to trudno.Chcialabym dzisiaj byc ta osoba (po czesci)ktora bylam kiedys ale to juz niemozliwe.
Nie chodzi o to, żeby być "czystym" wobec mężą, który wobec ciebie też nie był "czysty", ale o to, żeby spróbować zbudować związek na mocnych podwalinach. U ciebie, czy też u was takich nie ma. Bo zamiast miłości jest żal, zamiast zaufania jest zwątpienie a zamiast szacunku jest strach. Po co w takim razie tkwicie w takim układzie, raniąc się nawzajem?
Napisz może jaka byłaś przed związkiem, gdy żyłaś sama dla siebie. Przypomnij sobie jak to jest liczyć na siebie, nie bać się, co zrobi drugie. Jak to jest czuć się człowiekiem z wolną wolą.
Summerka tego co bylo juz nie bedzie. Nie da sie tego odbudowac do konca. Jezeli sie cos odbuduje to juz nie to co bylo. Wiem ze powinnismy sie rozejsc bo na tym nie da sie nic zbudowac. Co z tego zeby sie chcialo jak sie nie da bo za duzo w tym zalu i bólu. Tylko ze to latwo powiedziec zeby sie rozejsc a trudniej zrobic. Tak naprawde to ja bym chciala z nim byc tylko ze ja bym chciala to co bylo przed ale to juz jest niemozliwe. Nie wiem moze kiedys sie z tym pogodze ze teraz jest inaczej albo moze ktores z nas nie wytrzyma i odejdzie. Nie chce mowic ze na pewno sie z tym pogodze bo nie wiem czy tak bedzie. Tysiace razy mowilam sobie ze dam rade. I nie dalam.
Summerka tego co bylo juz nie bedzie. Nie da sie tego odbudowac do konca. Jezeli sie cos odbuduje to juz nie to co bylo. Wiem ze powinnismy sie rozejsc bo na tym nie da sie nic zbudowac. Co z tego zeby sie chcialo jak sie nie da bo za duzo w tym zalu i bólu. Tylko ze to latwo powiedziec zeby sie rozejsc a trudniej zrobic. Tak naprawde to ja bym chciala z nim byc tylko ze ja bym chciala to co bylo przed ale to juz jest niemozliwe. Nie wiem moze kiedys sie z tym pogodze ze teraz jest inaczej albo moze ktores z nas nie wytrzyma i odejdzie. Nie chce mowic ze na pewno sie z tym pogodze bo nie wiem czy tak bedzie. Tysiace razy mowilam sobie ze dam rade. I nie dalam.
Eni.lij, NA SZCZĘŚCIE tego, co było nie da się odbudować. Sama widzisz dokąd to, co było ciebie/was doprowadziło. Nie słyszysz tego, co ci mówią dziewczyny, które uporały się ze zdradą: przestały żyć w ILUZJI, zdrada spowodowała, że straciły ZŁUDZENIA i zaczęły patrzeć na rzeczywistość taką, jaka ona jest. Jak się ciebie czyta to trudno oprzeć się wrażeniu, że ty nie chcesz pozbyć się złudzeń. Żyłaś w swoim iluzorycznym świecie, w którym miłość i związek to zlanie się z drugą osobą i nadal chciałabyś żeby ta iluzja trwała. Nie chcesz wziąć odpowiedzialności za SIEBIE I SWOJE życie. Nie przyglądasz się sobie i swoim pragnieniom, nie próbujesz dotrzeć do źródeł swoich lęków. Chcesz aby ktoś cię przygarnął i zaopiekował się tobą jak dzieckiem a musisz to zrobić sama - SAMA musisz się zaopiekować SOBĄ. Tkwisz w pustce emocjonalnej, bo uciekasz przed samotnością zamiast skonfrontować się z nią, trwasz w związku bez miłości tylko po to żeby uniknąć samotności. Strach przed osamotnieniem kierują tobą i twoim życiem. Pozwalasz mu sobą kierować.
Może napisałam trochę zbyt mocno (choć uwierz mi, że się hamowałam), ale powinnaś popatrzeć na siebie i swoje życie trochę bardziej realnie i wreszcie wziąć za siebie i swoje życie odpowiedzialność.
Dobrze ze chociaz jestescie tu WY tacy co to przezyli i to rozumieja. wokol mnie sami szczesliwi ludzie. Nie moge na nich patrzec. Maja takie normalne zycia. ja mam wrazenie ze jestem teraz jakas inna,dziwna. Jakbym byla jakims innym czlowiekiem.
Nie jestes inna, dziwna. W moich oczach jestes po prostu nieszczesliwa I czujesz sie samotna.
Ja tez preszlam przez zdrade I wiem, ze zdrada zmienia wszystko. Wszystko burzy. Niszczy zwiazek, plany, marzenia.
Tylko od nas samych zalezy, jak "naprawimy" swoje zycie po zdradzie.
Ja stalam sie silniejsza, zaczelam sluchac siebie I swoich potrzeb. Nauczylam sie, ze JA I MOJE potrzeby sa tak samo wazne jak on I jego potrzeby.
Jak bylam dorastajaca dziewczyna przyjaciolka mojej matki powiedziala mi, ze maz to obcy facet w domu, dzieci natomiast to twoja krew. Zrozumialam to dopiero po zdradzie. Nie ma NAS. Jestem JA I on. Razem budujemy nasz swiat. W chwili obecnej raczej odbudowywujemy to co on zniszczyl.
Przez zdrade meza zmienilo mi sie postrzeganie swiata. To szczesliwe zycie innych tez czesto jest uluda - nie patrz na innych. Sluchaj siebie. Sprobuj sie zastanowic czego TY chcesz.
No dobra to powiem Wam . nie mialam w dziecinstwie milosci wychowalam sie bez ojca i z matka ktora mnie bez przerwy krytykowala. Stad moja pewnie potrzeba akceptacji opieki i milosci.zawiodlam sie na jedynej osobie na ktora moglam liczyc. Zwykle jak ktos zostaje w takiej sytuacji to moze liczyc na rodzicow rodzenstwo itp. Ja zostalabym sama .jeszcze te osoby ktore tak judzily tak naprawde to moglby sobie ich wziasc na swiadkow przy rozwodzie. Niewiele potrzeba zeby naopowiadal ktos bzdur w sadzie. Chyba za duzo tych ciosow bylo. Moze sama zdrade mozna wybaczyc ale nie tyle. Kasia kicia bardzio trafne to okreslenie o tym obcym facecie. Szkoda tylko ze dochodzimy do tego zbyt pozno i wogole szkoda ze tak jest ale jak zycie pokazuje nie da sie inaczej.Summerka to nie jest tak ze nie ma juz wogole tej milosci. Z mojej strony jeszcze cos tam sie tli ale przyznaje ze ta cala sytuacja zabila duza czesc.. On przynajmniej byl szczery i mi powiedzial ze wtedy jak to sie dzialo to mnie nie kochal. Zreszta dziwne by bylo gdyby ktos kochal zone posuwajac kochanke. I teraz tym bardziej dziwi mnie to ze mi mowi ze mnie kocha i ze by zycie za mnie oddal.Nie rozumiem tego i jakos nie wierze. Zreszta juz nie zalezy mi az tak na tej jego milosci. W razie czego juz przygotowalam sie psychicznie na ta ewentualnosc gdyby mnie nie kochal.Kasia kicia jakby nie bylo beznadziejnie w tej calej sytuacji to przynajmniej mamy teraz w domu sprzataczki,praczki itp.
No dobra to powiem Wam . nie mialam w dziecinstwie milosci wychowalam sie bez ojca i z matka ktora mnie bez przerwy krytykowala. Stad moja pewnie potrzeba akceptacji opieki i milosci.zawiodlam sie na jedynej osobie na ktora moglam liczyc. Zwykle jak ktos zostaje w takiej sytuacji to moze liczyc na rodzicow rodzenstwo itp. Ja zostalabym sama .jeszcze te osoby ktore tak judzily tak naprawde to moglby sobie ich wziasc na swiadkow przy rozwodzie. Niewiele potrzeba zeby naopowiadal ktos bzdur w sadzie. Chyba za duzo tych ciosow bylo. Moze sama zdrade mozna wybaczyc ale nie tyle. Kasia kicia bardzio trafne to okreslenie o tym obcym facecie. Szkoda tylko ze dochodzimy do tego zbyt pozno i wogole szkoda ze tak jest ale jak zycie pokazuje nie da sie inaczej.Summerka to nie jest tak ze nie ma juz wogole tej milosci. Z mojej strony jeszcze cos tam sie tli ale przyznaje ze ta cala sytuacja zabila duza czesc.. On przynajmniej byl szczery i mi powiedzial ze wtedy jak to sie dzialo to mnie nie kochal. Zreszta dziwne by bylo gdyby ktos kochal zone posuwajac kochanke. I teraz tym bardziej dziwi mnie to ze mi mowi ze mnie kocha i ze by zycie za mnie oddal.Nie rozumiem tego i jakos nie wierze. Zreszta juz nie zalezy mi az tak na tej jego milosci. W razie czego juz przygotowalam sie psychicznie na ta ewentualnosc gdyby mnie nie kochal.Kasia kicia jakby nie bylo beznadziejnie w tej calej sytuacji to przynajmniej mamy teraz w domu sprzataczki,praczki itp.
Również wychowałam się bez ojca niestety. Takie uzależnienie emocjonalne od drugiego człowieka jest więc raczej w tej sytuacji oczywiste. Tak jak potrzeba akceptacji, miłości, opieki. Wchodząc w związek ja świetnie zdawałam sobie z tego faktu sprawę. Starałam się więc mojemu mężowi zostawić "przestrzeń", nie osaczać go. Równocześnie chciałam zbudować dom, którego ja nie miałam. Przez bardzo długi czas wszyscy wydawali się być szczęśliwi. Mąż na każdym kroku podkreślał, że mnie kocha, że czym dłużej jesteśmy małżeństwem, kocha mnie jeszcze bardziej. Ja sama zgadzałam się z nim. Otrzeźwienie przyszło niespodziewanie
W tej całej sytuacji uratował mnie: wrodzony humor, dość silna osobowość, pomocna dłoń obcych mi ludzi, między innymi z tego forum
Że nie zwariowałam, nie dostałam depresji (chociaż kto to wie?
), nie wpadłam w choroby, zawdzięczam mojemu dość wysokiemu poczuciu własnej wartości, które nie "spikowało" do zera...no dobra, były momenty
Dotarły do mnie równocześnie " oczywiste oczywistości", a mianowicie: nie zaniedbywać przyjaciół, nie myśleć o relacji w kategoriach MY, żyć dla siebie, tudzież swojego dziecka. Nigdy dla męża, gdyż ona sam "zaopiekuję się" sobą najlepiej ( lub zawsze znajdzie się ktoś chętny do zorganizowania mu tej opieki
), realizować swoje marzenia uczestnicząc ewentualnie w marzeniach innych, liczyć na siebie, KOCHAĆ siebie. Mojemu mężowie nie ufam, nie wierzę. Plącze się ciągle w zeznaniach, a to mówi, że nic nie było, a to mówi, że to co było już za nim
Mówi, że mnie kocha, a ja tej miłości widzę niewiele. Dlaczego więc tkwię w tym samym miejscu? Bo rozstać się zawsze mam czas
61 2016-09-30 16:01:51 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-09-30 16:47:22)
No dobra to powiem Wam . nie mialam w dziecinstwie milosci wychowalam sie bez ojca i z matka ktora mnie bez przerwy krytykowala. Stad moja pewnie potrzeba akceptacji opieki i milosci.zawiodlam sie na jedynej osobie na ktora moglam liczyc. Zwykle jak ktos zostaje w takiej sytuacji to moze liczyc na rodzicow rodzenstwo itp. Ja zostalabym sama .jeszcze te osoby ktore tak judzily tak naprawde to moglby sobie ich wziasc na swiadkow przy rozwodzie. Niewiele potrzeba zeby naopowiadal ktos bzdur w sadzie. Chyba za duzo tych ciosow bylo. Moze sama zdrade mozna wybaczyc ale nie tyle. Kasia kicia bardzio trafne to okreslenie o tym obcym facecie. Szkoda tylko ze dochodzimy do tego zbyt pozno i wogole szkoda ze tak jest ale jak zycie pokazuje nie da sie inaczej.Summerka to nie jest tak ze nie ma juz wogole tej milosci. Z mojej strony jeszcze cos tam sie tli ale przyznaje ze ta cala sytuacja zabila duza czesc.. On przynajmniej byl szczery i mi powiedzial ze wtedy jak to sie dzialo to mnie nie kochal. Zreszta dziwne by bylo gdyby ktos kochal zone posuwajac kochanke. I teraz tym bardziej dziwi mnie to ze mi mowi ze mnie kocha i ze by zycie za mnie oddal.Nie rozumiem tego i jakos nie wierze. Zreszta juz nie zalezy mi az tak na tej jego milosci. W razie czego juz przygotowalam sie psychicznie na ta ewentualnosc gdyby mnie nie kochal.Kasia kicia jakby nie bylo beznadziejnie w tej calej sytuacji to przynajmniej mamy teraz w domu sprzataczki,praczki itp.
Eni.lij, w miniony weekend byłam w kinie na filmie: "Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham" Pawła Łozińskiego (polecam, do obejrzenia w kinach studyjnych). Film traktuje o relacji matki i córki, o której one opowiadają podczas wspólnej psychoterapii. Dlaczego piszę o tym filmie w kontekście twojej sytuacji? Bo jest tam bardzo fajnie pokazane jak córka ma dosłownie gula w gardle podczas spotkań z matką, bo matka chciałaby od córki tego, czego sama nie dostała jako dziecko, czyli bezwarunkowej miłości i akceptacji. Wniosk? Nie można od kogoś, kto nie jest twoim rodzicem oczekiwać, że da tobie to wszystko, czego poskąpili tobie rodzice.
W mojej ocenie powinnaś udać się do dobrego terapeuty żeby pozamykać minione etapy swojego życia i przeboleć wszystkie straty, które ciebie dotknęły. Niech to zamknięcie odbędzie się w relacji z kimś, kto pomoże tobie zrozumieć przyczyny i konsekwencje twoich dzisiejszych zachowań i emocji bez oceny.
Wreszcie znalazłaś jakieś zyski ze zdrady: "przynajmniej mamy teraz w domu sprzataczki,praczki itp."
To znaczy, że masz korzyść z tego romansu męża.
Pisze z pracy wiem nieladnie ale dobra napisze bo mam chwile luzu.Memo to platanie w zeznaniach to ja znam bardzo dobrze. Wlasciwie to musialam wszystko wyciagac. Duzo wyciagnlam ale przypuszczam ze nie wszystko czasem jestem ciekawa co jeszcze nie wiem ,ale z drugiej strony jak zaczelam wyciagac to chyba wolalabym nie wiedziec tego co mial mi do powiedzenia. Czesc przeczytalam na facebooku jak pisal do kogos niestety po fakcie jak juz sie dowiedzialam. Gdybym byla na tyle madra ze czytalabym jego facebooka to bym wszystkiemu zapobiegnela albo i nie? byc moze to by sie wtedy inaczej skonczylo. Byl wtedy calkowicie pod jej wplywem wiec nie wiem. Jak przyjechal to zaczelo z niego zchodzic.Memo a Ty nic nie podejrzewalas jak go tak widzialas na co dzien? Ja nie zauwazylam bo on byl wtedy za granica. Owszem rzadziej dzwonil ale tlumaczyl sie ze rozmowy sa bardzo drogie. Nie wiem jak to jest jak to dzieje sie na miejscu. Mysle ze dzisiaj bym zauwazyla bo teraz jestem bardzo podejrzliwa ale wtedy jak bym go miala na miejscu i tak bezgranicznie ufalam to pewnie bym cos przeoczyla. A jak to bylo u Ciebie ze przeoczylas?
Pisze z pracy wiem nieladnie ale dobra napisze bo mam chwile luzu.Memo to platanie w zeznaniach to ja znam bardzo dobrze. Wlasciwie to musialam wszystko wyciagac. Duzo wyciagnlam ale przypuszczam ze nie wszystko czasem jestem ciekawa co jeszcze nie wiem ,ale z drugiej strony jak zaczelam wyciagac to chyba wolalabym nie wiedziec tego co mial mi do powiedzenia. Czesc przeczytalam na facebooku jak pisal do kogos niestety po fakcie jak juz sie dowiedzialam. Gdybym byla na tyle madra ze czytalabym jego facebooka to bym wszystkiemu zapobiegnela albo i nie? byc moze to by sie wtedy inaczej skonczylo. Byl wtedy calkowicie pod jej wplywem wiec nie wiem. Jak przyjechal to zaczelo z niego zchodzic.Memo a Ty nic nie podejrzewalas jak go tak widzialas na co dzien? Ja nie zauwazylam bo on byl wtedy za granica. Owszem rzadziej dzwonil ale tlumaczyl sie ze rozmowy sa bardzo drogie. Nie wiem jak to jest jak to dzieje sie na miejscu. Mysle ze dzisiaj bym zauwazyla bo teraz jestem bardzo podejrzliwa ale wtedy jak bym go miala na miejscu i tak bezgranicznie ufalam to pewnie bym cos przeoczyla. A jak to bylo u Ciebie ze przeoczylas?
Przeoczyłam i nie przeoczyłam . U mnie sytuacja była o tyle skomplikowana, że męża oczarowała nasza wspólna "przyjaciółka"
taka wiesz, z zaprzyjaźnionej z domem rodziny
. W tamtym czasie często zastanawiałam się , co mnie bardziej "zdewastowało" : zdrada męża, czy nóż w plecy od przyjaciela. Pierwszy raz, kiedy lampka się zapaliła, to jakieś spotkanie w ich domu, na którym mój mąż tańczył zaciekle z panią domu. Po pierwsze nienawidzi tańczyć, po drugie zgodził się na to entuzjastycznie. Zignorowałam, bo czytaj wyżej, nie spodziewałam się noża w plecy od przyjaciela
Drugi sygnał to rzucona mimochodem uwaga mojego męża, że : "pani X jak założy szpilki to wygląda całkiem nieźle"
Mój mąż zwracający uwagę na takie "przyziemne " sprawy? hola, hola...
Ostatecznie oboje ułatwili mi sprawę, bo na imprezie w naszym domu zastałam ich całujących się wytrwale a u ich stóp- niemy świadek wydarzeń: śpiący mąż pani X, oraz mniej niemy świadek wydarzeń: syn państwa X, którego mój mąż bujał w wózku, aby płacząc nie obudził śpiącego tatusia...:D
Później poleciało. Mąż obsesyjnie zaczął dbać o siebie, zwracał uwagę w co się ubiera, jak wygląda, czy korzystnie czy też nie. Zaczął biegać, pływać. Codziennie. Okazało się, że pani X również zaczęła biegać i pływać Codziennie i najczęściej w tym samym czasie
Wtedy już zaczęło mi się klarować. Mąż sypiał z telefonem pod poduszką, wychodził z nim do toalety. Równocześnie stał się zamyślony, nieobecny, jakby za czymś...tęsknił. Przestał kompletnie interesować się domem. Poważnie, nie interesowało go nic. Praca, kanapa, basen, bieganie. Ale to był dopiero początek słodkiej fascynacji, która miała swoje apogeum pół roku później
Sprawdziłam laptop i historię przeglądania. Nóż tym razem w serce. Wielokrotne odwiedzanie jej profilu na fejsie ( który założyła dokładnie w tym samym czasie
), wyszukiwanie jej imienia w przeglądarkach internetowych...poczułam się jakby ktoś dał mi w twarz. Awantura, w czasie której wyśmiał mnie, że mam chore podejrzenia, w ogóle jestem chora...z zazdrości, to koleżanka z pracy, znajoma i to nasza, wspólna
, jak mogłam (!!!) o niej (!!!) pomyśleć w ten sposób (!!!)
i wiesz co? standard: uwierzyłam mu
Uwierzyłam, jednak z ograniczonym zaufaniem
Czas mijał, mąż był dla mnie naprawdę: czarujący
przeszły święta BN, Nowy Rok. Sytuacja nie zmieniała się ani na jotę. Wtedy już miałam pewność, że historia rozgrywa się gdzieś w przestrzeni, która jest dla mnie niedostępna. Mąż pozmieniał hasła wszędzie, kasował historię przeglądarek tłumacząc mi, że nie życzy sobie "szpiegowania" go. Łapałam się na tym, że mi się przygląda, zaczął komentować mój ubiór, moją figurę, sposób bycia. Dziś wiem, że porównywał mnie z Nią, porównywał tak, abym wypadała niekorzystnie. Dalej historia nie warta nawet wzmianki
Ogólnie kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa, które z jakiegoś powodu wyławiałam na światło dzienne jak ryby w przepełnionym stawie
Myślałam kiedyś, że tego nigdy mu nie wybaczę. Do momentu, kiedy znalazło mnie olśnienie :)Nie mam mu czego wybaczać lub nie. Jest osobną jednostką, która w danym momencie życia podjęła daną decyzję. Będzie z nią szedł przez życie, tak samo jak i Ona. Ja podjęłam swoje decyzje i również pójdę z nimi przez świat Ta sytuacja odarła mnie ze złudzeń w życiu, ale była też swoistą lekcją, która zmieniła moją perspektywę. Pamiętam taką przyjaciółkę tego forum o nicku josz. może będę mieć kiedyś okazję podziękować jej za serce, które miała dla mnie w tamtym czasie
Dzieki summerka za ta rade z psychologiem moze kiedys sprobuje skorzystac aczkolwiek jestem bardzo ostrozna w takich sprawach bo mam zle doswiadczenia z takimi.Mam bardzo bliska kolezanke (praktycznie przyjaciolke ale mam taka zasade ze juz nikogo nie nazywam przyjacielem od tego czasu jak zostalam tak perfidnie oszukana i choc Ci co judzili nie byli moimi przyjaciolmi to i tak jestem bardzo ostrozna w kontaktach miedzyludzkich). W kazdym razie do rzeczy ta kolezanka poszla do psychologa po tym jak bardzo bliski jej brat popelnil samobojstwo i babeczka ja wpedzila w taka depresje po tych wizytach ze sama chciala sie targnac na swoje zycie. Babka nawet probowala jej wmowic ze jest zaburzona bo mieszka z mama( jej mama byla w tym momencie kompletnym wrakiem po stracie dziecka). Wiec uwazam ze z psychologiem jak z lekarzem mozna trafic na takiego ktory nas skonczy. Mysle ze najbardziej to ja sama chyba musze sobie pomoc i dojsc do niektorych rzeczy choc wiem ze samej bedzie mi ciezko.Dlatego fajnie Was posluchac co wy macie do powiedzenia. Zastanawiam sie Summerka nad Toba. Duzo tu piszesz ale niewiele wiadomo o Tobie. Jestes po jakis przejsciach czy po prostu doradzasz innym?
Memo jak tak czytam Twoja historie to jakos mi tak milo ze ktos przezyl cos podobnego tzn na pewno nie az tak ale zawsze to cos. Takie wnioski mi sie nasuwaja ze niezle sie mozna w ciula zrobic jak sie nie sprawdza meza.