Tak w kwestii opieki nad dziecmi. No nie wiem. Moj kolega po rozwodzie ma taka opcje ze dzieci sa tydzien u niego a tydzien u matki. Gdyby bm wczesniej zabezpieczyl sadownie miejsce pobytu dzieci z zgodnie z miejscem zamieszkania .... Sam nie jestem w stanie wyobrazic sobie podobnej sytuacji zycia bez dzieci, kiedy jeszcze to partner jest winny rozpadu malzenstwa w wyniku zdrady, poniewaz jestem silnie emocjonalnie i uczuciowo zwiazany z moimi dziecmi. Nie odmawialbym tego rozniez partnerce, niezaleznie od jej winy a wiec jakis kompromis nalezalo by wypracowac, np. przez podzielenie sie czasem sprawowania opieki. Co wiecej, zawsze te ustalenia mozna zmienic chylac sie rowniez nad potrzebami dzieci i bylego partnera. Inaczej byloby to skrajnie niesprawiedliwe. Bo kto powiedzial, ze mezczyzna jest pozbawiony uczuc albo ma z racji ojcostwa mniejsze prawo do opieki nad swoimi przeciez dziecmi?
131 2015-06-17 10:52:37 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-06-17 10:53:54)
After, zazdroszczę lekkości wyciągania wniosków. Kurcze, po co tyle kasy wydawałam na terapię, skoro Ty wszystko zdefiniowałeś w jednym poście.
133 2015-06-17 10:53:18 Ostatnio edytowany przez Dolly85 (2015-06-17 10:57:04)
bullet napisał/a:jak czują się córeczki bez ojca z obcym facetem to jakieś ma znaczenie ?
Wiadomo, że nie ma idealnej opcji. Ale oboje uznaliśmy, ze ta będzie najlepsza dla dzieci.
I tutaj powinna już się zakończyć dyskusja o tym z kim są dzieci. To była ich wspólna decyzja bullet, wiadomo,że żaden rozwód nie będzie bezbolesny dla nikogo. Dzieci mają jednak nieograniczony kontakt z ojcem a ojciec z dziećmi.
Piszesz tak dramatycznie jakby autorka utrudniała im ten kontakt i robiła problemy. Przy rozwodzie to normalne że trzeba podjąć decyzję z kim zostają dzieci, skoro podjęli ją zgodnie to nie ma co roztrząsać tego na czynniki pierwsze.
a wiec jakis kompromis nalezalo by wypracowac, np. przez podzielenie sie czasem sprawowania opieki.
Pod warunkiem, że ojciec dzieci tego chce. Jeśli nie, to nie ma o czym dyskutować.
Piszesz tak dramatycznie jakby autorka utrudniała im ten kontakt i robiła problemy. Przy rozwodzie to normalne że trzeba podjąć decyzję z kim zostają dzieci, skoro podjęli ją zgodnie to nie ma co roztrząsać tego na czynniki pierwsze.
Dokładnie.
Dobra rada na dzień dobry- nie wybielaj się i nie szukaj usprawiedliwienia dla tego co zrobiłaś, ok.?
Dziękuję za radę, ale nie skorzystam. Nie wybielam się.
Czy żeby to do niektórych dotarło, muszę napisać: tak, to moja wina. Zachciało mi się pie.przenia na boku, bo było nudno. Mój mąż był ideałem, w łóżku też było cudownie i w ogóle wszystko grało, mimo to chciałam sobie zafundować odejście od niego.
???
Przecież to kompletna bzdura. Zawsze jest jakiś powód. I ja tylko o tym piszę, skoro chcecie wiedzieć, dlaczego, to piszę: dlatego. Nie wybielam się i nie usprawiedliwiam tego, że go porzuciłam. Wiem, że to podłe, że sobie na to nie zasłużył, nawet jeśli idealnie nie było.
Ile razy jeszcze będę to musiała powtórzyć?
137 2015-06-17 11:02:39 Ostatnio edytowany przez bullet (2015-06-17 11:07:03)
..I tutaj powinna już się zakończyć dyskusja o tym z kim są dzieci. To by ich wspólna decyzja bullet ... Przy rozwodzie to normalne że trzeba podjąć decyzję z kim zostają dzieci, skoro podjęli ją zgodnie ...
Ja sadzę, obym się mylił bo wiedzy nie mam, że było trochę inaczej. Autorka napisała wyraźnie, ze nie wyobraża sobie innej sytuacji.
Wybiegnę trochę przed szereg: czyż nie było tak, że autorka chciała by dzieci były z nią, więc to zwerbalizwała, a mąż (cały czas pamiętaj, że on chce powrotu i nie powie jej nie bo się boi), zgodził się na propozycję ? Jeśli tak było czy można nazwać wspólną decyzją. Chyba , że się mylę i mąż sam z siebie zaproponował ?
Powtórzę. Wg. mnie on jest w szoku, w tej chwili jeszcze się nie otrząsnął, on się zgodzi na wszystko bo wydaje mu się, że je odzyska !!
Dzieci mają jednak nieograniczony kontakt z ojcem a ojciec z dziećmi..
Co z tego ? Zadaj pytanie autorce czy ona by się zgodziła mieć nieograniczony dostęp do dzieci ale z założeniem, że one mieszkają z ojcem. Jeśli tak to co by czuła, czy nie pragnęła by ich powrotu ?
maniek_z_maniek napisał/a:a wiec jakis kompromis nalezalo by wypracowac, np. przez podzielenie sie czasem sprawowania opieki.
Pod warunkiem, że ojciec dzieci tego chce. Jeśli nie, to nie ma o czym dyskutować.
czy prawnie jest taka opcja ?
138 2015-06-17 11:06:45 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-06-17 11:12:08)
After, zazdroszczę lekkości wyciągania wniosków. Kurcze, po co tyle kasy wydawałam na terapię, skoro Ty wszystko zdefiniowałeś w jednym poście.
Gościu ma po prostu problem ze sobą wynikającą z jego własnej sytuacji, gdzie mimo wolnego związku, pełnej swobody i luzu, żona go zdradziła nie doceniając tego luzu, co właśnie doprowadziło do złej sytuacji, kiedy wszystko było "dobrze", co pokazuje, że wolny model związku nie jest dla każdego.
Zgoda, że dzieci mają obecnie sytuacje wyklarowaną, jak pisze Poly ale mam wrazenie ze w tej decyzji, tak samo jak w decyzji o rozwodzie, "mąż specjalnie nie uczestniczył". Mam wrażenie, że ten "kompromis" wcale nie był kompromisem ale narzuconą przez Ciebie decyzją. Teraz również różne opcje możesz rozważać bez realnego wglądu na uczucia męża, a tu trzeba się zastanowić:
- czy można bazować na czyiś staraniach, człowieka, o przecież to się zmienia, moim zdaniem wręcz odwrotnie, bazować można wyłącznie na sobie!
- czy można dzieciom fundować kolejną hustawkę emocji - bo przecież związek z bm nie był spokojny a każde kolejne rozstanie, nawet z obecnym to duza zmiana
- czy kwestia życia w prawdzie nie jest czasem podstawowa? bo oszukiwanie bm (nie chodzi o powiedzenie o braku uczuc, ale o tym ze klamstwem jest proponowanie
zycia bez uczuc), czy z racji podjetej przez ciebie wczesniejszej decyzji, nie ma on czasem juz prawa do spokoju i zycia bez zbednych zludzen?
I tak jak wczesniej pisalem, wg. mnie kwestia zasadnicza jest przerobienie siebie a dopiero potem podejmowanie decyzji umocowanych nawet na sobie, bez mocowania sie na kims innym. Kwestia okreslenia, zdefiniowania milosci, kwestia pogodzenia wyobrazonych oczekiwan z rzeczywistoscia.
beata1606 napisał/a:maniek_z_maniek napisał/a:a wiec jakis kompromis nalezalo by wypracowac, np. przez podzielenie sie czasem sprawowania opieki.
Pod warunkiem, że ojciec dzieci tego chce. Jeśli nie, to nie ma o czym dyskutować.
czy prawnie jest taka opcja ?
Oczywiscie. Strony moga zaprezentowac przed sadem spojny i wspolny grafik opieki na dziecmi a sad moze to przyjac. Opieka tydzien na tydzien jesli nie zmienia to sposobu chodzenia do tej samej szkoly, srodowiska, jest jak najbardziej mozliwa. Jednakze kiedy strony (malzonkowie) nie moga sie dogadac Sad przyznaje opieke jednej stronie lub ja dzieli, bo kwestia opieki powinna byc jasna.
Beata1606- ile trwa Twój nowy związek?
Czy rozwód jest z orzekaniem o winie?
czyż nie było tak, że autorka chciała by dzieci były z nią, więc to zwerbalizwała, a mąż (cały czas pamiętaj, że on chce powrotu i nie powie jej nie bo się boi), zgodził się na propozycję ? ?
Nie było tak.
czy prawnie jest taka opcja ?
Jest. Ale były mąż nie chciał takiej opcji, chociaż proponowałam. Nie chcę ciągnąć tego tematu.
Drodzy mężczyźni, nie wszyscy ojcowie pragną by dzieci po rozwodzie mieszkały z nimi, taka prawda. Najprawdopodobniej część z tych ojców nie czuje się na siłach wziąć na swoje bary opiekę i wszystkie obowiązki związane z dziećmi lub zwyczajnie nie mają ku temu odpowiednich warunków, a część po prostu uważa że u matki mimo wszystko będą miały lepiej.
Nie wątpię w to,że były mąż nie cierpi z tego powodu że dzieci z nim nie mieszkają, jednak uważam że w chwili rozwodu był świadomy tego co się dzieje bo rozwód to nie jeden tydzień w życiu a najczęściej kilka miesięcy gdzie człowiek zbiera myśli do kupy. Ojciec dzieci miał prawo żądać chociażby opieki pół na pół i nie wierzę ,że sąd nie byłby temu przychylny w obecnej sytuacji. Jednak poszedł na to że dzieci mieszkają z matką nie walczył o to by było inaczej. Pozostaje nam przyjąć jako prawdę słowa autorki która również tak twierdzi, że decyzja była wspólna bo o drugiej stronie nie mamy pojęcia więc gdybanie nie ma sensu.
Najbardziej szkoda mi dzieci. Nie umiem się pogodzić z myślą, że mogły żyć w normalnej rodzinie, a ja im to rozwaliłam. Ryczeć mi się chce codziennie z tego powodu. Są takie małe i bezbronne. Miały prawo mieć normalne warunki. Nie dałam rady.
Podjęłaś decyzję. Zrobiłaś, co zrobiłaś i teraz trzeba zmierzyć się z konsekwencjami. Takie jest życie dorosłych ludzi...
Możesz ustalić z ex opiekę naprzemienną - jeden tydzień dzieci są z nim, drugi z Tobą. Mieszkacie chyba w tej samej miejscowości, więc z kontaktem na bieżąco, nie macie problemów. Ty Masz czas przez tydzień bez dzieci, na budowanie relacji z nowym partnerem. Takie rozwiązanie ma tylko jedna wadę... chyba wypadało by zrezygnować z alimentów...
Nie wiem, czy udałoby mi się zmusić do pokochania ich ojca, do życia w takiej relacji, jaką mogłabym z nim mieć.
Dopóki Masz takie rozkminy, niczego dobrego nie zbudujesz od nowa. Kręcisz się w kółko dookoła przeszłości, a tą trzeba definitywnie zamknąć... bez żadnych powrotów. Za dwadzieścia lat będziecie spotykać się u wnuków i wtedy, jak dobrze to rozegracie, będziecie w stanie podać sobie ręce na powitanie...
143 2015-06-17 11:18:36 Ostatnio edytowany przez beata1606 (2015-06-17 11:21:30)
I bez przesady, że mąż jest w szoku i zrobi wszystko. Minęły 3 lata, to chyba wystarczająco, żeby się otrząsnąć.
B. mąż widuje się córkami prawie codziennie, jednak nie wyraził woli opieki naprzemiennej (na co mogłabym się zgodzić, bo to nie jest porzucenie dzieci). Wszystkie decyzje dotyczące dziewczynek również podejmuję sama, bo taka jest jego wola. On nie chce się mieszać w nasze życie (moje, córek i obecnego partnera). To jego słowa.
Drodzy mężczyźni, nie wszyscy ojcowie pragną by dzieci po rozwodzie mieszkały z nimi, taka prawda. Najprawdopodobniej część z tych ojców nie czuje się na siłach wziąć na swoje bary opiekę i wszystkie obowiązki związane z dziećmi lub zwyczajnie nie mają ku temu odpowiednich warunków, a część po prostu uważa że u matki mimo wszystko będą miały lepiej.
Nie wątpię w to,że były mąż nie cierpi z tego powodu że dzieci z nim nie mieszkają, jednak uważam że w chwili rozwodu był świadomy tego co się dzieje bo rozwód to nie jeden tydzień w życiu a najczęściej kilka miesięcy gdzie człowiek zbiera myśli do kupy. Ojciec dzieci miał prawo żądać chociażby opieki pół na pół i nie wierzę ,że sąd nie byłby temu przychylny w obecnej sytuacji. Jednak poszedł na to że dzieci mieszkają z matką nie walczył o to by było inaczej. Pozostaje nam przyjąć jako prawdę słowa autorki która również tak twierdzi, że decyzja była wspólna bo o drugiej stronie nie mamy pojęcia więc gdybanie nie ma sensu.
Dokładnie tak było.
I bez przesady, że mąż jest w szoku i zrobi wszystko. Minęły 3 lata, to chyba wystarczająco, żeby się otrząsnąć.
czy w ciagu 3 lat mąż nie znalazł sobie żadnej kobiety, jakieś związki zdarzały mu się ?
Jesteś z kochankiem w sumie ponad 3 lata ( 3 od rozwodu+ romans w czasie małżeństwa) ,
i do tej pory nie wyraził jasnej deklaracji do pogłębienia relacji, małżeństwa.
Co obiecywał Ci na początku, jak planowaliście Waszą przyszłość z kochankiem kiedy decydowałaś się na rozwód ?
Beata1606- ile trwa Twój nowy związek?
Czy rozwód jest z orzekaniem o winie?
3 lata. Rozwód z winy obojga.
147 2015-06-17 11:25:56 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-06-17 11:28:53)
beata1606 napisał/a:Najbardziej szkoda mi dzieci. Nie umiem się pogodzić z myślą, że mogły żyć w normalnej rodzinie, a ja im to rozwaliłam. Ryczeć mi się chce codziennie z tego powodu. Są takie małe i bezbronne. Miały prawo mieć normalne warunki. Nie dałam rady.
Podjęłaś decyzję. Zrobiłaś, co zrobiłaś i teraz trzeba zmierzyć się z konsekwencjami. Takie jest życie dorosłych ludzi...
Możesz ustalić z ex opiekę naprzemienną - jeden tydzień dzieci są z nim, drugi z Tobą. Mieszkacie chyba w tej samej miejscowości, więc z kontaktem na bieżąco, nie macie problemów. Ty Masz czas przez tydzień bez dzieci, na budowanie relacji z nowym partnerem. Takie rozwiązanie ma tylko jedna wadę... chyba wypadało by zrezygnować z alimentów...beata1606 napisał/a:Nie wiem, czy udałoby mi się zmusić do pokochania ich ojca, do życia w takiej relacji, jaką mogłabym z nim mieć.
Dopóki Masz takie rozkminy, niczego dobrego nie zbudujesz od nowa. Kręcisz się w kółko dookoła przeszłości, a tą trzeba definitywnie zamknąć... bez żadnych powrotów. Za dwadzieścia lat będziecie spotykać się u wnuków i wtedy, jak dobrze to rozegracie, będziecie w stanie podać sobie ręce na powitanie...
Dokladnie. Przeciez dzieci patrza. Kiedys bedzie trzeba podac im argumentacje i uzasadnienie wlasnych decyzji.
A co do miotania sie. Widzialem juz taka sytuacje. Kiedys jako student pracowalem dorywczo o takiego jednego, ktory mieszkal z dorosla corka ale w niedziele jedli obiadki u zony, w ktorym raz uczestniczylem (dosc sie z nim wtedy zaprzyjaznilem). Poniewaz sami nie ulozyli sobie zycia (nie wiem co bylo powodem ich rozstania) ciagle widac bylo u nich jakies rozkminy ale wrocic do siebie nie potrafili. Te rozkminy, powodowaly widoczne ciagle zale i pretensje ze strony bylej zony (dlatego dorosla juz corka uciekla mieszkac do ojca). Zasadnicza kwestia jest wiec w glowie autorki. Kazda decyzja niesie za soba jakies konsekwnecje. Jest tu moze nieumiejetnosc rozdzielenia, chcec pogodzenia dwoch roznych partnerow jednoczesnie (jednoczesnie jest to zycie w trojkacie emocjonalnym). Niektorzy ludzie radza sobie z tym, w taki sposob ze cos sobie narzucaja, i choc nie jest lekko, to daje to rezultaty w postaci konsekwnecji postepowania. Emocje sa zawsze ale trzeba uczyc sie z nimi radzic. Bo jesli kupie np. samochod czerwony to zamiast sie nim cieszyc ciagle bede wzdychal do niebieskiego? Co mi to da? Tylko same rozterki.
3 lata to jednak dużo. Może więc mąż ma taki charakter ugodowy, że zgadza się na wiele. Może juz wczesniej dawał sobie wiele narzucac. Z tego co jednak rozumiem to autorka ma wpisany w glowie inny program na innego samca. Po co wiec chce wracac do przeszlosci? Byc moze nawet podswiadomie caly czas daje sygnaly bylemu. Szkoda gościa.
After napisał/a:Dobra rada na dzień dobry- nie wybielaj się i nie szukaj usprawiedliwienia dla tego co zrobiłaś, ok.?
Dziękuję za radę, ale nie skorzystam. Nie wybielam się.
Czy żeby to do niektórych dotarło, muszę napisać: tak, to moja wina. Zachciało mi się pie.przenia na boku, bo było nudno. Mój mąż był ideałem, w łóżku też było cudownie i w ogóle wszystko grało, mimo to chciałam sobie zafundować odejście od niego.
???
Przecież to kompletna bzdura. Zawsze jest jakiś powód. I ja tylko o tym piszę, skoro chcecie wiedzieć, dlaczego, to piszę: dlatego. Nie wybielam się i nie usprawiedliwiam tego, że go porzuciłam. Wiem, że to podłe, że sobie na to nie zasłużył, nawet jeśli idealnie nie było.
Ile razy jeszcze będę to musiała powtórzyć?
Oblali cię tu pomyjami, a ja swojego kubła nie dorzucę chociaż kusi. Pytasz ile razy będziesz musiała powtórzyć, że to twoja wina. Zapewne tyle razy, ile razy spojrzysz w lustro. Będziesz powtarzała to sobie sama, a poczucie winy będzie systematycznie cię zżerało, taka twoja kara. Być może kiedyś przywykniesz i będzie bolało mniej.
Jeśli miałbym pokusić się o analizę problemu, to moim zdaniem wynika on z braku dystansu do siebie samej oraz do własnego małżeństwa. Mówiąc wprost i dosadnie, zwyczajnie w dupie ci się poprzewracało od stabilizacji, fajnego męża, pełnej rodziny (fajnego teamu ) jak zwał, tak zwał. Od tego czegoś, czego miliony kobiet codziennie poniżanych, bitych, terroryzowanych przez psychopatów zwanych niesłusznie mężami/partnerami pragnie jak powietrza dla siebie i swoich dzieci! Normalnej rodziny.
Wszelkie rady odnośnie twojej sytuacji były by z rodzaju "gdyby człowiek wiedział, że się wypier..doli, to nie wstawał by z łóżka". Już na nie zbyt późno, ale co mi tam - Ty zwyczajnie nie powinnaś wchodzić w relacje i płodzić dzieci (być może wzięłaś się za to za wcześnie) bo nie dorosłaś. Dla dziecka (mówię to jako ojciec dwóch małych córeczek) najważniejsza jest stabilizacja we wszystkich aspektach. Wtedy czuje się bezpiecznie. Czy twoje dzieci, które ponoć są dla ciebie najważniejsze, czują się bezpiecznie? Nie ma problemów w przedszkolu/szkole? Nie moczą się w łóżku? Pytałaś o to, co one czują, czy tylko w kółko macieju ja i ja?
Doom
beata1606 napisał/a:After napisał/a:Dobra rada na dzień dobry- nie wybielaj się i nie szukaj usprawiedliwienia dla tego co zrobiłaś, ok.?
Dziękuję za radę, ale nie skorzystam. Nie wybielam się.
Czy żeby to do niektórych dotarło, muszę napisać: tak, to moja wina. Zachciało mi się pie.przenia na boku, bo było nudno. Mój mąż był ideałem, w łóżku też było cudownie i w ogóle wszystko grało, mimo to chciałam sobie zafundować odejście od niego.
???
Przecież to kompletna bzdura. Zawsze jest jakiś powód. I ja tylko o tym piszę, skoro chcecie wiedzieć, dlaczego, to piszę: dlatego. Nie wybielam się i nie usprawiedliwiam tego, że go porzuciłam. Wiem, że to podłe, że sobie na to nie zasłużył, nawet jeśli idealnie nie było.
Ile razy jeszcze będę to musiała powtórzyć?Oblali cię tu pomyjami, a ja swojego kubła nie dorzucę chociaż kusi. Pytasz ile razy będziesz musiała powtórzyć, że to twoja wina. Zapewne tyle razy, ile razy spojrzysz w lustro. Będziesz powtarzała to sobie sama, a poczucie winy będzie systematycznie cię zżerało, taka twoja kara. Być może kiedyś przywykniesz i będzie bolało mniej.
Jeśli miałbym pokusić się o analizę problemu, to moim zdaniem wynika on z braku dystansu do siebie samej oraz do własnego małżeństwa. Mówiąc wprost i dosadnie, zwyczajnie w dupie ci się poprzewracało od stabilizacji, fajnego męża, pełnej rodziny (fajnego teamu ) jak zwał, tak zwał. Od tego czegoś, czego miliony kobiet codziennie poniżanych, bitych, terroryzowanych przez psychopatów zwanych niesłusznie mężami/partnerami pragnie jak powietrza dla siebie i swoich dzieci! Normalnej rodziny.
Wszelkie rady odnośnie twojej sytuacji były by z rodzaju "gdyby człowiek wiedział, że się wypier..doli, to nie wstawał by z łóżka". Już na nie zbyt późno, ale co mi tam - Ty zwyczajnie nie powinnaś wchodzić w relacje i płodzić dzieci (być może wzięłaś się za to za wcześnie) bo nie dorosłaś. Dla dziecka (mówię to jako ojciec dwóch małych córeczek) najważniejsza jest stabilizacja we wszystkich aspektach. Wtedy czuje się bezpiecznie. Czy twoje dzieci, które ponoć są dla ciebie najważniejsze, czują się bezpiecznie? Nie ma problemów w przedszkolu/szkole? Nie moczą się w łóżku? Pytałaś o to, co one czują, czy tylko w kółko macieju ja i ja?
Doom
Oczywiscie kwestia porownania jest zasadnicza ale nie maja go osoby, dla ktorych malzesntwo jest tym pierwszym zwiazkiem. Nie maja tez realnie prawidlowych wzorcow z dziecinstwa. Co ciekawe malo osob podchodzi do zycia i wyborow konstruktywnie np. skoro mnie cos spotkalo w zyciu to nie chce tego dla moich dzieci, nawet jakims kosztem siebie. Z drugiej strony rodzic po wychowaniu dzieci zostaje z obecnym partnerem a dzieci juz stale nie ma. Pewne rzeczy mijaja, inne nie, nie trzeba wielkiej filozofii zeby pewne rzeczy przewidziec.
Od tego czegoś, czego miliony kobiet codziennie poniżanych, bitych, terroryzowanych przez psychopatów zwanych niesłusznie mężami/partnerami pragnie jak powietrza dla siebie i swoich dzieci! Normalnej rodziny.
Tia. Nie ma to jak równanie w dół i klaskanie w ręce ciesząc się, bo przecież nie dotknęła nas patologia, a mogła. To nie jest rozwiązanie i to nie oznacza, że się nie docenia tego, co jest.
Chyba właśnie dlatego się tak motam, bo WIEM że było mi dobrze, ale nie było uczucia i nie dałam rady tego ciągnąć. Właśnie dlatego mam wyrzuty sumienia, bo wiem, że straciłam coś, co było ważne i cenne. Tylko czy to wystarczy, żeby z kimś spędzić życie?
beata1606 napisał/a:IsaBella77 napisał/a:... więc po jakie licho powrót do męża ?!
Tęsknię (JA) za naszym życiem we czwórkę. Boję się (JA), że nie będę szczęśliwa z obecnym, bo zawsze będę (JA) miała rysę i poczucie, że straciłam (JA) coś ważnego. Boję się (JA), że moje życie z obecnym partnerem mi się nie ułoży, że mnie rozczaruje. Że będę (JA) porównywała go do b. męża. Tak jak piszecie, na samej "chemii" długo nie pojedziemy, a przyszłość jest przecież wielką niewiadomą. Boję się (JA), czy moim dzieciom będzie lepiej z obecnym facetem.
...i ani słowa o tym co czuje mąż, ani słowa jak on żyje, czy sobie poradzi, czy tęskni.
beata1606 napisał/a:.... Dzieci zazwyczaj zostają z matką, więc to chyba nie powinno Cię dziwić?...
Dziwi mnie, bo jakie masz podstawy by tak twierdzić pomijając niesprawiedliwość sądów w tym względzie
beata1606 napisał/a:... Ale czy myślisz, że beze mnie byłoby im lepiej? Bądź obiektywny. Jak czułyby się córeczki porzucone przez matkę? ...
jak czują się córeczki bez ojca z obcym facetem to jakieś ma znaczenie ?
beata1606 napisał/a:....I skąd znowu te Twoje wnioski, że wprowadziłam do domu tatusia?
BO NAPISAŁAŚ, ZE MIESZKASZ Z KOCHANKIEM I Z DZIEĆMI !!! Użyłem pojęcia tatuś2
beata1606 napisał/a:... Jak laska ucieka do kochanka i rzuca dzieci, to jest ostatnią szmatą...
Facet w podobnej sytuacji jest gnojem, szmaciarzem i skur...nem.
bullet dobrze analizujesz ze jest JA bo go nie kocha
teraz tylko liczy zyski i straty
Co ciekawe malo osob podchodzi do zycia i wyborow konstruktywnie np. skoro mnie cos spotkalo w zyciu to nie chce tego dla moich dzieci, nawet jakims kosztem siebie.
Właśnie wyobraź sobie, ze dokładnie takie myślenie trzymało mnie tyle lat w związku, który nie dawał mi pełnej satysfakcji. Niestety nie dałam rady, nadszedł moment w którym się potknęłam, wkurzyłam, postanowiłam pomyśleć o sobie i zrobiłam to. Ale to myślenie, żeby dzieci miały lepiej niż ja, wróciło. I nie daje mi spokoju.
teraz tylko liczy zyski i straty
Ok, skoro Ty wiesz lepiej.
Dajcie już spokój z tymi dziećmi. Sami tworzycie z nich jakiś element przetargowy, a Autorka wyraźnie sie od tego odcina i słusznie. Wygląda na to, że w tym przypadku dzieci nie uczestniczyły w grze między rodzicami i dlatego też krzywda ich, choć ogromna, to i tak mniejsza niż w przypadku gdyby Autorka i jej mąż o nie wojowali. Rozwód to jest zawsze koszmar dla dzieci, tego nic nie zmieni. Wiadomo, że ojciec cierpi, gdy dzieci z nim nie mieszkają, ale tak to bywa, ludzie sie rozstają i przeważnie dzieci zostają z jednym z rodziców (tak, zwykle z matką, choć nie zawsze). nie da się tego inaczej zorganizować. Autorka nie utrudnia ojcu kontaktów z córkami i nie zabrania mu uczestniczyć w ich życiu. Jej obecny partner traktuje je dobrze i nie robi im krzywdy. Sama mówi bardzo wyraźnie i głośno, że nawet w momencie fatalnego zauroczenia nie przeszło jej przez myśl, aby dzieci zostawić lub porzucić. Ok, popełniała błędy, rozkładała nogi , zdradzała...ale jako matce nie można jej wiele zarzucić i uważam, że krzywdzące dla niej jest to granie na najczulszych strunach czyli na macierzyństwie. Być może Autorka nie sprawdza się najlepiej w relacjach damko męskich , ale jak na moje oko , to matka jest dobrą, najlepszą jaką potrafi być
Beato! Proponuje ci przepracować następujace rzeczy:
-pogódź się z faktem, że skrzywdziłaś męża i że on cierpi przez ciebie, zaakceptuj to i postaraj sie sobie wybaczyć
-zaakceptuj siebie jako osobę popełniającą błędy, dzięki temu łatwiej będzie ci ponosić ich konsekwencje
-skup sie na tym co masz - dzieci, związek (chyba nie jest on taki zły), praca (jeśli ją masz), codzienność; staraj sie nie wyobrażać sobie co by było gdyby...
-pamiętaj, że poczucie winy i wyrzuty sumienia to są bardzo źli doradcy, najpierw stan na nogach, a potem podejmiesz decyzję
Jeżeli po 3 latach mieszkania z kochankiem i dziećmi naszły Cie wspomnienia związku z mężem, zaczęły się porównania kochanka z mężem, obawa co do wspólnej z nim przyszłości, to znaczy że kochanka tak naprawdę nie kochasz.
Gdybyś go kochała nie miałabyś tych wątpliwości które pojawiły się teraz.
Nie miałaś tych wątpliwości kiedy odchodziłaś do kochanka, teraz po 3 latach pojawiły się ( typowe, pierwszy etap zauroczenia mija powoli i zaczyna się powrót z amoku zakochania), a to oznacza, że z czasem tych wątpliwości będzie coraz więcej aż przerodzą się w niezadowolenie ze związku z kochankiem.
Przeżyłaś z kochankiem etap zauroczenia i zaczynasz dostrzegać męża.
Przypuszczalnie za następne 2 - 3 lata mąż stanie się niedościgłym dla kochanka ideałem, który nawet fizycznie przestanie Cie pociągać.
Czy mąż miał inną kobietę w ciągu tych 3 lat ?
Co wtedy czułaś ?
Jakie plany uzgodniliście z kochankiem co do wspólnej przyszłości, w czasie kiedy namawiał Cię na rozwód ?
Obiecywał małżeństwo ?
Czy kochanek ma zobowiązanie wobec dzieci z poprzedniego związku ?
156 2015-06-17 12:06:16 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-06-17 12:09:45)
maniek_z_maniek napisał/a:Co ciekawe malo osob podchodzi do zycia i wyborow konstruktywnie np. skoro mnie cos spotkalo w zyciu to nie chce tego dla moich dzieci, nawet jakims kosztem siebie.
Właśnie wyobraź sobie, ze dokładnie takie myślenie trzymało mnie tyle lat w związku, który nie dawał mi pełnej satysfakcji. Niestety nie dałam rady, nadszedł moment w którym się potknęłam, wkurzyłam, postanowiłam pomyśleć o sobie i zrobiłam to. Ale to myślenie, żeby dzieci miały lepiej niż ja, wróciło. I nie daje mi spokoju.
Pytanie jest co Ci nie daje spokoju? Wczesniej tez cos nie dawalo Ci spokoju. W przyszlosci znowu cos moze nie dawac Ci spokoju. Tym sie chcesz kierowac w zyciu? Czy nie celem jest wlasnie osiagniecie spokoju poprzez zycie uczciwe w prawdzie?
Jeżeli po 3 latach mieszkania z kochankiem i dziećmi naszły Cie wspomnienia związku z mężem, zaczęły się porównania kochanka z mężem, obawa co do wspólnej z nim przyszłości, to znaczy że kochanka tak naprawdę nie kochasz.
Gdybyś go kochała nie miałabyś tych wątpliwości które pojawiły się teraz.
Nie miałaś tych wątpliwości kiedy odchodziłaś do kochanka, teraz po 3 latach pojawiły się ( typowe, pierwszy etap zauroczenia mija powoli i zaczyna się powrót z amoku zakochania), a to oznacza, że z czasem tych wątpliwości będzie coraz więcej aż przerodzą się w niezadowolenie ze związku z kochankiem.
Przeżyłaś z kochankiem etap zauroczenia i zaczynasz dostrzegać męża.
Przypuszczalnie za następne 2 - 3 lata mąż stanie się niedościgłym dla kochanka ideałem, który nawet fizycznie przestanie Cie pociągać.Czy mąż miał inną kobietę w ciągu tych 3 lat ?
Co wtedy czułaś ?Jakie plany uzgodniliście z kochankiem co do wspólnej przyszłości, w czasie kiedy namawiał Cię na rozwód ?
Obiecywał małżeństwo ?Czy kochanek ma zobowiązanie wobec dzieci z poprzedniego związku ?
Opisujesz typowe odczucia jak juz opada fascynacja hormonalno-emocjonalna wlasnie po 2-3 latach zwiazku. A jeszcze w perspektywie pierwszy duzy kryzys ktory nastepuje po okolo 7 latach zwiazku?
Byc moze przyczyna rozterek autorki jest podejscie kochanka w kwestii wspierania emocjonalno-uczuciowego, ktore okazywal byly?
Tylko ze wszystko znowu jest w glowie.
Albo inaczej, od jakiegoś czasu nie kochałam już męża ale doceniałam jego i to co nas łączy. Jednocześnie po cichu wciąż tęskniąc za spełnieniem w miłości. Dostałam to, ale jednocześnie jako ofiarę musiałam złożyć to wszystko, co ofiarował mi mąż. Skrzywdziłam go i nie umiem sobie z tym poradzić.
158 2015-06-17 12:07:10 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2015-06-17 12:08:02)
beata1606 napisał/a:After napisał/a:Dobra rada na dzień dobry- nie wybielaj się i nie szukaj usprawiedliwienia dla tego co zrobiłaś, ok.?
Dziękuję za radę, ale nie skorzystam. Nie wybielam się.
Czy żeby to do niektórych dotarło, muszę napisać: tak, to moja wina. Zachciało mi się pie.przenia na boku, bo było nudno. Mój mąż był ideałem, w łóżku też było cudownie i w ogóle wszystko grało, mimo to chciałam sobie zafundować odejście od niego.
???
Przecież to kompletna bzdura. Zawsze jest jakiś powód. I ja tylko o tym piszę, skoro chcecie wiedzieć, dlaczego, to piszę: dlatego. Nie wybielam się i nie usprawiedliwiam tego, że go porzuciłam. Wiem, że to podłe, że sobie na to nie zasłużył, nawet jeśli idealnie nie było.
Ile razy jeszcze będę to musiała powtórzyć?Oblali cię tu pomyjami, a ja swojego kubła nie dorzucę chociaż kusi. Pytasz ile razy będziesz musiała powtórzyć, że to twoja wina. Zapewne tyle razy, ile razy spojrzysz w lustro. Będziesz powtarzała to sobie sama, a poczucie winy będzie systematycznie cię zżerało, taka twoja kara. Być może kiedyś przywykniesz i będzie bolało mniej.
Jeśli miałbym pokusić się o analizę problemu, to moim zdaniem wynika on z braku dystansu do siebie samej oraz do własnego małżeństwa. Mówiąc wprost i dosadnie, zwyczajnie w dupie ci się poprzewracało od stabilizacji, fajnego męża, pełnej rodziny (fajnego teamu ) jak zwał, tak zwał. Od tego czegoś, czego miliony kobiet codziennie poniżanych, bitych, terroryzowanych przez psychopatów zwanych niesłusznie mężami/partnerami pragnie jak powietrza dla siebie i swoich dzieci! Normalnej rodziny.
Wszelkie rady odnośnie twojej sytuacji były by z rodzaju "gdyby człowiek wiedział, że się wypier..doli, to nie wstawał by z łóżka". Już na nie zbyt późno, ale co mi tam - Ty zwyczajnie nie powinnaś wchodzić w relacje i płodzić dzieci (być może wzięłaś się za to za wcześnie) bo nie dorosłaś. Dla dziecka (mówię to jako ojciec dwóch małych córeczek) najważniejsza jest stabilizacja we wszystkich aspektach. Wtedy czuje się bezpiecznie. Czy twoje dzieci, które ponoć są dla ciebie najważniejsze, czują się bezpiecznie? Nie ma problemów w przedszkolu/szkole? Nie moczą się w łóżku? Pytałaś o to, co one czują, czy tylko w kółko macieju ja i ja?
Doom
Zgadzam się w całości z tym, co napisał Doom.
Mniej tego JA JA JA, a więcej obserwowania bliskich i myślenia o ich potrzebach. Piszę o dzieciach.
Do męża nie wracaj, bo nie masz po co. Zafundowałaś dzieciom już dwie traumy, pierwsza to rozwód, a druga to życie z nowym facetem.
Jeśli nie wiesz, czego chcesz, odejdź od obecnego faceta i pobądź trochę sama z dziećmi. Może Cię oświeci? Moim zdaniem nie dorosłaś do normalnej zdrowej relacji damsko-męskiej.
Edit: Co do wylewania pomyj - dyskusja i tak jest na wysokim poziomie, biorąc pod uwagę to, co zrobiłaś.
Chyba właśnie dlatego się tak motam, bo WIEM że było mi dobrze, ale nie było uczucia i nie dałam rady tego ciągnąć. Właśnie dlatego mam wyrzuty sumienia, bo wiem, że straciłam coś, co było ważne i cenne. Tylko czy to wystarczy, żeby z kimś spędzić życie?
Zależy w jakim jesteś wieku.
Z czasem, ( tak po 40-ste) zaczyna być coraz ważniejsze od zauroczenia, motylków to że jest dobrze, że jest ktoś na kim można polegać, kto wesprze, wprowadza dobą atmosferę, że jest "team".
Uczucie to nie tylko pociąg fizyczny, z czasem zaczyna się doceniać całą resztę i to przeważa w ocenie że jest to wystarczające.
Wygląda na to, że w tym przypadku dzieci nie uczestniczyły w grze między rodzicami i dlatego też krzywda ich, choć ogromna, to i tak mniejsza niż w przypadku gdyby Autorka i jej mąż o nie wojowali.
Nie uczestniczyły. Zostały od tego odcięte tak tylko jak się da. Pełna zgoda i wyrażamy się o sobie przy dzieciach z szacunkiem.
beata1606 napisał/a:Chyba właśnie dlatego się tak motam, bo WIEM że było mi dobrze, ale nie było uczucia i nie dałam rady tego ciągnąć. Właśnie dlatego mam wyrzuty sumienia, bo wiem, że straciłam coś, co było ważne i cenne. Tylko czy to wystarczy, żeby z kimś spędzić życie?
Zależy w jakim jesteś wieku.
Z czasem, ( tak po 40-ste) zaczyna być coraz ważniejsze od zauroczenia, motylków to że jest dobrze, że jest ktoś na kim można polegać, kto wesprze, wprowadza dobą atmosferę, że jest "team".
Uczucie to nie tylko pociąg fizyczny, z czasem zaczyna się doceniać całą resztę i to przeważa w ocenie że jest to wystarczające.
Może właśnie należy zastanowić się nad tym co jest tym uczuciem? Zdefiniować to w sobie i dla siebie.
Beato.
Wydaje mi się, że jesteś bliska decyzji o powrocie do domu. Popełniasz kolejny błąd
Uważam, że przeszkodą w pogłębieniu relacji z obecnym partnerem jest poczucie winy wobec męża i dzieci.
Wcześniej napisałem już, że nie jest to uczucie, na bazie którego mogłabyś skutecznie nawiązać nowe, zdrowe relacje z byłym mężem. Nie pomoże tu nawet sentyment do lat spędzonych z ojcem Twoich dzieci, ani wzgląd na ich dobro.
Nie pożądasz byłego męża od lat, były kochanek, a obecny partner nie miał na to wpływu.
Według mnie, poza wyrzutami sumienia i przyjaźnią, które odczuwasz wobec ojca Twoich dzieci, kieruje Tobą strach przed niepowodzeniem nowej relacji. I nie chodzi tu o rzekome ciągoty partnera do traktowania kobiety, jako tymczasowego obiektu seksualnego, co sugerowano. Chodzi o to, że nowy partner nie będzie umiał zapewnić bliskości dającej poczucie bezpieczeństwa Tobie i Twoim dzieciom. Gdyby było inaczej, już dawno określilibyście z byłym mężem jasne zasady opieki nad dziećmi, by ograniczyć do minimum Wasze kontakty, które szkodzą przecież nowemu związkowi.
Załóżmy, że zrywasz obecny związek. Uważasz, że partner tak łatwo zrezygnuje, a Ty o nim zapomnisz?
Co, jeśli były mąż pozbędzie się złudzeń, że tylko nowe zauroczenie przesłoniło miłość do niego i skłoniło do odejścia?
Bo jestem przekonany, że powiedziałaś byłemu, że go nie kochasz dopiero wtedy, gdy zdecydowałaś się porzucić go.
Co wtedy?
maniek_z_maniek napisał/a:Co ciekawe malo osob podchodzi do zycia i wyborow konstruktywnie np. skoro mnie cos spotkalo w zyciu to nie chce tego dla moich dzieci, nawet jakims kosztem siebie.
Właśnie wyobraź sobie, ze dokładnie takie myślenie trzymało mnie tyle lat w związku, który nie dawał mi pełnej satysfakcji. Niestety nie dałam rady, nadszedł moment w którym się potknęłam, wkurzyłam, postanowiłam pomyśleć o sobie i zrobiłam to. Ale to myślenie, żeby dzieci miały lepiej niż ja, wróciło. I nie daje mi spokoju.
Kurcze, może jestem staroświecki, może się nie znam, ale uważam, że rodzica NIGDY nie powinno opuszczać myślenie, by dzieci miały lepiej niż on/ona...
Związek, który daje pełną satysfakcję? Poproszę o definicję! Chociaż i taka definicja to właściwie nadaje się psu w dupę, bo nawet najlepsza, idealna definicja to jednak przegrywa w konfrontacji z człowiekiem (wysoce ułomnym stworzeniem), który i tak z wyżyn sprowadzi ją do rynsztoku. Związek dający pełną satysfakcję jest jak komunizm, jest piękny, ale nie istnieje. Żaden z twoich związków, a jak nie zmienisz podejścia do związku, to będzie ich wiele, nie da ci pełnej satysfakcji. Naprawdę nikt ci wcześniej tego jakoś obrazowo nie wytłumaczył?
Post potwierdzający inteligencję i dojrzałość emocjonalną autorki na poziomie ameby.
Jeżeli po 3 latach mieszkania z kochankiem i dziećmi naszły Cie wspomnienia związku z mężem, zaczęły się porównania kochanka z mężem, obawa co do wspólnej z nim przyszłości, to znaczy że kochanka tak naprawdę nie kochasz.
To jak policzek w gębę, ale do przemyślenia.
Dziękuję Wam wszystkim za czas, zaangażowanie i wszystkie cenne rady, które sobie bardzo analizowałam.
Na razie muszę sobie zrobić przerwę, bo jestem przytłoczona niektórymi opiniami, opisami, komentarzami, tym co tu przeczytałam. Mam bałagan w głowie i chce mi się płakać.
Za jakiś czas się odezwę.
Post potwierdzający inteligencję i dojrzałość emocjonalną autorki na poziomie ameby.
Dziękuję. Pozdrawiam.
Nie pożądasz byłego męża od lat, były kochanek, a obecny partner nie miał na to wpływu.
Prawda.
Uważasz, że partner tak łatwo zrezygnuje, a Ty o nim zapomnisz?
Nie sądzę, wiem że to nie jest takie proste.
Dziękuję za Twoją opinię.
Doom napisał/a:Post potwierdzający inteligencję i dojrzałość emocjonalną autorki na poziomie ameby.
Dziękuję. Pozdrawiam.
Ooo doprawdy nie ma za co
Ja, dla odmiany, podaruję sobie pozdrowienia...
Maniek, wyciągasz zbyt pochopne i zbyt daleko idące wnioski. Partner to nie jest twoja własność, a związek to nie więzienie czy centrala CIA, mój drogi.
A skoro tak uważasz to akurat w tym przypadku jest to wyjątkowo infantylne myślenie. Wyłącznie bowiem od Twojego partnera zależy czy masz na niego wyłączność czy nie.
A wyłącznie od Ciebie zależy czy się na to godzisz, czy też nie.
To na tak na marginesie głównego tematu.
Beata
Widzisz, mechanizm zdrady w zasadzie ma ten sam schemat. A uzasadnienie zdrady to tylko alibi i dorobienie ideologii, aby uspokoić swoje sumienie?
Odpowiedz szczerze.
Odeszłabyś od męża, gdyby na horyzoncie nie pojawił się ten nowy?
No właśnie?..
Przekroczyłaś już granicę i nadal będziesz ją przekraczać, o ile nie zaczniesz pracy nad sobą, a przyczyny tego co się stało nie zauważysz jednak głównie po swojej stronie i w swoim egoizmie.
To co odbierasz jako atak na Ciebie jest wyłącznie wylanym na Twoją rozgrzaną głowę kubłem zimnej wody i zmuszenie do refleksji nad sobą.
Prawda ma to do siebie, że bywa odarta z taktu i jest często bardzo bolesna..
Dodam
Przestań być zapatrzoną wyłącznie w siebie egoistą. Bo tak jak napisałem każdy związek to MY , a nie JA, które bije po oczach z każdego Twojego postu .
Doom
Związek dający pełną satysfakcję jest jak komunizm, jest piękny, ale nie istnieje
Dokładnie ale księżniczka tego nie ogarnia. Dopóki tego nie zrozumie, będzie cały czas czesać teren swoimi jajnikami w poszukiwaniu tego, czego nie znajdzie nigdy
Secondo1 napisał/a:Jeżeli po 3 latach mieszkania z kochankiem i dziećmi naszły Cie wspomnienia związku z mężem, zaczęły się porównania kochanka z mężem, obawa co do wspólnej z nim przyszłości, to znaczy że kochanka tak naprawdę nie kochasz.
To jak policzek w gębę, ale do przemyślenia.
Dziękuję Wam wszystkim za czas, zaangażowanie i wszystkie cenne rady, które sobie bardzo analizowałam.
Na razie muszę sobie zrobić przerwę, bo jestem przytłoczona niektórymi opiniami, opisami, komentarzami, tym co tu przeczytałam. Mam bałagan w głowie i chce mi się płakać.
Za jakiś czas się odezwę.
Beata , zrób jak napisałaś .
Może spędzenie trochę czasu samej z dziećmi pomoże - wakacje tuż tuż , więc czas sprzyja , tydzień , dwa .. odpocznij od facetów.
Secondo1 napisał/a:Jeżeli po 3 latach mieszkania z kochankiem i dziećmi naszły Cie wspomnienia związku z mężem, zaczęły się porównania kochanka z mężem, obawa co do wspólnej z nim przyszłości, to znaczy że kochanka tak naprawdę nie kochasz.
To jak policzek w gębę, ale do przemyślenia.
Dziękuję Wam wszystkim za czas, zaangażowanie i wszystkie cenne rady, które sobie bardzo analizowałam.
Na razie muszę sobie zrobić przerwę, bo jestem przytłoczona niektórymi opiniami, opisami, komentarzami, tym co tu przeczytałam. Mam bałagan w głowie i chce mi się płakać.
Za jakiś czas się odezwę.
Dlatego też napisałam, że powinnaś pobyć trochę sama.
Moimi zdaniem nie kochasz ani męża, ani nowego partnera.
Musisz to sobie uświadomić. Bo inaczej będziesz kontynuowała krzywdzenie innych.
umiesz być sama?
Już wcześniej autorka napisała,że nie umie ,nie wyobraża sobie bycia samej
173 2015-06-17 14:00:16 Ostatnio edytowany przez bullet (2015-06-17 14:06:21)
...
Edit: Co do wylewania pomyj - dyskusja i tak jest na wysokim poziomie, biorąc pod uwagę to, co zrobiłaś.
Ładnie ujęte.
JA też odniosłem wrażenie, że w porównaniu do innych wątków wersal tutaj mamy.
174 2015-06-17 14:33:44 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2015-06-17 14:34:15)
Już wcześniej autorka napisała,że nie umie ,nie wyobraża sobie bycia samej
Na tym właśnie polega cały jej problem
175 2015-06-17 14:34:44 Ostatnio edytowany przez Dolly85 (2015-06-17 14:36:55)
Bardzo możliwe.Poczucie uzależnienia się od obecności drugiej osoby,to faktycznie problem.
No właśnie. Niedokładnie przeczytałam całość, ale to było pierwsze co mi przyszło do głowy.
Miałam ten problem, uleczył mnie mój mąż, który sprawił, że byłam sama mimo tego, że mieszkaliśmy razem.
Długo byłam sama, będąc oficjalnie w związku. Zdanie sobie sprawy z tego, że umiem być sama, jestem sama spowodowało, że chciałam spróbować żyć bez Niego.
Miałam też wsparcie przyjaciela, ale nie odeszłam do NOWEGO. Odeszłam od STAREGO.
Cudowne uczucie czuć, że się stoi na własnych nogach a nie wisi na czyimś ramieniu.
napiszę takie zdanie i myślę,że w twojej Beato sytuacji jest jak znalazł:
nie da się zjeść ciastka i jednocześnie go mieć...
życie to kwestia wyborów,niejednokrotnie bardzo trudnych wyborów,taki ma już urok.Z twoich wpisów wnioskuję,że chciałabyś żyć z nową miłością,bo jesteś zakochana a równocześnie żyć z mężem,bo masz wyrzuty sumienia,bo go porzuciłaś dla nowej miłości...?Czy przeczytałaś to co napisałam i rozumiesz co to znaczy?Nie jest możliwe takie życie,MUSISZ w końcu zdecydować się z kim chcesz dzielić życie,inaczej nie można,ponieważ robisz mętlik w głowie mężowi,dzieciom i sobie.Kto to wytrzyma i jak długo?Konieczna jest stanowcza decyzja-jeśli zostajesz z nowym mężczyzną,zostaw już męża w spokoju a jeżeli chcesz wrócić do męża,to wróć,tylko definitywnie skończ z nową miłością i nawet w myślach nie wracaj.
Kobieto,życie to nie bajka,ale to my ludzie ,sami to powodujemy,komplikujemy rzeczywistość,w twoim przypadku jak i w wielu takich podobnych potrzebna jest radykalna decyzja,w przeciwnym razie skrzywdzisz znowu,miej to na uwadze.Co będzie jak kolejnego razu mą nie przeżyje lub twoje dzieci uciekną przez to od ciebie?Myślałaś o tym?Myślisz,że jest to niemożliwe?
Nawet największa miłość nie jest w stanie wybaczać non stop.Jesteśmy tylko ludźmi,każdy z nas potrzebuje miłości,spokoju,bezpieczeństwa,a nie tylko wybrańcy.Przemyśl to proszę.
Heloł - gdyby naprawdę kochała któregoś z nich - nie byłoby pytania, żadnego wahania, sama wiedziałaby, co zrobić.
Opowiem dwie historie całkiem od siebie różne.
1.)
Ich dwoje. Przeżyli ze sobą ponad 40 lat, w rozmowie z nimi zapytałem o miłość. Czy jest, jaka jest i jak teraz wygląda to uczucie........
Obydwoje popatrzyli na mnie i prawie chórem odpowiedzieli. "Motylków to już nima:P"
Po okresie euforii i uniesień nadszedł okres powszedniości i szarzyzny życia. Taka trochę by7lejakość dnia codziennego. Te same problemy, kłopoty. Kłótnie o duperele. Czasem awantury na 14 fajerek, ale..... To co cię nie zabije, to cię wzmocni.
Teraz jest pomiędzy nimi szacunek, świadomość polegania jedno na drugim. Są sami ze sobą. Dzieci wyfrunęły na swoje i mają swoje problemy. Oni nie są im już potrzebni. Pozostali sami ze swoimi wspomnieniami tymi dobrymi i złymi.
Ale gdyby przyszło im zacząć jeszcze raz, zrobiliby to samo z tym samym partnerem.
Zapytałem czy są tego pewni i dlaczego ?
Odpowiedzieli, że dlatego że on/ ona są im znani ze swoimi wadami i zaletami. Wiedzą be słów czego się mogą po sobie spodziewać. W czym na sobie polegać ? We wszystkim. Pracują nad tym małżeństwem nawet teraz. Po ponad 40 latach.
Nikt im nie powiedział czy będzie dobrze czy źle, ani jak żyć żeby to przetrwało.
Przysięgali sobie : "Na dobre i złe, w zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i w nieszczęściu. Dbać o siebie nawzajem i opiekować się sobą" Po prostu wzięli za siebie odpowiedzialność.
2.)
Para z 15 letnim stażem. Ciągłe kłótnie jak we włoskim małżeństwie.Pewnego dnia ona dochodzi do wniosku, że już go nie kocha. Spotyka faceta któremu zwierza się ze swoich problemów. Facet chwyta okazję i "nawija jej makaron na uszy" Ona czując wsparcie "daje ciała" i rozwód już jest faktem. Z nowym partnerem liczy na pewny układ. Stabilizację. Facetowi odpowiada rola popychacza i prawienia komplementów. Osiągnął co chciał i to mu wystarcza. Ona uważa "zraniona po małżeństwie" że w tym nowym układzie "musi dać z siebie wszystko na maxa" I daje ciała coraz więcej.
Po czasie zauroczenie mija i dochodzi do głosu al nad rozlanym mlekiem.
Spotyka się z ex-em i zaczyna mieć wątpliwości ze wszystkim. Z rozwodem, ze związkiem z nowy faciem. (przecież ona go tak kocha........) Zaczyna się gubić pomiędzy realem, a wirtualnymi urojeniami. Brakuje jej podstawy, stabilizacji, rodziny, ciepła domowego ogniska. Miała to wszystko i spieprzyła. teraz ma namiastkę. Erzac. Czyli margaryna jak masło.
Po chwili ex widząc się z nią już któryś tam raz z rzędu, oświadcza: wóz, albo przewóz. Wybieraj. Masz szansę jeszcze 5 minut. Potem to już tylko potop. Ja i ty razem, albo odejdź i już nie wracaj.
Ale jak być razem ? Ona ma przed oczami swoją zdradę. Wyrzuty sumienia. W łóżku jest gorzej niż źle. On by i chciał. Ale ona zaczyna mieć coś na kształt zahamowań. Świadomość że zdradziła i teraz nie wie jak pozwolić jemu wejść w siebie. Oddać mu się bez reszty, bez zahamowań, szczerze, spontanicznie. Ona już tak nie potrafi.
I wtedy wszystko się wali. On dla odmiany odchodzi. Bo on ją odbiera jakby ona ona siłę się zmuszała do bycia z nim.
On stracił wiarę, ochot i wolę walki.
Z powyższych obu przypadków wypływa jeden wniosek. A właściwie tylko z tego drugiego.
Powroty są możliwe, ale należy się zastanowić. Czy się kogoś kocha, czy chce się przeżywać MOTYLKI.
Motylki też mogą się pojawić, ale tylko wtedy gdy uczucie istnieje naprawdę. Czy kogoś sie3 kochało, czy tylko było z nim dobrze.
Czy seks załatwi nam bliskość ? Raczej pozostanie zaspokojeniem funkcji fizjologicznych jak siusiu czy papu.
Ale seks nie zastąpi bliskości, ciepła, rodziny i domowego ognisko.
Po chamsku:
Dwóch facetów wspomina swoje ex panienki. Każdą podsumowują w jakiś tam sposób.
Na koniec jeden pyta drugiego: Dlaczego z żadną z nich się nie ożeniłeś ?
Mój drogi, co innego pieprzyć babę z doskoku, a co innego założyć z nią rodzinę.
Nie dałem żadnej rady Beacie. Zrobi jak uważa. Ale pora żeby zastanowiła się nad krokiem jaki teraz chce zrobić.
Czy zrobi to z litości nad dziećmi, mężem i sobą, czy z robi to z miłości do swojej rodziny.
Zdradę można zawsze wybaczyć. Ale głupoty nigdy.
Dlaczego w Waszych komentarzach "ten drugi" zawsze gra rolę skur.wiela, który chce tylko pieprzyć mężatkę? Nie przyszło Wam do głowy, że może to być zupełnie zdrowa relacja?
Przecież to zalatuje bajką o Kopciuszku - tendencja i banał. A życie nie jest takie jednoznaczne.
To nie w moim obecnym facecie tkwi problem, tylko we mnie. I moich emocjach, i o tym jest ten wątek. Nie mieszajcie proszę wątków.
Dzisiaj piję. Mam chwilowo dosyć. Przerasta mnie wszystko. Wasze zdrowie!
Dlaczego w Waszych komentarzach "ten drugi" zawsze gra rolę skur.wiela, który chce tylko pieprzyć mężatkę? Nie przyszło Wam do głowy, że może to być zupełnie zdrowa relacja?
Przecież to zalatuje bajką o Kopciuszku - tendencja i banał. A życie nie jest takie jednoznaczne.
To nie w moim obecnym facecie tkwi problem, tylko we mnie. I moich emocjach, i o tym jest ten wątek. Nie mieszajcie proszę wątków.Dzisiaj piję. Mam chwilowo dosyć. Przerasta mnie wszystko. Wasze zdrowie!
No to jesteśmy we dwie. Twoje zdrowie. Zawsze to lepiej pić we dwoje
...To nie w moim obecnym facecie tkwi problem, tylko we mnie.
.... jestem trochę rozczarowana obecnym związkiem, bo mój partner nie wszedł jeszcze tak na serio w nasz związek. Jestem jego "dziewczyną", a ja chcę rodziny i stabilizacji...
Nie pij za dużo, kłopotów nie ubędzie, a samopoczucie będzie podłe.
beata1606 napisał/a:...To nie w moim obecnym facecie tkwi problem, tylko we mnie.
beata1606 napisał/a:.... jestem trochę rozczarowana obecnym związkiem, bo mój partner nie wszedł jeszcze tak na serio w nasz związek. Jestem jego "dziewczyną", a ja chcę rodziny i stabilizacji...
Nie pij za dużo, kłopotów nie ubędzie, a samopoczucie będzie podłe.
Wiem. Ale czasem ulegam temu ulotnemu kłamstwu...
Wiem, że problem tkwi we mnie... mój były mąż dzisiaj znowu napisał mi, że jestem kobietą jego życia, a ja..chyba powinnam być sama.
Samotność jest, jak sądzę, moim przeznaczeniem. Aby nie krzywdzić więcej...Samotność i butelka Carlo Rossi...
Szpileczka no to siuup!
Dzisiaj powiedziałam mojemu b. mężowi, żeby mi nie mówił tych wszystkich pięknych słów.. że nie zasługuję na to, bo jestem szmatą, która go skrzywdziła, że ma mnie nienawidzieć... zgodnie z Waszymi radami i sugestiami..
ale on nie chce...i wciąż słyszę, że nie, że mam siebie tak nie oceniać itp. Jak go przekonać że powinien mnie znienawidzieć?
Dlaczego w Waszych komentarzach "ten drugi" zawsze gra rolę skur.wiela, który chce tylko pieprzyć mężatkę? Nie przyszło Wam do głowy, że może to być zupełnie zdrowa relacja?
Przecież to zalatuje bajką o Kopciuszku - tendencja i banał. A życie nie jest takie jednoznaczne.
To nie w moim obecnym facecie tkwi problem, tylko we mnie. I moich emocjach, i o tym jest ten wątek. Nie mieszajcie proszę wątków.Dzisiaj piję. Mam chwilowo dosyć. Przerasta mnie wszystko. Wasze zdrowie!
A wiesz dlaczego gra taka rolę? Bo wiedzac o tym, ze masz rodzine, ze masz male corki wlazl z buciorami w Twoje zycie nie szanujac niczego co w nim cenilas.
Pomysl chwile, co bys myslala o kobiecie, ktora wiedzac o tym, ze Twoj byly maz ma zone, male dzieci, nie patrzac na to by Ci go odebrala?
Jakie bys miala o niej zdanie?
Postaraj sie wczuc w sytuacje i emocje drugiej strony, jak Ty bys wtedy reagowala, co bys czula, za kogo uwazalabys taka osobe?
Tylko się nie uchlej i jeszcze większych farmazonów nie wygaduj swojemu ex. Co na te kontakty mówi twój obecny? On w ogóle wie, jakie rozmowy się między wami toczą?
ps. wydaje mi się, że ty większość decyzji podejmowałaś razem z 'Carlem'
Dzisiaj powiedziałam mojemu b. mężowi, żeby mi nie mówił tych wszystkich pięknych słów.. że nie zasługuję na to, bo jestem szmatą, która go skrzywdziła, że ma mnie nienawidzieć... zgodnie z Waszymi radami i sugestiami..
ale on nie chce...i wciąż słyszę, że nie, że mam siebie tak nie oceniać itp. Jak go przekonać że powinien mnie znienawidzieć?
Beata przestań się tak nazywać. Nie jesteś żadną szmatą. Zostawiłaś męża. To już przeszłość. Jeśli się tak zachowujesz przed mężem on to odbiera jako twoją skruchę, chęć powrotu. Nie rób tego. Skup się teraz na sobie. Czego potrzebujesz. Ok zraniłaś, skrzywdziłaś swojego bm, ale cóż nie da się przejść życia nie krzywdząc innych nawet nieumyślnie. Teraz powinnaś porozmawiać ze swoim obecnym partnerem jak on widzi waszą przyszłość (przy okazji idź na terapię, by radzić sobie także samotnie). jeśli on cię kocha to poddaj się temu. wiem, że potrzebujesz stabilizacji, jak zresztą wiele kobiet, ale zrób coś by być bardziej niezależną. jesteś silną kobietą i po twoich wpisach widać, że również nie głupią, więc idź na przód, bo zaczynasz się cofać. może też twój bm, który nie ułożył sobie przez te trzy lata życia, ciągle cie nagabuje o powrót ( zresztą chyba nawet tak pisałaś). więc może rzeczywiście wzięły cię wyrzuty sumienia z tego powodu. że on jest nadal sam. dziewczyno zrobiłaś jak zrobiłaś. twoje córki mają wspaniały kontakt z ojcem. powiedz sobie, że życie jest tylko jedno i oddaj się cała swojemu obecnemu mężczyźnie (jeśli jest dla ciebie wspaniały).
189 2015-06-17 22:29:05 Ostatnio edytowany przez Secondo1 (2015-06-17 22:41:22)
Dlaczego w Waszych komentarzach "ten drugi" zawsze gra rolę skur.wiela, który chce tylko pieprzyć mężatkę? Nie przyszło Wam do głowy, że może to być zupełnie zdrowa relacja?
Przecież to zalatuje bajką o Kopciuszku - tendencja i banał. A życie nie jest takie jednoznaczne.
To nie w moim obecnym facecie tkwi problem, tylko we mnie. I moich emocjach, i o tym jest ten wątek. Nie mieszajcie proszę wątków.Dzisiaj piję. Mam chwilowo dosyć. Przerasta mnie wszystko. Wasze zdrowie!
Na pewno jest skoo..wielem bo zabiera się za rozbijanie rodzin, za mężów, żony.
Facet często chce sobie pooobzykać, bo mężatka to nie wpadka.
Często wyłapuje znudzone małżeństwem, w kryzysie bo są to łatwe do zdobycia łupy.
Co do zdrowej relacji..byłabym ostrozna, nie mozna mieć zdrowej relacji budowanej na niezdrowym podłożu - oszustwie wobec innego człowieka.
Pytanie pomocnicze :
- czy kochanek jest po rozwodzie?
powiedz sobie, że życie jest tylko jedno i oddaj się cała swojemu obecnemu mężczyźnie (jeśli jest dla ciebie wspaniały).
Bosz...tak bym chciała, ale nie umiem wiedząc, że cierpi ktoś, kto był mi bliski.
Dlaczego nie umiałam go kochać? Czemu nie umiałam kochać człowieka, który był/jest dla mnie dobry? No może nie zawsze był, ale zły też nie. A przynajmniej w końcu zaczął się starać. Rozwala mnie to.
I czemu te opisu statusu są takie głupie? (mój jest ten kawałek podłogi?)
192 2015-06-18 07:15:59 Ostatnio edytowany przez johnymo (2015-06-18 08:05:15)
Heloł - gdyby naprawdę kochała któregoś z nich - nie byłoby pytania, żadnego wahania, sama wiedziałaby, co zrobić.
i to jest całe sedno sprawy
Mysle, jak już ktoś napisał, że bm chce powrotu przede wszystkim dzieci. To one są dla niego najważniejsze. Pewnie czuje jeszcze coś do autorki wątku i myśli, że jakoś to sobie z bż ułożą.
Pytanie jest zasadnicze. Czy on sobie poradzi?
Ps. Osobiście boje się, że za czas jakiś będe musiał stanąć przed takim wyborem. Jestem idiotą.
I czemu te opisu statusu są takie głupie?
(mój jest ten kawałek podłogi?)
Bo może system przygotowywał się na zaliczenie przez Ciebie kawałka podłogi. Carlo ma nieodgadnione umiejętności.
Dzisiaj moje samopoczucie sięgneło dna...
Albo podłogi..jak kto woli. Mylicie się, że to dzieci są dla niego głównym powodem. Nie jest tak, znam go.
Chyba będę musiala brac jakies prochy albo coś..telepie mnie i czuję potwornego doła. Codzienność mnie przerasta...staram się ostatkiem sił, dla dzieci.
Wzięłam urlop i wyjechałam z nimi do brata..
Nie umiem sobie wybaczyc ze zrobiłam to moje rodzinie...wczoraj oglsdalam zdjęcia..bardzo tęsknię...
I nie chodzi juz o to ze odeszlam...bo pewnie i tak bym odeszla. Nie kochalam go juz dawno... tylko dlaczego nie potrafię odpuscic...dlaczego wracam do tego co było? Czemu to tak boli...
Niedawno musielusmy sprzedac nasze dawne mieszkanie...ból okropny. Przezylam tam cudowne rodzinne chwile.
Kac wcale nie pomaga...
Powiedziałam bm że on mnie wcale nie chce, że tak mu się wydaje...że za jakiś czas to wróci. On uparcie twierdzi ze nie. Że już przerobił te uczucia i wie że poradził sobie i wybaczył. To silny facet.
Ale zaczynać znowo przez silny sentyment do przeszłości i wyrzuty sumienia że się skrzywdziło dzieci i męża?
Musiałabym już wtedy kochac go do końca zycia, bo drugiego ciosu by nie przeżył. Nie wiem czy potrafie...to ryzyko, ze z czasem rozbudzę w sobie na nowo uczucia na wszystkuch poziomach...a co jeśli nie? Czyprzywiazanie do przeszlosci i strach przed utrata rodziny i zranieniem jej bylaby wystarczajacym bodzcem?