Ach ta teściowa... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 20 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 131 do 195 z 1,243 ]

131

Odp: Ach ta teściowa...

Bardolka, mnie tez by moje własne słowa rozbawiły, gdyby nie to, że nie jest mi do śmiechu. Bo w moim układzie rodzinnym to ja jestem na cenzurowanym. I wypadam w oczach synowej blado. Moja zdecydowana postawa w sprawie oddzielnego mieszkania została zinterpretowana jako niechęć do synowej. Moje niewtrącanie się w ich sprawy - jako brak zainteresowania. Nasze zagraniczne podróże - jako skrajny egoizm, bo powinniśmy te pieniądze dać synowi. Elektroniczne hobby mojego męża - jako marnotrawstwo pieniędzy, z tego samego powodu. To, że zatrudniam panią do sprzątania - jako niespotykane lenistwo. I wogóle fakt, że mamy z mężem swoje życie i nieźle się razem bawimy został poddany totalnej krytyce, no bo jak to, dwoje podstarzałych, dobrze sytuowanych ludzi wydaje SWOJĄ forsę na głupoty zamiast wesprzeć dzieci????? Przecież oni są MŁODZI i zrobiliby lepszy użytek z naszego dorobku. A ja powinnam zająć się wnukiem na pełny etat, a nie planowaniem podróży do Indii. Jak PRAWDZIWA babka i TROSKLIWA matka. To wszystko zostało powiedziane, oczywiście nie wprost, bo mówienie wprost stwarza podstawy do dyskusji, a dyskusji moja synowa unika.
Czy pomagamy dzieciom? Oczywiście, że tak. Doraźnie, wtedy kiedy potrzeba. Dostali od nas działkę i deklarację pomocy przy budowie. Ale to widać za mało, bo tutaj, na wsi gdzie mieszkamy "porządni" rodzice biorą  dorosłe dzieci pod swoje skrzydła i urządzają im życie od początku do końca. Swojego końca. Bo rodzice mają żyć dla dzieci, choćby te dzieci miały już siwe brody i swoje własne dorosłe potomstwo.
Dużo tu się mówi o tym, że starzy nie mają co z sobą zrobić i wtrącają się w życie dzieci. I jest to krytykowane. Słusznie moim zdaniem. Ale gdy tak nie jest, gdy starzy mają co ze sobą (i swoimi pieniędzmi) zrobić to wcale nie jest lepiej. Najbardziej porządany układ to " dajcie nam swoje pieniądze, swoje domy i swój czas i jednocześnie odsuńcie się jak najdalej, żebyśmy  nie musieli się o was potykać i z wami liczyć". Ale tak to w życiu rzadko się zdarza. Jak się coś od kogoś bierze,choćby przestrzeń pod jego dachem, to trzeba się liczyć i z jego fochami i ględzeniem. I z tym, że ten ktoś jest U SIEBIE, ma swoje przyzwyczajenia i MA PRAWO je mieć. Osoba z zewnątrz musi to zaakceptować, a jeśli tego nie potrafi to musi znaleźć inny scenariusz na swoje życie.
Dla mnie osobiście wizja, w której mieszka ze mną moja synowa to senny koszmar. Mieszkać z KRYTYKIEM, z recenzentem mojego życia? To jak mieszkanie w domu Wielkiego Brata, nie do zaakceptowania. Może gdyby była między nami nić porozumienia, jakaś podstawowa zgodność poglądów na życie, to może......Chociaż w to wątpię. I nigdy nie chciałam tego sprawdzać na własnej skórze, bo wystarczająco długo juz żyję, żeby nie znać wielu smutnych historii synowych i teściowych pod wspólnym dachem. Dom ma być azylem, a nie polem bitwy jak to w wielu przypadkach się dzieje. I teściowe i synowe przeceniają swoje zdolności adaptacyjne. Jakoś to będzie, jakoś się ułoży, jakoś się pogodzimy, a potem rozczarowanie, że się jakoś nie układa pod tym wpólnym dachem. I zaczyna się mała wojna domowa.
Tobie Bardolka współczuję, bo Ty od początku jesteś świadoma trudów takiego mieszkania. Nigdy tego nie chciałaś, wiem to. Nie nadskakuj teściowej, to nic nie zmieni. To sprawa między nią a Twoim mężem. To On chce się opiekować swoją matką i to Nim ona manipuluje. On musi sobie z tym poradzić. Ty zachowuj grzeczny dystans i zajmuj się swoimi sprawami.

Zobacz podobne tematy :

132

Odp: Ach ta teściowa...
chaber05 napisał/a:

Ty nie masz pretensji do siebie czy męza o małe zarobki?

Nie nie mam do niego pretensji. Mimo, że należę do pokolenia, które za pieniądze sprzeda duszę diabłu nie stoję nad meżem z batem żeby zarabiał więcej i więcej smile Mamy godziwe zarobki, wystarcza na codzienne wydatki i trochę przyjemności od czasu do czasu i remont.Nie mamy wypasionych telefonów, nie mamy plazmy, ani kompletu ze skóry, nie jeździmy bryką z 2010 roku, nigdy nie bylismy na wczasach w Tunezji, ale mamy siebie, popołudniową wspólna kawę, scrabble w niedzielne wieczory i letnie noce pod namiotem. I to mi wystarczy. I podobne niewygórowane "wymagania " mam w stosumku do teściowej, niech da mi święty spokój i pozwoli cieszyc się codziennoscią. smile

133

Odp: Ach ta teściowa...
marena7 napisał/a:

Tobie Bardolka współczuję, bo Ty od początku jesteś świadoma trudów takiego mieszkania. Nigdy tego nie chciałaś, wiem to. Nie nadskakuj teściowej, to nic nie zmieni. To sprawa między nią a Twoim mężem. To On chce się opiekować swoją matką i to Nim ona manipuluje. On musi sobie z tym poradzić. Ty zachowuj grzeczny dystans i zajmuj się swoimi sprawami.

Bardzo Ci dziękuję za te słowa. Sama ostatnio zrozumiałam, że to własnie jest jedyne wyjście smile

134

Odp: Ach ta teściowa...
Bardolka napisał/a:

Bubuś - dach, elewacja i okna to koszt około 50 tysięcy i to bez materiałów najwyższej klasy - i to nas oczywiście czeka, z wyjątkiem okien, które już mąż wymienił przed ślubem. Już zainwestowaliśmy około 40 tysięcy, a to kropla w morzu.

No oczywiście masz rację, sama wymaina okien w całym domu kosztowala nas prawie 18 tysięcy, ale było to niezbede bo po mieszkaniu wiatr hulał sad remont pietra to do tej pory 20 tysiecy, ale już w lutym bedziemy u siebie smile

135

Odp: Ach ta teściowa...

u mnie ostattnio bez zmian. Teściowa zdecydowała, że nie będzie się do mnie odzywać. Do męża jeszcze się odezwie, do mnie nie tongue wczoraj miałam urodziny, o których wiedziała, ale po co złożyć komuś życzenia?

A dziś była na rano w pracy, wrociła po 14, zaproponowaliśmy jej obiad, stwierdziła że ma swój na dole. Potem pojechaliśmy do mojej kuzynki, bo mieliśmy coś u niej załatwić, wróciliśmy ok 17, to oczywiście zaczęła ryczeć, tak jak w drugi dzień świąt. I do tej pory zalewa się łzami, leżąc w łóżku w przecudnej urody koszuli nocnej ... ehhhhh - Tylko u nas tongue

136 Ostatnio edytowany przez Bubuś (2012-01-07 09:24:56)

Odp: Ach ta teściowa...
Bardolka napisał/a:

wróciliśmy ok 17, to oczywiście zaczęła ryczeć, tak jak w drugi dzień świąt. I do tej pory zalewa się łzami, leżąc w łóżku w przecudnej urody koszuli nocnej ... ehhhhh - Tylko u nas tongue

Chyba nie u was w łóżku ?? tongue

137

Odp: Ach ta teściowa...

No raczej że nie tongue

138

Odp: Ach ta teściowa...

Hm...dawno nie narzekałam sad Długi weekend za nami, jako że miałam dużo wolnego to zgodnie z umową jaka obowiązywała do tej pory gotowalam obiady dla wszystkich (teściowa gotowala pon- czw. ja pt.- nd i wszystkie moje dni wolne) i tak, w piątek obiad zjadłam ja i mąż- teściowa nie jadla bo spala, teściu bo poźno jadł sniadanie i nie jest głodny czyli polowe mojej pracy zjadl burek, bo odgrzewanego się nie będzie jadlo... w sobotę zrobilam obiad, teściu podziubal tesciowa nie będzie jadła bo nie lubi papryki(był gulasz)zjadla cos "swojego" w niedzielę, zrobilam obiad, teściu drobiu nie lubi teściowa zjadla co nie co. Upiekłam ciasto, nikt się nie tknął (prócz mnie i męża). Puściły mi nerwy, wzięłam męża n a rozmowe i mu mówię, że tak dalej byc nie może, zaczynam być kłębkiem nerwów przez to cholerne jedzenie. Podjeliśmy decyzję, że calkowicie przechodzimy na własny garnuszek, nie ma żadnych układów jak do tej pory. Poślismy do teściowej poinformować ją o decyzji, a ona wypaliła, że jakis nowy układ wprowadzamy, bo pod jednym dachem mieszkamy a nie pytamy o zdanie tylko informujemy o podjętej decyzji. I znowu usłyszeliśmy litanie, że samoluby jesteśmy, że ona przecież się nie wtrąca i wiele wiele innych(nie związanych wogole z tematem). Wczoraj zrobiliśmy sobie obiadek, to przyszła wieczorem do Piotrka i mówi mu że jakby był głodny to tam zupa z obiadu jestmoze sobie zjeść i z pytaniem czy gotować dla nas obiad jutro(dzisiaj). Mówimy, że nie i mysleliśmy, że będzie spokój. Wracam dzis do domu chcę gotować obiadek(kochamy makarony więc wczoraj bylo spagetti ze szpinakiem a dzis planowalam farfalle z fetą) a teściowa do mnie, że przecież "chłopok nie może na samym makaronie żyć". Myślałam, że ją pogryzę, ale uśmiechnęłam się mniej lub bardziej życzliwie i dalej robilam swoje. Wierzę, że będzie dobrze... juz niedlugo smile płytki polożone, ściany jeszcze do pomalowania i idziemy do siebie:) Przepraszam za ewentualne bledy :* Ulżylo mi tongue

139

Odp: Ach ta teściowa...

Witam.

Bubuś napisał/a:

Puściły mi nerwy, wzięłam męża n a rozmowe i mu mówię, że tak dalej byc nie może, zaczynam być kłębkiem nerwów przez to cholerne jedzenie. Podjeliśmy decyzję, że calkowicie przechodzimy na własny garnuszek, nie ma żadnych układów jak do tej pory.

Nareszcie. Decyzja słuszna, całkowicie popieram.   smile
Wszystkim wyjdzie to na dobre (na zdrowie)...no może z pominięciem burka, albo i jemu też.    wink

Bubuś napisał/a:

Wierzę, że będzie dobrze... juz niedlugo smile

Co prawda wiara czyni cuda, ale czasem trzeba jej dopomóc. Powodzenia.

Bubuś napisał/a:

Przepraszam za ewentualne bledy :

Do godziny 24 możesz post edytować i poprawić błędy.

Pozdrawiam.

140

Odp: Ach ta teściowa...

u mnie tez weekend pełen nerwów, rozmów na ostrzu noża itp itd. Ale prawdę mówiąc, takie to denne, że nie chce mi się o tym opowiadać. ..

Bubuś, ale coś w twoich klimatach - przecież ona się nam nie wtrąca i czego my od niej chcemy. Przecież ona może sobie płakać i już. Ehhh.

141

Odp: Ach ta teściowa...
Bardolka napisał/a:

u mnie tez weekend pełen nerwów, rozmów na ostrzu noża itp itd. Ale prawdę mówiąc, takie to denne, że nie chce mi się o tym opowiadać. ..

Bubuś, ale coś w twoich klimatach - przecież ona się nam nie wtrąca i czego my od niej chcemy. Przecież ona może sobie płakać i już. Ehhh.

Kupcie teściowej Magnez i powiedzcie, żeby sobie łykała to przestanie płakać tongue

142

Odp: Ach ta teściowa...
Bardolka napisał/a:

u mnie tez weekend pełen nerwów, rozmów na ostrzu noża itp itd. Ale prawdę mówiąc, takie to denne, że nie chce mi się o tym opowiadać. ..

Bubuś, ale coś w twoich klimatach - przecież ona się nam nie wtrąca i czego my od niej chcemy. Przecież ona może sobie płakać i już. Ehhh.

Ale to prawda, Bardolka. Przecież naprawdę "..ona moze sobie płakać i już..." Z Twoja tesciową trzeba postępować jak z dzieckiem, które pada na podłogę, wrzeszczy i wali nogami. IGNOROWAĆ, nie zwracać uwagi i robić swoje. Histeryk musi mieć widownię. Im więcej bedziesz okazywać jej troski, tym irracjonalniej ona będzie się zachowywać. Olej kobietę.

143

Odp: Ach ta teściowa...

Widzę, że Bardolki teściowa stosuje zagrywki rodem z piaskownicy, albo foch, albo ryk, bo zabawa nie idzie po jej myśli.

Mój mąż nie lepszy. Zostawiłam mu samochód, pojechałam do matki PKS-em. Tyle juz razy słyszałam, ze tyłek sobie wożę męża samochodem. Dobra myślę, masz okazję się wykazać i zawieść rodziców tam gdzie zechcą, chociażby do kościoła. I co ? Złość, ostentacyjne milczenie, mój staruszek nie zadzwonił, telefonów nie odbierał i nie odbiera. Nie wychylił nosa z domu, udawał, że na delegacje już wyjechał, syna wysyłał po zakupy. Młodszy mowi, że w tatę diabeł wstąpił, nie potrafił nawet normalnie czegokolwiek powiedzieć, syczał przez zęby.

Kurcze, zaczyna się, emocjonalny szantaż, zagrywki poniżej pasa, to domena moich teściów, a ja myślałam durna, że mój z innej gliny. Dobrze jest gdy stanowię tarczę, w którą teściowie mogą walić zarzutami.
To nie pierwszy raz, zawsze staram przełamać pierwsza milczenie i chyba błąd popełniam. Teść tak samo z teściową robił, całkowicie ją sobie podporządkował i odseparował od jej rodziny. Witki opadają.

144 Ostatnio edytowany przez Bubuś (2012-01-11 18:38:37)

Odp: Ach ta teściowa...
marena7 napisał/a:

Ale to prawda, Bardolka. Przecież naprawdę "..ona moze sobie płakać i już..." Z Twoja tesciową trzeba postępować jak z dzieckiem, które pada na podłogę, wrzeszczy i wali nogami. IGNOROWAĆ, nie zwracać uwagi i robić swoje. Histeryk musi mieć widownię. Im więcej bedziesz okazywać jej troski, tym irracjonalniej ona będzie się zachowywać. Olej kobietę.

Łatwo się mówi ale jak w przejściu do kuchni mija Cię szlochająca Buka (czyt. teściowa ze spuszczona głową, włóczaca kapciami po płytkach) to masz ochotę skapitulować,,, dla świętego spokoju, A jak się później okazuje to dla świętego spokoju własnie nie powinno się kapitulować tongue
chaber05 dlaczego mąz miałby Cie odcinać od rodziny? sad Bo tak mu się uwidziało? sad

145

Odp: Ach ta teściowa...

Moja matka podobno judzi, matka szwagierki podobno za bardzo się wtrąca, rodzice innych dopóki żyli to samo piekło przechodzili.
Pamiętaj, jak masz wsparcie bliskich to manipulowanie tobą łatwe nie jest, a jak masz jeszcze dom do którego możesz się wyprowadzić - to juz zagrożenie.
Mąż nie chce mnie odseparować, tu chodzi o to, że go zostawiłam samemu sobie. Pewnie jest zły, bo gdyby teściowie wyczaili, że został sam to miałby ich na głowie. Mój staruszek na mnie sie wyżyje, ale nigdy rodzicom nie postawi. Będzie strzelał fochy, wtłoczy mnie w poczucie winy, bo ja taka samolubna.
Moich teściów trzeba poznać i to dobrze. Na pierwszy rzut oka to teściowa jest bardzo miła, teść nie daje rady zbyt długo grać roli uprzejmego. Wydawałoby się - da się to okiełznać, nie da się! Albo robisz to co ci dyktują, albo masz to co ja.
Najważniejsi są rodzice męża, zawsze bardziej chorzy, bardziej wymagający opieki. Oni zawsze na pierwszym miejscu. Przykład, święta - zawsze wigilia i pierwszy dzień u nich, nie było odstępstwa, bo jazdy i schizy. Mnie to rybka, ale szwagierki nie raz płakały.

To taki typ ludzi, ja tu rządzę, ja dyktuję warunki, ja jestem najważniejszy, patrzcie jak mnie poważają, jak lubią, to z nami synowe spędzają wigilię. Zawsze zasłony zaciągnięte, bo ich podglądają, ale na święta czy w dni kiedy zjawiają się wszyscy synowie - oświetlenie na ful, zasłony podwieszone, niech wszyscy widzą jaka u nas miłość kwitnie.

146

Odp: Ach ta teściowa...

No to masz piekło Chaber z teściami, a na dodatek z mężem. Rodzicom nie potrafi się przeciwstawić i na Tobie się wyżywa? Siedzi w domu i nosa nie wychyla z niego, żeby matka z ojcem nie przyuważyli, że tam jest i czegoś od niego nie chcieli? Matko święta, ile on ma lat?

Jak widać, największy problem jest z facetami. Mąż/syn, dorosły mężczyzna, który nie potrafi odseparować się od mamuśki i delegujący swoją żonę, by w jego imieniu spełniała jej zachcianki, albo z nią walczyła. Toż to niedojrzały chłopczyk w krótkich spodniach, a nie ojciec rodziny.
Ja tak nie mam i nigdy nie miałam. Niedługo po ślubie podjęliśmy decyzję o wyprowadzce do innego miasta. Teściowa zrobiła piekło, bo jej nikt NIE PYTAŁ o zdanie na ten temat. Mój mąż, wtedy 27-letni trzema stanowczo powiedzianymi slowami odesłał ją do narożnika. NIE TWÓJ INTERES, takie to były słowa. Od tamtej pory nigdy nie wtryniała nosa w nasze sprawy. Może się jej nie podobały różne nasze decyzje, ale nie śmiała głośno o tym mówić, bo zobaczyła że jej syn jest mężczyzną, a nie usmarkanym chłopcem i nie da się mamusi ustawiać. W sumie podziwiam ją za to, że potrafiła się zreflektować. W stosunku do drugiego syna była inna, dominująca, wtrącająca się. Ale on jej na to pozwalał, a własciwie potrzebował mamusi. Dla jego żony to był horror, bo przeżyła swoje najlepsze w małżenstwie lata z teściową, nie z mężem. Teściowa była u niej CODZIENNIE przez ponad trzydzieści lat. Teraz już nie, bo jest stara, ale i szwagierka juz nie  młoda, bo po sześćdziesiatce. Pełno w niej goryczy.
W sumie to od dorosłego dziecka zależy na ile pozwoli swoim rodzicom. Szacunek i miłość do nich nie oznacza, że mają ponad miarę uczestniczyć w jego życiu i że mają być jego centralnym punktem, nawet jak bardzo tego chcą. Fakt, trudno trzymać właściwy dystans, jeśli się jest na garnuszku u nich, albo mieszka w ich domu. W takim przypadku trzeba zostawić męża z jego problemem, czyli z zaleznością od mamusi, samego. Niech się nie zasłania żoną jak tarczą.

147

Odp: Ach ta teściowa...

To jest najtrudniejsza rzecz na świecie: tak ułożyć sobie stosunki z rodzicami i teściami by wszyscy byli zadowoleni.
Niestety mój mąż nie jest asertywny, zyskał miano egoistycznego syna, a ja wrednej synowej.
Mając 50 lat świetnie sobie radzi z problemami w pracy, z własnymi rodzicami w ogóle.
To jest trudne i bolesne, ale jego bracia, jeden w szczególności, całkowicie popiera rodziców. Malo tego, jego dzieci, a wnuki teściowej mają obowiązek odwiedzać dziadków, nie dlatego ze ich lubią, że są z nimi blisko - dlatego, że ów syn też chciałby być tak dobrze traktowany na starość.
Co ja się będę rozpisywać, jego rodzice są toksyczni. Szkoda, że maż tego nie zauważył, on chyba żył w przeświadczeniu, że wszyscy tacy.

Nie ma niczego gorszego od zmuszania i wymuszania, zwłaszcza w rodzinie. Wiem, że teściowe skarżą się na synowe i vice versa, ale niech też każdy zważy na pewną rzecz: czy ma się obowiązek kokoś lubić - nie. Toteż jeśli nie pałamy do tego kogoś sympatią, to musimy się tak często kontaktować? Od razu też jest każdemu przykro - to zrób coś i zmień się, kontroluj to co w tobie niedobre. Znam parę osób do których ludzie lgną po prostu, a pozostała reszta ma coś za uszami i stosuje różne metody poprawy swojego wizerunku.

Z drugiej strony, ty sama Mareno skarżysz się na synową, tutaj wydajemy się sobie sympatyczne, w realu mogłybyśmy się nie lubić. Gdyby twój syn tak się zwrócił do ciebie, jak mąż do matki, to kogo byś winiła? Podejrzenia, że manipuluje nim synowa razem z jej matką, nie pojawiłyby się? Dała byś się ustawiać? Machnęłabyś ręką, to mnie nie odwiedzajcie, raczej nie. Szukałabyś sposobu jak to zmienić. Jeden znajdzie drogę do porozumienia odpuszczając, dając sytuacji okrzepnąć, rozmawiając, negocjując. Inny nie dopuści nawet myśli do siebie, że może coś iść nie po jej myśli i początkowa niechęć rozwija się w coś znacznie gorszego.
A już te pokazówki, cyrki, histeria, szlochanie, czy jak to ktoś opisywał jazdy do syna, pokazywanie,że my też coś znaczymy, te plotki, to nadawanie na drugiego, uszczypliwe komentarze, pokazywanie swojej wyższości - to dopiero pogrąża możliwość dobrych relacji na linii teściowa-synowa i odwrotnie.

148

Odp: Ach ta teściowa...

Zaczął się szantaz emocjonalny sad Przygotowując dziś ten nieszczęsny obiad do kuchni weszła teściowa i pyta co ciekawego gotuję , no to powiedziałm co mi się tam pod pokrywkami kryje, a ona na to, że ona nic nie gotowała bo dla dwóch osób to jej się nie opłaca gotować, zdębiałam... całe życie gotowała dla trojki i jej się opłacało, a teraz jej sie juz nie opłaca sad I zapytała czy nie dałabym swojego obiadu teściowi jak wróci z pracy. Cholera przeciez nie odmówię komuś łyżki zupy sad Ale co z naszą osobną kuchnią?? sad Zacząć reagować jak będzie się to powtarzać czy odrazu sad? No i oczywiście tesciowa chodzi i szlocha na każdym kroku sad

149

Odp: Ach ta teściowa...

Bubuś, teściowa patrzy jak zareagujesz. Ona tyle lat gotowała, teraz czas na ciebie. Oczywiście nie zapyta cię o to, bo ty musisz się domyslić, co ona ma na myśli. To stary i dobry sposób, a niech się cwaniara pogłowi. Póżniej następuje tłumaczenie, bo ja myślałam, że ona wie o co chodzi.
W domyśle: ona jest u siebie, to ty masz się o każdą sprawę pytać.

150

Odp: Ach ta teściowa...

No ale przecież i tak mojego nie chcieli jeść sad Tyle razy gotowałam i zjadał to pies, że mam tego serdecznie dośc, teraz nagle ją wzięł na moje gotowanie bo tym razem to ja powiedziałam, że nie chce jesć jej obiadów? Jak będziemy u siebie to też jej się nie będzie opłacało gotować? sad Nie rozumiem tego, a tak bardzo bym chciała zrozumieć:(

151

Odp: Ach ta teściowa...

To jeszcze się nie domyśliłaś co ona miała na myśli;)
Chore, ale tak wygląda większość gierek, czy to w domu, czy biurze.
Niestety musicie z nią porozmawiać, pewnie focha strzeli, bo widać lubi te klimaty. Nic tak dobrze nie robi na nasze ego jak ugięcie karku przez domniemanego przeciwnika.

Zaczynam wierzyć w to co pisała Imeow, o tej hierarchii w stadzie.
Kurcze i bez pytania wiem, które miejsce zajmiesz.

To do roboty, pytajcie mamusię jak ona to widzi, im dłużej zwlekacie, tym więcej kłód pod nogi będzie.

152 Ostatnio edytowany przez Bubuś (2012-01-12 21:27:02)

Odp: Ach ta teściowa...

Hierarchia w rodzinie to rzecz święta, a zwłaszcza w takiej jak rodzina mojego męża. Teściowa od 20 lat była jedyną kobietą na włościach, a teraz przyszła smarkata i rządzic sie będzie tongue Ja tylko mogę przypuszczać jak ona sobie to wszystko wyobraża tongue Ona gotuje obiadki, pierze nam majcioszki, my chylimy czola za jej poświecenie,po powrocie z pracy zdajemy relację co robiliśmy i po wspólnym obiedzie zasiadamy do oglądania "Dlaczego ja" albo "W11", później buzi w czółko i idziemy spać. W sobotę jedziemy wszyscy do sklepu na zakupy(sklep 500 ,metrów od domu), koniecznie tata musi powozic, teśckiowa obok, a Smerfy na tylnich siedzeniach(dobrze, że juz bez fotelików możemy jeździć), w niedziele jedziemy do kościółka, zasiadamy najdalej w 3 ławce żeby ksiadz widział, wracamy, jemy ugotowany przez mamusie obiadek i siedzimy rodzinnie przed telewizorem.... smile

Niestety musicie z nią porozmawiać, pewnie focha strzeli,

Wiele razy chcieliśmy rozmawiać, robimy kawę idziemy do ich pokoju, siadamy na sofie, zaczyna się luźna rozmowa, gadamy o pierdołach, teściowa wychodzi z pokoju, nie ma jej 15 minut, my w tym czasie jakies tam rzeczy zdążymy omówić z teściem ona wraca nadąsana, że nic jej nie chcemy mówić. Nawet bywało tak, że nawet teściu jej zwracal uwagę gdzie znowu lezie i że będzie później narzekać. sad Dzieś jej powiem, że mam uczelnie w weekend, a ona mi się jutro pyta kiedy mam zjazd, mówię, że w przyszłu=ym tygodniu, nie mijają dwa dni znowu sie pyta kiedy zjazd...Ona się o coś pyta ale odpowiedzi juz nie słucha sad

153

Odp: Ach ta teściowa...

a ja czytam, czytam i stwierdzam, że unormowanie relacji międzyludzkich jest czymś, czego nie da się regulować mimo gigantycznego postępu naszej cywilizacji.

Moja przez ostatnie kilka dni sprawowała się naprawdę ok, wiadomo jak na siebie tongue dzis się z nią nie widziałam, bo jest w pracy, ale widzę, że nie omieszkała zaścielić nam łóżka ... rano nie chciało mi się ścielić, poprawiłam i przykryłam kocem. Wracam i co? Poduszki wykantowane, prześcieradło również - no nie wiem czy się złoscić czy się śmiać - ale jednak przeszkdza mi ze ktos grzebie mi w łożku ...

154

Odp: Ach ta teściowa...

Wiesz Chaber, narzekam na swoją synową, ale nie gram w jej gierki, nie wkraczam na jej terytorium, nie dyryguję i nie zmuszam do przyjęcia mojego stylu życia. Ale też nie udaję, że jestem inna niż jestem i że mam inne poglądy niz mam. Jestem rzeczowa i asertywna. Niechęć mojej synowej do mnie wynika właśnie z tego. Jasno powiedziałam, że nie będziemy razem mieszkać i uzasadniłam to najdelikatniej jak umiałam dobrem nas obu. Problem w tym, że jej dobro i swoje własne stawiam na równi, a zdaniem synowej jej interesy są ważniejsze, bo są młodzi, mają dziecko i trzeba im pomóc w życiu. I to pomóc w ściśle określony sposób, wziąć ich pod swój dach i na swój garnuszek, przejąć opiekę nad wnukiem itd. Na taką pomoc się nie zgadzam i mówię to otwartym tekstem. Cóż, mogłabym się ugiąć, zmusić się, ale czym by to się skończyło? Opisów horroru pod wspólnym dachem jest dosyć na forum, a i z realu mogłabym dorzucić jeszcze z pół setki. Tak czy siak byłabym wredną teściową. Teraz jestem wredna, bo się nie ugięłam przed presją i byłabym wredna gdybym się ugięła, bo w sposób oczywisty wspólne mieszkanie doprowadza do kolizji. Trzymam się rzeczywistości, nie iluzji. Zdaję sobie tez sprawę  z własnych wad i zalet, a także z różnic między mną a synową.  Tak to właśnie widzę.
Kogo bym winiła, gdyby mój syn zwrócił się do mnie tak jak mój mąż do swojej matki, że to nie mój interes? Siebie bym winiła za przekroczenie granicy. Tak jak moja teściowa szybko bym się zreflektowała. Możesz wierzyć lub nie, ale ja szanuję cudze granice. I swoje też. Syn nie ma powodu, żeby mi pokazywać gdzie moje miejsce. Sama wiem gdzie ono jest.
A wogóle to uważam, że szanować cudze granice może tylko człowiek, który szanuje własne.
Nigdy nie powiedziałam do syna złego slowa o jego żonie, bo moja relacja z synową to nie jego sprawa. Nie powiedziałam też złego słowa synowej, bo jeszcze mam trochę cierpliwości, choć powoli to się kończy. Do impertynencji doszło granie dzieckiem, a to juz przesada. Synowa używa jedynego, dostępnego jej sposobu, żeby nam dopiec. Zapraszamy na obiad, przyjeżdżają sami bez dziecka, bo zostało z drugą babcią, albo syn przyjeżdża sam, bo synowa z małym wybiera się do babci pragnącej zobaczyć prawnuka, a potem się okazuje, że nigdzie nie pojechała, lub syn dzwoni, że nie przyjadą, bo tesciowa zarządziła wyjazd do rodziny, mimo, że byli wcześniej umówieni z nami. Synowi łatwiej jest odmówić nam niż żonie i jej matce. I słusznie, bo my nie podnosimy lamentów i nie szlochamy z tego powodu, że synek rosołu u nas nie zje. Na Wigilię przyjechali bez wnuczka, chociaż wiadomo, że to dla niego była choinka i góra prezentów. Wnuczek został z tamtą babcią. A mieszkają 8 kilometrów od nas, nie jest to więc polarna wyprawa.  Sporo takich przykładów. Syn tego nie zauważa, bo to facet, a fececi są mało spostrzegawczy, ja z nim o tym nie rozmawiam, bo nie chcę wchodzić między nich. Poprosiłam tylko, żeby częściej przyjeżdżali z małym. W odpowiedzi jest jeszcze rzadziej. I triumf w oczach synowej. "Ukarała" mnie za moje poglądy. Mnie nikt nie przekona, że nie ma w tym złych intencji.
Co ja z tym robię? A co mam robić? Przyjmuję jej decyzje, chociaz wiem czym są podszyte. Bo największą dla mnie wartością jest spokój w ich małżeństwie. Juz rok temu pisałam na forum o problematycznej zazdrości synowej. Teraz jest lepiej i niech tak zostanie.
Jakiej drogi rozwiązania szukać? Najbliżej mi do rozmowy i negocjacji, ale do tego trzeba dwojga. Moja synowa jak ognia unika dyskusji i jak ratlerek wyskakuje zza drzwi, gryzie w nogawkę i juz jej nie ma. Nie będę jej ścigać i zmuszać do czegoś, czego nie chce. Ja odpuszczam i liczę na to, że czas zrobi swoje. Bo czas uczy pogody i.....pokory. I poglądy się w miarę upływu czasu zmieniają. I życiowej mądrości przybywa.
Masz rację, nie ma obowiązku kogoś lubić. Ona mnie nie lubi i nie mam o to pretensji. Na to nie ma rady, bo żeby mnie lubiła, musiałabym przyjąć jej wersję życia. A to z kolei sprawiłoby, że zaczęłaby mnie nienawidzieć jak typowa synowa typową tesciową, z którą mieszka pod jednym dachem i za nic nie mogą się pogodzić w sprawie garnków, obiadów, sprzatania, foliowych woreczków w zlewie, muzyki, polityki, psa i teścia/męża z uporem korzystającego z łazienki na górze zamiast na dole. Życie składa się z drobiazgów.
To już wolę nielubienie niż nienawiść. I mimo nielubienia żyć trzeba przyzwoicie. Nielubienie nie oznacza, że trzeba sobie prawić impertynencje.  Przynajmniej ja tak nie robię.

155 Ostatnio edytowany przez Bubuś (2012-01-13 17:54:38)

Odp: Ach ta teściowa...

A ja dalej  z uporem idioty uważam, że da się żyć pod jednym dachem normalnie. Tylko obie strony muszą, zgodnie ze słowami marena 7

szanować cudze granice

Jak brat z bratową zamieszkali po ślubie z nami(miałam 15 lat) to myślałam, że się wszyscy pozabijamy, dom mały, ludzi sporo, kłótnie na kazdym kroku trwało to prawie rok. W końcu ktos wpadl na idealny pomysł, żeby takie zdrowe granice wyznaczyć. Każdy miał swój pokoj(ja, rodzice, brat) i to próg naszego pokoju byl tą granica, drzwi były zawsze zamknięte, pukało sie chcąc wchodzić do pokoju, a część wspólną stanowił korytarz, łazienka i kuchnia. Poczatkowo kazdy siedział w swoim pokoju i tylkoo przy okazji  posiłków spotykalismy sie wszyscy w kuchni, z czasem w kuchni stawało sie tłoczno bo kazdy przychodził pogadać, pośmiać się wiedząc, że jak co ma dokąd uciec. W domu tesciów nie mozna bylo zamknąc drzwi bo obraza majestatu i gadanie, że tajemnice mamy, a ja właśnie zamykam drzwi naszego pokoju bo to jest mój azyl, jak chce pogadać to ide do kuchni, jestem tak nauczona i wiem, że taki sposób jest dobry, myslalam, że uda mi się tak funkcjonować w domu meża ale teściowa uważa, że pod jednym dachem nie powinno sie miec tajemnic sad I że my młodzi to powinniśmy przyjść do nich poradzić sie co robić i jak. Nie widze potrzeby konsultowania się z teściową bo nie uwazam, żeby posiadała wielkie madrości życiowe(żeby nie było moja mama też  mało co wie o naszych planach, uważam, że to nie jej sprawa i też sie jej nie radze bo nie widzę potrzeby ) Ktoś moze powiedzieć madra się znalazła, rad  nie potrzebuje. Nie potrzebuje wiecznego ukierunkowywania sie na potrzeby całej rodziny, nie chcę robić z siebie męczennicy podobnie jak teściowa- oj bo ona wszystko sama robi, a to okna umyła a to podłoge wypastowała(wada roczników bo moja mama tez tak miala, ale szybko ja na ziemię sprowadziłyśmy z bratową). Robi to na własne życzenie, nikt nie wymaga od niej mycia okien raz w miesiacu, ani pucowania płytek w  łazience co sobotę, a jeśli uważa, że sama lepiej zrobi to niech robi, ale niech przy tym nie narzeka...

156

Odp: Ach ta teściowa...

Bardzo mądrze postępujesz Mareno, ja też uważam, że trzeba dać sobie czas. Za wszelką cenę nie ugra się wiele.
Jak sama widzisz, ja mam problem z nieasertywnym mężem i wyjątkowo paskudnym teściem, lawirującą między meżem a nami wszystkimi teściową. W sumie to wygląda jakby maż przejął postawę teściowej.

Kurcze, jak wracam pamięcią te 20 lat wstecz, to tak sobie myślę, o ile lepsze byłyby między nami stosunki gdyby teściowie tak po swojemu nie zarządzali. Dali nam wszystkim czas, wysłuchali wszystkich sugestii, nie chcieli być w naszym życiu dzień w dzień. Jak człowiek młody to chce spędzać czas z mężem i podobnymi wiekiem ludźmi. Teraz mam czas, co widać, bo tu klikam, mogłabym pomagać teściowej przy teściu, jednak nie chcę. Jeśli ktoś spyta czemu, mogę z czystym sumieniem zacytować teścia "bo tak". 
U nas akurat nikt nie wymagał  takich rzeczy jak synowa od was. Zupełnie inne kwestie wchodziły w rachubę. Choć przyznam,że gdy dotknęlo mnie bezrobocie, to mąż poszedł wyżalić się do rodziców jak nam cieżko finansowo, dzieci chorowały. Myślał naiwnie, że wesprą jakąś kwotą. Doczekaliśmy się wizytacji połączonej z remanentem mojej garderoby, otrzymałam sto i jedną radę jak mam oszczędzać na sobie i dzieciach, mąż zaleceń nie otrzymał. W duchu sama też liczyłam na pomoc, może inną, ale bez bicia się przyznaję, że jako młode małżeństwo na dorobku bardzo przychylnie podeszlibyśmy do darowizny.
Teraz już wiem, że nigdy nie ma nic za darmo, mało jest ludzi, którzy nie wypomną. Uważam, że należy się odwdzięczać stosownie do otrzymanej pomocy, ale zarazem nie wymagać od obdarowanego wiele więcej niźli otrzymał.

Nie wiem, czy synowa zdaje sobie sprawę, że na wsi owszem, oczekuje się od rodziców pomocy (jest tak jak opisywałaś) jednocześnie ta sam społeczność doskonale pamięta co, kto, komu, ile. Każdy kij ma dwa końce. Ludzkiemu oku nic nie ujdzie, kazdym skupiskiem ludzkim rządzi pewna mentalność, niepisane prawa. Jeśli rodziny młodych mieszkają w tej samej miejscowości lub w pobliżu, to tak czy siak  zarowno oni jak ich rodzice zostaną  podliczeni, osądzeni z uwzględnieniem oczywiście plotek.

157

Odp: Ach ta teściowa...
chaber05 napisał/a:

Uważam, że należy się odwdzięczać stosownie do otrzymanej pomocy, ale zarazem nie wymagać od obdarowanego wiele więcej niźli otrzymał.

Chaberku, a jeśli ktos nie chce pomocy, a dostaje ją na siłę, jak wtedy postępowac? sad

158

Odp: Ach ta teściowa...

marena a wiesz co ja myślę? Nie mówię, że twoja synowa twojego syna nie kocha, ale mam wrażenie, że zakochując się akurat w nim, upatrywała w tym pewnej wartości dodanej - chłopak zamożny, ma zamożnych, inteligentnych rodziców, nie szczędzących grosza, więc pewnie po ślubie pomogą - jak nie wezmą do siebie, to kupią mieszkanie, w sumie przeważnie taki kapitał się dziedziczy -  no i co? Rozczarowanie. I tu moim zdaniem znajduje się sedno problemu. Po prostu wydaje mi się, że synowa liczyła na przejęcie pozycji takiej dawnej "doktorowej" czy "inżynierowej", czyli syn spokojnie pracuje, najdroższe inwestycje typu dom/auto kupią rodzice, a ona będzie cieszyć się splendorem matki małego infanta - takie moje prywatne zdanie o tym smile

159 Ostatnio edytowany przez chaber05 (2012-01-14 15:01:37)

Odp: Ach ta teściowa...

Pomoc narzucona, pomocą nie jest. Tylko jak z tym postępować, to naprawdę nie wiem.
Przyjąć - w gardle stoi
Odrzucić - pewnie obraza do śmierci
Tak się zastanawiam, czemu ludziska kogoś na siłę uszczęśliwiają. Co chcą w ten sposób zyskać, czy ich intencje są szczere, a może to pod publiczkę?
Z tego co czytałam, obserwowałam lub usłyszałam, to pomoc jest udzielana w takiej formie jakiej darczyńcy odpowiada, niekoniecznie  obdarowanemu. Najczęstszą formą pomocy młodym ludziom jest doradzanie ( z tego co się orientuję).
Dług powinien być zwrócony w takiej samej formie (odechciałoby się doradzać mamusiom i tatusiom, ciotkom wszelakim). Jeśli jest to pomoc materialna, to zwrot pieniędzy, o ile ktoś się inaczej nie umawiał. Nie może być tak, że dajemy synowi działkę, nie może jej sprzedać i kupić mieszkania, bo nam się ubzdurało - tylko dom. Jeszcze gorzej jak coś otrzymamy, wiadomo dziękujemy, czujemy się zobowiązani, a po iluś tam latach dowiadujemy się, jak mamy za ową pomoc zapłacić. I tu czasami następuje szok, bo o takich rzeczach mowy nie było.

Czyli odmawiać albo pytać tego, który ma was chęć uszczęsliwić, jakie są jego intencje. Najgorszą rzeczą, koszmarem, jest po iluś tam latach, usłyszeć - bo ja myślałam, że wy zrobicie to i to, bo ja miałam nadzieję na to i tamto, nie tego się po was spodziewałam.

160 Ostatnio edytowany przez Kriss (2012-01-14 16:06:48)

Odp: Ach ta teściowa...

Pomoc narzucona nie jest pomocą tylko manipulanctwem w białych rękawiczkach. O tyle ohydnym, że manipuluje się osobami najbliższymi.

Ja odrzucam. Mąż mnie nauczył.
Pamiętam taką sytuację. Wprowadziliśmy się do naszego domu. Jest to dom do remontu, więc sukcesywnie są robione najpotrzebniejsze rzeczy. Mamy schody na I piętro - ciągle są betonowe - nie ma czasu ani kasy żeby zrobić, swego czasu nie było też poręczy. Teściowie byli u nas z wizytą i teść - w dobrej wierze - zaproponował, że tę poręcz nam zrobi. Mój mąż - "nie tato, dziękujemy". Teść jednak się uparł.

Wyczaili moment z teściową jak mąż był za granicą i zjechali z całym majdanem do robienia poręczy. Ja zajmowałam się dzieciakiem - i prosiłam żeby teść nie robił. A on nie. Uparł się. Uchetał się jak dziki. Mąż przyjechał jeszcze tego samego dnia i jak zobaczył dzieło teścia - natychmiast na jego oczach rozmontował. Zrobiła się afera, teściowa w bek. Mój mąż był nieprzebłagany - teściowie się poobrażali, na szczęście na krótko. Teściowi przeszło migiem nadęcie ale już NIGDY więcej nie próbował uszczęśliwiać nas na siłę.

161

Odp: Ach ta teściowa...

Sęk w tym, ze każdy chce uszczęsliwić drugiego na swoją modłę.
Zazdroszczę ci Kriss męża. Mój by nie wiedział co zrobić, prawdopodobnie poręcz by została. U nas nie tylko byłaby obraza, ale cała wojna.
Moja przyjaciółka mawia, że rodzice często chcą mieć u dziecka namiastkę czegoś swojego. Chcą pozostawić taką jakby pieczątkę, ja tu byłem, ja zrobiłem, moj jest ten kawałek podłogi. Jej ułożyli parkiet w jodełkę. Dobrze, że meblościanki Bieszczady nie dostała.

162

Odp: Ach ta teściowa...

Oho, takie uszczęśliwianie na siłę, skąd ja to znam... Moja mama tak robi. Zawsze wszystko po swojemu pod pozorem pomocy, żeby się wykazać jaka to ona fajna. I nakupuje mnóstwo pierdół, których ja nie potrzebuję albo mi się nie podobają. I po co? Nie lepiej iść kupić ze mną skoro już musi? Nie, woli sama wybrać i nie trafić zupełnie w mój gust. Nie ma sensu jej tłumaczyć, bo probowałam, a ona ciągle to samo. Więc się uśmiecham i przebieram co mi się podoba już u siebie. Część zatrzymuję, część oddaję po koleżankach etc. Cieszę się, że mieszkam za granicą, inaczej bym już całe mieszkanie miała udekorowane w jej stylu. Ja tego nie mogę znieść, a co dopiero mój biedny facet by musiał przeżywać? Na szczęście jego mama się tak nie wtrąca, a mieszka dość blisko. Zresztą bardzo miła i ciepła kobieta, jak chce pomóc to przynajmniej ma szczere intencje, a nie na pokaz jak moja mama...

163

Odp: Ach ta teściowa...

Moi rodzice dostali zakaz pomagania i go przestrzegają póki co tongue Mają jasno powiedziane, że jak będę coś potrzebować to dokładnie powiem co,  żeby nie było zgrzytów. Teściu też przestrzega tej "zasady" i mimo, że ma duże doświadczenie w remontach nie wtrąca się do tego co robi Piotrek. Przychodzi z radą jak jest o to poproszony. Teściowa za to nie moze tego zrozumieć i wszędzie chetnie wrzuci trzy grosze hmm

164

Odp: Ach ta teściowa...

Pomoc narzucona to nie pomoc tylko manipulacja, zgadzam się z tym. Ale do licha, jak ktoś nie chce takiej pomocy, to niech ją odrzuci. Moja szwagierka całe zycie narzekała, że ją teściowie uszczęśliwiają na siłę, ale nigdy słowem się nie odezwała, że tego sobie nie życzy. Brała wszystko i płaciła za taką "pomoc" utratą niezależności. Czy mozna powiedzieć, że była biedną ofiarą teściów? Nie była, bo sama dokonała wyboru w swojej głowie. Czy mieć bardzo konkretną korzyść z bycia uległą, czy się zbuntować i tej korzyści nie mieć. Czy to nie jest manipulacja? Była przez długie lata "biedną" ofiarą opływającą we wszelkie dostatki i wszyscy jej żałowali, że jej tak teściowie na głowę weszli. Ja też jej współczułam, ale akurat nie tego, że jej weszli, bo sama na to pozwoliła. Współczułam jej, że się zaplątała w tych manipulacjach teściów i swoich własnych. Owszem, myślała że będzie chytrzejsza niż teściowie, że weźmie co jej dają i nic to nie zmieni w jej pozycji względem nich. A tu zonk, okazało się, że te prezenty służyły do przypominania kto tu rządzi. W każdej chwili można się z takiego chorego układu wycofać, ale trzeba odwagi. Oddać to auto, którego sobie sami nie kupiliśmy, zawieźć te meble z powrotem do teściów, rozebrać poręcz, którą teść zrobił nie pytając się nas o zdanie. Ale to trudne, bo szkoda auta, szkoda mebli i nas samych szkoda bośmy się już przyzwyczaili do auta i do kanapy i nie uśmiecha się nam powrót do rozwalonej wersalki i starego gruchota, którym jeszcze niedawno jeździlismy. Wybór jest prosty. Albo masz wszystko i żyjesz w klatce, albo nie masz nic, za to jesteś wolny i to co będziesz miał zawdzięczasz tylko sobie. Pójscie na łatwiznę nie popłaca.
My z mężem niczego nie wzięliśmy ani od jednych, ani od drugich rodziców i jesteśmy z tego dumni. Najbardziej w życiu cenimy sobie niezależność.

A w drugą stronę, w stronę dawania.
Jeśli coś daję, to daję i nie oczekuję w zamian korzyści. Daliśmy synowi działkę (na współwłasność z żoną) i może sobie z nią zrobić co będzie chciał, to ich własność. Pewnie, chcielibyśmy żeby budował na niej dom, ale gdyby zechcieli sprzedać, to ich sprawa. Nie wtrącamy się w cudzą własność i w zamian oczekujemy niewtrącania się w naszą. Tylko tyle.

165

Odp: Ach ta teściowa...

Zgadzam się, wszelakie prezenty stawiają nas w roli zależnych. Mareno, ty twierdzisz, że dajesz i nie żądasz  wdzięczności. Ile jest jednak takich osób, które tak deklarują  pod publiczkę, potem okazuje się, że jednak liczyli na coś.

Czyli nie brać, bo deklaracje sobie, a życie sobie.

Spotkałam się też z opinią, ze brać pełnymi garściami, bo starzy rodzice w pampersach i tak trafią do nas. Opiekę będziemy sprawować sami, co się wiąze  z wyrzeczeniami i kosztami, albo ze sporymi kosztami w razie pobytu w ZOL-u. Czasem zaglądam na fora gazetowe i ostatnio pisała tam kobieta, którą mąż chciał uszczęsliwić (tymczasowa rezygnacja z pracy) biorąc do siebie rodziców, choć to jego rodzeństwo skorzystało. Jednak oni mają warunki, pozostali nie.

166 Ostatnio edytowany przez Bubuś (2012-01-15 14:14:16)

Odp: Ach ta teściowa...
marena7 napisał/a:

. Daliśmy synowi działkę (na współwłasność z żoną) i może sobie z nią zrobić co będzie chciał, to ich własność. Pewnie, chcielibyśmy żeby budował na niej dom, ale gdyby zechcieli sprzedać, to ich sprawa.

A co z ojcowizną na sprzedaż pozwolisz synowi wystawić ? hmm To tak z ironia trochę, ale miej świadomośc że jesteś jedną na 1000 która nie będzie miała nic przeciw, a reszta rodziców się oburzy tongue Oni dziecku działke dali a ono obcym sprzeda. Podobna sytuacja miała miejsce u mnie w rodzinie, córka dostała działkę i postanowiła ją sprzedać, to jej się rodzice prawie wyrzekli... wyrodna! hmm

167 Ostatnio edytowany przez marena7 (2012-01-15 20:18:09)

Odp: Ach ta teściowa...

Oj tam, ojcowizna, Bubuś. Sama działkę kupiłam kiedyś tam, z myślą  o którymś z dzieci. A i nasza własna działka nie odziedziczona, tylko kupiona. Jesteśmy mieszczuchami, którzy osiedlili się na wsi.  No i moze z tego tytułu mamy inne spojrzenie na te sprawy, na pewno zdrowsze.
Ja osobiscie dobrze bym się zastanowiła i omówiła z rodzicami tę darowiznę, gdybym była na miejscu tej dziewczyny, o której piszesz Bubuś. I gdyby warunki, które stawiają rodzice nie odpowiadały mi, to bym jej nie przyjęła. I koniec. A gdyby mi pozornie dali wolną rękę, a potem mieli pretensje, to bym ich olała. Najważniejsze żeby samemu czuć się w porzadku.

A tak to wszyscy kręcą i manipulują. Rodzice dają dzieciom prezenty "na gumce" i każą im za to odpłacać do końca ich zycia, a gdy robią z prezentu użytek nie taki jak oni chcą, to mają poczucie krzywdy.  Dzieci biorą bez zastanowienia, bo tak jest łatwiej i na skróty, a potem, gdy starzy im o tym przypomną, to też mają poczucie krzywdy. Każda ze stron wie co powinna zrobić druga.
Czy nie łatwiej byłoby wszystkim, gdyby rodzice powiedzieli "...daję Ci działkę, ale chcę żebyś wybudował tam dom, a nie chcę żebyś ją sprzedawał...", a dziecko "...nie chcę budować domu i jesli chcecie mi coś dać, to dajcie pieniądze..." Jest jasno i uczciwie.
No, może większość rodziców, jak pisze Bubuś nie potrafi wprost i jasno powiedzieć czego oczekuje od dzieci w zamian za darowiznę. Bo dziecko, także dorosłe to "świętość" i porządna katolicka matka nie powinna mieć wobec niego żadnych oczekiwań. Oczywiście jawnie nie powinna, bo że ma, to słyszę to codziennie od swoich sąsiadek. Opieka na starość, wdzięczność po grób i bycie do dyspozycji na każde zawołanie rodziców - no bo przecież życie i swój majątek im poświęcili. Ile w tym hipokryzji.
Dzieci tez nie święte. Biorą i nawet przez myśl im nie przejdzie by zapytać czego rodzice w zamian oczekują. Bo są wychowane w przekonaniu, że są pępkiem świata i wszystko im się  należy. A potem zdziwienie, że matka się wścieka, teściowa ma fochy itd.

Jeśli coś daję, to dlatego, że mam taką dychę i życzenie. Radość z dawania. Niczego w zamian nie chcę. A jesli chcę, to mówię o tym glośno, by ten który bierze miał szanse zastanowić się nad tym, czy może i chce spełnić mój warunek. Gdy nie chce lub nie może, nie obrażam się, ale nie daję.
Gdy przed laty moja matka dała mi pieniądze by nas wspomóc w budowie domu, zapytałam ją czego chce w zamian. Powiedziała, że chciałaby w przyszłości, gdy się zestarzeje mieć pokój w tym domu. Ma. Za parę miesięcy wprowadza się do nas. Wybierając projekt domu uwzględnilismy tę prośbę. Gdybym nie pytała, ona by nie powiedziała. I pewnie teraz miałaby pretensje, czułaby sie skrzywdzona, ze ja taka niedomyślna. A tak nie było to "danie" za nic, tylko umowa miedzy dorosłymi ludźmi. Nie lubię się domyślać. I nie potrafię się domyślać. Wolę pytać, uzgadniać i negocjować. Tak jest dużo łatwiej żyć.

168

Odp: Ach ta teściowa...
marena7 napisał/a:

Dzieci tez nie święte. Biorą i nawet przez myśl im nie przejdzie by zapytać czego rodzice w zamian oczekują.  A potem zdziwienie, że matka się wścieka, teściowa ma fochy itd.

No widzisz, my wiedzieliśmy, że  to "w zamian " to opieka na stare lata, ale nawet nie przypuszczaliśmy, że te "stare lata" zaczną się z dniem ślubu big_smile

Wojna o oddzielne gotowanie rozgorzała na całego bo przecież "jak to pod jednym dachem dwa obiady gotować?"

Czy ktoś może przyjechać i wytłumaczyć mojej teściowej, że osobna kuchnia to nie jest wyrzeczenie sie matki?? tongue

169

Odp: Ach ta teściowa...

kurcze ja sobie nie wyobrażam, żeby mi rodzice kupili, na przykład auto. Jakoś to jest tak wbrew mnie, że gdyby nawet coś takiego zaproponowali, to bym im poradziła rozpędzić się i walnąć główką w ścianę smile Mam to, na co mnie stać i mam przynajmniej do czego dążyć.

Rozumiem drobiazgi, jakąś pościel, doniczkę, albo obiad jak mam urwanie głowy i nie mam kiedy ugotować, ale nic ponadto.

170

Odp: Ach ta teściowa...

Wiem, wiem doczepilam się do tej mojej teściowej. Wczoraj poraz kolejny próbowałam jej wytłumaczyć dlaczego przeszliśmy na osobną kuchnię, ona tego pojąć nie może sad "Jak chcecie to przecież możecie czasem sobie coś ugotować".  1,5 godziny przegadywania(spokojnego,nie ma mowy żebym podniosła głos na teściową) skończylo sie tym, że ona nadal nie rozumiala dlaczego osobno gotujemy, a ja zakończyłam całą rozmowę stwierdzeniem "Bo jesteśmy dorośli i taka jest nasza wspólna decyzja". Myslałam, że przyjęła to do wiadomości. Przychodze dzis z pracy a teściowa "Nie musisz go bo wam kotlety zrobilam"... Mogę ja zamordować? hmm

171

Odp: Ach ta teściowa...

Bubuś i co, niesmaczne były te kotlety?

172

Odp: Ach ta teściowa...

Teo można ironizowac, czy kotlety były niesmaczne. Ale rzeczywiście Bubuś się stara kultural nie dojść do porozumienia, to widać. Jednak teściowa chce ich dwoje całkowicie ubezwłasnowolnić i traktuje ich jak te rzeczone "smerfy".

Ja bym konsekwetnie dziękowała za ugotowane jedzenie i odnosiła do lodówki i sama sobie gotowała. Po miesiącu powinno pomóc. Choć wiadomo, że obie strony poniosą dość duże straty żywnościowe tongue

173

Odp: Ach ta teściowa...

Ale durna sytuacja z tą kuchnią. Okopaliście się każde na swoim stanowisku.
Zrobić tak jak proponuje Bardolka.
Większość młodych małżeństw gotuje oddzielnie.  Synowie uważają, że też gotuje zbyt kalorycznie. Generalnie teraz przyszła moda ( i dobrze) na zdrowy styl życia. Moja kuchnia różni się od matczynej, a synowie to już zupełnie inne standardy żywieniowe wprowadzają.
Różnice pokoleniowe są jak widać we wszystkim.

Ja bym jeszcze chciała zapytać synowe mieszkające z teściową o jedna rzecz: czy wasza rodzina, krewni, znajomi mogą was odwiedzać? Jak ustaliliście tą kwestię?

174

Odp: Ach ta teściowa...

Chaber, w domach moich znajomych mieszkających z synowymi czy zięciami niczego nie ustalano. "Jakoś to będzie" - takie podejście. A potem wszystko wychodziło "w praniu". I już były kwasy, czasem o bzdury. Także o wizyty krewnych, którzy by dostać się do pokoju młodych, muszą przemaszerować przez cały parter, na którym rezydują rodzice. Oglądają tv, a tu mamusia synowej czy zięcia razem z ciocią Franią tuptają na górę. Bo schody są na środku salonu.
Mam taką znajomą, która nerwicy się już nabawiła, bo dzieci prowadzą bujne towarzyskie życie z udziałem rodziny zięcia. A ona w pełnym umundurowaniu od rana do wieczora jest świadkiem spacerów tabunów gości po jej salonie. Jak jej mówię, żeby wprowadziła jakieś zasady, to mówi, że nie, bo nie chce kwasów w domu. Nie ma więc kwasów, za to łyka prochy na uspokojenie. Prędzej czy później ta bomba wybuchnie, tylko szkody będą większe. Jej mąż już się z salonu wyniósł i siedzi w sypialni zgrzytając zębami ze złości. Tylko patrzeć jak się rzuci komuś do gardła.
Wszystko przez to, że nie ustaliło się zasad na początku tej wspólnoty, naiwnie myśląc, że wszyscy są domyślni i delikatni. A z niektórymi ludźmi to wogóle nie da się żadnych zasad ustalić, tak jak teściowymi Bubuś i Bardolki.

175

Odp: Ach ta teściowa...
Bardolka napisał/a:

Teo można ironizowac, czy kotlety były niesmaczne. Ale rzeczywiście Bubuś się stara kultural nie dojść do porozumienia, to widać. Jednak teściowa chce ich dwoje całkowicie ubezwłasnowolnić i traktuje ich jak te rzeczone "smerfy".

Ja bym konsekwetnie dziękowała za ugotowane jedzenie i odnosiła do lodówki i sama sobie gotowała. Po miesiącu powinno pomóc. Choć wiadomo, że obie strony poniosą dość duże straty żywnościowe tongue

Jakby Bubuś chciała to by już dawno załatwiła sprawę z obiadami. Powiedziała raz, powiedziała drugi i powiedziała trzeci. Za czwartym razem na wieść, że teściowa ugotowała obiad dla wszystkich trzeba się grzecznie uśmiechnąć, podziękować i zabrać się za gotowanie własnego zupełnie nie zważając na gadanie teściowej. Z uśmiechem powiedzieć, przecież wielokrotnie mamie mówiłam, że dziękuję za obiady i będę gotować sama, jak mama czuła potrzebę ugotowania większej ilości to mamy sprawa, nie będzie mama musiała gotować jutro. I koniec dyskusji. Z teściowymi jak z małymi dziećmi, trzeba tłumaczyć, a potem robić swoje i tyle. W końcu teściowa nie gotuje za pieniądze Bubusi więc ona żadnych strat nie odczuje. Chcieć to móc moje panie smile

176

Odp: Ach ta teściowa...
Teo napisał/a:

Ja bym konsekwetnie dziękowała za ugotowane jedzenie i odnosiła do lodówki i sama sobie gotowała. Po miesiącu powinno pomóc. Choć wiadomo, że obie strony poniosą dość duże straty żywnościowe tongue
Jakby Bubuś chciała to by już dawno załatwiła sprawę z obiadami. Powiedziała raz, powiedziała drugi i powiedziała trzeci. Za czwartym razem na wieść, że teściowa ugotowała obiad dla wszystkich trzeba się grzecznie uśmiechnąć, podziękować i zabrać się za gotowanie własnego zupełnie nie zważając na gadanie teściowej. Z uśmiechem powiedzieć, przecież wielokrotnie mamie mówiłam, że dziękuję za obiady i będę gotować sama, jak mama czuła potrzebę ugotowania większej ilości to mamy sprawa, nie będzie mama musiała gotować jutro. I koniec dyskusji. Z teściowymi jak z małymi dziećmi, trzeba tłumaczyć, a potem robić swoje i tyle. W końcu teściowa nie gotuje za pieniądze Bubusi więc ona żadnych strat nie odczuje. Chcieć to móc moje panie smile

Ależ ja  właśnie robię tak jak Ty mówisz. Ja chcę tylko sie dowiedzieć jakich argumentów użyć żebym codziennie nie musiała

Teo napisał/a:

się grzecznie uśmiechnąć, podziękować i zabrać się za gotowanie własnego

chaber05 napisał/a:

Większość młodych małżeństw gotuje oddzielnie.

Wg mojej teściowej to nienormalne żeby dwa obiady gotować, a ja znam  kilkanaście przypadków właśnie, że to było pierwsze i podstawowe ustalenie po  wprowadzeniu się młodych to teściów(bez róznicy do których) i nie przetłumaczy sie za skarby świata hmm

chaber05 napisał/a:

Ja bym jeszcze chciała zapytać synowe mieszkające z teściową o jedna rzecz: czy wasza rodzina, krewni, znajomi mogą was odwiedzać? Jak ustaliliście tą kwestię?

Zapraszamy znajomych, ale mając na uwadzę, że moze teściom to przeszkadzać. Jeśli chodzi o rodzinę to mój brat z rodziną przyjeżdża do mnie i męża, witając się tylko z teściami. Zbawnie sie robi jak odwiedzaja mnie rodzice... teściowie nie moga poprostu przyjść do nas usiąśc razem (mimo zaproszenia) tylko zapraszają moich rodziców ''do siebie" na  kawę. Moja mama z przymrużeniem oka to toleruje, czyli idzie do teściow pogadać, natomiast tata uważa, że jest to absurdalne.

marena7 napisał/a:

Chaber, w domach moich znajomych mieszkających z synowymi czy zięciami niczego nie ustalano. "Jakoś to będzie" - takie podejście.

u nas było tak samo sad Po mojej przeprowadzce poszliśmy pogadać z teściami o podziale obowiązków, rachunków, zakupów to teściowa stwierdzila, że przeciez się nie pogryziemy i jakos to będzie... mowiłam jej wtedy, że ja nie chcę żeby było jakoś, no to było "nie ździwiaj dziecko"(to jest reakcja na każdy nasz sprzeciw).

177

Odp: Ach ta teściowa...
Bubuś napisał/a:
Teo napisał/a:

Ja bym konsekwetnie dziękowała za ugotowane jedzenie i odnosiła do lodówki i sama sobie gotowała. Po miesiącu powinno pomóc. Choć wiadomo, że obie strony poniosą dość duże straty żywnościowe tongue
Jakby Bubuś chciała to by już dawno załatwiła sprawę z obiadami. Powiedziała raz, powiedziała drugi i powiedziała trzeci. Za czwartym razem na wieść, że teściowa ugotowała obiad dla wszystkich trzeba się grzecznie uśmiechnąć, podziękować i zabrać się za gotowanie własnego zupełnie nie zważając na gadanie teściowej. Z uśmiechem powiedzieć, przecież wielokrotnie mamie mówiłam, że dziękuję za obiady i będę gotować sama, jak mama czuła potrzebę ugotowania większej ilości to mamy sprawa, nie będzie mama musiała gotować jutro. I koniec dyskusji. Z teściowymi jak z małymi dziećmi, trzeba tłumaczyć, a potem robić swoje i tyle. W końcu teściowa nie gotuje za pieniądze Bubusi więc ona żadnych strat nie odczuje. Chcieć to móc moje panie smile

Ależ ja  właśnie robię tak jak Ty mówisz. Ja chcę tylko sie dowiedzieć jakich argumentów użyć żebym codziennie nie musiała

Teo napisał/a:

się grzecznie uśmiechnąć, podziękować i zabrać się za gotowanie własnego

chaber05 napisał/a:

Większość młodych małżeństw gotuje oddzielnie.

Wg mojej teściowej to nienormalne żeby dwa obiady gotować, a ja znam  kilkanaście przypadków właśnie, że to było pierwsze i podstawowe ustalenie po  wprowadzeniu się młodych to teściów(bez róznicy do których) i nie przetłumaczy sie za skarby świata hmm

Noale to, że teściowa uważa coś za nienormalne to chyba już nie jest Twój problem, prawda? Niech sobie uważa co chce, niech udaje, że nie rozumie i niech gotuje te obiady. Jak będziesz konsekwentnie nie zwracać na nią uwagi i robić swoje, to ona wyrzuci raz, wyrzuci drugi, a za trzecim ugotuje tyle ile trzeba. Tylko w drugą stronę nie daj się wciągnąć, że to Ty masz gotować dla wszystkich. Zawsze gotuj TYLKO dla Was. Jak by Ci teściowa powiedziała, że ona nie ugotowała i kazała nakarmić teścia czy coś to powiedz grzecznie, że niestety, ale ugotowałaś, że wystarczy tylko dla Was. Gdyby teściowa ustaliła z Tobą to wcześniej to nie byłoby problemu, żebyś więcej zupy dla teścia ugotowała, ale teraz to po ptokach. Zobaczysz, głodny teść da popalić teściowej, że obiadu nie ma i się kobieta uspokoi i będzie gotować tylko dla nich smile

178

Odp: Ach ta teściowa...

Nie ustalamy zasad, jakoś to będzie.  A jak będzie ? No oczywiście najlepiej po mojej myśli.

Co to znaczy Bubuś, że zapraszacie znajomych, mając na uwadze, że  teściom może to przeszkadzać? Pytacie ich? Ustalacie cokolwiek, czy też na zasadzie, bo my się domyślamy, że im przeszkadzać nie będziemy.
Nie zrozum mnie źle, ale w waszym domu wszystko jest postawione na głowie. Wy się chyba wszyscy nawzajem, ze swoim zdaniem nie liczycie.

Mareno, dom twoich znajomych, bez ich zgody, przekształcono w dom otwarty. Ja bym nie miała oporów paradować w koszuli nocnej, a nuż w końcu ktoś zaskoczy. Jednak parłabym ku unormowaniu. Chodzi o to, że my też mamy swoich znajomych i rodzinę. Chłopcy mają swoich znajomych, zawsze, ale to zawsze, uzgadniają z nami wszelakie wizyty. Im też każę się upewniać, bo koledzy mają czasami zbyt luzackie podejście do tych spraw - e tam starzy, na pewno się zgodzą. Zdarza się nam, po wzajemnych ustaleniach wybywać zupełnie z domu, pozostawiamy im całkowitą swobodę.

Zadałam takie pytanie, bo akurat ta kwestia jest na tapecie w pracy.Młode rekiny oczywiście rozżalone, bo chcieliby rządzić, będąc nie u siebie. Strach pomyśleć, a co dopiero mieć takiego pod dachem.

Zaproponowałam, to co u nas: dwie soboty i niedziele nasze, pozostałe wasze , w tygodniu święty spokój, chyba, że ustalimy na daną chwilę inaczej.

Odbiegając od tematu - dom ze schodami w salonie to jest jakaś pomyłka. Znajomi też takowy posiadają, trojka biegających dzieci, tam i z powrotem na piętro, już im uwidoczniła jaki popełnili błąd w wyborze projektu. Obecnie odchodzi się też od otwartych przestrzeni w mieszkaniach, otwarta kuchnia z widokiem na salon, to też jest porażka. Wszyscy czują co było lub jest gotowane.

179

Odp: Ach ta teściowa...

Oj, Bubuś, argumenty nic nie pomogą, tylko Twoja konsekwencja. Teściowa może używać różnych sztuczek. Może się obrażać, lamentować, zrobić awanturę, brać na litość, odsądzać Cię od czci i wiary i co tylko jeszcze. Ty rób swoje, nie ustępuj, bo nie robisz nic złego. Niczym jej nie uchybiasz gotując swój obiad. To jest jej problem. Ona nie ma problemu z Twojego powodu, ma go dlatego, że nie potrafi się porozumiewać z dorosłymi dziećmi, że traktuje Twojego męża i Ciebie jak małe dzieci. Temu się trzeba konsekwentnie opierać, az do skutku.
Doradzam jak najwięcej odrębności i osobności we wszystkim, nie tylko w kuchni.

180 Ostatnio edytowany przez Bubuś (2012-01-19 12:09:48)

Odp: Ach ta teściowa...
chaber05 napisał/a:

Nie ustalamy zasad, jakoś to będzie.  A jak będzie ? No oczywiście najlepiej po mojej myśli.

Co to znaczy Bubuś, że zapraszacie znajomych, mając na uwadze, że  teściom może to przeszkadzać? Pytacie ich? Ustalacie cokolwiek, czy też na zasadzie, bo my się domyślamy, że im przeszkadzać nie będziemy.
Nie zrozum mnie źle, ale w waszym domu wszystko jest postawione na głowie. Wy się chyba wszyscy nawzajem, ze swoim zdaniem nie liczycie.

Właśnie bardziej w drugą stronę, zapraszając znajomych  wybieramy taki dzień bądź porę, w której najmniej bedziemy im przeszkadzać smile Jak chcemy posiedzieć dłużej w towarzystwie to wychodzimy na miasto bądź do kogoś innego, u nas spotkania odbywają sie na zasadzie popołudniowej kawy, a nie wieczornej imprezy imieninowej:)

181

Odp: Ach ta teściowa...

Bubuś, twoja odpowiedź jest bardzo poprawna politycznie, odpowiedzieć tak, by nie udzielić odpowiedzi.

Twoja teściowa też uważa, że gotowanie wspólne jest dobre, decyduje co dobre dla was za was.
Wy też decydujecie jak będzie dobrze dla teściów.
Tak rozumując zawsze są konflikty.

A teraz wyobraź sobie, teściowa mieszka u was, odwróć sytuację, wy jesteście gospodarzami.
Jak wg ciebie miałaby wyglądać organizacja domu.

182

Odp: Ach ta teściowa...

jeśli chodzi o gości, to mamy ich ani rzadko, ani często. wiadomo, czasem ktoś przyjdzie, siedzimy czasem do późna, choć to raczej jak teściowa idzie na noc do pracy. Choć aż tak wielkich oporów nie mam przed zapraszaniem gości, w końcu moja szanowna dałaby się pokroić, żeby mieć nas przy sobie, więc niestety musi mieć to z całym inwentarzem tongue mówię trochę złośliwie, ale wielokrotnie, jak ktoś do nas przyszedł a zbliżała się jej pora spania - 21 - to prosiłam ją żeby sobie zamknęła drzwi. Reakcja? Eeee, mnie nie przeszkadza, siedźcie sobie. ... Wiadomo, drzwi otwarte, to usłyszy każde słowo. Więc skoro nie przeszkadza, to nie przeszkadza tongue

183

Odp: Ach ta teściowa...
chaber05 napisał/a:

Bubuś, twoja odpowiedź jest bardzo poprawna politycznie, odpowiedzieć tak, by nie udzielić odpowiedzi.

A teraz wyobraź sobie, teściowa mieszka u was, odwróć sytuację, wy jesteście gospodarzami.
Jak wg ciebie miałaby wyglądać organizacja domu.

Czemu poprawna politycznie? smile Nie zdażyło się nam zrobić żadnej imprezy która mogłaby naruszyć spokój teściów. Znajomi nas raczej nie odwiedzają, a jesli to robią to są to wizyty popołudniowe, o 20 nokogo już nie ma. Zdaję obie sprawę z tego, że komuś może przezkadzać odgłos rozmów (zarówno tych za głośnych jak i tych za cichych tongue )
Mnie nie interesuje co robią teściowie, na co wydaja pieniądze, gdzie jadą, co planują, więc nie wiem czemu oni chcą aby jak najwięcej ich życia pokrywało się z naszym życiem smile Jadą gdzieś, niech jadą nie mam interesu w tym żeby wypytywać o szczegóły. Kupują coś staram sie tego nie komentować, aż do momentu gdy nie okazuje się, że było to kupowane z myslą o nas (np. teściowie kupili trzecia lodówkę bo jak twierdziła tesciowa za mało miejsca jest w dwóch pozostałych).

184

Odp: Ach ta teściowa...
chaber05 napisał/a:

Nie ustalamy zasad, jakoś to będzie.  A jak będzie ? No oczywiście najlepiej po mojej myśli.

Co to znaczy Bubuś, że zapraszacie znajomych, mając na uwadze, że  teściom może to przeszkadzać? Pytacie ich? Ustalacie cokolwiek, czy też na zasadzie, bo my się domyślamy, że im przeszkadzać nie będziemy.
Nie zrozum mnie źle, ale w waszym domu wszystko jest postawione na głowie. Wy się chyba wszyscy nawzajem, ze swoim zdaniem nie liczycie.

Mareno, dom twoich znajomych, bez ich zgody, przekształcono w dom otwarty. Ja bym nie miała oporów paradować w koszuli nocnej, a nuż w końcu ktoś zaskoczy. Jednak parłabym ku unormowaniu. Chodzi o to, że my też mamy swoich znajomych i rodzinę. Chłopcy mają swoich znajomych, zawsze, ale to zawsze, uzgadniają z nami wszelakie wizyty. Im też każę się upewniać, bo koledzy mają czasami zbyt luzackie podejście do tych spraw - e tam starzy, na pewno się zgodzą. Zdarza się nam, po wzajemnych ustaleniach wybywać zupełnie z domu, pozostawiamy im całkowitą swobodę.

Zadałam takie pytanie, bo akurat ta kwestia jest na tapecie w pracy.Młode rekiny oczywiście rozżalone, bo chcieliby rządzić, będąc nie u siebie. Strach pomyśleć, a co dopiero mieć takiego pod dachem.

Zaproponowałam, to co u nas: dwie soboty i niedziele nasze, pozostałe wasze , w tygodniu święty spokój, chyba, że ustalimy na daną chwilę inaczej.

Odbiegając od tematu - dom ze schodami w salonie to jest jakaś pomyłka. Znajomi też takowy posiadają, trojka biegających dzieci, tam i z powrotem na piętro, już im uwidoczniła jaki popełnili błąd w wyborze projektu. Obecnie odchodzi się też od otwartych przestrzeni w mieszkaniach, otwarta kuchnia z widokiem na salon, to też jest porażka. Wszyscy czują co było lub jest gotowane.

W moim wyobrażeniu, pod wspólnym dachem mozna mieszkać tylko wtedy, gdy są to dwa zupełnie odrębne mieszkania. Oddzielne wejścia, oddzielne kuchnie, łazienki i żeby nie było zbyt łatwo, brak wewnętrznej komunikacji między mieszkaniami. Oczywiście oddzielne liczniki wody i prądu. Jak najmniej wspólnoty i....da się żyć. W innym przypadku nie widzę możliwości pokojowego współistnienia. Zawsze coś będzie przeszkadzało i uwierało. To co normalne dla teściowej i teścia, nie koniecznie jest do zaakceptowania dla zięcia czy synowej i vice versa. I trudno się temu dziwić, w końcu to są dla siebie obcy ludzie, z innymi przyzwyczajeniami. Mozna by książkę napisać o przyczynach konfliktów międzypokoleniowych. Niektóre zaczynają się banalnie, a kończą totalną wojną.
Nie chciałabym byc opisywana na żadnym forum, że gotuję za tłusto, rzępolę na pianinie, mam bałagan w garderobie i wogóle moje zwyczaje są nie do przyjęcia dla synowej. Albo uchylam się od bieganiny za wnukiem i nie jestem w stu procentach do usług. Nie chciałabym przeczytać opisu zawartości mojej lodówki i tego, że mi papryka zgniła w najniższej szufladzie. A także tego, że zamiast wziąć się za prasowanie, siedzę z nosem w internecie, jak w tej chwili. Brrrrrrr.....
Pewnie mnie synowa opisuje jako bezduszną egoistkę, ale bez tych szczegółów, bo ich nie zna.

Mój dom niestety (albo stety) jest pełen otwartych przestrzeni i schody na górę są wprawdzie nie w salonie, ale zaraz obok. Tak nam się podobało i nadal podoba. Mieszkamy we troje, mąż, ja i nasza dorosła córka stanu wolnego. Tygodniami pomieszkuje z nami moja teściowa. Za chwilę przybędzie moja matka. Ojciec jest ciężko chory i potrzebuje 24-godzinnej opieki medycznej. Z ciężkim sercem, ale ZOL. Nie sprostałyśmy z matką opiece nad leżącym staruszkiem, który nie chodzi, nie siada, nie ma jasnego umysłu. I wszystkiemu co się z tym łączy.
Tak więc będziemy mieć w domu dwie stare kobiety. Obie sprawne fizycznie i umysłowo, ale jednak. Ale z tym się liczyliśmy i jesteśmy przygotowani. Z moją matką dawno temu na coś takiego się umówiliśmy.
I teraz clou programu. Po moich rodzicach zostaje mieszkanie, ładne, trzypokojowe. Jest nasze. Zaproponowaliśmy synowi, żeby się tam wprowadzili, na czas zanim nie zbudują (przy naszej pomocy) swojego domu na działce, którą dostali od nas. Albo oddamy im to mieszkanie, ale wtedy nie pomagamy w budowie. Synowa na to NIE ! Dlaczego? Bo ona nie będzie płacić. Nie nam, nie będzie płacić czynszu. Ona chce zamieszkać u  nas, sprzedać mieszkanie i dołożyć się do budowy domu. Dołozyć się, oznacza pieniądze ze sprzedaży NASZEJ własności.  Mieszkanie jest w małej miejscowości, nie w Warszawie, czy innej metropolii, gdzie ceny szybują pod sufit. Pieniędzy ze sprzedaży nie wystarczy nawet na jedną czwartą domu, więc bez naszego finansowego wsparcia nie dadzą rady. Syn zarabia przeciętnie, a synowa nie pracuje.
Więc tak - działka, mieszkanie, nasze zaangażowanie w ich budowę i przejście na nasz garnuszek na czas budowy, tego sobie panna życzy. I nie liczy się z niczym. Z tym, że próbuje zarządzać naszym życiem i naszym majątkiem. Nie widzi, ze mamy jeszcze jedno dziecko, któremu tez coś chcemy dać. Córka zarabia świetnie i odkłada pieniądze na swoją budowę. Jesienią wychodzi za mąż. Ale czy dlatego, że świetnie, to mamy jej nic nie dać? Według synowej właśnie tak ma być, bo oni bardziej potrzebują, bo nie mają takich perspektyw jak córka.
Syn cieszy się z naszej propozycji i oczywiście nie jesteśmy z nim w konflikcie. On rozumie. A żona ciosa mu kołki na głowie. Dodam, że rodzice synowej nie wsparli córki finansowo w żaden sposób. Jej matka tylko podjudza. Ale my tego nie oczekujemy i głupio mi, że napisałam poprzednie zdanie. Nas stać na to by pomóc własnym dzieciom, więc to robimy. Nasze dzieci przyjmują to z wdzięcznością, a ciska się tylko synowa. Tylko roszczenia, żądania, kręcenie nosem, impertynencje i fochy. Mam jej serdecznie dość! Jej i jej poglądów na życie!

185

Odp: Ach ta teściowa...

Bubuś tu nie chodzi o to, czy robiliście imprezę czy nie. Wy się wzajemnie lekceważycie, podejmujecie decyzje za siebie nawzajem.
Zapytam wprost: czy zapytałaś się teściowej czy taka, a taka częstotliwość wizyt, nie będzie przeszkadzać?
Podskórnie czuję, że nie.
Mnie by przeszkadzało takie szarogęszenie. Osobne piętro, liczniki - tutaj pełna swoboda, byleby tynk nie odpadał.
Mieszkaliśmy z dziadkami, trzeba było się konsultować, bo babcia mawiała, że w jasnowidztwo nie wierzy, a dobrymi chęciami to piekło wybrukowane.

Mareno, masz 100% rację, znośnie można mieszkać na osobnym piętrze, gdzie liczniki ma się odrębne na wszystko. Wejście też powinno być osobne, ale i tu prędzej czy poźniej moze zazgrzytać. A to jedna drugą podgląda, a to dzieci tupią, obcy się po posesji kręcą.

Najlepsze swoje, wiem że trudne do zdobycia, ale po to oboje z mężem oszczędzaliśmy, by coś tam na początek sypnąć. Nie jeździliśmy na wczasy, jedynie wycieczki, nie mamy dwóch samochodów. Trafiłoby mnie gdyby syn ze synową żyjąc sobie lekko, nie starali się zapracować jak najszybciej na własne, a gdyby jeszcze łapkę zaczęli wyciągać, o kurcze.... przestałabym być miła.

Staram się kontynuować dzieło przodków, ja coś otrzymałam, moja mama od swoich rodziców, oni od swoich.
Mareno, a synowej to się naprawdę dziwię. Pierwszy raz spotykam młodą osobę, chcącą żyć w domu wielopokoleniowym. Jej tok rozumowania jest jakby z innego świata, a twojemu synowi to odpowiada? Rany julek, ja ze swoimi czasami negocjacje i spory tygodniami prowadzę, a mieszkać tak do starości? Ło matko droga.

186

Odp: Ach ta teściowa...

No widzisz chaber, moja synowa jest z innej galaktyki. Chce mieszkać z nami, żeby zaoszczędzić na czynszu i prądzie. Inne koszty nieważne. Co syn na to? A, kłócą się o to. On jej tłumaczy niestosowność jej zachowania, a ona swoje. I koniec.
Bardolka tu parę dni temu napisała, że moja synowa być może w swojej dycyzji o małżeństwie kierowała się po części majątkowymi korzyściami. Aż przestraszyłam się jej postu, nie chcę tak myśleć. Ale ziarno zasiane. Jeśli jednak tak jest, to bardzo nieudolnie to maskuje, a właściwie nie maskuje wcale. Chyba to muszę sobie powiedzieć prosto w twarz.

187

Odp: Ach ta teściowa...
marena7 napisał/a:

No widzisz chaber, moja synowa jest z innej galaktyki. Chce mieszkać z nami, żeby zaoszczędzić na czynszu i prądzie. Inne koszty nieważne. Co syn na to? A, kłócą się o to. On jej tłumaczy niestosowność jej zachowania, a ona swoje. I koniec.
Bardolka tu parę dni temu napisała, że moja synowa być może w swojej dycyzji o małżeństwie kierowała się po części majątkowymi korzyściami. Aż przestraszyłam się jej postu, nie chcę tak myśleć. Ale ziarno zasiane. Jeśli jednak tak jest, to bardzo nieudolnie to maskuje, a właściwie nie maskuje wcale. Chyba to muszę sobie powiedzieć prosto w twarz.

Wiesz co Marena , młodym dziewczynom nie dziwię się że nie mogą sobie poradzić z upierdliwymi teściowymi -mądrości życiowej niestety nabiera się dopiero z wiekiem - tak jest i koniec. Ale TY ?! baba wiekowa , nie możesz sobie poradzić z upartą i nachalną synową ? weź ją do siebie jak tak bardzo chce ! i pokaż jej kto w Twoim domu rządzi. Tak żeby jej się odechciało mieszkania z teściową.
A poza tym to Ty chyba tą swoją uległością i brakiem "jaj" robisz krzywdę swojemu synowi. Każdy człowiek potrzebuje wsparcia swojej rodziny, a on od Ciebie wsparcia nie ma - bo Ty jak jakiś tchórz - wycofujesz się cicho i bokiem - nie wiem, ze strachu ?
Ja też mam syna, co prawda jeszcze dużo lat nauki przed nim, ale zawsze za nim stanę,  i  zawsze będę go wspierać nawet jeśli okażę się wredną dla synowej. Będę uczciwa wobec siebie i swoich wartości i będę wspierała swojego syna. Amen. Nie rozumiem Twojego zachowania.

188

Odp: Ach ta teściowa...
chaber05 napisał/a:

Zapytam wprost: czy zapytałaś się teściowej czy taka, a taka częstotliwość wizyt, nie będzie przeszkadzać?
Podskórnie czuję, że nie.
Mnie by przeszkadzało takie szarogęszenie.

W tym momencie ja się już w domu w ogóle nie oddzywam. Przychodzę, mówię ogółowi dzień dobry i biorę się za codzienne sprawunki. Na poczatku pytałam o prawie wszystko zawzwyczaj padalo

Eeee, mnie nie przeszkadza,

mnie również pytano o zdanie, tyle tylko, że sie z nim nie liczono, ja sie wycofywałam, az w koncu otwarcie tesciowej powiedziałam ,ze nie bede nic mówić bo i tak się mnie zlewa i w tym momencie rozmawiam tylko z mężem, a z teściowa poruszany jest tylko temat pogody i tego nieszczęsnego gotowania tongue Życzę nieskromnie kazdej teściowej takiego szarogeszenia się synowej jakie ja prezentowałam po przeprowadzce... po roku wiem, że "żadna synowa nie jest wystarczająco dobra,a żadna teściowa wystarczająco zła" Złota myśl teściowej ;P

189

Odp: Ach ta teściowa...
marena7 napisał/a:

No widzisz chaber, moja synowa jest z innej galaktyki. Chce mieszkać z nami, żeby zaoszczędzić na czynszu i prądzie. Inne koszty nieważne. Co syn na to? A, kłócą się o to. On jej tłumaczy niestosowność jej zachowania, a ona swoje. I koniec.
Bardolka tu parę dni temu napisała, że moja synowa być może w swojej dycyzji o małżeństwie kierowała się po części majątkowymi korzyściami. Aż przestraszyłam się jej postu, nie chcę tak myśleć. Ale ziarno zasiane. Jeśli jednak tak jest, to bardzo nieudolnie to maskuje, a właściwie nie maskuje wcale. Chyba to muszę sobie powiedzieć prosto w twarz.

Wiesz Marena, nie chciałam żeby to w jakiś sposób dołożyło ci zmartwireń. Ale zdaje się, że wypowiedziałam głośno to, o czym pewnie sama myślałaś. Ja nie mówię, że "poleciała" na majątek czy pieniądze. Raczej mi się wydaje, że niepojęte dla niej jest, że oni żyją jak normalna zwykła para, a tu teściowie przecież tacy BOGACI (SIC!). Ja wbrew opinii Chaber nie myślę, że powinnaś ich wziąć do siebie. Syn musi w końcu jej przetłumaczyć, inaczej to nie ma sensu.

190

Odp: Ach ta teściowa...

Jasne Bardolka, przychodziło mi to do głowy. Jest parę rzeczy, które to mi mówiły, ale nie chcę o tym pisać.
Oczywiste jest to, że nie wezmę ich do siebie. Wziąć tylko po to, żeby spuścić synowej łomot? Co za myślenie!
Syn jest dorosłym facetem, ma 33 lata, sam musi sobie poradzić z narowistą żoną. On ją kocha. I choćbym nie wiem jak bardzo była do niej krytycznie ustosunkowana, to fakt, że on ją kocha, zamyka mi usta.
Nie poszukuję rad. Opowiadam swoją historię, żeby pokazać jak wygląda życie od strony teściowej. Że nie jest łatwo ułożyć sobie stosunki z osobą zupełnie obcą, z którą różnimy się wszystkim i z którą nie utrzymywalibyśmy znajomości, gdyby to tylko od nas zależało.  Nasze dorosłe dzieci dokonują własnych wyborów, a rodzicom nic do tego. Jest super, jeśli pomiedzy rodzicami a synową czy zięciem jest jakaś nić porozumienia, związana z podobnymi poglądami na różne życiowe sprawy. A jeśli nie ma? Też żyć trzeba, ale tak, by nie stawiać swojego dziecka między młotem a kowadłem. Nie wejdę między syna a synową. Nie wezmę synowej "na dywanik", by jej powiedzieć co o niej myślę. I nie będę udowadniać synowi, że dokonał złego wyboru, w moim mniemaniu. Bo to moje mniemanie, on kierował się zupełnie czymś innym. A przy tym wszystkim, nie pozwolę też wejść sobie na głowę.
Pozdrawiam, Bardolka.

191 Ostatnio edytowany przez chaber05 (2012-01-23 20:52:18)

Odp: Ach ta teściowa...

To nie ja sugerowałam wzięcie synowej pod  swój dach. Realna wystąpiła z tym pomysłem.
A tak na serio, byłby to krok zmierzający ku katastrofie. Jestem też przeciwna karaniu za bycie lepiej sytuowaną, bardziej zapobiegliwą, oszczędną, przewidującą. Po co się przeprowadzać do domu, można żyć wesoło i dostatnio w małym mieszkanku. Duży dom to jak widać czasami same problemy, chętnych do zamieszkania za friko od groma.

Zaoszczędzenie na opłatach, wyliczmy ile to może być:
- czynsz, różnie z tym bywa, zależy co za mieszkanie, średnio między 300 a 600 zł, przyjmijmy,że 400 zł miesiecznie, czyli rocznie 4800zl
- prąd przy małym dziecku pewnie 250/ 2m-ce, rocznie 1500 zł
- woda 100 zł/ 2m-ce, rocznie 600 zł
- gaz 50 zł/ 2m-ce, rocznie 300 zł
- śmieci 50 zł miesiecznie
Ostatecznie roczne koszty opłat za średnie mieszkanie wynoszą plus minus - 7800 zł. Jeśli mieszkanie znajduje się w małym mieście to czynsz mniejszy, ale i tak zbiera się spora sumka. Nic tylko uszczęśliwić teściów , bo młodzi muszą się jakoś dorobić.

A kwestia wynajmu? To też nieliche pieniądze.

Mareno współczuję sytuacji, obym nie zaliczyła podobnej. Rozumiem rozżalenie młodych inwestujących w cudzy dom, ale to i tak najczęściej ułamek jego wartości.


Niestety nie pocieszę tu nikogo, myśmy wyszli na prostą po kilkunastu latach. Też chcielibyśmy pożyć, a nie płacić zwiększone rachunki, plus mieć tyłek obrabiany. Fajnie jak się młodzi dokładają, ale muszą to być realne koszty, a nie dorzucimy się 200 zł, niech się ucieszą. Najstarsza szwagierka już zakosztowała tego miodu po urodzeniu wnuczki, też litościwa jest.

Kto ma miękkie serduszko, musi mieć twardy tyłek.

192

Odp: Ach ta teściowa...

Oj tak, Chaber. Czasem żałuję, że nie mieszkam w szopie i nie żyję z opieki społecznej. Nikt by się do mnie nie chciał wprowadzać, choć pewnie obrabiano by mi tyłek, ze jestem nieudacznikiem.
Żartuję oczywiście.
Z dwojga złego, to znaczy mieszkam z synową, ponoszę koszty materialne i psychiczne i tyłek mam obrabiany, a nie mieszkam, nie ponoszę kosztów, a z tyłkiem jest tak samo jak w pierwszym przypadku - wolę zdecydowanie drugą wersję. Bo przynajmniej w domu mam święty spokój. I nie dam sobie tego spokoju odebrać za nic na świecie. Mam prawo sobie pożyć. I Ty też, Chaber.
Pozdrawiam ciepło!

193 Ostatnio edytowany przez zulu gula7 (2012-01-26 12:34:54)

Odp: Ach ta teściowa...

wiesz co marena,jedziesz po swojej synowej,wcale sie nie dziwie ze nie lubi ciebie,a po drugie pomylilas tematy,tu jest :ach ta tesciowa:i swoimi wypowiedziami to udowadniasz,z poczatku zaczynalas lagodne pisanie,ale widze ze sie wkrecilas,chyba sie zagalopowalas i zadnym swoim postem nie udowodnilas mi ze:jestes dobra tesciowa,wrecz odwrotnie,pierw piszesz ze dorobiliscie sie wszystkiego sami,a potem ze dostalas pieniadze od matki  itp,a twoja wypowiedz:fakt ze on ja(synowa)kocha zamyka mi usta to swiadczy tylko o tobie,przeciez nie musisz absolutnie pomagac Synkowi a tu wylewac zale na synowa i jaka ty dobra itp.eeeeeeechchch.obrabiasz tylek synowej,z kazdym postem przypisujac jej rozne epitety,a sama masz wielce zal ze ty masz tylek obrabiany,a czego ty sie spodziewasz.

194

Odp: Ach ta teściowa...

jak jest mozliwosc to mlodzi powinni otrzymac pomoc, ale skoro moga mieszkac sami to tylko sie cieszyc:) chalupa i tak bedzie syna, ale za 30 lat i nie teraz. to twoj dom marena i masz prawo.

195

Odp: Ach ta teściowa...

Zulu gula, trzeba było zostawić wulgarnie wyrazistą, pierwszą wersje postu. Co w sercu to...wytrollowane.

Posty [ 131 do 195 z 1,243 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 20 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024