Mam problem z rodzicami - pomocy - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » Mam problem z rodzicami - pomocy

Strony Poprzednia 1 2 3 4 10 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 637 ]

66

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Z jakiej czesci Polski jestes?

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Chyba sobie nagrabiłam sad bo jest bardzo oschły i przestał mówić cokolwiek o przeprowadzce. Wygląda na to, że zorientował się, że coś nie tak i myśli, że jak zwykle kombinuję. sad Chyba odpuścił... tzn. pewnie gdybym się zebrała, to się nie wycofa, ale już chyba przestał planować i robić sobie nadzieję. A jeszcze jak oznajmię, że chcę przyjechać sama... to już będzie koniec. 4 lata temu sama to popsułam. Minęło tyle czasu i znów stracę szansę, tym razem ostatecznie. To straszne, jaka jestem beznadziejna...

MamaMamusia,
racja, trzeba to oswoić smile dziękuję bardzo za wyjaśnienie! Wczoraj wieczorem spróbowałam pierwszy raz, ale nic w zasadzie na razie nie poczułam, rozumiem jednak, że na to potrzeba czasu, wyćwiczyć, więc dziś wieczorem znów spróbuję. Po tym, co piszesz, nigdy nie pomyślałabym, że możesz mieć tak trudne dzieciństwo za sobą... że można być, mimo to, tak radosnym, a jednocześnie rozważnym! To mnie jeszcze bardziej przekonuje do terapii. Btw. wątpię, by się trafił drugi naiwny, który by mnie taką chciał wink poza tym mam bardzo słabą pewność siebie i poczucie własnej wartości, wg mnie jestem najgłupsza i najbrzydsza. I w sumie w tym przypadku chyba faktycznie tak jest. Mam 29 lat i jakoś nikt się o mnie nie bije, a to mówi samo za siebie wink


joanna925,
no właśnie mam taką nadzieję, że nawet jeśli będzie źle, to kiedyś mi wybaczą i nasze relacje się poprawią, w końcu to rodzice... Mnie już bardziej niż ich smutek i opuszczenie, martwi, żeby do czegoś złego nie doszło, mój tata wydaje się nieobliczalny, są momenty kiedy się go boję. No i tak to sad Dziękuję za opinię. Lubię, gdy mi ktoś przypomina o tym, że kiedyś zostanę w takim układzie sama na świecie (szczególnie, że nie mam rodzeństwa ani żadnych relacji z kuzynami, ciotkami etc.). To przemawia do wyobraźni...

lasonrisadetuboca,
możesz mieć rację smile bo jak rozmawialiśmy o jego przyjeździe i zabraniu mnie, nadmieniłam, że moi rodzice mogą zadawać niewygodne pytania. Powiedział wówczas: "człowiek chce dobrze i jeszcze po tyłku dostanie" (oczywiście żartem, ale jednak). Nadmieniał też, że chce mi pomóc z pracą, bo tutaj niestety nie mam szans na nic w moim zawodzie...

Baudelaire,
jestem z centralnej Polski.


Dziękuję wszystkim!

68

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

a co ojciec jest nieobliczalny no to co sila cie nie zatrzyma zyj dziewczyno swoim zyciem bo pozniej beda tylko lzy i czarna rozpaczy ale pretensje i zal bedziesz mogla miec tylko do siebie nie jestes nastolatka uciekajaca z domu jestes dorosla samodzielna kobieta obudz sie dosc snu pod skrzydlami rodzinki trzymam za ciebie kciuki odezwij sie jak tocza sie twoje losy jestem bardzo ciekawa czy zdolasz postawic wszystko na jedna karte a to nie lada sztuka ale kto nie ryzykuje szampana nie pije trzymaj sie

69

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
moje_glupie_ja napisał/a:

wątpię, by się trafił drugi naiwny, który by mnie taką chciał wink

Oczywiście, że się nie trafi. Trafić to można szóstkę w totolotka smile Sama go sobie wybierzesz, świadomie, jeśli tylko zechcesz smile
Popracuj nad sobą a wspomnisz moje słowa smile Terapia - niech to będzie twój priorytet.

70

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
moje_glupie_ja napisał/a:

Wczoraj wieczorem spróbowałam pierwszy raz, ale nic w zasadzie na razie nie poczułam,

chyba popełniłam błąd pisząc ci jaki powinien być efekt tego ćwiczenia, bo niepotrzebnie się nastawiłaś...Tak naprawdę tu nie chodzi o to żebyś poczuła sie w jakiś konkretny sposób. chodzi o zapanowanie nad oddechem, o poczucie jedności ze swoim ciałem , z ziemią, o bezpieczeństwo. Zauważ, że jeśli myślisz o rozmowie z rodzicami bez żadnego przygotowania, to pewnie zaczynasz się od razu denerwować, pojawiają się te wszystkie uciski i chce ci sie płakać, krzyczeć, albo uciekać...czujesz sie fatalnie. Zapanowanie nad oddechem pozwoli ci na uzyskanie poczucie bezpieczeństwa i spokoju w twoim ciele. W tej sytuacji - bezpiecznej i spokojnej - będziesz mogła przyjrzeć się swojemu lękowi i powoli go oswajać. To nie są spektakularne efekty, to jest raczej proces. Twój mózg będzie powoli kojarzył  te sytuacje raczej ze spokojem a nie z nerwówką i tak tez zaczniesz reagować. Podczas tych chwil, kiedy będziesz wyobrażać sobie te stresujące obrazy  możesz skrzyżować ręce i poklepywać się po przedramionach - to jest dobry bodziec dla mózgu. Możesz też słuchać muzyki, lub nagranych dźwięków , np odgłos fal , deszczu itp (chyba można coś takiego kupić). Wszystko po to, by stymulować mózg do przestawienia się na inne tory, takie na których będzie kojarzył trudne przeżycie z tym bezpieczeństwem i spokojem. Mózg to jest mięsień, wystarczy go wyćwiczyć.
Jeśli nie lubisz oddechu ziemi, to nie musisz go robić. Wystarczy , że będziesz oddychać świadomie, powoli, z wdechem przez nos i z wydechem przez usta. Panowanie nad oddechem jest niesamowitą siła.Oczyszcza umysł, uspokaja. Więc kiedy poczujesz, że wpadasz w panikę i zaczynasz tracić kontrolę, to spróbuj po prostu uspokoić swój oddech.

Mam 29 lat i jakoś nikt się o mnie nie bije, a to mówi samo za siebie

a ty potrzebujesz żeby się bili, tak? A po co? Żeby podnieść swoją wartość oczywiście. Zainteresowanie innych to jest coć co według ciebie jest najistotniejsze i stanowi o twojej atrakcyjności lub jej braku. Jak ktoś się mnie zechce to będzie super, a jak nie to fatalnie...A ty zechcesz pierwszego lepszego, który się zainteresuje? I tego pierwszego lepszego uczynisz ojcem swoich dzieci, tak? No bo przecież zainteresował się, a to jest najważniejsze. Pomyśl, czy nie lepiej byłoby mieć wybór i samej decydować?Czy nie fajnie  byłoby znać swoją wartość? TY masz możliwość wyboru i jesteś wartościowa, tylko jeszcze o tym nie wiesz.

71

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dziękuję za odpowiedzi i przepraszam, że milczę, ale mam małe zawirowania i kłopoty (niezwiązane z sytuacją). Pojawiło się też jednak trochę nadziei, wątpliwości i narosły obawy, ech... postaram się jutro dłużej (ale nie przesadnie długo) opisać i odpisać smile

tak na szybko:

joanna925,
myślę, że tata właśnie przesadnie nie będzie mnie zatrzymywać, ja się martwię, jak mama da sobie z nim radę sad wiem, że nie można żyć życiem rodziców, że oni za siebie odpowiadają itp. itd. już mi to wszystko zostało dokładnie wyjaśnione, ale to jednak moi rodzice, moja mama i bardzo się martwię sad to najbardziej utrudnia moją decyzję... Dostałam tutaj tyle słów wsparcia, że aż wstyd będzie, jak za kilka tygodni napiszę, że wszystko jednak powaliłam...

MamaMamusia,
dziękuję Ci za dokładniejsze wytłumaczenie smile na razie codziennie przed snem próbuję, ale nie nastawiam się bardzo, bo wiem, że na efekty trzeba poczekać ze wszystkim.
Aaaa, no i ja wcale nie chciałabym pierwszego lepszego! smile w tym problem, że sama mam niewiele do zaoferowania, a aspiracje mam troszkę większe tongue Jutro odpiszę dłużej, pozdrawiam! smile

72

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Wątek jest już chyba nieaktualny sad Pokłóciliśmy się. Jak widać woli koleżankę z pracy. Już się chyba nie da tego uratować sad nie przeżyję, czuję się winna, ale wiem też, że miałam rację...

73

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
moje_glupie_ja napisał/a:

w tym problem, że sama mam niewiele do zaoferowania,

Masz bardzo wiele do zaoferowania, tylko tego nie widzisz, bo zostałaś nauczona innego sposobu myślenia o sobie. Powtarzam -  to jest wyuczone i nie ma nic wspólnego z prawdą. Naprawdę tego można sie oduczyć i ja osobiście jestem na to najlepszym dowodem.

Dostałam tutaj tyle słów wsparcia, że aż wstyd będzie, jak za kilka tygodni napiszę, że wszystko jednak powaliłam...

Ja nie czekam na twoją spektakularną wyprowadzkę i dla mnie żaden wstyd jeśli tego nie zrobisz. Ja sie ucieszę gdy napiszesz - dziś podjęłam decyzję o rozpoczęciu terapii i zaczynam pracę nad sobą

Wątek jest już chyba nieaktualny sad Pokłóciliśmy się.

Wątek dotyczył nieprzeciętej pępowiny i problemu z byciem dorosłym. Facet, z którym sie pokłóciłaś w ogóle mógłby tu nie istnieć, bo też i nie on jest twoim problemem, chociaż bardzo skutecznie się za nim chowasz

74

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

oj bedzie wstyd musisz cos zrobic ze swoim zyciem nie mozesz stac w martwym punkcie jak sie nie zmobilizujesz teraz to juz nigdy na co bedziesz czekac az zostaniesz zgorzkniala marudna stara panna bedziesz miala pretensje do calego swiata rodzice sobie dadza rade sami kiedys tez musieli zrobic pierwszy krok o czym bedziesz wnukom opowiadac jesli wogole kiedys je bedziesz miala chyba ze masz w perspektywie tkwic przy rodzicach do ich konca a potem sama siadziesz w bujanym fotelu i co w nim robic bedziesz bujac sie bo jakie mozesz miec wspomnienia nic nie narozrabialas nie zaszalalas podejrzewam ze nigdy nie zrobilas nic szalonego oprzytomniej dziewczyno goraco trzymam kciuki

75

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dziewczyny, dziewczyny... już wstyd mi pisać sad jestem beznadziejnym przypadkiem, czas pędzi nieubłaganie, on zaraz zapyta, czy ma przyjeżdżać, a ja mu muszę powiedzieć, że nie, że sama chcę... i nie wiem jak i jaki skutek tego będzie ;(

Jestem PRZERAŻONA. Próbuję sobie wizualizować jak to mówię rodzicom, mamie... i nie, nie widzę tego, ja tego nie zrobię, nie chodzi o awanturę, bo przeżyłam już wiele, ja po prostu myślę, że to za daleko, że nie mogę tego zrobić mamie, zostawić jej z tatą, ostatnio nasze relacje się bardzo poprawiły, wiele jej zawdzięczam, nie mam serca tak postąpić sad wiem, że będę cholernie żałować, że potem zwariuję i oszaleję... Boże, wolałabym sobie palnąć w łeb niż podejmować takie decyzje sad Już chyba jestem zgorzkniałą starą panną sad Gdyby to było bliżej, tam gdzie studiowałam...to może jakoś by się pogodzili...

Wiem wiem, tyle mądrych słów tu padło, a ja dalej to samo sad

76

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Jestem PRZERAŻONA. Próbuję sobie wizualizować jak to mówię rodzicom, mamie... i nie, nie widzę tego, ja tego nie zrobię,

Nie rób żadnych wizualizacji, kiedy jesteś przerażona, bo to odniesie odwrotny skutek. Najpierw zapanuj nad oddechem, znajdź spokój i bezpieczeństwo. W przeciwnym razie to nie ma sensu

wiele jej zawdzięczam,

Na przykład co? problemy emocjonalne, zerowe poczucie własnej wartości....co jeszcze? Twoja mama , skoro zdecydowała się ciebie urodzić i zatrzymać, to siłą rzeczy wzięła za ciebie odpowiedzialność. To była jej decyzja i jej obowiązek. Miała obowiązek cie wychować i zajmować sie tobą gdy jesteś chora, i karmić cię , i kochać , i wiele innych rzeczy. Natomiast nie ma prawa ci tego wypominać, bo nie ty kazałaś jej siebie urodzić. Nie masz wobec niej żadnego długu i to poczucie lojalności, którym tu manewrujesz jest bardzo zaburzone. Możesz jej pomagać jeśli chcesz, ale masz prawo żyć po swojemu.

Gdyby to było bliżej, tam gdzie studiowałam...to może jakoś by się pogodzili...

No własnie, samodzielność jest fajna, ale tylko w bezpiecznej odległości od mamy. Opowiem ci taką historię...czasem muszę zostawić moje dzieci na kilka godzin u przyjaciółki, która ma syna w wieku mojej starszej córki. Są najlepszymi przyjaciółmi i świetnie sie razem bawią. Zawsze wszystko było super, aż tu nagle, któregoś dnia podczas pożegnania, moja córa przytula sie do mnie niemalże z płaczem i mówi - mamusiu nie chodź, zostań, my sie tu pobawimy w pokoju , a ty sobie kawkę z ciocia wypijesz w kuchni. Zauważ sedno sprawy -  nie chodziło jej o to żebym się z nią bawiła, bo bawić  to ona chciała się ze swoim przyjacielem, potrzebowała jedynie żebym była w zasięgu ręki. Dostrzegasz analogię?  Ty też chciałabyś mieć blisko i mamę i przyjaciela i najbardziej cię wkurza, że to może się nie udać, że któreś z nich być może tej bliskości nie zaakceptuje. Stara śpiewka - co to będzie jak mama sie nie zgodzi, co to bedzie jak on się nie odezwie, jak mogę być taka niewdzięczna, jestem beznadziejna, winna itd. Popatrz, moja córka ma 5 lat i tego typu postawa jest bardzo charakterystyczna dla jej wieku właśnie, na dodatek wytłumaczenia tego, że na tą chwilę nie może mieć i mamy i przyjaciela równocześnie zajęło mi jakieś 7 minut. Ty natomiast tak mocno sabotujesz samą siebie i wszystko co tu do ciebie piszemy, że jesteś w stanie obalić każdy argument nawet nie dyskutując o tym. Mówisz - no tak, macie rację, ale ja i tak nie posłucham, bo taka beznadziejna jestem... Zobacz, jak bardzo zaburzone jest twoje myślenie, jak rozpaczliwie wołasz o pomoc a jednocześnie chowasz się przed nią za tą twoją rzekomą bezradnością.

77

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

ja tego im nie zrobię/czego?
nie zostawiasz schorowanej staruszki w dps-ie, nawet nie zostawiasz wdowy.zostawiasz dwoje zdrowych staruszków przyczepionych do ciebie z braku zajęcia.
nie zrobisz im, ale zrobisz sobie. twoj wybor. nie kaze ci przeprowadzac sie do wyra gacha, ale na swoje wlasne bez nikogo.
pozdrawiam

78

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

kochana powiem ci na przykladzie mojego dziecka swiezo odebral wyniki matury po kilku dniach wchodze do jego pokoju on sie pakuje pytam co robi on ze leci do angli ma bilet pare funtow i marzenia patrzylam na niego jakby na kosmiczne zjawisko bylam w ciezkim szoku tez chcialam go zatrzymac przy pomocy prosby grozby itp.....polecial dzis jest szczesliwym czlowiekiem z cudna rodzinka mnie odwiedza dwa razy w roku ale dzwoni czesto dlugo nie moglam sie z tym pogodzic a dzis kazde z nas zyje swoim zyciem i jestesmy szczesliwi CZEGO I TOBIE ZYCZE powiem ci tak brzydko zabieraj dupe w troki i zyj WLASNYM zyciem chyba ze chcesz zeby mamusia je za ciebie przezyla ale mamusia nie bedzie wieczna zostaniesz sama jak kolek w plocie  widze ze ty to tak jak taka cnotka a chcialabym ale sie boje a nie wiem a moze dziewczyno rozplywasz sie jak lody w upale plame wytrzesz szmatka i nie bedzie sladu i tak bedzie z twoim zycim wytrzesz szmatka i nie bedzie sladu drugiego zycia nie dostaniesz jak je zmarnujesz to wtedy pozostanie zal i lzy ale to juz bedzie za pozno pomysl co ty zrobisz jak rodzicow nie bedzie bedziesz sama pewnie bedziesz juz w podeszlym wieku nikt nie bedzie chcial z toba zakladac rodziny i bedziesz zyla wdziecznoscia do rodzicow kazdy z nas kocha swoich rodzicow kazdy jest im wdzieczny ale kazdy stara sie zyc jak umie po swojemu wydaje mi sie ze twoj problem nie polega na tym ze nie chcesz zostawic rodzicow bo co oni powiedza twoj problem polega na tym ze tobie przy nich jest wygodnie i po co to wszystko wywalac do gory nogami to chyba nie z rodzicami jest problem tylko a TWOJA DOROSLOSCIA

79

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

MamoMamusiu,

Dziękuję smile Dziękuję Ci bardzo! Wiem, że moje słowa nic nie znaczą, skoro ciągle mało do mnie nie dociera, ale MamoMamusiu, jesteś absolutnie REWELACYJNA! Gdy czytam Twoją odpowiedź (każdą), czuję się całkowicie "skasowana"(to ma mieć pozytywny wydźwięk!). Szczęka mi opada, bo wiem, że masz CAŁKOWITĄ rację. Jestem beznadziejna, że nie potrafię tego do siebie dopuścić. sad Dopuszczam, ale ciągle mój strach i wyrzuty sumienia biorą górę. Tamtego posta pisałam rano. Rano zawsze budzę się z lękiem i nastawieniem na "nie". Wieczorem mam ten sam stan. W ciągu dnia bardziej myślę, że może mi się uda, że przecież będzie tak fajnie i muszę to dla siebie zrobić!

PS. jestem gorsza niż 5-latka chyba tongue tak to wygląda: chcę być dzieckiem i chcę być dorosła, chcę być tu i tam. Zjeść ciastko i mieć ciastko.


nokiaaa,
oni mają dopiero po 50 lat, więc nie są nawet staruszkami smile tylko ten tata... i moje czarne wizje w głowie, on się wydaje być nieobliczalny, dziwny, czasem się go boję i mam różne schizy sad sad sad sad


joanna925,
dziękuję, że podzieliłaś się swoją historią o synu smile tak trochę podświadomie szukam takich historii... Np. ostatnio na FB znajomi z mojej klasy z LO postanowili zorganizować spotkanie z okazji "10 lat po maturze". Z wieloma nie mam kontaktu, teraz miała okazję podejrzeć ich profile, zobaczyć co u nich. Dużo z nich ma już własną rodzinę, dzieci, mieszkają w tym samym mieście, niektórzy blisko, a inni jeszcze dalej. I wtedy myślę: a dlaczego nie ja?! Ech, no właśnie. Masz całkowitą rację z tym, że ja mam problem ze sobą. Ja już tu napisałam, że wydaje mi się, że większy problem mam właśnie z samą sobą niż z rodzicami. Wiem, że będzie płacz, złość, awantury, ale może jakoś by to przetrawili, tak jak właśnie Ty w związku z wyjazdem syna (ja bym dzwoniła na pewno nawet codziennie!). A ja nie potrafię się przełamać. Jakiś chochlik mi podpowiada, że nie teraz, że za pół roku, za rok, bla bla bla. Za pół roku to ja już skończę 30 lat hmm To już nawet mało czasu zostało na wyjście za mąż i rodzenie dzieci tongue ech taka dziwna i trudna jestem.

Dziewczyny, całym sercem Wam dziękuję! Czas się zbliża, zaraz będę czytać Wasze posty od nowa wszystkie, wbijać do głowy smile aż się wstydzę tu zaglądać, że dalej stoję w tym martwym punkcie. Sprawy mają się różnie. Z mamą coraz lepiej mi się układa, odkąd przestałam się mieszać w kłótnie między rodzicami. Z nim... w żartach padły jakieś słowa o ślubie. Ale była też kłótnia z powodu mojej zazdrości i dziś aktualnie jest na imprezie, a ja mocno mocno świruję sad ehhh przytłacza mnie wszystko!

80

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

JAK TEN OSIOLEK U ZLOBA A WIESZ JAK TA BAJKA SIE SKONCZYLA JESLI NIC NIE ZROBISZ TAK BEDZIE WYGLADALO TWOJE ZYCIE JAK TEGO OSIOLKA SMIERC

81

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
joanna925 napisał/a:

JAK TEN OSIOLEK U ZLOBA A WIESZ JAK TA BAJKA SIE SKONCZYLA JESLI NIC NIE ZROBISZ TAK BEDZIE WYGLADALO TWOJE ZYCIE JAK TEGO OSIOLKA SMIERC

to smutne, ale przemawia do wyobraźni sad Myślę nad tym, co wcześniej napisałaś, czy to faktycznie moja wygoda. Może troszkę faktycznie... Ale z drugiej strony jak wyjeżdżałam to dobrze sobie zawsze radziłam i cieszyłam się nawet, gdy mogłam samodzielnie zrobić nam kawę czy jajecznicę na śniadanie smile Takie drobiazgi, a tyle radości. Choć nie ukrywam, że z wieloma rzeczami też się obawiam, jak bym sobie poradziła. Tymczasem mam czarne wizje i i tak czuję wiszącą w powietrzu awanturę z Nim, więc pewnie i tak nic z tego nie wyjdzie... Wszystko takie skomplikowane.

82

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Sprawy stają się jednak coraz poważniejsze. Powiedział już o mnie i mojej przeprowadzce rodzicom. Teraz przyjacielowi. (a do tej pory raczej ukrywał moje istnienie, ot byłam byłą dziewczyną, nikomu nieznaną i zwykłą koleżanką). Uszczęśliwia mnie to i przeraża, żeby nie popsuć...

83

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

pamietaj ze potrzeba jest matka wynalazku widzisz piszesz ze jak gdzies pojedziesz to dajesz sobie rade czego sie obawiasz skoro twoj pan powiedzial o tobie i twoim istnienu znakiem tego mu bardzo zalezy docen to i nie kaz mu czekac bo facet choc prosta konstrukcja jednak bywa niecierpliwy czlowiek jak musi to moze ze wszystkim sobie dasz rade jechalam kiedys w nocy z berlina sama samochodem jeszcze nie moim tylko pozyczonym na kompletnym zadupiu zapalam gume z tylu srodek nocy miejsce opuszczone przez boga i ludzi niemiecki znam z filmu o klosie i co bys zrobila jak ty sie tak wswzystkiego boisz

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Przede wszystkim, podejdź do przeprowadzki ze spokojem. Postawa chłopaka świadczy o dojrzałości, powadze sytuacji. Znalazłaś swe dopełnienie, idź ku przeznaczeniu.

Gdyby nie był szczery, miał kogoś na boku- to nie chciałby Ciebie tam ściągać.

Masz szansę. Na nowy start, na bycie sobą. Korzystaj i nie sabotuj. Bo teraz już będzie dobrze.

85 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-05-23 18:20:43)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Macie racje ze wszystkim. Macie racje, że chyba mu zależy. Dlatego pojadę, już wiem, że przypadnie to na połowę czerwca. Bardzo chcę. Tylko jest w tym jeden najgorszy problem... On chce po mnie przyjechać, a ja wiem, że takiej opcji nie ma. Nie chcę by uczestniczył w jakiejś awanturze z moimi rodzicami, to nie byłby dobry start (ale też nie chcę Go informować, że dalej są przeciwni, bo 4 lata temu stało się to przyczyną rozpadu naszego związku. Nic na to nie poradzę, taki jest, bardzo go to wówczas denerwowało/deprymowało i przeżywał, że "rodzice nie chcą mnie poznać"). Wolę Go nie wprowadzać w te wszystkie niuanse rodzinne. Wolałabym, żeby rodzice się trochę oswoili/pogodzili z tą myślą i wtedy Go przedstawić. Tylko jak mam to zrobić?! sad Jak mu oświadczę, że przyjadę sama pociągiem, nie będzie zadowolony, zacznie coś podejrzewać, wkurzy się, może nawet wszystko odwołać - to w Jego stylu akurat (niestety On musi wszystko od razu albo wcale). No i aktualnie to chyba moje największe zmartwienie sad Mnie na początek naprawdę niewiele potrzeba - wszystko mogę spakować w dwie walizki, a po pozostałe drobiazgi mogłabym przyjechać w późniejszym czasie... Boję się, że właśnie przez to się nie uda sad Teoretycznie gdyby mu zależało to powinno być mu to bez różnicy, przecież najważniejsze, że przyjadę i będę. No ale...

86

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

musisz powiedziec mu prawde na klamstwie nic nie zbudujesz trwalego powiedz mu w taki sposob kochanie przyjedz po mnie bez wzgledu na to co sie stanie ja chce z toba jechac i niczym sie nie przejmuj masz  troche czsu zeby rodzicow przygotowac im powiedz podobnie kochani nawet jak nie akceptujecie mojego wyboru i mojej decyzji to przykro mi ale ja i tak zrobie to co czuje powiedz im ze chcesz byc szczesliwa i samodzielna tylko powiedz im dosc szybko zebys miala czas ich do wszystkiego przygotowac teraz sie troche pobocza zanim twoj pan przyjedzie to im przejdzie

87 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-05-23 23:11:05)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Ale to nie jest takie proste i oczywiste, naprawdę sad Ja wiem, że są różne układy rodzinne, ludzie się kłócą, awanturują. Wszędzie się zdarza bardziej lub mniej. Ale to będzie piekło. Ja to przerobiłam 5 lat temu, mówiąc częściową prawdę, że to tylko kolega i jak się skończyło. Nie opisałam tu tego dokładnie i chyba nikt nie jest sobie tego w stanie wyobrazić... Nie, to nie wchodzi w grę, to nie chodzi o mój strach, ja po prostu wiem, że to tylko utrudni sprawę. sad Mój przyjaciel ocenił sytuację, że łatwiej mi będzie powiedzieć prawdę po fakcie niż teraz, bo teraz tylko wszystko utrudnię. Ja niestety choruję na serce i każdy taki stres mocno się odbija na moim zdrowiu, jeśli poruszę ten temat już, to prędzej skończę w szpitalu sad Ktoś inny jeszcze doradził, że powinnam zrobić to szybko i nagle, bo inaczej zrobi się z tego cyrk. Już chyba wolałabym powiedzieć Jemu prawdę, że "nie mam aprobaty ze strony rodziców, że nie akceptują tego, ale CHCĘ BARDZO z Tobą być i przyjadę, i tylko to się liczy". Tylko, że jest jeden problem. On tego też nie zrozumie. Cztery lata temu nie chciał zrozumieć, gdy tłumaczyłam, że mam trudną sytuację, gdy płakałam przy nim i mówiłam, że kocham i mi zależy, ale nie mam wpływu na rodziców. Prosiłam i tłumaczyłam. Przecież teoretycznie powinno być najważniejsze dla Niego to, że kochałam, a nie to, czy pozna moich rodziców czy nie. A jednak. I wiem, że znów by się tak skończyło. Taki jest. Ale go kocham mimo wszystko. MamaMamusia, by powiedziała, i na pewno miałaby rację, że Jego prawo się obrazić i że znów liczę się ze zdaniem innych. Ale ja nie chcę tego popsuć, naprawdę nie chcę ;( Nie wiem co zrobić... Pozostaje mi mieć nadzieję, że jednak się zgodzi bym przyjechała sama. Chciałabym mu to móc jakoś racjonalnie wytłumaczyć... Wolałabym mu jednak całą prawdę, skoro muszę (a muszę) powiedzieć, gdy będę u niego, w cztery oczy. My rozmawiamy tylko za pomocą komunikatora, nawet nie telefonicznie. To trudne, prędzej rodzą się nieporozumienia w takiej komunikacji sad Rodzicom też bym wolała to oznajmić potem, gdy już np. będę wiedziała, że jestem oficjalnie jego dziewczyną (tylko czy będę?!).

ps. dziękuję Joanno za Twoje odpowiedzi wszystkie! smile

88 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2015-05-27 10:18:10)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
moje_glupie_ja napisał/a:

MamaMamusia, by powiedziała, i na pewno miałaby rację, że Jego prawo się obrazić i że znów liczę się ze zdaniem innych.

Dokładnie smile Ty masz prawo do swoich emocji i reakcji i on też.
Często używasz słowa teoretycznie. Co to tak naprawdę znaczy? Bo wydaje mi się , że mylisz znaczenia tego słowa ze zwrotem  - tak jak ja bym chciała. To jak on się zachowa zależy tylko od niego. On też ma swój temperament, charakter, swoje doświadczenia i swoje prawo do reakcji charakterystycznej dla siebie. Rozumiem,  że nie chcesz tego zepsuć i martwisz się o ta relacją, tylko że nie możesz brać odpowiedzialności za was oboje. Ja uważam, że dobre relacje to takie , w których jest pewien wentyl bezpieczeństwa i wolności, w których nie ma przywiązania do słów - aż po grób i albo ty albo nikt. to oznacza, że ludzie są ze sobą , bo tego chcą a nie dlatego że tworzą się miedzy nimi jakieś zależności. Nie wykluczam pracy nad związkiem i rozwiązywania problemów, sama to robię w swoim związku, ale dbam również o siebie i chronię siebie w relacji. Mam tez swoje granice, np nigdy nie mogłabym być z alkoholikiem, leczonym , nieleczonym, wszystko jedno, ale nie mam wpływu na decyzje swojego męża i nie mogę go zmieniać, ani urabiać, nie mogę też powiedzieć, że on nigdy się nie uzależni, bo tego nie wiem, ale wiem, że ja wtedy od niego odejdę, bo umiem chronić siebie w relacji. Nie mówię, że mój związek jest idealny, ale daje mi możliwość spełniania siebie i samorozwoju, własnie dlatego, że mam ten wentyl bezpieczeństwa, którym jest poczucie własnej wartości, siły i samoakceptacji. Innymi słowy - dzięki temu , że wykonałam ogromna prace nad sobą teraz jestem niezależna i silna, co pozytywnie przekłada się na wszystkie relacje , które tworzę. Relacje z drugim człowiekiem ma być przyjemna i dawać szczęście, po to sie wiążemy, nie po to żeby wiecznie cierpieć. Dlatego właśnie namawiam cię do rozpoczęcia pracy nad sobą.

Teoria ma niewiele wspólnego z realnym życiem. Teoretycznie (czyli według ciebie) on powinien cię adorować i tworzyć z toba związek, a w praktyce może mu zależeć jedynie na seksie bez zobowiązań . Rożnie może być .
Moja rodzina , cała, ze strony matki i ojca składa się w 80 % z alkoholików, toksycznych matek, kobiet doświadczających przemocy domowej, starych kawalerów, zgorzkniałych starych panien , zaniedbanych dzieci itp itd...Pomyśl - gdzie powinnam być teraz teoretycznie? I popatrz gdzie jestem realnie...Ty tez masz szansę, tylko zacznij w końcu działać !

89

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dlatego Cię podziwiam smile
W pierwszej chwili chciałam napisać, że zazdroszczę. Ale przecież to efekt ciężkiej pracy nad sobą, a i sytuację rodzinną miałaś chyba jeszcze gorszą od mojej...

Jutro będzie ten dzień, kiedy byliśmy umówieni, że po mnie przyjedzie. Nie wyszło, bo nie udało mi się przełożyć terminu zabiegu. Od kilku dni stało się to tematem tabu, a on się nie odzywa na ten temat nic sad Chyba jest zły i myśli, że kombinuję. Tylko, że z tym zabiegiem to na serio, ale boję się ruszać tematu w ogóle. A ogólnie niby fajnie, niby miło, jeszcze kilka dni temu i ogólnie od jakiegoś czasu, mówi, że za rok będzie trzeba kupić większe mieszkanie... Tak wszystko fajnie i serio to wygląda, a ja to psuję. sad

Z mamą moje relacje uległy poprawie. Ale wiem, że to pozorna poprawa, póki nie powiem o wyprowadzce. sad Odkąd przestałam w każdej kłótni bronić taty, to między mną i mamą jest lepiej. Nie wiem jak to działa, ale jak tata nawet postępuje źle (i ja to widzę), ale mama miesza go z błotem, to ja automatycznie go bronię. Bo mi żal, nie powinno się takich słów pod adresem żadnego człowieka używać. Więc teraz krytykuję obiektywnie tatę. Wiem, wiem, nie powinnam się mieszać w ten konflikt. Ale jeśli tata bierze ode mnie kasę (kartę do bankomatu), jeśli uważa, że powinnam płacić długi jego i oddawać swoją zarobioną kasę, to jestem stroną konfliktu już, niestety. Choć też nie kłócę się jakoś strasznie, po prostu obiektywnie oceniam sytuację i protestuję.

Mam jakiś tydzień na podjęcie decyzji. Tak analizuję sytuację... Nie wiem, czy jeszcze to kogoś obchodzi, ale będzie mi lżej jak to z siebie wyrzucę smile Myślę, że to nie chodzi o to, że rodzice będą smutni. Choć też. Mój pierwszy wyjazd do niego i w ogóle pierwszy samodzielny 5 lat temu przebiegł spokojnie. Mama wiedziała od miesiąca, pożegnała i było ok. Drugi wyjazd był po 2 miesiącach. Nie wiem, czy się nie spodziewała, że tak szybko? Mówiła, że nie chce zostawać z ojcem sama... W dniu wyjazdu, godzinę przed odjazdem, mocno się pokłóciłyśmy. Mówiła, że jestem ciekus i takie tam. W ostateczności zamknęła się w swoim pokoju, położyła na łóżku. Weszłam się pożegnać, a ona nic, nawet się nie odwróciła do mnie. Płakałam i prosiłam. Nic. Głaz. Nie wiedziałam co robić, było 15 minut do odjazdu pociągu. Już nawet tata powiedział: "nie jedź, nie ma co, zostań". I co? i wzięłam się w garść i pojechałam. Całą podróż (7h) do mnie się nie odzywała, choć pisałam smsy. Tata tylko dzwonił czasem. Nawet nie wiem kiedy się odezwała. Chyba już niedługo po tym jak byłam na miejscu. I tak sobie myślę. Nawet jeśli teraz też by była zła, może trwałoby to dłużej. To w końcu by się odezwała, przecież to matka, na pewno mnie kocha... Tak mnie to pociesza.

Jedyne co mnie blokuje to relacje między rodzicami. Mam obsesje, że coś się stanie. Tyle strasznych historii w tv się słyszy sad U mnie w rodzinie była podobna... Tzn. w rodzinie rodziny, bez więzów krwi. Tragedia sad Tata jest czasem nieobliczalny... Czasem jakieś szarpaniny. Niby normalni ludzie, młodzi, eleganccy, tata pracuje, ma kolegów. I kto by pomyślał? A czasem jak się kłócą to już tragedia sad Wówczas mama do niego doskakuje i go trochę szarpię. Tego jednego się boję tylko sad Ale przecież nikt mi nie powie: nie martw się, nic nie będzie. A gdyby ktoś powiedział, że moja obecność uratuje czyjeś życie, to bym została...

90

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
Czarna Kotka napisał/a:

Napisałaś:
"Nie mogę powiedzieć, żeby była zła matką. Była i jest najlepszą mamą, naprawdę"
Tylko że właśnie nie jest dobrą matką.
JEST złą matką. Nie piszę na razie o ojcu, bo i Ty o nim piszesz mało, podejrzewam że jest pod pantoflem matki i ma niewiele do gadania.
Jest złą matką, bo zablokowała Twój rozwój emocjonalny - w tej chwili jesteś jakieś 15 lat do tyłu w stosunku do rówieśników.

1 5   l a t.

Jest złą matką, bo traktuje swoje dziecko - Ciebie - jak maszynkę do spełniania własnych potrzeb emocjonalnych.
Ty nie masz mieć własnego życia i być szczęśliwa, Ty masz robić co mamusia każe, bo inaczej mamusia będzie nieszczęśliwa.
A mamusia potrzebuje mieć Cię pod kontrolą, bo inaczej nie czuje się bezpieczna. Twoja niezależność JEJ zagraża. Nie wiem czy dociera do Ciebie jak chora to jest sytuacja - zdrowy człowiek czerpie poczucie bezpieczeństwa w życiu z samego siebie, z wiary we własne możliwości, a nie z podporządkowywania sobie innych.
Twoja matka zabiera Ci to, co najcenniejsze w życiu. Bez najmniejszej refleksji. Jej się należy. Ona ma dostać to, czego potrzebuje (Twoje podporządkowanie) Ty masz się dostosować do tego, że jej się należy, bo tak naprawdę Ty się nie liczysz. Ona się liczy.
Walcz o siebie, dziewczyno, kobieto!, bez walki tylko zwiększysz swój 15-letni debet.

niestety..też myśle że koleżanka ma racje. jest złą matką (może nawet nieświadomie, bo w jej mniemaniu Cię chroni), ale nie ma się dzieci po to żeby były z nami całe życie. sama powinna namawiać Cię do samodzielności, bo to taka kolej rzeczy. a w ogóle jak ona widzi Twoją przyszłość, męża, dzieci? bierze pod uwage fakt wyprowadzki z domu? Robi Ci krzywdę, jej kiedyś zabraknie, a Ty zostaniesz. Oby żyła jak najdłużej, ale co jeśli umrze za 5 lat? Co taka , przepraszam za wyrażenie, sierotka, jak Ty zrobi? Ona nie ma wyrzutów sumienia Tobą manipulować, więc czemu Ty masz? Cóż, z moją mamą też mamy bardzo bliskie relacje, też nie jest zachwycona faktem mojego planowanego ślubu, i ciężko ogarnia myśl o naszym "rozstaniu" ale sama zdaje sobie sprawę że to jest złe, że muszę ułożyć sobie SWOJE , NIE NASZE życie. Ciężko przyswaja że obcy mężczyzna robi się w moimżyciu ważniejszy (lub równy ) jej. No ale nie na taką skale.

91 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-05-30 21:09:37)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Zahir, macie rację, mnie pozostaje mieć nadzieję, że mama robi to nieświadomie. Ale tych wszystkich argumentów użyję w rozmowie, tylko czy dotrą...

Resztę postu usunęłam, mam nadzieję, że nikt nie przeczytał sad

92

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

mam nadzieje ze wszystko sie dobrze skonczy dziewczyno ratuj swoje ja to co jeszcze ci z niego zostalo mam nadzieje ze jak sie zdecydujesz to dasz znac jakie kroki podjelas czekam na wiadomosci od ciebie trzymam kciuki pa

93

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

wlasne zycie powinny miec dzieci juz w wieku lat 12.
zauwazylam od kiedy moi bratankowie i siostrzency maja np w nosie mnie-czyli ich ciotke.
otóż do 10 roku zycia lody, plac zabaw, karuzela,jezioro-tym samym moge ich zachęcic do towarzyszenia mi. ale pozniej pojawia sie towarzystwo, tablety i inne priorytety. od tej pory droga dziecka odlącza sie od doroslego-cioci, mamy, babci. stajemy sie dla nich nudni.
a ty masz 30 lat. tlumaczysz ich bo tak jest latwiej zyc.ze znieczuleniem. wiem bo sama tlumacze mojego partnera.toksycznego.

94 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-05-31 14:21:18)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Czyli Joanno pewnie przeczytałaś cały post... To coś strasznego, co się dzieję. Choć może trochę wyolbrzymiam...

Nokiaaa, ze mną właśnie tak było smile jak miałam 8 lat to całe dnie z koleżankami i kolegami, zabawy w chowanego, granie w gumę i inne. W domu prawie w ogóle mnie nie było, rodzice nawet na to narzekali, że tylko towarzystwo się liczy. I pewnie tak by się to potoczyło. Rodzice też by od początku byli przyzwyczajeni, że żyję własnym życie. Niestety w wieku 11 lat zachorowałam na serce i wszystko tak strasznie się zmieniło... Choroba ograniczała strasznie, dzieci się odwróciły (w tym wieku każdy chce się bawić i skakać, a nie uważać na chorą koleżankę, która tylko zawadza), do tego doszło niskie poczucie własnej wartości, bo czułam się gorsza. I tak to się potoczyło...

Dziewczyny, został mi tydzień sad Smutno mi, że to ostatni tydzień w moim domu... Wczoraj, gdy się kłóciłam z mamą, to powiedziałam, że mam ich dość i się wyprowadzę: "To pokaż to i zrób, a nie tylko straszysz", "No i bardzo dobrze, nigdzie nie jest napisane, że do 50. roku życia trzeba siedzieć z rodzicami", "Weź już wyjdź za mąż, bo chyba faceta Ci brakuje i wariujesz", "przecież równie dobrze możesz mi powiedzieć, że wychodzisz za mąż i co zrobię? wolno Ci" i takie tam. Szkoda tylko, że tak mądrze wyraża swoje stanowisko, gdy jest na mnie zła i gdy myśli, że to nierealne, bo nie mam nikogo wink A gdy przyjdzie, co do czego....

Wariuję, już naprawdę jestem nerwowo wyczerpana. Czuję, że dusza mi sie w środku telepie, znów skończę na psychotropach. W dodatku okropne zaburzenia rytmu, nie wiem, co z tego wyniknie, naprawdę nie wiem... jestem P R Z E R A Ż O N A.

95

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

nic przerazajacego tu nie widzie dziewczyno luzik luzik wez to na spokojnie bez nerwow bedzie co ma byc po co ci klotnie z mama pomysl ze zmieniasz niewygodne buty na super fajne kapcie i bedzie ok nie mysl co teraz zyj przyszloscia czego ci goraco zycze czekam na dobre wiadomosci jak sie sprawy potoczyly mam nadzieje ze bedzie ok i zaczniesz zyc SPOKOJNYM WLASNYM ZYCIAM trzymam kciuki

96 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2015-06-01 09:45:24)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

"To pokaż to i zrób, a nie tylko straszysz",

tu akurat twoja mama miała dużo racji

Niestety w wieku 11 lat zachorowałam na serce i wszystko tak strasznie się zmieniło...

Rozumiem i współczuje. Choroba miała z pewnością duży wpływ na twój rozwój i na twoją relację z rodzicami. Jeszcze raz jednak powtarzam - rodzice mieli obowiązek zająć się tobą również gdy byłaś chora, bo i za takie sytuacje należy wziąć odpowiedzialność gdy decyduje sie na dziecko.
Dzisiaj nie jesteś już jedenastoletnią dziewczynką i masz możliwość radzenia sobie również ze swoja chorobą. Nie chowaj sie za nią. Popatrz ilu ludzi ma gorsze problemy zdrowotne od ciebie a jednak sobie radzą. Osoby na wózkach zakładają rodziny, realizują sie w pracy..Ja znam dziewczynę bez rąk, która stopami maluje przepiękne obrazy.

jestem P R Z E R A Ż O N A.

Niestety  strach tobą rządzi. Powinno być na odwrót, ale nie chce mi sie tego znowu powtarzać. Bardzo żle to wygląda moja droga....Postaram się najbardziej konkretnie jak sie da - NIE DASZ RADY BEZ TERAPII!JESTEŚ NAPRAWDĘ W KIEPSKIM STANIE! Najgorsze  jest jednak to, że pisząc te słowa już słyszę odgłos grochu odbijającego sie od ściany. smutne to

znów skończę na psychotropach.

no cóż - chyba tak. tym razem na własne życzenie. Masz wiele możliwości, ale skoro upierasz sie przy jednej...sama decydujesz, to jest twoje życie. Skoro masz ochotę przeżyć je na psychotropach wisząc na toksycznej matce to nikt nie może ci tego zabronić.

97

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Nie chcę, naprawdę chcę zmiany, naprawdę chciałam jechać... Trochę po swojemu, kręcąc jak zwykle, ale bym pojechała. Mimo przerażenia, zawsze jestem przerażona i choć chcę bardzo jechać, to wyjeżdżam płacząc. Ale jadę. Chyba jednak nic z tego. Od kilku dni On okrutnie mnie ignoruje sad Termin 30 maja, na który byliśmy umówieni, nie wypalił, bo mnie się nie udało przełożyć terminu zabiegu. Najwidoczniej mi nie wierzy... I najwidoczniej też starym zwyczajem już odpuścił. Wczoraj poprosił, żebym mu coś kupiła w pewnym sklepie i dodał "wyślesz mi kurierem". sad On musi mieć wszystko od razu albo wcale, wszystko albo nic. Już widzę jak by się zgodził na to, żebym przyjechała sama... Też nie. I z tego powodu najbardziej wyląduje na psychotropach sad Wiem, wiem, nie o niego w tym wszystkim chodzi najbardziej, tylko o oderwanie się od rodziców i pracę, i terapię. Racja. Ale mnie najbardziej chodzi o niego i zwariuję jeśli taka szansa przepadnie przeze mnie sad

Ja bym chciała się udać na terapię chociażby dziś, ale jak mam 400 zł na koncie i kredyt studencki do zapłacenia, a na domiar złego mieszka w totalnej "dziurze", to choć bym na głowie stanęła, chwilowo to niemożliwe sad

98

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Gdybyś chciała, to już dziś byś była. Jak zapadnie decyzja to jej realizacja jest kwestią czasu...krótkiego czasu.
400zł, to wcale nie jest tak mało. Na dojazdy do większego miasta powinno wystarczyć. Na kilka dojazdów co najmniej. Mam rację? Jest jeszcze coś takiego jak terapia on line, np przez skype, bez wychodzenia z domu, więc mieszkanie w dziurze nie ma nic do rzeczy. Możliwości jest bardzo wiele, wystarczy otworzyć oczy.

Popatrz ile jest w twoim życiu rzeczy , za którymi sie chowasz....rodzice, facet, choroba, mieszkanie na wsi. Wszystko żeby tylko nie wziąć odpowiedzialności za swoje życie, żeby tylko było sie nad czym poużalać. Nie ściemniaj mi, że chcesz zmian, bo gdybyś chciała to już dawno byś je realizowała. Łatwiej jest narzekać i straszyć psychotropami ,ewentualnie wzbudzać litość chorobą, niż podjąć pracę nad sobą. Wiem co mówię, bo kiedyś również bardzo sprawnie manewrowałam podobnymi schematami i byłam mistrzynią ucieczek i wymówek. Jeśli naprawdę chcesz zmian to je przeprowadzisz i tyle. W przeciwnym razie wcale ich nie potrzebujesz i nie zmierzasz do nich ,a wszystko co robisz by nas przekonać , że jest inaczej jest jedynie grą mającą pogłębić  nasze przekonanie, że do niczego sie nie nadajesz. Chciałabyś żebyśmy wszyscy popłakali sie nad twoim losem, tak? Tylko że to jest pic na wodę , a nie realne wsparcie

99

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Najwidoczniej masz rację i on też to widzi sad Zresztą często komentował: "wymówki". Ale na pewno nie zależy mi na tym, aby ktoś popłakał się nad moim losem... i z tym 400 zł to też nie jest tak, że mam na swoje przyjemności, niestety...

100 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2015-06-01 15:14:12)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

terapia to nie jest przyjemność, ale w twoim przypadku to jedyna szansa na normalne życie. Psychotropy też nie są za darmo.

co z tego, że mam rację, skoro ty masz swoją.

Skoro nie chcesz aby ktoś płakał nad twoim losem, to jaki jest cel twojego wątku? Po co tu piszesz? Wszystkie argumenty sabotujesz i obalasz gładziutko i w białych rękawiczkach, więc co ma ci przynieść uczestnictwo w tej dyskusji? Realnie - po co to robisz? Co ci to daje? Strachu nie zmniejsza, problemów nie rozwiązuje...więc co?

101

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Nie robię tego dla rozrywki ani też nie bawię się w trolla. Wszystkie argumenty do mnie docierają i nie twierdzę, że mam swoją rację. Mam swój strach i lęk, które są ode mnie silniejsze, ale racja jest po stronie wszystkich innych osób, które się tu wypowiedziały. Mimo ogromnego strachu, wiem, że po zabiegu będę próbowała się wyprowadzić. Zawsze się boję jechać, a jednak jadę, więc mam nadzieję, że i tym razem uda mi się to mimo wszystko zrobić. Chcę pojechać, chcę rozmówić się z Nim, w cztery oczy, może to będzie dla mnie dodatkowym bodźcem. Wszystkie słowa, które tu padły, mam nadzieję, że choć trochę dodadzą mi siły i odwagi, że choć minimalnie zmniejszą moje poczucie winy, które i tak będzie, bo zawsze było. Przy okazji też posłużą w ostatecznej rozmowie/kłótni z rodzicami. Myślę, że to wszystko nie będzie tak całkiem na darmo. Do wielu wniosków, które tu padły, nigdy bym pewnie nie doszła. Na pomysł terapii również bym samodzielnie nigdy nie wpadła, ale to może być dopiero następnym etapem. Ja naprawdę nie mam zamiaru użalać się, jak mam ciężko i że wszystko jest niemożliwe, mam świadomość, że wiele osób jest w dużo gorszym położeniu, ma cięższe od moich choroby i jakoś dają radę. Moje nie są jeszcze najgorsze, ale nie są też błahe i mam jednak trochę trudniej w porównaniu do większości moich rówieśników. Nie wszystko jest takie oczywiste i łatwe.

102

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

nie zakladaj z gory ze bedzie wojna z rodzicami ze cos sie ieuda sama sie nakrecasz jak sprezyna jak naciagniesz za bardzo to rypnie a wtedy posypie sie wszystko mow sobie ze wszystko bedzie ok ze sie ulozy optymisci maja latwiej w zyciu jeszcze raz przypominam ci o osiolku musisz uwierzyc w siebie bo nic z tego nie bedzie

103

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Już chyba prędzej bym uwierzyła w samą siebie niż w to, że nie będzie awantury smile Już tyle tego przerobiłam, o głupie wyjścia na miasto na 8h... że awantura to nie będzie, bo to istotnie mało powiedziane. Ale załóżmy, że jakoś to przeżyję... Smutno mi tylko, bo faktycznie chciałabym Go później rodzicom przedstawić i żeby było NORMALNIE, ale to raczej niemożliwe. Jego z kolei to boli i się obraża za to na mnie.

Osiołku to adekwatne określenie do mnie smile))))))))))

104

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Nie robię tego dla rozrywki ani też nie bawię się w trolla.

Nie twierdze tak

Mam swój strach i lęk, które są ode mnie silniejsze,

Nie są, tylko ty o tym nie wiesz. Ty jesteś panią swojego strachu i tylko od ciebie zależy jaka nadasz mu rangę

Wszystkie słowa, które tu padły, mam nadzieję, że choć trochę dodadzą mi siły i odwagi, że choć minimalnie zmniejszą moje poczucie winy,

Nie zmniejszą, gdyż twoje poczucie winy jest chore i wymaga leczenia , a nie kilku ciepłych słów

mam jednak trochę trudniej w porównaniu do większości moich rówieśników

Skąd wiesz? nie chodzisz w niczyich butach , nie pokonujesz niczyjej drogi, to i nie wiesz kto ile przeszedł aby stanąć w miejscu, w którym jest.Pozory czasem mylą. Popatrz - nieświadomie i zupełnie bezwiednie wpadasz jednak w ton użalający się


Nie wszystko jest takie oczywiste i łatwe.

Nic nie jest oczywiste i łatwe.

A teraz chciałabym ci pogratulować pierwszego kroku do samodzielności. Potrzeba było stu postów zgadzania się ze wszystkimi i przyklaskiwania wszystkiemu, abyś w końcu wyraziła sprzeciw.
Gdy zasugerowałam, że piszesz by wzbudzić litość i użalanie się , pierwszy raz zaczęłaś bardzo wyraźnie siebie bronić. . Cieszę się, że cie do tego sprowokowałam. Nieważne kto ma rację, ważna była twoja postawa, twoje powiedzenie - hola, hola, ja mam inne zdanie i pełne prawo do jego wyrażenia.
Obudziłaś w sobie tą część, która nie jest bierna i potulna, która nie przytakuje wszystkiemu i potrafi siebie sama ochronić. Popatrz - to jest możliwe, masz w sobie ten potencjał! Potrafisz bronic siebie! To jest jeszcze na razie bardzo słabiutkie, ale mam nadzieję, że pomożesz temu wzrosnąć, że znowu tego nie uśpisz. Własnie tam jest  miejsce na zmiany, na dialog. Zaskoczyłaś mnie bardzo pozytywnie smile Przyznam szczerze, że oczekiwałam kolejnej odpowiedzi w stylu - no tak masz rację, ale co zrobić skoro taka beznadziejna jestem....A tu proszę - sprzeciw wysoki sadzie smile Brawo!

105

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

big_smile ale mnie ucieszyła druga część postu! Czytałam wszystkie argumenty i już nastawiałam się na kolejny mały sprzeciw wink Choć gdybyś mi nie wskazała tego palcem, to chyba bym nawet nie wiedziała, że się sprzeciwiłam, bo gdzieś w tyle głowy miałam i tak "no niestety, ma rację".

Teraz się cieszę i jestem z siebie bardzo dumna! big_smile Czyli z mamą też bym tak mogła! I z każdym. hmmm, ja z reguły zawsze wszystkim przytakuję, zero asertywności, ale kilka sytuacji w życiu miałam, że broniłam swoich racji i zawsze na tym lepiej wychodziłam smile hm hmmm to teraz muszę pomyśleć smile

Dzięki! za prowokację świadomą bądź nie smile))

106

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

nie ma co myslec trzeba isc do przodu troche odwagi i na calego do przodu a zobaczysz ze sie uda powodzenia i odwagi

107

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Nie-dziękuję, żeby nie zapeszyć smile Blisko coraz bliżej do finału tej historii... nie chciałabym teraz dać plamy przed wszystkimi wink

108

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

glowa do gory piers do przodu i ruszaj na podboj SWOJEGO swiata trzymam kciuki mam nadzieje ze swie jeszcze odezwiesz

109

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Joanno, dziękuję :*

Dziewczyny, nim dojdzie do punktu kulminacyjnego, ja się tu jeszcze wiele razy odezwę z płaczem i zdążę Was jeszcze troszkę podenerwować big_smile To nie takie hop siup! Jak wyjeżdżałam w styczniu, to jeden kolega mnie wręcz za uszy ciągnął wink co chwilę mu pisałam "nie jadę", "nie chcę jednak", "nie dam rady", "nie ja tego nie zrobię", ale tak skutecznie kładł mi do głowy i motywował w pakowaniu, że śmiało mogę powiedzieć, że była to w 90% jego zasługa wink także... jeszcze troszkę pomarudzę (z przerażeniem zorientowałam się, że to faktycznie już ponad 100 postów...). Ale przyznam szczerze, że na chwilę obecną sama nie potrafię przewidzieć, czy za 2 tygodnie będę pisać tu radośnie, czy że jednak jestem beznadziejna i że mam myśli samobójcze, hmmm sama dla siebie jestem zagadką. Ale przecież jak mawia MamaMamusia, to ja jestem Panią losu i wszystkich swoich lęków, więc wszystko zależy ode mnie smile Aktualnie "mój pan" się chyba na mnie gniewa, że tak to się przeciąga, a to działa na mnie motywująco zawsze...

110

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Rodziców trzeba kochać i rodzice nas tez kochają, ale dziewczyno nie masz 16 lat. Jestes dorosła. Będziesz tak żyła do 50-tki? A potem obudzisz się z ręką w nocniku? Trafiłas na super faceta i podziwiam go za to co dla ciebie robi. Ogarnij sie i żyj. Mamy tylko jedno życie.

111 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2015-06-03 08:35:44)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

gdy mialam27 lat i bylam panną, mieszkałam u rodziców to chodzilam po imprezach, wracalam pózno ale zawsze informowalam o tym, jezdzilam do chlopaka na noc i wiele innych.
owszem bylam im winna tlumaczenie gdzie co i kiedy bo mieszkalam u nich, nie dokuczalam i nie halasowalam w nocy ale nigdy nie dalam sobie wejsc na glowe zebym miala sie tlumaczyc z poczuciem winy ze gdzies wychodze po 20.
jakis cyrk.to nie jest normalne.
nie to nei jest normalne.slyszysz.
nie tlumacz ich.
maja siebie nawzajem.
nie maja po 80 lat.
w wieku 50 lat mozna jezdzic na wycieczki razem, miec pasje, kolko w gok-u czy bibliotece. spacerki z pieskiem.rowerek.
i powinnno sie naciskac corke, zeby dala im wnuka a nie dokuczac i zamykac w domu.

112

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Ano właśnie, ale ich jedyną atrakcją i zajęciem jest kłócenie się (bardzo ostro), ubliżanie sobie i dokuczanie. Dlatego trzymają mnie, żebym to jakoś scalała. To nie jest normalne, zgadzam się sad Żeby to jeszcze były pretensje, że wychodzę na cały dzień (co już też jest chore), ale ten argument mamy "a co byś powiedziała, gdybym ja znalazła sobie faceta i zostawiała Was i wychodziła z domu na cały dzień?" - ????!!! I ona mówi to z takim przekonaniem, że ręce opadają.

Nie chcę tak żyć do 50. tym bardziej, że nie prowadzę życia towarzyskiego, nie mam nawet koleżanek, nie mam rodzeństwa, kuzynostwa, kompletnie NIKOGO sad Zostałabym całkowicie sama, bez żadnej nawet dalszej rodziny. Dlatego muszę, muszę, muszę...

113

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dlatego muszę, muszę, muszę...

Zamień "muszę" na "chcę". Nic nie musisz. Zacznij chcieć.

114

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

No chcę, chcę smile oczywiście, że chcę! tylko mam problem z odważnym realizowaniem tego chcenia wink

115

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Czesc Autorko!

Mam nadzieje ze wszystko powoli uklada sie dobrze.  Prosze napisz jak nad soba pracujesz i jakie masz wyniki.

Pozdrawiam!

116 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-06-09 17:26:43)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Cześć KaktusTX! smile cześć pozostali smile

Miło, że o mnie pamiętasz smile Fajno, że zostałam wywołana do odpowiedzi, bo chętnie sobie pozrzędzę znów, mam trochę przemyśleń, choć nic dobrego jak zwykle wink

Od tygodnia mam bardzo dużo pracy, od 9tej do 2-3 w nocy praktycznie non stop mam zlecenia, nie mam więc czasu na moje lęki i stresowania się. To akurat mnie cieszy. Inna dziwna sprawa, to to, że choć pracuję umysłowo, to, co chwilę nachodzą mnie jakieś wspomnienia hmmm... Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Dosłownie kilkanaście razy dziennie staje mi jakiś obraz przed oczami, jakieś wspomnienie zupełnie banalne, albo jak jestem z rodzicami w sklepie, albo u lekarza. 90% dotyczy ich, zdarzają się też wspomnienia jakieś z okresu studiów. Wiem, wiem, to na pewno moja podświadomość to napędza. Tak mi jakoś trochę smutno. Mam wrażenie, że to tak jak u osób przed śmiercią, "całe życie przebiega mi przed oczami". Do czego zmierzam... Wiecie, jestem zadłużona w tym facecie po uszy i jeszcze trochę, odkąd rzucił mnie 4 lata temu, stresowałam się każdego dnia żeby nie znalazł innej i modliłam się o cud. W końcu ten cud się nadarzył, jestem przeszczęśliwa, ale... Gdy mówię słowo "dom", myślę o moim obecnym miejscu. Ciężko mi tak z dnia na dzień, po niemalże 30 latach życia, przerzucić się 500 km,wśród jakby nie było całkiem obcych ludzi. Myślę tak o tym na spokojnie, bardziej racjonalnie, od tygodnia, kiedy jestem względnie, jak na mnie, wyciszona. Mój przyjaciel (nie ten do którego chcę się wyprowadzić), mówi, że to rozumie i też by tak miał. Nie mówi dlatego, że przytakuje mi i głaszcze po głowie. On jedyny zna wszystkie moje lęki, choroby, każdą kłótnię z rodzicami, każdą obelgę. Wie wszystko jak nikt inny. Mówi, że rozumie, ale mimo wszystko powinnam się wyprowadzić, tylko... bardziej na spokojnie. Tak to ładnie określił, że: życie to proces, a nie operowanie przełącznikiem. Tak to właśnie czuję. Ludzie nim ze sobą zamieszkają to najpierw się spotykają lub do siebie jeżdżą, jeśli to związek na odległość (ja raptem przez 4 lata byłam u niego 4x zawsze na 2-5 dni, ot i tyle). Nawet matka nim urodzi dziecko ma 9 miesięcy na oswojenie się z tą myślą (no dobra, to porównanie na wyrost). Tak bym właśnie chciała, jeździć, trochę pobyć tam, trochę jeszcze tu. Tak wiem, częściowo to ze względu na rodziców, żeby się przyzwyczaili, oswoili, no taka już jestem dziwna, że nie chcę sprawiać im przykrości i żeby przeze mnie cierpieli. Ale jak oceniam to na spokojnie i racjonalnie, to myślę, że głównie ja bym takiego procesu potrzebowała. Bo pomimo że bardzo chcę z nim być, to też ciężko rozstawać mi się z tym miejscem. Chciałabym stopniowo coraz bardziej tęsknić za wyjazdem do niego i coraz mniej chętnie wracać do domu. To jednak niemożliwe, bo on jak powtarzam "wszystko albo nic, teraz albo wcale". I co? I muszę się podporządkować, pójść na ustępstwo. No dobra, nie muszę, ale w ostateczności chcę, bo nie chciałabym tego stracić. Czy to wszystko we mnie co się dzieje jest normalne? Bo przecież wiem, że nikt w tym mi pomóc nie może, nikt nie ma na niego wpływu, więc chociaż się użaliłam smile

Dalsza kwestia, za którą pochwalona też nie zostanę...

Trik będzie polegać na tym, że powiem rodzicom, że jadę do tego przyjaciela do pracy, na 2 tygodnie. Wiem, znów jadę na kłamstwie, ale tak już zabrnęłam... hmmm, powiedzenie prawdy tylko by mi wszystko utrudniło. Gdyby zdeklarował się w ciągu tych dwóch tygodni, co do tego, abyśmy byli oficjalnie razem, to wracam do domu i nie mam wyjścia - muszę powiedzieć rodzicom prawdę i narazić się na przeogromną awanturę, cyrk, straszenie samobójstwami itp. sad W imię miłości chyba mogłabym to przeżyć...

No i coś jeszcze. Mój każdy wyjazd wyglądał tak, że tydzień wcześniej oznajmiałam "mam zaproszenie", rzucałam temat i uciekałam. Mama nie przywiązywała do tego uwagi i za kilka dni znów się okrutnie męczyłam jak powiedzieć, że jednak chcę jechać... Teraz też od dawna starą metodą miałam zaplanowane, że oznajmię to w środę. Rzucę temat i ucieknę. No fajerwerków nie będzie, nic wielkiego nie zrobiłam, ale tym razem zamiast czekać na środę, którą sobie ubzdurałam, przeżywać katusze nim powiem to jedno zdanie "mam propozycje...", nagle, pod wpływem impulsu, dziś (we wtorek! big_smile ), powiedziałam "mam ofertę pracy itp. itd.". Mama tylko odrzekła "no fajnie, tylko szkoda, że za daleko" ehhhhh i dalej jestem w punkcie wyjścia, choć odrobinę cieszę się, że zrobiłam to wcześniej wink Temat wstępnie zarzucony, mama nie załapała, że chcę, przypomnę się z tą kwestią w przyszłym tygodniu, bo wtedy też będę jechać. Mam nadzieję, że wątek pracy mi dopomoże... Kłamczucha, wiem, okropnie mi z tym źle sad

btw. wczoraj też (ach ta moja wyobraźnia) uderzyło we mnie nagle nie wspomnienie, tylko wyobrażenie, że siedzę w pociągu i przeszczęśliwa, z telefonu, piszę Wam na forum: "jadę!!!!". Pełna dumy, oczywiście. Obym nie zapeszyła...

btw2. on ciągle myśli, ze po mnie przyjedzie, podczas gdy ja muszę pojechać do niego sama. Pewnie i tak się na to nie zgodzi i wszystko się rozleci, a ja zostanę z wyrzutami sumienia do końca życia, szkoda sad
Pozdrawiam, przepraszam za ew. literówki, piszę podekscytowana, jak zawsze wink

117

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

daj znac z tego pociagu powodzenia

118

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Oby! jeszcze trochę, najpierw zabieg jeszcze wink

119

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Witam Cie serdecznie,

Przeczytalam ten watek z duzym zaciekawieniem, niektore posty, komentarze przeskoczylam, bo bylam szalenie ciekawa jak ta historia sie dalej potoczyla, wiec bardzo mozliwe, ze umknely mi jakies istotne szczegoly... i bardzo mozliwe, ze to co teraz napisze juz sie tutaj pojawilo.

Kochana, czy Ty myslalas o tym, zeby wylozyc karty na stol przed tym mezczyzna? Z tego co napisalas to odnosze wrazenie, ze to calkiem racjonalny facet. Odnosze rowniez wrazenie, ze to nie jest kwestia "musi miec wszystko teraz albo wcale" tylko dosyc logicznego myslenia: "ja chce, zeby ona ze mna zamieszkala, ona tego chce, wiec co jest do cholery przeszkoda skoro jestesmy dorosli?". Nawet jezeli mialoby to nie wypalic to wiesz co... to sie zdarza. I nie dlatego, ze Ty nie radzisz sobie ze swoimi problemami emocjonalnymi, i nie dlatego, ze on moze sie okazac idiota, ale najzwyczajniej w swiecie cos np. nie zaiskrzy w sposob w jaki oboje to sobie wyobrazaliscie. I w tym nie ma nic zlego. Bo proba stworzenia czegos z drugim czlowiekiem jest zawsze dobra nauka i wielokrotnie przydaje sie przy kolejnych znajomosciach/zwiazkach.

Wracajac do mojego pytania... Zanim sie do niego wprowadzisz, pojedz do niego na jeden dzien i powiedz: "Sluchaj. Mam problemy ze soba. Sa to problemy, z ktorymi sobie nie radze. Chociaz sie staram, nie zawsze wychodzi. Chce pojsc na terapie, chce cos z tym zrobic. A te problemy wygladaja w ten sposob..." i tu jedziesz nie z wymowkami, ale z faktami. Mowisz mu, ze oklamywalas rodzicow, ze nie wiedza o jego istnieniu, powiedz mu o tym, ze mieli problemy ze swoimi rodzicami, powiedz jak wygladaja relacje miedzy nimi. I nie szukaj wymowek, nie tlumacz sie, skoncentruj sie na faktach. I prosze Cie, dla Twojego wlasnego dobra, nie oczekuj, ze to bedzie przeprowadzka "na moich zasadach" czy jak to tam nazwalas, bo jestes zbyt pogubiona, zeby te zasady mialy sens. Ten zwiazek nie przetrwa, nawet sie nie rozpocznie, jezeli nie skonczysz tej spirali klamstw.

Facet moze sie niezle wkurzyc i nic z tego nie bedzie.
Ewentualnie facet sie wkurzy, nie bedzie sie odzywal przez czas jakis a potem w tym swoim chlodnym, racjonalnym, meskim mysleniu powie: "przejdziemy przez to razem". Mozliwe, ze zaproponuje rozwiazania, ktore lagodne nie beda. Mozliwe, ze beda one nawet nieprzyjemne. Ale prosze Cie, otworz sie przed nim. Zrob to teraz zanim wprowadzisz sie na dobre i wszystko wyjdzie po jakims czasie. Bedzie duzo lez, mozliwe ze jak uslyszysz o jego pomyslach to bedziesz chciala skonczyc ten zwiazek tylko po to, zeby on nie poznal Twoich rodzicow. Mozliwe, ze bedziesz chciala wycofac sie ze wszystkiego, bo bedziesz tak zmeczona kombinowaniem, ze bedziesz wolala ucieczke. Ale otworz sie przed nim... Nie "na moich zasadach", nie "na raty".

Nie wiem, czy juz mialas ten etap (mozliwe, ze o tym wspomnialas, ale mi to umknelo), czy juz masz ten moment, czy moze ta faza jest dopiero przed Toba... kiedy czlowiek lezy w lozku, probuje zasnac i mysli o tym, ze wolalby sie zapasc pod ziemie, nie budzic, zeby nie zastanawiac sie nad kolejnym powodem, wymowka, klamstwem. Taki moment, kiedy chce sie, zeby wszyscy zostawili nas w spokoju, znikneli, zeby zaczac "od nowa"...

Trzymam za Ciebie kciuki.

120

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Witaj new-bee smile dziękuję za Twój komentarz i miłe słowa smile

Powiem Ci, że częściowo o tym myślałam. Wiem, że na chwilę obecną to jest niemożliwe, bo tak wirtualnie to żadna rozmowa. Jednak gdy już do Niego pojadę, planuję mu tak szczerze opowiedzieć o tym, jak wyglądają relacje z moimi rodzicami, jaki spowodowało to u mnie stan itp. Nigdy zaś nie myślałam, żeby przyznać się o tym, że go ukrywałam... zwyczajnie ze strachu, że go stracę. Teraz dałaś mi do myślenia smile Może tak, musiałabym zobaczyć, jak ta pierwsza część rozmowy się potoczy. Na pewno byłoby to bardzo oczyszczające dla mnie samej, Jemu zresztą też należy się szczerość. Jest jeszcze coś, o czym tutaj jeszcze nie wspominałam, ale co dotyczy tego właśnie, co mi zasugerowałaś. Otóż... jak już pisałam, mam problemy z sercem - arytmia. Od 17 lat przyjmuję stale leki, 3x dziennie. Niby straszne, niby nic wielkiego, bo serce mam zdrowo zbudowane, jak dzwon, tylko jego "elektryka źle działa". Niestety, niewiele osób pewnie to rozumie i ja przez to czuję się gorsza, wybrakowana... Dlatego gdy się poznaliśmy 5 lat temu, było to dla mnie straszną mordęgą, co zrobić? jak powiedzieć, żeby go nie wystraszyć? Chyba byłam bardziej odważna niż obecnie, bo powiedziałam to w 2-3 tygodniu znajomości. Właściwie - napisałam. Jednak nie przykuł do tego większej uwagi, nigdy więcej nie drążyłam tego tematu, a jak jechałam do niego na te 2-5 dni to jakoś zawsze łykałam te tabletki w ukryciu. Teraz gdy się przeprowadzę, nie sposób będzie to ukryć i będę musiała trochę więcej na temat mojej choroby się wypowiedzieć. Bardzo się boję, bo znów czuję się automatycznie jak gorsza i chcę się z tego tłumaczyć, wyjaśniać... Jest jeszcze coś, moja sprawa jest naprawdę mocno zawiła smile Jest szansa, abym nigdy nie brała leków już. Na moją arytmię przeprowadza się zabieg. To nie operacja, lecz zabieg na żywca smile wbijają się elektrodą w tętnicę udową, idą do serduszka, robią co trzeba. W szpitalu 2-3 dni. Nigdy więcej już później leków. Skuteczność ponad 90%. Nigdy się nie zdecydowałam, bo oczywiście się bałam. Niestety rozpoczęcie dorosłego życia powinno iść w parze ze zrobieniem tego zabiegu. Wstępnie podjęłam decyzję, że zadzwonią do kliniki w Warszawie w następnym tygodniu i zapiszę się w końcu na zabieg! smile To już postanowione. Termin przypadnie na wrzesień/październik. I ponownie się biję z myślami... jak mu to powiedzieć i kiedy? Ehh, w ostateczności i tak leków nie ukryję, więc będę musiała to powiedzieć, ale może w ostateczności lepiej dla Niego będzie gdy będzie mieć świadomość, że się mogę tego całkowicie pozbyć? Może taka wizja zabiegu go nie odstraszy? Wiem, wiem... nie powinnam tego w ogóle tak rozpatrywać i jak nie zrozumie tego to trudno, jego prawo itp. Ale ja na ten cud naprawdę czekałam 4 lata i nie chciałabym go stracić w taki dziwny sposób, że nie zrozumie istoty mojej choroby sad Nie wiem też kiedy o tym zabiegu poinformować, czy od razu na początku, czy jak już się zdeklaruje... Uczciwiej byłoby już na początku. Obecnie mam dość daleko do stolicy i byłby to problem, ale... jego babcia mieszka w Wawie i tak naprawdę, gdyby chciał zrozumieć, gdybyśmy byli razem, wszystko byłoby tyle łatwiejsze...

Btw. z nowości! Postanowił wczoraj, bądź raczej razem postanowiliśmy, że lepiej będzie, jeśli przyjadę do niego sama najpierw. Stwierdził, że to niegłupi pomysł. Przyjechać do moich rodziców możemy po 2-3 tygodniach i jak to określił: potem powie się rodzicom, że przyjechałaś tylko na 2 tygodnie, ale ja Cię przekonałem, żebyś została, będzie na mnie. smile

Także: ufff! Bardzo się bałam jak to załatwić, a tu nagle tak ładnie się to złożyło. Teraz w moich rękach, żebym pojechała. Jestem wstępnie z nim umówiona z nim za 2-3 tygodnie. Tyle razy już jeździłam do niego, że mam nadzieję, że i tym razem się uda. A potem.. niech się dzieje wola nieba! Jeśli tylko by się zdeklarował, jeśli tylko byłby moim chłopakiem, już nie będę bała się tak tego powiedzieć rodzicom, czuję, że będę poczuję tę moc i siłę. smile Tylko najpierw ta kwestia szczerej rozmowy z nim i decyzja, co z moim zabiegiem i jak On to przyjmie... więc euforia moja przedwczesna.

121 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2015-06-15 12:01:50)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Moja droga ! (wybacz, ale mam problem za zwracaniem się do ciebie zgodnie z twoim nickiem, gdyż nie uważam abyś była głupia)
Długo mnie nie było, myślałam czasem o tobie i zastanawiałam się jak wyglądają twoje sprawy. Miałam nadzieję, że coś tam sobie w głowie poukładałaś...niestety widzę , że brniesz dalej. Nie dorastasz, nie dojrzewasz...Wpadasz w euforię bo chłopak zgodził się, żebyś sama do niego przyjechała. No pięknie, naprawdę.Szkoda, że on nie jest muzykiem , bo piszczałabyś na jego koncertach.  Masz 16 lat, tak? Czy może 14? Co ty chcesz zrobić? Zostać jego sympatią, dziewczyną ...dlaczego nie używasz słów mężczyzna, partner, związek? Bo te określenia są dla dorosłych. Nastolatki przedstawiają mamusi swojego chłopaka, dorosłe kobiety tworzą związki z kim chcą i jak chcą i nikomu się z tego  nie tłumaczą. Naprawdę nie widzisz tej przepaści? Kiedy zrozumiesz , że musisz dorosnąć, że aby tworzyć dobrą relację sama musisz być stabilna. w przeciwnym razie on zrobi z tobą co zechce, będzie cię ranił na każdym kroku, będzie cię wychowywał, karcił, rządził tobą. to nie będzie związek. On nie chce sie bawić w chłopaka i dziewczynę, bo on jest dorosły, ale jak dostrzeże w tobie małą, przestraszoną dziewczynkę to wykorzysta to , możesz być tego pewna. Jak długo chcesz żyć w strachu, że zaraz będzie awantura, że ktoś cie odrzuci i zostawi? Kiedy zbudujesz swoje poczucie własnej wartości? kiedy zaczniesz panować nad swoim strachem? Jak sie wyprowadzisz i po dwóch tygodniach przedstawisz go mamie jako swojego chłopaka? O nie...wtedy już będziesz  bardzo daleko i wrócić będzie ci trudno. Spełni sie  twój dziewczęcy sen przecież, królewicz się łaskawie zdeklaruje, wszystko będzie po twojej myśli, może i mamę się obłaskawi, więc i pracować nad sobą przestanie ci się chcieć.

Powiem ci tak -- facet , który nie akceptuje ciebie taką jaka jesteś, z twoją arytmią i z twoimi problemami zwyczajnie nie jest ciebie wart i tyle. Takiemu facetowi mówi się pa, pa, a nie rozkminia się co to będzie jak się dowie o zabiegu. Tak wygląda dorosłość. Podejrzewam, że ten mężczyzna (tak, mężczyzna a nie chłopak) jest zupałnie normalnym facetem , coś tam do ciebie czuje i chciałby spróbować coś zbudować, jest ciekawy co może być między wami i jak to się potoczy, ale jeszcze nie wie czy to będzie miłośc do grobowej deski. On chce się bawic jak dorośli, na dorosłych zasadach. A ty? Ty chcesz mieć chłopaka, żeby mamie go oficjalnie przedatawić, ty jesteś zakochana (jak nastolatka) i masz motylki w brzuchu. widzisz ten rozdźwięk? Jak myślisz - jesli wam nie wyjdzie (a to sie czasem zdarza między ludźmi), to kto będzie bardziej cierpiał, komu zawali sie cały swiat? I kto w tym układzie da z siebie wszystko i będzie starał sie za dwoje, byleby tylko nie zostac odrzuconym?

Podjęłaś decyzję o wyjeździe, więc jedź do niego, ale proszę cię - nie angażuj się na ten moment, nie oczekuj deklaracji i nie składaj ich. Powtórzę za przedmówczynią - powiedz mu całą prawdę o sobie, bez półśrodków, bez znieczuleń i wytłumacz mu, że teraz musisz stanąć na własnych nogach, że musisz zawalczyć o siebie.

Twój umysł nastolatki ma jedną wadę - na swoje nieszczęście ( w tym przypadku jest to nieszczęście właśnie) jesteś niebywale inteligentna i przenikliwa. Wykorzystujesz to jednak w niewłaściwym kierunku. Szkoda takiego potencjału

122

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

zgadzam sie z  mamamamusia to jest samo sedno sprawy

123

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Trochę mi smutno, bo wiem, że to prawda... Odpowiem więcej jak sobie to przemyślę. Dodam tylko, że już następnego dnia po tej euforii zaczęłam dochodzić do wniosku, że kolejny raz idę w złym kierunku. Znów te podchody. Gdyby przyjechał jednak po mnie, wszystko byłoby bardziej "jak u dorosłych ludzi". A tak... znów randkowanie pensjonarki. Wystraszyłam się, że zwyczajnie po dwóch tygodniach odeśle mnie do domu z kwitkiem (jakby przyjechał po mnie też w sumie by mógł). Hmm, a najbardziej zmartwił mnie fakt, że Jemu się ten pomysł spodobał i nie wiem, czy nie z takiego powodu właśnie.

Dziewczyny, no nie potrafię przeskoczyć tych moich lęków i dziwnych zachowań, bez terapii rzeczywiście tego nie zrobię. Jedyne czym mogę się pochwalić to to, że dziś już kontaktowałam się z kliniką, w której miałam planowany zabieg 3 lata temu. Już wiem, że najbliższy termin jest za pół roku, jutro wysyłam im faksem skierowanie. Odkładam to od 10 lat. Trochę nie wiąże się to z tematem, z którym się tutaj wpisałam, ale myślę, że po części to forum i WY zainspirowałyście mnie do walczenia o siebie smile Bo niestety muszę zawalczyć o siebie zarówno w sferze psychicznej, jak i fizycznej. Jeśli zabieg się powiedzie - wygram nowe życie i chociaż pod tym względem będzie mnie mniej rzeczy ograniczać (obecnie żyje jak na bombie zegarowej, z tego powodu głównie też nie mam stałej pracy).

124

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Wyobraź sobie, że między twoim nastoletnim sposobem myślenia, a jakimiś ogólnymi zasadami tworzenia normalnych, dojrzałych relacji międzyludzkich jest ogromna przepaść. Właśnie dotarłaś do jej krawędzi. Masz szczęście, bo ją zauważasz. wielu ludzi jej nie widzi i wpadają w nią bezwiednie. Ty jednak zostałaś obdarzona przenikliwym umysłem i wiesz, że ta przepaść jest przed tobą. Jesteś dwa kroki do przodu, plus dla ciebie. Jednakże twój przemądrzały umysł, który pozwolił ci przepaść zauważyć, już stojąc na jej krawędzi zaczyna kombinować. Wie, że jest możliwość zbudowania mostu i przejścia po nim na drugą stronę (terapia), ale to będzie długi i niełatwy proces. Dlatego też zastanawia się czy nie lepiej byłoby spróbować przeskoczyć, szacuje odległości, robi odliczenia...kombinuje, bo a nóż się uda. Przychyla sie też do pomysłu, że może ktoś  mógłby cię przez ta przepaść przenieść? Może ten chłopak? Tylko zwróć uwagę, że on nie ma takich możliwości, on cie nie przeniesie. On może (jeśli zechce) towarzyszyć ci podczas przechodzenia przez most, ale to ty sama musisz go zbudować . Masz rację - pewnych rzeczy nie da sie przeskoczyć, więc nie próbuj tego robić , bo poobijasz sie tak, że już nie wstaniesz.

Bardzo się cieszę, że będziesz mieć zabieg, który pozwoli ci wyzdrowieć. Jednak nowe życie wygrasz dopiero gdy poukładasz sobie wszystko w głowie i zbudujesz poczucie własnej wartości.To nie arytmia jest twoja bombą zegarową i to nie ona tak naprawdę cie ogranicza.

125

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

To nie do końca tak, że choroba mnie nie ogranicza. To nie jest zwyczajna arytmia, której doświadcza duża część społeczeństwa. To jest dużo poważniejsza sprawa i obarczona poważnymi konsekwencjami. Ale to nie ta tematyka forum i nie miejsce na użalanie się i licytowanie na objawy smile Mimo wszystko, w chorobie upatruję dużą część winy, za to, w jakim miejscu teraz jestem (inna sprawa, że tak czy siak to ciągle moja wina, a nie choroby, bo przecież mogłam zdecydować się na zabieg wcześniej i być może choroby się pozbyć). Myślę tak na podstawie tego, gdy wspominam, jakim byłam dzieckiem do 11 roku życia. Był czas słodziaka przedszkolaka, który nie puszczał się spódnicy mamy, ale potem nadszedł czas małego podlotka, który chciał udowadniać jak bardzo jest już dorosły, miał swojego pierwszego chłopaka w podstawówce big_smile i całe dnie spędzał poza domem - liczyły się tylko koleżanki, koledzy i zabawa. I myślę, że tak by się po kolei wszystkie etapy naturalne toczyły, a mnie by nawet do głowy refleksja nigdy nie przyszła, że zostawiam rodziców samych w domu. Wyszło inaczej i to prawda, teraz to już zaszło na tyle daleko, że sam zabieg niczego nie zmieni, skoro mam już tak poważne problemy psychologiczne. Wiem to, niestety. Mam tego świadomość.

Wyraziłam swoją radość, na myśl o zabiegu, dlatego że to ciągle nie jest dla mnie łatwy temat. Boję się go tak samo, jak wtedy, gdy miałam lat 11, 18, 25 itp. Różnie może być, to jednak serce. Ale mimo tej paniki ogromnej, czuję, że to ten moment, żeby zaryzykować, że muszę i że chcę. I jeśli to przetrwam, to również doda mi to trochę siły, odwagi. A gdybym jeszcze okazała się być potem zdrowa, bez konieczności zażywania leków... siłą rzeczy wpłynęłoby to na mój stan, nawet psychologiczny. Znam dużo historii osób z tą chorobą, wiem, jak duża część nich kończy na psychotropach (w sumie ja chyba również przez to brałam antydepresanty, bo gdy wpadłam w tak silną nerwicę, w moim domu rodzinnym wszystko układało się jeszcze całkiem nieźle). Znam też pozytywne zakończenia tych historii, gdy ludzie po zabiegu odzyskiwali chęć do życia, na nowo otwierali się na świat i innych ludzi. U mnie będzie jednak trudniej, no bo bez terapii... to już wiemy, przerobiony temat. Nie chcę by on mnie przeniósł przez ten most. Porozmawiam z nim szczerze i powiem mu jak sprawy wyglądają, ale tak naprawdę nawet nie liczę na to, aby chciał w tym jakkolwiek uczestniczyć (i to trochę przykre). Raczej jestem zdana na samą siebie w tej kwestii, ale tak jak już tłumaczyłam (co pewnie jest ciągle odbierane jako wymówki tylko) - nie wszystko jest takie proste i oczywiste. Nie w tym miejscu też. Oprócz samej suchej teorii z terapii, przydałoby się trochę praktyki wink Życie to też terapia sama w sobie, jeśli nie mieszkałabym tutaj, musiałabym być bardziej odpowiedzialna za samą siebie - to by było ładnym dopełnieniem.

Tymczasem kłócę się w ostatnich dniach z mamą okrutnie o wszystko. Za każdym razem nie wytrzymuję i mówię, że chcę się wyprowadzić, że już nie mogę z nimi wytrzymać. W odwecie słyszę, że to już czas, że dorosłe dzieci nie powinny z rodzicami albo "sama znajdę Ci mieszkanie, tylko wyprowadź się już, mam Cię dość, chcę mieć spokój i odpocząć, Twoi rówieśnicy mają już własne rodziny". Takie gadanie tylko wink Innym zaś razem, gdy mama kłóci się z tatą, słyszę: "zabiłabym się, gdyby nie Ty, nie mogę już z nim wytrzymać" - i wtedy robi mi się słabo jak myślę o wyprowadzce, mama mówi to tak serio... Jej też by się przydała terapia, ojciec ją wykończył i współczuję jej samej z nim wytrzymać sad No, ale terapia mamy to już całkiem nierealne...

PS. zapomniałam wcześniej dodać! MamoMamusiu: miło mi, że o mnie myślałaś, gdy Cię nie było na forum smile smile

126

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Witaj Autorko!

Od czasu do czasu spogladam co tam u Ciebie.  Oczekuje, ze pochwalisz sie ze zaczelas terapie u psychologa.  Ty niestety piszesz ze terapii nie bedzie.  Dlaczego?  Skad takie postanowienie?  Nie ma watpliwosci ze jej potrzebujesz.  Czy zaczelas chocby samo-terapie?

Co do Twoich problemow medycznych - wydaja sie znacznie prostsze bo sa one w rekach lekarzy.  Chyba, ze konsekwencja nieudanego zabiegu w tych 10% przypadkow jest pogorszenie stanu, lub smierc - wtedy rzeczywiscie trudno jest podjac decyzje o zabiegu.  Ale jesli podjelas ta decyzje to kwestia pozostaje prosta.

Nestety, ukrywasz swoja dolegliwosc przed mezczyzna z ktorym chcesz zamieszkac.  Ehhhhh, kobiety...  Wy to jednak nie rozumiecie mezczyzn.  Potrzebujecie milosci od mezczyzn i wydaje sie Wam ze mezczyznom do szczescia potrzeba tego samego.  Tyle razy widze na forum teksty typu "Ja go tak bardzo kocham, a on..."  A tak nie jest.  Mezczyzni potrzebuja od kobiet SZACUNKU w stopniu wiekszym niz milosci.  Moglbym troche pisac o tym czym jest ten szacunek, ale skupie sie tylko na Twoim przykladzie.  Mezczyzna ma wewnetrzna potrzebe opiekowania sie swoja rodzina.  To jest niemal jak punkt honoru.  To ze masz problem medyczny to nie jest koniec swiata dla wiekszosci mezczyzn.  Jest to po prostu problem ktorzy trzeba rozwiazac.  Natomiast to ze ukrywasz ten fakt przed nim jest duzo bardziej niszczace dla Twojego zwiazku poniewaz pokazuje mu to ze mu nie ufasz.  Brak zaufania bedzie przez niego odebrany jako sygnal ze on nie jest godzien Twojego zaufania i w konsekwencji pokaze mu ze go nie szanujesz.  Moglabys rownie dobrze powiedziec mu w twarz: "Ja Ciebie nie Szanuje!".  Jesli jestes ciekawa jak ciezkim jest to dla mezczyzny ciosem, to wyobraz sobie ze on Ci powie "Ja Ciebie nie Kocham!".  Wszelkie klamstwa, fortele, niedomowienia, sekrety itp. o ktorych on sie z czasem dowie beda mu ciagle szeptac do ucha: "Ona Ciebie nie szanuje.  Nie jestes wart jej zaufania."  Jesli to bedziesz kontynuowac, to sama zamordujesz jego serce i nie bedzie on w stanie Ciebie kochac.  W zwiazkach nie ma miejsca na sekrety.

127

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Witaj,
przyznaje nie przeczytalam calego watku, wiec moze ktos juz tobie proponowal to. A mianowicie, skoro masz taka a nie inna sytuacje z rodzicami mysle ze najlepszym rozwiazaniem dla ciebie, skoro bardzo obawiasz sie rozmowy twarza w twarz, bylo by napisanie listu do rodzicow. To ma dobre strony bo nikt z was nie wybuchnie zloscia jedno na drugie w czasie rozmowy bo emocje wezma gore. Napisz list gdzie opiszesz swoje troski, uczucia do rodzicow, swoje potrzeby, swoj bol i strach. Napisz o zwiazku z tym panem, i napisz szczerze dlaczego balas sie im powiedziec.
No i tez napisz list do swojego partera i badz szcera az do szpiku kosci. Na klamstwie nie buduje sie niczego, to sie rowali bardzo szybko... Wez zycie w swoje rece, to najwyzszy czs by wyjsc z tego zaklamania i stanac na wlasnych nogch ! Nie przeciagaj tego dluzej !
Druga sparwa, piszesz ze boisz sie wyprowadzic od rodzicow bo cos sobie zrobia...hmmm, a moze wlasnie nareszcie poczuja sie soba, wolni od troski o ciebie, moze wlasnie to da im drugie zycie.

128

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Hej, przeczytałam cały wątek dokładnie, jednak brakuje mi tutaj jeszcze czegoś.

Co łączy Ciebie i tego mężczyznę? Ale dokładnie, co takiego łączy Ciebie z nim i jego z Tobą?
Raz pisałaś, że go kochasz, innym razem, że pragniesz się przeprowadzić bo może czeka na Ciebie miłość.
Pisałaś, że nie macie przed sobą tajemnic, wie o Tobie wszystko, mieliście przez te 5 lat codzienny kontakt, ale z tego co zrozumiałam on w ogóle nie jest zaznajomiony z sytuacją jaka panuje w Twoim domu. Ani Ty nie znasz szczegółów jego życia sercowego, tego co robił, gdy "nie byliście w związku przez 5 lat", niewiele o koleżankach z pracy, w których się podkochiwał.

Dałaś naprawdę fajny, wyczerpujący obraz tego, kim jesteś Ty, Twoi rodzice, ale o tym człowieku mało wiemy.

O jego intencjach na przykład. Sama nie wiesz, jakie ma wobec Ciebie plany. Na razie nieznane. Czy on chce Cię wyrwać wreszcie z domu i pomóc się usamodzielnić (stąd masz być na razie na zasadach współlokatorki)? I być może po jakimś czasie objawić swoje uczucia lub powstrzymać je na poziomie koleżeńskim?

Będziesz mieszkać ze swoim byłym z nadzieją na związek - czy powiedziałaś mu więc, że go kochasz? Jeśli nie dlaczego?

I na czym polegał Wasz związek dawno temu? Czy mówiliście o swoich uczuciach? Czy dla niego to też był związek, czy tylko randki?


Ja tak jak większość forumowiczów uważam, że zabierasz się za zmiany w swoim życiu od dupy strony. Na razie stoi przed Tobą niebezpieczeństwo uwikłania się w zależność od faceta, który nie wiadomo czego od Ciebie oczekuje, a być może odważy się wykorzystać Twoje położenie. A kiedy to zrobi nie uciekniesz jak oparzona, bo jeśli on jest wytrawnym manipulatorem, zablokuje Ci taką możliwość (np. w najgorszym scenariuszu może po prostu skłócić Cię śmiertelnie z rodzicami. Może? Może. Kto wtedy będzie mógł Ci pomóc?).

Gdyby uczucia między Wami były jasne: kochacie się, chcecie zamieszkać razem, on chce Ci pomóc usamodzielnić się.

W mojej opinii przed Tobą stoją znacznie poważniejsze wyzwania niż tworzenie związku z mężczyzną. Budowanie relacji w sytuacji, kiedy ma się własne nierozwiązane problemy w tak podstawowych sferach życia jak: niezależność, poczucie własnej wartości, zdrowe relacje społeczne, asertywność, zdrowe schematy poznawcze - to jak wyprawa na Rysy w japonkach.

Być może będzie to trudne decyzja związana z poczuciem pewnej straty, ale dla Ciebie priorytetem jest teraz psychoterapia długoterminowa, która pozwoli Ci dojrzeć, dorosnąć, uniezależnić się. Rodzice jak najbardziej powinni dostać informację o tym, że chodzisz na terapię.

129

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Po kolei smile


Witaj, KaktusTX! smile
Terapia będzie, taką mam nadzieję. Nie napisałam, że nie, absolutnie! Po prostu nie w tym momencie, nie z tym budżetem, nie w tym miejscu...

Chciałabym, żeby było tak, jak piszesz, z tym szacunkiem i że powinnam nie ukrywać itp. Ale chyba jednak nie wszyscy mężczyźni są tacy sami... O chorobie serca powiedziałam Jemu zaraz w pierwszych tygodniach naszej znajomości (2-3 tyg.). Było mi ciężko się do tego przyznać, ale powiedziałam nawet, że stale przyjmuję leki, co skwitował "nie myślałem, że to aż tak, że trzeba leki przyjmować...". W tym momencie się wystraszyłam i zaczęłam tłumaczyć, że "to nie takie straszne". Konkluzja była taka, że "w takim razie tym bardziej nie pozwolę, żeby ktoś skrzywdził Twoje serduszko". Hmmmm. No wyszło inaczej. Nigdy więcej nie dopytywał o mój stan zdrowia, a ja też się z tym nie obnosiłam. I tak jest ze wszystkim. Według mnie dla niego wygodniej jest wiedzieć mniej. Próbuję mówić o problemach w domu, to zbywa mnie "no tak już bywa", "olej to", "e tam, daj spokój" itp. itd. To nie jest tak, że ja chcę coś ukrywać. Jak już tu wszyscy zobaczyli, lubię się wygadać smile I chciałabym móc swoimi troskami i lękami dzielić się z najbliższą mi osobą. W efekcie jest tak, że nie mogę się żalić ani rodzicom, ani Jemu. Jego reakcje na to nie pomagają i nie zachęcają do mówienia o swoich problemach. Chociażby 5 lat temu, gdy kolejny raz do mnie przyjechał, mieszkał w hotelu. Mama zapewniała, że tego dnia będę mogła go już w końcu zaprosić, też tak przekazałam Jemu. Niestety, przed wyjściem z domu, mama zrobiła mi awanturę i powiedziała, że się nie zgadza, "że tylko tak mówiła". I co miałam zrobić? Musiałam mu powiedzieć szczerze. Siedzieliśmy w pokoju, zaczęłam opowiadać, co mama powiedziała, że się nie zgadza, że wyzwała mnie od ladacznicy itp. Płakałam, mówiłam mu, że go kocham i że rodzice nie powinni mieć tu znaczenia. Efekt? Spakował się i 2h później byliśmy już na dworcu. Wrócił do domu, choć miał być jeszcze 2 dni. Najwidoczniej może nigdy mnie nie kochał jednak sad I jeszcze jedna kwestia. Wspominam o tym, że miałam teraz już drugi zabieg. Te tajemnicze zabiegi to dłutowanie ósemek, które nie wyszły. Omawialiśmy ostatnio termin mojego przyjazdu. Rzuciłam 2 tygodnie po zabiegu, a on skwitował, że lepiej 3 tygodnie "żeby później jakichś cyrków nie było, że coś nie tak i trzeba na pogotowie". No... czyli chyba ja w wersji chorej jestem kulą u nogi. Dlatego nie wiem jak mam powiedzieć, że czeka mnie zabieg na sercu.


Ninka123,
dzięki za pomysł smile Faktycznie już ktoś rzucił tutaj ten motyw listu, ale nie przywiązałam do tego uwagi. Może dlatego że, gdy spotykałam się z Nim 5 lat temu i pewnego razu wyszłam z domu na spotkanie z nim, wysłałam mamie baaardzo długiego smsa, dokładnie 10 smsów w 1, wg starych jeszcze telefonów wink No tak, to nie list. Ale napisałam w nim, że ją kocham, że jest najważniejsza, a mimo wszystko też chce gdzieś wychodzić. Już nie pamiętam dokładnie. Przygotowałam sobie tego smsa dzień wcześniej, na spokojnie, prosto z serducha. Wysłałam po wyjściu z domu, po mega awanturze. Nie odpowiedziała. A jeszcze pół roku później z tego smsa szydziła i mówiła, że sobie nie życzy takich smsów sad Ech. Może teraz z listem byłoby troszkę inaczej. Pomyślę o tym na pewno, dziękuję smile


Cześć Łada smile
Zbyt dobrze to wszystko rozgryzasz, więc chyba wnioski będą smutne sad Wszystko, co teraz napiszę, doskonale wiem, zdaję sobie z tego sprawę, tylko boję się do siebie dopuszczać. No to tak. Mówiąc, że "może czeka na mnie miłość", mam na myśli, że może odwzajemni moje uczucia, w końcu. Bo to, że ja Go kocham, nie ulega wątpliwości. Ja naprawdę wiele razy analizowałam sobie, czy to jest miłość, czy zwykłe uzależnienie, a może po prostu chcę uciec z domu i to moje jedyne wyjście? Zawsze jednak dochodzę do wniosku, że to miłość - może trochę kulawa, może naiwna i ślepa, ale jednak, tego jestem pewna. Kocham Go. I w zasadzie też jestem pewna, że On mnie nie.

Wiemy o sobie wszystko pod kątem tego jak reagujemy na niektóre rzeczy, jak się zachowujemy, jaką lubimy kuchnię, jaką literaturę, filmy itp. W moje problemy zdrowotne, problemy rodzinne próbowałam i nadal próbuję wielokrotnie go wprowadzać. Opisałam to bardziej szczegółowo w tym poście, zwracając się do KaktusTX, więc nie będę się powtarzać. Teraz, gdy jest wizja, że może się wyprowadzę, że może przyjedzie i pozna moich rodziców, coraz częściej napominam co jest nie tak. Często mówię otwarcie, że mi smutno, że pokłóciłam się z mamą, że tata narobił długów. Ale on zwyczajnie nie podejmuje tematu, tak jak by to go zupełnie nie interesowało. Przypominam sobie teraz, że raz mi odpowiedział "ja też się czasem kłócę z rodzicami, ale o tym nie mówię, bo nie ma się czym chwalić".

Jego życie sercowe jest największą dla mnie zagadką. Dla mojego przyjaciela też, który konsekwentnie Go kwituje "nie rozumiem go kompletnie" smile Raczej mnie nie kocha, a jednak wyszedł z propozycją zamieszkania. Niby jako współlokatorka, ale z drugiej strony snuje wizje, które wyglądają na bardziej poważne i długoterminowe. Powiedział o tym swoim rodzicom, bratu, przyjacielowi. O tym, że się podkochiwał w koleżankach, zawsze musiałam wydedukować sobie sama, wyśledzić, wyszpiegować niemalże. Tylko raz jak został przyłapany na spotykaniu się z jedną z nich, przyznał przyciśnięty do muru, że coś do niej poczuł. 2 lata temu. Tylko, że ona go nie chciała. Czyli co? Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to to, że ma 28 lat i uznał, że czas się ustatkować, skoro innego go odrzuciły, a ja go tak ciągle bardzo chce, no to z braku laku i z rozsądku, niech już będę ja. Tak to odbieram sad I co powinnam zrobić? W ogóle się w to nie pakować, skoro mam być niekochana i niechciana, bo może wkrótce zacznie mnie zdradzać. Wiem, terapia i zaczynam od dupy strony. To prawda. Ale nie da mi spokoju do końca życia jeśli nie spróbuję. Bo będę się łudzić "mogłam spróbować, może by jednak coś do mnie poczuł?".

Że go kocham wie doskonale smile Po rozstaniu wystarczająco wiele razy mu to powtarzałam, a on zawsze dawał do zrozumienia, że nie chce tego słyszeć. Więc przestałam mówić i okazywać, ale myślę, że na podstawie mojego zachowania doskonale to wie i nie ma co do tego wątpliwości.

Czy to był związek? Tak. Z nazwy tak, bo w praktyce już opisywałam jak to wyglądało. Ale tak, oficjalnie to był związek, jego rodzice o mnie wiedzieli i bardzo chcieli poznać. On również wyjątkowo bardzo jak na jego młody wówczas wiek (23 lata) nalegał na to, bym przedstawiła go moim rodzicom. Do tego stopnia, że jak to się nie udało to się ze mną rozstał. Bardzo chciał, żebym do niego przyjechała i nocowała u niego (mieszkał wówczas z rodzicami). Powtarzał ciągle, że mnie kocha i dawał mi to odczuć. Nie wiem, może to było złudzenie i kłamstwo sad Ale wielokrotnie mu powtarzałam: "jeszcze nigdy w życiu nie czułam się tak kochana". Naprawdę tak to czułam. Czułam się bardzo kochana. Dlatego rozstanie było dla mnie szokiem i całą winę przyjęłam na siebie. Inna sprawa, że związał się ze mną pół roku po rozstaniu ze swoją byłą, która zostawiła go po 4 latach i wiem, że bardzo to przeżył. Może miałam być tylko lekarstwem....

I wiecie co, czasem już tu padały stwierdzenia, że trafił mi się wyjątkowy facet, że taki dobry itp. Ja się tylko na to uśmiecham. "Trochę" przez niego wycierpiałam, trochę też ze swojej własnej winy. Jestem zakochana naiwnie, ale na pewno nie patrzę na niego przez różowe okulary i dostrzegam te negatywne cechy. Nie jest ideałem, bo takich nie ma. Często się na niego złoszczę i w myślach przeklinam. A mimo wszystko chcę spróbować...

Wyprawa w Rysy w japonkach to chyba cała ta relacja od 5 lat smile

Za tydzień powinnam się pakować. Boję się, nie wiem co dalej... Jeszcze niedawno pisałam, że czuję niebywały spokój. Niby ogólnie tak, ale wiem, że jak będę miała powiedzieć mamie, że chcę wyjechać to wpadnę w mega panikę.

130

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

moja kolezanka kiedys mieszkala w jednym pokoju z dwoma bracmi, a w drugim mama i ojciec pijak.
oblala mature i siedziala od czerwca do nastepnego lipca w domu. jezdzila na jagody i wtedy kupowala sobie to majtki to stanik.
2001 rok to przecież głębokie bezrobocie-stanowisko sklepowej to totolotek!
poprzez oazę/odnowę katolicką wspólnotę poprosila o pomoc, zalatwili jej rok na kuchni w osrodku reklekcyjnym! placili jej chyba grosze,ale bylo mieszkanie i jedzenie. w ośrodku kogos poznala i wzieli ją na nianie do Warszawy. rok za rokiem...matura, studia na akademii.
no i tam zostala. dwoje dzieci i bogaty maz. mieszkanie po tesciach w centrum. nie pracuje. jest pania domu.
dzis ją sobie przypomnialam, jak walczyla o zmiane. wtedy nie bylo rodzenstwa za granicą, nikt nie wyjezdzal z miasta. zeby sie odbic, to trzeba bylo miec solidne plecy.
a dzis jest tyle mozliwosci.

Posty [ 66 do 130 z 637 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 10 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » Mam problem z rodzicami - pomocy

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024