Wiecie jak fajnie pracuje się w szkole z matkami-polkami będąc singielką? Wiecie jak fajnie pracuje się z nimi w innych miejscach? Jak fajnie odwala się za nie czarną robotę mimo iż są to rzeczy które ona sama może zrobić w domu na komputerze? Jak ja musiałam przychodzić do pracy po godzinach (oczywiście wcześniej odwołać korepetycje i siedzieć na egzaminach w szkole za co mi nikt nie zapłacił. Najpierw do komisji podczas egzaminów maturalnych została wyznaczona mamusia, która zwolniła się wcześniej do domu bo nie ma co zrobić z Piotrusiem. (Są przeceiż schroniska dla zwierząt) Wiecie jak fajnie było jak musiałam tłumaczyć projekt po nocach na ostatnią chwilę bo inna mamusia nie zrobiła swojej działki? Zgadza się dzieciuch miał sraczkę. ( Jeszcze w tym czasie facet, z którym spotykałam się powiedział "goodbye" gdzyż nie miałam dla niego czasu). Teraz jestem pracownikiem cywilnym w służbach mundurowych. I tu jest tak samo, matki polki miesiącami na zwolnieniu (jeszcze dobrze miały bo 100 % płatne) a pracować ze nie muszą faceci. To jest jawna dyskryminacja. Ty nie masz dzieci to możesz odwalać za mnie robotę.
Hahaha, aż mi coś przypomniałaś. Tuż po kursie na ratownika pracowałam trochę na basenie podczas wakacji. Z ekipy ratowników sami faceci + jeszcze jedna kobieta tylko. Zatrudnieni na stałe mieli zmiany poranne/popołudniowe, a takie wakacyjne dodatki jak ja - ustalone wcześniej, nigdy nie byli zamiast kogoś "na stałe", tylko w ramach większego ruchu latem załatwiano w miarę możliwości 2-3 osoby więcej, więc nieraz kończyliśmy o zupełnie różnych porach. Raz tak wyszło, że nikt się z tą ratowniczką nie chciał zamienić i spytała mnie, czy bym nie została za nią do 22:00, bo jej syn ma jakieś tam zajęcia i chce go odebrać, żeby nie chodził po nocy sam. Odmówiłam i nie zdążyłam nawet wyjaśnić dlaczego (teraz już nawet nie pamiętam), bo na mnie naskoczyła, że ledwo zaczęłam pracę i taka ważna, i że jakbym miała dzieci, to coś tam coś tam... Zaczęłam się śmiać, co jeszcze bardziej ją wkurzyło chyba, ale nie śmiałam się z niej, tylko z tego, że... rzeczony syn - znałam go - miał 16 lat, a ja... 14 (wtedy można było zrobić kurs, jak się miało 14), o czym ona dobrze wiedziała, bo raz, że znała moich rodziców, a dwa, że czasem prowadziła sekcję pływacką, na którą chodziłam od podstawówki.
Więc 16-letni synuś wracać nie może sam, a ja 14-letnia pewnie.
A jak już to wyartykułowałam, to stwierdziła, że nieraz siedziałam do 22:00, więc widocznie nie boję się wracać sama, poza tym mam wakacje, więc nie mam żadnych obowiązków i mam siedzieć. Oho, jasne.
No i w sumie jeszcze raz się tylko z tym zetknęłam, jak pracowałam w call center, jedna babka zażądała zmiany terminu obowiązkowego szkolenia dla wszystkich (czyli jakiejś setki osób), bo ona dziecko musi z przedszkola czy tam żłobka odebrać zaraz po pracy i zaproponowała... 2 godziny później, jak już odwiezie je do domu. Znaczy, mamy wszyscy czekać 2 godziny bez sensu, bo jej inaczej nie pasuje. Oczywiście nikt jej na rękę nie poszedł, ale sam pomysł...
Ach, i mama mi zawsze opowiada, że ma awantury przy tworzeniu grafików na wakacje u siebie, bo wszystkie "dzieciate" przychodzą z "mam dziecko, to urlop mi się należy w wakacje, a tamta nie ma dziecka/rodziny, to może mieć w maju, czerwcu albo wrześniu, październiku". No bo jak to, przecież inaczej ona nie wyjedzie nigdzie, bo dzieci. A że miała parę lat z rzędu urlop w lipcu i sierpniu, a ktoś nie? No to co, przecież ona z dziećmi nad morze w październiku nie pojedzie, a te samotne to pewnie i tak nie mają co z urlopem zrobić. Wielbię. <3
[edit] Luc, ale kobiety, które mają dzieci, same też chyba czasem chorują.