oj dziewczyny... u mnie to samo
rozstałam się z facetem 6 miesiecy temu. Zostawił mnie po ponad 5 latach dla innej a planowalismy slub, dzieci. Było to dla mnie pewne, ze zawsze bedziemy razem. Wczesniej nie byłam do tego przekonana, ale z czasem wiedziałam, ze chce z nim być i tylko z nim. A tu trach! Tak z dnia na dzień, powiedział ze kogos poznał, ze ona mu sie podoba i ze podoba mu sie to ze jeszcze ktos oprócz mnie sie nim zainteresował i ze teraz chce inaczej zyc... jeszcze długo mogłabym pisać, bo po drodze bawił sie moimi uczuciami, był bardzo niedelikatny wobec moich uczuc, nie przychodziło mu do głowy, ze mnie rani, gdy np. zrobi sobie opis na gg jaki to on teraz jest szczesliwy.
Podjełam decyzje po rozstaniu, ze nie bede sie do niego odzywac, zerwe kontakt. Nie zawsze byłam konsekwentna, ale chyba zdziwił sie i tak ze nie chce sie z nim widywac ani rozmawiac. Podjełam te decyzje, bo stwierdziłam ze jesli mamy sie kiedys zejsc, to przede wszystkim on powinien wykazac inicjatywe. Poza tym nie chciałam błagac o miłosc. Musze jednak przyznac ze do teraz zastanawiam sie czy dobrze robie, moze trzeba było walczyc... boje sie ze kiedys bede załowac ze nie zabiegałam o niego. boje sie ze w nikim sie juz nie zakocham, ze nie bede szczesliwa. Staram sie wypełniac czas róznymi zajeciami. Zaczełam troche wyjeżdzac, bawić sie, poznałam grupe świetnych ludzi na razie nie spedzam z nimi tyle czasu ile bym chciała, bo własnie pisze prace magisterska.. ale jak tylko oddam, obronie sie to kazdy weekend przeznaczam na wyjazdy. Powiem Wam, ze teraz mam o wiele ciekawsze zycie niz nim. Duzo nad soba pracuje, powoli otwieram sie na ludzi i zaczynam wreszcie szczerze mówic czego oczekuje i co mysle. Nie przychodzi mi to łatwo- jestem strasznie niesmiała i strasznie boje sie ze ktos pomysli ze jestem głupia, naiwna... Powoli zdaje sobie sprawe z moich wad, choc pewnie nie wszystkie naprawie.
Problem w tym, ze dalej go bardzo kocham. Czasem łatwiej jest mi sie na niego złoscić. Odzywa sie co jakiś czas pod głupimi pretekstami. Wtedy jestem z siebie dumna ze mu nie ustepuje. Czasem pragne by cierpiał tak samo jak ja, zeby tez go ktos tak bardzo zranił. To straszne, wiem. Mam ogromny bałagan w głowie i w sercu. Staram sie zyc normalnie, inaczej. Nie jest to łatwe, bo przychodza chwile, kiedy mysle sobie ze to nowe zycie to tylko ułuda, ze i tak chciałabym zeby wrócił. Bardzo załuje i złosci mnie to ze czuje tyle negatywnych emocji. Kocham go i nienawidze. Wiem ze dopóki tego nie poukładam to nie bede mogła sie z nikim zwiazac, a tak bardzo bym chciała. Nie mam pojecia jak to zrobic...
Chciałam napisac krótko, ale sie nie udał z reszta chyba długo trzeba by opisywac wszystko to co czuje